SERUM

By CXVSQN

243K 16.5K 2.5K

TRYLOGIA. Osiągnęliśmy szczyt. Ona wynalazła lek na wszystko. Serum miało mutować nasze komórki i udoskonalać... More

Zwiastun!
Postacie
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
2/ Zwiastun
POSTACIE2
2/1
2/2
2/3
2/4
2/5
2/6
2/7
2/8
2/9
2/10
2/11
2/13
2/14
2/15
2/16
2/17
2/18
2/19
2/20
2/21
2/22
2/23
2/24
2/25
2/26
2/27
2/28
2/29
2/30
2/31
2/32
2/33
2/34
2/35
2/36
2/37
2/38
2/39
2/40
2/41
Uwaga!
2B/1
2B/2
2B/3
2B/4
2B/5
2B/6
2B/7
2B/8
INFO2
2B/9
2B/10
2B/11
2B/12
2B/13
2B/14
2B/15
2B/16
2B/17
2B/18
2B/19
2B/20
2B/21
2B/22
2B/23
2B/24
2B/25
2B/26
2B/27
2B/28
Zwiastun cz.3
3/1
3/2
3/3
3/4
3/5
3/6
3/7
3/8
3/9
3/10
3/11
3/12
3/13
3/14
3/15
3/16
3/17
3/18
3/19
3/20
3/21
3/22
3/23
3/24
3/25
3/26

2/12

1.5K 134 18
By CXVSQN


    

-Znałam ją... i to długo.. pracowała ze mną. Melody Cosby... - mówi ciotką gryząc kawałek pieczonej nóżki jakiegoś ptaka. Znajdujemy się jakieś 3 godziny na południowy-wschód od Mansury. Otacza nas las. Siedzimy w jego środku. W ciszy. Chłopaki upolowali kilka ptaków i zająca. Mam ochotę na większą zwierzynę, ale najwidoczniej takowej tu nie ma. Poszycie jest bardzo bogate w mchy, paprocie i inne roślinny. Uważnie rozglądamy się jednak w obawie o skaleczenie bimakiem. W koło nas rozciąga się mur wyższych krzewów, przez które ciężko się przebić. Byliśmy zmęczeni ostatnimi wydarzeniami, marszem. Oparta o twardy pień drzewa nasłuchuje rozmowy moich towarzyszy siedzących to na jakimś kamieniu to na zimnej ziemi. Drzewa są wysokie, a korony rzadkie. Osłaniają nas jednak dostatecznie. Tworzą bezpieczną pajęczynę. Przebijają się przez nią natrętnie jasne promienie słońca. Śpiew ptaków uspokaja nasze czujne serca. Każdy najmniejszy szelest jednak znów napędza nogi do ucieczki. Wiatr jest praktycznie niewyczuwalny. Mutów również jeszcze nie spotkaliśmy. Rozpaliliśmy ognisko. Do zachodu coraz bliżej, a mięso trzeba jakoś upiec.



-Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami... od momentu mojego przeniesienia... Jako pierwsza przyszła się ze mną przywitać. Była otwartą i miłą osobą, choć jej wygląd wskazywał na coś zupełnie innego. Kiedy nastała apokalipsa uciekła ze mną na wieś. Schowałyśmy się przed nimi, ale napadło nas coś gorszego- muty...- ciotka milknie, a ja wgryzam się w kawałek zajęczej nogi. Jestem tak strasznie głodna. Nie mamy ze sobą specjalnie niczego. W Mansurze znaleźliśmy trochę broni, plecaki, medykamenty i cieplejsze ciuchy. Jestem więc przebrana w bardziej komfortowy strój składający się na skórzane buty, starte spodnie na gumkę i czarny podkoszulek, który ewidentnie był kilkakrotnie zszywany. Siedzę na brązowej kurtce przeciwdeszczowej. Włosy związałam kawałkiem sznurka. Przyglądam się twarzy ciotki, która już nie wyraża szoku. Teraz już jest spokojna. Tak jakby tylko wspominała stare dobre dzieje. W zasadzie... to właśnie robi. Zastanawia mnie tylko jedno..



-W końcu musiało do tego dojść.. Melody została zaatakowana. Rozszarpały ją na najmniejsze kawałki. Jej ciało stało się tysiącem puzzli.- ciotka bierze głęboki oddech i kontynuuje.-... nie wiem czy pozbierałam wszystkie części jej zmasakrowanego ciała, ale .. wiem że ona umarła. Wiem, że ją zakopałam. Wiem, że to coś... coś co właśnie widzieliśmy... to była ona.. – ciotka milknie. Czekam na jakąś mocniejszą reakcje z jej strony. Bolesny wyraz twarzy. Nie. Anya bierze kęs swojego jedzenia i milknie. Jej mimika zdradza tylko to, że kobieta mówi o faktach, nie o bolesnych wspomnieniach.



-Anya... widziałaś co się stało z tym... czymś...- zaczyna delikatnie Holden.- Skoro sama twierdzisz, że ją zakopałaś... a w zasadzie jej szczątki, to jakim cudem możesz być tak pewna, że to ... to ona?



-Wiem, że to ona. Nie ma dwóch identycznych osób na ziemi. Nigdy nie było. To naukowo niemożliwe. Nawet bliźniaki jednojajowe ZAWSZE się czymś różnią. Czymkolwiek...



-Więc czym mogły być te istoty?



-To kolejny wynalazek obcych..- rzuca stanowczo Colton. -To jedyne logiczne wyjaśnienie.



-Wskrzeszają zmarłych?- pyta niepewnie Len. W tej chwili w mojej głowie pojawia się myśl, że być może... jeżeli nasze domysły są prawdą to... moja mama może zostać wskrzeszona! Mój tata może znów mnie przytulić.. Max?! Otrząsam się z tych myśli. To nie byliby ONI, MAV. To byłyby tępe maszyny. Wynalazek tych potworów. Zupełnie tak jak to coś, co właśnie prawie przecięło Anyi szyję. To nie byliby ludzie wskrzeszeni, nie... Ludzie tak nie umierają. To wygląda jak..



-Klony..- mówię cicho. Nie przywiązuje uwagi nawet do moich słów. Rzucam po prostu jakąś nazwę.. cokolwiek. Byle by sklasyfikować ten nowy rodzaj wroga.



-Słucham?- rzuca krótko Anya. Spojrzenia wszystkich wbijają się w moją osobę. Przełykam kawałek mięsa i powtarzam nieco głośniej.



-Te istoty ... niech będą klonami.



-Klony..- mówi zastanawiając się przez ułamek sekundy Anya.. Patrzy na mnie czujnie. Bierze kęs swojej zdobyczy i zaczyna przypatrywać się ziemi przed sobą. Analizuje. Jak to ona. Czy ta nazwa naukowo będzie odpowiadać temu rodzajowi istot?



-Tak nawet pasuje..- to mówiąc Holden wbija swoje zęby w mocno spieczone udo jakiegoś ptaka. Tym samym zamyka ten wątek.



-Kochani..- rzuca szybko Caty i zrywa się błyskawicznie z miejsca. Zaczyna gorączkowo pakować swoje rzeczy do plecaka. Zarzuca na plecy kurtkę i podrywa Willa w górę. Nie wiem jeszcze o co jej może chodzić.. Do czasu. Cichy warkot silników wysoko na niebie. Daleko na zachód, ale jednak słyszalny. Korony dość rzadkie. Sytuacja bardzo niebezpieczna...



-Szybko! Zgaście ognisko! Musimy wbiec głębiej w las. Tam, gdzie jest gęściej.- nakazuje Anya i rusza gdzieś między drzewa.- Za mną!- Oglądam się za siebie nakładając na plecy worek z niezbędnymi rzeczami. Ciemno-szary dym zamienia się w jaśniutki gaz, który wzlatuje wysoko nad korony drzew. Musimy uciekać. Mamy coraz mniej czasu. Ten dym to dla nas śmiertelny błąd, a dla nich... idealna wskazówka. Ruszam biegiem za moimi towarzyszami. Staram się poruszać najszybciej jak tylko mogę, ale moje plecy mnie bardzo ograniczają. Mimo, że w czasie postoju Anya się nimi zajęła są to świeże rany. Taki bieg... taki bieg może spowodować ich ponowne otwarcie. Moje plecy, albo życie? Wybór jest banalny. Widzę tylko sylwetki moich towarzyszy. Wszystkie nikną i pojawiają się wśród drzew. Ten marsz, ucieczka, koczowanie, migracja... Mam dość.. Zamykam mocno oczy i otwieram je szeroko. Moja twarz jest biczowana przez gałęzie, moje nogi cały czas są ofiarami cięć ostrzejszych krzewów. Pająki, muchy i inne robaki skaczą na mnie i przeszkadzają mi w biegu. Ryk machin jest cięższy, głośniejszy, bliższy. Dreszcze biegnące po moim ciele ranią każdą ranę, bliznę.. wszystko. Śpiew ptaków zamienił się w dramatyczny pisk. W błaganie o życie. Ile razy jeszcze będę zmuszona ratować się w ten sposób? Czy nie zasługuje na chwile spokoju? Złowrogi ryk, zwiastujący obcych, jest już tak głośny, że zastanawiam się nad poddaniem. Korony są bardzo rzadkie. Zostali zwabieni dymem. Na pewno są bardziej czujni... Rozglądam się na wszystkie strony, ale nie widzę nikogo. Tak jakby moi najbliżsi zostali już schwytani. Wiem jednak, że gdzieś są. Tylko... gdzie? Coś nagle chwyta mnie za kostkę. Jestem rozpędzona. Potykam się i z przerażeniem oraz zdumieniem stwierdzam, że jestem gdzieś ciągnięta. Wbijam paznokcie w ziemie walcząc z napastnikiem. Kostka nie jest raniona... jest mocno ściśnięta. Chce odwrócić się przodem do miejsca w które jestem wciągana, ale wszystko dzieje się za szybko. W kilka sekund światło dnia niknie, a ja wpadam do dołka pod jednym z ogromnych konarów drzew. Otacza mnie chłodna ciemność. Mam już krzyczeć, ale do moich ust przywiera czyjaś dłoń. Męska dłoń. Colton? Holden? Dłoń jest jasna, więc to nie Greg. Nie ma pierścionka, więc Will również odpada. Siłuję się z moim oprawcą i próbuje ostrożnie obrócić. Trzymająca mnie osoba mi na to nie pozwala. Dlaczego? Jeżeli to Holden, albo Colton to dlaczego nie mogę być do niego odwrócona przodem? Serce wali mi jak szalone. Milknę. Obcy również przestaje mnie tak mocno ściskać. Dźwięk silników zdaje się oddalać, aż w końcu cichnie całkiem. Oddycham ciężko i słyszę równie ciężki oddech za sobą. Mężczyzna. Wykręcam się i wgryzam w trzymającą mnie dłoń. Słyszę cichy pomruk.



-Cholera!- Znajomy pomruk. Bardzo dawno go nie słyszałam. Do mojej głowy przychodzi myśl tylko o jednej osobie. Porzucam chęć wyjęcia pistoletu. Z szeroko otwartymi oczami odwracam się przodem do osoby, która mnie trzymała.



-Logan?!- jestem sama. Całkowicie zdezorientowana. Zamieram. Rozglądam się w koło,jakbym szukała tej osoby w tak ciasnym miejscu. Ktoś mnie trzymał. Na ziemistej glebie dostrzegam ślady butów. Wygrzebał się szybko. Nie byłam sama. To nie jest moja wyobraźnia. Mam tu dowód. Wychodzę błyskawicznie spod konaru i trzęsąc się rozglądam za chłopakiem. To był on! TO MUSIAŁ BYĆ ON! Słyszałam jego głos.... To był jego głos. Mimo wszystko. Pozostaje sama.

   







"Oboje są przekonani, że połączyło ich uczucie nagłe. Piękna jest taka pewność, ale niepewność jeszcze piękniejsza".


Do następnego ;* 

Continue Reading

You'll Also Like

307K 22.2K 33
Siedemnastoletnia Ellen trafia do nieznanego jej miejsca, gdzie odnajduję ją tajemniczy chłopak. Młodzieniec okazuje się być zuchwałym wampirem, któr...
134K 6.6K 33
Hermionę od dłuższego czasu dręczą koszmary. Widzi w nich, jak jeden z jej profesorów zostaje zabity. Powtarzają się słowa, które uznaje za przepowie...
199K 11.7K 32
Książka fantasy, inna niż wszystkie. Zastanawialiście się kiedyś czy wampiry, wilkołaki, magowie i inne nadnaturalne stworzenia znane dotąd z filmów...
92.4K 6.7K 36
"Zanim wybuchła wojna, świat magii był bezpieczną przystanią dla każdego, jednak gdy świat podzielił się, na złą stronę i dobrą, nic już nie było tak...