W mroku ciszy

By Kamiko24

65 1 0

Młodziutka Delia jest zmiennokształtną. Jako córka króla kocich zmiennokształtnych prowadziła beztroskie życi... More

Rozdział 1 Cisza
Rozdział 2 Echo
Rozdział 4 Wyzwania
Rozdział 5 Próba

Rozdział 3 Walka

12 0 0
By Kamiko24



Woń krwi. Mojej i jego. Mieszają się ze sobą w powietrzu tak obrzydliwie. Obóz mojego nowego stada przypomina małpi gaj. Kilka  małych budynków ukrytych za drewnianą balustradą,a nad nimi gąszcz linowych mostów prowadzących do posterunków rozstawionych w całym lesie. Kiedy dotarliśmy na miejsce był późny ranek,słońce świeciło wysoko,a mimo to cały las pogrążony był w zimnym pół mroku. Nawet za dnia w obozie paliły się pochodnie ustawione wzdłuż muru. Jednak Harry miał rację. Same samce. A w każdym z nich tkwiła jakaś martwa materia pozbawiająca ich uśmiechu i pogody ducha. Aż czuło się ten smutek i przygnębienie w powietrzu.

Kiedy tylko Harry wyszedł przywołał do siebie jednego ze swoich podwładnych i kazał mu zabrać ciało wciąż nieprzytomnego wilka.Ten zabrał się do pracy bez zbędnych pytań.

-Pokażę wam wasz dom.-mówi do nas gdy opuszczamy vana.

-A co z Delią? Jest ranna.-Lucy mówi zatroskana.

-W domu opatrzy ją Sara.-król stada uśmiecha się do niej ciepło. Zabiera nasze walizki i prowadzi nas wydeptanymi ścieżkami pomiędzy budynkami do jednego małego domku schowanego w kącie obozowiska.Przez całą drogę napotykam na zaciekawione i nieufne spojrzenia mężczyzn,którzy zatrzymują się,by się nam przyjrzeć. U niektórych słyszę przyspieszony oddech jakby obawiali się co może przynieść nasza obecność,ale kiedy znikamy z ich pola widzenia ruszają dalej w swoją stronę.

Wnętrze naszego nowego domu jest wyjątkowo puste i smutne,staromodnie urządzone ale zadbane. W dużym oliwkowym fotelu w salonie dostrzegam skuloną śpiącą postać. To stara kobieta,jej całkowicie siwe włosy opadają wokół chudej twarzy o karmelowej skórze. Kiedy jednak wchodzimy do środka otwiera oczy. W jej spojrzeniu mądrych oczu dostrzegam troskę i zmartwienie.

-Witaj matko,wróciliśmy.-Harry klęka przed kobietą i ujmuje jej pomarszczone dłonie w swoje.

-Dobrze,mój synu. Ale...-kobieta mówi zachrypniętym,starczym głosem.-Przywieźliście ze sobą nieplanowanego gościa.

Skąd ona to wiedziała? Stare koty tracą swój węch i dobry wzrok,więc nie powinna wyczuć smrodu tego rannego psa.

Kiedy Harry jest już gotowy zdać swej matce całą relację z naszej podróży staruszka wbija we mnie swoje mądre oczy. Patrzy na mnie tak wymownie jakby chciała mi coś przekazać.

-Przynieś mi apteczkę,synu.-uwalnia dłonie z uścisku rąk Harrego i wskazuje jedną z nich na kuchnie. Jej palce drżą. Jest naprawdę wiekowa,ale widać również że bardzo silna. Mężczyzna rusza posłusznie we wskazanym kierunku i jestem zadziwiona jak wielkim szacunkiem i miłością obdarza swoją matkę. Nawet samemu będąc już mężczyzną w podeszłym wieku ona zawsze będzie jego matką.Troszczy się o nią i korzysta z jej mądrości. To godne pochwały i szacunku.

-A ty podejdź do mnie,dziecko.-gdy Harry znika za rogiem kuchni wskazuje na mnie. Klękam więc obok niej. Najpierw staruszka ogląda spokojnie moją zasklepioną już,ale zabrudzoną od piasku ranę,apotem powraca do mojej twarzy spojrzeniem swoich czekoladowych,wyblakłych już nieco,oczu.

-To co zrobiłaś jest chwalebne,moja droga.-zaczyna uważnie dobierając słowa.-Tkwi w tobie wielka potęga i siła twoich przodków,ale jeśli nie przekujesz tego potencjału w ogniu nauki on przyniesie jedynie ból i cierpienie twoim bliskim.

Wsłuchiwałam się w jej słowa z powagą i ogromną uwagą. I w głębi serca czuję,że Sara ma rację. Że nic mi po mojej sile i zapalczywości,jeśli jej właściwie nie ukierunkowuję. Zerknęłam na Lucy,która stała tak jak stała kompletnie nic nie pojmując.Uśmiechnęłam się do niej. Będę się szkolić,dla niej. Aż zostanę pełnoprawną łowczynią godną miana córki króla kociego rodu,a kiedy tak się stanie wrócę i sprawię,że mój ojciec będzie ze mnie dumny.

Sara oczyściła moją ranę i założyła na moje ramię opatrunek. Razem z Lucy dostałyśmy przeciwległe pokoje na poddaszu. Tak samo małe,ciasne i duszne zwłaszcza o tej letniej,gorącej porze roku. W moim pokoju znajduje się jedynie wąskie,drewniane skrzypiące łóżko i komoda. Wpakowałam więc swoje ubrania do niej,a łuk postawiłam tuż obok. Miałam tylko jedną wysłużoną strzałę,która i tak lada chwila się połamie. Powinnam dorobić sobie strzał. Wychodzę z pokoju i zatrzymuję się przed drzwiami do sypialni Lucy. Słyszę jej spokojny,równy oddech. Zasnęła. Dobrze,dużo przeszła. Powinna wypocząć.

Schodząc na parter związuję swoje włosy w kucyk gumką,którą mam na nadgarstku. Powinnam się przebrać,ale skoro i tak mam zamiar wymknąć się do lasu to mimo wszystko się ubrudzę. W salonie nie spotykam nikogo. Chyba Sara udała się do swojej sypialni by dokończyć przerwany sen. Harrego oczywiście też nigdzie nie widzę. Król stada ma masę spraw na głowie. Wychodzę więc z domu i znowu czuję na sobie zaciekawione spojrzenia. Szlag by ich trafił,chyba kiedyś już widzieli kobietę,prawda?

Od razu skierowałam swoje kroki do głównej bramy,po drodze powoli oswajać się z okolicznymi zapachami. Latem północ jest naprawdę parna,mimo że niebo jest raczej zachmurzone,a słońce z rzadka zrzuca z nieba swoje promienie. Las jest raczej cichy,tylko od czasu do czasu można dosłyszeć krzyk jakiegoś ptactwa albo spadający w oddali owoc drzewa.

Gdy zbliżam się do bramy dwaj mężczyźni przy niej podchodzą do mnie cali spięci. Chyba Harry zdążył uprzedzić swoje stado,że przybędziemy z siostrą.

-Hej,jestem Delia.-mówię starając się brzmieć przyjaźnie.

-Wiemy kim jesteś.-rzuca do mnie nieufnie jeden z nich o ostrych rysach twarzy i źle przyciętej czuprynie w kolorze suchej trawy. To lew,od razu widać. Nawet w ludzkiej postaci przypomina lwa. Dobrze została mu przydzielona jego rola. Lwy potrafią walczyć zażarcie o swoje terytorium jakby chodziło o ich własne życie.

-Król nam o was opowiadał zanim wyjechał,ale nie sądziliśmy że przyniesiecie ze sobą ledwie żywego wilka.-drugi,bardziej rozmowny,jest nieco pulchnym,wysokim mężczyzną o jasnym,krótkich marchewkowych włosach i ustach,z których chyba nigdy nie znika uśmiech. To ryś i od razu pomyślałam,że chciałabym zobaczyć jego zwierzęcą postać. Rysie są wyjątkowo szybkie i zwinne,więc kolejny strzał w dziesiątkę. W razie zagrożenia ten wartownik szybko ostrzegł by stado. Harry widocznie dobrze zna swoich podwładnych i tak samo dobrze potrafi rozporządzać ich potencjałem.

-Sama byłam w szoku.-wyznałam.-Idę do lasu,chcę poznać trochę teren.-zmieniłam szybko temat dochodząc do sedna. Mężczyźni popatrzyli po sobie z niepewnością.

-Co myślisz,Gabe?-spytał lew.

-Daj spokój,Sebastianie,król nie mówił nic o tym,że mamy ich nie wypuszczać poza teren obozu!-ryś uśmiechnął się złośliwie do swojego towarzysza.

-No dobrze,idź.-Sebastian zgodził się umywając ręce od odpowiedzialności.

-Tylko nie szwendaj się po lesie zbyt długo,bo Harry da nam popalić.-Gabe puścił do mnie oczko,a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Polubiłam go od razu. Przypominał mi charakterem starszego brata,który broni swojej małej siostry. W tym był podobny do mnie.

Wyszłam przez bramę opuszczając tym samym granicę obozowiska. Przede mną rozciągał się leśny gąszcz i niewidoczne ścieżki znaczone kocim zapachem. Ruszyłam więc pewnie przed siebie jego śladem.Liście,ziemia,wszystko co się w nim znajdowało jest przesiąknięte deszczem. Czuć jego ciężką woń jakby na stale zespoliła się z tym miejscem. Idę spokojnie starając się zapamiętać każde drzewo,każdy krzew. Unoszę głowę by spojrzeć na chowające się w koronach drzew ptactwo. Lubię to miejsce. Jest jeszcze bardziej spokojne niż mój las,którego zdążyłam poznać na wylot.Człowiek czuje się tu całkowicie odcięty od problemów i zewnętrznego świata.

Przemierzając leśne gąszcza szukam odpowiedniego drewna na strzały. Zbieram obumarłe i w miarę proste gałęzie o odpowiedniej grubości. Będę musiała je zahartować i osuszyć w ogniu jeśli chcę,by się do czegokolwiek nadawały. A groty strzał? Kamień,którego zwykle używałam jest zbyt kruchy. Chyba tym razem użyję kości zwierząt.Może w obozie mają jakiegoś rzemieślnika,który podpowie mi jak je umocnić by nie tępiły się zbyt szybko.

Kiedy skręcam potykam się o coś i słyszę cichy jęk. Upadam. Ten odgłos nie wydobył się z moich ust. Gałęzie wysypały się na ziemię z moich rąk. Znowu ten błotnisty zapach najeżam się natychmiastowo i odruchowo wertuje okolicę moimi kocimi zmysłami.Zapach jest inny. Nie tak ostry,bardziej łagodny,o korzennej barwie,aż można by powiedzieć że jest przyjemny dla nosa. Słyszę ciężki oddech i spokojne bicie serca i natychmiast orientuję się jaka przeszkoda powalił mnie na ziemię. To chłopak. Leży w trawie nie przytomny. Jego czoło jest rozpalone gdy kładę na nim dłoń.Cały pokryty jest martwymi liśćmi,mchem,a ubranie jest brudne od ziemi.Jakby czołgał się po lesie od kilku dni.

Jego jasne oblicze jest spokojne,czarne jak węgiel włosy wilgotne od porannej rosy,a długie rzęsy lekko drżą na powiekach jakby o czymś śnił. Jest nie wiele starszy ode mnie. Ale to wszystko nie ma znaczenia. To kolejny wilk. Kolejna baśniowa postać z opowieści z mojego dzieciństwa pojawia się w jak najbardziej prawdziwej postaci.Kolejny wilk. To nie mógł być przypadek.

Ale co mam teraz zrobić? Chłopak jest widocznie ogarnięty gorączką,nieprzytomny,zmarznięty i wygłodniały. Kiedy przyglądam mu się rozważając swoje możliwości on nagle unosi powieki. Jego jasne,błękitne oczy padają prosto na mnie. Jestem gotowa na to,że rzuci się na mnie z zamiarem zabicia. Ogromne jest jednak moje zdziwienie kiedy chłopak uśmiecha się szeroko. Ten uśmiech zdaje się rozrywać moje zatwardziałe serce na kawałki. Jest taki łagodny i pogodny. Jakby był szczęśliwy że mnie widzi.

-Nareszcie cię znalazłem.-szepcze,a jego głos wywołuje na mojej skórze gęsią skórkę. Natychmiast jednak znów traci przytomność pozostawiając mnie w całkowitym szoku. Jedyne co jestem w stanie teraz zrobić to wstać i przerzucić sobie nieprzytomnego chłopaka przez ramię. Jest to trudne bo chłopak okazuje się być naprawdę wielki i umięśniony. Musi sporo ważyć. Kiedy uporałam się już z pierwszą trudnością zaczynam iść drogą powrotna do obozu.Czuję,że szybko zaczyna brakować mi siły,ale nie poddaję się.Ten uśmiech...muszę mu pomóc. Nie jestem w stanie zostawić go by umarł z głodu i gorączki. Jestem jednak daleko od obozu,nic dziwnego że żaden kot nie wyczuł jego obecność. Cały przesiąkł tym przeklętym deszczem tak,że jego zapach jest naprawdę słabo wyczuwalny.

Ale mimo to idę,zbieram w sobie wszystkie siły i trzymam chłopaka mocno,by nie zsuwał się z mojego ramienia. Mimo że szybko zaczyna mnie boleć bark,a zmęczone nogi ślizgają się po leśnym poszyciu,nie przestaję brnąć przed siebie. Mogłabym oczywiście się przemienić i przewieźć go na swoim grzbiecie,ale wtedy szybko by spadł,a ja nie miałabym jak go umiejscowić z powrotem. Taki sposób był bardziej wyczerpujący,ale oszczędzał mi sporo czasu,a miałam przeczucie,że czas w jego przypadku był na wagę złota. Długo musiał błąkać się po lesie,wycieńczony i głodny. Mimo,że był wilkiem,mimo że powinnam go zabić,poczułam że muszę go ocalić,że muszę go chronić za wszelką cenę. Nie rozumiem tego,ale wiem dobrze co czułam.

Byłam już w połowie drogi gdy z nieba spadł deszcz. Kaskada zimnych kropel przedzierała się przez korony drzew i oblała mnie całą.Byłam przemoczona,wycieńczona i szło mi się coraz ciężej.

Nagle poślizgnęłam się na wystającym kamieniu i upadłam z chłopakiem na błotnistą ziemię.

-Cholera!-zaklęłam głośno. Tak bardzo jestem zmęczona,nie mam już siły. Zerknęłam na spokojną twarz chłopaka z zamiarem poddania się kiedy zauważyłam,że porusza bladymi ustami. Szepcze coś. Przyczołgałam się bliżej do niego i przystawiłam ucho do jego ust.

-Proszę.-dosłyszałam.To jedno słowo sprawiło,że moje gardło zacisnęło się boleśnie od uczucia żalu i wstydu. Jak mogłam chcieć się poddać? Jestem Delia,córka króla,potomkini królewskiego,lwiego rodu. Nigdy się nie poddam.


Podniosłam się zmuszając swoje drżące ciało do posłuszeństwa.Przerzuciłam chłopaka z powrotem przez ramię i ruszyłam dalej.Nigdy nie mogę się poddać.

Continue Reading

You'll Also Like

18.4K 316 12
DELULU & GUILT PLEASURE
4.6M 350K 91
Betrayed by the people she once loved, cared for, and protected, Queen Gatria is determined to make everyone suffer and feel her wrath. With the inte...
174K 4.1K 94
As the Maid of Evil, Y/n sacrifices her life for her twin brother. As the Mist Hashira, Y/n sacrifices her life for humanity. But not anymore will Y...
498K 16.2K 123
𝗧𝗛𝗜𝗦 𝗜𝗦𝗡'𝗧 𝗠𝗬 𝗡𝗢𝗩𝗘𝗟. 𝗜 𝗢𝗡𝗟𝗬 𝗣𝗢𝗦𝗧𝗘𝗗 𝗜𝗧 𝗙𝗢𝗥 𝗢𝗡𝗟𝗜𝗡𝗘 𝗥𝗘𝗔𝗗𝗜𝗡𝗚 𝗣𝗨𝗥𝗣𝗢𝗦𝗘. 𝗔𝗟𝗦𝗢 𝗡𝗢𝗧 𝗠𝗬 𝗧𝗥𝗔𝗡𝗦�...