Maxkines

By DeusdeLivros

52 5 0

11 lipca 2017 roku, Wtorek W tej chwili jego świat runął w gruzach. To czego tak bardzo chciał bronić właśnie... More

Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty

Rozdział pierwszy

25 1 0
By DeusdeLivros

Witajcie! :D 

Powracam do Was z nowym/starym projektem :P Co przez to rozumieć? To co właśnie zaczniecie czytać po tym wstępie to Maxkines, historia (niekompletna) która powstawała jeszcze przed WPO i miała ogromny wpływ na to jak wspomniane WPO się ukształtowało. Będę publikował w miarę regularnie rozdziały w zasadzie jako ciekawostka, co powstawało wcześniej, przed obecnymi historiami :D Jeśli podoba Wam się ten pomysł, to mogę jeszcze przekopać komputer w poszukiwaniu innych podobnych opowiadań ;)

Tym czasem zapraszam do prawie 6000 słów pierwszego rozdziału ;)

Enjoy moi drodzy! :D

**************************************************************************************

5 maja 2017 roku, Piątek

Jest dziś zwyczajny, wiosenny piątek, niebo prawie bezchmurne (choć zbliżały się spore chmury) i przyjemny lekki wiaterek. Siedzę sobie w szkole, jak zawsze podczas przerwy między lekcjami, zabijając czas czytaniem książki ze słuchawkami w uszach, słuchając ulubionych piosenek, przy oknie siedząc na parapecie. Przez słuchawki udało mi się usłyszeć żartobliwe komentarze na ten temat od swoich kumpli z klasy, akurat przechodzących koło mnie m.in. „Max, nie czytaj tyle, bo umrzesz!" i „Max, bo ci się mózg przegrzeje!" itp. Nie przejmuje się nimi, zbyt wciąga mnie książka. „Ten autor to geniusz! Uwielbiam jego książki" – myślałem czytając dalej. Zawsze gdy czytałem, wczuwałem się w świat głównego bohatera i zazdrościłem mu przygód jakie przeżywał.

- A ten znowu w transie – usłyszałem znajomy męski głos.

Wysunąłem głowę ponad książkę. Przede mną stali Ethan i Lara. Moim przyjaciele.

- Też miło was widzieć... - odpowiedziałem wyjmując słuchawki z uszu.

Ethan to mój najlepszy przyjaciel od trzeciej klasy podstawówki, więc znamy się już kawał czasu. Chodzimy do tej samej szkoły, chociaż na różne lekcje. Ja wraz z Larą i Megan wybraliśmy lekcje związane bardziej z historią i naszym językiem, natomiast Ethan wybrał przedmioty ścisłe. To inteligentny chłopak, chociaż nie zawsze po nim wygląda, to między innymi nas łączy. Od pierwszej do ostatniej lekcji zasypywał mnie ciekawostkami. Począwszy od ciekawostek z gier, w które gra lub grał, a kończąc na teoriach naszej egzystencji i teoriach spiskowych. Niektóre ciekawostki były naprawdę interesujące i uważnie się ich słuchało, ale reszta była tak denerwująco nudna, że z trudem dało się tego wysłuchiwać. Jest szczupłym brunetem z zielononiebieskimi oczami. Na nosie ma okulary. Wcześniej używał ich tylko do czytania i gdy siedział przed komputerem, ale ostatnio wzrok trochę mu się pogorszył. Włosy zawsze w nieładzie. Jest ubrany w dżinsy i koszulkę ze wzorem Zombi. Ma jazdę na punkcie The Walking Dead. Jest mojego wzrostu, czyli ma około 1,80 m może parę centymetrów więcej. Sorry, nie mierzyłem się ostatnio.

Lara jest bystrą dziewczyną. Tak jak wspominałem chodzimy do tej samej szkoły i mamy takie same lekcje. Jest najlepsza z naszej klasy. (Ja też nie najgorzej się uczę, ale jakby o tym pomyśleć to może jestem w pierwszej piątce... Nie no przesadzam, może w dziesiątce. ) Nikt inny cię tak nie przegada (oczywiście po mnie). Jest również artystką. Wygrywa liczne konkursy plastyczne, podobnie jak Megan oraz Ethan. (Tylko ja byłem i nadal jestem tym mniej uzdolnionym. Potrafię tylko dobrze pisać, co można zauważyć po moich ocenach z licznych referatów i wypracowań.) Blondynka na ironię. Jasno zielone oczy. Niższa ode mnie i Ethan'a o prawię głowę.

Właśnie zadzwonił dzwonek. Schowałem książkę do plecaka. Idąc do klasy przywitałem się z różnymi uczniami. Z lewej Isabella i Soraya, później z prawej Jacob i Michael. Uczniowie są rozproszeni po całym holu, co trochę utrudnia nam dojście do klasy. Ciągle o kogoś się obijamy. Jakby tego jeszcze było mało, to na holu stoi stół do tenisa, przy którym grają jacyś uczniowie, których nie kojarzę. „Pewnie z klas młodszych." – pomyślałem sobie. (Szkoła w końcu nie jest samym liceum, ale także gimnazjum.) Jakoś jednak udało nam się dotrzeć do drzwi klasy numer 26. Weszliśmy przez nie.

Pomieszczenie było dosyć sporych rozmiarów jak na klasę, ale się już do tego przyzwyczaiłem. Patrząc od wejścia widać po lewej, że zamiast ściany były same okna. Przy ścianie z wejściem stało biurko nauczycielki, na nim pełno starych kartkówek pomazanych czerwonym długopisem. „Pewnie to te, które pisaliśmy trzy tygodnie temu... Nie śpieszyło się pani z sprawdzaniem ich..." – myślałem przechodząc pomiędzy ławkami. Oprócz kartkówek był tam jeszcze laptop podłączony do rzutnika powieszonego na środku sufitu. Ściana naprzeciw biurka oprócz tego, że była wypełniona cytatami jak i każda pozostała ściana, to jeszcze wisiała na niej wielka tablica interaktywna. Przy każdej ścianie stały jakieś półki. Nigdy się nie interesowałem co jest w środku. „Pewnie nic ważnego. Książki nauczycieli, albo pomoce do lekcji. Może mapy? Mało to ważne..." Ławki były ustawione w całej sali, więc miejsc nie brakowało. Było ich może z jedenaście lub dwanaście. Każda z nich była przeznaczona dla dwóch osób. Stały koło siebie z odległością dokładnie 1,5 metra. Jak już wspominałem wszystkie trzy ściany były wypełnione cytatami najróżniejszych pisarzy lub sławnych ludzi. Trochę by mi zajęło przeczytanie ich wszystkich. (Gdy mi się nudziło podczas lekcji to sobie czytałem niektóre z nich, ale przez cały rok nie przeczytałem wszystkich, ponieważ wciąż pojawiały się nowe. Nie miałem pojęcia jakim sposobem jeszcze znajdowali miejsce na te cytaty.) Niektóre były napisane większą czcionką niż inne. Mogę zacytować cztery te największe (pewnie są i najważniejsze, ale raczej nie dla mnie):

„Sekret szczęścia, a przynajmniej spokoju, leży w tym, żeby wyeliminować romantyczną miłość z życia, bo to ona sprawia, że człowiek cierpi. Tak żyje się spokojniej i lepiej się bawi, zapewniam cię."

Mario Vargas Llosa

„Każda blizna na Twoim ciele i duszy, świadczy nie o Twoich klęskach i słabościach, lecz o wytrwałości."

Autor nieznany

„Zapomnieć. Takie proste słowo. Gdyby część jej mózgu potrafiła od tak, po prostu wymazać informację bez śladu. Tak jak zapomniała o drobiazgach: wysyłaniu życzeń, oddaniu książki do biblioteki, kupieniu pasty do zębów podczas zakupów w supermarkecie. Z wielkimi wydarzeniami nie jest już jednak tak łatwo. Wyryły się w pamięci na zawsze. Żyją w tkankach mózgu, pod skórą, we krwi. Zwinięte w kłębek, drzemią w nieświadomości, do czasu, aż coś je zbudzi. Ni stąd ni zowąd wspomnienia ożywają, wypełniając głowę obrazami przeszłości."

Anne Cassidy

„Spróbuj po prostu żyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców."

Paulo Coelho

Naprawdę nie mam pojęcia jaki to ma związek z nauką, uczeniem się czy ogólnie ze szkołą. Jednakże te cytaty zaszły mi w pamięć. Chcąc nie chcąc mają jakieś tam przesłanie, może kiedyś je znajdę.

Przywitałem się z nauczycielką, poczęstowałem ją ciastem, co było częścią rekompensaty za to, że nie pojawiłem się na święcie szkolnym. Na wigilii. Nie żeby coś, ale od zawsze czułem nie chęć do tego święta. Nie zrozumcie mnie źle. Wierzę w Boga, czytam Biblię itd., ale mam swoje teorie i sprzeczności co do kościoła. Nie wszystko mi się zgadza z tym co mówią w kościele, a co jest napisane w Biblii. Ale nie odbiegajmy od tematu... Nie przyszedłem na tą wigilię i nauczycielka (zarazem wychowawczyni) bardzo się mną zawiodła. Zacytuję:

„Nie wypadało byś nie przyszedł, Max... Jaki dajesz przykład swoim rówieśnikom? Przecież jesteś przewodniczącym! Bardzo się tobą zawiodłam..."

Jakoś tak powiedziała. Przynajmniej tak pamiętam. Od tego czasu przynoszę jej codziennie do szkoły kawałek ciasta. To jest jedyna rekompensata jaka wpadła mi do głowy. Na wigilię miałem przygotować właśnie ciasto, więc pomyślałem, że może w ten sposób ją udobrucham.

Co do tego, że jestem przewodniczącym... Zawsze jakoś o tym zapominam. Codziennie ktoś musi mi o tym przypominać, bo jakoś sam nie czuję się jakiś wyższy rangą od innych czy coś w tym stylu. Podejrzewam, że reszta klasy też już zapomniała, że jestem przewodniczącym. I pewnie już nim za rok nie będę... Nie byłem zbyt pożyteczny w tym roku szkolnym, chociaż się starałem. Ale może to lepiej, ustąpię miejsca jakiejś lepszej osobie... Na przykład Larze! Albo Megan! One są zdecydowanie ode mnie lepsze i mam tego świadomość.

Usiadłem koło mojego przyjaciela. Zdjąłem plecak z ramienia na kolana i wyjąłem podręcznik, zeszyt w linie i piórnik, a potem odłożyłem plecak pod ławkę. Przez chwilę przyglądałem się Megan, siedzącej dwie ławki przede mną. Mogłem na nią patrzeć całą lekcję, a raczej na jej długie, kasztanowe włosy aż po łopatki. Od początku roku szkolnego na prawie każdej przerwie rozmawiamy, trzymając się za ręce lub obejmując się, co niektórych denerwuje (podejrzewa, że dlatego, ponieważ sami nie mają drugiej połówki), a wieczorami (gdzieś tak o 1 w nocy lub później) często piszemy na Facebook'u. Na zawsze zostało mi w pamięci jak mnie nazywała i jak nazywa mnie nadal: „Ale z ciebie filozof". To było niecałe pięć lat temu, gdy poznaliśmy się w gimnazjum. Gdy się zapoznaliśmy i bardziej zaprzyjaźniliśmy. Pod koniec trzeciej klasy zaczęliśmy chodzić. 8 czerwiec. Wtedy zaczęliśmy być oficjalnie parą. Ciekawostką jest, że urodziny Megan wypadały 6 czerwca, więc dosyć fajny prezent dostała.

Wracając do „Filozofa". Powtarzała to podczas każdej naszej rozmowy. Parę osób to usłyszało i od tego czasu w szkole jestem Filozofem, jedynie większość mojej klasy używa jeszcze mojego imienia. Gdy tak do mnie mówiła ja zawsze przypatrywałem się jej błękitnym oczom, mogłem się w nich zatracić, przypominały nie kończący się ocean.

Hałas już ucichł, lekcja się zaczęła. Nie zauważyłem tego i dalej spoglądałem na Megan. Dopiero gdy Ethan mnie szturchnął oprzytomniałem. Przestałem na nią spoglądać i zacząłem słuchać nauczycielki. Nauczycielka zaczęła tłumaczyć zasady gramatyki. Otworzyłem podręcznik na stronie 168, wziąłem długopis z piórnika i zacząłem pisać lekcję. Nagle jednak odczułem dziwny ból głowy, inny niż ten który zazwyczaj doświadczałem, więc przerwałem pisanie i skuliłem się we własnej ławce.

- Wszystko dobrze, Max? - zapytał Ethan.

- Tak... Tylko rozbolała mnie trochę głowa. Wiesz przecież, że to u mnie częste, więc nie musisz się martw. Zaraz wezmę tabletkę.

Zajrzałem do plecaka i wyciągnąłem z niego tabletki przeciwbólowe oraz wodę. Wyjąłem dwie tabletki z saszetki i popiłem wodą. Ból na chwilę ustąpił, ale pojawiło się coś innego. Nagle mnie straszliwie zemdliło. Czym prędzej wybiegłem z klasy, nie tłumacząc nic nikomu. Za sobą słyszałem już głos wołający mnie z powrotem do klasy.

Minąłem kilka korytarzy, po czym wbiegłem do łazienki. Mdłości ustąpiły. Podszedłem do umywalki i przemyłem twarz. „Co się ze mną dzisiaj dzieje?" - zapytałem samego siebie. Spojrzałem w lustro. W nim oczywiście ujrzałem siebie samego. Ciemny blondyn, jasna karnacja, kilka pryszczy, no i oczywiście fioletowe oczy... Nie, chwila... Fioletowe?! Przecież ja mam zielone!

Nagle do łazienki wbiegł zdyszany Ethan. Ma astmę, więc wysiłek mu za dobrze nie służy.

- Wszystko dobrze, stary? - zapytał Ethan opierając się o parapet, ciągle dysząc - Nauczycielka kazała mi za tobą pobiec.

- Tak, już jest spoko. Po prostu trochę mnie zemdliło – powiedziałem, patrząc na niego pod takim kątem by nie widział moich oczu.

- Aha... Ale na pewno wszystko spoko? – zapytał wyprostowując się i poprawiając sobie okulary z dociekliwą miną.

- N-no tak. Czemu pytasz? – zapytałem trochę speszony.

- No, bo masz fioletowe oczy. To soczewki czy jak, śmieszku? – zaśmiał się – Jeśli chciałeś zrobić jakiś kawał to spóźniłeś się z tym o miesiąc.

- Zauważyłeś to?! – zaskoczyłem się.

- No tak, jakbyś nie zauważył rzucają się w oczy. Wyszedłeś z klasy tylko po to by sobie je nałożyć? Chcesz nastraszyć kogoś w klasie, czy to może jakaś nowa moda? Wiesz, że nad tym nie nadążam...

„Nie wiem co się właściwie ze mną dzieje, ale będzie lepiej, jeśli pozostanie przy myśli, że to soczewki..."

- T-tak... To są soczewki... Chciałem zobaczyć jakbym wyglądał z takimi oczami – kłamstwo nie zawsze mi wychodzi... - A tak zmieniając temat... Chyba zwolnię się z lekcji... Naprawdę źle się czuję... Mógłbyś wyjaśnić wszystko nauczycielce i przynieść tu moje rzeczy?

- Nie ma sprawy, ale czemu nie możesz tego sam zrobić?

- Ee... Nie chcę by ktoś zobaczył te soczewki, a nie umiem ich zdejmować...

- Ale z ciebie pierdoła. Dobra..., zaraz wracam - I wyszedł.

Znów spojrzałem w lustro. „Co się ze mną dzieje?" - ponownie zadałem sobie to pytanie w myślach. Z oczu bił fioletowy intensywny blask. „W sumie po przyjrzeniu się sobie to nie wyglądam aż tak strasznie. Nawet przyzwoicie..." Ethan znów wbiegł, tym razem z moim plecakiem i skórzaną kurtką.

- Dzięki, Ethan – powiedziałem z wdzięcznością.

- Spoko, a teraz idź na autobus.

- Jasne. Miałem właśnie taki zamiar... - tak naprawdę miałem zamiar pójść do domu piechotą... Nie chciałbym by ktoś jeszcze zobaczył moje oczy.

Ethan podał mi moje rzeczy. Nałożyłem kurtkę, wziąłem plecak na ramię i ruszyłem w stronę wyjścia. Przez okno zauważyłem, że zaczęło padać. „Mam nadzieję, że nie przemoknę cały..." Nałożyłem kaptur, który miałem u swojej bluzy w taki sposób by zasłonić oczy. Biegnąc do drzwi prowadzących na zewnątrz minąłem dwóch ubranych na czarno, wysokich mężczyzn w czarnych okularach. Przez ułamek sekundy nasze oczy się spotkały. „Faceci w czerni? Nie, to niedorzeczne..." Zdążyłem się im przyjrzeć... Na dworze lało, a oni byli całkowicie suszy. Nie widziałem by mieli przy sobie parasole. Nie zastanawiałem się nad tym dłużej, miałem tylko nadzieję, że nie zauważyli moich oczu. Wybiegłem ze szkoły.

Lało jak z cebra. Tyle dobrego, że mam kaptur. W drodze do domu biegłem po chodniku, ale w niektórych odcinkach go brakowało, więc biegłem po błocie i kałużach, na przykład biegnąc przez trzy kilometry lasu. Sam nie wiedziałem skąd miałem tyle siły, bo dotarłem do domu w nie całe pół godziny, a odległość od szkoły do mojego domu to około 10 kilometrów! Nigdy nie byłem dobrym sportowcem, a przebiegłem taki dystans w czasie jak rekordzista świata. „26 minut, 17 sekund i 53 setne sekundy! W takim czasie Kenenisa Bekele zdobył rekord świata w biegu na 10 kilometrów!" – opowiadał mi kiedyś Ethan.

Gdy dotarłem do furtki akurat przestało padać. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że czarna terenówka śledziła mnie przez cały odcinek jaki przebiegłem. Przestraszyłem się, ale postanowiłem spróbować udawać, że ich nie zauważam... „Może popadam w paranoje? No bo czemu ktoś miałby mnie śledzić?"

Spodnie, kurtka oraz buty całe przemoczone. Włosy też były mokre, chociaż miałem kaptur. Gdybym miał kaptur od kurtki to może przynajmniej włosy byłyby suche. No cóż... Już takie szczęście.

Dookoła było pełno kałuż. Otworzyłem furtkę i wszedłem na chodnik. Z lewej strony zobaczyłem dużo kolorowych kwiatów, które dopiero niedawno zakwitły. Róże, tulipany itp. Nie znam się na kwiatach, ale niektóre kojarzę. Nie daleko nich rosły różne warzywa, które zasadził tata. (Postanowił, że odżywiamy się zdrowo, więc wolał dawać nam warzywa prosto z ogródka. Mi ten pomysł się podobał, gorzej z moim rodzeństwem.) Po prawej małe żabie oczko. Większość to dzieło Abigail, mojej drugiej mamy, a raczej macochy. Tylko w żartach lub gdy chcieliśmy zrobić na złość Franciscę mówiliśmy do siebie „Mój Synku" i „Mamusiu". Muszę się przyznać, że robienie na złość Franciscę to jedno z moich ulubionych zajęć, ale i ona próbowała się odgryzać, więc do mojego taty mówiła „Tatusiu", chociaż zazwyczaj zwracała się do niego po imieniu. W sumie mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza że wiedziałem, że chce mnie sprowokować. Ale Emily tego za bardzo nie tolerowała. Ah! Zapomniałem w ogóle wspomnieć kim one wszystkie są. Więc tak... Emily jest moją rodzoną, młodszą siostrą, natomiast Francisca jak i Mia to dzieci mojej macochy Abigail. Wszystko jasne? No to kontynuujmy.

Idąc chodniczkiem, przeszedłem koło altany, którą nie dawno z tatą skończyliśmy składać do kupy. Koło niej stał grill, z którego korzystamy w weekendy. Jakieś dwa metry za altaną rozciągał się równolegle cały rząd tui, który miał odgradzać drogę prowadzącą do sklepu taty od podwórka by żadni klienci sobie po nim nie chodzili.

W końcu doszedłem do drzwi. Przed nimi zdjąłem buty by nie zamoczyć podłogi w środku. Abigail by mnie zabiła (w sumie nie wiem czy w sensie dosłownym czy przenośnym. Podobno była agentką FBI, ale zrezygnowała ze stanowiska, gdy zaszła w ciąże. Chociaż to jedynie plotki, które usłyszałem od taty to i tak wolę jej nie denerwować). Skarpety oczywiście też były przemoczone, więc też je zdjąłem, po czym wziąłem je do ręki razem z butami. Otworzyłem drzwi. Położyłem plecak przy ścianie, buty i skarpety położyłem w łazience, a potem zdjąłem kurtkę i zawiesiłem ją na wieszaku. Poszedłem całkiem boso w stronę kuchni. W niej zastałem tatę jedzącego kanapki. Wyjąłem z lodówki potrzebne składniki i zrobiłem sobie coś podobnego. Przysiadłem się koło taty i w milczeniu jedliśmy swoje kanapki. Tata był wyraźnie zmęczony. Nie dziwiłem się. Zwłaszcza, że wiedziałem czym się zajmuje. Przełknąłem ostatni kawałek kanapki i powiedziałem:

- Tato, mam pewną sprawę do ciebie - z grzywki kapała mi woda, wprost do kawy taty.

- Tak? Jaką? - powiedział żując kawałek kanapki z kwaśną miną i przesuwając kawę trochę dalej - Czemu jesteś mokry? Wracałeś w deszczu do domu? Nie było autobusu? I czemu chodzisz boso?

- To nie jest ważne. Coś dziwnego się ze mną dzieje.

- Chyba już to omawialiśmy. Dojrzewanie to...

- Nie o to chodzi. To na pewno nie część dojrzewania. No chociaż... Nie! Na pewno nie dojrzewanie.

- Więc o co chodzi?

- Chodzi o to, że moje oczy zrobiły się fioletowe - powiedziałem pokazując palcami na swoje oczy ze wzrokiem jak u szaleńca, co nie było zamierzone.

Tata przez chwilę się przyglądał moim oczom. Przeżuł kolejny kawałek kanapki i powiedział:

- Rzeczywiście masz coś z oczami... Nie odróżniasz zielonego od fioletowego.

- Co?!

- Mówię, że masz zielone oczy, a nie fioletowe. A na słuch też ci coś padło?

Biegiem ruszyłem w stronę łazienki. Spojrzałem w lustro. Znów miałem zielone oczy. „O co chodzi? Przecież Ethan też zauważył inny kolor oczy. Coś tu nie gra..."

Wyszedłem z łazienki i krzyknąłem do taty:

- Jeszcze wrócimy do tej rozmowy!

Wziąłem plecak z pod ściany. Ostatni raz zajrzałem w stronę kuchni i zauważyłem przez okno, że czarna terenówka nadal stoi przed naszym podwórkiem. Zauważyłem też wystające z ponad krzaków lornetki, które natychmiast znikły gdy dostrzegli, że na nich patrzę. Tata jednak nie mógłby ich dostrzec, ponieważ siedział tyłem do tego okna. „Jeśli przyjechali po mnie to mogli przynajmniej wziąć lepszych agentów, bo ci wyglądają na niedoświadczonych." – pomyślałem.

Poszedłem schodami na górę do swojego pokoju. Nie bałem się, że mogliby mnie złapać ci jacyś agenci, ponieważ byłem w domu. Raczej nie wtargnęliby tutaj bez jawnych dowodów, więc póki co miałem spokój. Gdy byłem już na szczycie, zobaczyłem uchylone drzwi pokoju mojej siostry Emily i usłyszałem jakąś dziecinną piosenkę, jak przypuszczam pewnie jej idolki, więc to oznaczało, że już wróciła ze szkoły. Jeździmy tym samym autobusem, ale chodzimy do różnych szkół, ja do liceum, a ona do podstawówki. Krótka informacja na temat mojej siostry... Ma 11 lat. Ciemnobrązowe włosy i piwne oczy – po mamie. Ma bzika na punkcie tej swojej całej idolki, (jednak nie pamiętam jak się nazywała). Serio! Cały pokój jest w jej plakatach! Wszystkie przyrządy oraz wszystko co ona tam posiada jest z serii produktów tej idolki!

Odwróciłem wzrok od jej pokoju i poszedłem w kierunku swojego. Wyjąłem klucz z kieszeni i otworzyłem drzwi. Wszedłem i zamknąłem je za sobą. Jak zawsze u mnie był ład i porządek, w przeciwieństwie do mojej siostry, która zawsze zostawia wszędzie bałagan, dlatego też zawsze po wyjściu z pokoju zamykałem go na klucz, by moja siostra, ani córki Abigail, tam nie zostawiły bałaganu. Fajnie tak było wejść do pokoju i zastać go czystym, z czyściutkim biurkiem z uporządkowanymi na nim podręcznikami, szafką z poskładanymi ubraniami i półkami z książkami oraz od niedawna z mangą różnej wielkości nad łóżkiem, które było schludnie pościelone. Dywan odkurzony i rzeczy poukładane. Położyłem plecak na podłodze i przebrałem się w suche rzeczy. Mokre położyłem na fotelu. „Później je wrzucę do pralki... Może będę pamiętał." Wziąłem laptop z biurka na kolana siadając na łóżku, po czym go włączyłem.

Przeglądałem różne strony np. Facebook. Jak typowy nastolatek tego wieku. Po przejrzeniu tych stron zajrzałem na stronę, która udostępnia newsy ze świata. Więcej pracy naukowców, ponieważ jest coraz więcej nowych, groźnych chorób. Więcej szkoleń do armii, ponieważ jest coraz więcej wojen. „Jeśli będzie tak dalej, to głód na Ziemi nie będzie jednym z największych jej problemów. Ani dziura ozonowa. Po co martwić się o Ziemię, skoro niedługo nikogo już na niej nie będzie? Jak nie wybijemy się przez wojny, to nowe choroby nas wykończą, które sami stworzyliśmy przez głupie eksperymenty! Proszę bardzo! Zrzucajcie od razu atomówkę, bo tu nie da się normalnie żyć!" - myślałem wściekle, przeglądając kolejne strony.

Nagle przypomniałem sobie po co w ogóle włączyłem laptop. Wpisałem w wyszukiwarce hasło: „Faceci w czerni w prawdziwym życiu". Strona zaczęła się ładować, ale po chwili wyskoczył komunikat o braku dostępu do sieci... Odłożyłem laptop, otworzyłem drzwi i krzyknąłem do taty:

- Tato! Zapomniałeś zapłacić za Internet?

- Zapłaciłem przedwczoraj – odpowiedział tata.

- To czemu nie mam Internetu?

- Nie wiem synu... Ja mam Internet. Właśnie płacę rachunek za prąd.

- Rozumiem...

Zamknąłem z powrotem drzwi i wróciłem do laptopa. Internetu nadal nie było... Włączyłem swój elektroniczny pamiętnik, który zacząłem prowadzić w tym roku.

„Drogi Pamiętniku! Dziś był naprawdę szalony dzień..." – przerwałem.

Nagle coś mi zaświtało w głowie. „Co jeśli to ci kolesie mi wyłączyli Internet? Może w tej chwili widzą zawartość mojego laptopa? Powinienem pisać co się dziś wydarzyło? Mogą też mnie widzieć przez kamerkę w laptopie..." Wziąłem kawałek czarnej taśmy, którą miałem w szufladzie (nie wiem skąd się tam wzięła) i zakleiłem nią obiektyw kamery. „Dobra... Przynajmniej nie będą mnie widzieć... Hm... Jeśli nie dokończę pisać pamiętnika to mogą się domyśleć, że wiem o nich. Co ja plotę?! I tak już wiedzą, że ja wiem! Przecież przed chwilą zakleiłem kamerę taśmą... Bez powodu tego nie zrobiłem – uderzyłem się ręką w twarz – Naprawdę czasem jestem idiotą... Hm.. Nie napiszę o fioletowych oczach... Może się jednak odczepią. Tylko to teraz mogę zrobić..."

Kontynuowałem...

„...Biegłem do domu ze szkoły podczas deszczu, ponieważ... - zamyśliłem się „Co by tu wymyśleć?" - ... miała być dziś klasówka z fizyki, a ja się nie uczyłem, więc uciekłem... Ponadto goniła mnie jakaś czarna terenówka... Nadal stoi przed moim domem..."

W tej chwili usłyszałem pisk opon. Zszedłem na dół i zobaczyłem w miejscu gdzie była terenówka tylko opadający pył. „Udało się! Może mi odpuszczą... Zanim oni mnie sprawdzą by wiedzieć czym właściwie jestem to najpierw ja muszę się tego dowiedzieć..." Poszedłem na górę.

Zajrzałem do laptopa. Internet powrócił, ale postanowiłem dziś już sobie odpuścić z niego korzystanie. Wyłączyłem laptop, po czym zamknąłem klapę i odstawiłem go na swoje miejsce. Przez chwilę siedziałem na łóżku zamyślony. Po chwili zadzwonił telefon:

- Tak? – zapytałem włączywszy telefon na tryb głośno mówiący i leżąc dalej z założoną ręką za głowę.

- Cześć, Max. Jak się czujesz? Już Ci lepiej? – zapytał Ethan.

- Tak, polepszyło mi się... A co się działo w szkole podczas mojej nieobecności?

- A, właśnie! Poruszasz ciekawy temat. Dosłownie od razu gdy wyszedłeś ze szkoły do naszej klasy przyszli normalnie jacyś tajniacy!

- Co?! – zaskoczyłem się – I... i czego chcieli? – zapytałem niepewnie.

- Mówili, że są z opieki społecznej i wypytywali się nas o różne rzeczy. Jednak moim zdaniem nie byli oni z opieki społecznej.

- A o jakie na przykład was wypytywali?

- Pytali się czy któreś z nas nie miewa przypadkiem bóli głowy lub mdłości... - ta podobność objawów mnie wystraszyła.

- I co im powiedzieliście? – zapytałem, choć już spodziewałem się co odpowie.

- No wyjaśniłem im, że ty na przykład źle się dziś czułeś i pojechałeś do domu... - „Cholera! Więc dlatego mnie śledzili! Dzięki Ethan..."

- I co było dalej?

- Po tej informacji szybko przeprosili, że przeszkodzili w lekcji i wyszli z klasy.

- Rozumiem...

- A tak zmieniając temat... Masz czas jutro? Nie ogarniam jak się pisze te cholerne wypracowania...

- Jasne, mam czas. Możesz wpadać, kiedy chcesz.

- Dzięki przyjacielu! Będę jutro popołudniu, spoko?

- Jasne.

- W takim razie do jutra!

- Do zobaczenia – rozłączyłem się.

Odłożyłem telefon, ale niedługo sobie tam poleżał, ponieważ usłyszałem dźwięk powiadomienia. Wziąłem telefon do ręki i sprawdziłem kto napisał:

„Cześć Max, co Ci się stało podczas lekcji? Zmartwiłam się, w końcu w poniedziałek razem przedstawiamy projekt na Biologię. Mam nadzieję, że o tym pamiętasz, a jeśli nie to przypominam. Lara J "

Odpisuje:

„Nie martw się, wszystko przygotowałem. Na pewno dostaniemy po piątce. "

Trochę ją okłamałem, bo jeszcze nie zacząłem przygotowywać projektu. Co do niego, to pewnie się dziwicie czemu ja mam wszystko przygotować, skoro to Lara jest tą mądrzejszą? Jest na to prosta odpowiedź. Ja posiadam drukarkę, a ona nie. Jedyne co mam zrobić to wydrukować różne zdjęcia i tekst, a następnie przykleić go do brystolu. Wszystko przygotowała mi Lara poprzez maila. Później jeszcze przygotować tylko omówienie.

Lara już nie odpisywała, więc odłożyłem znów telefon na półkę. Zamyśliłem się przez chwilę. Wziąłem znów telefon i trzymałem go sobie przed twarzą by spojrzeć sobie w oczy. Zielone. „Może ten fiolet mi się zdawał z nadmiaru nauki...? Co ja bredzę. Przecież ja się nie uczę..." – zaśmiałem się i krzywo uśmiechnąłem do swojego odbicia. Spojrzałem na swoje włosy. „Trochę się zapuściłem, przydałoby się ostrzyc." Wyszedłem z pokoju z mokrymi ciuchami i włożyłem je do pralki. Potem wziąłem zapasowe buty, które miałem w szufladzie na dole i wyszedłem z domu wprost do salonu fryzjerskiego, który należał niegdyś do mamy. Teraz należy do taty i dalej funkcjonuje. Wszedłem do niego.

- Cześć Melanie. Mogłabyś mnie ostrzyc?

W związku z tym, że salon należał do mojego taty, mogłem się strzyc tu za darmo. Fajna opcja. Megan też dostała ten przywilej ze względu na to, że ze mną chodzi.

- Oczywiście, Max. Siadaj na fotel – odpowiedziała Melanie.

Podczas strzyżenia zawsze sobie gawędziliśmy, tak było i tym razem.

- Jak było w szkole? – zapytała Melanie strzygąc mi włosy za uchem.

- A no nie najgorzej, wróciłem dziś trochę wcześniej – odpowiedziałem.

- Wagary? – zaśmiała się.

- Można tak to nazwać. A co u ciebie? Miałaś dziś dużo klientów?

- Tłumów nie było, ale nie narzekam... Dobrze, że za godzinę kończę. Normalnie dziś więcej już nie wyrobię, a w domu jeszcze kolację trzeba zrobić i z dziećmi się pobawić.

- To Christopher nie może pobawić się z dziećmi, albo ugotować kolacji? – zapytałem.

- On jest mierny w gotowaniu, a z resztą sam po pracy jest padnięty.

- Nie martw się, Cody w końcu ma już pięć lat to i zacznie się bawić ze swoim gronem, więc zostanie Ci tylko przypilnowanie Sylvii. A jak już o niej mowa, to ile ona już ma?

- W grudniu skończyła roczek – powiedziała uśmiechając się do mnie w odbiciu lustra.

- Nadal nie dowierzam, że dałaś jej na imię tak jak ja podpowiedziałem, że by jej pasowało – zaśmiałem się, przypominając sobie tamte chwile.

- To aż takie dziwne? – Melanie także się zaśmiała – Sylvia mi się spodobało. A Christopher nie miał nic przeciwko, ponieważ umówiliśmy się, że drugiemu dziecku ja wybieram imię. Pamiętasz jak ci powiedziałam o tym, że to będzie dziewczynka? Zacząłeś krzyczeć: „A nie mówiłem?!" I tak w kółko. Wszyscy w rodzinie i znajomi mówili: „Na pewno będzie chłopiec!" Ty jako jedyny mówiłeś, że będzie dziewczynka i miałeś racje.

- No było trochę radochy, że zgadłem jako jedyny, cha cha.

- Fryzura gotowa. Jak ci się podoba?

- Jak zawsze... Fantastyczna! Jesteś super fryzjerką.

- Tylko tak gadasz.

- Wiem co mówię! Poprzednia fryzjerka strasznie rwały mi włosy podczas strzyżenia, ty masz inne podejście. Robisz to delikatniej.

- No dobrze. Dziękuję za komplement.

- Nie ma za co – uśmiechnąłem się promiennie. Melanie także się uśmiechnęła. Mogła mieć jakieś trzydzieści lat. Nie wiem ile ma dokładnie, bo kobiet się o wiek nie pyta, ale często gdy na nią patrzę to widzę w niej nastolatkę, która ma góra osiemnaście.

- To ja będę leciał – powiedziałem – Do następnej wizyty lub gdy przyjdę w odwiedziny.

- Dobrze. Chętnie zapraszam. Przyda mi się towarzystwo.

- Do zobaczenia – pożegnałem się.

- Pa – odpowiedziała zmiatając włosy z podłogi, po czym ziewnęła, a ja wyszedłem z salonu.

Poszedłem do domu. Udałem się do swojego pokoju i od razu padłem na łóżko. „Chyba powinienem zadzwonić do Megan, aby się nie zamartwiała zbytnio o mnie..." – pomyślałem. Nie minęła jedna chwila kiedy zmorzył mnie sen.

***

Sny zawsze miałem dziwne, ale jakoś rozumiałem ich przekaz. Tego snu jednak nie dało się zrozumieć. Był to świadomy sen. Wiedziałem, że śnię, ale i tak nie mogłem zmienić biegu wydarzeń, które się w nim wydarzyły.

Pierwsze co zobaczyłem to siebie klęczącego na ziemi koło jakiejś leżącej nieruchomo osoby. Gdy obraz się wyostrzył i przybliżył zobaczyłem, że leżącą osobą jest Megan. Konała w moich ramionach! Jedną ręką podtrzymywałem jej głowę, a drugą uciskałem ranę na brzuchu, która sączyła się krwią. „Co jej się stało?! Jak do tego doszło?!" Megan spojrzała na mnie.

- Kocham cię, Max – powiedziała, wycierając moją łzę z policzka – Zrób coś dla mnie...

- Wszystko co zechcesz – odpowiedziałem, ledwie nad sobą panując i powstrzymując łzy.

- Zapomnij o mnie i znajdź sobie kogoś... Nie chcę byś przeze mnie cierpiał...

- Co?! Nie ma takiej opcji! Kocham jedynie ciebie! Nikogo już tak nie pokocham!

- Max... - chciała jeszcze coś powiedzieć, ale nagle jej głowa opadła.

- Megan... - zacząłem szlochać, przyciskając jej ciało do siebie – Nie zostawiaj mnie, Megan... Proszę, nie zostawiaj mnie!

***

Obudziłem się z krzykiem . Czym prędzej sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Megan.

- Tak...? – zapytała ospale w słuchawce Megan. „Żyje! Na szczęście żyje!"

- Hej, to ja. Przepraszam, jeśli cię obudziłem.

- Nie przejmuj się tym. Cieszę się, że zadzwoniłeś. Martwiłam się o ciebie kiedy nagle nie wróciłeś na lekcje. Co się stało?

- Źle się poczułem...

„Przepraszam, że muszę cię okłamywać, ale tak będzie lepiej..." – chciałem dodać.

- Biedactwo moje... Ale czujesz się już lepiej, prawda? - zapytała słodkim głosem.

- Rozmawiając z tobą zawsze czuję się lepiej – odpowiedziałem.

- Miło mi to słyszeć – powiedziała, po czym ziewnęła.

- Chyba dam ci już dalej iść spać. Jeszcze raz przepraszam, że cię obudziłem.

- Nie ma sprawy. Ale porozmawiamy jutro?

- Jasne, że tak.

- To buziaki, kotek. Do jutra. Kocham cię.

- Do jutra. Ja też cię kocham – „Nawet nie wiesz jak bardzo..."

Rozłączyłem się. „Jak to dobrze, że to był tylko zły sen... Nie wyobrażam sobie życia bez Megan."

Siedząc na łóżku wpatrywałem się w swój telefon. Na ekranie wyświetlał się komunikat o zakończeniu połączenia. Nagle przeszył mnie straszliwy ból głowy. Taki sam jaki czułem dziś w szkole. Po chwili mój telefon zaczął trzeszczeć, a na ekranie ciągle włączały i wyłączały się różne aplikacje. „Co się znów dzieje?!"

Odstawiłem szybko telefon i poszedłem do łazienki by przepłukać twarz. Gdy już byłem na miejscu spojrzałem w lustro. Z oczu znów bił fioletowy blask. Ale działo się coś jeszcze... W lustrze dostrzegłem moją szczoteczkę. Unosiła się! Podobnie jak i golarka taty. Ręczniki oraz przepychaczka do sedesu. Jednocześnie byłem podekscytowany jak i przerażony. Nasuwało się tylko jedno pytanie: „Czy to ja to robię?" Próbowałem zachować spokój, ale to nie przychodziło tak łatwo, byłem... nawet nie wie jak to określić! Spojrzałem sobie w oczy i zacząłem brać głębokie oddechy. Obserwowałem jak kolor oczu powoli się zmienia z fioletowego na zielony. Przedmioty powoli opadały na ziemię. „Czyli jednak to ja to robiłem, ale w jaki sposób? Może jednak jestem jakimś kosmitą albo człowiekiem o nadludzkich mocach?"

Wróciłem do łóżka, ale nie mogłem zasnąć. Rozmyślałem nad tym co się ze mną dzieje, a także nad moim snem. Był taki rzeczywisty...

***

Nie spałem dobre cztery godziny. Nagle ktoś zapukał do moich drzwi. Już do nich szedłem, jednak nagle się zawahałem... „Kto to może być? Przecież jest już dobrze po drugiej!" Otworzyłem je powoli i spojrzałem na osobę przed nią stojącą.

- A, to ty – odetchnąłem z ulgą.

-A kto miałby do ciebie pukać w środku nocy? - odpowiedział pytaniem tata.

- Nieważne. Coś chcesz ode mnie?

- Tak, chciałem porozmawiać o twoich oczach.

- Tak? Czyli mi wierzysz?

- Nie tyle co wierzę, a po prostu wiem co się z tobą dzieje – powiedział spokojnie.

- Naprawdę?!

- Nie krzycz - skarcił mnie tata - Wszyscy już śpią. Choć na dół. Przy herbacie ci wszystko wytłumaczę.

- Dobrze...

Zeszliśmy po cichu na dół do kuchni. Usiadłem przy stole, a tata zaparzył wodę na herbatę. Po zaparzeniu i wlaniu wrzątku do szklanek z herbatą, dosiadł się do stołu i zaczęliśmy rozmowę:

- Więc co się ze mną dzieje? – zacząłem siorbiąc trochę herbaty. Zapomniałem, że herbata jest gorąca i oparzyłem sobie język. Co dziwne, trzymając kubek nie poczułem, że jest gorąca. Język oparzony, a kubek nie wydawał mi się nawet trochę gorący. Jakiś specjalny kubek? A może mam coś z rękami?

- Fioletowy kolor oczu jest sygnałem, że dojrzewasz – powiedział, po czym wziął spory łyk herbaty. Tak jakby to, że jest piekielnie gorąca mu nie przeszkadzało.

- Dojrzewam? – zdziwiłem się. Siorbnąłem herbaty. Tym razem ostrożnie. Chuchając najpierw.

- Tak. Jak ostatnio kolor oczu ci się zmienił to działo się coś koło ciebie?

- Tak. Jakieś cztery godziny temu obudził mnie silny ból głowy, a gdy poszedłem do łazienki zobaczyłem, że moje oczy są fioletowe. Przedmioty wokół mnie zaczęły się unosić, ale udało mi się nad tym zapanować.

- Hm... Szybko się uaktywniła.

- Co się uaktywniło i co się ze mną właściwie dzieje? Coś przede mną ukrywasz?

Tata wziął kolejny łyk herbaty.

- Uaktywniła się moc telekinezy... Słuchaj, musisz coś wiedzieć o swojej mamie.

- Mamie? Wiem przecież o niej wszystko.

- Jesteś pewien? A wiedziałeś, że mama nie była człowiekiem? – powiedział to tak naturalnie jakby to było oczywistością.

- Co ty wygadujesz?! Jak to nie była człowiekiem?

- Pochodziła z planety Gliese 667 Cc na orbicie czerwonego karła, w układzie GJ 667C, będącym trzecią gwiazdą układu potrójnego Gliese 667. Ona ją nazywała... GRABIOKOMFO? Jakoś tak.

Przez moment patrzyłem na niego niedowierzając, że robi sobie takie głupie żarty ze zmarłej żony, a mojej mamy.

- Chyba sobie ze mnie żartujesz – powiedziałem łamiącym się głosem.

Tata położył mi rękę na ramieniu.

- Nie. Była z innej planety, a podczas misji wydanej przez władców jej planety, wraz z czworgiem innych zwiadowców poleciała na Ziemię. Było to jakieś osiemnaście lat temu. Udawała zwykłą dziewczynę, a gdy ją zobaczyłem, od razu się w niej zakochałem. Było w niej coś tajemniczego, o czym później się przekonałem. Istoty z jej planety posiadały pewnego rodzaju instynkt obronny, specjalne zdolności. Na ich planecie jest, albo było wiele niebezpieczeństw przed którymi musieli się bronić. Nie wiem jak jest u nich teraz. Gdy zacząłem spotykać się z twoją mamą, opowiadała mi o swojej planecie. Byliśmy w sobie zakochani bez opamiętania, dlatego też nie obchodziło nas pochodzenie. Ufaliśmy sobie bezgranicznie. Niedługo później zaplanowaliśmy ślub. A potem pojawiłeś się ty i Emily. Mama myślała, że zostanie na Ziemi do końca życia, lecz prawie pięć lat temu, władze z jej planety upomnieli się o nią. Kazali jej wracać, ale ona nie chciała.

- Ale przecież ona zmarła... – pojawiły mi się łzy w oczach, ale nie chciałem tego okazać, więc szybko wytarłem oczy.

- To było upozorowane. Twoja mama żyje gdzieś tam, parę milionów lat świetlnych stąd – pokazał ręką na gwiazdy przez okno - Władze sprowadzili ją na jej planetę. Prosiła bym nic ci nie mówił... Przynajmniej do momentu kiedy pojawi się fiolet.

- A co z nią zrobili? – próbowałem powstrzymać emocje. Choć nadal nie dowierzałem w te brednie.

- Uważali, że zwariowała.

- Niby czemu? – zapytałem trochę spokojniej.

- Bo chciała tu zostać i stworzyć rodzinę. Gdyby jej władze się dowiedzieli, że ja o tym wiem, to by mnie zgładzili, a ciebie i Emily zabrali razem z nią – powiedział z żalem.

- Ale czemu? Jaki mieliby ku temu cel?

- Posiadacie krew tych istot. Jesteście po części jednymi z nich... – powiedział stukając palcem w moją lewą pierś – Tak zwanymi Holienami. Chcesz wiedzieć coś jeszcze?

- Ch-chyba nie – powiedziałem zdławionym głosem.

- W takim razie... A! Jeszcze jedno. Mama zostawiła coś dla ciebie. Powiedziała by ci to przekazać w odpowiednim momencie.

- A gdzie to jest?

- Gdzieś na strychu, ale dam ci to jutro. Poszukamy razem.

- A w poniedziałek mogę iść do szkoły?

- Jeśli nauczysz się panować nad swoją mocą to prawdopodobnie tak – poczochrał mnie po głowie.

- Super. Przynajmniej moje życie stanie się trochę ciekawsze – uśmiechnąłem się zdawkowo.

- Nie wiem jak ją opanujesz, ale to już temat na kiedy indziej. Dobranoc.

- Dobranoc.

Zostawiliśmy kubki z niedokończoną herbatą na stole. Abigail rano będzie miała co robić, chociaż nie sądzę, żeby się z tego ucieszyła... „Może pozmywam to? I tak nie chce mi się spać, a nie chciałbym denerwować Abigail..." Gdy tata wrócił już do swojej sypialni, ja wróciłem do kuchni i zabrałem kubki ze stołu. Zaniosłem je do zlewu i umyłem. Nie zajęło mi to wiele czasu. Poszedłem na górę. Wszedłem do pokoju, przebrałem się do spania i położyłem w łóżku. Po rozmowie z tatą jeszcze jakiś czas nie spałem. Wciąż się zastanawiałem... „Gdzie właściwie jest mama? Czy uda mi się ją jeszcze zobaczyć? Co zostawiła dla mnie?" Ciągle w kółko zadawałem sobie te pytania na które nie znałem odpowiedzi. Dopóki nie trafiłem w objęcia Morfeusza.

Continue Reading

You'll Also Like

Kairos By leigh heasley

Science Fiction

843K 23K 28
Time travel is legal and Ada Blum is looking for love. But what happens when one of her charming bachelors from the past makes his way to the present...