LEFT BEHIND

By sekjut

134K 13.3K 2.2K

Możesz z porozmawiać z Justinem na temat wszystkiego i wszystkich, ale nigdy nie pytaj go o Nellie. More

- Wstęp-
- 0 -
- Prolog -
- 1 -
- 2 -
- 3 -
- 4 -
- 5 -
- 6 -
- 7 -
- 8 -
- 9 -
- 10 -
- 11 -
- 12 -
- 13 -
- 14 -
- 15 -
- 16 -
- 17 -
- 18 -
- 19 -
- 20 -
- 21 -
- 22 -
- 23 -
- 24 -
- 25 -
- 26 -
- 27 -
- 28 -
- 29 -
- 30 -
- 31 -
- 32 -
- 33-
- 34 -
- 35 -
- 36 -
- 37 -
- 39 -
- 40 -
- 41 -
- 42 -
- 43 -
- 44 -
- 45 -
- 46 -
- 47 -
- 48 -
- 49 -
- 50 -
- 51 -
- 52 -
- 53 -
- 54 -
- 55 -
- 56 -
- 57 -
- 58 -
- 59 -
- 60 -

- 38 -

1.9K 218 69
By sekjut

       

Słyszę, że ktoś coś mówi, ale mój mózg nie rejestruje wszystkich tych słów. Siedzę na brzegu kanapy, z kocem na kolanach i dwoma frędzlami owiniętymi wokół serdecznego palca. Podgryzam dolną wargę, łapiąc między zęby kawałek zaschniętej skórki. Dlaczego czuję się tak zmęczona? Mój dzień zaczyna się o szóstej rano każdego dnia, kiedy biegnę na autobus. Potem o wpół do szesnastej wracam do domu, przebieram się i znowu wędruję na przystanek, by dostać się do chłopaków. To zajmuje mi kolejną godzinę. Zawsze staram się przygotować coś do jedzenia, bo ci idioci zapominają o posiłkach. Dosłownie. Zazwyczaj po prostu padają jak muchy, kiedy pojawiają się w mieszkaniu, zapominając o całym świecie. Czasami chcą odpocząć. Wyłożyć się w swoich łóżkach, zamknąć oczy i nie słuchać tego, co się do nich mówi. Odciąć się i powtarzać w głowie, że to wszystko w końcu się opłaci. Cały wysiłek, każde poświęcenie, w końcu wyjdzie na dobre. Zaczynam myśleć, że mi również przydałaby się przerwa. Od nich. Lubię tu przychodzić, lubię im matkować i zajmować się nimi, bo wiem, że tego potrzebuję, ale ostatnio jest to coraz bardziej męczące. Sama zaczęłam sypiać po trzy, cztery godziny dziennie.

- Nellie?

- Uh? - bąkam, pocierając ramię, w które trącił mnie Aiden. Marszczę brwi, spoglądając na jego bladą buzię.

- Dzwonił timer, nie słyszałaś?

Kręcę głową i odrzucam koc za siebie. Jest niedziela, godzina osiemnasta i o dziwo wszyscy są w środku. Aiden i Jaxon oglądają głupi film o rekinach mordercach, a Justin jak zwykle siedzi u siebie w pokoju. Minęło zaledwie kilka dni od naszej kłótni. Nie mogę powiedzieć, że jest lepiej, bo jest tak, jak było wcześniej. I nienawidzę tego, że moje serce ciągle napełnia się tą żałosną nadzieją. Jak mogę być wciąż zakochana w Justinie? Dlaczego nie potrafię posłuchać swojego mózgu lub wyłączyć tych głupich uczuć?

Kiedy nachylam się nad garnkiem z ciepłą, jesienną zupą stworzoną z wszystkich resztek, które udało mi się znaleźć, dociera do mnie, że sama jestem potwornie głodna. A kiedy próbuję czy jest dobra, aż skręca mnie w środku. Boże, naprawdę zaraz umrę. Wołam chłopaków, by przyszli sobie nałożyć, a w między czasiestaram się znaleźć pieprz. Nie jestem jednak zaskoczona, kiedy go nie znajduję. Więc kiedy Aiden i Jaxon zaczynają walczyć na chochle, ja dopisuję kolejny podpunkt do listy z lodówki.

- Pamiętajcie, że macie to wszystko kupić - przypominam im, kiedy odkładam długopis do czerwonego koszyczka.

- Nellie, przysięgam, powinnaś zostać jakąś kucharką - mamrocze Aiden, całkowicie ignorując moje słowa. Stoi z łyżką w buzi i zamkniętymi oczami. - Nienawidzę zup warzywnych, ale to jest jakieś cudo.

Czekam cierpliwie, aż chłopcy przestaną się zachwycać i dadzą mi dojść do garnka, ale zajmuje to chwilę. Nakładają sobie więcej, niż podejrzewałam, a dodatkowo, zamiast normalnie usiąść i zjeść, podjadają przez cały ten czas, a potem wracają do salonu. Cieszy mnie to, że jak zwykle wszystko im smakuje, ale kiedy dostrzegam, że nie zostało tego za wiele rozumiem, że chyba znowu nie zjem obiadu.

Wyciągam duży, biały talerz z małym, błękitnym kwiatkiem na dnie i nalewam zupy Justinowi. Wiem, że sam nie przyjdzie, a przy okazji jestem w stanie zostawić coś dla siebie. Idę wolno w stronę jego pokoju, nawet nie wysilam się na pukanie, bo i tak nie otworzy. Łokciem naciskam na klamkę, uważając, by niczego nie rozlać. Drzwi zatrzaskują się za mną z hukiem.

- Mówiłem, że macie nie przeszkadzać! - podnosi ton jeszcze przed odwróceniem się od biurka. Wzdycham ciężko i czuję, że talerz staje się coraz cieplejszy, niemal gorący.

- Wiem, że masz swój wielki przypływ weny, ale myślę, że powinieneś coś zjeść.

Stawiam talerz obok niego.

- Nellie, czego nie rozumiesz? Nie przeszkadzaj mi, nie mam na to czasu.

- Umrzesz z głodu.

Gwałtownie podnosi głowę i rzuca mi wściekłe spojrzenie. Wciska jakiś klawisz na klawiaturze, a następnie ściąga słuchawki z szyi.

- I tak zginę. Jeśli nie z głodu, to zawsze mogę liczyć na to, że mnie utopisz, prawda?

Moje ramiona stają się tak ciężkie, że cała się garbię. Jest zły, ma okropny humor, więc wyżywa się na mnie. To codzienność w jego życiu. Czuję, że moje oczy robią się wilgotne, ale nie potrafię ruszyć się z miejsca. Czuję, że jestem przyklejona do tego miejsca. Stopy nie chcą się oderwać od podłogi. Żadne z nas nie odwraca spojrzenia. A ja nie jestem już nawet zła, tylko po prostu zmęczona.

- Justin - mówię spokojnym, opanowanym tonem. Owijam wokół siebie ręce i kontynuuje. - Przypomnę ci kolejny raz, to ty wrzuciłeś Jazmyn do basenu.

Zaciska zęby tak mocno, że widzę, jak drży mu szczęka. Patrzy na mnie spod byka, bo wciąż nienawidzi tego tematu, a mimo to, to on ciągle wraca do punktu wyjścia.

- Wrzuciłeś również mnie, pamiętasz? Wszystko przez to, że sam nie potrafiłeś pływać, więc uznałeś, że ja powinnam znaleźć się w wodzie. Nie wiem czy to tchórzostwo, czy nie myślałeś trzeźwo? Może jedno i drugie.

Krzesło obrotowe przesuwa się samo do tyłu, kiedy chłopak wstaje. Opiera jedną rękę o biodro, a drugą pociera czoło. Znowu robi się cały czerwony ze złości. I nie rozumiem, dlaczego? Mówię prawdę. Przypominam o tym, co zdarzyło się naprawdę i czego świadkami byliśmy oboje.

- Kiedy dotrze do ciebie, że próbowałam ją uratować Justin? Kiedy zrozumiesz, że JA też topiłam się tamtego dnia? I kilka lat później, co kilka miesięcy, bo twoi kumple ze Straford uznali, że to świetna zabawa?! - Oczy zachodzą mi łzami tak bardzo, że widzę jedynie rozmazane kształty. Przy kolejnym mrugnięciu opadają na moje policzki i turlają się po nich, zostawiając mokre ślady. - Co trzeci, czasami co piąte wychowanie fizyczne, jeden za drugim przytrzymywali mnie, sprawdzając, ile wytrzymam pod wodą. A nie mogłam opuszczać basenu, musiałam mieć zaliczony ten przedmiot, bo ta głupia szkoła tego wymagała. I wiesz, co stało się, kiedy to zgłosiłam? - zapytałam. - Było gorzej.

Głos całkowicie mi się załamuje, przez kilka długich sekund nie potrafię wykrztusić nawet słowa. W głowie mam obrazy, czuję chlor w nosie, w przełyku, choć to zupełnie niemożliwe. A Justin patrzy. Bez emocji na twarzy, jest po prostu zaczerwieniony.

- W międzyczasie pojawił się Kayden i dopiero potem okazało się, że jego najlepszy kumpel namawiał chłopaków z mojej klasy, by to robili. Czasami nawet to nagrywali. Poszukaj w Internecie, zapewne coś znajdziesz, o ile nie dostawałeś specjalnej relacji.

Uderzam w jego klatkę piersiową palcem wskazującym. Raz, drugi i trzeci, a potem głośno pociągam nosem.

- Justin wybacz, że nie udało mi się jej utrzymać na powierzchni. Przepraszam, że nie miałam wtedy tyle sił, by jej pomóc. Zamieniłabym się z nią miejscem, gdybym mogła, powstrzymałabym cię od twojego głupiego ataku złości. Uspokoiłabym, żebyś nie krzyczał na nią i, by twoje ostatnie słowa do Jazmyn nie brzmiały tak okrutnie. - Znowu nie potrafię mówić, ale jestem tak zapłakana, że wszystko jest dla mnie jedną wielką plamą. - Dlatego taki jesteś? Bo Jazmyn na końcu usłyszała, że jej nienawidzisz i, że jest adoptowana? Była tylko dzieckiem. Małym dzieckiem, które śmiało się z tego, że trzymamy się za ręce. Dlaczego tak zareagowałeś? - pytam.

- Nellie...

Ocieram wierzchem ręki swoje oczy, a następnie uderzam pięściami w jego klatkę piersiową. Mocno, a on nie robi nic, by mnie powstrzymać. Tłukę go i nie żałuję siły, a on co jakiś czas robi mały krok w tył. Kręci mi się w głowie od wszystkich tych emocji.

- Tamtego dnia straciłeś siostrę, ja najlepszego przyjaciela, połowę rodziny, wszystkich znajomych. Mój ojciec nie chce ze mną gadać, bo wszyscy uważają, że tylko dzięki temu, że jest sędzią, wyszłam z tego bez szwanku. Zmienił mi pieprzone nazwisko! Tylko moja mama nadal mnie akceptuje - mówię już tak cicho, że nie wiem, czy w ogóle mnie słyszy. Co drugie słowo muszę robić krótką przerwę, bo brakuje mi tlenu. - Zrujnowałeś całe moje życie. Przez tyle lat obwiniałam siebie za wszystko, ale to twoja wina. Więc czemu mi to robisz? To dlatego, że jesteś wściekły na samego siebie?

Wciąż się nie odzywa, ale w końcu chwyta za moje nadgarstki i powstrzymuje mnie od kolejnego uderzenia.

- Przepraszam, że nie utonęłam na miejscu Jazmyn. Wybacz mi.

- Nellie...

- Wiem, że jesteś na siebie zły, wiem, że tak naprawdę nienawidzisz siebie i, że masz problemy z weną, bo każda twoja piosenka to jakieś smutne gówno, a wymagają od ciebie radosnych piosenek, ale błagam cię, daj mi oddychać. Było już tak dobrze między nami, więc czemu ciągle mi to robisz? Po siedmiu latach?

Wzdycha. Nabiera mnóstwo powietrza do płuc i głośno je wypuszcza. Nie mogę nawet zetrzeć łez z policzków i potrzeć mokrego od kataru nosa, bo nadal trzyma moje nadgarstki i nie chce ich puścić. Próbuję je wyszarpnąć z jego uścisku, ale w żaden sposób mi się to nie udaje.

- Jestem chory.

Mówi to tak nagle, że na początku nie dociera do mnie sens tego zadania. Potrząsam energicznie głową. Chory? Też mi coś.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - Przewracam oczami, a on zamyka swoje.

- Leczę się psychiatrycznie Nellie. Jestem nienormalny, jestem świrem, jakkolwiek to nazwiesz.

Czy to żart? Nieśmieszny, głupi żart, albo manipulacja? Justin puszcza moją lewą rękę, a jego dłoń ląduje na moim policzku. Pociera jej wierzchem najpierw jeden, a potem drugi policzek tak delikatnie, że ledwo go czuję.

- Co?

- Jesteś pierwszą osobą, której to mówię. Nawet Jaxon nie wie.

Trzepoczę rzęsami, gapiąc się na niego.

- Co? - powtarzam po raz kolejny.

- Dlatego nie chciałem, żebyś tu zamieszkała - tłumaczy. Nie ucieka spojrzeniem na bok, patrzy wprost na mnie i nadal trzyma mój nadgarstek, jakby bał się, że ucieknę. - Jaxon powtarzał, że możesz zostać i masz się nie martwić, ale ktoś musiał płacić za twoje życie tutaj Nellie. I to byłem ja. Zamiast kupować leki, wydawałem oszczędności na ciebie.

Jaxon nigdy nie mówił mi, skąd ma pieniądze, nie mówił nic, kiedy wciskał mi do rąk banknoty i wysyłał na zakupy. Chciał, żebym została, bo wiedział, że nie będzie mi w stanie nic pożyczyć, jeśli zdecyduję się odejść. Sam nie pracował na boku, nie dorabiał w żadnym miejscu.

- Brak leków równa się brak weny, brak koncentracji, brak cierpliwości do świata. Moja głowa... nie wiem jak to wyjaśnić - mówi, wciąż przesuwając opuszkami palców i strącając kolejne łzy. - Moje myśli są ze sobą poplątane. Wyobraź sobie słuchawki, które wrzucasz do plecaka i wyciągasz je tak splątane, że nie wiesz gdzie jest początek. Albo stłuczony wazon, który próbujesz posklejać, ale brakuje wielu elementów. Tak to wygląda w środku, w moim umyśle. Nie chcę zrzucać całej winy na ciebie, ale to twoja obecność źle na mnie wpływa, ale przysięgam, jest lepiej, niż było. Naprawdę.

- Właśnie powiedziałeś, że jestem w stanie cię zabić - przypominam mu ze stoickim spokojem. Chłopak zaciska mocno oczy.

- Czasami, to wszystko wraca i znowu ze mnie wychodzi. Tak jak teraz.

Jestem zagubiona. O czym on do mnie mówi? Że jest chory, że ma jakieś zaburzenia osobowości czy co, do cholery?

- Bierzesz teraz?

- Tak. Podwójne dawki, ale wcześniej pokłóciłem się z Jaxonem i tobie się przez to oberwało.

- Oh.

Nie wiem co mam powiedzieć. Wcześniej miałam słowotok, a teraz jestem jak małomówna osoba, której kazano wygłosić mowę. Nie do końca mu wierzę, ale nie chcę być niegrzeczna i mówić, że ma pokazać mi buteleczkę z lekami. Nie ufam mu, bo wiem, że świetnie kłamie, ale serce mi się łamie, kiedy na niego patrzę. Jestem tak słaba w jego obecności.

- Nellie, wiem, że czasami przesadzam, więc zawrzyjmy umowę, która ułatwi nam życie. Nie lubisz się ze mną kłócić, a ja nie lubię tego uczucia, które ogarnia mnie, kiedy wychodzi z płaczem.

- To wyrzuty sumienia Justin.

Robi kwaśną minę i w końcu ucieka na bok spojrzeniem. Przygryza wewnętrzną część policzka i intensywnie nad czymś myśli.

- Spróbujmy tego jeszcze raz - mówi. - Ostatni raz, dobra? Nie wchodźmy sobie w drogę, bądźmy po prostu... mili. Tak ja po wizycie Kaydena.

- Ostatni - powtarzam, potakując głową. Czemu chcę dać temu kolejną szansę? Byłam w tej samej rzecze już tyle razy, a nadal się nie nauczyłam.  - W porządku.

- Jeśli znowu wybuchnie między nami większa kłótnia, zakończmy tą znajomość.

Justin wygląda poważnie. Nie żartuje. I wiem, że naprawdę ma na myśli koniec znajomości. Znowu na mnie patrzy i widzę w jego spojrzeniu, że bierze to na serio. To nie kolejna głupia gierka. Rozumiem też, jakie będą konsekwencje, jeśli dojdzie do kolejnego spięcia między naszą dwójką.

- Okej.

- Mam na myśli, że kiedy pokłócimy się na poważnie, nie mówię o głupich przekomarzaniach, odejdziesz Nellie.

- Wiem.

Ściskam jego ciepłą, szorstką dłoń wolną ręką, a on sięga do tylnej kieszeni spodni. Wyciąga z niej chusteczkę, błękitną z różową literką "N" na brzegu. Wzruszenie ściska moje gardło tak bardzo, że czuję się tak, jakby ktoś mi przyłożył w klatkę piersiową. To nie jest chustka Justina. Jest moja, ale lata temu zostawiłam ją w jego domu i nigdy nie miałam okazji jej odzyskać.

- Jedyna rzecz, którą udało mi się zachować.

Podejrzewałam, że wszystkie moje książki, zabawki, które walały się po jego starym domu, zostały zlikwidowane przez Pattie. Stoję naprzeciwko niego i nadal czuję, że moje stopy ugrzęzły, więc nie ruszam się z miejsca. Wysmarkuję nos w miękki, pachnący płynem do płukania materiał. Wciąż wiele nie rozumiem. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak Justin przekonał samego siebie i jak żył przez tyle lat ze świadomością, że wrobił kogoś, w coś, czego ta osoba nie zrobiła. Ale teraz, kiedy mam swoją chustkę ze sobą, jestem pewna, że w ciągu tego czasu pojawiałam się w jego myślach znacznie częściej niż on w moich. Żyłam w jego umyśle.

- Czemu powiedziałeś mi teraz? Czemu mi, a nie chłopakom?

- Oni nie zrozumieją - wyjaśnia. Drapie się niezręcznie po karku, - A tobie nikt nie uwierzy, nawet jeśli wykrzyczysz to w złości. I wiesz, czuję się lepiej ze świadomością, że ktoś wie. Nawet jeśli ten ktoś to ty.

W końcu mnie puszcza, przysuwa z powrotem obrotowy fotel na miejsce i łapie za talerz z zupą. Je ją zimną, bez słowa, nie chwali ani nie krytykuje, a ja nadal stoję jak idiotka w tym samym punkcie.

- Pocałowałeś mnie. Nadal nie rozumiem dlaczego - mamroczę sama do siebie. - Nie wierzę, że zrobiłeś to, bo miałeś na to ochotę.

- Zrobiłem to, bo chciałem coś sprawdzić.

- I?

Wciąż wycieram swój nos i nadal walczę z łzami.

- Miałem rację.

Marszczę brwi, ale on wraca do jedzenia zimnej zupy i bez słowa podziękowania zakłada swoje słuchawki, przyciska klawisz i wraca do swojego świata, odcinając się ode mnie.

W rzeczywistości nie jestem zadowolona z obrotu spraw. Wciąż nic nie rozumiem, Justin sprawia, że czuję się jak szalona i nie podoba mi się to. Chcę wiedzieć, czemu mnie pocałował, co to miało znaczyć, dlaczego mi zaufał. I czemu, po tylu latach, nawet teraz nie usłyszałam jednego prostego, ale magicznego słowa, który ukoiłby moje rany na sercu. Tylko tyle chcę usłyszeć.

Przepraszam.

* * *
Dodam dzisiaj całość, więc znowu dostanę milion unfollow. Czemu jak nic nie publikuję przybywa mi tu obserwujących, a jak dodaję rozdziały, nagle wszyscy mnie opuszczają? Fałszywce, lol. No cóż, życzę miłego czytania reszty.

Continue Reading

You'll Also Like

5.5K 360 7
Czy można śnić o kimś, kogo się nigdy nie widziało? Czy można pamiętać kogoś, kogo się nawet raz nie spotkało? Czy można kochać kogoś, kogo się jesz...
91.2K 3.1K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
1.2K 176 25
|| Skończona || "[...]-Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?! To jest bardzo poważne! - krzyknął stojąc przede mną patrząc wprost w moje oczy. Nie chcia...
239K 8.6K 56
Bycie zawsze gorszą siostrą może być męczące. Tym bardziej po trudnym dzieciństwie. Czy coś się zmieni w 13 letnim życiu Charlotte po trafieniu do br...