Ostatnie możliwe miejsce

By fulwia

4.4K 714 637

Spotkanie dwojga dojrzałych i obarczonych bagażem bolesnych doświadczeń ludzi. Kobieta po przejściach, femme... More

Część 1. Jesień 2018
Część 3. Jesień 2018
Część 4. Jesień 2018
Część 5. Jesień 2018
Część 6. Jesień 2018
Część 7. Jesień 2018
Część 8. Jesień 2018
Część 9. Jesień 2018
Część 10. Jesień 2018
Część 11. Jesień 2018
Część 12. Jesień 2018
Część 13. Jesień 2018
Część 14. Jesień 2018
Część 15. Jesień 2018
Część 16. Jesień 2018
Część 17. Jesień 2018
Część 18. Zima 2018
Część 19. Zima 2018
Część 20. Zima 2018/2019
Część 21. Zima 2019
Część 22. Zima 2019
Część 23. Zima 2019
Część 24. Zima 2019
Część 25. Zima 2019
Część 26. Zima 2019
Część 27. Zima 2019
Część 28. Wiosna 2019
Część 29. Wiosna 2019
Część 30. Wiosna 2019
Część 31. Wiosna 2019
Część 32. Wiosna 2019
Część 33. Wiosna 2019
Część 34. Wiosna 2019

Część 2. Jesień 2018

183 25 24
By fulwia


- Ciekawe, czego chce ten stary piernik – pomrukuje Igor.

Siedzimy w mojej kuchni, nad stygnącymi kawami. Doświadczam podwójnego kaca – fizycznego, po wczorajszym przedawkowaniu kolorowych drinków w pewnym barze na Kazimierzu i moralnego, związanego z niespodziewanym udziałem Petera Geista w moim samoupodleniu.

- Może nawiązać normalne, rodzinne relacje? - podsuwam, choć sama w to nie wierzę.

Usiłuję usystematyzować wszystko, co wiem o Peterze i muszę przyznać, że jest tego niewiele. Ukochany, młodszy brat Wiktorii, z którym widywała się rzadziej niż sporadycznie i który nie raczył przyjechać na pogrzeb siostrzeńca. To coś mówi o człowieku, a jednak nie chcę go przekreślać a priori. Miał barwne życie, jeżeli można w tym słowie zamknąć nałogowe zawieranie małżeństw oraz fakt, że kogoś innego uważał za swojego ojca, ktoś inny był nim naprawdę, a jeszcze ktoś inny go wychowywał.

I nie byłoby w tym nic aż tak działającego na wyobraźnię, gdy nie fakt, że jego biologicznym ojcem był pewien stacjonujący w Polsce w czasie wojny wysoki rangą oficer SS. I nie była to bynajmniej romantyczna, wojenna miłość. Nadal nie byłoby w tym nic aż tak szokującego, gdyby nie fakt, że owy nazista dożywszy szczęśliwie sędziwego wieku, nie pociągnięty do odpowiedzialności za swoje czyny, umierając we własnym, wygodnym łóżku, w ostatnim przebłysku przyzwoitości zapisał Peterowi cały swój, znaczny majątek. Synowi, którego nigdy w życiu nie widział na własne oczy.

- Jak mówią w tym mieście: kiedy nie wiadomo, o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze – podsuwa Igor z cynicznym uśmieszkiem.

Dziś – ponieważ odczuwam kaca i wciąż przykry stan odrętwienia po pogrzebie Wiktorii – Igor działa mi na nerwy jak mało kiedy.

- Zmień repertuar swoich mądrości życiowych, bo te stają się zbyt oklepane – puentuję miażdżąco. - Peter ma z pewnością dość pieniędzy, by nie polować na spadek po Wiktorii.

- On może nie, ale my moglibyśmy zapolować na jego. O ile pamiętam, jest bezdzietny, nie ma żadnych spadkobierców? - dopytuje. - Może faktycznie warto nawiązać z nim bliższe, rodzinne relacje?

- Igor, jesteś męczący i monotematyczny – pomrukuję niechętnie.

Po wczorajszych ekscesach wciąż boli mnie głowa.

- Nigdy nie zastanawiałaś się nad tym, że życie obeszło się z nami bardzo niesprawiedliwie, siostra? - ciągnie mój brat niestrudzenie. - Nigdy nie mieliśmy dość pieniędzy, by nie martwić się o szereg prozaicznych spraw, o które taki wujek Peter martwić się nie musi. Nie pomyślałaś nigdy, że nasz ojciec dał dupy, przeprowadzając się do tego zimnego i nieprzyjaznego kraju? Że zamiast truć się smogiem, moglibyśmy mieszkać na jakiejś malowniczej wysepce na Morzu Egejskim, hodować cytryny i czesać kasę z turystów?

- Oliwki – poprawiam. - Nie lubię cytryn.

- Niech ci będzie, oliwki, ale ten gatunek, który rośnie na drzewach od razu bez pestek i nadziewany anchois...

Urywa swoją błazenadę, bo w progu staje Majka. Mina mu rzednie.

- Cześć – mówi Majka.

- Cześć – odpowiada zdawkowo i ucieka wzrokiem.

Napięcie w kuchni zaczyna osiągać poziom przewyższający stężenie pyłu zawieszonego PM2,5.

- Nie wiedziałam, że dziś przyjdziesz – dodaje Majka, nie patrząc na niego.

- Ja też nie wiedziałem, dopóki nie przyszedłem – odcina się Igor błyskawicznie. - Chciałem się przekonać, jak twoja matka się trzyma, no i okazało się, że poza kacem nic jej nie dolega.

- To możesz już sobie iść, prawda? - rzuca Majka lekceważąco.

Potem otwiera lodówkę, zagląda do jej wnętrza i krzywi się:

- Nie ma piwa? - podejmuje, choć wydaje się to oczywiste

- Czy coś się stało, Majeczko? - odzywam się słodko.

- Nie, skądże - wyrzuca z siebie szybko, z napięciem. - Wypiłaś całe piwo?

- Wydaje mi się, że już wczoraj go nie było - mówię ostrożnie.

Majka zatrzaskuje lodówkę z impetem i wypala:

- Studiuję na wyjątkowo wyczerpującym kierunku, czy to tak wiele oczekiwać, że po powrocie do domu w lodówce będzie zimne piwo?

- A u mnie zawsze jest – wtrąca Igor z ironicznym uśmieszkiem.

- Zamknij się! Nikogo to nie interesuje – warczy Majka.

- Zajrzyj do pojemnika na dole – przypominam sobie. - Widziałam tam cydr.

- Rozpijasz własne dziecko – odzywa się Igor.

- Zamknij się – warczymy obie z Majką, równocześnie.

Majka ponownie otwiera lodówkę, wydobywa butelkę, robi półobrót, zamyka drzwi lodówki kopnięciem, a butelkę otwiera o kant stołu.

Oczywiście, popisuje się, ale ten gest ma dla mnie też inny wymiar, przypomina mi o kimś, boleśnie, dotkliwie, przejmująco. Przez chwilę go widzę, w tej kuchni, choć wiem, że jest to tylko projekcja mojego otępiałego i skołowanego umysłu, jak otwiera butelkę piwa w dokładnie taki sposób, okraszając to szatańskim uśmiechem.

- Niszczysz mi stół, Sandor – mówię z udawaną naganą, bo w gruncie rzeczy patrzę na niego z czułością.

- Niszczę stół Piotra i jest to działanie zamierzone – pomrukuje.

- Nie wystarcza ci, że bzykasz jego żonę? - podejmuję prowokująco.

- To inny rodzaj satysfakcji – stwierdza z krzywym uśmiechem.

A potem odstawia butelkę na blat, chwyta mnie mocno w pasie, unosi do góry i sadza tyłkiem na stole.

- Zbezcześćmy ten stół jeszcze bardziej... - mruczy mi do ucha.

Dlaczego to wtedy zrobiłam, zaprosiłam go do naszego domu, w czasie, kiedy mój mąż był w szpitalu, a dzieci w szkole i pozwoliłam zerżnąć się na kuchennym stole? Nie wiem. Balansowałam na krawędzi przepaści, prowokując nieuchronną katastrofę. Chciałam zostać zdemaskowana. Samodzielnie nie byłam w stanie podjąć decyzji. Odejść od Piotra, albo zakończyć romans z Sandorem. Chciałam, żeby ktoś zrobił to za mnie. Żeby Piotr wszedł i nas przyłapał. Teraz myślę, że chciałam zdjąć z siebie odpowiedzialność. Ale jak to zwykle w życiu bywa, sprawy nie potoczyły się po mojej myśli.

Tracę wątek kłótni Majki i Igora.

- Nic na to nie poradzę, że nie mogę patrzeć na ciebie na trzeźwo – rzuca Majka

- To nie patrz – mruczy Igor

- To nie przyłaź tutaj! Dlaczego wciąż muszę go oglądać? - zwraca się do mnie z wyrzutem.

- Bo to mój brat? – podsuwam niepewnie.

- Zachowujesz się jak gówniara – kwituje Igor oschle.

- A ty jesteś super odpowiedzialny i dojrzały, pojebie... - syczy Majka.

- To nie mnie, kurwa, sytuacja przerosła! - wybucha Igor

- Przestańcie oboje! - krzyczę. - Igor, wyjdź!

- Co?! Dlaczego ja mam wyjść?

- Bo tutaj nie mieszkasz. Bo jesteś starszy i przynajmniej w teorii powinieneś być mądrzejszy. Bo to była, kurwa, twoja wina! - kończę, krzycząc.

- No tak, ostateczny argument – kwituje Igor cierpko.

Wstaje i wychodzi, trzaskając wejściowymi drzwiami. Majka opiera się ramieniem o kuchenną szafkę i odwraca się do mnie tyłem, by ukryć łzy.

- Nie płacz – mówię miękko.

- Nie płaczę – odpowiada ostro. - To przez smog, oczy mi łzawią. Daj mi spokój, mamo.

Zabiera butelkę cydru i wychodzi z kuchni.


Spotykam się z Peterem w niedzielę w niedużym, urokliwym Parku Decjusza. Zabieram ze sobą dwójkę moich młodszych dzieci: trzynastoletniego Michała Aleksandra, którego wszyscy nazywamy Saszą i ośmioletnią Milenę, zwaną Milką. Milka ma zespół Downa. To taki specyficzny test dla Petera. Choć pewnie słyszał od Wiktorii o chorobie Milki, zastanawiam się jak wypadnie w konfrontacji twarzą w twarz.

Odkąd Milka przyszła na świat, doświadczyłam wszelkich możliwych reakcji otoczenia na niepełnosprawność mojego dziecka. Życzliwych, obojętnych, ale i skrajnie negatywnych. Był czas, że walczyłam, przekonywałam, cierpliwie tłumaczyłam. Był też czas, że wstydziłam się, wręcz obsesyjnie bałam wychodzić z córką na spacer, na plac zabaw, do parku. Nie chciałam widzieć współczujących spojrzeń, litościwych półuśmieszków. Potem uodporniłam się. Zawsze byłam introwertyczką, więc po prostu jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie, odgrodziłam od potencjalnie nieżyczliwego świata. Przestałam widzieć i słyszeć. To nie jest kraj dla niepełnosprawnych ludzi – mogłabym sparafrazować tytuł pewnego filmu. Szczególnie, jeśli ta niepełnosprawność obejmuje ograniczenia intelektualne. Wtedy człowiek staje się w oczach wielu zakałą społeczeństwa, pasożytem żyjącym na koszt innych obywateli i z ich podatków. Okrutne, ale prawdziwe.

Peter kojarzy mi się z emerytowanym wojskowym. Wysoki, szczupły, elegancki i dystyngowany, przypomina mi pewnego starego, angielskiego aktora, którego nazwiska nie pamiętam. Przed laty z pewnością był bardzo atrakcyjnym mężczyzną. W zasadzie nadal nim jest. Jest w nim coś arystokratycznego, pomnikowego, ma doskonałe maniery i oszczędne gesty. Kontroluje się, a może ma to we krwi. Stanowi całkowite przeciwieństwo Wiktorii, która odkąd ja poznałam, „walczyła" z nadwagą, ubierała się krzykliwie, była wylewna, emocjonalna, żywiołowa, wręcz wulgarna. Peter jest dla mnie zagadką, którą chcę rozwikłać. Nie wiem jeszcze, dlaczego.

Jest ciepły, wreszcie słoneczny dzień, nadszedł ten krótki i najbardziej malowniczy okres jesieni, gdy kolorowe liście zdobią jeszcze drzewa. Robię dzieciom mnóstwo zdjęć telefonem.

Peter trzyma dystans, z uprzejmym półuśmiechem obserwuje wygłupy Saszy i Milki w stercie opadłych liści. Sasza, z natury spokojny i flegmatyczny, jest już o wiele za duży na podobne zabawy, ale nigdy nie odmawia Milce. Podejrzewam, że Peter nie przepada za dziećmi, skoro nie ma własnych.

Potem idziemy do pobliskiej włoskiej restauracji, jest na tyle ciepło, że zajmujemy stolik w ogródku. Znajduje się tam plac zabaw z drabinką, zjeżdżalnią i huśtawką. Sasza ofiarnie pełni rolę strażnika i opiekuna Milki.

Oczekujemy na realizację zamówienia, rozmawiając o wszystkim i niczym. Peter jest taktowny, nie wspomina o naszym niefortunnym spotkaniu w pewnym barze na Kazimierzu, nie robi najmniejszych aluzji, czym zaskarbia sobie moją sympatię, bo moralizatorstwa mam dość od Igora. Długo krąży wokół tematu, zanim przechodzi do sedna i przedstawia swoje zamiary. Chyba nie jestem tym zaskoczona, choć może trochę rozczarowana.

- Mogę zaoferować atrakcyjną cenę – mówi Peter. - Zależy mi na tym domu, pani Julio. Ze względów sentymentalnych. Nie urodziłem się tam, co prawda, ale zawsze był mi szczególnie bliski.

- Tam został pan poczęty – uśmiecham się.

Peter sztywnieje.

- Ne, nie z tego powodu. Stryj Jan, który był mi praktycznie ojcem, wspominał majątek z wielkim rozrzewnieniem. Chciałbym uratować ten dom, póki jeszcze jest to możliwe.

- Był pan tam ostatnio? - podejmuję rzeczowo.

Nie chcę, żeby się łudził.

- Nie, nigdy tam nie byłem – przyznaje. - Znam obecny stan dworu z opowieści Wiktorii.

- Dom się rozpada i nadaje się tylko do wyburzenia – mówię wprost. - Podobno wystarczy mocniej kopnąć w ścianę.

Peter wzdycha nieznacznie.

- Wiem, że czas działa na niekorzyść. Wiktoria, po odzyskaniu praw własności do majątku, przez wiele lat walczyła o przeniesienie dworu do jednego ze skansenów na Lubelszczyźnie – ciągnie Peter. - Ale bezskutecznie. Zgodnie z opinią urzędników, dwór nie stanowił polskiego dziedzictwa kulturowego. Należał do niemieckiej rodziny i patriotyczna działalność mojej stryja nikogo nie interesowała. A może raczej nikt w nią nie wierzył. Dom został więc skazany na niebyt, podobnie jak setki poniemieckich dworów i pałaców na zachodzie Polski. Zmiana władzy nie przyniosła zmiany ludzkiej mentalności – kończy z goryczą.

- Oczywiście, sprzedam panu tę ziemię. Dla mnie to tylko kłopot – zapewniam.

- Dziękuję – uśmiecha się z wyraźną ulgą.

- Tyle, że formalnie właścicielami Niewiadowa będą moje dzieci i trzeba najpierw przeprowadzić sprawy spadkowe, bo Wiktoria nie zdążyła spisać testamentu – dodaję. - Nie wiem, czy mogę dokonać sprzedaży w ich imieniu, nie mam na myśli braku woli z mojej strony, tylko ograniczenia, które nakładają na mnie przepisy prawa.

Peter przytakuje, zapewniając, że rozumie.

- Porozmawiam z prawnikiem – ucina.

Chcę zapytać jeszcze o cenę, ale gryzę się w język. Przyjdzie na to czas.

- Mam jeszcze wojenny pamiętnik pana matki – dodaję z uśmiechem.

Peter znów sztywnieje.

- Naprawdę?

- Tak. Mój przyjaciel... - zacinam się na wspomnieniu o Sandorze.

Znów przez chwilę mam przed oczami jego twarz, przydługie włosy opadające na jeden policzek, krzywy uśmiech z uniesioną jedną brwią.

- Tak? - podejmuje Peter wyczekująco.

- Mój przyjaciel pomógł go odczytać i przetłumaczyć – kontynuuję, przełykając ślinę, by usunąć suchość w gardle. - Był pisany po francusku, przed wojną wielu wykształconych ludzi posługiwała się biegle tym językiem, ale zarazem była to na tyle wąska grupa, by ukryć jego treść przed ciekawskimi.

- Co nie do końca się udało – wtrąca Peter.

- Tak.

- Może go pani zachować. Albo wyrzucić. Nie interesują mnie wynurzenia mojej matki – ucina oschle.

- Nie wybaczył jej pan, że pana okłamała – podsuwam dość bezwzględnie.

- Ależ nie – zapewnia niespodziewanie lekko. - Wybaczyłem jej dawno temu. Zrozumiałem, że nie miała innego wyjścia, chciała mnie chronić, ze wszystkich sił. Została potwornie skrzywdzona, najgorzej, jak można skrzywdzić kobietę. Nie chcę czytać o sprawach, które do tego doprowadziły. Wiem dość.

- A jednak przyjął pan nazwisko człowieka, który skrzywdził pana matkę – ciągnę obcesowo.

- Ze względów biznesowych. Człowiek, który mnie spłodził, bo na określenie ojciec z pewnością nie zasłużył, prowadził zakrojone na szeroką skalę interesy w ówczesnym RFN. Nazwisko otworzyło przede mną niejedne drzwi.

- Obawiam się, że nie wie pan o swoich rodzicach wszystkiego – podsuwam ostrożnie.

- Nie, to pani nie wie wszystkiego, pani Julio – przerywa mi dość ostro. - Jestem owocem gwałtu.

Continue Reading

You'll Also Like

428K 17.1K 48
Vikram, a senior officer, prioritizes his duty above all else, much like his father, ACP Rajendra. He has three siblings: one is an officer, and the...
Ice Cold By m

General Fiction

2.3M 85.7K 50
[boyxboy] Wren Ridley is always two steps ahead of everyone, or so he thinks. His life seems out of his control when he starts having feelings for so...
34.7K 954 20
Isabella Rose Ivy Valencia-Moretti, the only girl born in Italian Mafia family after so many generations. Not only she is the princess of Italian Maf...
52.7K 2.7K 50
The Rajputs well known as the most powerful and devil's for the people who tries to messed up with them people got goosebumps just by listening to th...