World of lies

By xkiyomi

1.2K 127 181

Ichigo Kurosaki, jeden z lepszych złodziei, jakich kiedykolwiek miało Tokio, pod wpływem emocji podejmuje dec... More

1.
2.
4.
5.
6.
7.
8.
9.

3.

136 16 11
By xkiyomi


***

Była zadowolona i w zasadzie miała do tego pełne prawo. Jak na razie wszystko szło dokładnie tak, jak to sobie zaplanowała, dlatego tylko ostatkiem woli powstrzymała się od zanucenia pod nosem refrenu zasłyszanej niedawno melodii. Zamiast tego uśmiechnęła się pod nosem, poprawiając ciasny kucyk, w który ściągnęła swoje czarne włosy.

– Zadanie wykonane, kolejny punkt dla nas, Abarai – mruknęła z zadowoleniem, kątem oka spoglądając na Renjiego. Mężczyzna ściągał właśnie przesiąknięte krwią rękawiczki, spokojnie wyglądając przy tym za okno.

– Kuchiki będzie zadowolony.

Rukia zmrużyła oczy na tę lakoniczną odpowiedź, świadoma, że Abarai miał rację. Byakuya bez wątpienia będzie zadowolony, nie dali mu przecież żadnego powodu do innej reakcji, wykonując swoje zadanie na sto procent. Szczerze – nie pamiętała dnia, w którym mógłby za cokolwiek ich zganić; praca, jaką wykonywali dawała mu tylko powód do szczerej satysfakcji, ciągnącej za sobą nic innego od wielkich zarobków. Razem z Renjim silili się bowiem na sumienność i dokładali wszelkich starań, by zlecenie zrealizowane zostało w sposób dyskretny, a każdy element dograny, jak w założeniach planu.

Byli przecież perfekcjonistami.

– Hej, Renji – zawołała, omijając leżące na ziemi krzesło, które torowało jej drogę do bezwładnego ciała. Nie traciła przy tym swojego dobrego humoru nawet ze świadomością, że właśnie pozbyli się dawnego znajomego. Nie miało to aktualnie większego znaczenia. Rukia już dawno przyzwyczaiła się przecież do tego, że ludzie przychodzili i odchodzili; tak wyglądała niezmienna kolej rzeczy, której nie potrafiło zmienić żadne z nich. I kiedy tylko to zrozumiała, nauczyła się, że do żadnej z mijanych osób nie należało się przywiązywać, nie budować relacji trwalszych niż chwila i nie zostawać w ich życiu, jeśli nie było to absolutnie konieczne. Nie powinna tworzyć niepotrzebnych przeszkód, które w przyszłości mogłyby stanąć na jej drodze. By zapewnić sobie bezpieczeństwo, musiała pozostać nieuchwytna.

– Co jest? – Abarai spojrzał na nią przelotnie.

– Szybko poszło, nie sądzisz?

– Oczekiwałaś jakichś trudności? – odpowiedział pytaniem na pytanie, wsuwając przy tym jedną dłoń do kieszeni ciemnych spodni. Jego brew uniosła się do góry w ironicznym grymasie, gdy na nią spojrzał. – To przykre, że się zawiodłaś.

Rukia pokręciła głową, krzywiąc się teatralnie, a następnie podniosła z ziemi nóż, który szybko wytarła, by zaraz potem wsunąć go do kieszeni. Nie mogła zostawić tu równie istotnego narzędzia, istniało zbyt wielkie ryzyko znalezienia go i powiązania z nimi, nawet jeśli morderstwo wynikło z rany postrzałowej.

Kiedy na powrót odwróciła wzrok, Renjiego nie było już w pokoju. Usłyszała za to kroki w przeciwległym pomieszczeniu.

– Jasne. Nigdy nie obchodziły cię drobiazgi. Jakbyś nie wiedział, że w nich tkwi sens naszych zleceń. Kretyn – mruknęła sama do siebie, świadoma, że odpowie jej tylko cisza. Nie miała jednak zamiaru czekać na reakcję Abaraia, wiedziała, że nawet jeśli zlecenie pozornie wyglądało na wykonanie, należało sprawdzić każdą alternatywę, którą tylko podsuwała jej własna wyobraźnia. Z tą myślą podeszła do ogromnego łoża, omijając sporą kałużę krwi, jaka zdążyła już wsiąknąć w kremowy dywan, a następnie zrzuciła na ziemię jedwabną, pokrytą ręcznymi haftami narzutę. Wystarczyło wbić nóż w materac, by jego ostrze zapadło się w plątaninę sprężyn i specjalistycznej grubej gąbki.

– Tak jak myślałam – rzuciła lekko, wyciągając drewniane, obite czerwoną skórą pudełko. – Jesteś wyjątkowo przewidywalny, wiesz, Hayakawa?

I uśmiechając się krzywo pod nosem, wsunęła zdobycz do kieszeni. Dopiero potem, z ciężarem nowego łupu przeszła do pomieszczenia obok.

Abarai opierał się o parapet, trzymając w dłoni plik różnych dokumentów. Wyglądał na niezbyt zainteresowanego wykonywaną czynnością: bezwiednie przerzucał kolejne strony, jak gdyby było to jedynie wymaganą formalnością. Widząc jej nadejście, ze świstem zamknął całą dokumentację i cisnął nią prosto w stojący obok fotel.

– Masz coś? – zagaił, patrząc na nią.

– Jakąś biżuterię, i nic poza tym – powiedziała. Mówiąc to, przystanęła przy komodzie, zaintrygowana widokiem ciemnego, dość grubego terminarza. Bez chwili zastanowienia sięgnęła po niego i otworzyła na przypadkowej stronie. – A ty?

– Faktury, zaświadczenia, świstki z banków, numery kont – wymienił bez większego entuzjazmu.

– Nie potrzebujmy tego?

– Nie zbieramy zbędnej makulatury.

W odpowiedzi posłała mu kose spojrzenie, na które on tylko uśmiechnął się w swój zwyczajowy, cyniczny sposób.

– Pieprzenie.

Więcej się nie odezwała. Bez słowa przejrzała tylko kolejne zapisane strony notatnika w nadziei, że znajdzie tam coś, co ewentualnie będzie można wykorzystać. Na próżno. Jedynie niekończący się ciąg adresów, jakieś telefony i bezużyteczne notatki. Sądząc po trudnym do odczytania charakterze pisma, robione na szybko. Rukia westchnęła więc z rezygnacją i odłożyła terminarz na miejsce. Renji w tym czasie kończył wertować kolejne papiery, tym razem nachylając się nad wysuniętą szufladą. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę; w dalszym ciągu wyrażał kompletny brak zainteresowania.

– Co z Tamotsu? – zapytała kobieta, podchodząc do przyjaciela i zerkając mu przez ramię. Dostrzegła kilka faktur na dość grube sumy.

– Zebrał ludzi i czeka aż skończymy. Damy mu znać, zmyjemy się, a on zajmie się resztą – odpowiedział, chowając kilka kartek do wewnętrznej kieszeni swojej skórzanej kurtki. – Co ty robisz? – warknął w momencie, gdy już miał zasunąć szufladę, ale dłoń Rukii skutecznie mu to uniemożliwiła.

– Klucz.

– Sejf – dodał szybko. – Gdzie?

Rukia nie odpowiedziała mu. Zacisnęła jedynie mocniej palce na srebrnym kluczu i odwróciła się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zastanawiała się nad ewentualną lokalizacją niespodziewanego sejfu, ale prawdę powiedziawszy, nie miała zielonego pojęcia, gdzie też mógł się on znajdować. Lustrując wzrokiem obszerny salon myślała, że być może gdzieś pośród tych wszystkich luksusowych mebli i pełnych przepychu ozdób znajdzie bodaj najmniejszy trop, niestety, zbyt szybko zrozumiała, jak wiele mijało się to z prawdą. Człowiek taki jak Hayakawa nie mógł sobie pozwolić na przewidywalność. Sejf nie znajdował się w salonie i wraz z każdą minutą coraz mocniej utwierdzała się w tym właśnie przekonaniu.

– Nie tutaj.

Abarai spojrzał na nią chłodno.

– Więc gdzie? Standardowa lokalizacja sejfu to wgłębienie za obrazem albo wbudowanie go w szafkę. Sprawdziłaś to?

Rukia pokręciła głową, kompletnie ignorując prychnięcie Abaraia oraz słowa, które rzucił pod nosem. Poniekąd miał rację, większą część sejfów, które dane im było obrabować w prywatnych budynkach znajdowały się w wymienionych przez niego lokalizacjach. Mało który biznesmen silił się na większą wymyślność, jakby sam fakt posiadania dużych pieniędzy czynił go nietykalnym. Teraz przytknęła dłoń do brody w geście zastanowienia, kolejny raz rozglądając się wokół. Z autopsji oraz czystej logiki wiedziała, że sejfów nigdy nie montowało się naprzeciwko okien. Istniało bowiem zbyt wielkie prawdopodobieństwo, by jakaś przypadkowa osoba zobaczyła zbyt wiele, niż powinna. Dodatkowo, co istotne, w posiadłości Hayakawy żadne z okien nie było osłonięte żaluzjami, jedynie cienkimi, atłasowe zasłonami, które i tak związane były wstążką u krawędzi kariszy. Ten wariant odpadał więc już na wstępie – mężczyzna, mimo wielu ekscentrycznych zachowań, był niezwykle uważny.

– Nie wiem... – rzuciła w końcu z irytacją. Nie lubiła tak patowych sytuacji. – Teoretycznie bywałam tu dość często, bo Byakuya powierzał mi finalizowanie transakcji z tym człowiekiem, ale... Chwila – urwała nagle. Coś niezwykle absurdalnego wpadło jej w tym momencie do głowy.

Renji automatycznie zwrócił na nią swój wzrok, ale ona jednie uśmiechnęła się z pewnym zadowoleniem, a może nawet i ekscytacją.

– Chyba wpadłam na pewien pomysł, Renji. Zawsze, kiedy pojawiałam się tu, by odebrać należności dla Kuchiki Price, Hayakawa przyjmował mnie w salonie. Za każdym razem siedziałam tu, właśnie w tym fotelu – mówiąc to wskazała na stojący najbliżej nich, obity białą skórą mebel – a on tam. Najpierw wręczał mi faktury, prosząc bym sprawdziła czy wszystko się zgadza, dopiero potem gdzieś znikał, by po chwili pojawić się z gotówką. To może być to.

– Gdzie szedł? – zapytał Renji. Rukia bez wahania wskazała mu korytarz po lewej. – Do sypialni? – mruknął ze słyszalnym zawodem. – Już tam...

Ale ona nie pozwoliła powiedzieć mu nic więcej. Złapała go tylko za rękę i pociągnęła w tamtym kierunku. Po chwili znowu znaleźli się w urządzonym w odcieniach czerwieni i brązu pomieszczeniu. Rukia pamiętała, że gdy Hayakawa znikał w sypialni, rozlegało się ciche skrzypienie drzwi. Prawdopodobnie przechodził wtedy do kolejnego pokoju, z tym że... tu nie było takiej możliwości. Jedyne możliwe wyjście prowadziło do garderoby. Właśnie! Bez wahania minęła martwe ciało prezesa, a następnie szarpnęła za klamkę. Nienaoliwione zawiasy zajęczały okrutnie, kiedy drzwi ukazały im wnętrze całkiem zwyczajnej garderoby.

– To musi być gdzieś tutaj.

Wraz z każdym krokiem tylko utwierdzała się w tym przekonaniu, dlatego teraz uparcie ruszyła w głąb wąskiego pomieszczenia, dokładnie badając każdy szczegół, który tylko przykuł jej uwagę. Wzdłuż ściany ciągnął się szereg posegregowanych według kolorów ubrań. Wszystko było tak idealnie dograne, że chwilami wydawało jej się to aż nazbyt pedantyczne. Każdy garnitur wydawał się jak nowy, każda para butów była wypastowana, każdy kapelusz leżał w dokładnie tym samym odstępie od drugiego. Podobna dbałość o szczegóły była dla niej trudna do zrozumienia.

– Nawet jeśli to prawda... myślisz, że jest na widoku? – usłyszała za sobą ironiczny głos Abaraia. Kiedy spojrzała na niego, przez moment dostrzegła, jak sugestywnie uniósł brew.

– Mam taką nadzieję. Zabawa w Holmesa nie czymś, na co mam dziś ochotę.

Mężczyzna uśmiechnął się kolejny raz.

– Więc patrz i ucz się.

Początkowo patrzyła na niego jak na człowieka niespełna rozumu, gdy wyciągnął rękę i bezceremonialnie zaczął stukać w sufit, mając przy tym względnie poważną minę. Im dłużej zachowywał się jednak w ten sposób, tym szybciej pojęła, o co mu chodziło. Pewnie i sama by mu wówczas pomogła, gdyby nie swój niski wzrost; Abarai był wysokim mężczyzną, a ona sięgała mu ledwo do ramienia. Jej pomoc nie wydawała się zresztą niezbędna, nie minęło nawet kilka chwil, gdy trzy deski z hukiem spadły na ziemię, a w rękach ciemnowłosego pojawiła się dość duża, niewątpliwie ciężka, metalowa skrzynka.

Kiedy ją otworzyli, ich oczom ukazały się pęki banknotów o wysokich nominałach.

– Zadowolona?

Nie odpowiedziała. To przecież było oczywiste.

Niecały kwadrans zajęło im upchnięcie pieniędzy do specjalnych pasów, którymi szybko się obwiązali. Tuż po tym, w wyśmienitych już humorach, opuścili pomieszczenie, ostatni raz obrzucając sypialnię uważnym spojrzeniem. Rukia wiedziała, że nadszedł najwyższy czas, by to wszystko skończyć, dlatego ubierając swoją kurtkę, wyciągnęła z niej krótkofalówkę i rzuciła Renjiemu.

– Daj znać Tamotsu. Niech zaczynają.

Kilka chwil potem wychodzili już tylnym wyjściem posesji, starając się zrobić to możliwie jak najszybciej. Rukia nie chciała się odwracać, by spojrzeć na pogrążoną w nocnym milczeniu willę; opuszczając jej próg raz na zawsze odcięła się od kolejnego zlecenia, które teraz mogła już potraktować wyłącznie w formie wspomnienia. Wspólnie z Renjim puścili się więc biegiem w kierunku ogrodzenia. Doskonale pamiętała, że kiedyś, dawno temu, przyrzekła sobie nigdy nie odwracać się za siebie w podobnych sytuacjach. Nie chodziło tu o żaden przesąd, bo w nie zwyczajnie nie wierzyła, lecz o zasadę. Złamała ją tylko jeden raz, kilka dobrych lat temu, kiedy była jeszcze niezbyt obytą w swym fachu złodziejką, choć na tyle dobrą, by móc bez problemu wykonać swoje zlecenie. Wówczas, uciekając, zapomniała o narzuconym sobie nawyku i odwróciła się; z ciekawości, dla upewnienia się, że wszystko poszło dobrze, dla zatarcia śladów, ot na kilka ulotnych sekund całkiem wbrew swojej woli. Kilka godzin później, mimo niezwykłej precyzji i dyskrecji, policja wpadła na ich trop, a jeden z ludzi Byakuyi zginął w strzelaninie. Od tej pory mocno trzymała się swojej zasady, tak po prostu, na wszelki wypadek. Czemu więc dziś ją złamała? Nie znała odpowiedzi. Jakby coś pociągnęło ją do tego, jakby zmusiło zmysły do utrwalenia w pamięci ów nocnego obrazu po raz ostatni.

Porzuciła te myśli dopiero, gdy pośpiesznie przeskoczyła przez kraty, doskonale znając zakończenie dzisiejszej historii. Zdążyła jedynie odnotować ciemny samochód stojący za zakrętem, kiedy zza jej pleców dobiegł ogromny huk. Potężne masy powietrza falą przetoczyły się przez okolicę, a gęsty dym momentalnie pochłonął całe podwórko. Zasłoniła usta dłonią i przymknęła oczy w niespodziewanej reakcji na ten widok. Dom stał w płomieniach, a okolica stała się przeraźliwie jasna i duszna. Z sąsiednich domów szybko zaczęli wylewać się ludzie, najpierw pojedynczo, potem już całymi grupami, zaintrygowani incydentem, na który nikt nie był przygotowany. Spośród odgłosu pękającego drewna i cichych eksplozji Rukia słyszała ich podniesione głosy, krzyki i wołanie o pomoc.

Na to było już jednak za późno.

W akompaniamencie narastającej wrzawy, narzuciła na głowę czarny kaptur i wraz z resztą oddaliła się z miejsca zdarzenia.

***


Continue Reading

You'll Also Like

128K 9.6K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
9.7K 564 33
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...
52.5K 5.7K 49
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
14.4K 1.2K 22
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...