Afterdeath: Kryminalny świat

By Mika_Wolfie

1.6K 157 195

Opowiadanie na podstawie Criminal AU. Zapada wyrok skazujący, tym samym powoduje, że Geno trafia do więzienia... More

Wstęp
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 4

Rozdział 3

294 33 103
By Mika_Wolfie

– Ty sobie żartujesz, prawda? – spytał Geno, lecz chcąc nie chcąc i tak skończył w tak upokarzający sposób, że nawet nie chciał o tym wspominać. – To się nie dzieje naprawdę... – mruknął, odkręcając wodę i zajął się zmywaniem naczyń.

Ubrany był w strój pokojówki z tym czepkiem. Nie dość, że sprzątał, gotował i robił temu idiocie pieprzoną kawę, to dzisiaj na dodatek ten w ostatnim czasie ciągle coś upuszcza i każe mu się schylać. To już robiło się męczące, a on nie mógł zrozumieć dlaczego Reaper stał się taką łamagą.

Pokręcił czaszką, zajmując się zmywaniem naczyń. Mimo wszystko aż tak zła ta praca nie była - miał czas, żeby wszystko przemyśleć, a co najważniejsze, nie musiał tak strasznie się męczyć, jak inni więźniowie. W sumie to tak jakby dostał własny pokój i nie miał jak się z innymi spotykać... Co w sumie, patrząc na to z tej perspektywy, było nieco straszne. Czy w ogóle coś takiego było legalne? Reaper zachowywał się czasem, jakby był jego własnością. No a przecież był tu już od kilku tygodni.

– Genuś~ Moja pokojówko~ Kiedy kolacja~? Mogę zacząć od deserku~? – Geno niemal podskoczył, słysząc wołanie Reapera. Jego czaszka się z automatu nagrzała, a czerwone rumieńce zaczęły się na niej pojawiać.

– Cholera! – zaklnął głośno, gdy poczuł ostrze noża, które mył, jak przecina mu dłoń. – Pieprzony zboczeniec – syknął na myśl o Reaperze.

Szybko wsunął dłoń pod lejącą się wodę z kranu, rozglądając się za czymś, czym mógłby zatamować krwawienie. On to miał cholerne szczęście, nie ma co. Nie mając nic innego pod ręką, zmuszony był wziąć trochę papieru kuchennego, przykładając go do rany w kości u dłoni z której lała się krew. A niby jest szkieletem i nie powinien krwawić. Idiotyzm natury po raz kolejny daje się we znaki im, potworom, przypominającym ludzkie szkielety.

Wzdychając ciężko, ruszył w stronę apteczki, szukając czegoś do zatamowania krwi. Wystarczy, że już z żeber i ust krwawi... To dziwne, że jeszcze od tego nie umarł. Najwidoczniej szkielet nie może doznać zgonu poprzez wykrwawienie się. W sumie byłoby to niezwykle komiczne, gdyby takowa możliwość istniała.

Wyciągnął z szafki apteczkę, akurat gdy drzwi od kuchni się otworzyły. Trzymany przez Geno przedmiot upadł, a on z szokiem obejrzał się na właściciela tego miejsca, który stanął w progu. Uśmiech na czaszce Reapera nie zapowiadał niczego dobrego, lecz gdy wzrok tego zboczeńca, jak lubił go nazywać w myślach Geno, spoczęła na jego krwawiącej dłoni. Radość zmieniała się w troskę, co całkowicie go skołowało. Szczególnie, gdy Reaper w jednej sekundzie podniósł leżącą na płytkach apteczkę i łapiąc go za dłoń, wyciągnął wodę utlenioną, polewając jego ranę. Cichy syk wyrwał się mimowolnie z ust Geno.

– Trzeba było uważać – skarcił go Reaper, wyjmując z apteczki wacik i przyłożył go do rany, a następnie zaczął bandażować. – Nie chcę, żebyś mi się tu wykrwawił – powiedział zatroskany.

– Ty wiesz, że to była tylko mała rana? – spytał Geno, patrząc na całą swoją dłoń, którą zabandażował jego „szef". – Nie przesadziłeś nieco?

Reaper spojrzał na swoje dzieło.

– Nawet nie podziękujesz? – wytknął mu, chcąc przemilczeć fakt, że przesadził z pierwszą pomocą. – To ja się tu staram!

– Gdyby nie ty, nie miałbym tej rany – stwierdził ostro Geno.

Reaper odsunął się i złapał się za miejsce, gdzie powinien mieć serce, przybierając dramatyczną pozę.

– Ranisz me serce!

– Nie masz serca, jesteś szkieletem – powiedział mu bezlitośnie Geno.

– Dzięki... - odrzekł z lekka podłamany Reaper.

– Jeżeli skończyłeś swój dziwny teatrzyk, to ja mam swoje obowiązki do spełnienia, także wyjdź z kuchni i zajmij się swoimi, a nie zabierasz mi bezcenne sekundy z dala od ciebie – dodał Geno i wrócił do mycia, uprzednio zakładając tym razem gumowe rękawiczki.

– Genuś...

– Co ty znów odwalasz? Nie zamierzam sprzątać twoich zwłok, więc podnoś się z tej podłogi! – wydarł się na niego naprawdę głośno, lekko wkurzony Geno.

*****

Reboot położył dłonie na wysokości swojej miednicy i potępiającym wzrokiem spiorunował roześmianego więźnia. Tupnął dodatkowo nogą, chcąc doprowadzić go do porządku, lecz wywołało to, co oczywiste, zgoła odwrotny efekt.

– Marvul! Przestań! I oddaj moją pałkę! – zawołał zawstydzony tym faktem Reboot. Nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, że ten mu ją zabrał. To byłaby kolejna w tym miesiącu, a choć szef ostatnio jest spokojniejszy i tak woli się mu nie podpaść. – No proszę cię, no!

– A do czego ty jej używasz, co~? – spytał zaczepnie Marvul, opierając się o kraty, które dzieliły ich. – Bo jeżeli chcesz, ja mogę użyczyć ci swojej~

– Znów mówisz jakieś zboczeństwa, prawda?! – spytał podejrzliwie Reboot. Biedak był jak dziecko - niewinny i zbyt ufny.

– Skąd... Ja? Nigdy w życiu – powiedział, robiąc niewinną minę. Oczywiście Reboot był nieufny. – Chcę ci po prostu dać coś, czego nigdy nie zgubisz – dodał i mrugnął do niego oczodołem. – Wejdź do mnie i ci pokaże cudowna pałkę mocy~

Reboot nie powinien tam wchodzić. Wiedział to, a szczególnie nie powinien ufać Marvulowi, wszyscy mu tak mówili. Jednak... ten przecież powiedział mu, że to żadne zboczeństwa.

– No dobrze – powiedział ufnie i otworzył kraty, wchodząc do środka celi Marvula i rozejrzał się. - To gdzie ta pałka mo- – przerwał, gdy z szokiem patrzył jak Marvul opuszcza spodnie.

A trzeba było mu nie ufać!

*****

Reaper siedział w swoim gabinecie,  było to jego ulubione miejsce, czarne ściany i ciemne meble oraz niewielkie promienie słońca przedostające się przez żaluzje. Wręcz idealne miejsce dla kogoś jego pokroju. Mimo to, jego myśli błąkały wokół jego uroczej pomocy domowej. Uśmiech, na samą myśl szkieleta zamkniętego w jego domu, powodował u niego marzycielskie westchnienie. Jednak do tej pory nie uświadomił sobie, jak bardzo wpadł w więzy miłości.

Bawiąc się kartkami papieru swoich dokumentów, nie zorientował się nawet kiedy nadeszła na tyle późna godzina, że jedyne światło, które teraz oświetlało jego gabinet to staromodna lampa naftowa, stojąca na rogu jego biurka.

– Szefie!

Drzwi otworzyły się gwałtownie, a zaskoczony Reaper walnął czaszką w biurko, wybudzony z marzycielskich myśli. Zdumiony, spojrzał na policjanta, który ośmielił się zakłócić mu spokój. Widząc mocno poddenerwowanego drogówkarza, westchnął, wiedząc już tym samym do czego się zanosi.

Znudzony oparł dłoń o rękę i czekał.

– Ten palant znów to robi!

– Taaa... Po prostu się z nim umów, Red – stwierdził Reaper i w końcu zainteresował się papierami na swoim biurku. Zaczął je przeglądać, czytając z uwagą raporty z dzisiejszych zmian. – Wtedy przestanie tak bardzo chcieć zwrócić na siebie twoją uwagę...

– Chciałbym móc zabrać mu to pieprzone prawo jazdy i wepchnąć w ten jego paskudny, miodożerczy ryj! I śmiałbym się, patrząc jak się nim dławi, dupek pieprzony!

Reaper nie reagował, odkładając jeden raport na bok. Jego wzrok spoczął na innym i aż zamrugał zdumiony oczodołami, czytając informację jednego z policjantów, którzy pracują jako strażnicy jego ośrodka więziennego.

– Kurwa! Czemu ten szajbus musi być bratem Blueberry'ego?! No ja pierdole! Najchętniej to bym mu kark ukręcił i jego parszywym ryjem zagrał w kręgle!

– JA PIERDOLE! – wydarł się Reaper, przez co Red umilkł. – BIEDNY REBOOT! – krzyknął i szybko wypadł z biura.

– Co się dzieje, do kurwy nędzy?! – krzyknął Red, naturalnie, biegnąc od razu za Reaperem.

Ten co oczywiste ruszył szybko w stronę celi Marvula, pech chciał, że jednak na swojej drodze spotkał nikogo innego, niż Inka, głównego dowodzącego oddziałami SWAT. Czy ten dzień nie może być lepszy? Red, biegnący za nim, od razu na niego wpadł. Ten stęknął, lecz wysilił się na uśmiech. Kto podejrzewał, że Ink zaszczyci go akurat dzisiaj wizytą?

Zaskoczenie pojawiło się na czaszce Malarza – tak na niego wszyscy wołali - ale równie szybko pojawił się uśmiech. Podniósł dłoń i im pomachał.

– Cześć! Cieszę się, że cię spotkałem! Akurat chciałem z tobą przedyskutować jedną ważną kwestię – przyznał i spojrzał z lekkim zaskoczeniem na Reda. – Cześć! Jestem Ink, a ty?

Reaper przeklnął w duchu, patrząc na Inka. Nie mógł mu odmówić, szczególnie gdyby miał wyjaśnić, że jeden z jego pracowników jest prawdopodobnie seksualnie wykorzystywany przez więźnia. No hallo! Jego opinia mocno by ucierpiała.

– To Red... Miał właśnie iść odebrać raport od Reboota... Prawda? – powiedział Reaper i spojrzał znacząco na niższego szkieleta.

Red zaczął się nerwowo pocić, szybko przytaknął, mrucząc coś pod nosem i pośpiesznie odszedł. Zdecydowanie Reaper będzie musiał niedługo wysłuchać wielu niepochlebnych komentarzy na swój temat, jednak w tej chwili się uśmiechnął do Inka i zaśmiał nieco nerwowo.

Właśnie sobie uświadomił, że w swoim domu ma jednego z więźniów przebranych za pokojówkę.

Jeżeli Ink przyszedł na kontrolę...

To ma zdrowo przesrane.

*****

Ciemnymi uliczkami niebezpiecznej części miasta szedł jeden z gangu Nightmare'a. Jego ubranie było miejscami poplamione zaschniętą, a miejscami świeżą krwią. Uśmiech cały czas widniał na jego czaszce, którą skrywał mrok. Jednak można było dojrzeć, gdy tak się poruszał, pęknięcie w czaszce i jedną krwistoczerwoną tęczówkę, lśniącą w jego oczodole, gdy się rozglądał.

W końcu dotarł do swojego celu. Oparł się o ścianę i wyciągnął z kieszeni coś, co z apetytem zaczął jeść. Owa rzecz była naprawdę wodnista i spływała po jego „brodzie", brudząc tym samym na czerwono jego podkoszulkę. Nie wydawał się tym przejęty, dalej konsumując swoją tajemniczą potrawę.

– Długo czekałeś, kochanieńki~?

Słysząc kuszący głos, szkielet w mroku przestał jeść. Puścił swoją potrawę na ziemię, którą teraz można było określić i zakwalifikować jako serce. Organ ludzki.

– Nie, dopiero przyszedłem – oznajmił i przetarł szczęki rękawem swojej bluzy. Uśmiech wciąż widniał na jego czaszce, gdy podszedł do drugiego szkieleta. – Dlaczego wciąż jesteś ubrany?

Drugi szkielet zaśmiał się, kręcąc kusząco swoją miednicą. Miał na sobie krótkie skórzane spodenki, nisko zapięte na swojej miednicy. Jego krótki czarny top opinał mocno jego żebra, pośrodku miał turkusowe serce, na tyle prześwitujące, że było widać jego białe kości. Na to narzucony miał fioletowy bezrękawnik z turkusowym futerkiem wokół kręgów szyjnych.

– Może czekam, aż ktoś mnie rozbierze? – rzucił prowokacyjnie.

– Jak zaraz nie zaczniesz się rozbierać, to rozwalę te twoje ciuszki i będziesz na golasa biegać – warknął ostrzegawczo.

– No wiesz, co Horrorkuś? Jeszcze by ktoś pomyślał, że zazdrosny o mnie nie jesteś – mruknął, ale z wolna zaczął się rozbierać, tańcząc przy tym kusząco, no i potraktował swojego towarzysza jako rurę do tańców.

– Dosyć – warknął wkurwiony szkielet z pęknięciem, a następnie popchnął swojego towarzysza na ścianę. Ten w odpowiedzi pisnął nieco z zaskoczenia, lecz po chwili jęknął, czując, jak ten zrywa z niego ubrania. – Spóźniłeś się i mnie prowokujesz, zerżnę cię tak, że zapomnisz jak się chodzi!

– Na twoje słowa już dostaję orgazmu~ – zajęczał.

– Pieprzona dziwka – warknął, pozbywając się resztek jego ubrań.

– Pieprzący mnie kanibal~ – zamruczał. – Chciałbyś skosztować moich ślicznych białych kości, co~? Z pewnością cię kuszą~

Ten zapewne mówiąc te słowa, nie oczekiwał, że drugi szkielet nagle ugryzie go w obojczyk aż do krwi. Krzyk bólu mieszał się z tym z przyjemnością. Zdecydowanie tych dwoje czekało teraz kilka godzin niebiańskich zabaw~

_____________________________

Jedno małe pytanie...

Chcecie w tej książce lenny?

Continue Reading

You'll Also Like

409K 16.8K 61
╰┈➤ *⋆❝ 𝐢'𝐝 𝐫𝐚𝐭𝐡𝐞𝐫 𝐧𝐨𝐭 𝐥𝐨𝐬𝐞 𝐦𝐲 𝐜𝐨𝐟𝐟𝐞𝐞 𝐭𝐚𝐛𝐥𝐞 𝐚𝐬 𝐚 𝐫𝐞𝐬𝐮𝐥𝐭 𝐨𝐟 𝐲𝐨𝐮 𝐩𝐢𝐬𝐬𝐢𝐧𝐠 𝐨𝐟𝐟 𝐭𝐡𝐚𝐭 𝐭𝐢𝐦𝐞-𝐛...
1.7M 55.9K 70
In which the reader from our universe gets added to the UA staff chat For reasons the humor will be the same in both dimensions Dark Humor- Read at...
1M 54.3K 35
It's the 2nd season of " My Heaven's Flower " The most thrilling love triangle story in which Mohammad Abdullah ( Jeon Jungkook's ) daughter Mishel...
273K 11.3K 40
ဤ Fic သည် အရမ်းရိုင်းစိုင်းသော အသုံးအနှုန်းတွေကိုသာသုံးထားသော Big Warning 🚨18+ Fic တပုဒ်ဖြစ်သည် ။