Nowa Generacja

By night_child00

35 1 0

Gdy przyjaciel Aimée odkrywa tajemniczy schron, wiadomo już, że ta historia nie skończy się dobrze. Nastolatk... More

Rozdział II

32 1 0
By night_child00

 Przytomność odzyskałam w możliwie najdziwniejszej pozycji: wisząc kilka metrów nad ziemią. Był to gęsty, ciemny las. Ostatnie miejsce, w jakim chciałabym się znaleźć. Zeskoczyłam na trawę, zastygając pochylona do przodu. Z obu stron otaczały mnie same znajome twarze. Wszyscy głośno rozmawiali ze sobą, od czasu do czasu przerywając sobie głośnym śmiechem i przepychaniem się nawzajem.

-Ładna grafika. -powiedział Victor, rozglądając się dookoła. -Szybki jesteś w tworzeniu awatarów, Hugo.

-To nie...ekhem. Ma się te zdolności... -głos w słuchawce należał do Bonneta. -Słuchajcie, w waszej okolicy jest coś zaskakującego. Wygląda jak wieża. Pojawiła się znikąd, a raczej...otworzyła się. Trudno mi to opisać, sami musicie ją zobaczyć.

-Możesz nas pokierować? -poprosiła Jovite.

-Wysłałem wam elektroniczne mapy. Kurs: pięćdziesiąt stopni na północ od was.

-To szmat drogi! -zauważyłam z zaniepokojeniem. -Zmarnujemy mnóstwo czasu na podróż.

-Ktoś wcześniej o tym pomyślał. Wysyłam wam pojazdy.

W tej samej chwili, tuż pod naszymi stopami zmaterializował się rydwan. Przypominał te z czasów starożytności, jednak zamiast prawdziwego zwierząt z przodu pojazdu znajdował się mechaniczny koń. Nigdy wcześniej nie jeździłam konno, a już na pewno nie podróżowałam rydwanem. Przełknęłam głośno ślinę. Nie miałam wyjścia. Wskoczyłam do kosza i chwyciłam za lejce.

-Czekaj, pojadę z tobą! -zawołała Jovite, po czym umościła się tuż obok mnie.

-Kto ostatni przy wieży, ten stawia colę! -krzyknęłam, jednocześnie popędzając konia.

Z metalowych chrap uniósł się ciemny dym. Koła ruszyły się z miejsca: najpierw powoli, jednak wraz z czasem rozpędzały się coraz bardziej. W końcu pędziliśmy z szybkością światła, zostawiając towarzyszy daleko w tyle. Roześmiałam się i przybiłam przyjaciółce piątkę. Byłyśmy niezwyciężone! Być może ta gra wcale nie była taka zła... Znowu wyszłam na nudną sztywniarę, a przecież oni tylko chcieli się dobrze bawić...

-Sayonara!

Ku naszemu zdziwieniu, tuż obok naszego powozu mignęła postać na unoszącej się w powietrzu desce. Agnes pomachała nam, rozbawiona naszymi szeroko otwartymi ustami. Zanim się obejrzałyśmy, po naszej drugiej stronie pojawił się Victor na motorze. Pokazał nam język i dodał gazu, obrzucając nas grudkami lepkiego błota i mchu.

-Świetnie! -zezłościłam się. -Zostałyśmy z tyłu!

Uderzyłam lejcami z całej siły. Ruszyłyśmy z taką mocą, że nieszczęsna Jovite poleciała na sam koniec kosza, lądując na podłodze. W kilka sekund przegoniliśmy koleżankę, jednak nasz rówieśnik wciąż pozostawał na prowadzeniu.

-Widzę wieżę! -zawołała moja partnerka podróży.

Uniosłam głowę, poprzednio skupiona na drodze przed nami. Wyjechaliśmy z lasu: drzewa znikały za naszymi plecami, pojawiało się coraz więcej głazów. Na środku ogromnej polany stał wysoki, czarny budynek. Nie w sposób było go przeoczyć: poszczególne jego fragmenty wysunęły się lekko na zewnątrz, podświetlając się na czerwono. Przyśpieszyłam ponownie, chcąc zgarnąć wygraną dla nas obu.

-I kto tu jest kiepskim graczem?! -zawołałam do jadącego obok kolegi.

-Nie ujdzie wam to na sucho! -zmarszczył brwi, po czym puścił mi oko. -Ja zawsze wygrywam!

-Nie tym razem! -odezwała się Jovite. -Dalej, pokażmy mu na co nas stać!

Dziewczyna objęła mnie mocno w talii, by tym razem utrzymać równowagę. Wyprzedziłyśmy motor o kilka metrów. Pierwsze miejsce należało do nas! Uszczęśliwiona zaparkowałam tuż pod czarną ścianą, po czym obie zeskoczyłyśmy na ziemię. Victor zatrzymał się obok naszego rydwanu. Pokręcił z rozczarowaniem głową, jednak mimo wszystko uścisnął nam dłonie i pogratulował wygranej. Na widok czerwonej ze złości Agnes wybuchnęliśmy śmiechem. Oparła się o deskę, mrucząc pod nosem coś na temat obiecanej coca coli dla zwyciężców. Pojazdy zdematerializowały się, zanim zdążyliśmy się obejrzeć. Nagle zrobiło się dziwnie nieprzyjaźnie: niebo zaszło ciemnymi chmurami, zupełnie, jakby zbierało się na burzę. Zawiał lodowaty wiatr, który bezlitośnie smagał nas po twarzach, wywołując lekki ból.

-Hugo? -jęknęła Agnes. -Co się tutaj dzieje?

-Zbliżają się do was olbrzymie karaluchy. By wygrać, musicie je pokonać i wyłączyć wieżę. Każdy z was ma przy sobie broń.

-Karaluchy?! -źrenice Jovite nagle jakby dwukrotnie się powiększyły. -Tutaj?!

Jak na zawołanie, zza budynku wychylił się ogromny, stalowy potwór przypominający karalucha, ale znacznie większego niż w realnym świecie. Damska część grupy wydała z siebie głośny, pełen przerażenia pisk. Natychmiast sięgnęłam do kołczanu po strzałę. Napięłam cięciwę i wycelowałam w stwora. Trafiłam idealnie: przeciwnik zamienił się w miliony drobnych, czerwonych pikseli. Zamiast niego pojawiło się jeszcze pięciu wrogów, którzy właśnie próbowali nas otoczyć ze wszystkich stron.

-Nie wolno nam się rozdzielać! -zarządził Victor. -Zbieramy się w grupę, stajemy plecami do siebie i atakujemy! Nikomu nie wolno się teraz wycofać!

Jedyną osobą, która nie zastosowała się do polecania była oczywiście Vicat. Naprawdę nikogo jakoś to nie zdziwiło. Krzycząc najgłośniej z nas wszystkich przemknęła pod nogami jednego z pajęczaków i zniknęła w mrocznej puszczy. Byłam przekonana, że ani trochę nie jest tam bezpieczniej niż na polanie, jednak nie mogłam cofnąć czasu. Agnes zostawiła nas samych. Musieliśmy się z tym pogodzić i bez względu na wszystko walczyć aż do końca. Sięgnęłam po kolejną strzałę, jednak otrzymałam strzał prosto w plecy. Ledwo zdążyłam się pozbierać i wrócić do pełni sił, znów leżałam na trawie.

-Uważaj Aimée! Zostało ci mało punktów życia!

-Wiem, wiem... -w ostatniej chwili przetoczyłam się na bok, unikając ciosu stwora. -Staram się!

-Zachciało ci się atakować dziewczyn, co? -parsknął Victor, odcinając potężne odnóże mieczem.

Odetchnęłam z ulgą. Przyjaciółka pomogła mi wstać i otrzepać się z brudu, jednak nie było czasu na dłuższe oględziny. Napięłam cięciwę i wypuściłam strzałę wprost w głowę przeciwnika. Osłoniłam się ramieniem przed ostrym światłem rozpadającego się potwora. Jovite właśnie pokonała dwa wirtualne stworzenia, przekuwając je na wylot swym trójzębem. Bez trudu wskakiwała im na odwłok, by móc zaatakować z góry. Tam właśnie miały swój słaby punkt, ciężki do trafienia. Pozostał jeszcze jeden stawonóg. Wydawał się wyjątkowo duży i obleśny. Ruszył prosto na mnie, chcąc najwidoczniej pomścić swojego martwego kolegę. W duchu przyrzekłam sobie, że już nigdy nie zatłukę w domu żadnego robala. Zanim poczułam w swoim ciele kolejny pocisk, z pomocą pojawił się Victor. Odparł atak mieczem, dając mi czas na ucieczkę. Oddaliłam się kilka metrów do tyłu, by móc ze spokojem sięgnąć po amunicję. Ostatni trup należał do mnie. Zadowoleni z udanej misji lecz jednocześnie zmęczeni bitwą usiedliśmy na wilgotnej glebie, rozkoszując się cieniem wciąż aktywnej wieży.

                                                                                   ***

-Mam złą wiadomość. -odezwał się nagle Hugo. -Agnes zniknęła.

-Co? Nie wróciła do ciebie?

-Niestety nie. Coś poszło nie tak. Utkwiła pomiędzy dwoma światami. Musicie zdeaktywować wieżę, inaczej nikomu z was nie uda się wrócić do domu. Wszyscy wasi przeciwnicy są wysyłani przez sztuczną inteligencję, Xanę.

-To miała być tylko gra! -syknął Victor. -Naraziłeś nas wszystkich na niebezpieczeństwo!

-Nie martwcie się, pracuję nad wyciągnięciem was z Lyoko. Wszystko jest pod kontrolą. Nie traćcie czasu i właźcie do wieży!

Otarłam czoło z potu i pokręciłam powoli głową. Nie mogłam uwierzyć w to, że Hugo popełnił tak wielki błąd, uznając Lyoko za grę. Musiał wiedzieć, dokąd tak naprawdę nas wysyła. Obiecałam sobie, że porozmawiam z nim o tym, gdy wrócę do rzeczywistego świata. O ile będzie mi to dane.

-Słuchajcie, naprawdę musimy się postarać. To nasza jedyna szansa na powrót. Kto idzie?

-Może Ty idź. -zaproponował Victor. -Będziemy cię osłaniać.

-Dobra! -zacisnęłam wolną dłoń w pięść. -Nie dajmy się im zabić!

W tej samej chwili usłyszeliśmy świst rozdzierającego powietrze pocisku jednej z maszyn. Morin upadł na ziemię z malującym się na twarzy śmiertelnym przerażeniem. Miałam wielką nadzieję, że zdoła się podnieść i do nas dołączy, jednak wyczerpał swój limit. Rozpłynął się w powietrzu niczym fatamorgana, pozostawiając mnie z Jovite oraz pięcioma nadciągającymi w naszą stronę potworami Xany. Nie było czasu na kontynuowanie rozmowy. Skinęła głową na znak, że mogę uciekać. Bałam się, że ją stracę. To już nie była dziecinna rozrywka, ale walka na śmierć i życie. Pobiegłam ku wieży, według wskazówek Hugo. Wznosiłam za sobą tumany kurzu, choć w realnym świecie wcale nie byłam świetnym biegaczem. Ani razu nie obejrzałam się za siebie Nie wiedziałam, co działo się z jedyną ocalałą tutaj osobą. Jeśli zginęła, pozostało mi niewiele czasu do wyłączenia machiny. Potwory mogły przyjść po mnie w każdej chwili.

-Teraz mocno się skup. Przyłóż dłoń do ściany i czekaj na portal.

Musnęłam palcami lodowatą, twardą powierzchnię budowli, jednak nic się nie wydarzyło. Oparłam czoło o mur i cicho westchnęłam. Przymknęłam powieki. To koniec. Już nic nie uratuje moich przyjaciół, a ja niedługo do nich dołączę. Na co mi to było? Dlaczego zgodziłam się teleportować do nieznanego mi świata? Oddałabym wszystko, by dostać się do tej głupiej wieży i pokonać Xanę raz na zawsze.

                                                                                        ***

Gdy otworzyłam oczy, okazało się, że znajdowałam się we wnętrzu wieży. Czarne, świecące ściany napawały mnie dziwnym, obcym mi lękiem. Niechętnie ruszyłam przed siebie, idąc po przeszklonej podłodze, która zaprowadziła mnie do samego centrum. Spojrzałam ku górze, gdzie znajdował się dotykowy ekran. Musiałam się tam dostać. Pomyślałam, że bardzo chciałabym umieć latać. Wyobraziłam sobie, że pomimo braku skrzydeł odrywam stopy od szklanej tafli i unoszę się w górę. Po chwili przemieszczałam się w pionie, prosto do upragnionego celu. Zatrzymałam się na nowej platformie i przyłożyłam dłoń do ekranu. Rozpoczęto skanowanie. Przygryzłam wargę ze zdenerwowania tak mocno, że poczułam smak własnej krwi. A co, jeśli mi się nie uda? Czy roboty mogą po mnie przyjść aż tutaj?

-Hugo, mam problem. -zmrużyłam oczy i popukałam palcem w wiszący przedemną obraz. -Nic się nie dzieje. Co mam zrobić?

-Przyłóż dłoń jeszcze raz. Powoli... Nie odrywaj jej od razu!

Posłusznie powtórzyłam czynność, nie wierząc w fakt, iż rozwiązanie problemu może być aż tak łatwe. Dlaczego siłą woli przeszłam przez ścianę i przez chwilę mogłam latać? Dlaczego wcześniej nie mogliśmy ingerować w otaczający nas krajobraz?

WIEŻA ZOSTAŁA ZDEAKTYWOWANA

A jednak! Udało mi się! Moja radość nie trwała jednak długo. Na widok spadających w dół milionów szklanych ekranów oraz ciemnych fundamentów budynku, poczułam przechodzące przez moje ciało dreszcze. Czy tak miało to wyglądać? Bezskutecznie próbowałam chwycić się czegokolwiek, lecz runęłam w dół razem z pozostałymi fragmentami. Machałam kończynami w powietrzu, raz obracając się dookoła własnej osi, a innym razem spadając na złamany kark. Chciałam krzyczeć, jednak głos uwiązł mi w gardle i nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet cichego pisku. Czułam, jak serce zaczyna mi bić coraz szybciej, zupełnie jakby również chciało stąd uciec. Dlaczego? Dlaczego Hugo chciał nas zabić?

Continue Reading

You'll Also Like

23.4K 974 38
🍀Gdy po zakończeniu wojny, Hermiona Granger postanawia wrócić do Hogwartu na powtórzenie siódmej klasy i mimo zastrzeżeń przyjaciółki i chłopaka, mi...
4K 488 29
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...
15.6K 594 46
Theodora Harrington to postać głęboko związana z dzieciństwem Płotek z Outer Banks, która opuściła grono swoich przyjaciół bardzo dawno temu w pogoni...
17.3K 3K 19
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...