LEFT BEHIND

By sekjut

134K 13.3K 2.2K

Możesz z porozmawiać z Justinem na temat wszystkiego i wszystkich, ale nigdy nie pytaj go o Nellie. More

- Wstęp-
- 0 -
- Prolog -
- 1 -
- 2 -
- 3 -
- 4 -
- 5 -
- 6 -
- 7 -
- 8 -
- 9 -
- 10 -
- 11 -
- 12 -
- 13 -
- 14 -
- 15 -
- 16 -
- 17 -
- 18 -
- 19 -
- 20 -
- 21 -
- 22 -
- 24 -
- 25 -
- 26 -
- 27 -
- 28 -
- 29 -
- 30 -
- 31 -
- 32 -
- 33-
- 34 -
- 35 -
- 36 -
- 37 -
- 38 -
- 39 -
- 40 -
- 41 -
- 42 -
- 43 -
- 44 -
- 45 -
- 46 -
- 47 -
- 48 -
- 49 -
- 50 -
- 51 -
- 52 -
- 53 -
- 54 -
- 55 -
- 56 -
- 57 -
- 58 -
- 59 -
- 60 -

- 23 -

1.9K 253 75
By sekjut


Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę, że "ktoś się ze mną skontaktuje" po kolejnej rozmowie o pracę, rozwalę czyjąś głowę. I prawdopodobnie będzie to moja własna. Byłam już chyba w dwudziestu miejscach i nadal nikt nie chce mnie zatrudnić. Boże, czy naprawdę nie dostaję szansy, bo widać po mnie, że jestem żałosna i, że wszystko mnie męczy? Mój sztuczny uśmiech i granie pozytywnej osoby przestał działać. Co innego robię nie tak?

Liczę dokładnie banknoty w niebieskiej kopercie i wiem, że nie brakuje mi wcale tak dużo, by móc się wyprowadzić. Wystarczyłyby dwa miesiące, a udałoby mi się stąd zwiać. Byłam przekonana, że brakuje mi znacznie więcej, ale jeśli wybiorę mieszkanie z jednym pokojem lub z dwoma, albo z maleńką łazienką, wszystko się uda.

Przewracam oczami, słysząc kolejne trzaśnięcie szafki. W normalnych okolicznościach byłabym przerażona, ale od godziny nie jestem sama w domu. Król i władca, Justin Bieber we własnej osobie zaszczycił swoje własne mieszkanie. Liczyłam, że pojawi się później, a nie po dwóch dniach, ale nawet te czterdzieści osiem godzin bez jego obecności było wybawieniem. Nawet się nie przywitaliśmy. Właściwie oboje udajemy, że jesteśmy sami w mieszkaniu i, że druga osoba nie istnieje. W ten sposób jest łatwiej.

Wychodzę z pokoju, by rozwiesić pranie. Bez słowa wymijam Justina, który siedzi na podłodze wśród przeróżnych par butów, kartek, gazet i ulotek na przedpokoju. Nawet nie chcę wiedzieć, co robi.

- Nellie.

Czemu do mnie mówi? Dlaczego nie może dalej kontynuować zabawy w niewidzialność? Otwieram drzwi do łazienki i przyklękam przed pralką.

- Mówię do ciebie.

- A ja cię ignoruję - odpowiadam bez emocji w głosie. Moje pranie jest ważniejsze niż Justin i jego problemy z własną osobą.

- Gdzie to jest?

- Gdzie jest co? - pytam. - Twoja godność? Maniery? Człowieczeństwo? Bo naprawdę nie wiem, o czym mówisz.

Warczy pod nosem, a chwilę później głośno przeklina. Nie patrzę w jego stronę, ale wiem, że podniósł się z podłogi. Stoję na palcach, próbując dosięgnąć do sznurków, ale są tak wysoko, że moje palce ledwo je muskają.

- Mój zeszyt Nellie. Zabrałaś go?

- Wyjaśnij mi, po co byłby mi twój głupi zeszyt?

- Zostawiłem go w salonie, a tylko ty byłaś w domu, więc przykro mi, ale nikt inny nie może wiedzieć, gdzie jest. Oddaj mi go, póki jestem miły.

Czy to groźba? Czy on mi właśnie zagroził? Przewracam oczami. Naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć o żadnej rzeczy, która należała do Justina. On przecież nigdy nie zostawia swoich pierdołek po za pokojem. Ma obsesję. Odkąd był dzieckiem chronił każdego wiersza, każdej najgłupszej rymowanki, tak jakby były największym sekretem świata i ukrywał wszystko tak, by nikt nie mógł do tego zajrzeć.

- Nie zostawiłeś go w salonie.

- Właśnie, że tak.

W końcu udaje mi się dosięgnąć do pierwszego sznurka. Spuszczam go na dół i dokładnie, wcześniej strzepując czarne koszulki, zaczynam je wieszać.

- Nigdy nie rzucasz swoich rzeczy byle gdzie, więc lepiej rusz głową i zastanów się, gdzie go położyłeś, bo na pewno nie był to salon.

Zerkam w jego kierunku. Justin stoi bliżej, niż się tego spodziewałam, blokuje wyjście z łazienki. Jego dłonie są zwinięte w pięści, a twarz cała czerwona. Wiem, że jest zły, ale to chyba przesada, wściekać się o notatnik do takiego stopnia i obwiniać mnie o jego zniknięcie.

- Nellie - mówi ostrzegawczym tonem. Oblizuje dolną wargę i na moment zamyka oczy. - Wiem, że cię wywalili i tylko czekasz, by się zemścić, ale ten zeszyt jest dla mnie ważny, więc oddaj go po dobroci.

Czy on naprawdę myśli, że zniżę się do jego poziomu? Idiota.

- Tak, zwolnili mnie, ale nie jestem tobą i nie chcę się mścić.

Jego odpowiedź zajmuje całą wieczność. Jest tak cichy, że boję się przy nim oddychać, bo przeraża mnie to, że lada moment eksploduje. Minęło sporo lat, odkąd byliśmy przyjaciółmi, ale wciąż był Justinem, którego łatwo mogłam odczytać. Nie wierzył mi. Był przekonany, że zabrałam jego teksty piosenek i, że robię mu na złość. Ale naprawdę nie mam z tym nic wspólnego.

- Granatowa okładka.

Znowu mówi przez zaciśnięte zęby. Aż trudno go zrozumieć.

Pocieram czoło palcami i naprawdę staram się sobie przypomnieć czy aby na pewno go nie widziałam. Nie mam ochoty na kłótnie. Mam ich serdecznie dość.

- Justin, naprawdę nie wiem, gdzie jest.

- Ukradłaś go z zazdrości?!

Trzepoczę rzęsami.

- Jakiej zazdrości?

- Jesteś wściekła, że odrzuciłem cię po tym pocałunku, tak? Dlatego go zabrałaś, a teraz jeszcze cię wywalili, więc się mścisz?! Tak? To dlatego?! Nellie! - krzyczy nagle. Jego ton głosu jest tak głośny, że zaczyna mi brzęczeć w uszach. - To moja praca! Moje teksty! Są mi potrzebne, czego nie rozumiesz?! Nie bądź dziecinna!

Odpycham go obiema rękami. Nie mogę stać w tak małym pomieszczeniu, kiedy podnosi na mnie głos. Dreszcze przechodzą wzdłuż mojego kręgosłupa.

- Nie wzięłam go - powtarzam po raz kolejny. - To ty ciągle robisz mi na złość! Ty! Ja jestem dziecinna? Justin to ty zachowujesz się jak idiota, to ty jesteś dziecinny. Pomyśl tylko, ile rzeczy mi zrobiłeś, odkąd się wprowadziłam? Ile razy traktowałeś mnie jak zwykłego śmiecia?

- Jeszcze słowo!

- I co?! - pytam. Nie przybliżam się do niego, bo mimo wszystko trochę się obawiam tego, co zrobi i jak zareaguje. - Co zrobisz? To samo co siedem lat temu?!

Gryzę się w język, ale łzy już wypełniają moje oczy. Serce dudni w mojej piersi bardzo mocno, nierówno i niespokojnie.

Zapada cisza.

Justin się nie odzywa, stoi z otwartymi ustami nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Gapi się na mnie, wielkimi oczami. A ja, od dawna mam bardzo dużo do powiedzenia. Mój umysł wypełnia się kolejnymi słowami, zdaniami i wspomnieniami.

- Nie rozumiem, czemu ciągle mi to robisz? - Mówię cicho, spokojnie. - Ty i ja dobrze wiemy, co stało się tamtego dnia. Tolerowałam to, że milczałeś przez cały ten czas, przez siedem cholernych lat. Znosiłam te upokorzenia, bo wierzyłam, że to moja wina, ale im dłużej z tobą przebywam, im dłużej tu mieszkam, tym bardziej jestem przekonana, że to wcale nie tak.

- Zamknij się.

Zaciska mocno oczy i zasłania częściowo twarz ręką.

- Popchnąłeś ją.

Czuję, że stąpam po lodzie. Kruchym lodzie, który lada moment pęknie pod ciężarem mojego ciała. Trzęsę się, jakby w domu panowała minusowa temperatura, kiedy przed oczami zaczynam widzieć obraz z tamtego dnia.

Stoimy z Justinem obok siebie, słońce świeci wysoko na niebie, a jego gorące promienie muskają nasze ciała. Ściska moją lepką od potu dłoń, ale w ogóle tego nie komentuje. Patrzymy na Jazmyn, która bawi się pobliżu basenu swoją ulubioną, szmacianą lalką. Justin mówi coś zabawnego, a ja śmieję się, głośniej niż powinnam, a potem siadamy na rozgrzanym betonie, tuż obok jego siostry czekając, aż Pattie wróci na zewnątrz. Szykuje dla nas porcję lodów i coś do picia. Jest miło. Czuję wakacje w pełni i nie mogę się doczekać, aż pochwalę się swoim koleżankom, że jestem z Justinem w swoim pierwszy, oficjalnym związku.

- Nie popchnąłem jej!

Głos prawdziwego Justina, stojącego przede mną odrywa mnie od tego wspomnienia. Trzepoczę rzęsami. Czy on naprawdę wmawia sobie, że wcale nie wepchnął Jazmyn do basenu?

- Właśnie, że tak!

- Nie poszłaś do żadnego zakładu dla nieletnich przestępców tylko dzięki swojemu ojcu! To dzięki niemu potwór jak ty chodzi po świecie!

Wyrzucam ręce w powietrze.

- Boże! Justin, czy ty całkowicie straciłeś zmysły?! Nadal będziesz kłamał?! Nadal będziesz wmawiał sobie, że jesteś tym dobrym, a ja tą złą, kiedy oboje wiemy, że wzięłam całą winę na siebie, chociaż...

- Zamknij się! Zamknij!

Jego twarz jest czerwona od złości. Nie widzę go zbyt dobrze, bo łzy rozmazują mi cały widok. Czuję uścisk w klatce piersiowej i nie potrafię powstrzymać głośnego szlochu. Moje kolana uginają się pode mną i ląduję na podłodze. Wiem, że wyglądam teraz żałośniej niż kiedykolwiek wcześniej.

To wszystko tak bardzo boli. Moje serce jest zatrute, ta sama trucizna znowu rozchodzi się po wszystkich żyłach, krąży w nich i niszczy mnie od środka. Nie mogę przestać płakać. Nie potrafię powstrzymać łez, które nie mają końca.

Justin mnie nienawidzi, bo jako jedyna znam całą prawdę. A ja nienawidzę siebie za to, że pozwoliłam na to, by wszyscy uwierzyli w jego wersję zdarzeń. Nikt nie chciał słuchać nastolatki, która "kierując się zazdrością" targnęła się na życie "młodszej siostry swojego przyjaciela, by zwrócić na siebie uwagę własnej rodziny". Tak pisały o mnie miejscowe gazety, tak mówiono o mnie w reportażach telewizyjnych. I, mimo, że sąd nie skazał mnie na więzienie, ani na poprawczak, uznając mnie za niewinną, każdy wierzył jęczącej przed telewizyjnymi kamerami matce i jej biednym synom. Nikt nie chciał słuchać Nellie dziwaczki, uznając wyrok za niesprawiedliwy. Więc o to byłam, skazana przez społeczeństwo, przez dawnych znajomych i ludzi, których nawet nie znałam. A wszystko przez to, że chciałam być dobrą przyjaciółką Justina do końca, więc przestałam się bronić. I tak nikt nie chciał mnie słuchać.

- To ty zabiłeś Jazmyn. Nie ja.

Niech ziemia nas pochłonie. Zniknijmy w jej otchłani i nigdy nie wróćmy. Błagam.

Justin zabiera rękę ze swojej twarzy. Wszystkie kolory znikają z jego buzi, jest tak blady, jak nigdy wcześniej. Myślę, że to pierwszy raz, kiedy usłyszał coś takiego. Nie czuję wyrzutów sumienia. Chłopak porusza ustami, ale słowa nie wychodzą z jego gardła. Ma łzy w oczach.

Nie mogę już na niego patrzeć. Próbuję się podnieść, ale niemal natychmiast ląduję z powrotem na ziemi. Uderzam kolanami o podłogę i jęczę żałośnie pod nosem. Przy kolejnej próbie udaje mi się wstać, więc dochodzę do pokoju, a wtedy rozlega się pukanie.

Zaschło mi w gardle od całego tego wrzeszczenia, ale nie zamierzam wrócić się do kuchni. Słyszę jedynie bardzo powolne kroki Justina. Przekręca zamek w drzwiach.

- Słucham? - pyta suchym, pozbawionym emocji głosem.

Smarkam w najbliżej leżącą chusteczkę i ocieram zaczerwienioną twarz rękoma. Czuję się paskudnie.

- Nellie, ktoś do ciebie.

Nienawidzę siebie za to, że potrafię znaleźć w sobie jeszcze odrobinę siły, by ponownie wrócić na przedpokój. Moje usta otwierają się szeroko, kiedy staję obok Justina. Serce podjeżdża mi do gardła i chce mi się wymiotować. Chcę rzygać i umrzeć. Chcę, by Justin mnie zabił, by poderżnął mi gardło, albo by schował mnie w kieszeni swoich spodni.

Nie mogę uwierzyć, że Kayden mnie znalazł.

* * *


Nellie? Justin? Dobrze się czujecie żyjąc w takiej obłudzie?


Miałam dodać całość do końca, ale będę wredna, bo nie dajecie (w sensie te dupki, które ignorują moje prośby, a nie Wy, którzy mi je zawsze, albo prawie zawsze dajecie), więc sobie poczekacie na resztą rozdziałów. Sorki.

CZYTAJCIE DIABELSKA DUSZĘ, A JAK PRZECZYTALIŚCIE DIABELSKĄ, TO ZABIERZCIE SIĘ ZA PIĘTNO KŁAMCY!

Elo ziomeczki, widzimy się niedługo.

Continue Reading

You'll Also Like

3.3K 24 1
W trakcie korekty Rosalie jest dzieckiem księżyca, podobnie jak jej przyjaciele i rodzina. Rozpoczęcie nauki w Akademii, słynnej, owianej tajemnicami...
1.2K 176 25
|| Skończona || "[...]-Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?! To jest bardzo poważne! - krzyknął stojąc przede mną patrząc wprost w moje oczy. Nie chcia...
16.2K 1.3K 22
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...
3.3K 177 40
Harry jest najpopularniejszym facetem w szkole obok Aidena, swojego brata bliźniaka. Oni są przystojni, silni i oni wiedzą, jak wygrać serce dziewczy...