Fabryka Kamiennych Posągów.

By Kabestan

12 1 1

"...Coś ciężkiego upadło na podłogę tuż za jego plecami. Jednak nim zdążył się odwrócić poczuł chwyt na karku... More

Fabryka kamiennych posągów.

12 1 1
By Kabestan

Wieczór był chłodny, ulica ciemna i prawie pusta. Prawie, ponieważ szła nią jedna samotna postać. Był to barczysty mężczyzna ubrany w skórzany płaszcz sięgający mu do połowy łydki, czarne spodnie z dużymi kieszeniami po bokach. Buty były ciężkie w kolorze reszty stroju, z pasmami srebra przeświecającego gdzieniegdzie. Na prawej ręce znajdował się elegancki zegarek połyskujący w świetle księżyca. Ale nie był to zwykły czasomierz, ponieważ na tarczy z kości słoniowej widniały rzymskie cyfry. Wskazówki były małymi mieczami. Pierwszy z nich będący wskazujący minuty, miał kształt japońskiej katany. Druga wskazówka godzinowa była miniaturą rzymskiego gladiusa, z długą pofalowaną głownią przypominającą płomienie. Rękojeść była prosta, zakończona okręgiem z wizerunkiem ognia. Sekundnikiem zaś był rapier. Miał wspaniale wykonany kosz chroniący dłoń przed ostrzem przeciwnika. Jego zawiły kształt do złudzenia przypominał strumienie wody spływające ku rękojeści. Jego głowica miała kształt kropli, dzięki czemu broń ta stała się jeszcze bardziej niebezpieczna, choć dalej wyglądała niegroźnie. Samo ostrze było proste, zwężało się od rękojeści aż do sztychu przypominając sopel lodu. Wszystkie elementy zegarka były odlane ze szczerego złota.

Mężczyzna szedł mocnym, stanowczym krokiem wyraźnie się śpiesząc. Co chwilę odwracał głowę i spoglądał z wahaniem w górę. Zupełnie jak gdyby bał się, że coś może stamtąd sfrunąć i porwać go z ziemi.

Gwałtownie przystanął przy bramie starej fabryki.

Jej skrzydła składały się ze splecionych ze sobą prętów metalu. Każdy miał inny kształt, razem układały się w napis ,,Ciężka praca uszlachetnia". Mur choć wspaniale wykonany z marmuru i cegły, był pomazany przez miejscowych chuliganów, którzy perfekcyjnie zakryli płaskorzeźby swoimi graffiti. Przedstawiały one bogów greckich i anioły w ich chwilach chwały. Mężczyzna dostrzegł zabójstwo Kronosa, wizerunki aniołów z różnymi wyrazami twarzy- strach, przerażenie, zdziwienie, zachwyt, radość, uniesienie. To tylko kilka z nich, które jeszcze dało się rozpoznać. Były też takie, które przedstawiały potwory, demony, a nawet jedna przedstawiająca samego szatana.

Rzeźby przypomniały mu historię, którą przeczytał o tym miejscu zanim podjął się zlecenia.

Fabryka została zamknięta lata temu, kiedy w niewyjaśnionych okolicznościach zginęła córka burmistrza.

Z tego co wiedział a początku wszystko szło dobrze. Fabryka przynosiła zyski, a ludzie w mieście mieli dobrze płatną pracę. Jednak po roku od otwarcia zakładu coś zaczęło się dziać. Ludzie zaczęli znikać w niewyjaśnionych okolicznościach, a nowe rzeźby pojawiały się znikąd. Mieszkańcy bardzo się tym przejęli, ale nikt nie znalazł odpowiedzi na stale nurtujące wszystkich pytanie: jak to się stało? Głównie znikali pracownicy fabryki, którzy byli starsi. Wszyscy tłumaczyli to tym, że pewnie się upili lub wpadli pod jakąś maszynę. Jednak kiedy zaginęła córka burmistrza, która przyszła razem z ojcem do fabryki na rutynową inspekcję, wszystkimi wstrząsnęło. Fabryka została natychmiast oczyszczoną z pracowników, a policja wkroczyła do budynku. Policjanci zabrali ze sobą tylko jednego majstra, który znał wszystkie rzeźby produkowane w fabryce. Potrafił bezbłędnie powiedzieć czy coś zniknęło albo stoi nie tam gdzie powinno. Wyszli po niecałych dziesięciu minutach z nieodgadnionymi wyrazami twarzy. Każdy z nich wyglądał zwyczajnie, ale kiedy po patrzyło im się w oczy widać było, że zobaczyli coś pięknego i przerażającego zarazem. Nikt nie powiedział ani słowa o tym co zobaczył. Kilka razy ludzie próbowali wedrzeć się do środka fabryki, ale po pierwszej nieudanej próbie policja na stałe otoczyła teren płotem pod napięciem i drutem kolczastym.

Mężczyzna przez dłuższą chwilę przyglądał się bramie, po czym sięgnął lewą ręką do zegarka i szepnął- gladius. Wyjął wskazówkę, która odskoczyła od reszty mechanizmu i zaczęła rosnąć oraz wydłużać się do rozmiarów normalnego rzymskiego miecza. Kiedy osiągnął rzeczywisty rozmiar, mężczyzna przełożył go do prawej ręki. Trzymając mocno rękojeść uniósł miecz nad głowę i zamachnął się w stronę bramy. Pręty posypały się z brzegiem na twardy asfalt. Nie zwracając uwagi na hałas wszedł żwawym krokiem do fabryki, nieświadom tego, że jest obserwowany.

Będąc już w środku wyjął z kieszeni prosty patyk, podniósł go na wysokość twarzy i szepnął- incendio. Przedmiot natychmiast zapłonął, oświetlając pomieszczenie ciepłym, migoczącym blaskiem. Mężczyzna obrócił się powoli z mieczem w prawej ręce i płonącym kawałkiem drewna w lewej. Pierwszą rzeczą jaką zobaczył była mała czarna latarka ze stłuczonym szkiełkiem i żarówką. Leżała na podłodze u stóp niesamowitego posągu przedstawiającego funkcjonariusza policji w starym mundurze z lat siedemdziesiątych. Został uchwycony w biegu, z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

- To pewnie jeden z policjantów, którzy przeszukiwali fabrykę po zaginięciu tej małej.- Powiedział sam do siebie, ruszając dalej w głąb fabryki.

Szedł wzdłuż odrapanych ścian pod którymi leżały płaty starej złuszczonej farby i grudki tynku, który odpadł bóg wie jak dawno temu. Podłoga cała była pokryta różnego rodzaju śmieciem, od gazet po szczurze odchody. Te gryzonie to chyba jedyne zwierzęta, które poza pająkami odważyły się tu wejść od czasu zamknięcia. Jak na budynek opuszczony od prawie pół wieku wyglądał całkiem nieźle. Ściany nie były pomazane żadnym graffiti, a okna i drzwi spoczywały nietknięte w swoich ramach.

Minął spore metalowe suwane drzwi koloru zielonego. Podpisane były tabliczką ,,hala przemysłowa". Poszedł dalej w stronę zakurzonych schodów z prostą barierką zrobioną z metalowych prętów. Gdy postawił na nich stopę, jęknęły w proteście pod jego ciężarem.

Z drewna?- Zdziwił się w duchu.- To chyba było przejście dla pracowników.

Stanął mocniej na schodku przenosząc powoli ciężar ciała na prawą nogę, sprawdzając czy wytrzymają.

Wytrzymały.

Stanął na nich pewnie i ruszył w górę, mocniej ściskając rękojeść gladiusa.

Kiedy wszedł na pierwsze piętro zobaczył kolejny posąg. Tym razem była to rzeźba przedstawiająca młodo wyglądającego chłopca o potężnej sylwetce. Prawą dłoń miał zaciśniętą na kiju bejsbolowym, który trzymał wysoko nad głową. Wyraźnie został zatrzymany podczas próby ataku, bo lewa ręka był oddalona zaledwie o kilka centymetrów od trzonka kija. Twarz młodzieńca przedstawiała zarówno strach jak i wściekłość, wywołaną przez coś co zobaczył.

Mężczyzna minął go szybko i poszedł w głąb budynku. Cicho otworzył drzwi prowadzące na korytarz i wyjrzał za nie, wysuwając płonący patyk przed siebie. Nic nie zobaczył, ale kiedy wyszedł na korytarz poczuł jak przechodzą mu po plecach ciarki. Cokolwiek było w tej fabryce, było na tym piętrze.

- No dobra- powiedział sam do siebie. - Zaczynamy zabawę.

Zamknął oczy i skupił się mocno na zaklęciu.

- Ostendite mihi. - Zaczął cicho szeptać.- Abscondita tenebrarum sub tegumento!

Łacińskie słowa pojawiły się przed nim, zwijając w kształt małej złotej kulki. Wyciągnął rękę z mieczem i przyciągnął ją do twarzy. Słowa przywarły do lewego oka. Moment w którym zaklęcie zaczyna działać jest często nieprzyjemny, a zwłaszcza wtedy kiedy dotyczy wzroku. Powoduje okropne pieczenie, podobne do tego odczuwanego gdy mydło wpadnie do oka.

Po chwili nieprzyjemne odczucie ustało. Otworzył prawe oko, którym nadal widział normalnie. Potem lewe, w którym obraz się zmienił. Zamiast podłogi widział różnokolorowe kreski przecinające się we wszystkie strony. Były to ślady ludzi, którzy kiedyś tędy chodzili. Ze względu na swój wiek niewyraźne i wyblakłe. Poza jedną. Zabarwiona najróżniejszymi ciemnymi odcieniami kolorów, od żółtego przez czerwony po czarny włącznie. Ten ślad był stosunkowo nowy i prowadził prosto do dużych drzwi na samym środku korytarza.

- No to do dzieła.- Szepnął Łowca ruszając w stronę drzwi, gdzie ślad był najmocniejszy.

Drzwi były masywne, zrobione ze stali. Wyglądały prawie zwyczajnie. Prawie, bo normalne drzwi nie zaczynają porastać kamieniem, a te właśnie takie były. Od każdego z rogów drzwi obrastał kamień, zupełnie jak gdyby coś co było w środku próbowało albo otworzyć je na zewnątrz, albo zamknąć na amen.

- To ciekawe.- Zdziwił się na głos, podchodząc.- Z każdej strony kamień jest inny co oznacza, że może ich tam być więcej niż ten jeden, o którym mówili mieszkańcy.

Powoli przyłożył dłoń w której trzymał miecz do drzwi i popchnął je mocno. Nie ustąpiły. Spróbował jeszcze raz, ale drzwi wciąż nie chciały drgnąć. Łowca zrobił krok do tyłu, uniósł miecz nad głowę i jednym płynnym ruchem od góry przeciął drzwi na pół.

- Łatwo poszło.- Powiedział prostując się i podchodząc do nich, żeby je otworzyć.

Tym razem nie musiał nawet użyć siły, bo kiedy tylko dotknął drzwi ręką otworzyły się bezszelestnie wpuszczając go do środka. Znalazł się w pomieszczeniu, które kiedyś chyba było pracownią, ale teraz zupełnie jej nie przypominało. Wyglądała bardziej jak sala z jakiegoś zamku, ściany całe z kamienia, podłoga to czysty biały marmur,pośrodku stał kominek, a pod ścianami widać było przeróżne rzeźby. Były tam posągi samurajów w pełnych zbrojach bitewnych rodem z szesnastego wieku; antyczni bogowie w swoich togach; ale dostrzegł także posągi dzieci i zwierząt.

Mężczyzna podniósł rękę z patykiem nad głowę, żeby lepiej oświetlić pomieszczenie. Wtedy zobaczył, że na środku pomieszczenia stoi posąg przedstawiający młodą dziewczynę. Na stopach miała zgrabne pantofelki, a od połowy smukłej kobiecej nóżki zaczynała się sukienka z falbanką na dole. Cała kreacja była szyta na miarę idealnie przylegała do ładnego ciała młodej dziewczyny. Talię miała przewiązaną cienką wstążką, która jeszcze bardziej podkreślała jej naturalne wdzięki.

Rysy twarzy były bardzo delikatne, lekko okrągłe policzki, drobne usta i głęboko osadzone mądre oczy.

Zatrzymał się przed nią, i spojrzał w jej kamienne oczy. Im dłużej patrzył tym mocniejsze odnosił wrażenie, że jest w nich smutek i strach, a nie, jak mogło się zdawać, radość i szczęście.

Coś ciężkiego upadło na podłogę tuż za jego plecami. Jednak nim zdążył się odwrócić poczuł chwyt na karku, który uniósł go nad posadzkę. Trzymająca go siła była tak wielka, że czuł jak od napięcia trzeszczą mu kości. To co go złapało było bardzo zimne i twarde, zupełnie jak kamień.

- No proszę proszę, a co my tu mamy? - Powiedziało coś za plecami Łowcy. - Czy to człowiek?

Dźwięki jakie towarzyszyły tym słowom były okropne. Połączenie odgłosów metalowego przedmiotu jadącego po tablicy i pocierania o siebie dwóch kamieni.

Mężczyzna odruchowo zakrył uszy i odwrócił głowę, żeby zobaczyć co go złapało. To co ujrzał było zarazem śmieszne i przerażające. Kreatura przypominała karykaturę Herkulesa. Była potężnie umięśniona, z ogromnymi dłońmi zdolnymi ciskać sporej wielkości głazy, szerokimi barkami i klatką piersiową, na której zaznaczono każdy mięsień. Przepasana była jedynie na biodrach starannie wykutą przepaską, która teraz zdawała się lekko falować. Cała rzeźba budziłaby grozę gdyby nie jeden drobny szczegół, który bardzo przykuwał uwagę. Twarz Herkulesa, krótko mówiąc, nie była twarzą owego herosa tylko młodej, urodziwej dziewczyny o delikatnych rysach.

Mężczyzna bez chwili namysłu machnął mieczem, który przeciął kamienny nadgarstek rzeźby. Odcięta ręka wraz z trzymaną ofiarą upadła na podłogę, gdzie roztrzaskała się na drobne kawałeczki. Do niedawna uwięziony w niej mężczyzna odtoczył się na bok unikając tym samym potężnego ciosu wymierzonego przez posąg. Miejsce, w którym wylądowała pięść rzeźby zmieniło się w pajęczynę pęknięć, które dotarły aż do ścian.

Łowca szybko podniósł się na równe nogi i uniósł miecz przed siebie, stając w pozycji bojowej. Zrobił to dosłownie w ostatniej chwili. Rzeźba wymierzyła już kolejny cios, tym razem z prawej strony. Mężczyzna złapał miecz oburącz upuszczając płonący patyk i przyjął uderzenie na klingę. Cios okazał się jednak tak mocny, że posłał Łowcę dziesięć metrów dalej pod samą ścianę, o którą oparł się plecami do końca przyjmując siłę uderzenia. Dyszał ciężko a ramiona bolały go niemiłosiernie, jednak podniósł miecz nieco wyżej, tak aby jego koniec wycelowany był w gardło przeciwnika. Poprawił chwyt dłoni na rękojeści, stając pewniej wysuną lewą nogę do przodu, a prawą opierając bokiem o ścianę. Następnie wybił się mocno i z niesamowitą prędkością doskoczył do posągu, który zdążył tylko lekko się cofnąć, zanim na jego szyi spoczął potężny cios gladiusa.

Mężczyzna zatrzymał się za posągiem, który opadł na plecy z głośnym trzaskiem. Kamienna głowa z niemym wyrazem zdziwienia wypisanym na twarzy odtoczyła się kawałek dalej. Głęboko nabierając powietrza w płuca Łowca odwrócił się i podszedł do posągu dziewczyny.

Ten zmienił się zauważalnie, dziewczyna stała z rękoma skrzyżowanymi na piersiach i wyrazem ciężko skrywanego zaskoczenia na twarzy.

- Witaj.- Zaczął nieśpiesznie mężczyzna w czarnym płaszczu, lekko obsypany kamiennym pyłem. - Przybyłem uwolnić cię spod działania zaklęć, które tu działają.

Dziewczyna milczała, wpatrując się w mężczyznę zupełnie jak gdyby chciała powiedzieć „to jeszcze nie koniec". Łowca usłyszał cichy stukot za plecami. Zamknął oczy i powoli obrócił się mówiąc:

- Jak ja nienawidzę tych parszywych, gadających, obślizgłych, debi... - urwał swoja tyradę do rasy demonów i spojrzał w miejsce gdzie powinno leżeć ciało Herkulesa. Nie było go. Ani głowy, ani ręki. Nic, zupełnie nic. Jedynie małe okruchy kamienia wskazywały na to, że wyszedł na korytarz. Ale po co?

- No żesz do jasnej cholery z wami, chrzanione posągi! - Zaklął głośno ruszając za posągiem. Po drodze podniósł upuszczony patyk. Już przy drzwiach odwrócił się i warknął tylko. - Zostań tu, jasne? Masz się stąd nie ruszać nawet na centymetr, zrozumiano?!

Posąg dziewczyny stał jak gdyby nigdy nic i patrzył na mężczyznę z czymś w rodzaju politowania na twarzy.

Łowca wypadł na korytarz oświetlając go migoczącym światłem, który płonął dalej wesoło ciepłym blaskiem. Usłyszał czyjeś ciężkie kroki oddalające się szybko w stronę schodów. Bez zastanowienia ruszył biegiem w stronę owego hałasu. Minął chłopaka z bejsbolem w ręku i zobaczył jak Herkules z głową w pozostałej ręce skacze po trzy stopnie w dół.

- Wracaj mi tu! - Rozkazał mężczyzna i sam zaczął zbiegać po schodach. - I tak nie masz dokąd uciec!

Było to tak oczywistym kłamstwem, że mężczyzna w ogóle się nie przejął faktem, iż posąg biegł dalej w stronę dolnej hali produkcyjnej.

W hali produkcyjnej jest kamień! On idzie się naprawić - Zaczął myśleć gorączkowo. - Albo gorzej!

Nie zwracając uwagi na kawałki farby leżące na podłodze przyśpieszył i krzyknął:

- Educ me ventus!

W tym momencie z jego butów uwolniły się dwa małe tornada, które uniosły go nad podłogę i szybko podniosły w stronę potwora. Wpadł do dolnego warsztatu przez dziurę w ścianie, którą wybił w niej posąg. Zobaczył go jak pochylał się nad górą odłamków.

- Nawet o tym nie myśl! - Wrzasnął, lecąc w stronę gruzu. - Ty mały poskładany z brei stworze!

Zwyzywany potwór wykrzywił usta odciętej głowy w paskudnym uśmiechu. Takim, który potrafią zrobić tylko piękne dziewczyny; i wskoczył w odłamki, gdzie znikł. Mężczyzna wpadł do miejsca gdzie jeszcze chwilę temu stał posąg i zaczął na oślep dźgać gruzowisko. Jego miecz wchodził w nie jak w masło, nawet się nie wyszczerbiając.

- DO STU TYSIĘCY PIÓR MICHAŁA! - Mężczyzna zaklął wściekle, po czym zrobił dwa kroki wstecz i zatrzymał się. - No dobra, tak się chcesz bawić? No to proszę bardzo!

Łowca przestał skupiać się na utrzymywaniu w powietrzu i opadł delikatnie na posadzkę. Stanął pewnie na nogach łapiąc miecz w obie dłonie i przymknął lekko powieki. Wyrównał oddech, jednocześnie przenosząc energię do miecza, który zaczął świecić lekkim blaskiem rozchodzącym się od rękojeści aż po sam koniec klingi. Kiedy cały oręż stał się jaśniejszy od płonącej gałązki oświetlającej pomieszczenie mężczyzna stanowczo krzyknął:

- Ignitionem gladio!

Klinga miecza natychmiast stanęła w płomieniach, które tańczyły po nim jak gdyby cieszyły się na jego widok albo na smak wolności, której tak dawno nie zaznały. Całe ostrze falowało płonąc złotym ogniem.

- Nazywam się Basanar! Powiernik spraw Bractwa Sprawiedliwości. Jestem tym, który przybywa gdy gdzieś dzieje się gorzej niż źle! - Mówił, a jego głos mocno odbijał się echem po ścianach fabryki tworząc wrażenie, że jego właściciel stoi wszędzie.

- Tam gdzie paskudne demony myślą, że mogą zabijać ludzi bez konsekwencji. Tam gdzie te latające pokraki myślą, że same wszystko załatwią. Tam gdzie... - Urwał ponieważ najwidoczniej demon ukryty w górze gruzu zdecydowanie nie lubił długich przemówień. Z tego powodu wysłał w mówcę masę małych kamyczków. Które gdy tylko trafiły na płomień miecza, trzymany przez Basanara w dłoni, stopiły się i rozwiały w niebyt.

Łowca nawet nie drgnął. Patrzył czujnie na górę gruzu, z której nieustannie leciały w niego bryłki. Po chwili grad pocisków ustał. Basanar zrobił krok do przodu, a w tym samym momencie kamienie podniosły się do góry i zaczęły wirować dookoła demona. Był ciemny i chudy, ale biła od niego groza. Mężczyzna zrobił jeszcze jeden krok do przodu chcąc znaleźć się bliżej tornada kamieni. Jednak kiedy tylko postawił stopę na posadzce, gwałtownie eksplodowała posyłając go w powietrze.

Przeleciał przez całą salę, aż do miejsca przez które wszedł. Odbił się od ściany i upadł na podłogę z donośnym hukiem. Miecz wypadł mu z ręki i potoczył się po podłodze w kąt sali, gdzie zgasł. Demon tymczasem otworzył swoje prawdziwe czerwono-szare oczy i niespiesznie ruszył w stronę leżącego Łowcy.

Basanar oparł dłonie o podłogę koło swoich ramion i spróbował się podnieść. To zabolało. Dźwignął się na kolana akurat aby zobaczyć jak kolejne skalne odłamki lecą prosto w jego pierś. Szybko przetoczył się w prawo. Podniósł na nogi i pobiegł w stronę miecza.

No dalej! Dalej! - Ponaglał samego siebie w myślach. - Wystarczy, że złapię miecz. Tylko tyle i będę w domu.

Jednak demon nie dawał mu zrealizować tego prostego planu. Ciskał w niego kamieniami, które zalegały już na prawie całej podłodze zakładu. Basanar ślizgając się na nich dopadł do ściany. Schwycił miecz robiąc fikołka. Kiedy się wyprostował wyciągając oręż przed siebie ten natychmiast zapłonął.

- Ventus – szepnął Łowca i bez chwili zawahania ruszył w stronę demona niesiony przez mocny podmuch wiatru. Demon obijając od siebie kamienie wydał dźwięk podobny do zgrzytania zębami z niezadowolenia.

Jednym skokiem Łowca znalazł się nad tornadem kamieni, z mieczem wycelowanym prosto w jego centrum. Machnął nim, a potwór zawył z bólu i wystrzelił kamieniami prosto w pierś atakującego go człowieka. Basanar zdążył zrobić unik odlatując w lewo, jednak kilka kamieni trafiło celu przebijając się przez ubranie i głęboko wbijając w ciało Łowcy. Potwór odszybował w stronę wyjścia.

- O nie, nie ma tak łatwo! - Basanar wypluł krew ocierając wargi wierzchem dłoni. - Chcesz uciec, tchórzliwy mały demonie?

Potwór zatrzymał się jak na rozkaz samego Lucyfera. Powoli odwrócił się w stronę Łowcy i wpatrywał się w niego z wyraźną, nieskrywana nienawiścią.

- Coś ty powiedział? - Wystukał kamieniami demon, próbując imitować słowa. - Ja jestem tchórzem? To ty cały czas chowasz się za ty małym paskudnym mieczykiem.

- Okay, to prawda. - Przyznał bez wahania Łowca podlatując w stronę demona. - Ale to nie ja zmieniłem się z całkiem dobrze wykonanej rzeźby w tornado kupy gruzu, prawda?

Potwór chyba nie uznał tego za zbyt zabawne, bo wystrzelił kolejne kamienie, które połączyły się ze sobą w locie tworząc coś na kształt miniaturowych golemów. Były paskudne, wyglądały tak jak gdyby małe dziecko dorwało się do plasteliny i zaczęło tworzyć ludziki, z których każdy ma inne nogi, ręce i głowy. Golemiki, jak nazywał je Łowca, dokładnie tak wyglądały. Każdy z nich miał głowę w innym rozmiarze i kształcie.

Pierwszy który wyskoczył na Basanara zza stołu kreślarskiego miał kanciasty korpus zrobiony z trójkątów, nogi z trapezów, ręce z rombów i czerep w kształcie kuli. Zginął chwile później od niedbałego ciosu wymierzonego przez środek głowy. Drugi natomiast był już bardziej ludzki. Wyglądał jak kamienny Plastuś, który za wcześnie wyskoczył spod dłuta. Bo tak jak jego góra była całkowicie skończona i wyglądała groźnie, tak jego nogi, po prostu nie istniały. Zamiast nich była lita kwadratowa kostka. Ten próbował złapać mężczyznę za nogę, ale nie do końca mu to wyszło, gdyż szybko został wyrzucony mocnym kopnięciem w stronę schodów. Tam przewrócił się na plecy, a nie zdolny do tego by się podnieść zaczął uderzać małymi piąstkami w posadzkę, robiąc w niej spore dziury i pęknięcia.

Trzeci, który zdecydowanie sprawiał najwięcej problemów wyglądał jak małpka. Mała kapucynka, tylko w odróżnieniu od tej żywej ta nie była słodka i miękka w dotyku. Wręcz przeciwnie, była twarda, zwinna i bardzo niebezpieczna. Wskoczyła Łowcy na ramię z mieczem, kiedy ten rozciął na pół pierwszego golemika i okładała go po plecach malutkimi łapkami. Mężczyzna miotał się próbując zrzucić z siebie demona, ale na próżno. Małpka widocznie nie tylko wyglądała, ale i była bardzo zwinna. Wykorzystując tę umiejętność przeskakiwała z jednego ramienia na drugie, wyraźnie dobrze się bawiąc.

- Złaź ze mnie, pomiocie demona! - Krzyczał Basanar, wymachując rękoma. - Ty mała, paskudna, brzydka małpo! Możesz choć przez chwilę usiedzieć na miejscu?!samego Łowcy, małpka usiadła na prawym ramieniu i czekała na to co wydarzy się dalej.

- Yyyy... dziękuję – Zaczął całkowicie osłupiały Łowca- Nie ruszaj się, okey?

Kiedy małpka odpowiedziała mu tylko wymownym milczeniem wystrzelił do przodu, tnąc demona na skos przez środek od prawego górnego, aż do lewego dolnego krańca wiru kamieni. Tornado momentalnie rozpadło się na drobne kawałeczki, opadając na posadzkę pracowni. Pośrodku kupki gruzu leżała mała kostka marmuru ze złotymi łacińskimi napisami, pokrywającymi całą jej powierzchnię. Była to nagroda za zabicie demona średniej klasy. Marmurowa kość, która umożliwiała posiadaczowi przyzwanie pomiota na własne usługi w dowolnie wybranym momencie.

Basanar wylądował na ziemi i schylił się chcąc podnieść kość. W tym samym momencie, w którym wyciągnął po nią rękę małpka zeskoczyła na podłogę, pochwyciła kość i wskoczyła razem z nią z powrotem na ramię Łowcy.

- Poproszę. - Wyciągnął rękę w stronę kapucynki. - Schowam to do kieszeni i...

Niestety nie było mu dane dokończyć kolejnego już zdania tego wieczoru, ponieważ małpka zaczęła skrzeczeć przeraźliwie, skacząc po jego ramieniu.

- No dobrze już dobrze. - Powiedział zrezygnowany, cofając rękę – A co powiesz na wymianę? Ja dam ci to co mam w kieszeni, a ty oddasz mi duszę tego niedobrego demona co?

Kapucynka miała całkowicie inny plan. Postanowiła na oczach Basanara wchłonąć kostkę w siebie, tym samym zyskując całą moc którą wcześniej miał demon. Małpka nie zmieniła się zbytnio, tylko stała się bardziej kolorowa. Teraz zamiast granitowego miała ładne futro koloru kości słoniowej. Jej oczy stały się z szarych i zimnych, brązowe i ciepłe.

- Ładnie to tak zabierać komuś jego nagrodę, co? - Spojrzał poirytowany na małpkę, która siedziała sobie spokojnie na jego ramieniu, jak gdyby nigdy nic. - Ehh, chodźmy lepiej na górę, skończyć zadanie.

Wspiął się powoli po schodach, i wszedł do pomieszczenia, w którym na środku czekał posąg dziewczyny w sukience. Podszedł do niej, i znów spojrzał jej prosto w oczy. Tym razem cała postać poza niedowierzaniem wyraźnie pokazywała też strach.

Łowca stał wpatrzony w nią przez dłuższą chwilę. Pewnie stał by i jeszcze dłużej gdyby nie małpka, która z powrotem zaczęła skakać po jego ramionach. Ale tym razem w tych ruchach było coś innego, coś bardziej nerwowego. Zupełnie jakby czuła, że zbliża się niebezpieczeństwo.

I miała rację.

W sekundę po tym jak Basanar odwrócił głowę do małpki, która zatrzymała się na jego lewym ramieniu, i powiedział ,,no, co tak skaczesz?"; okno eksplodowało. Jak huragan wleciał przez nie anioł.

Skrzydlaty miał długą białą szatę, która ciasno opinała jego umięśnioną sylwetkę. Szata była podobna do tunik rzymian, które nosili w czasach antyku. Przy pasie miał pochwę z mieczem, gladiusem. Na plecach natomiast miał trzy pary potężnych śnieżnobiałych skrzydeł, o rozpiętości mniej więcej dwóch metrów. Jednak tym, co najbardziej przyciągało uwagę Łowcy była twarz przybysza. Nie była podobna do żadnej ludzkiej. Była po prostu nieziemsko piękna.

- Basanar, widzę, że uporałeś się z tym małym demonem. - Przybysz powoli i z wrodzoną klasą podszedł do posągu dziewczyny, która wyglądała tak, jak gdyby miała zamiar uciec z cokołu. - Zajęło ci to strasznie dużo czasu, nieprawdaż?

Łowca spojrzał spode łba na przybysza po czym odpowiedział mu z wymuszoną grzecznością.

- Tak, faktycznie mogłem to załatwić szybciej. Gdybym wiedział, z jakim demonem będę musiał walczyć. - Podszedł do anioła na odległość machnięcia skrzydeł. -Ale ty, drogi skrzydlaty przyjacielu, nie byłeś łaskaw mi tego powiedzieć zanim wyruszyłem na tę misję.

- Nic ci się nie stało, prawda? - Zapytał obojętnie anioł. - A z tego co widzę, to znalazłeś sobie przyjaciela. Ha! Pasujecie do siebie. Ty- parszywy wygnaniec, i ten mały- parszywy demon.

Anioł roześmiał się szyderczo i odwrócił wzrok od Łowcy, skupiając całą swoją uwagę na posągu. Dziewczyna na cokole starała się zajmować jak najmniej miejsca, a nawet jakby trochę się skurczyła. Stała teraz bokiem do obu przybyszów, jedną ręką zasłaniając twarz a drugą obejmując się w talii.

- Co zamierzasz z nią zrobić? - Zapytał Anioł, z wolna okrążając posąg. - Chyba nie masz zamiaru jej tak zostawić? Prawda, Basanarze? Nie był byś w stanie zostawić KOLEJNEJ zaklętej kobiety i pójść dalej. Prawda?

- Mam zamiar zdjąć z niej tą klątwę. - Odparł bez wahania Łowca. - Jeżeli się nie mylę jest to zwykłe zaklęcie zmiany w kamień, połączone z zaklęciem unieruchomienia. Czyli wystarczy ,reditus ad normalis' i move ipsum, a dziewczyna będzie taka jak przedtem.

- Dobrze. Wspomnę Michałowi o twoich wyczynach, jednakże powiem mu także o twoim nowym... - spojrzał z odrazą na małego demona na ramieniu Łowcy. - Towarzyszu.

- Tak zrób. - Powiedział niewzruszony Basanar. - Sądzę, że Michaś chętnie dowie się, że znalazłem sobie przyjaciela.

Skrzydlaty spojrzał na Łowcę z gniewem w oczach, ale nic więcej nie powiedział w tym temacie. Dalej krążył dookoła posągu.

- A co zamierzasz zrobić z nimi? - Spytał, wskazując rzeźby znajdujące się pod ścianami. - Zostawisz ich tak?

- Tak, oni są martwi. - Odparł obojętnie Łowca. - Demon zabił ich wszystkich, to dlatego się nie poruszają. Ona jest ostatnim żyjącym człowiekiem, który wszedł do tej fabryki.

Anioł był wyraźnie wstrząśnięty tą informacją. Skrzydła lekko mu opadły, błysk w oku przygasł, a krok stracił wcześniejszą sprężystość i lekkość. Stąpając ciężko podszedł do okna, po czym odwrócił się twarzą do Basanara, rzucając mu małe zawiniątko.

- Góra uznała, że powinieneś to mieć. - Powiedział i rozłożył skrzydła, szykując się do lotu. - Powiedzieli, że będziesz wiedział co to, a co ważniejsze jak tego użyć. Baw się dobrze, pozdrowię do ciebie Michała. Pewnie się ucieszy, że dalej żyjesz.

- Dzięki, Ermesie. - Szepnął Basanar łapiąc pakunek i wpatrując się w niego. - Powiedz mu, że mam nadzieję niedługo znów go zobaczyć.

Basanar podniósł wzrok znad zawiniątka i zauważył, że anioła już nie było. Pochylił z powrotem głowę, przyglądając się dokładnie temu, co trzymał w rękach. Była to drobna kwadratowa paczuszka, nie większa od zeszytu. Owinięta w bardzo delikatny materiał tkany tylko w niebie.

Tkanina miała kilka wspaniałych właściwości. Po pierwsze nigdy się nie przecierał. Po drugie nigdy się nie brudzi. A w końcu po trzecie- był całkowicie wodoodporny i ognioodporny. Aniołowie nazywali go divina materiales co dosłownie znaczy „boski materiał", ponieważ tworzy go sam Bóg.

Kiedy Basanar odwiązał wstążkę, którą cały pakunek był zabezpieczony, zobaczył małą książkę. Na okładce nie było tytułu, ani autora. Był tam jednak znak, który Łowca od razu rozpoznał. Przedstawiał drzewo, które swoimi korzeniami obejmowało wszelkie stworzenia żyjące kiedykolwiek na Ziemi. Od malutkich mikrobów i bakterii, poprzez dinozaury i wszelkiego rodzaju mityczne stworzenia, aż po bogów, tytanów i herosów. Korzenie obejmowały także rośliny, jak i wszystkie żywioły. Natomiast korona drzewa składała się z przeróżnych liści a każdy z nich falował i zmieniał się z sekundy na sekundę. Były to pomysły młodych adeptów Zakonu Korzeni Świata. To był właśnie ich znak. Symbol zakonny, który kiedyś należał do Basanara. Którego on był najwyższym majstrem i jedynym prawdziwym mistrzem.

To co Łowca trzymał właśnie w dłoniach było jego atrybutem. Jednym z trzech, których potrzebował, żeby odnaleźć swoje skrzydła i wrócić do nieba.

Łza stoczyła się po policzku mężczyzny i cicho opadła na skórzaną okładkę zeszytu tworów- bo tak właśnie nazywała się ta książka. Basanar otarł ocz i starł łzę. Z powrotem pieczołowicie zawinął notes i schował go do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza.

- No dobra. - Odchrząknął odwracając się w stronę dziewczyny, która patrzyła na niego z nieskrywanym zdziwieniem. - Czas przywrócić cię do normalności i zabrać z tej ciemnej dziury.

Basanar stanął naprzeciwko dziewczyny, zamykając oczy. Małpka, która od zniknięcia Ermesa siedziała i kręciła główką, teraz zatrzymała się i również zamknęła oczka. Łowca zaczął powoli wymawiać zaklęcia, a małpka mruczała coś po swojemu.

- Reditus ad normalis. - Słowa pojawiły się przed Łowca i powoli poleciały w stronę zafascynowanego posągu dziewczyny. Kiedy do niego dotarły zaczęły rozciągać się, owijając dookoła niego. - Et move ipsum!

Kolejne złote słowa pojawiły się przed Basanarem. Poszybowały prosto do posagu oplatając go tak samo jak poprzednie. Łowca powtórzył ten proces cztery razy obchodząc posąg dookoła. Kiedy znów zatrzymał się przed dziewczyną, ona cała pokryta była migoczącymi i falującymi zaklęciami. Basanar otworzył oczy i wyciągnął przed siebie ręce. Wypowiedział po raz piąty całe zaklęcie. W tym momencie złote litery rozbłysły mocniej, a kamienna skorupa otaczająca dziewczynę rozsypała się w proch. Wtedy dopiero Łowca zauważył, że Małpka siedząca na jego ramieniu również coś czarowała. Mruczała jakieś swoje małe zaklęcia i wypuściła z siebie kawałek skały, który wraz z kolejnymi dźwiękami wydawanymi przez zwierzę zmieniał swój kształt i kolor. Najpierw był to tylko po prostu niekształtna bryłka, potem zmienił barwę z szarej na złotą, następnie pojawiło się na niej trochę brązu i zieleni. Kolorowa forma w krótkim rozbłysku światła stał się pierścieniem, który podleciał do dłoni dziewczyny, i znalazł sobie miejsce na jej serdecznym palcu.

- Ojej! - Wykrzyknęła zaskoczona dziewczyna delikatnym, aksamitnym głosem. - Jakie to piękne! Dziękuje ci.

- Jak się nazywasz? - Zapytał zaciekawiony Łowca. - Czy pamiętasz co się działo? Jak się tu znalazłaś? Albo który mamy rok?

Dziewczyna spojrzała na Basanara i uśmiechnęła się promiennie. Wyciągnęła dłoń z nowo otrzymanym pierścieniem i powiedziała:

- Nazywam się Melodia Black, ale przyjaciele mówią mi Nutka. Mamy rok 1957. - Schwyciła dłoń mężczyzny, potrząsnęła nią energicznie i sprawnie zeskoczyła z cokołu na podłogę. - A Ty nazywasz się Basanar, prawda? Usłyszałam jak mówił to ten Anioł. A jak nazywa się twoja małpka?

- Tak, nazywam się Basanar.- Odpowiedział i dodał szybko: - A Małpka nazywa się Loki, jak ten nordycki gamoń.

Loki, wyraźnie zadowolona z imienia jakie otrzymała podskakiwała i popiskiwała na ramieniu mężczyzny.

- Chodźmy stąd, co? - Zapytał i ruszył powoli w stronę wyjścia z sali. - Będę ci musiał wiele wyjaśnić, ale to przy śniadaniu i kawie.

Zapowiada się ciekawa przygoda. Pomyślał Basanar, kątem oka popatrzył na Melodię i Loki. Tak, zdecydowanie ciekawa przygoda.






Słownik zaklęć Łacińskich:

Incendio – zapłoń

Ostendite mihi abscondita tenebrarum sub tegumento! - ukaż mi to co ukryte pod zasłoną mroku!

Ventus – wiatr(w ustach bohatera chodziło o przyzwanie wiatru)

Educ me ventus – Ponieś mnie wietrze

ignitionem gladio – Zapłoń gladiusie

reditus ad normalis - powróć do normy

move ipsum - porusz się

divina materiales – boski materiał


Continue Reading

You'll Also Like

86K 7.5K 48
What if Arnav gets a chance to rectify all his mistakes? What if he gets a chance to avoid such situations? What if he gets to know Khushi is his wou...
215K 9.2K 24
စံကောင်းမွန် + တခေတ်ခွန်း ငယ်ငယ်ကခင်မင်ခဲ့တဲ့ဆက်ဆံရေးကနေအကြောင်းတစ်ခုကြောင့်စိတ်သဘောထားကွဲလွဲပြီး ပြန်တွေ့တဲ့အချိန်မှာသူဌေးနဲ့အလုပ်သမားဆက်ဆံရေးဖြစ်သွ...
192K 7.6K 30
""SIT THERE AND TAKE IT LIKE A GOOD GIRL"" YOU,DIRTY,DIRTY GIRL ,I WAS TALKING ABOUT THE BOOK🌝🌚
878K 30.2K 108
When Grace returns home from college, it doesn't go like she thought it would. With her past still haunting her everyday choices, she discovers a sid...