All of the signs ~ Shadowhunt...

By SilverHeather

7.8K 371 81

"Moje palce natrafiają na metalowy przedmiot, który jest ze mną odkąd tylko pamiętam. We wspomnieniach przywo... More

Bohaterowie
Rozdział 1 - Wzrok
Rozdział 2 - Prawda
Rozdział 3 - Instytut
Rozdział 4 - Decyzja
Część druga - Nocna Łowczyni
Rozdział 5 - Powrót

Prolog

1.3K 60 14
By SilverHeather

Marnuję czas patrząc w drgający płomień świecy. Swoimi długimi, pomalowanymi na czarno paznokciami stukam w okładkę szkicownika czekając na przypływ inspiracji. Wokół mnie leżą zgniecione kartki papieru i dowody na nieustanne ostrzenie ołówków. Jedyne co rzuca się tu w oczy to list z Brooklyn Academy of Art.

Wprowadziłam się tu trzy dni temu i od tej pory nic dobrego nie wyszło spod mojej ręki. Najmniejszy szkic kończył w koszu, a raczej zgnieciony na blacie mojego biurka. Cały ten bałagan stanowi doskonały kontrast do pomalowanych kremową farbą ścian, na których w symetrycznym układzie, przy użyciu taśmy klejącej, porozwieszałam swoje stare rysunki. Świeca, którą postawiłam na parapecie i na której płomień właśnie patrzę, roztacza mój ulubiony, choć neutralny, zapach bawełny. Jeden pokój, kuchnia i łazienka- moja aktualna strefa komfortu. Według mnie, to i tak lepsze od mieszkania w ośrodku dla młodzieży, gdzie każdy irytował mnie swoją obecnością.

Podgłaśniam muzykę płynącą do moich uszu przez słuchawki telefonu, na który ciężko pracowałam przez całe wakacje. Przez ten krótki czas mojego pobytu tutaj, zauważyłam, że moi sąsiedzi nie cierpią słuchać głośnych melodii przez dzielące nas ściany. Zawsze pukają z wyraźną złością do drzwi mojego mieszkania gdy coś im nie pasuje, ale nie mogę powiedzieć im niczego, co mogłoby ich urazić. Nie chcę zbyt szybko stracić dachu nad głową. Zostają mi tylko słuchawki.

Zmęczona brakiem artystycznej weny i patrzeniem w ulatniającą się parafinę rzucam notatnik do rysowania na drugi koniec biurka, wzbijając przy okazji najmniejsze drobinki grafitu w powietrze. Jednym podmuchem gaszę świeczkę i szybkim krokiem podchodzę do pudeł nazwanych przeze mnie "Ciuchy i inne pierdoły". Zegar na ekranie telefonu komórkowego informuje mnie, że zbliża się dwudziesta- godzina, o której zaczynam pracować.

W zeszłym roku dostałam pracę w jednym z nowojorskich barów. Pamiętam jakie miałam przez to problemy w ośrodku. Dzień w dzień chodziłam do gabinetu dyrektora z prośbą o pozwolenie na podjęcie tego zajęcia. Teraz, gdy mam już osiemnaście lat, nie muszę pytać tego gbura o zezwolenie na cokolwiek, nie jestem już jego podopieczną. Opuściłam ośrodek dzięki pełnoletniości, a praca została. W rezultacie mam na spłatę czynszu za mieszkanie i drobne wydatki.

Wyciągam z kartonu czarną bluzkę z długim rękawem i zmieniam swój przybrudzony T-shirt. Podwijam nogawki swoich jeansów. Włosy związuję w luźny warkocz. Nakładam odrobinę podkładu i tusz do rzęs. Szef baru nigdy nie lubił, kiedy któryś z jego pracowników wyglądał jakby wywlekł się dopiero z łóżka, z tą różnicą, że ja śpię na kanapie. Zakładam swoje buty na koturnie- prezent na osiemnaste urodziny od kolegów i koleżanek z pracy. Twierdzili, że nosząc je, w godzinach kiedy roznoszę drinki od stolika do stolika, przyczynię się do poprawy liczebności klientów przychodzących do baru. I chyba nie pomogło, a przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Nie należę do najszczuplejszych dziewczyn w Nowym Jorku, nie znoszę sukienek, spódnic i nic, co podkreślałoby moją kobiecość, za wyjątkiem wysokich butów.

W torebce szukam kluczy. Moje palce natrafiają na metalowy przedmiot, który jest ze mną odkąd tylko pamiętam. We wspomnieniach przywołuję jego nieregularny kształt i piękny kamień mieniący się na fioletowo pod wpływem światła słonecznego, wbudowany na jednym z końców. I te dziwne znaki, których znaczenia nigdy nie rozumiałam. Przedmiot zawsze wydawał mi się bardzo tajemniczy. Jak miałam dwanaście lat uderzyłam w twarz starszego ode mnie o dwa lata chłopaka za to, że mi go zabrał. Prawie wyleciałam wtedy z ośrodka. Skończyło się na zadośćuczynieniu. Dzięki niemu powstało też bardzo dużo prac plastycznych mojego autorstwa, był dla mnie inspiracją. Część rysunków zdobi moją ścianę, a pozostałe spoczywają w teczkach lub szkicownikach. Jeden nawet wysłałam ze zgłoszeniem do Brooklyn Academy of Art.

Znajduję klucze i przekraczam próg. Zamykam drzwi z trzaskiem, którego nie planowałam. Momentalnie ze swojego mieszkania wyskakuje jedna z moich nowych sąsiadek, zupełnie jakby czekała na to, kiedy stanę się przyczyną kolejnego hałasu w kamienicy. Mamroczę szybkie przeprosiny przekręcając zamek. Schodzę na parter, mijam kolejnych mieszkańców, ale nie zwracam na nich uwagi. Skupiona na muzyce, w słuchawkach, popycham bramę i włączam się do tłumu przechodniów. Dostosowuję tempo do melodii.

Na przystanku autobusowym nie ma zbyt wielu ludzi: mężczyzna rozmawiający przez telefon, dwie nastolatki plotkujące o nowych trendach w modzie, staruszek, być może ze swoim wnukiem, no i ja z dłonią zaciśniętą na ramieniu torebki. Do przyjazdu została minuta. Tym razem ryzyko spóźnienia się było minimalne. Kilka razy już podpadłam i nie chciałam, żeby to się powtórzyło. Potrzebowałam tej pracy jak niczego na tym świecie, choć nienawidziłam jej z całego serca. Która dziewczyna w moim wieku chce podawać piwo facetom w stanie upojenia alkoholowego i zamiatać podłogi po drugiej w nocy?

Drzwi autobusu otwierają się, a ja czekam, aż ludzie opuszczą pojazd bym mogła swobodnie do niego wejść. Ręką łapię się barierki, by nie upaść gdy mój środek transportu ruszy.

Nowy Jork zaczyna tętnić życiem w piątkowe wieczory. Młodzi ludzie zabijają czas odwiedzając kina czy miejsca takie jak to, w którym pracuję. Nieco starsi też wychodzą na miasto. Siedzą w restauracjach, a nawet robią zakupy. Można powiedzieć, że ja też tak mam. Jestem w barze każdego wieczoru, nie tylko w weekendy.

Patrzę przez okno na mieszanki kultur. Nie należę do żadnej z nich. Nie należę nawet do tych zwykłych ludzi, dla których ważne są tylko pieniądze, kariera albo rodzina. Nie mam żadnej z tych rzeczy.

Od urodzenia mieszkałam w sierocińcu. Nikt nigdy nie powiedział mi co dokładnie stało się z moimi rodzicami, mówili, że ich po prostu nie ma. Sama też nie chciałam wiedzieć kim są lub kim byli. Później przeniesiono mnie do ośrodka dla młodzieży, gdzie miałam lepsze warunki do dalszego rozwoju. Poznałam tam sporo ludzi, ale z nikim nie nawiązałam bliższych relacji. A teraz kiedy ukończyłam osiemnaście lat mogłam się stamtąd wynieść, żyć na swój rachunek.

Wysiadłam, wypchnięta przez Nowojorczyków. Dwie minuty do dwudziestej. Przyspieszyłam.

Jestem dwadzieścia kroków od podziemnego zejścia do baru, który do połowy wypełniony był już ludźmi pożądającymi alkoholu i przekąsek- widziałam to przez małe okienka tuż nad brukowanym chodnikiem. Ramieniem uderzam w czyjąś sylwetkę. Odwracam się w stronę starszego ode mnie o kilka lat chłopaka w czarnej kurtce ze skóry. Spod podwiniętego rękawa wystaje mu tatuaż, który wpadł mi w oko. Idąc tyłem, rzucam mu krótkie, ale dosyć głośne: "Przepraszam" i zaczynam schodzić w dół po stopniach, trzymając się pokrytej rdzą poręczy.

Wybiła dwudziesta.

W środku powietrze przesycone jest korzennym zapachem i potem. Macham ręką do faceta stojącego za barem oznajmiając mu, że już jestem. Kiwa mi głową. Wchodzę do pomieszczenia dla pracowników, rzucam torbę na krzesło, a na grafiku zaznaczam czarnym krzyżykiem rozpoczęcie godzin pracy.

Biorę do ręki tacę w kolorze mojej bluzki i zagarniam od barmana o imieniu Jim, dwie szklanki wypełnione błękitnym płynem.

-Stolik piąty- mówi z uśmiechem.

Z pewnością siebie na twarzy podchodzę do klientów i stawiam przed nimi drinki. Za swoimi plecami słyszę: "Trzy razy ciemne". Wiem, z której części baru pochodzi zamówienie. W niecały miesiąc ogarnęłam, który stolik gdzie stoi. Odwracam się dając znak, że prośba została przyjęta. Na migi pokazuję Jimowi, czego życzą sobie mężczyźni i idę zebrać brudne naczynia z wolnych stolików.

W międzyczasie mijam się z drugą kelnerką, z którą znamy się od kiedy zaczęłam tu pracować. Ma na imię Sara i nie pochodzi z Nowego Jorku. Więcej o niej nie wiem. Ona też nie zna mnie zbyt dobrze, Jim także. Utrzymujemy przyjazne stosunki, żeby dobrze nam się razem pracowało.

Z niecierpliwością wyczekuję zamknięcia lokalu. Chcę się jak najszybciej położyć na sofie i zatopić twarz w poduszce. Uśmiecham się kiedy wskazówki na zegarze układają się w mój ulubiony sposób. Pukam w blat i palcem pokazuję Jimowi, która jest godzina.

-Ostatnia kolejka i zamykamy!- krzyczy.

Razem z Sarą zbieramy ostatnie zamówienia i zbieramy opróżnione szklanki.

Klienci wychodzą, a ja oddycham z ulgą. Dzisiejszy wieczór nie był aż tak zły jak poprzednie, kiedy to pijanych facetów trzeba było wypychać siłą przez drzwi.

Na sali jestem tylko ja, Jim i Sara.

-No to, powiedz nam czy się dostałaś?- zaczyna dziewczyna.

-Chcieli cię w Brooklyn Academy of Art?- dodaje barman.

Podpieram się na miotle i odpowiadam:

-Tak, dzisiaj dostałam potwierdzenie.

-Brawo!- mówią w tym samym momencie i wracają do sprzątania.

Ze słuchawkami w uszach idę na piechotę do domu. Niestety, mój autobus nie kursuje o drugiej trzydzieści w nocy. Światło latarni ulicznych oświetla mi drogę powrotną. Staram się nie potknąć o kamienie.

Zatrzymuję się.

Moją uwagę przyciąga chłopak w czarnej skórzanej kurtce, ten sam na którego wpadłam w drodze do pracy. Teraz dostrzegam, że tatuaż na jego przedramieniu nie był jedynym, który posiadał. Kolejny widzę na jego szyi. Stoję i patrzę się na niego jak zahipnotyzowana. A on... patrzy się na mnie.

Co jest ze mną nie tak?!

Próbuję się otrząsnąć i idę dalej starając się nie zwracać na siebie uwagi nieznajomego, lecz nie robię nawet kroku, bo coś uderza mnie w bark rozcinając moją skórę.


Continue Reading

You'll Also Like

11.1K 839 25
𝐎𝐊𝐎 𝐙𝐀 𝐎𝐊𝐎, 𝐊𝐑𝐄𝐖 𝐙𝐀 𝐊𝐑𝐄𝐖 "𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐃𝐈𝐃𝐍'𝐓 𝐌𝐀𝐊𝐄 𝐔𝐒 𝐊𝐈𝐍𝐆𝐒, 𝐃𝐑𝐀𝐆𝐎𝐍𝐒 𝐃𝐈𝐃" ➡︎ 𝐎 𝐤𝐨𝐜𝐡𝐚𝐧𝐤𝐚𝐜𝐡 𝐩𝐨...
44K 2.4K 86
PART I |Lina, córka Tony'ego Starka, wprowadza się do Avengers Tower, gdzie jej sąsiadem staje się Bucky Barnes. Ich relacja szybko staje się skompli...
6.1K 565 30
Erwin i Gregory byli kiedyś nierozłączni, łączyła ich prawdziwa miłość, która wydawała się niezniszczalna. Jednak z czasem ich relacja zaczęła się po...
41.4K 2.2K 62
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...