Moja Lustrzana Śmierć | APH |...

By Sandrialla

1.6K 160 79

❝Życie personifikacji od czasów Drugiej Wojny Światowej stało się czymś w rodzaju katorgi. Zamykane pokoje, p... More

Dzień Przybycia
Dzień Ustalenia

Dzień Przywitania

431 54 19
By Sandrialla

  W jednej chwili ból przeszył całe jego ciało. Powoli otworzył swoje zielone oczy, starając się zorientować, gdzie się obecnie znajduje. Jego oczom ukazała się jego zakrwawiona ręka, przebita wieloma odłamkami szkła. Mrugnął kilka razy, zanim niemrawo wstał z podłogi.

  Z okna wpadały promienie słoneczne, które oświetlały całe pomieszczenie. W powietrzu można było wyczuć okropną duszność, przez którą miał straszne problemy ze złapaniem oddechu.

  Podpierając się o ścianę, niezgrabnie wyjął z dłoni odłamki, robiąc przy tym więcej ranek. Czuł się w tamtym momencie jak nietęgi kościotrup, który w każdej sekundzie mógł upaść i zamienić się w bezwartościowy pył. Jego krew, jakby nigdy nic bezwładnie spływała po skórze na ziemię, plamiąc przy tym jego stare buty, co pamiętały jeszcze początki komunizmu. Przeklął głośno i szybko po wyrzuceniu szkła w kąt pokoju, wytarł swoją rękę o bluzę.

  Jezu, ile on spał? 

  Jakim cudem on w ogóle zasnął na podłodze?

  Czekaj, przecież chyba zemdlał.

  Westchnął bezgłośnie, przemykając swoje oczy. Chciał w tamtej chwili jedynie wyrównać swój oddech i bicie serca. Czuł się dziwnie, jakby ponownie umierał.

  Jednak jaka byłaby różnica, gdyby faktycznie zmarł? Praktycznie żadna.

  Choć to brzmiało wręcz absurdalnie. Przecież przez większość swojego istnienia, walczył o prawo bytu na mapie. Darł się, choć chciano wyciąć bezprawnie jego język. Bił się, choć miał złamane wszystkie możliwe kości. Szarpał, pluł, gryzł, ale nigdy się nie poddawał. Myślał wyłącznie o przetrwaniu na tym okropnym świecie, tylko po to, aby przynajmniej jedne polskie dziecko uśmiechnęło się na widok swojego żyjącego rodzica. Żeby w szkołach mogli uczyć się o jego pięknej historii i tak samo cudownego języka.

  Jednak teraz to wszystko utraciło nagle sens.

  Ponownie spojrzał na swoją dłoń pobrudzoną czerwienią. Ile razy widział podobny widok?

  Ten byłby już setny, a może nawet tysięczny.

  Przez jego głowę przeszła myśl, czy byłaby możliwość śmierci personifikacji. Przecież w pewnym stopniu był człowiekiem...

  Prawda?

  P r a w d a?

  Jednak szybko przekręcił głową i odrzucił te dziwne myśli. Za mało wódki, innej możliwości nie było. To było zbyt dziwne.

  Myśli samobójcze...

  Zaśmiał się głośno.

  On? I samobójstwo? Proszę was! Po tym całym gównie, jakim przeszedł, miał się po prostu zabić? Wypraszał to sobie!

  I z tą myślą, skierował się do salonu z ogromnym uśmiechem na ustach. Pomimo złego samopoczucia, dawał radę iść prosto, choć od czasu do czasu, podpierał się ściany. Z tego, co pamiętał, bo pamiętał nie wiele, jak dzień swojego zatracenia, powinien mieć bandaże w swojej torbie. Zawsze miał je przy sobie, obok broni, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś postanowił go zastrzelić.

  Nigdy nie odstawał z nią na krok.

  Bo proszę was!

  Kto normalny by czuł się bezpiecznie po tylu zdradach?

**********

  Japonia wszedł do łazienki, trzymając mocno przyciśnięty do klatki piersiowej blok białych kartek. W kieszeniach spodni trzymał czarny marker, który zawsze śmierdział na kilometr, jednak miał do niego zbyt wielki sentyment, aby się go pozbyć. Zamknął za sobą drzwi i powolnymi krokami podszedł do umywalki. Na jego wielkie, och tak bardzo wielkie szczęście miał większy luz od innych, więc miał możliwość chodzenia samemu do łazienki. Dziękował w duchu losowi, że jego szef nie był aż tak popieprzony i nie wysyłał ochroniarzy, którzy mają za zadanie jedynie sprawdzić, czy personifikacja faktycznie załatwia swoje potrzeby.

  I czy przypadkiem się nie tnie.

  Kolejna konferencja, czy to kiedykolwiek się skończy? Obawiał się, że nie.

  Polska przecież był świrem.

  Totalnym świrem co kochał robić niemożliwe.

  Może za to Japonia darzył go sympatią? Co prawda, ich tajemny sojusz podczas Drugiej Wojny Światowej był wynikiem sojuszu Niemiec i Rosji, aby pstryknąć im w nos, jednak i tak go lubił. 

  Odkręcił wodę w kranie i niezgrabnie przemył swoje chude ręce. Były brudne od tego czarnego markera.

  Niespodziewanie jednak, do jego uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi i wręcz głośne kroki. W net kątem oka spojrzał w lustro i gdy tylko ujrzał przy wyjściu z toalety Prusy, przymknął oczy z wyraźną ulgą.

  To nie tak, że bał się swojego szefa czy coś.

  Po prostu go nie lubił.

  — Cześć Japonio — powiedział beznamiętnym głosem z jakąś nutką nie pewności Gilbert. Kiku spojrzał się w jego kierunku, badając go od stóp do głów. Po ukończeniu wojny, Niemieccy politycy wywieźli go na koniec kraju, gdyż nie był im już do niczego potrzebny. Dlatego również, nikt od tamtego momentu go nie widział.

  Jednakże o dziwo go tu wpuścili.

  Pewnie ludzie go podejrzewali o to, że mógł wywieźć Feliksa z Polski. Przecież nie miał żadnych ochroniarzy i mógł robić, co tylko zachciał, lecz Japończyk, widząc, jak tamten zapalał papierosa, to bez problemu mógł się domyślić, że personifikacja Prus postanowiła upaść na samo dno. Choć przy tym przekonaniu powinno wystarczyć jedynie fakt, że śmierdziało od niego alkoholem i miał pod oczami sińce.  

  Japonia jedynie ukłonił się niezgrabnie i szybko powrócił wzrokiem na swoje odbicie lustrzane. Nie miał zielonego pojęcia, jak się przy nim zachować. Słyszał plotki, że albinos został zmuszony do wyrzeknięcia się z bycia personifikacją. Taka możliwość istniała wyłącznie wtedy, gdy państwo zaprzestało istnieć, a personifikacja jakimś wspaniałym cudem nadal istniała. Nie jest to jednak taka sama sytuacja co z Republiką NikoNiko, który bez żadnego problemu mógł raz pozostać człowiekiem, aby po chwili powrócić do bycia mikronacją.

  Z tego, co wiedział, a dokładnie, z tego, co był świadkiem, proces ten polegał dokładnie na tym, że personifikacja traciła swoją nieśmiertelność, aby po kilku minutach stać się bezwartościowym pyłem.

  Przecież sam widział, jak z Romano pozostało wielkie nic. Nic niewarty pył, który zniknął tak szybko, jak się tylko pojawił.

  Przekręcił szybko głowę, aby odgonić te myśli. Po co wykładać przeszłość na stół? Było, minęło, trzeba istnieć dalej! Lepiej zakopać te wspomnienia dziesięć stóp pod ziemią, a może nawet głębiej.

  Prusy ze spokojnym krokiem skierował się do Japonii, patrząc z beznamiętnym spojrzeniem przed siebie.

  Jeżeli faktycznie zrzekł się z bycia personifikacją, to jakim cudem jest w stanie jeszcze chodzić?

  — Jak twoje gardło?— Stanął przy Kiku, pokazując palcem na jego szwy i siniaki wokół szyi. Wymieniony wcześniej, jedynie pokazał kciuk w górę i mocniej przycisnął swój blok.

  Na twarzy dawnych Prus, pojawił się dziwny i niepokojący uśmiech. Spojrzał w lustro, aby prawdopodobnie nie musieć patrzeć na Kiku. Przynajmniej tak tamten odebrał.

  Czarnowłosy szybko wyjął ten nieszczęsny marker i jakąś czystą kartkę papieru, po czym zaczął coś na niej bazgrać. Zawsze miał problemy z pisaniem po angielsku, przecież nie bez powodu Japończycy zostali okrzyknięci słabeuszami z tego języka, jednak przez to, że tylko wyłącznie nieliczni znali pojęcie „język migowy” musiał się tego nauczyć. Koślawymi literami napisał słowa:

  "Jak się czujesz?"

  Gilbert zaśmiał się głośno, po czym wyjął papierosa z ust.

  — Jakbym umierał!

  Kiku kiwnął niepewnie głową, uciekając wzrokiem na wyrzygany śmietnik. Wcześniej uraczyła tu obecnością Ukraina, która dosyć brutalnie została uderzona w brzuch do takiego stopnia, że musiała wybiec się wyrzygać.

  Przecież gdyby wyrzygała się na podłogę, mogłaby zostać mocniej pobita.

— Nie wiedziałem, że tak się popieprzy!

Japonia na niego spojrzał z pytającym wyrazem twarzy.

  — Polityka pierdoli się w tańcu gorzej niż Roderich na parkiecie! To, co tu się odpierdala, jest gorsze niż... Niż...

  Jego ciało zaczęło się niezauważalnie trząść. Spoczął po chwili wzrokiem z powrotem na japońskiego towarzysza, który na tej samej kartce papieru zaczął coś bazgrać.

  "A co myślałeś? Kiedy ty balowałeś, my byliśmy pierdoleni w tym tańcu"

  Nie minęła nawet jedna chwila, a usłyszał w odpowiedzi uderzenie pięścią w umywalkę.

  — Nie balowałem! - krzyknął Prusak, łapiąc się za głowę. Jego twarz wyrażała wściekłość, zagubienie i ogromną gorycz, lecz Kiku nie okazał nawet najmniejszej skruchy i jakby nigdy nic, po prostu się na niego patrzył. — Próbowałem wam pomóc!

  "To ślicznie ci wyszło. Austria stracił słuch, wiesz? "

  Była personifikacja Prus ścisnął mocno pięści, wbijając paznokcie w skórę, powodując krwawienie. Jego wzrok utknął na podłodze, jakby bał się spojrzeć w oczy swojego towarzysza. Syknął z bólu, gdy po chwili krew zaczęła skapywać na podłogę.

  Kap.

  Kap.

  Japonia patrzył bez jakiegokolwiek wyrazu na albinosa. Przycisnął ponownie blok do swojej klatki piersiowej, a marker szybko wsadził do kieszeni spodni. Nie miał już ochoty z nim rozmawiać, chciał jedynie w tamtym momencie sobie pójść. Daleko od tego wraka człowieka, od którego śmierdziało na kilometr alkoholem. Przypominał mu takiego typowego bezdomnego alkoholika, którego miał kiedyś zaszczyt poznać na konferencji w USA.

  On się zachowywał bardzo dziwnie.

  Już miał go ominąć, gdy dotarł do niego głośny i skrzeczący śmiech. Ponownie spojrzał na niego. Zauważył, że Gilbert zaczął mizernie szlochać i starał się niezgrabnie wytrzeć swoje łzy, jednakże mimo tego, jedynie brudził swoją skórę krwią. Jego papieros upadł na ziemię, a on sam nieświadomie go zdeptał.

  — Uda mi się!

   Kiku cofnął się.

  — Słyszysz!? Uda mi się! Uratuję was!

  Po jego policzkach zaczęły spływać więcej łez.

  — Eliza znów będzie widzieć!

  Tupnął nogą jak małe dziecko, chcące słodyczy. Choć według personifikacji Japonii, wyglądał w tamtym momencie jak małe, zagubione dziecko, które chciało umrzeć. Choć bardziej by tu pasowało określenie „szalone dziecko, które pragnie się wykrwawić na śmierć".

  — A-a ty... Odzyskasz głos! Prawda?

  Japonia ponownie się od niego cofnął, przyciskając mocniej blok. Był w tamtym momencie sparaliżowany, chciał za wszelką cenę uciec stamtąd. Wybiec z tej łazienki, z tej pieprzonej konferencji, z tego cholernego kraju i się schować. Nie obchodziło go gdzie, mógłby się nawet zatrudnić jako robotnik w chińskiej fabryce, tylko proszę, najdalej od tego... Od niego.

  — Prawda!?

  Gilbert zbliżył się do niego z wyciągniętymi dłońmi. Cała jego twarz była już wybrudzona krwią, a ciało trzęsło się niemiłosiernie. Japonia mógłby przyrzec na swoje istnienie, że w tamtym momencie ujrzał u niego błysk szaleństwa.

  Pozostał z niego jedynie szaleniec, który bezprawnie wierzył we wolność, kiedy jego cały świat zwalił się w drobny mak.

  Chciał krzyknąć, lecz nie mógł. Z każdym krokiem albinosa cofał się, w duchu czekając na jakikolwiek cud, co go ocali. Zaczął odczuwać paniczne przerażenie.

  Niech ktoś zabierze stąd tego szaleńca. Najlepiej do jakiegoś psychiatryka, piwnicy, czegokolwiek. Niech mu założą nawet kaftan bezpieczeństwa, tylko proszę, błagam, zabierzcie go stąd.

  Zanim jednak któryś z nich wykonał jeszcze jakikolwiek ruch, do łazienki wparowała Ukraina, trzymając mocno swoje usta. Nie uraczyła ich nawet spojrzeniem i podbiegła do najbliższej toalety, aby wyrzygać zawartość żołądka.

  Głosy z sali konferencji nagle się ożywiły i zaczęli bezlitośnie krytykować zachowanie Oleny. Tak biednej Oleny, och tak bardzo biednej...

  Nie powinna w ogóle uciekać!

  To jej wina, że ją uderzyli!

  Ona nie ma prawa chodzenia do łazienki bez ochroniarzy!

  Ludzie nie tolerują ludzi, którzy się tną!

  Po chwili jednak wyszła z kabiny i przelotnie spojrzała na nich, jakby nic na tym świecie nie znaczyli.

  Choć bardziej można było to nazwać, strachem przed spojrzeniem człowiekowi w oczy.

  Brud na jej koszulce wskazywał na to, że została ponownie skopana na ziemi, za to, że źle kiwnęła palcem. Jak tylko się jej przyjrzało, można było zauważyć jej straszliwą utratę wagi w ciągu kilku lat, jej wszystkie kształty zniknęły po tym, jak zaczęli ją głodzić i karmić tylko jeden raz dziennie.

  Choć dla innych personifikacji, to było jeden raz dziennie.

  Kiku zauważając sytuację, że Prusy jest zajęty oglądaniem Ukrainy od stóp do głów, wybiegł z łazienki. 

  Miał totalnie gdzieś, że jego kartki wypadają z bloku.

  Nie miał ochoty tam siedzieć.

  A tym bardziej z tym... Czymś.

**********

  Feliks od zawsze miał obsesje na punkcie broni. Nie było dnia ani nocy, której by jej nie nosił. Nie ważne, czy to była broń palna, czy biała. Mało go to właściwie obchodziło, nie czuł się w ogóle bezpieczny. Był typowym paranoikiem. Co prawda, trudno było mu ukryć tę broń przed politykami, ale czy on by nie potrafił? Proszę was, on umie praktycznie wszystko.

  Udowodnił to między innymi, kiedy zwiał z polityki.

  Po zabandażowaniu ręki sprawdził czy w jego rewolwerze były jeszcze naboje. Żałował mocno, że nie był w stanie zabrać więcej broni palnej, jednak lepsze to niż nic, prawda? Jedyną rzeczą, nad którą ubolewał był fakt, że nie zabrał swojej spluwy od razu, kiedy skierował się do sypialni.

  Co, jeśli byłby tam jakiś facet z bronią?

  Lub co gorsza, kobieta z bronią?

  Nie daj Boże, nie mógł uwierzyć, że pozwolił się na taką bezmyślność! Co prawda, miał wiele ukrytych, ostrych przedmiotów w ubraniu, jednak dla niego to było za mało. Miał tego tyle, że z pewnością bramka na lotnisku by zapiszczała, nie jeden raz, a może osiem. Nawet posiadał na butach ukryty schowek, gdzie ukrywał noże.

  Jednakże nawet z tym, nie czuł się bezpiecznie.

  Będzie musiał kupić strzelbę, tego był pewien.

  Rozglądał się po pomieszczeniu. Skoro żarcia miał sporo, to mógł bez żadnych problemów zacząć porządki. Do pracy pójdzie kiedy indziej. Choć według niego to nawet będzie najbezpieczniej, jego zaginięcie wtedy bardziej ucichnie. A widząc, ile było tu brudu, nie zdziwiłby się, gdyby utknął tu do Wigilii, sprzątając.

  Zanim jednakże postanowił rozpocząć porządki, przeszedł kilka razy po domu wraz z bronią, chcąc być pewny na sto procent, że nic mu nie grozi. Może minęła godzinka lub dwie (przecież trzeba sprawdzić każdy najmniejszy kąt) i stanął ponownie na środku mieszkania. Przeczesał swe włosy i zaczął się rozglądać. Co prawda, nadal czuł się jak gówno, jednak postanowił, że to go nie powstrzyma przed tymi porządkami. Chciałby już do cholery pozbyć się tego kurzu.

  I pająków.

  Zwłaszcza pająków.

  Idąc w rytmie skrzypień podłogi, zaczął zwalać prześcieradła z mebel na podłogę. Towarzyszył mu przy tym okropny kaszel i próba nieuduszenia się w tym pokoju. Pozostawał brud na swoich dłoniach, na co za bardzo nie zwracał uwagi. Potem się to przemyje bez różnicy!

  Ze spokojnym krokiem, wrzucając na ziemię kolejne prześcieradła, podszedł w końcu do pół okrytego lustra.

  Nie zważając na nic, zdecydowanym ruchem zwalił materiał z obiektu.

  Jednak za cholerę się nie spodziewał tego, co ujrzał.

  W odbiciu lustrzanym stała niższa od niego kobieta. Wyglądała dosyć... Koszmarnie. Jej blade i wyniszczone blond włosy, były przyczepione wieloma spinkami, tak jakby zrobiła to na szybko. Za duża bluza i spódnica do kostek wręcz z niej zwisały, a ona sama wyglądała jak zombie z bladą i wymęczoną twarzą.

  W jednej chwili złapał się za broń, panikując już całkowicie. Mamrotał jakieś niewyraźne słowa pod nosem, które za cholerę nikt by nie zrozumiał. Nawet gdyby stał obok niego. Choć z pewnością, gdyby ktoś tam stanął, leżałby już dawno martwy.

  Nieznajoma, widząc u niego broń, opadła wnet na ziemie z przerażenia. Po jej mimice twarzy można było łatwo wnioskować, że za cholerę nie wiedziała co się wokół niej dzieje.

  Wyglądała jak zagubione, malutkie dziecko, co pierwszy raz było w przedszkolu bez mamy.

  Złapawszy pierwsze lepsze prześcieradło z ziemi, rzuciła w nie lustro, a następnie potykając się o własne nogi, wybiegła z pola widzenia Feliksa.

  — Wracaj tutaj! — krzyknął pewnym tonem, choć jego głos drżał, tak samo, jak ręce. Był w każdej chwili gotowy do wystrzału.

  Wiedział, że w końcu go zaatakują.

  Tylko za cholerę się nie spodziewał, że to stanie się w lustrze.

  Podszedł szybko do niego.

  Czy to już się nazywa szaleństwo?

  Czy to wynik tego popieprzonego pająka, co wlazł mu na ręce, gdy zemdlał? I brak wódki?

  Nie wiedział, patrzył w szoku na puste odbicie. Ja pierdole, co tu się odwaliło? Spróbował dotknąć framugę lustra, choć coś w jego głowie mówiło, że powinien uciekać. Jednak zanim udało mu się w jakikolwiek sposób dotknąć, poczuł, jakby coś spływało po jego ustach.

  Z drżącą ręką wytarł nos.

  I z przerażeniem odkrył, że to była krew.

  Przecież się o nic nie uderzył, a był zdrów jak ryba! Jak kto możliwe, że krwawił z nosa!?

  Cofnął się aż do ściany w błyskawicznym tempie i wykrzykując jakieś niewyraźne słowa, zużył cały magazynek rewolweru na chybił trafił. Nie patrzył, gdzie strzelał.

  Chciał to po prostu zabić.

  Kiedy zauważył, że lustro nawet nie drgnęło, wypuścił spluwę z rąk, a następnie bezwładnie opadł na kolana, ciężko dysząc.

  Na ścianie znajdowało się wiele dziur wystrzałowych. Udało mu się nawet odstrzelić wazon żółtych róż, stojących przed lustrem.

  W tamtym momencie, płatki kwiatów bezwładnie latały po pomieszczeniu, opadając lekko.

  Feliks ponownie skierował swoją broń. Może i pozbył się całego magazynku, jednak go to wcale nie obchodziło.

  Ktoś robi z niego żarty.

  Ktoś chce zrobić mu krzywdę.

  Tylko jak wlazł do lustra?

  OBożeBożeBożeBożeBoże...

  Czyżby sam Bóg robił z niego żarty!? Czy to wszystko było zaplanowane? Czy to może wina Szatana?

  Gdy poruszał dłońmi, aby wytrzeć krew, czuł się, jakby został do tego zmuszony.

  Jakby stracił wolność.

Onienienienienienienie!

  Nie pozwoli na to! Nie teraz!

  Idź sobie Szatanie! Nikt cię tu nie chce!

  Zniknij, przepadnij!

  Proszęproszęproszęproszęproszę!

  Po jego policzkach spływały niefortunnie łzy.

  — Wracaj tutaj! — krzyknął ponownie jakby bezgłośnie. Można wręcz powiedzieć, że nie mógł kontrolować, to co robił.

  Czy to już szaleństwo?

  Czy może piekło?

  Odpowiedziała mu jedynie cisza, więc zaczął wykrzykiwać wniebogłosy jakieś farmazony. Lecz nie minęła nawet minuta, a zaczął się histerycznie śmiać.

  Ma zwidy, prawda?

  Prawda?

  P r a w d a ! ?

  Oczywiście, że tak! Innej opcji nie ma!

  Tam nikogo nie było!

  To były zwidy! Przecież nikt by nie mógł wleźć do lustra!

  Podparł się dłońmi o podłogę, nie mogąc przestać się rechotać.

Continue Reading

You'll Also Like

81.6K 2.4K 38
Francesca Astor came to Love Island to find her soulmate, and once she sets her eyes on him, she's never letting go. Rob Rausch x Fem!oc #1 robertrau...
169K 8.9K 57
Abandoned and ignored by her father, Princess Vaella remained at her mother's side. Forced to watch as life went on for those around her, while her...
569K 9K 125
You can clearly tell who my favorite drivers are....
2M 57.3K 95
On the twelfth hour of October 1st, 1989, 43 women gave birth. It was unusual as none of them had been pregnant since the first day they started. Sir...