Papużki (Hetalia)

By AlicjaLiddel

654 81 32

PrusPol i GerIta, podwójna randka. PrusPolWeek2017 - dzień 2 - "Come, meet my family" (miało być na dzień 2... More

Papugujesz, młody

654 81 32
By AlicjaLiddel

Ludwig spodziewał się, że <i>coming out</i> przed rodziną nie będzie należał do najłatwiejszych, ale, będąc szczery z samym sobą, nie oczekiwał też szczególnych turbulencji. Rodzice byli bardzo liberalni, co wielokrotnie zostało przetestowane nawet w warunkach ekstremalnych. Warunki ekstremalne obejmowały naprzemienne pojawianie się w domu różnorodnych partnerów Gilberta - pań, panów i osób, których z grzeczności należało nie określać. Aktualnie przyprowadzany był Feliks. Zaskakująco długo, bo od ponad roku.

Po raz pierwszy został przedstawiony jako "studiuje germanistykę tutaj; jak ci się chce, Feliks, to walnij swoim nazwiskiem, bo ja nie wymówię" . I był niezaprzeczanie chłopcem nawet, jeśli czasem nosił sukienki – o czym Ludwig przekonał się przypadkowo i wbrew woli. A o czym państwo Beildschmidt nie mogli mieć pojęcia, choć pewnie nie mieliby i z tym problemu. Feliks był porządny, pozbawiony nałogów i wyroków. Więc został bez większych problemów zaproszony na niezręczny, obowiązkowy obiad. Pani Zosia była zachwycona, mogąc odświeżyć sobie wyniesiony z domu polski (w, trzeba przyznać, dosyć smutnej kondycji); pan Heinrich był zachwycony, że nie będzie musiał więcej oglądać znienawidzonej przez siebie Mariettki. A Ludwig uciekł, zanim zdążyli posadzić go przy stole. Miał zresztą dobrą wymówkę – spieszył się na trening.

Widywał jednak Feliksa przelotem, głównie na podjeździe pod garaż, czekającego na czerwone BMW Gilberta. Obyłoby się i bez tego, gdyby pierworodny Beildschmidt nie był leniwą dupą i wyprowadził się od rodziców jak porządny student. Ludwig przypuszczał, że Feliks (jak porządny student...) ma własne mieszkanie, bo Gilbert pojawiał się w domu jeszcze rzadziej, niż zwykle. Często zresztą z Feliksem na siedzeniu pasażera. Więc jego chłopak i brat mówili sobie niezręczne "cześć", z obopólną (milczącą!) zgodą, że tak jest najwygodniej.

Sytuacja przekroczyła granicę jednego roku, zataczając rocznicę, a wszyscy byli już przyzwyczajeni. Pani Zosia zaczynała nawet żartować, że jeszcze się od syna doczeka ślubu z Feliksem. Gilbert rzucał wtedy w nią lekkimi przedmiotami, takimi jak brukselka, a Ludwig wznosił oczy do nieba – zachowanie brata popychało go w ramiona sił wyższych. W poszukiwaniu ratunku.

Tak czy inaczej – w obliczu zupełnej pewności co do spokojnej reakcji rodziców, Ludwig nie spodziewał się problemów. Nie planował też ogłaszać się ze swoją seksualnością, dlatego tylko, że ją zrozumiał. Zrozumienie nadeszło zresztą już parę lat temu i, Ludwig od początku był co do tego zdecydowany, było jego sprawą prywatną. Nie był jak Gilbert. Nie potrzebował zwracać na siebie uwagi.

Zaczął jednak czuć, że powinien się określić, gdy za dwa tygodnie do Berlina miał przyjechać jego chłopak. A chyba prędzej padnie, niż zostawi kwestię swojej orientacji w formie roznegliżowanej niespodzianki dla swoich rodziców, na którą wpadną otwierając drzwi w złym momencie. O, nie ma szans, by był tak głupi, jak Gilbert. Nie pamięta, by kiedykolwiek mu się zdarzyło i nie pora tego zmieniać.

Załatwił więc sprawę biorąc głęboki oddech, odchrząkując raz czy może dwa nad kuchennym stołem (okazało się to bardziej stresujące, niż przewidywał) i ogłaszając, że chłopak, którego poznał na wakacjach we Włoszech, przyjeżdża za tydzień. Spokojnie przykrył tą informacyjną bombę pytaniem, gdzie, jak myślicie, powinienem go zabrać w celach turystycznych, ale to nie pomogło. I to akurat Ludwig przewidział.

Wszyscy momentalnie stracili zainteresowanie kolacją, nawet ojciec, i trzeba było odpowiedzieć na cały szereg pytań. Mówił więc, że nazywa się Feliciano Vargas; że mieszka w Wenecji; że są w tym samym wieku; jak się poznali (to ostatnie w mocno ocenzurowanej wersji); że są razem już parę miesięcy. Gilbert zerwał się po telefon, błyskawicznie wystalkowując Feliciano na fejsie – wokół stołu przebiegły zdjęcia. Ludwig zaczął poważnie żałować, że jego chłopak widnieje na zdjęciu w tle jedynie w kolorowych spodenkach kąpielowych; będą musieli o tym porozmawiać.

Pani Zosia była zachwycona, już zastanawiając się, jakby tu dyskretnie zaprosić ślicznego Włocha na przesłuchanie. Pan Heinrich był zachwycony, że choć od Ludwiga może usłyszeć taką wiadomość w ludzki sposób.

Gilbert nie był zachwycony. I objawiał to, jak zawsze, wybuchowo. Ludwig został porwany za szyję i boleśnie przetarty pięścią po włosach (starszy brat jakoś nie przejął się ciosem pod żebra w zamian; dopiero mama musiała przywoływać chłopców do porządku). Potem, już tylko werbalnie, posypały się obrażone oświadczenia, że Lutz mu o niczym nie mówi; że nie kocha starszego brata chyba; że trudno uwierzyć, że taka dobra dupa zechciała jego małą kluseczkę Lu; że to oburzające, że dopiero teraz mówi... Tak, Gilbert się powtarzał. I, na nieszczęście, nie zamierzał skończyć na tym jednym wieczorze.

//////

Ludwig odgarnął niedbale wilgotne jeszcze włosy, siadając w końcu przy biurku. Dzień zdążył go już wykończyć, a tyle jeszcze musiał zrobić na jutro... A pierwsza lekcja na siódmą. Ach. Trzeba będzie sobie zrobić kawę... Laptop rozbłysnął niebieskim światełkiem klawiatury, na tle pola ryżowego pojawiło się okienko hasła. A potem pojawił się pulpit, z ogromnym, obrzydliwie jaskrawym zdjęciem papugi.

Ludwig zacisnął boleśnie zęby, wyrywając kabel zasilania i z laptopem na rękach, a wściekłością w oczach, wyleciał z pokoju.

- Gilbert! - drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, pchnięte gwałtownie. - Gilbert, mówiłem ci, że masz trzymać ręce z dala od mojego laptopa...

W odpowiedzi rozbłysł tylko niewinny uśmiech schowanego za krwisto kolorowym komiksem i obżerającymi się paluszkami albinosa. (Są pewne korzyści poznawcze z własnego Polaka.)

- Skąd wiesz, gdzie trzymałem ręce, Lu?

- Zdjęcie papugi – Ludwig nie brzmiał na rozbawionego. Starszy braciszek nadrabiał – Nie będę wnikać, dlaczego...

- Hej, czekaj, Lu! Nie możesz nie wnikać... Żartu nie będzie.

/////

[Z uwagi na wrażliwość czytelniczki lub czytelnika autor musiał ominąć scenę, w której Gilbert tłumaczy swojemu bratu potencjał komediowy leżący w oskarżaniu go o "papugowanie" (z powodu zbieżności imion Feliks i Feliciano). Zarówno reakcja młodszego, jak i głębokie przekonanie starszego, że żart ten jest wybitny (wymagający bycia powtarzanym często i aż po życia kres) mogłaby się okazać zbyt drastyczna w odbiorze.

Koniec końców kwestia papugi została jednak wyjaśniona, a po jej wyjaśnieniu nastąpiła cokolwiek nie powiązana puenta...]

///////

- I teraz - Gilbert wycelował w niego słonym paluszkiem – musisz iść ze mną i z Feliksami na randkę. Każdy ze swoim Feliksem, oczywiście.

Dużo kosztowało Ludwiga spokojne zamknięcie papużkowego laptopa i wypuszczenie z ust wydechu, a nie wiązki przekleństw.

- Nazywa się Feliciano – wysyczał przez zęby, studząc słowa. - I nie. Nie przyjeżdża do Berlina, by oglądać twoją kryminalną twarz. Nie dotykaj więcej moich rzeczy.

Drzwi trzasnęły z hukiem na pół domu za Ludwigiem, ale Gilbert, jak zawsze, nie zamierzał się poddawać.

//////

- Ej, młody – klepnął na ślicznie pościelone łóżko brata, dwa dni po incydencie z kolorowym ptactwem. Wyciągnął się z rękami założonymi pod głową. Ludwig, zaskakująco, tylko westchnął cicho. Miał dobry humor, nie chciało mu się nawet krzyczeć na idiotów tego świata.

Ale nie odpowiedział. Aż tak szalony nie był.

- No, Luuu! - znów cisza. - Ludwig. Mam ważne pytanie. I jakieś pół godziny, aż mi się dzieciątko zrenderuje, więc mi się nudzi.

- Ważne pytanie? - Ludwig w końcu wydusił z siebie z ociąganiem. - Słucham.

- Gdzie idziemy na tą wspólną randkę?

/////

- Rodzina tego twojego chłopca jest z mafii? Bo jak jest, to musi być bogaty, to może zapłaci za kolację na 4 osoby w Metropolitan Restaurant? Zrobiłem rezerwację.

- Ach, dobry boże...

- Dobra, nie zrobiłem. Więc jak? Gdzie idziemy? Ludwig? No, znowu mnie nie słuchasz...

//////

- Może od razu pojedziemy na weekend do spa? Fel lubi takie bzdury...

/////

- ...na narty w góry ślizgu ślizgu?

//////

- ...do gej strip clubu?

///////

- ...na Wyspy Kanaryjskie?

- Masz na to pieniądze?

- Nie, ale twój chłopiec jest z mafii, więc...

//////

W końcu się spotkali.

Gilbert pojawił się w luźnej koszulce z "Wędrowcem nad morzem mgieł", Feliks w uroczej koszuli w truskawki, Feliciano w tiszercie z ogromnym zdjęciem loda na patyku (za co Ludwig przez moment chciał go zamordować, widząc porozumiewawczą wymianę spojrzeń niemiecko-polskich). Sam Ludwig jedyny był w porządnej koszuli, choć nie pod krawatem - krawat Feli ściągnął mu w samochodzie i schował. (Oczywiście, wszyscy mieli jakieś spodnie.)

Najpierw było trochę cicho i bardzo niezręcznie; potem już jakoś poszło.

Bariera językowa została ostatecznie pokonana niemieckim, naturalnym dla Beildschmidów. Feliks po niemiecku śmigał, a Feliciano starał się śmigać w sposób komunikatywny, w rezultacie nie było więc najgorzej. Czasami tylko świergotał coś na boku po włosku do Ludwiga – było to zresztą bardzo zajmujące dla całego towarzystwa.

Gilbert wychodził z siebie, by dopytywać, co takiego Feli powiedział; albo czy brat na pewno przetłumaczył wszystko. Feliks, cokolwiek rozbawiony, kopał chłopaka pod stołem, by jak można było ograniczyć poziom niestosownych pytań. A Ludwig się rumienił – trudno powiedzieć, czy tak po prostu, sportowo, czy też Feliciano naprawdę szczebiotał mu jakieś nieprzyzwoitości.

Rozmowa toczyła się więc całkiem żywo, płynąc przez ogólne pytania zapozwnacze, przez okrutne zawstydzanie swoich kochań opowieściami o ich niedoskonałościach, przez gusty muzyczne i filmowe.

Mimo że Ludwig nie odpowiedział na pytanie, czy jego chłopiec jest z mafii (a Gilbert sam nie pytał, może później Felek się dowie) i tak Feliciano zapłacił za ich kolację. Ludwig był przerażony i próbował temu zapobiec, ale nie wyszło.

Po długiej, gęsto przegadanej randce (randkach?) Gilbert i Feliks pożegnali się (też długo i z gadaniem), jadąc gdzieś tam jeszcze. Pomysł Feliksa, żeby młodsi chłopcy nie musieli deklarować się z tym jak bardzo jadą ruchać się w hotelu Feliciano.

I tym bardzo mądrym pomysłem zakończyła się pierwsza podwójna randka z udziałem braci Beildschmidt.

Z całości jej przebiegu każdy wyciągnął inne wnioski.

Ludwig był przerażony – wszystko poszło całkiem sprawnie, ale to właśnie było przerażające. Gdyby Gilbert był taki miły, by zbłaźnić się w jakiś spektakularny sposób, starczyłoby przeprosić Feliciano za traumę... I już nigdy więcej nie musieli by się razem spotykać. A tu nie! Wszyscy przypadli sobie do gustu (no, może nie licząc braci Beildschmidt), a Felek zdołał już nawet napaplać wizję kolejnego wspólnego spotkania. Jeszcze o poranku, przed randką, Ludwiga przerażała właśnie wizja awantury... Zabawne, jak poglądy się zmieniają.

Feliciano pławił się w złotych promyczkach zachwytu. Wszystko okazało się takie łatwe, miłe i proste, jak myślał. Po wcześniejszych opisach wyobrażał sobie starszego brata Luddiego jako złego przestępcę (wyobrażał, ale w to nie wierzył – stąd jego wewnętrzny spokój). A okazało się, że Gilbert był po prostu bardziej bezpośredni i trochę specyficzny, nic tak strasznego. I tak ładnie patrzył na Feliksa! O tym chłopaku z Polski niewiele słyszał, ale okazało się, że jest wspaniały. Już go pokochał, więc miło by było, gdyby nikt nie planował się z nikim rozstawać.

Gilbert stał blisko Feliciano, by załapać się na promyczki. Dowiedział się bardzo wiele, pozwastydzał Lutza ile tylko mógł, jednocześnie żonglując taktem i stylem. Nie był skończonym debilem, mimo wszystko. Zwłaszcza jak mu zależało. A teraz mu zależało, i to jak cholera – choćby dla zdumionej gęby Ludwiga, za każdym razem, gdy jego słoneczny chłopak wyrażał zachwyt nad jego bezsłonecznym starszym bratem.

A Feliks? No, Feliks się dobrze bawił.

I chodził potem na miętowe latte z Feliciano, dzięki czemu zyskał nowego kochanego przyjaciela, a stracił całą prywatność w związku.

Nie on stracił, Ludwig.

Continue Reading

You'll Also Like

1M 62.3K 119
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
1.3M 55.1K 101
Maddison Sloan starts her residency at Seattle Grace Hospital and runs into old faces and new friends. "Ugh, men are idiots." OC x OC
1M 40.1K 93
𝗟𝗼𝘃𝗶𝗻𝗴 𝗵𝗲𝗿 𝘄𝗮𝘀 𝗹𝗶𝗸𝗲 𝗽𝗹𝗮𝘆𝗶𝗻𝗴 𝘄𝗶𝘁𝗵 𝗳𝗶𝗿𝗲, 𝗹𝘂𝗰𝗸𝗶𝗹𝘆 𝗳𝗼𝗿 𝗵𝗲𝗿, 𝗔𝗻𝘁𝗮𝗿𝗲𝘀 𝗹𝗼𝘃𝗲 𝗽𝗹𝗮𝘆𝗶𝗻𝗴 𝘄𝗶𝘁𝗵 �...
92.6K 821 13
I accidentally summoned a tentacle monster in the middle of the night. He wants to show me why eight arms are better than two. I said yes, and now I...