Hereditatem |d.m

By WrittenBySilene

47.2K 2.7K 396

Hereditatem (łac.) - dziedzictwo Silene jest dziedziczką założycieli Hogwartu, której zadaniem jest pomoc w o... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50

Rozdział 22

986 54 5
By WrittenBySilene

GO STREAM 'HOME' HANI RANI BO TA PIOSENKA JEST UNDERRATED A JEST PIĘKNA I PŁACZĘ, TAK (to jest to nad rozdziałem).

~

Nie miałam pojęcia jak długo byliśmy na korytarzu. Siedziałam wtulona w Malfoya i powoli się uspakajałam. Odsunęłam się od niego.

- Musimy iść do Pokoju Życzeń - oznajmiłam.

Miałam dosyć życia w ciągłym strachu z wyrzutami sumienia. To musiało się skończyć.

Chłopak skinął głową i wstał, otrzepując ubrania z kurzu. Poszliśmy w górę po schodach do przejścia przez portret na siódme piętro. Całą drogę nie rozmawialiśmy ze sobą, lecz czułam, że blondyna chociaż odrobinę zżerało od środka sumienie.

Zatrzymaliśmy się po jakimś czasie przed ścianą, a po chwili pojawiły się na niej wrota. Pchnęłam je i weszłam pierwsza do środka. W kącie pomieszczenia stała ta sama czarna, polakierowana szafa - symbol wszystkich naszych problemów.

Wyciągnęłam zza szaty moją różdżkę. Przejechałam dłonią po jej ozdobnych, wypukłych elementach po czym chwyciłam ją mocniej, zaciskając palce lewej dłoni. Skupiłam się maksymalnie na przedmiocie stojącym przede mną.

- Reparo Totalum - wyszeptałam, robiąc małe kółko różdżką.

Szafka rozbłysła białym światłem, które było tak jasne, że musiałam zmrużyć oczy. Po chwili to ustało a przedmiot stał jakby nigdy nic, bez żadnych widocznych zmian.

- To wszystko? - spytał Draco, otwierając szafę i dokładnie się jej przeglądając.

Wzruszyłam ramionami.

- Chyba tak. Sprawdźmy - powiedziałam.

Wzięłam jabłko ze stolika, które oczywiście pojawiło się na moje życzenie. Podeszłam do szafy i położyłam je w środku. Zatrzasnęłam drzwi, po czym machnęłam różdżką. Mebel zadrżał, lecz po chwili to ustało. Usiadłam sztywno na kanapie.

- Teraz musimy tylko poczekać.

Chłopak z westchnieniem usiadł obok mnie. Siedzieliśmy chwilę w ciszy i w napięciu czekaliśmy na werdykt.

- Zastanawiałaś się kiedyś nad przyszłością? - spytał po jakimś czasie Draco.

Uniosłam zaskoczona brwi. To było głupie pytanie. Uznałam jednak, że bezsensu byłoby tak siedzieć w ciszy. Zwłaszcza, że żadne z nas nie wiedziało jak długo to potrwa.

- Więc... Chciałam zostać uzdrowicielem - zaczęłam. - Pomagać ludziom, mieć dom na obrzeżach Londynu. Niekoniecznie w magicznej dzielnicy. Gdzieś, gdzie będzie spokojnie. Chciałam mieć psa... i może dwójkę dzieci - kontynuowałam. - Marzę żebyśmy przeżyli - dodałam po chwili.

Malfoy uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie

- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego po tobie - powiedział marszcząc brwi.

- Tego? Czyli czego?- spytałam zdziwiona.

- Wiesz, wszystkim wydajesz się taka poukładana po prostu chodzący ideał, lecz po bliższym poznaniu i tym, jak bardzo powalone akcje odwalasz myślałem, że nie chcesz siedzieć większość czasu w jednym miejscu - zaczął, lecz po chwili zorientował się jak to zabrzmiało. - To znaczy... Mam na myśli coś w stylu wiecznej pogoni za marzeniami, a nie zwykłego, statycznego życia - wytłumaczył. - Spodziewałem się jakiegoś łamacza zaklęć w Indiach czy treserki smoków w Chinach.

Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową.

- Zwłaszcza kiedy nienawidzę tropików i ognia, idealne zawody dla mnie - powiedziałam z ironią. - Mam wystarczająco przygodowe życie i może dlatego tak bardzo chcę tego spokoju - dodałam po chwili.

Rozłożyłam się na kanapie, splatając ręce na brzuchu.

- A ty Mal... znaczy się, Draco? - spytałam. - Jakieś plany? Marzenia?

Byłam serio ciekawa czego tak naprawdę ten chłopak chciał od życia. Raczej nie wydawał się być osobą, której kompletnie to nie obchodziło, co było totalnym przeciwieństwem większości Ślizgonów. Dużo osób pochodziło z bogatych i szanowanych rodów, więc nawet gdyby coś im się nie udało na egzaminach, dalej mogli dostać dobrą pracę.

- Więc... od zawsze chciałem grać profesjonalnie w Quidditcha - zaczął. - Od małego trenowałem z ojcem zanim... No wiesz, skupił się tylko na pracy i czystości krwi. Z każdym rokiem to marzenie się oddalało i zostało zastąpione innymi normalnymi zawodami. Nie chcę być uzdrowicielem - spojrzał na mnie. - Czuję, że nie byłbym wystarczająco dobry dla tych ludzi jak ty. Po prostu... - zawiesił się na moment. - Zrobiłem zbyt wiele złych rzeczy... których teraz żałuję - zamilkł na moment. - O ironio teraz chciałbym zostać aurorem, ale to jest chyba mniej możliwe niż granie w Quidditcha. Chciałbym też kiedyś założyć rodzinę, ale jeśli Voldemort dojdzie do władzy to nie będzie możliwe. Nie chcę by to dziecko musiało patrzeć na świat, który stał się okropnym miejscem.

Gdy skończył swój monolog zobaczyłam w nim coś więcej niż tylko tego słynnego Księcia Slytherinu. On też miał marzenia, które zostały zniszczone przez wojnę. Ten konflikt pochłaniał mnóstwo ofiar, nie tylko tych martwych czy okaleczonych fizycznie.

- To się kiedyś skończy - powiedziałam po chwili. - Zabiję go choćbym sama miała umrzeć - spojrzałam na niego.

Wydawało mi się, jakby coś chciał powiedzieć. Jednak powstrzymał się od tego, a ta obietnica była czymś więcej niż tylko pustymi słowami. Po raz pierwszy czułam, że naprawdę mogę coś zmienić.

Nagle szafka zadygotała, a ja zerwałam się z miejsca. Gdy tylko mebel się uspokoił otworzyłam drzwi. W środku było to samo jabłko. Nadgryzione.

Z uśmiechem odwróciłam się do blondyna.

- Jesteśmy wolni.



Minęło kilka tygodni i wszystko znowu zaczęło się układać. Nie musiałam zaprzątać sobie głowy misją od Czarnego Pana, nawet parę razy porządnie spałam. Byłam szczęśliwa.

Zostałam obudzona przez hałas upadającego na podłogę przedmiotu.

- Parkinson debilko, miałyśmy być cicho! - usłyszałam szept Astorii.

Uchyliłam powieki, lecz postanowiłam nie pokazywać na razie, że już nie śpię. Sytuacja mogła zrobić się bardziej interesująca.

- To nie moja wina, że robimy to wszystko po ciemku. Lumos to za mało - odpowiedziała jej Pansy, urażonym tonem.

- Nie możemy zapalić światło, bo się obudzi - upomniała ją druga dziewczyna.

W końcu nie wytrzymałam i oparłam się na łokciach.

- Tak właściwie, to już nie śpię - oznajmiłam, uśmiechając się.

To co zobaczyłam sprawiło, że zrobiło mi się ciepło na sercu. Moje przyjaciółki przygotowały szesnaście balonów w kształcie gwiazd, zawieszonych magią pod sufitem.

Na stoliku oraz pod nim znajdowały się paczki z prezentami, owinięte ozdobnym papierem. Głównym punktem całej kompozycji była mała czekoladowa babeczka ze świeczką.

- Widzisz co narobiłaś Pansy, teraz cała niespodzianka nie wyszła - jęknęła Greengrass.

- Gdybyś nie przesunęła tego stolika... - zaczęła Parkinson.

- Spokojnie moje drogie panie - powiedziałam wstając z łóżka. 

Astoria i Pansy odwróciły się w moją stronę.

- Jest idealnie - kontynuowałam, obejmując obydwie przyjaciółki. - I naprawdę doceniam, że wstałyście tak wcześnie - dodałam po chwili.

Pansy podniosła babeczkę.

- Więc, wszystkiego najlepszego Zabini! Zdrowych smoczych dzieci... - zaczęła.

W trójkę wybuchnęłyśmy śmiechem.

- Wystarczy - powiedziałam, ocierając łzy z kącików oczu.

Zdmuchnęłam świeczkę myśląc o moim życzeniu.

Chciałam, żeby ta cała wojna się skończyła.



Przyszłam do Wielkiej Sali w wyjątkowo dobrym humorze jak na poniedziałkowy poranek. Od samego podejścia do stołu mojego domu zostałam powitana przez liczne życzenia, nawet od osób, których nie znałam.

Była to głównie zasługa Malfoya, odkąd oficjalnie byliśmy razem więcej osób mnie znało, co czasem prowadziło do mnóstwa niekomfortowych dla mnie sytuacji. Oczywiście cały jego fanklub mnie znienawidził, ale nie za bardzo obchodziło mnie zdanie osób z IQ niższym od gumochłona. 

- Wszystkiego najlepszego! - usłyszałam za sobą. 

O nie.

Wiedziałam, że Blaise nie odpuści okazji by zawstydzić mnie przed całym Hogwartem. Po prostu nie było takiej opcji. Poczułam jak mnie podnosi, a ja pisnęłam.

- Moja mała siostrzyczka tak szybko dorasta - powiedział z udawanym szlochem. - Już nie długo całkowicie mnie zostawi i zapomni o mnie - zawył.

- Nie jestem aż taka mała - powiedziałam, próbując jakoś wydostać się z uścisku i nie upaść na podłogę. - Masz do czynienia z metrem sześćdziesiąt siedem czystej magii, a poza tym jestem tylko rok młodsza. 

Zabini odstawił mnie na podłogę.

- Co nie zmienia faktu, że jesteś moją małą siostrzyczką, a moim obowiązkiem jest robienie ci wiochy przy wszystkim - powiedział z łobuzerskim uśmiechem.

Przewróciłam oczami i usiadłam do stołu. Nakładając sobie owsianki zauważyłam, że kogoś brakuje.

- Gdzie tak właściwie jest Draco?



Zbliżała się Wielkanoc, więc nauczyciele już nie co odpuścili nam na lekcjach.

Ćwiczyliśmy różne, nietypowe zaklęcia, graliśmy w gry i wiele więcej. Przez ten cały czas wśród tłumu uczniów próbowałam znaleźć Malfoya, lecz z marnym skutkiem. Po całym dniu byłam już poddenerwowana, że coś mu się stało. W końcu był śmierciożercą. Co jeśli Voldemort wysłał go na misję i potrzebuje mojej pomocy? Na szczęście kryształ mojego naszyjnika pokazywał, że jest cały i zdrowy.

Tak więc odpoczywałam po zajęciach na błoniach, czytając Dumę i uprzedzenie, którą dostałam na urodziny. Co prawda była mugolska, ale to mi nigdy nie przeszkadzało.

- Zabini! - usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się i zobaczyłam Pansy.  

- Tak?

- W tym momencie idziesz ze mną do dormitorium.

Zmarszczyłam brwi.

- Z jakiej to niby okazji?

- Urodzinowe spa - odpowiedziała szybko.

Spojrzałam na nią jak na wariatkę.

- Lepiej powiedz co knujesz, bo jak sama się do wiem to nie będzie tak kolorowo - zagroziłam.

- No nie daj się prosić - jęknęła.

Przewróciłam oczami, po czym wstałam i ruszyłam z Parkinson do lochów.



Jak się okazało dziewczyny wbrew mojej woli zaplanowały imprezę, na którą jak to określiły "muszą mnie zrobić na bóstwo". Oczywiście zorientowałam się, że coś nie gra bo same nie wyglądały, jakby miały gdzieś wychodzić.

- Możecie mi powiedzieć, o co tak właściwie chodzi? - spytałam. - Owszem, jestem leworęczną blondynką, ale raczej się zorientowałam że nie chodzi o imprezę.

- Dowiesz się jak skończymy - powiedziała Astoria, która robiła delikatne fale na moich włosach.

Taka odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała, ale nie mogłam nic więcej zrobić. Mój makijaż był prosty i delikatny z wyjątkiem ust podkreślonych błyszczykiem. Ubrałam również białą, prostą sukienkę, która była jednym z urodzinowych prezentów. Jedyne co zostało z mojej "normalnej wersji" to naszyjnik od Draco.

- Gotowe - oznajmiła Astoria. - Zmykaj na siódme piętro.



Przez ostatnie parę miesięcy Pokój Życzeń stał się praktycznie drugim najczęściej uczęszczanym przeze mnie miejscem w Hogwarcie. Oczywiście zaraz po bibliotece. Wiązało się z nim wiele koszmarnych, ale też miłych chwili. Jednak to wszystko łączyła jedna osoba - Malfoy. Tak też było i tym razem.

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy po wejściu do Pokoju to przede wszystkim brak sufitu. Ciemne, bezchmurne, gwieździste niebo było odsłonięte w całej swojej okazałości. Pomimo tego w pomieszczeniu nie było zimno, jak możnaby było się tego spodziewać biorąc pod uwagę to, że były jeszcze ostatnie godziny kalendarzowej zimy.

W środku był stolik z konwaliami w wazonie oraz ze ślicznym zestawem do herbaty oraz małym tortem.

Ale była jeszcze jedna rzecz, która sprawiła, że ta sceneria była jeszcze piękniejsza.

- Na Merlina... - wyszeptałam na widok pięknego, starego fortepianu.

To nie był zwykły instrument tylko dzieło sztuki pamiętające czasy obydwu wojen, a nawet przed nimi. Teraz się już takich nie robiło.

- Wszystkiego najlepszego - usłyszałam zza swoich pleców.

Odwróciłam się i zobaczyłam jak Malfoy z pewną nonszalancją opierał się o ramę drzwi.

Jednak było w tym coś... nienaturalnego, jakby wszystkie jego mięśnie pozostały spięte.

- Ja... nie wiem jak mam ci dziękować -zaczęłam. - Te kwiaty... fortepian... Swoją drogą, skąd wiedziałeś? - spytałam marszcząc brwi.

Fortepian był moją słodką tajemnicą, o której wiedzieli tylko moi rodzice (którzy jako dziecko zapisali mnie na lekcję) oraz siłą rzeczy Blaise. Reszta o tym nie wiedziała, ponieważ przestałam regularnie grać po przyjściu do Hogwartu, gdzie nie miałam do tego warunków. Ćwiczyłam jedynie gdy byłam w domu, jednak to była tylko forma relaksu. Nie miałam zamiaru nigdy grać dla kogoś, dlatego prawie zawsze wygłuszałam fragment biblioteki, gdzie ono było.

- Kiedyś słyszałem jak grasz, kiedy byłem u Blaise'a. Poza tym to widać, kiedy słuchasz muzyki - dodał. - Ruszasz rękoma.

Zarumieniłam się ze wstydu.

To był odruch, którego kompletnie nie kontrolowałam, a Malfoy był pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę.

-Oh... - wydusiłam jedynie.

Usiadłam przy instrumencie i podniosłam klapę, a w powietrzę uniósł się zapach starego drewna. Draco usiadł obok mnie.

- Może coś zagrasz? - zaproponował.

Uśmiechnęłam się pod nosem bo od razu przyszła mi do głowy piosenka, którą nie tylko potrafiłam zagrać, ale również zaśpiewać.

- Mogę spróbować - powiedziałam, układając dłonie na klawiszach.

Zaczęłam grać pierwsze akordy i zamknęłam oczy.

home
I feel like home
and nothing there was before
now worst to say "now place to go"

home
I feel like home
with empty hearts
and craving hands
with every ...
and ...

cause there's a place
...
when dreams lives
and sad is gone
when never single blast of cold
lost its skills forevermore

there's a place
close to heart
extremely worm
but cold inside

...
please come back
please come back home

Gdy skończyłam, otworzyłam oczy i zorientowałam się, że całą twarz mam zalaną łzami. Czułam, jak bardzo ta piosenka była o mnie.

- To nie tak miało wyglądać - powiedziałam, wycierając nos w chusteczkę. - Przepraszam, tylko... Cholernie tęsknię za domem. Bez śmierciożerców i strachu.

Malfoy nic nie odpowiedział, w końcu sam był jednym z nich. Mimo to przytulił mnie i poczekał aż się uspokoję.

- To było piękne - powiedział, gdy usiedliśmy razem do stołu.

Pomimo tego jaką tęsknotę i smutek wywołał we mnie zwykły instrument wiedziałam, że to wspomnienie będzie należało do tych najpiękniejszych.

Po tym zjedliśmy ciasto i wypiliśmy herbatę.

Niestety miał to być wstęp do serii okropnych wydarzeń, które miały dopiero nastąpić.



Był początek kwietnia.

Mój związek z Draco rozkwitał, aż nagle Snape wezwał mnie do gabinetu. Wiedziałam, że takie wezwania nigdy dobrze się nie kończą.

Zapukałam do drzwi. W gabinecie nic się nie zmieniło od czasu mojej ostatniej wizyty. Mistrz Eliksirów podniósł głowę znad pergaminu i podszedł do mnie. Jego wyraz twarzy nic nie wyrażał, ale sama energia, która jego otaczała przytłaczała mnie.

Gdy się odezwał było to dla mnie jak uderzenie w twarz, nagłe i bolesne.

- Czarny Pan ciebie wzywa.

~

Hejka,

właśnie się zorientowałam, że do końca 1 części Heredem zostało ok. 5 rozdziałów. Z jednej strony jest mi smutno bo mega się przywiązałam do niej, ale z drugiej cieszę się, bo mam ogrom pomysłów na kontynuację. Dajcie znać w komentarzach, jak myślicie, co Voldemort chcę od naszej bohaterki?


xox

*- piosenka: "home" hania rani (jest nad rozdziałem)

Continue Reading

You'll Also Like

17.2K 4K 132
Przed rozpoczęciem pracy na lodowisku nikt nie powiedział Sunoo, że tuż przed zamknięciem ktoś na nim trenuje. instagram!au; pobocznie: wonki, heeja...
18.3K 1.5K 43
🧡Harry Potter ma wygląd po Jamesie i oczy po Lily, ma dwójkę wspaniałych przyjaciół, talent do pakowania się w kłopoty i... starszą siostrę. 🧡Rosem...
111K 10.9K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
919K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...