Play my game

By xkiyomi

90 12 7

Historia jednego zlecenia i dwóch przypadkowych osób, które spotkają się w złym czasie. W rolach głównych: Ab... More

Znajdź i porwij, Vivienne
Zabij, Renji
Play with me, boy

Patrz

13 3 2
By xkiyomi



***

Passion było naprawdę dobrym pomysłem i mówiła mu to każda część ciała, gdy tylko zapadł się w skórzane obicie kanapy, gasząc papierosa. Nic nie odprężało go tak bardzo, jak głośna, świdrująca muzyka, dziko wijący się w tańcu tłum ludzi, ulubiona whisky i kobiety, na które mógł patrzeć bez zbędnego skrępowania. Abarai Renji, nawet jeśli do tej pory miał duży problem, teraz go nie dostrzegał. W tej chwili liczyło się bowiem coś więcej niż obowiązki, które musiał spełnić, przecież w momencie, gdy mrok spowijał całe miasto, wszelkie zobowiązania traciły na znaczeniu. Świadomie odpychał od siebie tak przyziemne sprawy, koncentrując się na rzeczach sprawiających mu więcej przyjemności od zlecenia, które musiał gruntownie przemyśleć.

A teraz przecież nie miał na to najmniejszej ochoty. Chciał się tylko dobrze zabawić.

Jakby na potwierdzenie swoich słów przesunął dłonią po plecach siedzącej obok dziewczyny, a ona rzuciła mu kokieteryjne spojrzenie spod starannie doklejonych rzęs. Widział wzrok, który odbijał wszystkie jej myśli, szczególnie kiedy ułożyła dłoń na jego udzie, przygryzając wargę w ponętnym geście. Na nim, wyjątkowo, nie robiło to jednak wrażenia. Była ładna – drobna blondynka o dużych niebieskich oczach i świetnej figurze, tylko jakoś zbyt szybko mu uległa. Nie, żeby miał coś przeciwko, bo była wymarzoną kandydatką na dzisiejszą noc, ale zwyczajnie nie czuł tego, co zwykł czuć w podobnych chwilach. Sięgnął po szklankę, upijając z niej łyka. Palące whisky niczym tajfun sunęło wzdłuż jego przełyku, drażniąc go przyjemnie.

Renji chciał dziś wyzwania. Nie szybkiego numerku.

Kiedy zsunął wzrok w bok, odkładając szklankę na stolik, dostrzegł Ikkaku, który właśnie zabawiał się z jakąś szatynką. Jego śmiech docierał uszu Abaraia nawet mimo głośnej muzyki. Prawdopodobnie żaden z nich nie krył się dziś ze swoimi zamiarami, a wszystkie, które siedziały właśnie w ich loży niespecjalnie o to dbały. Z tego właśnie powodu lubił swoją kreację złego chłopca: kiedy miał na coś ochotę, zwyczajnie to brał, nie pytając o zdanie. Zasmakował w tego rodzaju zabawie, która w doskonały sposób leczyła jego zszargane nerwy i nie ciągnęła za sobą niechcianych konsekwencji. Nigdy przecież specjalnie o nie nie dbał. Był wyzwolonym mężczyzną, postępującym tylko według własnych reguł.

Kołyszący się do muzyki tłum ludzi zlał się w całość, gdy wstał, prostując nogi i wbił przelotne spojrzenie przed siebie. Potem odpalił kolejnego papierosa, czerwonego marlboro, zaciągnął się nim i oparł o barierkę, spoglądając w dół bez cienia jakichkolwiek emocji. Powietrze przesycała erotyczna aura, gdy ludzie niknęli w mroku, zlewając się w jeden anonimowy tłum, gdy poruszali ciałami w rytm dudniącej melodii, zmysłowo ocierając się o siebie w zwierzęcym pragnieniu. Seks unosił się w powietrzu, odbijał w oczach gorącym pragnieniem, stymulował zachowania, by w końcu odebrać świadomość w gorączce dzisiejszej nocy. Nie musiał więc odwracać głowy, żeby poczuć jego zapach; ciepły oddech musnął jego szyję, gdy Alice uśmiechnęła się słodko, przeciągle mrucząc do ucha jego imię. Uniósł kąciki warg z ironią. Miał ją w garści już od pierwszych minut ich spotkania, a jej widocznie wcale to nie przeszkadzało.

Wówczas, obok niego, całkiem niespodziewanie pojawił się Hisagi. Oparł się o barierkę, wsuwając do ust papierosa i nie omieszkał nie obrzucić Alice krótkim spojrzeniem. Renji zrozumiał. Spławił ją jednym gestem dłoni.

– Nie wierzę, że Kuchiki to podpisał.

– Wyprzedzając twoje kolejne pytanie, nieszczególnie o to dbam – stwierdził, wypuszczając z ust obłok dymu, który szybko zmieszał się z gęstą chmurą klubowych oparów.

– Nie wykonasz zlecenia? – Shuuhei uniósł brew w zdziwieniu, które było do przewidzenia. Sam długo zastanawiał się nad tym pytaniem, ale ostatecznie zdecydował się na jedyną dopuszczalną ewentualność.

– Zabiję ją, jeśli naprawdę mu na tym zależy. Jeszcze nie wiem, jak dokładnie do tego dojdzie, ale nie w moim interesie leżeć będzie tuszowanie zbrodni. Mam zamiar wyłącznie dobrze na tym zarobić.

Hisagi skinął głową, nie wydawał się jednak do końca przekonany, jakby i on mógł mieć względem decyzji Byakuyi pewne zastrzeżenia.

– Zna stawkę. Odwołał moją robotę.

– Nie chce wzbudzić zainteresowania – mruknął Abarai. – To zlecenie jest zbyt dyskretne.

– Myślisz, że to ma jakiś związek?

– Wszystko musi pójść zgodnie z planem. A kiedy ściągnę gówniarę, przyda mu się naprawdę sporo szczęścia, więc prawdopodobnie woli nie kusić losu czymś, co nie ma większego znaczenia.

Hisagi pokręcił głową z zamyśleniem.

– Dawno nie mieliśmy okazji zarobić tak ładnej sumy. Myślisz, że dasz radę?

Ale Abarai prychnął tylko chłodno, świadomy, że niepokój, który Shuuhei krył gdzieś w głębi siebie był oznaką racjonalizmu. Żaden z nich nie porwałby się na coś podobnego zupełnie bezinteresownie. Nie odpowiedział więc przyjacielowi. Nie istniało jeszcze zlecenie, któremu by nie podołał, zbyt ślepo zapatrzony we własny perfekcjonizm.

On zawsze wychodził naprzeciw wyzwaniom.

Teraz Hisagi uśmiechnął się lekko, porzucając temat zlecenia, jakby uznał, że ta rozmowa była zbyt zobowiązująca, by kontynuować ją w podobnym miejscu. Odwrócił tylko twarz w stronę tłumu poniżej, opierając się o barierkę i zagaił całkiem bezmyślnie:

– Tego mi było trzeba. Wieczoru, który zmyje ze mnie cały ten brud. Czasami myślę, że gdyby nie to, już dawno bym się z tego wypisał.

Renji w odpowiedzi skinął; doskonale rozumiał przecież słowa bruneta. Pewne chwile liczyły się bardziej z uwagi na swój niepowtarzalny charakter. Nie zdziwił się więc, kiedy nagle zza Shuuheia wynurzyła się ciemna sylwetka nieznajomej kobiety, która pociągnęła go za sobą w dół schodów – zdążył dostrzec wyłącznie uniesiony w górę kciuk i figlarne spojrzenie Hisagiego, nim wspólnie z brunetką zniknęli mu z zasięgu wzroku, definitywnie kończąc rozmowę.

Co za szkoda.

Abarai przekrzywił głowę, zsuwając wzrok na barmana, który właśnie wyszedł z zaplecza z butelką wódki w dłoni. Mężczyzna zgrabnie przeskoczył przez niewielką barierkę i wsunął się za ladę, a tam posłał komuś uprzejmy uśmiech. Renji, sącząc whisky, obserwował jak robił trzy drinki. Starał się przy tym ignorować natarczywość Alice, która teraz, gdy znów zostali sami, co i rusz wodziła dłonią po jego piersi. Zdawał sobie sprawę z podjętej przez nią gierki, ale nie przystał na nią. Po tych kilku spędzonych razem chwilach zrozumiał, że zwyczajnie mu się znudziła. Odchylił głowę nieco w tył, a ona lekko ukąsiła go w szyję. Mimowolnie zsunął dłoń na jej pośladki, ale nie wiedział, czemu to zrobił. Może przyzwyczajenie zwyczajnie wzięło nad nim górę.

Wtedy poczuł, jak ktoś klepnął go po ramieniu, a znajomy głos w tej samej chwili rozbrzmiał mu w okolicy ucha.

– Spław ją. Przy barze widziałem świeży towar. Może któraś cię zainteresuje.

Nie zdążył się odwrócić, by zerknąć na Ikkaku, bo ten rozpłynął się w mroku klubu i tylko laser przez ułamek sekundy przeciął jego sylwetkę neonową zielenią.

Bar.

To słowo dostatecznie mocno zaintrygowało Renjiego, nie czuł się więc winny, rzucając zaciekawione spojrzenie w stronę lady, czyli w miejsce, które obserwował jeszcze chwilę temu. Nie od razu dojrzał tam jednak coś ciekawego, wypudrowane małolaty kołysały się w rytm muzyki, prowokując zbyt wyuzdanym zachowaniem, a zataczający się mężczyźni bezczelnie sunęli wzrokiem po obnażonych ciałach. Poczuł coś w rodzaju zawodu, świadomy że nie napotkał na nic, co równie mocno zaciekawiło Ikkaku, jednak wystarczył moment, krótka chwila, by ją dostrzegł.

Siedziała na wysokim barowym krześle, mieszając w swym drinku słomką i wpatrując się w jakiś punkt na ścianie.

Obłok dymu ulotnił się z jego ust, gdy uśmiechał się do siebie drapieżnie. Ikkaku miał rację. Ta brunetka faktycznie była interesująca.

– Chodźmy stąd – mruknęła mu do ucha Alice, ale przyłożył jej palec do ust. Nie odwracał wzroku od swej nowej zdobyczy, obserwował ją niczym odkrywca, stojący przed największym skarbem świata.

Może ten wieczór wcale nie był tak stracony, jak się na to nastawił?

Renji zmrużył oczy, by przyjrzeć jej się dokładniej. Miała długie, ciemne włosy, które podkreślały jej ładną opaleniznę, zupełnie jakby właśnie zeszła z jednej z tropikalnych plaż. To całkiem dobrze się składało, zawsze lubił brunetki, widząc je jako te bardziej charakterne, tym bardziej, kiedy nosiły dobrze dopasowane sukienki, podkreślające ich atuty. Widział jej podkreślone żywą czerwienią wargi, które poruszały się szybko, gdy wypowiadała kolejne słowa, wywołując śmiech u pozostałych kobiet. Słodko marszczyła lekko zadarty nos, gdy się uśmiechała, by tuż po chwili zmrozić wyniosłym spojrzeniem kogoś, kto niby przez przypadek otarł się o jej ramię. Nie była kolejną z tych pustych panienek stworzonych tylko do pieprzenia, wydawała się inteligentną, zimną suką i chyba głównie dlatego przykuła jego wzrok. Kolejny raz zaciągnął się papierosem, nie odwracając od niej wzroku. Była ładna, cholernie ładna, a on, jako koneser, nie mógł pozwolić, by taki eksponat umknął jego kolekcji.

Zauważyła go już po chwili; ruda siedząca obok, dyskretnie trąciła ją w ramię. Napotkał wzrok tych dużych oczu i już wiedział, czym zajmie się przez resztę nocy. Nie obchodziło go, że teraz wszystkie trzy patrzą w jego stronę. Spokojnym spojrzeniem mierzył jej sylwetkę, jakby chcąc wyczytać z niej wszystkie informacje. Uśmiechnęła się, odważnie zerkając na niego sponad sączonego drinka. Nie chciała przegrać tej wzrokowej wojny, podjęła jego gierkę z nadzieją, że wyjdzie z niej zwycięsko. Myliła się. Choć jeszcze nie wiedziała, choć jeszcze się nie znali, należała już do niego.

Wetknął papierosa do ust i sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął kilka banknotów. Wsunął je Alice do tylnej kieszeni spodni.

– Czekaj na mnie u góry – rzucił, a ona skinęła, ostatni raz składając pocałunek na jego policzku. Tuż po tym zniknęła w tłumie ludzi, wierząc, że naprawdę do niej dołączy.

Gdy ponownie uniósł wzrok, brunetki już nie było. Poczuł dziwny zawód, jednak podświadomie wiedział, że to jeszcze nie koniec. Nawet najpiękniejsze iluzje nie znikały tak szybko. Nie mylił się więc. Mignęła mu gdzieś wśród tłumu, w towarzystwie jakiegoś wysokiego blondyna. Patrzyła na niego, patrzyła z satysfakcją, długo i przenikliwie, aż pulsujący tłum na powrót nie skrył jej sylwetki. Renji uśmiechnął się drapieżnie i rzucił papierosa na ziemię. Dopił drinka, skinął Hisagiemu na pożegnanie, a potem ruszył tam, gdzie miał zamiar ją spotkać.

Spotkać i pokazać, że był wymagającym zawodnikiem, który nie lubił przegrywać.

***

Basy unosiły się w powietrzu, tnąc gęstą atmosferę niczym najostrzejsze noże. Ściany pulsowały pod naporem decybeli, uginały się pod nimi, a kolorowe neony rozmazywały się, jak gdyby widoczność nagle straciła swą ostrość, jakby świat na jedną chwilę okryła mgła słodkiego szaleństwa. Jaskrawe światła ślizgały się po suficie, parkiecie, ścianach i lożach, składając na twarzach bawiących się ludzi przelotne pocałunki, kreśląc zawiłe szlaki na powierzchniach i sunąc w tylko sobie wiadomym kierunku. Wijące się w energicznym, płynnym tańcu sylwetki z każdej strony napierały na świadomość, tworząc wyjątkowo brudną wizję chwili rozpusty, z której każdy czerpał pełnymi garściami. Nie istniało nic innego prócz tańca i tajemnicy okrywających wszystkich wokół. Skryte w mroku uśmiechy i przeciągłe spojrzenia, spocone ciała, stłumione głosy. Zapach alkoholu i dymu tytoniowego w ciężkim powietrzu unosiły się niczym chmury nad ospałym miastem. Wystarczył przecież moment, ułamek sekundy, by specyficzny klimat tego wieczoru prysnął niczym najpiękniejsze marzenie. Do tego nikt z obecnych nie chciał dopuścić, wspólnie pieczętowali chwilę zapomnienia, oddając się zabawie niszczącej szarość dnia codziennego. Uśmiechnęła się lekko, wplatając dłoń w długie włosy. Emocje, które targały nią podczas tańca porównywalne były do niebiańskiego upojenia. Nigdy sobie na nie nie pozwalała.

Nie dopóki nie wchodziła na parkiet.

Czuła na sobie jego wzrok, przeszywający, nachalny, niczym spojrzenie zadowolonego chłopca, który zdobył upatrzoną zabawkę. Mylił się, tak bardzo się mylił. Pęczniał dumą, choć jeszcze nie wiedział, że jego satysfakcja jest irracjonalna, nawet jeśli był tu, obok, na wyciągnięcie jej dłoni. Zmrużyła oczy, pozwalając, by zbliżył się jeszcze bardziej i objął ją w tańcu.

Teraźniejszość trwa tylko chwilę.

Grała nie fair odkąd pamiętała. Nie robiło to na niej wrażenia, a wręcz stało się pewnym nawykiem. Od zawsze wiedziała, że nie jest typem pokornej dziewczynki, która nieśmiało odwracała wzrok, gdy napotkała czyjeś spojrzenie. Nie płonęła rumieńcem, dostrzegając znaczące uśmiechy, nie peszyła się pod wpływem dotyku. Podejmowała rzucane w jej stronę wyzwania, wychodząc z założenia, że życie jest zbyt krótkie, by ograniczać się do jednej rzeczy. Jednego mężczyzny. Mężczyzny, który przecież był niczym innym jak marionetką w jej dłoni. Przegrywali, każdy po kolei, sądząc, że dała się im usidlić. Że ta niezależna kobieta, śląca zalotne spojrzenia w sobotni wieczór niedługo zmieni się w posłuszną partnerkę, którą w każdej chwili mogli usidlić, zamknąć w swej złotej klatce i chwalić się przed kolegami. Tu się mylili. Zbyt wysoko się ceniła, siebie i swój indywidualizm, by poświęcić im więcej niż chwilę. Ona po prostu lubiła być adorowana. Czuć zainteresowanie obcego mężczyzny, widzieć jego starania i chorobliwą chęć uczynienia jej swoją własnością.

Nigdy nie chodziło o nic więcej.

Czy była więc próżna? Nie. Znała tę rzeczywistość zbyt dobrze, aby ślepo wierzyć w coś takiego jak miłość. Jej nie było. Każdy związek opierał się na pożądaniu, a potem pragnieniu, gdy pragnienie z kolei wygasało, zostawało puste przywiązanie do osoby, z którą spędziło się swój czas. I żal. Żal, że straciło się dreszczyk emocji, towarzyszący życiu do tej pory. A na zmiany zazwyczaj było już za późno. Dlatego ludzie trwają w tej beznadziejnej rutynie licząc na nagły cud, który miałby spaść na ziemię.

Może i patrzyła na to przez pryzmat dawnych, nieudanych związków, może niektóre fakty boleśnie zaważyły na jej sercu, jednak właśnie dzięki nim zrozumiała, że nie może pozwolić, by momenty ulatywały między jej dłońmi niczym spłoszone motyle, łaskocząc jedynie swymi drobnymi skrzydłami jej palce. Chciała ująć je w żelazny uścisk i sprawić, by nie uleciał już żaden. Jakiś czas temu obiecała sobie przecież, że będzie korzystać z życia; było zdecydowanie zbyt krótkie, by je przegrać, nie wynosząc z niego żadnych wspomnień. Dlatego dzisiejsza noc będzie następną, która minie, pozostawiając miłe chwile i satysfakcję, że niczego nie straciła. Że dopięła kolejnego celu, pojawiającego się na jej liście. Że dobrze się bawiła.

Uniosła lekko głowę i uśmiechnęła się zawadiacko, dostrzegając go wśród tłumu. Opierał się o ścianę, sprawiając wrażenie przyczajonego łowcy, czekającego na dogodną chwilę do ataku. Czerń jego ubrania zlewała się z mrokiem panującym na sali. Uniemożliwiało to dostrzeżenie wyrazu jego twarzy, ale była niemal pewna, że widnieje na niej ten charakterystyczny, zadziorny uśmiech. W jakiś dziwny, paradoksalny sposób, pociągał ją fizycznie i choć nie wiedziała o nim zupełnie nic, kierowała wzrok właśnie w jego stronę. Choć początkowo, przekraczając próg Passion, nastawiała się głównie na wieczór spędzony w gronie przyjaciółek, szybko zrozumiała, że nawet najbardziej szczera rozmowa nie pozwoli jej odreagować tak silnie, jak przyjemny flirt z przystojnym nieznajomym. Od początku czuła na sobie jego wzrok, miała świadomość, że intryguje go równie silnie jak on ją, jednak trzymała go na dystans. Skoro faktycznie był taki, na jakiego się kreował, prędzej czy później powinien zrobić krok. Starała się więc nie dostrzegać zaborczości, jaka emanowała z jego spojrzenia, choć w pewien nieuzasadniony sposób – podobało jej się to. Nie był kolejnym próżnym facetem, który chciał pochwycić ją w swe ramiona i otoczyć opieką do końca swych dni. Był typem niezależnego mężczyzny, który skinieniem palca, mógł rzucić sobie do stóp każdą z obecnych tu, każdą, jednak na swój cel wybrał właśnie ją. W pewien absurdalny sposób ją to bawiło. Choć wilk czyhał za rogiem, jagnię wiedziało, że mu umknie.

Poczuła, jak tańczący z nią mężczyzna otacza ją ramionami. Nie protestowała. Co z tego, że blondas wydawał się być wniebowzięty, będąc tak blisko? Co z tego, że wraz z każdą minioną chwilą pozwalał sobie na coraz to odważniejsze gesty? Że dłonie jego błądziły po jej biodrach, gładziły odsłonięte ramiona, że usta coraz śmielej muskały jej szyję? Poddawała się temu bez słowa, nerwowy grymas na twarzy nieznajomego był jednak rozkoszną rekompensatą tych drobnych gestów. Przecież i tak jej nie obchodził, miał być tylko przygrywką, pułapką, na którą złapać miał się ten niepokorny playboy.

Wili się w dzikim tańcu, ich ciała wzajemnie ocierały się o siebie, a głośna muzyka unosiła się w powietrzu. Vivienne nie zwracała już na to uwagi. Kołysała się w rytm melodii, ale jej wzrok tonął gdzieś poza tym tłumem, daleko, ponad nim, zatopiony w spojrzeniu ciemnych tęczówek. Nawet, gdy blondyn mruczał do jej ucha jakieś słowa, nie słyszała ich. Zbyt ograniczony, by dojrzeć podstęp, zbyt zadowolony, by zrozumieć jej postawę, zbyt pospolity, by poświęcić mu swój czas. Nie wiedział o tym. Pewnie utwierdzał się w przekonaniu swej wyższości, pęczniał dumą, podczas gdy był ot zwykłą przykrywką dla jej nieetycznych celów. Dla podsycenia pragnienia tego czerwonowłosego mężczyzny, którego wraz z każdą minioną chwilą pożądała coraz bardziej.

Dopiero kiedy poczuła na nadgarstku uścisk, a blondyn zaproponował drinka, uwolniła się z tego amoku. Zwróciła na niego swój wzrok i ostatni raz rozglądając się po parkiecie, ruszyła za nim w stronę loży.

***

Continue Reading

You'll Also Like

310K 10.8K 50
𝐈𝐍 𝐖𝐇𝐈𝐂𝐇 Ellie Sloan reunites with her older brother when her hospital merges with his jackson avery x ellie sloan (oc) season six ━ season se...
1M 18.5K 43
What if Aaron Warner's sunshine daughter fell for Kenji Kishimoto's grumpy son? - This fanfic takes place almost 20 years after Believe me. Aaron and...
80.2K 5.7K 25
Story starts from current track....where everyone blames Abhira for not telling Chaaru's affairs to them .... Then everyone scolded her including arm...
146K 4.5K 48
matilda styles, will you be my valentine? (please reject me so i can move on) ⋆ ˚。⋆୨💌୧⋆ ˚。⋆ IN WHICH christopher sturniolo falls for nepo baby or...