What goes around, comes aroun...

By Zoessxxx

895 70 24

Andreas przekonał się na własnej skórze co to znaczy "kochać" i "być kochanym". Tak bliskie słowa, stawały si... More

Rozdział pierwszy
Rozdział trzeci - Zakończenie

Rozdział drugi

223 20 2
By Zoessxxx

Choć żołądek definitywnie domagał się spożycia śniadania i głód powoli dawał się we znaki, nie zszedłem na stołówkę. Poprosiłem Stephana, aby przyniósł mi do pokoju cokolwiek, co tylko zdawało się być jadalne. Oczywiście, nie mogłem wiecznie unikać Kamila - teraz wydawało się to doskonałą ideą. Potrzebowałem o wiele więcej czasu, aby zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło. Powoli odtwarzałem każde wydarzenie z fotograficzną dokładnością, czując, że głupieję. Oczywiście, alkohol dodał mi odwagi, mogłem zrzucić winę właśnie na niego. Mogłem powiedzieć, że ta cała scena była tylko pewnego rodzaju żartem, a ja niczego nie czuję, bo... w tym momencie miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Wypowiedziałem zbyt wiele słów, nie zdając sobie sprawy, co w owej chwili robiłem. W tym wszystkim zabrakło zdrowego rozsądku.

Mogłem go kochać, czemu nie? Mogłem być też odrzucony, cały czas wracając do pamiętnego wieczoru, czując jak w gardle pojawia mi się ogromna gula. Całe to wyjście było fatalnym pomysłem.

Kamil nie był zwyczajnym brunetem. Nie dla mnie. Sposób w jaki się uśmiechał, sprawiał, że słońce świeciło jaśniej. Sprawiał, że wewnętrznie wariowałem, nie potrafiąc przestać okazać czegoś innego niż radość. Stał się moim uzależnieniem, od którego nie mogłem odejść. Albo inaczej, nie chciałem. Czułem się zaspokojony, gdy pojawiał się na horyzoncie. Był pewnego rodzaju ukojeniem. Gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał, kim Polak jest dla mnie, pewnie miałbym problem z jakąkolwiek odpowiedzią. Nie wiedziałbym, co mówić. 

- Znakomity rywal, zawodowiec, wielu może się od niego uczyć. Jesteśmy kolegami. - Możliwe, że zmieniłbym tę odpowiedź jeszcze wiele razy. 

Lecz nie wtedy.

- Andreas, właściwie Welli to młody, aczkolwiek... bardzo perspektywiczny zawodnik. Skoczek. Rozmawiamy na wiele tematów, jeśli oczywiście pozwala nam czas. 

Właśnie tak wyglądała przeszłość. Oboje żyliśmy bez jakiegokolwiek przeczucia, które podpowiadało, że coś może zaiskrzyć. Z tak dużej odległości czasowej brzmiało to co najmniej dziecinnie. Wszystko wydawało się banalne. Spędzałem dużo czasu ze Stefanem Kraftem, który bądź co bądź, stał się czarnym koniem. W wyścigu pozostała tylko nasza trójka. Wszyscy chcieliśmy wygrać, ale trzymaliśmy wszelkie uczucia na wodzy. Oczywiście, tylko ja nie posłuchałem. Stefan Kraft był wtedy dla mnie... gdzieś za wysoko. Gdzieś w innej lidze. Właśnie kiedyś, gdy Kamil i ja byliśmy jeszcze tylko kolegami.

Andi, za godzinę jedziemy na trening - powiedział Stephan, wybudzając mnie z transu. 

Najpierw trzasnął drzwiami. Potem położył talerz z tostami na malutkim, drewnianym stoliczku. I wyszedł. Nigdy nie zastanawiało mnie jego zachowanie. Czułem, że coś nie jest w porządku, ale nie chciałem tego roztrząsać. Brzmiało to zdecydowanie nazbyt egoistycznie, ale postanowiłem, że najpierw rozwiążę własne problemy wciąż kotłujące się w głowie. Przecież był moim współlokatorem, powiedział by, gdyby sytuacja wymagała natychmiastowej interwencji. Tymczasem on, jak nigdy nic postanowił zachować milczenie, tak jak wobec Richarda i Markusa. Nie zwierzał się im z problemów ani marzeń. Wszystko pozostawiał mi. Aż do dziś.

***

Słabe skoki, słaba forma, "słaby dzień". Żar lał się z nieba, powodując wyjątkową niechęć do dzisiejszego treningu. Byliśmy skrajnie wycieńczeni. Wypiłem wszelkie możliwe butelki wody, a gdy to nie podziałało, postanowiłem odpuścić. Na wyższych partiach wzgórza wiał wiatr i to cholernie mocno, ale wszyscy z ulgą przyjmowali te "chwile oddechu". Łącznie ze mną. Wyczekiwałem końca, mając ochotę popełnić momentalne samobójstwo, zwłaszcza, gdy dowiedzieliśmy się, że musimy samodzielnie wejść na wzgórze z nartami i resztą sprzętu. Wyciąg na górę się zepsuł. Wspaniale. Czynność zajęła nam około pół godziny, a gdy weszliśmy na szczyt, dosłownie "padaliśmy". A pierwszy był Richard, który udał, że mdleje. W międzyczasie dostrzegłem idącego Michaela Hayboecka, który ze zmęczeniem namalowanym na twarzy, taszczył swoje jaskrawe narty jakby były ogromnym kamieniem, który Syzyf wytaczał na górę. Przypomniała mi się poprzednia noc.

- Cześć, Michi - przywitałem się pogodnie, a przynajmniej na tyle, na ile było mnie stać.

- Andreas. - Skinął mi życzliwie głową.

W zasadzie nie znałem go za dobrze, ale uchodził za jednego z bardziej lubianych skoczków. Nigdy nie zachowywał się wobec kogokolwiek absurdalnie i arogancko, co teraz odebrałem za dobry znak. Chciałem go zapytać o jedną ważną rzecz, o której zapomniałem właśnie dziś.

- Wiesz może, gdzie jest Stefan? Ewentualnie, jeśli będziecie się widzieć, mógłbyś mu przekazać, że chciałbym z nim porozmawiać? - zapytałem tylko i wyłącznie dlatego, że wcześniej on i Kraft spędzali naprawdę wiele czasu.

Praktycznie każdą chwilę. Teraz to się zmieniło, a ja widziałem ogromną rozbieżność pomiędzy tym, co miało miejsce kiedyś, a co działo się obecnie. Sądziłem jednak, że może nadal coś ich łączy i nawet jeśli nie są najlepszymi przyjaciółmi to przynajmniej kolegami z drużyny.

- O - odparł nieco zaskoczony moją wypowiedzią, choć zareagował. - Mhm, jasne, przekażę mu. Powodzenia. - Uśmiechnął się krzywo w moją stronę, gdy już miałem zamiar się oddalić.

Właśnie to nazwisko wywołało spięcie. Zauważyłem konsternację u blondyna, który co kilka chwil spoglądał z dziwnym zainteresowaniem w moją stronę. Westchnąłem. Pewnie znów wpakowałem się w większe kłopoty.

***

Postanowiłem (o ironio) znów się wspiąć na to głupie wzgórze, ociekające promieniami słonecznymi i kępkami trawy. A wszystko tylko i wyłącznie dlatego, żeby nikt nie usłyszał mojej rozmowy z Kraftem - prywatność, o tym marzyłem. Miałem pewne wątpliwości dotyczące tych zwierzeń, ale i tak było za późno. Oczywiście, przecież Hayboeck mógł zwyczajnie zataić wszelkie informacje, o które prosiłem, aby przekazał Stefanowi. Jednak, mężczyzna nie wyglądał na takiego, który kłamie. Ostatecznie stojąc na szczycie, zacząłem wymachiwać rękoma jak skończony debil, tylko po to, żeby zwrócić na siebie uwagę Austriaka, który po około pięciu minutach mnie dostrzegł. Resztę czasu zajęło mu dotarcie tutaj i przeklinanie pod nosem tego miejsca. W pewnym momencie zacząłem rozmyślać i niewiele było w stanie wyrwać mnie z tego amoku. Ta skomplikowana układanka miała prawo mieć jakikolwiek ludzki sens. Wzrok Stefana, choć tęsknie wpatrzony w blondyna obrazował znacznie więcej, a ja poczułem się jeszcze głupiej, ponieważ... jak mogłem tego nie zauważyć? Ukradkowe spojrzenia, wymiana zdań, tajemnicze uśmiechy i dłuższe uściski niż zwykle. Dokładnie tak jak ja i Kamil - kiedyś. Powtarzałem to jak mantrę, bo "kiedyś" było naprawdę kluczowym słowem. Nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy to się tak rozwinęło, a przecież w poprzednim sezonie spędzałem z Austriakiem tak wiele czasu.

***

- To w przyszłym sezonie ja wygrywam - odparłem, zaśmiewając się ze Stefanem do rozpuku, na co ten prychnął pod nosem.

Znajdowaliśmy się w pokoju hotelowym, właściwie u niego, a wszystko dlatego, że zapomniałem mu oddać długopisu. Musiałem podpisać wszystkie (a było ich naprawdę wiele) autografy i akurat zapomniałem wziąć czegokolwiek do pisania, a mężczyzna znalazł się w pobliżu i momentalnie mnie uratował. 

- Zobaczymy, Welli, znaj moją dobrą duszę. - Uśmiechnął się szczerze, gdy klepnąłem go w ramię. 

Wtedy zrozumiałem, że może ta relacja nie do końca jest normalna, a przynajmniej ja ją tak odpierałem. Jako ambiwalentną. Zdecydowanie za długo wpatrywałem się w jego rozczochrane, ciemne włosy i brązowe oczy. Oczy będące jak otchłań, w które mogłeś spojrzeć i już nie powrócić do rzeczywistości. Niska i całkiem drobna postura dawały mi nad nim sporą przewagę, za co się przeklinałem w myślach.

- A gdzie Michael? - zapytałem nieco rozkojarzony.

Nie wiem, czemu w tamtym momencie o niego zapytałem, może byłem zbyt ciekawski, a może chciałem dowiedzieć się więcej o ich relacji. To znaczy... Kraft miał dziewczynę, oczywiście, że miał. Kochał ją, ale... właśnie to słowo "ale" miało największe znaczenie. 

Zgubił się w drodze po herbatę. - Wywrócił mimowolnie oczami. - Ale to normalne po konkursach, zwłaszcza takich jak ten.

Pokiwałem głową, czując jak powoli zaczynam tracić grunt pod nogami i samokontrolę, która potrafiła trzymać moje odruchy emocjonalne na wodzy.

Obaj leżeliśmy na jednym łóżku, co chwilę przełączając pilotem z jednego kanału na drugi (w norweskim języku, bo czemu nie?). 

- Właściwie, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będziemy ze sobą tak rozmawiać - przyznał po chwili z rozbawieniem, uwidocznionym na rumianej twarzy. 

Zdziwienie? Konsternacja? Jeszcze większe zaskoczenie? Wiele określeń pasowało do tej sytuacji, ale właśnie ona sprawiła, że zabrakło mi języka w gębie.

- To znaczy, jak? - dopytywałem, mając nieomylne wrażenie, że i on chce czegoś więcej.

Zaśmiał się cicho pod nosem, a ja w tym czasie próbowałem się dowiedzieć, jak do cholery może być tak nonszalancki i rozluźniony. Odwrócił głowę w moją stronę, a następnie zatrzymał kanał telewizyjny na sportowym - powtórce dzisiejszych skoków. 

- Nie jesteśmy jak zwykli rywale, którzy walczą, Andi - stwierdził oczywistą oczywistość, dając mi tym samym do zrozumienia, że mogę chcieć czegoś więcej. - Jesteśmy... Kolegami? A może nawet trochę bliżej nam do przyjaciół? - zaproponował nieudolnie. 

Zbił mnie z pantałyku. Zgasił moją nadzieję. I czego jeszcze miałem się spodziewać, może tego, że jest takiej samej orientacji jak ja? Stefan Kraft, człowiek o niezwykłym szczęściu, którego miał aż za wiele, nie mógł być taki jak ja. Miał dziewczynę.

- Może nawet bliżej nam do czegoś innego - wymruczałem pod nosem z westchnieniem, czego na szczęście nie dosłyszał, ale za to spojrzał na mnie z pytaniem cisnącym się na usta. - Przyjaciele. Tak. - Pokiwałem zbyt gwałtownie głową, na co jego uśmiech się poszerzył. 

- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

Rozchodzące się w sercu ciepło dotknęło mnie. I może cieszyłbym się bardziej owymi okolicznościami, gdyby nie fakt wpadnięcia Hayboecka do pokoju i moim momentalnym wstaniem z łóżka. 

Tak blisko a tak daleko, Wellinger.

***

Czas po rozmowie. Nie miałem kompletnego pojęcia ile ona zajęła, ale znalazłem nowy punkt odniesienia, który miał szansę mi pomóc. Może po prostu wystarczyło naprawdę odpuścić i stać się tym, kim powinno się być - normalnym człowiekiem, zostawić miłość, zająć się skokami. Przecież to brzmiało tak banalnie.

Gdy Stefan odszedł, pozostałem sam ze swoimi druzgocącymi myślami, niedającymi mi świętego spokoju. Leżałem na trawie, co prawda dość wysuszonej, wiatr zawiewał mi uszy, a słońce wciąż prażyło skórę. Zamknąłem oczy, tak naprawdę, nie spodziewając się tutaj nikogo.

- Andreas - brzmiało to bardziej jak stwierdzenie, aniżeli pytanie.

Znałem ten głos aż za dobrze, ze wspólnych wspomnień i dobrych rozmów.

Kłujący, drażniący serce, a zarazem tak spokojny. Zbyt spokojny jak na ten moment. Nie zareagowałem, tylko i wyłącznie dlatego, że pewnie nie potrafiłbym wydukać najprostszej odpowiedzi.

- Możemy porozmawiać? - zapytał.

W pierwszej chwili chciałem odpowiedzieć tak. "Tak", bo tak. Bo nie zdążyłem się odzwyczaić. Bo nie przestałem go kochać. Bo chciałem być przy nim. Cholernie pragnąłem usłyszeć, jak mówi, że żałuje za wszystko, a potem mnie przeprasza. Wizja wydawała się niesamowicie kusząca, dopóki nie zrozumiałem, jak wielki popełniłbym błąd. Znów obiecałbym sobie niewiadomo co i prosił o zostanie, koniec ucieczek. A on by tego nie zrobił. Bo byłem dla niego nikim.

- Nie - odpowiedziałem zmartwiałym głosem pozbawionym uczuć.

W pewnym sensie, właśnie taki się czułem. Nie pozwoliłem, żeby zagrał swoją melodię według własnych nut - teraz gra toczyła się na moich zasadach. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, najpierw lekkim, a później, gdy zorientował się, że nie żartowałem, westchnął cicho.

- Andi...

- Nie. - Pokręciłem glową. - Decyzja została podjęta.

Po czym, nim zdążył się obejrzeć, zszedłem najszybszą ścieżką ze szczytu, żeby opanować jedną z wielu łez. 

***

Wszystko działo się w cholernie zawrotnym tempie. Ledwo znalazłem się w swoim pokoju, a już był prawie wieczór. Postanowiliśmy ze Stephanem, że dzisiaj wyjątkowo dołączymy do niemieckiej grupy integracyjnej. O dwudziestej pierwszej, mieliśmy zamiar się spotkać w pokoju Richarda i Markusa, a potem ustalić co dalej (czyli niezdrowe jedzenie, alkohol i ich gry).

- Moim zdaniem, gdybyśmy zostali w pokoju i obejrzeli...

- Tak, to też był dobry pomysł - zauważyłem. - Tylko trochę za późno o tym mówisz, Steph. Teraz nie dadzą nam spokoju.

Zdążyliśmy się już przebrać w zwyczajne ubrania, pozwalające przetrwać upały i chłodne powiewy od ostrych szczytów. Znów zastanawialiśmy się nad wspólnym czasem wolnym, szczególnie, że nie zamierzaliśmy skakać wieczorem, co było również głupim pomysłem. Zostało nam półtorej godziny.

- Zawsze możemy tam iść na chwilę, nie? - Spojrzał na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem, choć doskonale wiedział, że to nie skończy się na "chwili". Wrócimy najwcześniej koło północy. 

- Jasne - stwierdziłem ironicznie, wzdychając. - Postaram się nas z tego wyciągnąć. 

Wtem, jakby dostał olśnienia, bo o czymś sobie przypomniał. Momentalnie podniósł się z łóżka i zaczął czegoś dociekliwie szukać. Już miałem zamiar go pytać, czy aby na pewno wszystko w porządku, ponieważ w ostatnim czasie nie bywało kolorowo. Tym bardziej wczoraj. Ale dziś oboje dawaliśmy wobec siebie oznaki nowych, naprawionych ludzi, choć kryliśmy w sobie wiele sprzecznych emocji.

Wreszcie Stephan wyciągnął z szuflady w komodzie zgiętą na pół kopertę. 

- Przyszła do ciebie - przyznał beznamiętnym tonem.

Zwykła, biała, pachnąca papierem koperta. 

- Nie pisałem do nikogo - zaznaczyłem na wstępie, ale ten tylko wzruszył ramionami.

Czyli tak musiało być. 

- Kiedy to przyszło? - zapytałem, rozpoznając pismo nadawcy, który się nie ujawnił.

Czytelnie i równo zapisał moje imię i nazwisko, numer pokoju i resztę adresu. Odwróciłem opakowanie na drugą stronę, ale tam już nic nie było.

- Ktoś zapukał, ale gdy wyszedłem zobaczyć, kto to, nikogo nie było. Zostawił tylko kopertę dla ciebie. Myłeś się wtedy.

Dopadła mnie ogromna ciekawość. Strasznie chciałem otworzyć opakowanie i zobaczyć zawartość, ale
... nie teraz. Nie przy Stephanie.

- Pewnie jakaś głupota - odparłem nonszalancko, rzucając przedmiotem na łóżko. - Chodź, może zdążymy wybrać jakiś krótki film do obejrzenia.

I mimo, że tak bardzo mi zależało, to chciałem poczekać, aż będę sam. Ja. List. I on.

***
Hej hej! Wiem, że rozdział trochę późno, ale w ostatnim czasie tyyyle się porobiło, że wowow.
Np. mamy złoto, obroniliśmy tytułu Mistrzów Świata!!
A z takich innych rzeczy, mniej fajnych, to ktoś mi popsuł laptop, heh, i zostanie oddany do naprawy, więc nie wiem, kiedy będzie kolejny rozdział, ponieważ ten kończyłam na telefonie. W razie czego wrócę do tego, gdy będę mieć czas. No nic, w ogóle zbliżamy się do sezonu zimowego, a w środę ostatnie zawody z serii LGP.
Czujecie już ten klimat? B)

No dobra, to ja lecę (niemiecki się sam nie zrobi), a was zostawiam z przemyśleniami odnośnie Andiego, Kamila, Stephana i Stefana - SERIO, KAŻDY MI PASUJE DO NIEGO, TYLKO NIE KAMIL TERAZ, strasznie trochę. A wg. was? xx

Dobranoc, Zoessxxx

Continue Reading

You'll Also Like

470K 13.7K 105
"aren't we just terrified?" 9-1-1 and criminal minds crossover 9-1-1 season 2- criminal minds season 4- evan buckley x fem!oc
155K 7.2K 52
Four siblings, two elder brothers and two younger sisters living with their rich parents!! Get ready to enter the life of these siblings and their fa...
621K 37.8K 102
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
454K 16.2K 94
The story is about the little girl who has 7 older brothers, honestly, 7 overprotective brothers!! It's a series by the way!!! 😂💜 my first fanfic...