Słodkie koszmary - [Kastiel x...

By MikochiKoyla

352 20 7

Sny nie są wcale takie złe. Sny które są koszmarami mogą pokazywć jedynie nasze pragnienia, czasem boimi się... More

***

***

150 8 4
By MikochiKoyla

Byliśmy razem już... 2 lata? Było naprawdę świetnie. Wszyscy przywykli do tego ze ja i Lysander jesteśmy parą.

W sumie praktycznie nic się nie zmieniło jakby na to spojrzeć z boku. Ciągle zachowywaliśmy się jak przed tym całym zamieszaniem. Nawet na osobności... Też nie było wielkiej różnicy. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, pisaliśmy wspólne kompozycje.

Sprawy intymne..? Och tu sprawa była dużo bardziej złożona.

Nie spaliśmy jeszcze nigdy ze sobą. Niezbyt często się nawet całowaliśmy. Mimo to wiedziałem na pewno że się strasznie kochamy.

Nadszedł koniec szkoły... Studia w innym mieście. Nawet przez myśl mi nie przeszło ze mógłbym się z nim rozdzielić z tego powodu. Przez chwile jednak taka opcja była jak najbardziej realna...

- Gdzie!? - powiedziała Rozalia - Paryż!? Waaaaaa!! - pisnęła i rzuciła mu się na szyje. - PARYŻ!!! - zaczęła skakać w kółko kiedy go już puściła żeby zaraz rzucić się mi na szyje. - Ej! Kastiel! Czemu się nie cieszysz się ze szczęścia Lysa!?

Tak. nie cieszyłem się. Nie miałem z czego się cieszyć... Lysander wyjeżdżał. Zostawiał mnie...

- Rozalka... daj mu spokój. - szepnął Lysander kręcąc głową, on sam też nie wyglądał na zadowolonego chociaż w jego oczach widziałem iskierki szczęścia.

- Ummm no cóż. - odsunęła się - ocho! chyba Leoś po mnie przyjechał! - skocznym krokiem wyszła z mieszkania.

Ja sam usiadłem na krześle nie wiedząc co powiedzieć.

- Kochanie ja... - zaczął przykucając przy mnie - Ja... - chyba chciał coś powiedzieć ale mu przerwałem ujmując jego twarz w dłonie.

- Spokojnie. Pewnie też jesteś w szoku - zaśmiałem się udając wesołość. - Czeka Cię wielka kariera! - pogładziłem go po twarzy.

- Nie udawaj. - westchnął - Widzę ze zasmuciło Cię to. Wyjadę... daleko. - szepnął - Jeśli nie chcesz to zostanę.

- Nie! To dla Ciebie ogromna szansa! Nie pozwolę Ci jej zmarnować. - powiedziałem przyciągając go do krótkiego pocałunku, by zaraz wstać ciągnąc go na proste nogi. - Kiedy masz mieć tą rozmowę? - zapytałem przeczesując nieco jego grzywkę.

- Kastiel...

- No co? Musimy Cię przygotować. Przepisać twoje teksty na komputerze. Posegregować! Och będzie z tym mnóstwo roboty! - złapałem go za rękę i pociągnąłem w stronę jego pokoju. - Masz tego mnóstwo. Pewnie całą noc zajmie nam wybieranie najlepszych. Ale czy Ty masz tam w ogóle jakieś złe?

- Kochanie...

- No nie masz! i tu powstaje problem. Trzeba będzie zrobić wyliczankę albo przepisać wszystkie - ewidentnie nie dopuszczałem go do słowa.

- Kas! - krzyknął i zaparł się na schodach. - Mogę w końcu coś powiedzieć!?

Ja sam milczałem ze spuszczoną głową. Dałem chyba za wygraną...

- Dziękuję. - westchnął - Jeśli nie chcesz żebym jechał to naprawdę zostanę. Nie zależy mi tak bardzo na sławie. Nie wiem czy w ogóle taka mnie czeka. To tylko studnia na akademii...

- Ty miałeś szczęście się na nie dostać. - powiedziałem i puściłem jego dłoń.

- Też się dostaniesz. Może nawet ze mną do akademii. Zamieszkamy razem tak jak chcieliśmy! - wszedł na wyższy schodek przytulając mnie od tyłu.

- Nie dostanę się... - powiedziałem cicho - nie dostanę się na żadne studia.. - powtórzyłem.

- Co ty gadasz!? Dostaniesz się. Tak bardzo się starałeś w ostatnich latach!

- Nie rozumiesz? Nie dostane... Nie dostałem się... - mruknąłem i wyrwałem mu się siadając na schodach.

Lysander drgnął patrząc na mnie z rosnącym smutkiem i zakłopotaniem. Nawet oczy lekko mu się zaszkliły.

Przykucnął przede mną.

- Możesz... możesz próbować dalej? Będzie przecież jeszcze drugi nabór... - powiedział siląc się na uśmiech chociaż widziałem ze lada chwila może się rozpłakać.

- Naprawdę w to wierzysz? - uniosłem twarz.

- Tak.

- A ja nie.

- To nic nie zmienia. Nadal możesz pojechać ze mną.

- I jak to będzie wyglądać? Ty będziesz robić karierę? A ja co? Bez szkoły? Gdzie ja znajdę pracę? - poderwałem się z krzykiem na równe nogi niemal strącając swojego chłopaka ze schodów nagłym wymachnięciem ręki. chyba trafiłem go w ramię.

Wystraszony złapałem go w locie kiedy ten już odchylał się do tyłu.

- Przepraszam! - powiedziałem mając go w ramionach i przytulając do swojej piersi. - Nie chciałem... przepraszam... - dodałem. - Nie uderzyłem Cię prawda?

- Nie... Nie. To nic. Nic się nie stało. - szepnął zakładając mi ręce na szyję.

- Nie chcę Cię stracić. - szepnął ujawniając swój prawdziwy powód lęku.

Nic mi na to nie odpowiedział. Zaniepokoiło mnie to. Może też się o to bał ze to wszytko w jakiś sposób nas podzieli?

******

Minęło dość sporo czasu od tamtego wydarzenia. Spróbowałem dostać się na mniej uczęszczany kierunek w akademii Lysandra. Jak i do innych uczelni w Paryżu.

Szczerze powiedziawszy kompletnie nie zdziwiło mnie to że z Akademii przyszła odpowiedz odmowna. No cóż. W końcu w takim miejscu nie potrzebowali domorosłych muzyków rockowych... Inne uczelnie też nie chciały mnie w swoich murach.

Siedziałem miętosząc kartki z odpowiedzią przed domem swojego chłopaka. Ostatnio był taki zabiegany. mało się widywaliśmy. Znalazł już sobie mieszkanie w Paryżu. Byłem z nim je obejrzeć. Taki był szczęśliwy. Ciągle opowiadał jak to będzie kiedy razem zamieszkamy. Jednak cena za wynajem mnie przeraziła. No cóż. Mieszanie w centrum, trzy kroki do uczelni. Widok na najpiękniejsze i najbardziej romantyczne miasto w na świecie.

Nie było mnie stać nawet gdybym sprzedał nerkę. Lys chyba o tym zapomniał ze nie jestem tak bogaty jak jego rodzina. Ze z matką ledwo wiążemy koniec z końcem.

Z zamyślenia wyrwała mnie jego dłoń która rozczochrała mi włosy w czułym zaczepnym geście.

- Hej... co tak siedzisz? Zapomniałeś kluczy? - szepnął Lysander.

Uniosłem głowę gasząc papierosa. Nic nie powiedziałem. Faktycznie zapomniałem kluczy które dostałem już jakiś czas temu...

- Miałeś rzucić. - przypomniał mi na co ja sam wzruszyłem ramionami. - Kas? Co się stało?

Bez słowa podałem mu kilka listów z uczelni. Każdy odmowny.

Przeglądał je a ja mogłem zauważyć ze dłonie mu się trzęsą.

- Widzisz? Mówiłem. Nigdzie nie chcą takiego idioty jak ja. - chciałem w tej chwili zapalić kolejnego papierosa. Jednak zabrał mi zapalniczkę nim zdążyłem go odpalić.

- Nie mów tak o osobie która kocham. Już Ci mówiłem. - dalej czytał. - Nic straconego. Spróbujesz za rok. Możesz chodzić w tym czasie na kursy przygotowawcze które nabiją Ci brakujące punkty do rekrutacji. - zagadnął widocznie szukając wyjścia z tej sytuacji.

Usiadł przy mnie opierając głowę o moje ramię, podwinął rękawy swojej idealnie białej wiktoriańskiej koszuli. - Pomogę Ci w nauce.

- Jak? - szepnąłem patrząc gdzieś w bok.

- Jak to jak? znajdziemy Ci najpierw pracę. W tym czasie ja będę chodził na zajęcia a ty do niej. Wieczorami będę Ci pomagał. - powiedział z zapałem.

- Nie. - pokręciłem głową.

- Nie? - uniósł głowę nie rozumiejąc co chce mu przekazać.

- Tobie też nie jest potrzebny taki idiota jak ja. Zresztą będziesz miał nowe zajęcia. Mało czasu nawet dla samego. Powiedzmy sobie szczerze... Musiał bym studiować i pracować jednocześnie żeby móc się dokładać do tego mieszania. Musiał bym brać wręcz nadgodziny żeby mieć co jeść. Nie mógłbym się skupić się na nauce. - mruknąłem sucho starając się utrzymać nerwy na wodzy. - Wiesz jak ciężko mi przychodzi przyswajanie wiedzy...

- Przecież Ci mówiłem że nie będziesz musiał płacić za mieszanie ja...

- Nie Lys... Nie będę twoim utrzymankiem! - zacisnąłem dłonie w pięści. - Zresztą matka.. matka nie chce żebym wyjeżdżał jeśli powodem nie są studia. Zgodziła się pod warunkiem ze się dostanę. To wszytko było nieprzemyślane.

- Nie będziesz utrzymankiem! Co ty wygadujesz...?

- Nie mogę wyjechać. Czeka nas co najmniej rok rozłąki. A znając życie i więcej. Lys.. To nie ma sensu... - pokręciłem głową. - Musimy... Musimy coś postanowić.

- Więc nie będziesz. Pójdziesz do pracy. Pomyśl chwilę. Przecież to takie proste. - oczy mu się odrobinę szkliły. To był tak bardzo smutny widok.

- To nie jest proste. Będę siedział na zmywaku bo mnie nigdzie nie przyjmą... a ty zdobędziesz nowych znajomych którzy są Ci intelektualnie równi. Nie będziesz mnie już potrzebował! Nie chce Cię zatrzymywać w miejscu! Nie chcę być ci kulą u nogi... To to Koniec...

- To brzmi jakbyś mnie rzucał. - zaśmiał się nerwowo z bólem w głosie. - Nie... nie jest tak prawda? Ja Cię kocham...

- Ja Ciebie też. To nie ma jednak sensu... Już nie możemy - ująłem go za podbródek i pocałowałem nerwowo, zachłannie ale krótko.

Po tym wstałem i odszedłem... Nie... Uciekłem. To lepsze słowo.

*****

Nie widziałem go kilka dni. Nie odbierałem telefonów. Nie odpisywałem na sms... Nie otwierałem też drzwi kiedy przychodził.

Czułem się jak ostatni dupek. Byłem nim. Po prostu nie chciałem go zatrzymywać w miejscu. Nie chciałem by był z osobą bez perspektyw kiedy przed nim otwierała się piękna świetlista przyszłość. Kochałem go jak wariat. Dlatego też teraz jak wariat się zachowywałem.

Jakbym zniknął. Tak było dobrze. Tak było najlepiej dla Lysandra.

Do dwóch dni milczał. Żadnego telefonu. Żadnego sms czy przesiadywania pod moimi drzwiami. Nawet nie nasyłał nikogo. Dał sobie spokój?

Dziś Lysander miał się przeprowadzić do swojego nowego mieszania w Paryżu, żeby w roku akademickim nie przejmować się tym tylko zająć od początku nauką.

Chciałem przespać to wszytko. Może powinienem go inaczej pożegnać? Może powiedzie prosto w oczy ze odchodzę, skłamać ze mam go dość i kogoś innego na boku. Tak żeby mnie znienawidził. A powiedziałem na odchodne że go kocham... No tak. Nie potrafiłem mu kłamać w oczy.

- Kastiel dziecko... - westchnęła moja matka - Nie mogę na Ciebie patrzeć.

- Miłe mamo dziękuje. - powiedziałem ironicznie.

- Nic tylko od kilku dni pijesz... - zaczęła zbierać puste puszki po piwie z podłogi - Może byś w końcu z nim porozmawiał co?

- Z kim...? - zakrztusiłem się powietrzem.

- No z Lysandrem. Widziałam go dziś pod blokiem. Wyglądał na niesamowicie zmartwionego. Ummm Chodzi o tą przeprowadzkę do Paryża prawda?

- Nie chce o tym gadać! - powiedziałem stanowczo podnosząc się do siadu.

Co on robił jeszcze w tym mieście... Przecież powinien teraz rozpakowywać swoje książki w nowym luksusowym mieszkanku i napawać się widokami...

- Chcesz chcesz tylko się wstydzisz. Starej matki nie oszukasz. - powiedziała siadając obok niego na kanapie. - Jeśli myślisz ze nie wiem o tym ze ty i ten chłopiec do dwóch lat jesteście ze sobą to muszę przyznać ze mój synek to niezbyt mądre dziecko. - zaśmiała się cicho a ja myślałem ze mi żyłka pójdzie w skroni. - No nie patrz tak na mnie. Każda matka widzi ze jego dziecko jest zakochane. A w kim to tez nie trudno mi było dostrzec. To jak na niego patrzysz. Patrzysz tak jak kiedyś bardzo dawno temu twój ojciec patrzał na mnie. Macie ta same oczy. - uśmiechnęła się czule. - Nie jestem zadowolona z takiego przebiegu sprawy. Chciałam mieć wnuki ale szczęście dziecka jest ważniejsze od aspiracji starej kobiety. Teraz kiedy wiesz ze ja wiem możesz mi powiedzieć co się wydarzyło i dlaczego nie chcesz się z nim widzieć. To dlatego ze jedzie do Paryża bez Ciebie? Pokłóciliście się...?

Ja sam wpatrywałem się w nią osłupiały. Jak ona mogła tak wiele wiedzieć?! Nie doceniałem swojej matki... z pewnością.

- Mamo...

- Spokojnie Kastiel. Po kolei...

Zaraz wziąłem kilka głębszych oddechów i opowiedziałem jej wszytko. Nawet to jak to coś między nami się narodziło. Wyglądała na szczęśliwa ze pierwszy raz w życiu się jej zwierzam. Przerwała tylko na zrobienie dla nas herbaty... Dobry pomysł. Rumieńce z mojej twarzy zdążyły się uspokoić.

Dalszy ciąg opowieści nie był tak ekscytujący, mimo to na każde wspomnienie spędzonych tak miło chwil przy boku ukochanego wywoływało gorące fale w okolicy serca.

Gdy dotarłem do ostatnich wydarzeń, gdy już znaleźliśmy się przy dniu dzisiejszym... Zamarłem.

- Jestem kretynem. - uświadomiłem sobie to tak bardzo mocno jak tylko mogłem.

- Z przykrością muszę stwierdzić ze masz rację synek. - powiedziała odstawiając kubek na stolik nocny

- On chciał... chciał mnie. Chciał mi pomóc. A ja tak po prostu.

- Zostawiłeś go. - nazwała to po imieniu - Musze przyznać ze jest w tym wiele mojej winy. To ultimatum o przeprowadzce miało Cię po prostu zmotywować do nauki. Nie miałam zamiaru trzymać Cię tu na siłę jeśli się nie dostaniesz na studia. Paryż może być również dla Ciebie szansą. Pora też wyjść spod mojej spódnicy Kas.

- Wiec to wszytko...?

- Synku. Lysander mi rano powiedział ze wyjeżdża o 18 i że jeśli chcesz się pożegnać... może jeszcze zdarzysz. - powiedziała jednak nie słyszałem ostatniego zdania, w pędzie ubierałem buty i wybiegłem z mieszania biegnąc w kierunku domu mojego chłopaka.

Cymbał, krety! Zostawić tak cudowną osobę z tak egoistycznych pobudek jak własna duma...?! Czemu go tak potraktowałem!? Czemu moja głowa wymyśliła najgorszy scenariusz i wzięła go od razu za prawdę nie dając nam żadnych szans!

Musiałem zdarzyć!

****

- Po... Pojechał...? - powiedziałem czując jak robi mi się słabo. - Kie...kiedy? - wydukałem łapiąc powietrze.

Leo zlustrował mnie wściekłym spojrzeniem. No tak. On wiedział o nas od początku i nie pochwalał za bardzo naszego związku.

- Chwilę temu. - powiedział - Roza z nim pojechała. Płakał. A teraz odejdź. Po tym co mu zrobiłeś...

- Ja... Ja nie chciałem! Kocham go! Nie chciałem być dla niego ciężarem po prostu. - musiałem się jakoś wytłumaczyć chociaż widziałem w jego spojrzeniu ze to nie ma szans.

- Tak bardzo go kochałeś ze zostawiłeś go samego? On tak marzył o waszej przyszłości w tym mieszkaniu. Załatwił Ci nawet pracę w Akademii żebyście mogli być bliżej... Olałeś go chociaż tak bardzo się starał. Poświęcał Ci każda wolną chwilę ucząc Ciebie i zaniedbując własne zajęcia przez co sam ledwo się dostał. Wiedziałeś? Nie. Bo zajmowałeś się tylko swoimi interesami i tym jaki ty poszkodowany jesteś. - niemal krzyczał.

Pierwszy raz widziałem go takiego złego, ale tak jego złość była uzasadniona.

- Nie spał. nie jadł przez ostatnie dni. nie rozumiał dlaczego masz go za taka pusta istotę która niby miała by cię zostawić dla nowych znajomych. Płakał całe noce... Jemu nie zależało na tym czy masz wykształcenie i pieniądze. Jemu zależało na tobie. A teraz idz precz.Spóźniłeś się - powiedział zatrzaskując mi drzwi przed nosem.

Odszedłem kawałek zagubiony. Tak. To wszytko była prawda. Nie zauważałem w tym wszystkim Lysandra...

Usiadłem na krawężniku przed domem ukochanego którego straciłem na własne życzenie.

Schowałem twarz w dłoniach trzęsąc sie jak galareta.

- Nie! puść mnie! Chce z nim porozmawiać! - usłyszałem znajomy głos i szarpaninę za mną.

Wszytko dochodziło z domu Lysandra.

Gdy się odwróciłem zamrugałem nerwowo. Leo trzymał brata nie chcąc go puścić do mnie. Jednak Leo był nieco drobniejszy od Lysandra wiec nie trwało to długo.

Przecież...? Przecież pojechał.

Rozalia odciągała Leo też coś mówiąc ale nie słyszałem co. Wszytko ginęło w odgłosach kłótni.

Tuż pod ich nogami leżały walizki. Wiec... Wiec dopiero teraz jechali.

Jak na zawołanie nadjechała taksówka.

- Lysander....? - mruknąłem niczym idiota przecież wiadomo było ze to on.

Podszedłem bliżej wpatrując się w jego postać która podchodzi do mnie równie niepewnie.

- Przepraszam za Leo... on chciał tylko.... - zaczął ale chyba sam nie wiedział do końca co chciał przez to uzyskać Leo.

Nic nie mówiąc objąłem go ciasno kiedy był już na wyciągniecie mojej ręki.

- Przepraszam ja tak bardzo przepraszam. - wydukałem - Tak bardzo Cie kocham. Nie chce Cie stracić. Nie chciałem Cie zostawić. Przepraszam. Wybacz mi. Błagam. - mówiłem zdesperowany jak nie ja.

- Kas... Ciii... spokojnie. spokojnie skarbie - pogładził mnie po włosach uspokajająco.

Co teraz z nami będzie...?

****

Pożegnania są ciężkie. Szczególnie te z mamą z którą ledwo co odnalazło się jako taki wspólny język. Szkoda że po tylu latach.

Obiecałem przerzedzać z Lysanderem co weekend, chociaż wiadomo jak to było.

Teraz nie potrafiła się ze mną rozłączyć chociaż mówiłem jej już piaty raz ze chcemy dokończyć rozpakowywanie naszych rzeczy. Ze kiedy wszytko zrobimy tak jak się nam marzyło będziemy mogli przyjechać na kilka dni tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego.

Lysander się śmiał. A ja na ten widok uśmiechałem się szczęśliwy. Tak tęskniłem za jego szczerym śmiechem a przez własną głupotę moglem tego więcej nie widzieć. Wzdrygnąłem się na samą myśl.

Kiedy końcu udało mi się rozłączyć z mamą wyciągnięciem dłoń do swojego chłopaka.

Podszedł do mnie siadając przy mnie a ja nie wiele myśląc przyciągnąłem go jeszcze bliżej kładąc go na sobie z zadowolonym uśmiechem.

- Witaj w domu kochanie. - powiedział z uśmiechem a ja obróciłem go pod siebie zawisając nad nim.

- Witaj w domu. - odpowiedziałem wpijając się w jego usta. - a wiesz co teraz będzie? - zapytałem z błyskiem w oku.

- Co? - wyciągnąłem za kanapy worek - Sukienka. Wciskaj się w nią! - powiedziałem a on odskoczył jak oparzony, ja złośliwie zacząłem go łaskotać pozbawiając go przy tym ubrań.

Dzięki Roza... to naprawdę idealny prezent na nowe mieszanie.... ^^ 

Continue Reading

You'll Also Like

286K 13.8K 93
Riven Dixon, the youngest of the Dixon brothers, the half brother of Merle and Daryl dixon was a troubled young teen with lots of anger in his body...
1.4M 31.9K 60
In which Daniel Ricciardo accidentally adds a stranger into his F1 group chat instead of Carlos Sainz.
662K 21.7K 80
Follow the story of Cathy Potter as she and the entire school of Hogwarts sees what their future has in store for them... Best Rankings: #3 - Lily Ev...
568K 9K 125
You can clearly tell who my favorite drivers are....