Nie rozpoznajesz mnie? | Clexa

By OnlyYami

93K 8.6K 1.9K

Clarke od miesięcy nawiedzają niepokojąco realne sny. Kosmos, postapokaliptyczna Ziemia, jej znajomi, ciągła... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Kim jest Yami? Czyli nominacja
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50 (+18)
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66 cz.1
Rozdział 66 cz.2
Epilog

Rozdział 35

1.3K 134 31
By OnlyYami

Natychmiastowo odczułam zimny wiatr, który haczył o moje ubrania i zaczął nieznacznie bawić się brązowymi lokami wedle własnego uznania. Moje naczynia krwionośne momentalnie się zwężyły. Zbyt długo przebywałam w ocieplonym pomieszczeniu. Teraz na nowo będę musiała się przyzwyczaić do niskiej temperatury.

Podeszłam energicznym krokiem do Clarke, która starała się nie zmarznąć, obejmując kurczowo swoją sylwetkę. Z jej ust wylatywała para, a nos przybrał różową barwę, przypominając tym samym kwiat japońskiej wiśni. Jeśli zachoruje będę miała ją na sumieniu, lecz w ramach zadośćuczynienia z miłą chęcią zapewnię jej najlepszą opiekę.

– Przepraszam za zwłokę. – Wręczyłam dziewczynie kubek z gorącym napojem oraz uśmiechnęłam się do niej życzliwie. Wygięła usta ku górze, odsłaniając przy tym szereg śnieżnobiałych zębów.

Instynktownie miała zamiar się napić, ale poskutkowałoby to jedynie oparzeniem języka, dlatego przestrzegłam ją przed takową inicjatywą. Obróciła teatralnie oczami, zbliżając oblicze do kubka w celu ogrzania twarzy parą unoszącą się nad nim. Nie potrafiłam oderwać od niej wzroku. Stężenie glukozy w moim krwiobiegu drastycznie podskoczyło od samego wpatrywania się w jej osobę.

Wciąż pamiętam jak zjawiła się przed moim barem z zarumienionymi od tańca policzkami. Nie znałyśmy się jeszcze, ale poczułam jakby strzała Amora ugodziła mnie prosto w tyłek. Jak to zwykle bywa, początek do najłatwiejszych nie należał. Musiałam się trochę natrudzić, by zdobyć jej zaufanie, przyjaźń. Dla mnie, od samego początku było to jednak niewystarczające. Pragnęłam uwagi niebieskich tęczówek. Nie chciałam, by spoglądały na mnie w sposób identyczny jak na resztę znajomych.

Potrzebowałam zmiany w swoim stylu bycia, w przypadku kontynuacji ówczesnego, nie zaszłabym daleko. Zostałabym na dnie i tam powoli ulatniałabym się niczym kamfora. Mogłabym się założyć, że nikt nie zaobserwował by nawet tego zjawiska. Za pomocą Clarke uniknęłam takiego losu. W ramach podziękowania oraz pokazania dziewczynie, iż posiada moje zaufanie (jako jedna z niewielu) zrobiłam coś, czego sama po sobie się nie spodziewałam – oddałam jej się, lecz nie w stosunku cielesnym, to było znacznie głębsze.

Następnym etapem w ewolucji naszej relacji było uczucie, które jak już wcześniej wspominałam, przerażało mnie. Zakochałam się w niej w dość krótkim odstępie czasu. Gdybym potrafiła to kontrolować, tak z pewnością by się nie stało, jednak moje serce było nieusłuchane względem rozumu.

Pomimo rozpoznania uczucia, którym ją darzyłam nie przyznawałam się do niego, choćby przed sobą. Wielokrotnie stałam sztywno niczym kołek wpatrzona w lustro znajdujące się na wprost. Wargi drżały za każdym razem, kiedy miałam zamiar wydukać te konkretne słowa. Powiedziałam to na głos dopiero tydzień temu i dopilnowałam, aby ona także to usłyszała. Takim sposobem nie mogłam dłużej od tego uciekać.

– Będziemy tu tak stać czy idziemy gdzieś jeszcze? – spytała przenosząc wzrok ku mojej osobie. Złapałam się na ponownej kontemplacji.

Na kreatywne myślenie było zbyt późno, dlatego zdecydowałam się postawić na miejsce bardzo dobrze mi znane, w którym również ona miała już okazję gościć. Park nie znajdował się daleko, więc nie dostrzegałam żadnych wad tego spontanicznego pomysłu.

– Idziemy. – Przytaknęłam ruchem głowy. – Ale tym razem żadnych przejażdżek na moim grzbiecie. Nabawię się przez ciebie przepukliny.

– Czy ty właśnie zasugerowałaś, że jestem gruba? – burknęła, nie ukrywając swojego urażenia moją całkowicie nieświadomą uwagą. Czemu kobiety zawsze muszą przekręcać wypowiedzi innych...

– Clarke, nie o to mi chodziło. – Zaczęłam przyspieszać kroku, by móc dogonić niebieskooką, która w chwili aktualnej pruła do przodu, nie znając nawet miejsca docelowego. Już wiedziałam, iż będę obrywać za nieprawidłowy dobór słów przez najbliższe kilka godzin.

– Nie musisz już nic dodawać. Zrozumiałam aluzję. – Nadymała policzki i pompatycznie obróciła głowę w drugą stronę. Zamierzenie oberwałam blond lokami po twarzy. To są jakieś żarty.

Czy właśnie tak wygląda bycie w związku? Mogłam się bardziej do tego przygotować. Chyba będę musiała zasięgnąć porady u kogoś z dłuższym stażem jeśli chodzi o sprawy sercowe. Złożę wizytę Lincolnowi w najbliższym czasie, będzie miał chłop okazję się wykazać.

– Przepraszam – wykrztusiłam, powtórnie dorównując jej kroku. Nie miałam pojęcia, za co dokładnie przepraszam, lecz to zeszło raczej na drugi plan. Nie wiedziałam jak się zachować, ponieważ takie sytuacje zwykle nie miały miejsca, nie byłam do nich przyzwyczajona.

– Żebyś widziała swój zmieszany wyraz twarzy. – Zaśmiała się głośno, wskazując na mnie palcem. Moja otwarta dłoń spoczęła na czole. Skoro posiadała wystarczająco wigoru na tego typu żarty, z pewnością miała go dostatecznie dużo na samodzielną kontynuację spaceru.

– Tak całkowicie szczerze, brałaś coś przed naszym spotkaniem? – dopytałam, kierując niebieskooką w stronę parku. – Nawet za dnia nie miałaś tak dobrego humoru – uściśliłam. Przybliżyłam papierowe naczynie do ust. Poszła w moje ślady i również upiła łyka ciepłego napoju.

– Nie – zaprzeczyła energicznie. Uśmiechnęła się szeroko. Nad górną wargą znajdowały się pozostałości spienionego mleka. Starałam się powstrzymać śmiech, jednak przerosło mnie to. – Zwyczajnie rozpiera mnie radość, bo... Z czego się śmiejesz?

– Wyglądasz niczym Freddie Mercury. – Nie panowałam nad chichotem. Blondynka nie zrozumiała mojej aluzji, dlatego znów mi się oberwało w ramię. Przeglądając się w telefonie pojęła moje wcześniejsze słowa. – "I want to break free" już nigdy nie będzie takie samo – dodałam ocierając łzę, która zagościła w kąciku mojego oka. Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni uroniłam łzę spowodowaną śmiechem.

– Zamknij się – fuknęła rozdrażniona. Popchnęła mnie na tyle mocno, że utraciłam równowagę. Tym sposobem wylałam całą zawartości papierowego kubka. Granica została przekroczona, tego jej nie daruję.

– Zapłacisz mi za to, Clarke. – Usłyszawszy mój głos przepełniony powagą zabrała się do ratunku, jednak byłam szybsza. Nie dałam jej najmniejszej szansy na ucieczkę.

Chwyciłam ją za nadgarstek, porywiście obracając twarzą do siebie. Zdezorientowana rozszerzyła powieki, dzięki czemu mogłam bez problemu podziwiać błękitne tęczówki w całej okazałości. Byłam nieco wyższa od Griffin, dlatego odebranie jej przedmiotu, który trzymała w drugiej ręce nie stanowiło kłopotu.

Naparłam stanowczo na jej ciało. Miałam uproszczony dostęp do jej ust. Ona także spoglądała na moje wagi. Wykonałam ruch jako pierwsza. Pocałunek był powolny, lecz równocześnie namiętny, a przede wszystkim o smaku gorącej czekolady. Założyła ramiona na moją szyję.

Gdy poczułam, że obie tracimy równowagę ugięłam bardziej kolana i ustawiłam kończyny, tak aby środek ciężkości znajdował się w centrum. Dzięki temu nie doznałyśmy bliższego kontaktu z ziemią.

– Wszystkiego najlepszego z okazji naszej tygodnicy, Clarke – mruknęłam, posiadając między ustami jej wargę, którą zakończywszy wypowiedz zagryzłam. Jęknęła cicho prosto do mojej jamy ustnej. Przybliżyła się bliżej, całkowicie niwelując przestrzeń dotychczas bytującą pomiędzy nami.

– Najlepszego, Lexa – szepnęła, próbując unormować oddech. Odchyliła się na kilka sekund, w celu zlustrowania wzrokiem mojej twarzy. Zalała mnie fala gorąca, przez co temperatura przeze mnie odczuwana podskoczyła, co najmniej do trzydziestu stopni Celsjusza.

Uwiodła mnie ostatnim bliższym kontaktem naszych warg. Ciepła ciecz spływała po mojej dłoni, lecz nie przywiązywałam do tego większej wagi. Moja uwaga całkowicie była skierowana na blondynkę. Gdyby nie zapotrzebowanie organizmu na tlen, seria pocałunków nie miałaby końca.

Była taka piękna. Nigdy nie mogłam się na nią napatrzeć. Podobała mi się w dosłownie każdej wersji. Była śliczna ubrana w dresy, czytając książkę w sypialni; ubrudzona od farby, w skupieniu przegryzając dolną wargę, kiedy zastanawiała się nad kolejnymi ruchami pędzla. Tak samo słuchając monologu nauczyciela, wtedy mogłam oglądać jej perfekcyjny profil.

Jednak jeśli już miałabym wybierać, to taki widok jaki miałam obecnie przed oczami był moim ulubiony. Jej policzki przybrały karmazynowy odcień. Między ustami, które jeszcze przed sekundą smakowałam, świstał gorący oddech. Na marne starała się uregulować pracę płuc. Błyszczące oczy, wpatrzone były w moje wargi, które w dalszym ciągu ubiegały się o jej zainteresowanie. W celach prowokacyjnych zwilżyłam usta językiem.

Nieświadomie zagubiłam się w niebieskich tęczówkach. Przez samo wpatrywanie się w nie odczuwałam jej bliskość, która działała na mnie kojąco oraz była najlepszym znanym mi środkiem uspokajającym. Ich energia jakby przechodziła przeze mnie, powodując obecność w mym wnętrzu coraz to głębszych odczuć.

To właśnie w taki sposób mnie przejrzała? Przez samo swoje wejrzenie zniszczyła doszczętnie lód, ówcześnie skuwający moje serce. Pod wpływem jej spojrzenia samoczynnie otwierałam się na nią. Nie posiadałam nad tym kontroli. Nie zdawałam sobie sprawy, iż tego potrzebowałam. Potrzebowałam jej.

Uwielbiałam sposób w jaki zrywała ze mnie kolejne warstwy pancerza, który stanowił moją bezpieczną strefę. Skorupa, przez którą żadne pozytywne uczucie nie miało prawa się przebić. Czułam jakbym stała przed nią całkowicie roznegliżowana.

Za pierwszym razem bałam się, cholernie bałam się jak zareaguje, gdy ujrzy prawdziwą mnie, bez jakichkolwiek masek. Jednak ona zawsze się uśmiechała i wtedy miałam pewność, że wszystko jest w porządku; że ze mną jest w porządku.

Codziennie zadawałam sobie pytanie: Czym ja na nią zasłużyłam?

Nie uczyniłam nic wyjątkowego. Być może jej obecność była swego rodzaju nagrodą za te wszystkie lata nieprzerwanego bólu. Bez względu na czynnik, który sprowadził ją do mojego życia, byłam niezmiernie wdzięczna za jej obecność.

Clarke była moim słońcem, rozpromieniającym każdy mój dzień. Była księżycem, do którego moja dusza wyła niczym wilk. Była gwiazdami, wskazującymi drogę. Była życiodajnym tlenem. Była moim wszystkim, a nawet więcej. Nie jestem w stanie samodzielnie stwierdzić, czy dałabym radę powtórnie poprawnie funkcjonować bez niej. Aczkolwiek, wolałabym nigdy nie musieć się o tym przekonywać.

– Nie rozpoznajesz mnie? – wyszeptała niemal bezgłośnie, tym samym odciągając mnie od dogłębnych rozmyśleń.

– Słucham? – Nie byłam pewna, czy dokładnie ją usłyszałam. Prawdopodobnie przemawiała do mnie od jakiegoś czasu, lecz nie słuchałam jej dokładnie i dosłyszałam zaledwie jedno pytanie wyrwane z kontekstu.

– Nic, nieważne. – Uśmiechnęła się smutno, kręcąc głową. Wbiła wzrok w kostkę brukową, jakby była ona najbardziej interesującą rzeczą na świecie.

– Proszę, powtórz. – Zaledwie po jej reakcji zorientowałam się, iż zadała mi pytanie na ważny dla niej temat. Nawiązałyśmy kontakt wzrokowy, który sam w sobie wiele przekazywał.

– To głupie, ale mam wrażenie, że poznałyśmy się znacznie wcześniej. Nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć, po prostu tak czuję – rzekła jednym tchem, jakby obawiała się konsekwencji wysłowienia się.

Potrzebowałam dłuższej chwili, aby rozpracować szczegółowo jej koncepcję. Błądziłam wzrokiem po nieboskłonie, szukając odwagi na wypowiedzenie się. Mała doza niepewności nie wzięła się z płochliwości, lecz z paniki przed szerokim otwarciem się przed blondynką. Powinnam już do tego przywyknąć, jednak lata trzymania wszystkiego głęboko w sobie nieprzerwanie dają się we znaki. Utworzona przeze mnie blokada, przejawiła się tuż przed zabraniem głosu.

– Czasami też mam takie odczucia. – Pogładziłam kciukiem powierzchnię jej dłoni. Uniosłam rękę, którą miałam zaszczyt trzymać od początku spaceru do ust oraz złożyłam na nich delikatny a zarazem czuły pocałunek. Następnie wejrzałam prosto w oczy, obecnie wyrażające lekkie zdziwienie moim zachowaniem. – Być może jesteśmy bratnimi duszami. – Jej odpowiedzią był najbardziej uroczy uśmiech jaki było mi dane ujrzeć.

Przeszłyśmy przez główną bramę parku. Nie miałyśmy konkretnego celu, w którym się tutaj zjawiłyśmy, dlatego postanowiłyśmy dalej błądzić wzdłuż brukowanych ścieżek, podziwiając nocne walory miejskiego parku. Panował spokój oraz cisza, które pozwoliły mi przewietrzyć głowę przepełnioną nadmiarem myśli.

Krzaki po prawej stronie poruszyły się zauważalnie. Ruch nie był spowodowany przez wiatr, raczej wskutek jakiegoś małego zwierzątka tam baraszkującego. W przeciwieństwie do mnie, niebieskooka wyjątkowo była zainteresowana rośliną, a właściwie tym, co wprawiło ją w ruch. Nie zdążyłam nawet zareagować, ponieważ aktualnie znajdowała się przy krzewach.

– Clarke, daj spokój – krzyknęłam, zaprzestawszy stawiania następnych kroków. Dziewczyna była głucha na moją wypowiedź, całkowicie mnie zignorowała. Przykucnęła i zaczęła przebierać rękoma w gąszczu roślinności. – To coś może mieć wściekliznę – dodałam z nadzieją na przekonanie Griffin. Ta jednak była nieugięta w swoich poczynaniach.

Chwyciła coś w dłonie, po czym wstała. W dalszym ciągu stała do mnie plecami, dlatego mogłam jedynie się domyślać gatunku zwierzęcia, obecnie znajdującego się w jej rękach. Rozsądna strona niebieskookiej musiała zostać w domu. Współcześnie zachowywała się niczym małe, zaciekawione dziecko.

Obróciła się na pięcie, a moim oczom ukazał się najprawdziwszy szop pracz. Podtrzymywała go pod łapami, przodem do mnie, przez co mogłam dokładnie zbadać jego posturę. Był to przeciętnej wagi oraz wielkości ssak z rodziny szopowatych. Nic wyjątkowego.

Westchnęłam teatralnie, pocierając palcami o skroń. Wargi blondynki uformowane były w szeroki uśmiech w kształcie banana. Dalsze jej poczynania wyłącznie mnie dopiły. Podczas gdy ja czekałam z pretensjami zauważalnie wymalowanymi na twarzy, aż pozbędzie się zwierzęcia, ona poczęła iść wraz z nim w moją stronę.

– Patrz kogo znalazłam – dopowiedziała, przybliżając się do mnie. Będąc wystarczająco blisko, wyciągnęła na maksymalną długość ramion ssaka ku mojemu obliczu. – Twój brat bliźniak.

Byłam zmuszona wpatrywać się w czarne niczym antracyt oczka należące do małego stworzonka. Pałałam przyjaźnią do matki natury oraz większości jej wytworów, aczkolwiek ten konkretny gatunek nie należał do mych faworytów. Stało się tak głównie za sprawą mojej dziewczyny i jej przyjaciół. O ile pamiętam porównywanie mnie do tych osobników rozpoczęło się w Halloween.

Wpatrując się z wyeksponowaną niechęcią w przedstawiciela gatunku nie potrafiłam doszukać się jego podobieństwa do mojej osoby. Ciągle nie dostrzegałam paralelności. Podniosłam mozolnie wzrok na ucieszoną sytuacją Griffin.

– W dalszym ciągu nie jestem w stanie dostrzec podobieństwa między nim a mną – oznajmiłam oschle. Miała zamiar udzielić odpowiedzi, ale trzymany w jej dłoniach zwierzak zwrócił naszą uwagę, nim zdążyła się odezwać.

Mały skubaniec ugryzł mnie w czubek nosa, po czym wyrwał się z uścisku dziewczyny i uciekł, znikając w nocnych ciemnościach. Swoje zirytowanie wyraziłam w postaci paru przekleństw.

– Jebany! Wiedziałam, że to się tak skończy – ucięłam ostro, przesadnie gestykulując dłońmi. Clarke zaprzestała uroczego chichotu. Po odzwierciedleniu swojego zdenerwowania, nie czekając na rozbawioną towarzyszkę kontynuowałam spacer.

– Nie złość się, Lexa. – Tym razem nawet wypowiedzenie mojego imienia w specyficzny sposób, który miał na celu rozczulić moje serce jej nie pomoże.

Widząc, że absolutnie żadne z jej poczynań na mnie nie działa, zdecydowała się na dramatyczny ruch. Konkretniej, rzuciła mi się na szyję. Jedną dłonią chwyciła moją szczękę i poczęła składać krótkotrwałe pocałunki na moim profilu. W takich warunkach ruch w jakąkolwiek stronę został mi uniemożliwiony.

– W przyszłości adoptujemy szopa. – Uśmiechnęła się głupkowato, kiedy doczekała się mojego spojrzenia na swojej osobie. Z iście pokerowym wyrazem twarzy przypatrywałam się dziewczynie, na którą księżyc skierował swoją poświatę.

– Nie ma mowy – kategorycznie zaprzeczyłam oziębłym tonem. Prawdy nie będę podważać, zdarzyło mi się kilkukrotnie spędzić wolny czas na rozmyślaniu nad naszą dalszą wspólną przyszłością.

W przyszłości idealnej widziałam siebie, leżącą na łóżku spowitym białą, jedwabną pościelą. Clarke znajdowała się tuż obok mnie na tyle blisko, abym była w stanie odczuć ciepło bijące od jej ciała. Jej spokojną twarz oświetlały poranne promyki wschodzącego słońca. Zaczęłam składać pocałunki na jej ustach, dopóki się nie obudziła. Za oknem było można dosłyszeć porywisty wiatr, wprawiający w ruch liście pobliskich drzew. Pod żadnym pozorem nie było tam miejsca na nieusłuchanego szopa. Zgodziłabym się na golden retrievera albo huskyego, lecz z pewnością nie na impertynenckiego szopa pracza. Po moim trupie.

– Jesteś moją dziewczyną, nie masz nic do powiedzenia. – Moje serce spontanicznie przyspieszyło, gdy usłyszałam pierwszą część zdania.

Niespodziewanie zapragnęłam ją pocałować, lecz wtedy wyłącznie na pożądliwych pocałunkach by się nie skończyło. Zacisnęłam dłoń w pięść i biłam paznokcie w skórę, aby chociaż niepozorna dawka bólu fizycznego trzymała mnie przy zdrowych zmysłach.

– Przeczysz sama sobie. – Uniosłam brwi oraz posłałam jej konkretne spojrzenie.

– Nie sądzę. Chcę szopa i prędzej czy później go dostanę. – Była pewna swoich słów, jej głos był nieugięty. Aktualnie szorstki ton odbijał się echem w moich bębenkach usznych. Sprzeciw z pewnością wiązałby się z konsekwencjami, które mogłam sobie tylko wyobrazić. – Znaczy kolejnego. – Puściła mi oczko w uwodzący sposób.

– Jeden ci nie starczy? – Westchnęłam straceńczo.

– Ha! – Ożywiła się w sekundę. Właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę ze znaczenia moich słów. Dałam się wkręcić. – Przyznałaś! – Podskoczyła parokrotnie, nie potrafiąc opanować śmiechu, który swoją drogą był słyszalny na całym terenie parku. – Jesteś szopem. – Chwyciła moje policzki między palce jak w zwyczaju mają babcie tudzież ciotki.

– Nie rób tak. – Chwyciłam gwałtownie obydwa jej nadgarstki. Ręce blondynki zawisły w powietrzu.

– Moim szopem – dodała po chwili ze słyszalną chrypką. Uśmiechnęła się pyszałkowato. Puściłam jej ręce oraz odwróciłam głowę, by nie mogła przyuważyć rumieńca, który zagościł na moich policzkach. Pozostawiłyśmy wcześniejsze tematy za sobą.

W komfortowej ciszy wpatrywałam się w blondynkę, aktualnie rozglądającą się wokół własnej osi. Wyglądała niczym małoletnia dziewczynka, która po raz pierwszy miała okazję obserwować dzieła matki natury.

Jakim sposobem tak urocze oraz z pozoru niewinne stworzonko dało radę nawrócić mnie na właściwą ścieżkę? Pozbierała moje szczątki, po czym dopasowała kawałek po kawałku, dodając wiele od siebie. Chyba nigdy nie będę w stanie odkryć tajemnicy niebieskookiej, jednak cieszę się niezmiernie, że sprawy potoczyły się właśnie w ten sposób.

To ona nauczyła mnie, iż najodważniejszą rzeczą jaką możesz zrobić, to dopuszczenie do siebie drugiej osoby oraz pozwolenie sobie na miłość.

Od autorki: Nie ma to jak umieszczenie tytułu w dialogach 😋

Dziękuję Wam bardzo za wszystkie komentarze, gwiazdki oraz wyświetlenia. To daje mi porządnego kopa w cztery litery, gdy znajduję się w twórczym dołku.

Pozdrawiam 😘

Continue Reading

You'll Also Like

139K 7.9K 34
O tym, co połączy dwie tak bardzo różniące się i zupełnie sobie obce dziewczyny. Jak to jest gdy ktoś wywraca Twój świat do góry nogami? Jak sobie z...
18.8K 2.5K 20
Korzystaj mądrze. Napraw swoje błędy. Korekta : @LonelyPsychosis #551 w fanfiction 02.10.2017r. #449 w fanfiction 03.10.2017r. #366 w fanfiction 04.1...
39K 1.4K 22
Dwie najlepsze przyjaciółki... A może nie? Co jeśli to nie przyjaźń? Co jeśli to coś więcej?... [08.09.2020] #1 w girlxgirl
1.5K 267 17
Aby odziedziczyć firmę rodzinną, towarzyska i rozrywkowa Clarke Griffin musi najpierw odwiedzić swoje rodzinne miasteczko, by poznać wartość ciężkiej...