Czekolada

By Zosiczka_Ruda

1.5K 73 11

Wszyscy kochają czekoladę. A kto nie kocha Huncwotów? *zawiera teksty i pomysły z tumblra/pinteresta* More

Każdy wie, że rudzi są wredni
Lily się rozkręca
Kwiaty

Gryffindor

830 29 4
By Zosiczka_Ruda


James Potter, syneczek mamusi i dumny syn dumnego ojca. Chłopiec o zaróżowionych policzkach z podekscytowania, ładną, niewinną twarzyczką i wwiercającym się w ucho śmiechem.  Ten chłopak nie znał strachu – wspinał się na najwyższe drzewa, zadzierał ze starszymi chłopakami i pozwalał czochrać się po głowie najładniejszym starszym dziewczynom. Miał pieniądze, dotrzymywał obietnic i dochowywał sekretów, więc wszyscy dzielili się z nim słodyczami i pozwalali pożyczać ulubione zabawki, które nie zawsze zwracał.

Do pociągu odprowadzała go cała rodzina – dziadkowie, rodzice, kuzyni. Za swój pierwszy list z Hogwartu dostał trzy galeony, ale wytargował się na dziesięć. W końcu Potterów było stać na takie ekscesy. Jego tata zrobił fortunę na wynalezieniu najtrwalszego żelu do włosów, co nie przeszkadzało mu ciągle pracować jako auror, głównie dla przyjemności. Razem z żoną starali się mimo ciągle napływającego czystego złota nie rozpieszczać zbytnio syna, co jednak zdecydowanie nie było ich mocną stroną. Oboje kochali i rozpuszczali swojego jedynego synka, o którego starali się przez tyle lat. Właściwie zaczęli już tracić nadzieję, kiedy zdarzył się cud – pojawił się James. James, ich skarb. James, ich cały świat. James, ich duma i zmartwienie jednocześnie, którego nie zamieniliby na nic innego.



Młody Potter szedł wąskim korytarzem pociągu Hogwart-Express szukając wolnego przedziału. Przechodząc obok jednego z nich usłyszał kawałek kłótni:

- Przepraszamy, ale nie możesz tutaj usiąść – powtarzała płaczliwie jakaś dziewczynka.

- Idź stąd, nie słyszysz?! Ile razy można ci mówić?!

James otworzył drzwi i wszedł do środka. Przedział był pełny, z wyjątkiem jednego miejsca, na którym leżała podręczna torba. Całą resztę miejsca zajmowali uczniowie, głównie z pierwszej klasy. Większość siedziała, tylko jeden chłopiec, z ciemnymi włosami i bardzo jasną cerą stał na samym środku, trzymając w ręku kufer prawie tak wielki jak on sam.

- Niby dlaczego? – zapytał James i zmarszczył brwi. – Przecież tu leży tylko torba.

- Ale jeszcze na kogoś czekamy – wyjaśniła niecierpliwie blond dziewczyna siedząca obok, prawdopodobnie właścicielka torby.

Ciemnowłosy chłopiec stojący na środku przedziału wydawał się śmiertelnie obrażony.

- Świetnie – syknął. – I tak nie chciałem z wami zostać. Jesteście bandą przygłupów. Żegnam – wysoko podniósł swój kościsty podbródek i niezdarnie omijając kufer wyszedł z przedziału, a dopiero później wyciągnął stamtąd swój dobytek.

- Koleś, wyluzuj – mruknął i wyszczerzył się przyjaźnie James. – Coś znajdziemy, chodź.

Ciemnowłosy chłopak odwrócił się i spojrzał przeciągle na Jamesa.

- Nie wiem, czy chcę z tobą iść. Ty to kto?

- Jestem James Potter. Gryffindor.

- Syriusz Black. Wyglądasz raczej na Hufflepuff...

- Nie jestem ziemniakiem – prychnął James. Ten zarozumiały bubek zaczął działać mu na nerwy.

Do rozmowy włączyła się ruda dziewczyna z całą twarzą pokrytą piegami, która przystanęła przed drzwiami przedziału. Najwyraźniej to na nią czekali.

- Hufflepuff to nie są żadne ziemniaki. Wszyscy są potrzebni. Puchoni są bardzo mili.

Dziewczynka otworzyła drzwi i wepchnęła swój kufer do środka.

James i Syriusz spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

- Jasne, ziemniaku – powiedział Black po czym odwrócił się na pięcie. Pociągnął swój dobytek za sobą i razem z Potterem poszli szukać miejsc. W końcu znaleźli je zaraz obok przedziału, w którym odbywało się spotkanie prefektów. Na półkach leżał już jakiś kufer, ale chłopcy zdjęli go i położyli własne. Ta wielka – w stosunku do ich wzrostu – waliza bardzo im przeszkadzała, więc poczekali, aż prefekci rozejdą się po pociągu i wystawili ją na korytarz. Niedługo później wpadła do nich jakaś napuszona prefektka, która potykając się o swój kufer nawrzeszczała na nich:

- Co wy sobie myślicie?! Wstawcie go natychmiast i wyjdźcie stąd, ten przedział jest już zajęty.

- Tak – Syriusz uśmiechnął się arogancko – przez nas. Wypad.

Dziewczyna nabrała powietrza, dotknięta do żywego. Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się złośliwie.

- Odejmuję waszemu domu, hm... może po dziesięć punktów od łebka. Jako prefekt rozkazuję wam powiedzieć, skąd jesteście.

James przekrzywił głowę i podrapał się po policzku środkowym palcem.

- Nic nam nie zrobisz – powiedział słodko. – Jesteśmy pierwszoroczniakami. Paa!

Postawił wszystko na jedną kartę i spróbował zamknąć drzwi machnięciem różdżki. Udało się. Prefektka cmoknęła niecierpliwie i zniknęła z ich pola widzenia. James zauważył, że nie wzięła swojego kufra. Po chwili wróciła, a zaraz za nią jakiś wysoki i groźnie wyglądający chłopak. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Musiał się schylić, żeby nie przywalić głową we framugę.

- Spadać, gnoje, bo jak nie... - naprężył się i pochylił nad Jamesem.

- Przecież się zmieścimy! – wykrzyknął wesoło i prawie normalnym głosem Syriusz. – Siadajcie!

Dziewczyna zrobiła oburzoną minę. Jej skóra była prawie tak ciemna jak jej włosy. W brązowych, dużych oczach błyszczały ogniki złości, o pełne usta ułożyła w zgrabne O. Jedyne, co nie pasowało do jej twarzy, to typowy dla tej urody, szeroki nos, który w jakiś sposób mimo wszystko nie łączył się z resztą. Już miała coś powiedzieć, ale osiłek odwrócił się w jej stronę z kpiącą miną. Wyminął ją bez słowa, co prawda dość niezgrabnie, i opuścił przedział.

- Jesteś cała czerwona – wypalił James. Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie z gniewną miną opadła na siedzenie. Po chwili poderwała się i niecierpliwie wrzuciła kufer na półkę.

- Czarnoskórzy nie mogą być czerwoni – syknęła.

- Złościsz się o przedział czy o to, że spłoszyliśmy ci kochasia? – zapytał Syriusz i wyszczerzył się.

- I o to, i o to – wymamrotała dziewczyna. Zaplotła ręce na piersiach i wbiła wzrok za przesuwający się krajobraz za szybą.

- Przecież on nawet nie był ładny! – zdziwił się Syriusz.

- Ale używał mózgu – dziewczyna pochyliła się do środka przedziału i popukała się po czole. – Zapamiętaj: jak chcesz wyrwać inteligentną dziewczynę, to sam bądź inteligentny.

- Jak na razie to ty go bardziej wyrywasz niż on ciebie – zauważył James z krzywym uśmieszkiem.

- Nieprawda! Poza tym... co ty możesz wiedzieć – mruknęła i oparła się o szybę, znów zaczęła smętnie spoglądać za okno.

- Nie wiem, jak on, ale ja tam wiem dużo – pochwalił się Syriusz. – W szkole chodziłem z czterema najładniejszymi dziewczynami.

James tylko prychnął i oświadczył wyniosłym głosem:

- Chała. Ja chodziłem z wszystkimi dziewczynami w szkole!

- Z tymi brzydkimi też? – Syriusz uniósł brwi.

- No, wszystkie na mnie leciały.

- Z tymi najbrzydszymi chyba wyglądałeś jak rodzeństwo – zaśmiał się Syriusz.

- Przekomiczne – dziewczyna przewróciła oczami. – Jak wy właściwie macie na imię?

- James Potter – James wyciągnął dumnie rękę, ale uprzedził go Syriusz. Popchnął go i pierwszy podał dłoń prefektce.

- Syriusz Black.

- Tamara E. Meadowes – przedstawiła się dziewczyna.

- Jak myślisz, będziemy razem w dormitorium? – zapytał James, wyrywając Blacka z zamyślenia.

- Kto powiedział, że będziemy w tym samym domu? – przypomniał mu dobitnie Syriusz.

- To chyba jasne, że będziesz w Gryffindorze! – wykrzyknął zdziwiony Potter. Polubił nowego kolegę, wydawał się taki... prawdziwy, szczery, odważny. Jamesa strasznie denerwowało, kiedy ktoś nie miał swojego zdania i ciągle tylko przytakiwał.

- Nie wiem, moja rodzina jest porozrzucana po różnych domach, nigdy nic nie wiadomo – oświadczył zdawkowo Syriusz. Jednak mina mu zrzedła, kiedy Potter zaczął mówić o Ceremonii Przydziału. Jego rodzina wcale nie była w różnych domach. Wszyscy byli w jednym i wręcz szczycili się tym, że nie trafiają nigdzie indziej; w Slytherinie. W domu, z którego większość czarownic i czarodziejów wychodziło jako wiedźmy i czarnoksiężnicy. W domu, który gardził każdym, kto nie wyglądał tak jak oni. Syriusz nie chciał taki być. Bał się, że to jego przeznaczenie, że pewnego dnia obudzi się i uzna, że wszyscy nie dorastają mu do pięt, że on jest najlepszy, że wreszcie pasuje do swojej rodziny. Dlatego właśnie od razu polubił Jamesa. Był dosłownym przeciwieństwem wartości prezentowanych w Slytherinie i domu Blacków; wesoły, niespokojny, czerpiący z życia.

Chłopcy byli tak zajęci sobą i przyjazdem do Hogwartu, że zapomnieli o zmianie szat. Zorientowali się, że jeszcze się nie przebrali, kiedy pociąg się zatrzymał. Syriusz spojrzał na Jamesa, ale ten tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się. W domu Blacka byłoby to nie do pomyślenia: psuć sobie wizerunek przez głupie zaniedbanie.

Na peronie trudno było cokolwiek zobaczyć, wszystko zasłaniał tłum uczniów napływający z wszystkich stron. Jamesowi i Syriuszowi zrzedły miny – nie mieli bladego pojęcia, gdzie iść, albo co robić. W końcu z całego szumu i harmideru chłopcy wyłapali niski, przyjazny głos:

- Pirszoroczniacy! – grzmiał. – Pirszoroczniacy! Tutaj!

Unieśli głowy i zobaczyli wielkiego na dwa metry mężczyznę. Miał długą, ciemną i splątaną brodę, która zakrywała mu pół twarzy. Trzymał pod pachą wielką, różową parasolkę i uśmiechał się szeroko, ciągle wołając zagubionych pierwszoroczniaków.

- Tutaj, tutaj! Chodźcie, pospieszcie się, bo ominie was uczta!

- Musi mieć w sobie coś z olbrzyma – mruknął pogardliwie Syriusz w ucho Jamesa. Ten popatrzył na niego z oczami jak spodki i uśmiechem na pół twarzy.

- Ale super! – podbiegł do olbrzyma i powiedział:

- Jestem James Potter. Jesteś może olbrzymem?

Mężczyzna spojrzał na niego zdumiony i zaśmiał się nisko.

- Moja mama była olbrzymką. Skąd wiedziałeś?

Potter odwrócił się w stronę Blacka i powiedział:

- To nie ja, tylko mój kolega, Syriusz. O, tam stoi. Chodź, Syriuszu!

- No dobra, wszyscy są? – Olbrzym rozejrzał się po opustoszałym już peronie. – Nazywam się Rubeus Hagrid, jestem gajowym Hogwartu. Zaprowadzę was na ucztę. Pirszoroczni, za mną!

Zaprowadził ich nad jezioro, gdzie usiedli w małych łódeczkach po pięć osób. Zanim zaczęły samoistnie płynąć, Hagrid powiedział:

- Słuchajcie, w tym jeziorze mieszka kraken, więc radzę siedzieć spokojnie. Dumbledore byłby cholernie zły, a to równy gość. Jeśli nie będziecie się wygłupiać, to nic się wam nie stanie.

Na dźwięk słowa ,,kraken" Jamesowi i Syriuszowi zaświeciły się oczy. Gdy tylko ruszyli, tak kierowali swoją łódką, by być zaraz obok rudej dziewczyny, którą spotkali w pociągu.

- Cześć, ziemniaku - wrzasnął jej do ucha Potter po czym zarechotał radośnie.

- Słucham? – dziewczynka zmarszczył brwi.

- To co słyszałaś, ziemniaku! Biedny Hufflepuf... Pewnie cały stół będzie płakał, jak będą musieli cię przyjąć. Kto chciałby spać w jednej wieży z taką wiedźmą? Twoje włosy świecą w ciemności! – uśmiechnął się złośliwie Syriusz.

- Zostawcie ją – z miejsca obok rudej wstał wątły, ciemnowłosy chłopak o zapadniętej twarzy.

- Uu, narzeczony, co? – chłopcy zarechotali jeszcze głośniej.

- Powiedziałem: zostawcie ją! – chłopiec wypiął pierś i obniżył głos.

- Bo co nam zrobisz? – James wychylił się z łódki, żeby jego twarz znajdowała się tylko kilka centymetrów od twarzy chłopaka.

- Może to – popchnął Pottera, ale ten był lepiej zbudowany i wyższy, więc utrzymał się w łódce jednocześnie wypychając jego.

- Severusie! – Ruda dziewczynka pisnęła i niebezpiecznie wychyliła się, żeby podać dłoń przyjacielowi. Dzieci z łódek zaczęły krzyczeć i na horyzoncie pojawił się Hagrid.

- Co się stało? Chodź tu, mały, masz, wytrzyj się – olbrzym zdjął kurtkę, zakasał rękawy i wyjął miotającego się chłopaka. Posadził obok siebie i natychmiast okrył swoją wielką jak namiot kurtką.

- No, kto to zrobił?! – zagrzmiał.

- Sam wypadł – bezczelnie skłamał Syriusz. Dziewczynka spojrzała się na niego krzywo, ale nic nie powiedziała.

Podczas ceremonii przydziału Black nieco oklapł i przycichł. James nie dopytywał. Stojąc w tłumie innych pierwszoroczniaków miał mnóstwo czasu na rozejrzenie się po sali, w której stali. Miała cztery wielkie stoły, przy których siedzieli uczniowie z czterech domów: Gryffindoru, Hufflepuffu, Slytherinu i Ravenclawu. Jej sufit był zaczarowany – wyglądał dokładnie tak, jak niebo na dworze.

Stał tak pogrążony w marzeniach, zupełnie nie słuchając. Ożywił się na widok rudych loków wystających spod Tiary Przydziału. Przez chwilę wszyscy trwali w napięciu, a następnie usłyszeli głośne:

- Gryffindor!

Kiedy czarownica wyczytała jego nazwisko (Potter James!), chłopakowi zaczęło szybciej bić serce. Myślał tylko o tym, żeby się nie potknąć. Dotarłszy bezpiecznie do stołka, opadł na niego i czekał na nałożenie tiary. Uświadomił sobie, że już jest na jego głowie, dopiero kiedy usłyszał głośny głos:

- Tęgi umysł, ale i dobre serce, choć jeszcze nie dojrzałe... Bardzo odważny, bardzo lojalny... Prosty wybór. GRYFFINDOR!

Z serca spadł mu wielki kamień. Uśmiechnął się radośnie, zdjął tiarę i pobiegł w stronę stołu Gryffindoru. No, przecież to od razu było wiadome, że trafi właśnie tam, tak jak jego rodzice. To po nich odziedziczył wielki talent i niebywałą odwagę, prawda?

Usiadł na pierwszym wolnym miejscu przy stole. Serce biło mu szybko i ciężko, a policzki miał zarumienione ze szczęścia. Nie mógł się doczekać aż powie to rodzicom. Ciekawe, czy będzie z Syriuszem w dormitorium.

Obok niego siedziała jak na szpilkach ruda dziewczyna z pociągu. James przyjrzał jej się uważnie. Zdecydowanie nie była ładna. Jej rude włosy były wręcz marchewkowe, a jak się uśmiechała, widać było dramatycznie krzywe zęby.

- No, gdzie twój zmokły narzeczony? – zagadnął ją James. Miał wielką nadzieję, że ten cały Severus nie trafi do tego samego domu, co oni.

- Tam – dziewczynka zignorowała zaczepkę i wskazała głową zgarbionego chłopca idącego w stronę Ślizgonów.

- No jasne – mruknął James, bacznie przyglądając się stołowi Slytherinu.

Potter dopiero teraz zwrócił uwagę na twarz rudej. Miała mnóstwo piegów na całej twarzy i dziwnie duże, przeraźliwie zielone oczy. Kiedy się uśmiechała, robiły jej się dołeczki, ale James wolał, żeby się nie uśmiechała za szeroko, bo miała naprawdę krzywe zęby. Chłopiec stwierdził, że gdyby ustawić się pod odpowiednim kątem, to jednak możnaby uznać ją za ładną.

- Jak się nazywasz? – zapytał. Dziewczyna odwróciła się, przy okazji uderzając jakiegoś chłopaka za nią włosami. Miała taką samą minę, jak na łódce. Podejrzliwą i nieprzyjazną.

- Lily Evans.

- James Potter – Lily wyglądała na straszną złośnicę, ale James i tak postanowił być dla niej miły. – Miło cię poznać, Lily.

Dziewczyna zrobiła minę, jakby właśnie zobaczyła (i poczuła) zgniłą skarpetę.

- Dla ciebie ,,Evans'', Potter.

Chłopak poczuł się urażony.

- Chyba nie złościsz się o swojego narzeczonego? O tego małego, szczurzego chłopczyka? – zaśmiał się szyderczo.

- Zazdrosny? – Lily wykrzywiła się słodko, uniosła brodę i wyniośle i bardzo ostentacyjnie odwróciła się od Jamesa.

Syriusz Black nie miał w ogóle pojęcia, czy trafi chociaż do tego samego domu co James, co dopiero do dormitorium. Cała jego rodzina od wieków trafiała do Slytherinu, z czego wszyscy byli bardzo dumni. Można rzec; gardzili resztą. Gardzili Gryffindorem, domem bezmyślnych i napuszonych. Gardzili domem naiwnych i przyjaznych, Hufflepuffem. Najbardziej z trzech pozostałych domów szanowali Ravenclaw. Nie, żeby jakoś bardzo. Ale jeśli nie Slytherin, to może Ravenclaw?

- Ravenclaw, co? – usłyszał głos Tiary w samym środku swojej głowy.

- Byle nie Slytherin – pomyślał błagalnie.

- Nie pasujesz tam?

Syriusz zastanowił się, zanim odpowiedział. Czy nie pasował do reszty swojej rodziny?

- To twój wybór, synku – mruknęła Tiara. – Ale oto moja rekomendacja:

- SLYTHERIN!

Ślizgoni zaczęli wiwatować, a Syriuszowi napłynęły do oczu łzy. Czyli jednak jest jak reszta. Zarozumiały. Pogardliwy. Wywyższający się. Dumny.

Chłopiec wolnym krokiem ruszył w stronę swojego stołu. Wtedy przypomniał sobie słowa Tiary. ,,To twój wybór." Czy naprawdę mógł wybrać? Zdecydować o tym, jaki chce być?

Jeśli nie, nie ma niczego do stracenia. Jeśli tak, to ma dużo do wygrania. Syriusz zastygł w połowie drogi do stołu Ślizgonów, którzy powoli milkli i tak jak reszta szkoły gapili się na Syriusza. Nikt nic nie mówił, ale w powietrzu wisiało dużo niewypowiedzianych słów.

Wtedy przyszła mu do głowy jedna rzecz, którą miał do stracenia; rodzinę. Jego rodzice, chociaż niedoskonali, kochali go. I zapewne chcieli dla niego dobrze. Może mieli powód, żeby od kołyski wychowywać go na Ślizgona. Może Ravenclaw to wcale nie jest taki dobry wybór.

Ale jeśli nie Ravenclaw, to Slytherin? Dom przebiegłych, złośliwych, dumnych, zarozumiałych? Nie. Więc gdzie miał iść?

Może on w ogóle tu nie pasował.

Syriusz spojrzał na stół nauczycielski. Olbrzym Hagrid uśmiechnął się do niego ciepło i pokazał uniesiony kciuk. Kilka miejsc dalej siedział sam dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore. On nie uśmiechał się, lecz miał na twarzy wyraz uprzejmego zainteresowania. Spoglądał na młodego Blacka zza okularów połówek oczekująco. Może to tylko iluzja, ale Syriusz mógłby przysiąc, że dyrektor po chwili wahania pokiwał niezauważalnie głową i spuścił wzrok.

Następnie spojrzał przez ramię na stół Gryffindoru. Zauważył rudą, która teraz wyglądała nawet przyjaźnie, a obok niej Jamesa. Roześmianego i opalonego. James pomachał do niego i uśmiechnął się szerzej.

Syriusz spojrzał po raz ostatni na swoje kuzynki, ich ściągnięte usta i uniesione brwi. Widział nie rodzinę, ale wzrastające oczekiwania. Odwrócił się i pobiegł do stołu Gryffindoru.

Pierwszą osobą, która zaczęła klaskać, był James. Z głośnym hukiem odsunął swoje krzesło, wstał i zaczął klaskać, szczerze i radośnie. Następna była ruda, a później już cały stół. Po chwili dołączyła się i Tamara ze swojego stołu, za nią cały Ravenclaw i Hufflepuff. Jedynie Ślizgoni pozostali cicho, ale ich cisza, rozczarowanie i oczekiwania zostały zagłuszone przez radość płynącą z serca Syriusza.

Zanim pozwolono Syriuszowi wprowadzić się do dormitorium Gryfonów, siwa czarownica, która nakładała im Tiarę, profesor McGonagall, i siwy mężczyzna o dobrotliwej twarzy, który przedstawił się jako profesor Slughorn, zaprowadzili go do okrągłego gabinetu pełnego dziwnych przyrządów nieznanego przeznaczenia. Poprosili go, żeby usiadł naprzeciwko starego dębowego biurka, a sami stanęli po jego drugiej stronie, jednak żadne nie usiadło. Po kilku ciągnących się w nieskończoność minutach do gabinetu wszedł Albus Dumbledore. Usiadł za biurkiem i uśmiechnął się do Syriusza.

- Czy wiesz, dlaczego tu jesteś? – zapytał. Black skinął głową nie podnosząc wzroku.

- Prawdę mówiąc... Sądzę, że podjąłeś bardzo trudną i dojrzałą decyzję – powiedział cicho i bardzo poważnie. Syriusz dopiero wtedy spojrzał mu w oczy.

- Jednakże – zrobił pauzę i spojrzał kolejno na niego, profesor McGonagall i prosefora Slughorna. – Teraz my musimy podjąć decyzję, do jakiego domu finalnie trafisz.

- Och, Albusie – cmoknęła niecierpliwie profesor McGonagall. – Czy to nie oczywiste? Chłopak wykazał się wielką odwagą. Większą, niż większość Gryfonów, że tak powiem, wybranych prawidłowo w jego wieku.

- Ale Tiara powiedziała co innego – zaprotestował Slughorn. – Tiara nigdy się nie myli. Poza tym jego rodzina od wieków trafia do Slytherinu.

Dumbledore przez dłuższą chwilę w ogóle się nie odzywał. W końcu spojrzał świdrującym wzrokiem na Syriusza i zapytał:

- Czy możesz mi powiedzieć, dlaczego wybrałeś Gryffindor, a nie Slytherin, jak orzekła Tiara Przydziału?

W tym momencie Syriusz poczuł się jak zdrajca. Zdrajca rodziny, tradycji i Slytherinu. Jednak z każdym wypowiedzianym słowem umacniał się w swojej decyzji.

- Mój drogi – zwrócił się do niego Dumbledore po kolejnej długiej chwili ciszy. – Profesor McGonagall będzie cię obserwować. A teraz czas do łóżka. Minerwo, czy byłabyś tak uprzejma i zaprowadziła pana Blacka do jego dormitorium?

***

Chrzanić akapity. Skoro Wattpad może, to ja też.

Continue Reading

You'll Also Like

1.3M 57.8K 104
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC
575K 8.8K 86
A text story set place in the golden trio era! You are the it girl of Slytherin, the glue holding your deranged friend group together, the girl no...
414K 19.7K 81
Kang y/n was always been the black sheep of the family. Overshadow by her extremely talented, gorgeous sister Roseanne . Who has the world revolve a...
286K 8.5K 93
Daphne Bridgerton might have been the 1813 debutant diamond, but she wasn't the only miss to stand out that season. Behind her was a close second, he...