↷ ꒰🍶꒱
(❁)
Stojąc pod drzwiami domu Minhyuka, Kihyun zastanawiał się, czy napewno dobrze zrobił przyjeżdżając do chłopaka.
Miał jechać po leki, które były mu potrzebne do normalnego funkcjonowania, a zamiast tego wybrał wizytę, u jeszcze niedawno obcego dla niego chłopaka.
Coś głęboko ukryte w jego podświadomości kazało mu zignorować wszystko i jechać do Minhyuka.
Nie chcąc dłużej stać pod drzwiami jak kretyn, zadzwonił dwa razy dzwonkiem przy drzwiach i czekał.
Nie musiał jednak zbyt długo tego robić, ponieważ chwilę później drzwi otworzyły się i stanął w nich Minhyuk, który rozejrzał się w prawo i w lewo, po czym wciągnął za rękę Kihyuna do środka i zamknął w szczelnym uścisku.
— Tęskniłem za tobą, ty mały kretynie. Jeszcze raz tak zniknij, a znajdę cię nawet w piekle i zabiję — Szepnął Minhyuk, chowając twarz w zagłębieniu szyi starszego.
—Przepraszam, nie zamierzam już tak znikać — Odpowiedział i oddał uścisk, zamykając oczy.
Nie wiadomo ile tak trwali, zamknięci w uścisku i trwając w magicznej ciszy, którą przerwał odgłos gotującej się wody.
— Woda się gotuje, o mamo —Krzyknął szatyn i pobiegł w kierunku kuchni, zostawiając swojego gościa samego w korytarzu.
W czasie, w którym Minhyuk walczył z gotującą się wodą, Kihyun zdjął kurtkę i buty, by udać się następnie do salonu i zasiąść na wygodnym fotelu, który upodobał sobie podczas pierwszej wizyty w tym mieszkaniu.
— Włącz telewizor z łaski swojej. Zaraz będzie leciała moja drama — Długo nie musiał czekać na Minhyuka, który pojawił się z tacką, na której znajdowała się ulubiona herbata Kihyuna oraz ciasto karmelkowe, które tak lubił.
Postawił wszystko na stoliczku do kawy, po czym opadł na kanapę, twarzą do fotela, w którym siedział rożowowłosy.
—Nie będę oglądał dram Minhyuk — Sięgnął po talerzyk z ciastem, po czym nie czekając nawet na odpowiedź ze strony młodszego, zaczął jeść.
—Dziad z ciebie i tyle ci powiem — Pokręcił głową z uśmiechem.
Widok jedzącego Kihyuna napawał Minhyuka dziwną radością.
Lubił patrzeć na to, jak starszy pochłania ulubioną słodycz z prędkością światła, marszcząc nos i nadymając swoje poliki, by pomieścić w nich jak najwięcej jedzenia.
Nie wiedział, czy może tak myśleć o Yoo i czy to w pełni normalne, jednak odsuwał od siebie wszystkie złe przeczucia.
Przecież to nic złego, jeśli pomyślał o tym, że jego przyjaciel jest wysoce atrakcyjny, prawda?
《♡》
— Kihyunie, nie dąsaj się.
Drama się zaraz skończy, obiecuję
Tak, jak było do przewidzenia, chłopak przegrał z Minhyukiem spór o pilota i był teraz zmuszony do oglądania durnych dram, które tak kochał młodszy.
— Nie łatwiej byłoby mnie zabić i mieć to z głowy? Po co mam oglądać to dziadostwo? — Narzekaniom i głośnym protestom nie było końca.
Kihyun w najróżniejszy sposób próbował wymusić na młodszym zmianę kanału, jednak ten pozostał nieugięty.
Nie zadziałała nawet sztuczka z siadaniem obok Minhyuka i szeptanie mu do ucha złośliwych uwag.
Nic nie było w stanie zmusić go do zmiany zdania.
Dlatego Yoo siedział teraz na kanapie z miną mordercy, oglądając dramy wraz głową Minhyuka na swoich udach.
—Masz, zjedz lizaka i siedź na chwilę cicho — Wyjął z buzi lizaka i podstawił Kihyunowi pod nos, na co ten się skrzywił i odsunął jego rękę od swojej twarzy na jak największy dystans.
Los jakby wiedząc jak bardzo ten męczy się z dramą, zesłał na niego zbawienie w postaci potrzeby skorzystania z łazienki.
— Idę do łazienki, a jak wrócę to lepiej, żeby ten aktorzyna się wykrwawił lub umarł — Wstał ostrożnie, uważając by nie walnąć Minhyuka i udał się toalety.
Po skorzystaniu z łazienki i umyciu dokładnie rąķ miał już wyjść, kiedy usłyszał dźwięk telefonu ukrytego w kieszeni jego bluzy.
Gdy na wyświetlaczu zobaczył zdjęcie swojego najlepszego przyjaciela, nie wahał się nawet przez chwilę z odebraniem.
— Halo?
— Gdzie ty jesteś do cholery, co? — Sądząc po głosie, Jooheon był zły.
Kihyun oczami wyobraźni już widzi, jak żyła na jego szyi pulsuje, niczym bomba atomowa i na ten obrazek aż zaśmiał się cicho sam do siebie.
— U siebie, a co?
—No właśnie jestem u ciebie i tak się składa, że cię nie ma. Także pytam się gdzie jesteś, bo inaczej.... — Nie dane było mu dokończyć, ponieważ Kihyun słyszał już tylko szamotanie i urywane głosy, jakby ktoś chciał zabrać Joo telefon.
— Słonko, tutaj mówi Changkyun.
Nie słuchaj tego debila i nie bój się. On nic ci nie zrobi i nie nakrzyczy na ciebie — Nie musiał nawet zbytnio wysilać wyobraźni, żeby wiedzieć, że Kyun mierzy właśnie swojego chłopaka wzrokiem mordercy, podczas rozmowy z nim — Powiedz mi tylko gdzie jesteś, dobrze? Dzwonili z apteki, że nie odebrałeś leków i martwimy się o ciebie.
— Jestem u Minhyuka w domu. Poprosił, bym przyjechał, bo źle się czuję
— Trzeba było mówić tak od razu. Mogę żyć już spokojnie, wiedząc, gdzie jesteś.
— Dlaczego dzwonili do was z apteki, że nie było mnie tam?
— Poprosiłem ich o to, by mieli cię na oku. Nie gniewaj się skarbie, ale martwię się o ciebie i chcę dla ciebie jak najlepiej.
Mógł się domyślić, że to jego przyjaciele za tym stoją i poszli o krok dalej w kontrolowaniu jego życia.
Nie miał za złe tego, że się tak martwią o niego, tylko o to, że traktują go jak dziecko.
Wie, że martwią się o to, co się stało kiedyś, jednak wychodził z założenia, że tamte czasy minęły i gorzej być nie może.
— Ale ja nie jestem dzieckiem Changkyun.
Potrafię zadbać o siebie i swoje zdrowie
— Wiem kochanie, ja tylko nie darowałbym sobie, gdyby znowu ci się coś stało.
Jak sobie pomyślę, co by się stało, gdybym...
Nie mogę znowu cię zostawić samego, rozumiesz?
Nie mogę, dlatego proszę, zrozum mnie Kihyun.
— To już więcej się nie powtórzy.
To nie była twoja wina, tylko moja.
To wszystko było przeze mnie i moje głupie zachowanie. Tamto wydarzenie stało się przeze mnie.
Ale już jest lepiej.
Chodzę do lekarza i biorę leki.
Miałem ci się nawet pochwalić, że spałem dłużej, tylko wyleciało mi to z głowy. Ja się staram żyć dalej, tylko to nie jest łatwe.
— JOOHEON SŁYSZAŁEŚ? KIHYUN SPAŁ DŁUŻEJ, LEKI ZACZĘŁY DZIAŁAĆ
— Musiał aż odsunąć sobie telefon od ucha, ponieważ krzyki jego przyjaciela były tak głośne, że zaczęło boleć go ucho — Wiedz, że jesteśmy z ciebie i twoich postępów dumni. Cieszę się z całego serca, że dalej walczysz.
— Obiecałem ci przecież.
A teraz wybacz Changkyun, ale muszę kończyć, bo Minhyuk pomyśli, że się utopiłem w tej łazience.
Nie krzycz na Joo, on nie chciał na mnie krzyczeć.
Do zobaczenia jutro — Zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni.
Będzie musiał przejść się do apteki i poprosić, żeby nie wydzwaniali do jego przyjaciół, gdy tylko zapomni o odbiorze lekarstw.
Oni mają też swoje zmartwienia, a w zamian muszą non stop być przy Kihyunie, w każdej chwili będąc gotowymi by reagować, jeśli coś by mu się stało.
Yoo nie chciał takiego losu dla swoich przyjaciół.
Chciał dla nich czegoś lepszego.
Wychodząc z łazienki, w ostatniej chwili zdążył się cofnąć, bo o mały włos nie wpadł by na Minhyuka stojącego z rękoma założonymi na klatce piersiowej i wzrokiem mówiącym o tym, że jest gorzej, niż zły.
— Chcesz mi o czymś powiedzieć? — Właśnie w tym momencie Kihyun zadawał sobie pytanie, ile z jego rozmowy słyszał młodszy, przy okazji planując jak uniknąć odpowiedzi na jego pytania.