Klęczałem na podłodze nie mogąc dojść do siebie. To miejsce łączy się z bolesnymi wspomnieniami. Nie chcę tu być, ale nie mam innego wyboru. Miałem coś znaleźć, tylko co ? Coś ważnego...
- Papiery... - Wyszeptałem i gwałtownie podniosłem się z szarych paneli, ocierając zapłakaną twarz.
Mój ojciec przechowywał dokumenty w metalowym sejfie z tego co pamiętam, to jedyna rzecz która nie spłonęła. Zacząłem grzebać w biurku wywalając na ziemie wszystkie białe kartki, które zostały tam włożone zapewne po to, by tworzyć złudzenie przeszłości. Szperałem po szafkach i regałach na książki, ale nigdzie nie ma tego przeklętego sejfu. Przecież wyraźnie kazałem przynieść wszystko co ocalało z powrotem do tego domu ! Jebani robotnicy ! Zrobili wszystko takie same a zapomnieli o jebanym metalowym, w chuj dużym gównie ?!
Miotałem się tak z dobrą godzinę i nic nie znalazłem. Zero śladu po sejfie. Wcięło, zniknął od tak. Te papiery które się tam znajdowały mogły mi kurwa pomóc !
Westchnąłem zrezygnowany i przeczesałem dłonią brązowe włosy. Boże tato, gdzie schowałeś te papiery ? Spojrzałem jeszcze raz w stronę biurka próbując przypomnieć sobie, gdzie kiedyś je chował.
Szafki odpadają, regały też, biurko tym bardziej. Co zostaje ? Gówno zostaje. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i nagle mnie olśniło. Jak ja mogłem o tym zapomnieć ?! Kiedyś wszedłem do gabinetu ojca bo czegoś szukałem i zastałem go klęczącego na podłodze. Mówił, że spadł mu długopis, ale trzymał w ręku kawałek paneli... Czyli to musi znajdować się pod panelami !
Podszedłem do przeciwległej ściany na której znajdowała się pusta, złota rama na obraz w której kiedyś, znajdował się portret mojego ojca ze mną i moją matką. Zacząłem ugniatać prawą nogą miejsce, gdzie niegdyś klęczał mój tata. I trafiłem ! Miejsce które zapadało się pod moim ciężarem. Że też to odtworzyli...
Kucnąłem i wyciągnąłem z kieszeni ,czarną wizytówkę z logo mojego biura i próbowałem podważyć nią jeden z paneli. Po kilku nieudanych próbach, nareszcie udało się....
- Błagam niech coś tam będzie. - Wymamrotałem pociągając za szary panel.
Moim oczom ukazała się metalowa powłoka z zamkiem na szyfr.
- Kurwa ! - Warknąłem. Skąd ja mam kurwa znać szyfr ?! A tak po za tym, to skąd mam pewność, ze żaden z robotników go nie zmienił ?! Chociaż wątpię że któryś go znał...
Głośno westchnąłem chwytając za masywną, metalową kłódkę i wpisałem pierwszy, lepszy szyfr... Data urodzenia mojej matki tysiąc dziewięćset dwadzieścia dwa. Szarpnąłem za kłódkę, ale ani drgnęła... No dobra to może tysiąc dziewięćset czterdziesty, moja data. Kłódka ani drgnęła.
- Ja pierdolę ! Ojcze serio ?! - Warknąłem do siebie.
Okej tatusiu niech będzie data twojego ślubu z matką, tylko który to był... Chyba tysiąc dziewięćset trzydziesty ósmy. Wpisałem datę i efekt był taki sam. Niech będzie, zaraz się wkurwię... ostatnia próba, data mojego ojca. Wpisałem tysiąc dziewięćset dwadzieścia... I stał się cud ! Kłódka się kurwa nie otworzyła !
- Pierdole to ! - Wrzasnąłem i walnąłem pięścią w metalową powłokę w której nagle puściły zamki. - Poważnie ? Tylko tyle ? - Otworzyłem sejf na którego dnie spoczywał stary, brązowy notes z wygrawerowanym, złotym napisem "Yashiro Miyazawa".
Mój ojciec prowadził pamiętnik... ? Wziąłem notes do rąk, przyglądając mu się uważnie. Przekartkowałem kilka stron z których wypadły dwa zdjęcia. Jedno przedstawiało ojca z czerwonookim wariatem z hotelu. Jak dobrze kojarzę, to zakończenie liceum. Obydwoje byli w czarnych mundurkach z logo szkoły i trzymali dyplomy zawinięte w rulony. Oczywiście mój ojciec wydawał się cholernie zadowolony na tym zdjęciu, jak zresztą na każdym jakie kiedykolwiek posiadał a które spłonęły, ale ten czarnowłosy gostek wydawał się... Sam nie wiem, smutny ? Czyli ojciec się z tobą przyjaźnił... Więc dlaczego tak zareagowałeś na wieść że ma syna ? To nie ma sensu...
Spojrzałem na drugie zdjęcie na którym byłem dziesięcioletni ja razem z ojcem. Klęczał uśmiechając się od ucha do ucha a ja przytulałem się z całej siły do jego szyi. Matka zrobiła nam to zdjęcie dzień przed ich śmiercią... Czyżby ojciec wiedział, że umrze ?
- Panie Miyazawa ?
Odwróciłem się gwałtownie w stronę drzwi w których stał Yuji. Racja, przecież go zabrałem. Kompletnie zapomniałem... Schowałem zdjęcia do notesu i wsadziłem go w kurtkę.
- Yuji... - Wyszeptałem gdy ten z rozpędem rzucił się w moje ramiona, co skutkowało moje bliskie spotkanie z podłogą. Przytuliłem go najmocniej jak mogłem, modląc się w duchu by nie było po mnie widać, że płakałem.
- Czy ktoś oprócz nas jest w tym domu ? - Zapytał, przerywając ciszę która zapadła a jego ciało zadrżało w moich objęciach.
- Nie. Dlaczego pytasz ? - Zapytałem nie wiedząc, co ma konkretnie na myśli. Uniósł głowę z mojego torsu i spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem.
- B-bo ktoś jest na korytarzu...
- Co ?
Podniosłem się razem z nim z ziemi, puszczając jego drobne ciało. Przysunąłem go jak najbliżej ściany i pokazałem mu żeby był cicho. Skierowałem się powoli w stronę drzwi, wyciągając broń z kieszeni kurtki. Taa, takie małe zabezpieczenie. Naładowałem kaliber i wyskoczyłem na korytarz kierując broń w stronę.... W stronę powietrza?
- Przecież tu nikogo nie ma... - Wyszeptałem spoglądając w stronę Yuji-ego, który nerwowo cofnął się, uderzając z głośnym hukiem w ścianę. Osunął się opadając na kolana. Jeszcze raz odwróciłem wzrok z stronę korytarza, ale nadal nikogo nie było.
- Yuji ?! - Wrzasnąłem, gdy z jego nosa pociekła strużka krwi a z oczu popłynęły łzy.
Podbiegłem w jego stronę kucając przed jego drobnym ciałem. Próbowałem mu pomóc ale mi tego zabronił, nie pozwolił mi się dotknąć.
- Zginął. - Wyszeptał zaciskając dłonie na swoich włosach.
- Kto zginął ? - Wpatrywałem się w niego z przerażeniem. Nigdy nie widziałem żeby tak się zachowywał. Krew z jego nosa zaczynała lecieć coraz mocniej, plamiąc jego ubrania, ręce i białe włosy.
- Zginął... Zginął... Zginął... - Powtarzał w kółko jedno słowo. Trząsł się z przerażenia mamrocąc pod nosem to jedno, przeklęte słowo, nie zwracając uwagi na krew ani na moja obecność. Ignorował mnie, nie pozwalając się dotknąć.
Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu i niechętnie wyciągnąłem go z kieszeni. Spojrzałem na wyświetlacz po czym odebrałem ciągle wpatrując się w zapłakaną i brudna od krwi twarz Yuji-ego.
- Miyazawa. - Warknąłem do natręta.
- Musisz przyjechać... - Pierwszy raz usłyszałem zdołowany głos tego cholernego gliny.
- Co się stało ? Teraz jestem trochę zajęty. - Przewróciłem oczami wstając z podłogi.
- Mamy dwie ofiary. Przyjeżdżaj. - Jego ton głosu nie wyrażał sprzeciwu, co przyznaję trochę mnie zaintrygowało.
- Słuchaj nie mogę...
- Kurwa musisz ! - Warknął a ja westchnąłem na znak rezygnacji. Kurwa mać ! Mam teraz coś ważniejszego do opanowania niż zajmowanie się kolejnymi ofiarami...
- Gdzie ? - Zapytałem poirytowany.
- Twoje biuro...
- Że co ? To kurwa jakiś żart ?! - Warknąłem. Jeśli to jebany kawał, to mało zabawny.
- Przyjeżdżaj. - Wyszeptał rozłączając się.
Wpatrywałem się zdezorientowany na telefon przetrawiając to, co przed chwilą usłyszałem. Dwie ofiary w moim biurze ? Co to ma kurwa być ?! To niemożliwe...
- Wstawaj. - Powiedziałem zimnym tonem głosu kierując wzrok na Yuji-ego. Białowłosy podniósł leniwie głowę wbijając zielone, zapłakane oczy w moją twarz. Nie ruszył się. Przewróciłem oczami, schowałem telefon do kieszeni i chwyciłem go za rękę, podnosząc jego ciało do góry. Nie zważając na nieudolne próby wyrwania ręki z mojego uścisku, wyprowadziłem go z budynku.
- Puść mnie ! - Wrzasnął na pół osiedla, gdy znaleźliśmy się przed samochodem. Przygwoździłem go swoim ciałem do maski samochodu, unieruchamiając mu obydwie dłonie, którymi próbował mnie walnąć.
- Kurwa uspokój się i posłuchaj ! - Warknąłem wbijając w niego intensywnie złote oczy. - Nie wiem co ci się stało. Nie wiem kto zginął, ale błagam cię. Opanuj się ! Teraz musimy jechać do biura. Więc z łaski swojej wsiądziesz do samochodu, no może że chcesz tu zostać. - Puściłem jego ręce i wsiadłem do samochodu. Stał przez chwilę wpatrując się w rezydencje, ale w końcu wsiadł na miejscu pasażera.
- Wybacz. - Wyszeptał zapinając pasy.
Nic nie odpowiedziałem. Włączyłem silnik i ruszyliśmy z głośnym piskiem opon w stronę mojego biura.
. . .
Droga minęłam nam w całkowitej ciszy i po niecałych dwóch godzinach dotarliśmy pod moje biuro. Roi się od policji, karetek i mediów. Wysiadłem z samochodu razem z moim, lekko upapranym krwią podwładnym. Co prawda doprowadził się do porządku, no ale tej krwi z ubrań i lekko opuchniętych oczu po płakaniu nie udało się zakryć. Przepychaliśmy się przez zebrany tłum gapiów do środka budynku. Gdy wreszcie udało nam się dostać za taśmę policyjną, dostrzegł mnie Komatsuzaki.
- Miyazawa ! - Wrzasnął stojąc przed wejściem do biurowca i machając mi w geście, bym do niego podszedł.
- Co się stał ? - Zapytałem ciągnąc za rękę Yuji-ego.
- Jak już mówiłem przez telefon, mamy dwie ofiary w twoim budynku... - Wymamrotał pod nosem spuszczając ze mnie wzrok. Mam coś kurwa na gębie, czy co ?
- Od "Lalkarza" ? - Spytałem obserwując bacznie jego reakcję. Może myśli, że to ja ? Znowu...
- Tak ale...
- Numer czterdzieści dziewięć i pięćdziesiąt jeden, zgadza się ? - Zapytał Yuji przerywając w pół zdanie komendantowi. Komatsuzaki spojrzał na mnie pytająco, kim jest dany chłopak.
- To Yuji... mój podwładny. - Wyjaśniłem na co skinął głową.
- Nie mylisz się dzieciaku. - Zwrócił wzrok ku białowłosemu. Poczułem mocniejszy uścisk na mojej dłoni...
- Dobra w skrócie dwie ofiary. - Wymamrotałem. - Aktualnie moje biuro jest z tego co widzę oblężone, więc może wejdziemy do środka zobaczyć te ofiary ? - Spytałem Komatsuzaki-ego i już miałem wejść do budynku, gdy powstrzymała mnie jego ręka taranująca mi przejście.
- Komatsuzaki... - Warknąłem puszczając dłoń Yuji-ego.
- Nie wchodź. - Spojrzał na mnie w dziwny sposób na co prychnąłem i totalnie go zignorowałem, mimo wszystko wchodząc.
Rozejrzałem się po holu po którym krzątali się policjanci. Spytałem pierwszego lepszego o drogę do ciał okazało się, że obydwa znajdują się w moim biurze. Nie powiem trochę przesrane. Jeszcze serio pomyślą, ze to moja wina... Skierowałem się do windy która w ułamku sekundy zawiozła mnie na sam szczyt biurowca. Wyszedłem w pośpiechu z windy, którą od razu zajęło czterech policjantów. Gdy postawiłem pierwszy krok w moim biurze nie mogłem uwierzyć w to, co widzę...
Białe ściany całe poplamione krwią, okna od podłogi po sufit zaplamione krwią, wszystkie szafki na dokumenty, moje biurko i wszelkie papiery skąpane we krwi... Nawet sufit ubabrany krwią... Wszystko...
Scena dosłownie jak z krwawego horroru. Jedno z ciał które należało do kobiety z numerem pięćdziesiąt jeden, którą pierwszy raz na oczy widzę, jest rozerwane na strępy... Jej nogi, ręce a nawet głowa są porozrzucane po całym pomieszczeniu.
- Boże... - Wyszeptałem gdy poczułem niepohamowaną chęć puszczenia pawia. Rozejrzałem się za drugim ciałem, ale nigdzie go nie było. Czyżby aż tak zostało zmasakrowane ?
- Miyazawa ! - Usłyszałem za plecami zmęczony głos komisarza.
- Gdzie drugie ciało ? - Zapytałem lodowatym głosem w dalszym ciągu wpatrując się w zakrwawiony pokój. Nie mówicie mi że...
- Wybacz... Tak bardzo mi przykro...
Z moich oczu zaczęły płynąć gorące łzy, które wyrażały nienawiść i żal.
- Wybacz... - Powtórzył skruszonym głosem.
- Kim była ofiara ? - Zapytałem a moja złość i żal urosły do granic możliwości. To nie może być prawda...
- Miyazawa...
- Gdzie on jest ?! - Wrzasnąłem waląc pięściom w pierwszą lepszą ścianę. To się nie dzieję na prawdę...
- Uspokój się...
- Zamknij mordę ! Gdzie on jest ?! - Warknąłem a moje łzy zaczęły lecieć strumieniami. - Gdzie jest Akio...
- Nie żyje...