Obiecałeś - Reylo

By EsmeraldaLavoie

25.9K 2.3K 2K

Przeznaczenie nie istnieje. Wszystko to jedynie zbiór przypadków oraz zbiegów okoliczności. Dziewczyna z Jak... More

Rozdział I
Rozdział II
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Co tu się odreylowało - czyli Polsat po najdłuższej reklamie życia

Rozdział III

2.1K 182 190
By EsmeraldaLavoie

- Co to za statek? - Mruknął Poe, zajmując fotel drugiego pilota. Obok niego zasiadł Chewie, który od razu zabrał się za główny pilotaż. Pod ich nogami stał zniecierpliwiony BB-8, czekający na rozkazy od swojego właściciela. Nie chciał go przecież zawieść.

- Mogę wam pomóc - stwierdziła Rey, wchodząc do kokpitu. Dameron odwrócił się do niej i posłał dziewczynie zadziorny uśmiech.

- Zostaw to zawodowcom. - Mrugnął do dziewczyny i ponownie wrócił do pracy. Rey przekręciła oczami i skrzyżowała ręce na piersi. Nikt nigdy nie wierzył w jej umiejętności do pilotowania wszelkiego rodzaju statków. A talent ten miała już we krwi. Postanowiła zostać w kabinie, aby w razie czego im pomóc. Poe jeszcze się zdziwi.

Chewie zawył niewyraźnie, wskazując palcem na panel łączności.

- Chcą nawiązać kontakt? - Zdziwił się Dameron, patrząc na próbę połączenia. Z niechęcią wcisnął przycisk. - Nudzi się wam? - Zapytał, pochylając się do mikrofonu. - Jak chcecie zrobić komuś kawał, to nad planetą Crait macie duże pole do popisu. Podpowiem, że generała Hux'a możecie wpienić tekstem "twoja stara".

- Oj, trafił się zadziorny złodziej statków - odpowiedział starszy, męski głos w głośniku. - Prawie taki sam, jak jego prawdziwy właściciel.

Rey zmarszczyła czoło. Czyżby mogło chodzić o Hana Solo, do którego należał Sokół Millenium? Chciała już zadać pytanie, jednak Poe nie dawał za wygraną. To on tu był od telefonicznych żarcików.

- Staruszku, odpuść sobie. Złodziejem nie jestem, a ty lepiej uważaj, żeby ci szczęka nie wypadła - odwarknął Poe, zachowując poważny ton głosu. Rey zmieszała się. Mężczyzna niepotrzebnie robił sobie wrogów. Mógł przecież wyjść pokojowo z tej sytuacji, a zwłaszcza, że prawdopodobnie chodziło o Hana Solo.

- A żeby tobie pielucha nie spadła, smarku. - Męski głos również starał się nie tracić cierpliwości. - Dam wam wybór i mam nadzieję, że rozsądnie wybierzecie. Albo lądujecie na najbliższej planecie i oddajecie statek, albo sami sobie jakoś poradzimy.

- Ciekawe jak - mruknął Poe, przewracając oczami.

- Może wam lepiej pokażemy - stwierdził entuzjastycznie mężczyzna po drugiej stronie łączności. W jednej chwili spod Sokoła wyleciało pięć myśliwców, które zaczęły krążyć wokół statku. Poe uniósł brew.

- Na cholerę wam ten stary złom? - Ciągnął Poe, trącąc łokciem Chewie'go. Wookie spojrzał na niego pytająco, a mężczyzna wskazał podbródkiem na panel. Pilot jednak nie zrozumiał, o co chodzi Dameron'owi.

- Powiedzmy, że jestem bardzo sentymentalnym człowiekiem - głos odpowiedział na pytanie. Trójka ludzi w kokpicie Sokoła dostrzegła, jak myśliwce próbują odciąć im drogę ucieczki, najwidoczniej szykując się również na atak. Poe ponownie trącił zdezorientowanego Chewie'go łokciem. Tym razem Rey zorientowała się, o co chodzi mężczyźnie.

- To masz problem - odparł Dameron, wymieniając spojrzenia z Wookie'm. Włochaty pilot wzruszył ramionami i wyciągnął przed siebie dłonie w geście poddania się. Rey przekręciła oczami.

- Hipernapęd, Chewie! - Wypaliła i szybko zakryła sobie usta. Nie chciała powiedzieć tego na głos. Teraz zdradziła ich plan.

- Nie ma czasu - mruknął Poe, samemu przejmując stery. Wciskał po kolei przyciski, jednak przerwał mu śmiech mężczyzny w głośniku.

- Chewie? - Zapytał głos starszego mężczyzyny. Wookie zerknął na Rey i Damerona, aż w końcu wybuchnął rykiem. Wydawał się być uradowany.

- Kto? - Zapytała Rey wraz z Poe.

*

- Lando - westchnęła Leia, uśmiechając się ciepło. Tuż przed nią stanęła sylwetka starszego, czarnoskórego mężczyzny, który nie mógł się napatrzeć na panią generał. Uśmiechnął się nonszalancko i pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Oj, Leia, tak bardzo mi ciebie brakowało - wysunął przed siebie ramiona, aby w końcu ją przytulić. Kobieta z ochotą odwzajemniła jego gest.

Rey, Poe i Finn ze zdziwieniem przyglądali się tej sytuacji. Kim był ten mężczyzna? Żadne z nich go nawet nie kojarzyło. Dziewczyna rozejrzała się niepewnie po dziwnym otoczeniu planety, na której wylądowali.

- Nie poznałbym cię Han, odmłodniałeś coś - zwrócił się do Damerona, a ten zdezorientowany spojrzał za siebie, szukając odbiorcy jego słów. Poe zmarszczył nos i ze zdziwieniem wskazał na siebie palcem. Czy ten mężczyzna oszalał? Calrissian zaśmiał się, widząc jego zmieszanie. - Nie rozumiesz najzwyklejszej ironii, a przy telefonie uchodziłeś za takiego śmieszka - westchnął Calrissian, cmokając z udawanym rozczarowaniem.

- Ironia to moje drugie imię - odpowiedział mu Dameron, wypinając pierś i mrużąc oczy. Nie mógł przecież dać za wygraną jakiemuś tam staruszkowi.

- Chyba porażka - odpowiedział poważnym tonem Lando, ponownie zwracając się do generał. Poe z groźną miną zrobił krok ku mężczyźnie, jednak przeszkodziła mu w tym Rey, chwytając go za ramię.

- Daj spokój - odparła.

- To chyba starsza wersja ciebie - mruknął Finn, wciąż wpatrując się w starszego mężczyznę. - Jesteś pewny, że nie jest twoim ojcem? - Zapytał, jednak Dameron zmierzył go pytającym wzrokiem.

I czyim on by tu mógł być ojcem? Pomyślał.

- Gdzie Han? Przecież nigdy by nie pozwolił, żeby jakiś tam smarkacz pilotował jego statek - stwierdził i kiwnął głową na wściekłego Damerona.

Leia nie musiała używać nawet słów. Zacisnęła wargi w wąską kreskę, krzywo podnosząc kącik ust do góry. Lando popatrzył jej prosto w oczy, nadal czekając na odpowiedź. Uniósł jedną brew i dopiero wtedy oprzytomniał. Wargi jego ust rozchyliły się lekko, a jego nieobecny wzrok wbił się w podłogę.

- Czyli... jesteś wolna, co? - Zapytał załamanym głosem. Leia uśmiechnęła się lekko.

- Nie zmieniłeś się.

*

Zdenerwowany Ren pilotował swój wahadłowiec. Manewrował agresywnie, zaciskając mocno zęby. Miał ochotę rozwalić wszystko, co stanie mu na drodze, jednak musiał się powstrzymywać.

Teraz jesteś Przywódcą, pomyślał. Musisz nad sobą panować.

W końcu teraz na niego spadł obowiązek opieki nad zakonem. Zacisnął mocno dłonie na sterze. Jaki zakon! Banda rozwrzeszczanych dzieci, które nie miały do niego żadnego szacunku! Pomimo tego, że był ich mistrzem, każdy z rycerzy chciał iść własną drogą. Nigdy nie chcieli słuchać jego rozkazów. Czasami żałował, że zabrał ze sobą młodzików z Akademii Skywalkera. Mógł ich wszystkich powyrzynać i zostać jedynym członkiem zakonu.

Mocą próbował skontaktować się z Rey. Ponownie nie wyczuł nic. Nerwowo zaczął kierować się ku ognistej planecie, na której sporządził zebranie rycerzy Ren. Gdyby ta zbieraczka złomu się zgodziła na przejście na jego stronę, byliby niepokonani! Nawet Snoke to wyczuł i właśnie dlatego pragnął jej śmierci. Obydwoje byli zbyt potężni.

Ren nawet nie zauważył, kiedy wylądował swoim wahadłowcem. Wciągnął głęboko powietrze, zastanawiając się, co powinien powiedzieć rycerzom. Jego pierwszym zadaniem było postawienie muru pomiędzy sobą a nimi, aby nie wyczuli jego emocji. Uznaliby go przecież za niezrównoważonego. Był wściekły, smutny, rozczarowany i... samotny.

Potrząsnął energicznie głową, wyrywając się z przemyśleń i natychmiast postawił barierę dla świata zewnętrznego. Z obojętnością wyszedł z wahadłowca, gdzie uderzyła go fala gorąca. Przez chwilę żałował, że za miejsce spotkania wybrał sobie Mustafar. Ale to w końcu tutaj jego dziadek posiadał pałac, w którym często przebywał i medytował.

Oddając się Ciemnej Stronie, wszedł do ogromnego budynku. Już przy progu widział rycerzy Ren, którzy z niechęcią stali na końcu wielkiego, ciemnego pomieszczenia. Oświetlała go jedynie czerwona poświata kryształów wykutych w ścianie i podłodze. Kylo próbował nie dawać po sobie poznać żadnych emocji.

- A gdzie twoja maska? - Prychnął mężczyzna o blond włosach. Kylo zatrzymał się i zacisnął pięść. Ledwo zdążył wejść, a ci już działali mu na nerwach.

- Mam ci przypomnieć, kto jest teraz Najwyższym Przywódcą? - Odwarknął mu mistrz, ponownie podchodząc do dwunastu rycerzy. Wszyscy skinęli głowami, jednak na ich twarzach było widać wyraźną pogardę.

- Może nam łaskawie wytłumaczysz, co tam zaszło - wtrącił się rycerz o lekko zielonawej skórze, pokrytej łuskami. Posiadał on oczy o intensywnej, żółtej barwie. Członkowie pokiwali zgodnie głowami, patrząc na swojego mistrza wściekłym i podejrzliwym wzrokiem. Kylo nadal starał się zachować spokój. W końcu tuzin dużych dzieciaków nie mogły wytrącić go z równowagi tak łatwo.

- Ta dziewczyna... zabiła Przywódcę - skłamał, prostując się. Czuł się strasznie dziwnie, stojąc przed rycerzami bez maski. Bał się, że mogą wyczytać jego emocje z twarzy. - Musimy ją znaleźć i przeciągnąć na naszą stronę. Jej Moc jest potężniejsza nawet od mojej.

- I my mamy ci w to wszystko uwierzyć? - Jasnowłosy Ren przekręcił oczami. - A może jednak to ty pragnąłeś większej władzy? Już nie chciałeś być zwykłą kukiełką Snoke'a? Co?

Kylo to nie ruszało. Wiedział, że któryś z rycerzy zacznie mu to wytykać. On jednak był gotowy psychicznie. Nic nie wyprowadzi go z równowagi.

- Myślisz, że uwierzymy ci w to, że zwykła zbieraczka złomu pokonała Przywódcę i jego straż? Pewnie chcesz ją pojąć na własny użytek...

W jednej sekundzie w żyłach Kylo zagotowała się krew. Ben nawet nie kiwnął palcem, a ujrzał przed sobą widok duszącego się rycerza Plona Ren. Jasnowłosy mężczyzna chwycił się odruchowo za gardło, starając się łyknąć choćby najmniejszą porcję powietrza. Cały jego wysiłek szedł jednak na marne.

Kylo dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nie musiał wyciągnąć dłoni, aby zacząć go dusić. Stał ze zmrużonymi oczami, przysłuchując się symfonii Plona, który walczył o dopływ powietrza. Inni rycerze spojrzeli po sobie ze zdezorientowanym wzrokiem. Ben szarpnął swoją dłonią, z której wydostały się błyskawice. Oplotły one krzyczącego Plona, zadając mu ogromną porcję bólu. Duszący się Ren finalnie poleciał na ścianę, łapiąc chytrze powietrze do płuc. Upadł na podłogę, jęcząc i dysząc ciężko. Mistrz zakonu spojrzał z niedowierzaniem na swoje dłonie, po czym stanął prosto, jak gdyby nigdy nic się nie stało.

- Ktoś jeszcze ma jakieś pytania? - Kylo wydawał się być istną oazą spokoju. Zmarszczył ironicznie czoło, czując w duszy ogromną pychę. Nie wiedział, jakim cudem doszedł aż do takiego poziomu, ale w obecnej chwili nie to było najważniejsze. Chyba w końcu uzyskał stuprocentowy respekt ze strony rycerzy.

- Wolisz, żeby zwracać się do ciebie "mistrzu" czy "Najwyższy Przywódco"? - Zapytał Hut Ren, który z całego zakonu był najbardziej pozbawionym rozumu.

Kylo uśmiechnął się triumfalnie, kiedy członkowie schylili swoje głowy w geście szacunku do ich mistrza. Każdemu jednak po głowie chodziła jedna myśl - jak się go pozbyć i przejąć jego miejsce.

Continue Reading

You'll Also Like

8.5K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys
15.9K 3.2K 34
Dzielili razem przeszłość, a marzenia sprawiły że ich drogi dość prędko się rozeszły po wejściu we wspólną relację. Po latach ponownie się spotykają...
3.7K 202 28
Lina to córka Tony'ego Starka (Iron Mana), która wprowadza się do Avengers Tower. W tym samym czasie do Avengers ma dołączyć Bucky, który staje się j...
69.8K 2.9K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...