Lukrowane historie | oneshoty

Oleh Aldern

3.5K 257 108

... zbiór oneshotów i tym podobnych tworów Lebih Banyak

Maskarada | Kuroshitsuji
Złudność istnienia | Yuri!!! on Ice
Mimikra i destrukcja | Owari no Seraph
Bezimienność
Rejterada
Kłamstwa defekta | Detroit: Become Human
Cena ciepła
O jeden pocałunek za dużo | Kuroshitsuji
Reinkarnacja | Detroit: Become Human
Pancerne serce | Detroit: Become Human
Moment bezwładności | Yuri!!! on Ice
Niechciane natchnienie
Zamierające marzenie
Cichnący trzepot skrzydeł
Protektor
Krótka chwila zapomnienia | Kuroshitsuji
Wieczna jesień | Kuroshitsuji
Zaklęcie ochronne | Harry Potter
Pokłosie kariery
Soumission | Vanitas no Carte
Poczucie winy nigdy nie miało tak słodkiego smaku | Genshin Impact

Portret martwego chłopca | Kuroshitsuji

1.1K 69 22
Oleh Aldern

Na początku uprzejmie uprzedzam, że najlepiej byłoby czytać tego jednostrzałowca na moim blogu, bo tam to wygląda dużo lepiej, bo mogłem się popisać kolorem i w ogóle.  Czemu nikt tutaj nie zamontował hiperłączy -.- ?

http://zdziennikaksiazkoholika.blogspot.com/2016/10/portret-martwego-chopca.html

-----------------------------------------------------------------

Nami, ty tego nie komentuj, jeśli możesz <3

-----------------------------------------------------------------

Nigdy nie pomyślałbym, że w ciągu dwustu lat tyle może się zmienić. Przyzwyczaiłem się już do naprzemiennego przyglądania się upodleniu ludzkości, po którym zaraz podnosiła się z ziemi, rozwijała, aż do kolejnej wojny. Można byłoby ją przyrównać do feniksa, ale byłaby to obraza dla tego szlachetnego zwierzęcia. Wracając, ciężko było mi się ponownie odnaleźć w świecie z betonu i szkła. Zdążyłem nawyknąć do bogatych zdobień mebli, tapet oraz całych budynków, królujących dwa stulecia temu. Minimalistyczna czerń i biel galerii, w której się znajdowałem przytłaczała mnie. Wydawało mi się, że uosabiała moją wewnętrzną pustkę. Nie wiem, czy tkwi we mnie od zawsze, czy też pojawiła się zupełnie niedawno. Z każdym mijającym bezczynnie dniem zdawała się coraz bardziej mi doskwierać.

W galerii sztuki, do której chodziłem niemalże codziennie, nie było tłoczno. Kilku mężczyzn przechodziło się z wolna między zgromadzonymi arcydziełami. Niektórym z nich towarzyszyły partnerki, choć te nie wydawały się zbytnio zainteresowane obrazami. Nikt nie zwracał na mnie szczególnej uwagi, nikt też mnie nie zaczepiał. Paru osobom udało się dostrzec, że przychodzę tutaj tylko po to, żeby oglądać jeden dzieło.

Nie było już oprawione w pozłacaną, dębową ramę. Choć ciemne, połyskliwe tworzywo nie umniejszało kunsztowi artysty ani urodzie portretowanej osoby, to przez to traciło charakter epoki, w której powstało.

Niekiedy czułem się nieswojo, gdy lekko pogardliwe spojrzenie błękitnego oka było utkwione we mnie. Nie wyczuwałem w nim urazy ni żalu, zupełnie jak wtedy, gdy mój pan jeszcze żył. Nie odbijała się w nim radość, czasem tylko rozpacz lub gniew, jednak podczas wykonywania portretu nie zdradzało żadnych uczuć, jakby należało do nieruchomej porcelanowej laleczki.

Nie lubiłem wspominać dni, w którym posiadłość Phantomhive'ów odwiedzał wybitny malarz, a jak na złość pamiętałem je najlepiej z całego swego żywota.

-----------------------------------------------------------------

Nie spodziewałem się, że kontrakt dokona się tak szybko. Prawdę mówiąc rola lokaja spodobała mi się na tyle, że mogę stwierdzić, że jego zakończenie rozczarowało mnie. Nie sposób jednak było sprzeciwiać się odwiecznym prawom.

Długo odwodziłem odebranie duszy Cielowi, chociaż nie powinienem był tego czynić. Młodzieniec wydawał się mieć przez to jeszcze większy mętlik w głowie. Zapewne spodziewał się, że nastąpi to zaraz po spełnieniu postawionych przez niego warunków. Nie zamierzałem zmuszać go do oczekiwania na wyrok.

Pewnego poranka zastałem go na przechadzaniu się wzdłuż galerii portretów rodziny Phantomhive'ów. Przyglądał się swojemu ojcu uwiecznionemu farbami olejnymi w towarzystwie małżonki. Nie spoglądał na obraz zbyt często, odkąd kazał go wynieść z głównego holu, dlatego lekko zaskoczyła mnie jego obecność tutaj.

Na pytanie, czy coś się stało, wzdrygnął się. Ostatnimi czasy właśnie tak na mnie reagował. Za każdym razem, gdy zbliżałem się do niego, wyczuwałem usilnie tłumioną chęć ucieczki. Choć tak naprawdę wiedział, iż nie ma miejsca, w którym mógłby się przede mną skryć, liczyłem na to, że będzie próbował to osiągnąć. Przyciągnęło mnie do niego jego pragnienie przeżycia, lecz teraz, gdy widziałem jak zrezygnowany jest, napawał mnie odrazą.

- Nie uważasz paniczu, że jako ostatni członek rodu, powinieneś zostać sportretowany? - zapytałem, kiedy znudziło mi się czekanie na odpowiedź.

- Nie wydaje mi się to niezbędne - odpowiedział z wahaniem. Napomknę, że nie zaszczycił mnie przy tym spojrzeniem. - Jednak nie mam ku temu nic przeciwko.

- W takim razie skontaktuję się z malarzem.

Właśnie tak do posiadłości trafił młody, uzdolniony malarz. Gdybym się postarał, zapewne przypomniałbym sobie jego nazwisko. W każdym razie nie tracił czasu na pogawędki i od razu zabrał się do pracy. Na początku nie przeszkadzało mi, że wpatruję się tak zachłannie w mojego pana, ponieważ towarzyszyłem im w początkowej fazie tworzenia obrazu. Brałem to za fascynację płynącą z natchnienia, a komplementów, którymi go raczył, nie traktowałem nazbyt poważnie. Wróciłem do pracy, niechętnie zostawiając ich samych.

Kiedy wróciłem do nich z uprzednio przygotowanym podwieczorkiem, zastałem ich pogrążonych w rozmowie. Zakuła mnie szpilka poirytowania, gdy dojrzałem leżące odłogiem ubrudzone farbą pędzle. Starałem się udawać, iż tego nie dostrzegłem, aczkolwiek brew zadrgała mi niekontrolowanie, zupełnie jakby się przeciw temu buntowała.

Dni mijały, a choć płótno z wolna zaczęły zapełniać barwne plamy, to moje zdenerwowanie nie mijało. Wręcz przeciwnie z każdą wizytą malarza rosło i rosło. Gdy zwróciłem na to uwagę paniczowi, wyśmiał mnie, twierdząc, że jestem zazdrosny. Uczucia, które jednak wtedy żywiłem, były jednak o wiele bardziej złożone, niż zwykła zazdrość.

"Daj sobie spokój, przecież i tak jestem martwy."

Nie mogłem zaprzeczyć. Pewnie wiedział, że powstanie portretu ma być zwieńczeniem jego żywota. Nawet bez mojej pomocy, płomień tlący się w jego duszyczce dogasał. Odbijało się to odrobinę na wyglądzie zewnętrznym, jednak nie na tyle, by ktoś nie będący mną mógł to zauważyć. Niegdyś zaróżowione policzki, straciły kolor i zapadły się nieznacznie. Żebra uwidoczniły się, sprawiając wrażenie prętów klatki więżącej serce. Spod gładkiej jak jedwab skóry prześwitywały błękitne żyły. Nikt, kto nie przyglądał się jego ciału codziennie, nie dostrzegłby tych subtelnych zmian.

Jego charakter za to zmienił się niemalże nie do poznania. Zniknęły ironiczne komentarze dotyczące mojego zachowania. Docinki słowne również odeszły w niepamięć. Zachowywał się, jakby został pozbawiony celu w życiu. Oczywiście osiągnął go, jednak nie czuł się spełniony, wręcz przeciwnie, odebrano mu nienawiść, którą się karmił. Zachowywał się jak pusta skorupa, co niekiedy doprowadzało mnie do szaleństwa. Odebrał mi przyjemność z "bawienia się jedzeniem", jednak nie powinienem dopominać się o to, by dostarczał mi rozrywki.

W końcu doszło do tego, że obarczył mnie zakazem pokazywania mu się na oczy, gdy pozował do portretu. Nie uczestniczyłem więc w procesie jego powstawania, żywiłem jednak wielką nadzieję, że w efekcie końcowym nie będzie ani kropli czerwonej barwy. Nienawidziłem tego koloru, a ponadto nie pasował on paniczowi ani trochę.

Nie podsłuchiwałem rozmów prowadzonych za drzwiami salonu, w którym Ciel wraz z malarzem spędzali czas, choć pozostała służba właśnie o to mnie posądzała. Nie musiałem zniżać się do takiego poziomu, by wiedzieć, co kryje przede mną zakazany chwilowo pokój. Połączenie między mną a kontraktorem nie osłabło ani trochę, a choć nie słyszałem wypowiadanych przez niego słów, czułem jego rozbawienie lub też zawstydzenie. Rumieniec wpływający na policzki oraz samozadowolenie, gdy usłyszał trafny komplement. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że mężczyzna zaleca się do niego.

A potem smutek.

Obraz skończony.

Oczekiwałem, na to aż Ciel wezwie mnie do siebie, bym uiścił opłatę, a następnie odebrał swą nagrodę za ciężką, kilkuletnią służbę. Nic takiego jednak nie nastąpiło.

Poczułem rozpalenie.

Zmieszane ze wstydem.

Doprawione niepewnością.

Nie trudno się domyśleć, że uczucia te nie należały do mnie.

Prychnąłem rozbawiony, wbijając w dębowy blat nóż do mięsa, który jeszcze przed momentem pieściłem osełką. Bard podskoczył z przerażenia, upuszczając garnek z gorącą zupą, co tylko podsyciło moją wesołość.

Zaśmiałem się,

mało elegancko,

głośno,

niepokojąco.

Blondyn zadrżał, dostrzegając wychylające się z niebezpiecznego uśmiechu kły.

Jakże nisko upadłeś, paniczu?

Opuściłem kuchnię, pewnym siebie krokiem, zakrywając przy tym paskudny wyszczerz dłonią.

-----------------------------------------------------------------

- Co cię tak śmieszy? - zapytał, zupełnie jak kiedyś, tonem nie znoszącym lekceważenia.

- Ależ nic - mruknąłem, pociągając za niebieską wstążkę, która okalała jego kołnierz. - Czyżby rozwiązała ci się kokardka, że Jonathan musiał ci ją na ponów wiązać, paniczu?

- W rzeczy samej. - Mały łgarz.

- Rozumiem.

Rozbierałem go do kąpieli. Przewidywalnie ostatniej, choć zależało to od mojego kaprysu.

-----------------------------------------------------------------

Portret wyszedł wspaniale, choć niewątpliwie dziewiętnasowieczni krytycy uznaliby go za przesadnie awangardowy. Biała skóra chłopaka idealnie kontrastowała z czernią tła. Oko, któremu poświęcono wiele uwagi, wyglądało oszałamiająco pięknie. Dokładnie takie wyryło się w mojej pamięci. Długie rzęsy nachylające się nad błękitem tęczówki, do dziś kojarzą mi się z muskającymi taflę wody gałęziami płaczącej wierzby. Kolory nie zbladły pomimo, że światło witało je codziennie od dwustu lat.

-----------------------------------------------------------------

Długo dotykałem jego szyi. Przyglądałem się jej, jednak nie dostrzegałem żadnych śladów zębów. Na zgrabnym, choć odrobinę zbyt chudym ciele nie zastałem niczego, co świadczyło by, że ktoś go posiadł. Nic w jego chodzie, ani zachowaniu również za tym nie przemawiało. Czyżby mu odmówił? Najwyraźniej umknęło to mojej uwadze. Jednak równie dobrze malarz mógł mieć wprawę w niezostawianiu znaków. Nikt nie chciałby przecież, zostać oskarżonym o sodomię.

Ponownie mnie to rozbawiło. Nigdy nie mogłem go mieć, więc gdybym miał okazję, dopilnowałbym, by każdy wiedział, że jest mój, wyłącznie mój. Uśmiechnąłem się na tę myśl. Od zawsze ograniczały mnie postawione przez niego bariery, jednak skoro kontrakt dobiegał końca, nie miałem wiele do stracenia. Nie musiałem już przejmować się tym, że nadszarpnę jego zaufanie czy sponiewieram jego godność.

Nie dzisiaj.

Może jutro.

Zaczekam.

Ciel czekał razem ze mną. Obserwowałem, jak zapada się w swojej niepewności. Nie odważył się, zapytać mnie, kiedy wreszcie zakończę jego żywot, chociaż wyraźnie wyczytywałem to zdanie z jego bacznie obserwujących mnie oczu. Poza tym dni mijały tak samo. Niemalże stopiły się w jedno, co tylko pogłębiało pochłaniającą mojego panicza pustkę.

-----------------------------------------------------------------

Jakaś kobieta zatrzymała się tuż za moimi plecami. Siedziałem w bezruchu na ławce, czekając aż odejdzie.

Minuta.

Minuta dziesięć.

Minuta dwadzieścia trzy.

Czas był dla mnie czymś bezwartościowym, a pomimo to miałem jego perfekcyjne poczucie. Zupełnie jakbym od początku swojego istnienia przysłuchiwał się tykaniu zegara.

-----------------------------------------------------------------

Zegarek wskazuje szesnastą pięćdziesiąt siedem, wychodzę z kuchni przygotowany do parzenia popołudniowej herbaty.

Piętnaście sekund później jestem już na schodach.

Szesnasta pięćdziesiąt osiem, pukam w drzwi dwa razy, a pięćdziesiąt sekund później otrzymuję odpowiedź.

Równo o siedemnastej kładę na dębowym blacie niewielki porcelanowy spodek wraz z filiżanką herbaty.

-----------------------------------------------------------------

Zapytała czy obok mnie jest wolne. Nigdy nie rozumiałem po co na środku pomieszczenia ustawiono ławkę z pleksiglasu, jednak skoro mogłem usiąść i wyglądać choć odrobinę mniej podejrzanie, korzystałem z niej. Spokojnie zmieściłyby się na niej trzy osoby, lecz dotychczas nikt się do mnie nie dosiadł.

Przesunąłem się, w nadziei, że nie zechce ze mną rozmawiać. Wątpliwej nadziei. Z jakiego innego powodu mogłaby się przysiadać? Nie zamierzałem wdawać się w pogawędki. Tym bardziej pogawędki o sztuce. Pomimo tysiąca godzin spędzonych tutaj nie potrafiłem jej zrozumieć.

Usiadła i poprawiła szarą tunikę, w którą była ubrana. Savoir-vivre dotyczący ubrań zmienił się znacznie. Teraz już nie trzeba było ubierać się elegancko, by wejść do takiego miejsca jak galeria sztuki. Półformalne ubrania uznano za wystarczające.

- Jest piękny, prawda? - zapytała, skreślając linijkę tekstu zapisanego w notatniku.

-----------------------------------------------------------------

W istocie piękny. Zawsze taki był. Choć rąk nie skalał pracą, nierzadko wracał poobijany ze zleceń od Królowej. Pieczołowicie dbałem o to, by wszystkie siniaki i otarcia znikały bez śladu, aby na jego ciele nie pojawiały się żadne niepotrzebne skazy.

Dopilnowałem, by było możliwie jak najbardziej idealne, żeby na koniec własnoręcznie je skalać.

Nie wyrywał się, ani nie stawiał. Był bardzo bierny. Starał się tłumić wszelkie swoje reakcje, tak by nie dać mi zbyt dużej satysfakcji. Nie planowałem wziąć go siłą, chciałem, by zwiedziony początkowymi pieszczotami oddał mi się dobrowolnie. Okazało się to jednak dużo trudniejsze, niż się spodziewałem, jednak czegóż innego mogłem oczekiwać po moim paniczu?

Mimo swoich starań nie udało mu się oszukać naturalnych reakcji ciała, co odrobinę złagodziło moją frustrację. Nie odepchnął mnie, więc pozwalałem sobie na coraz bardziej swobodne dotykanie go. Wydawał się cieszyć moim dotykiem. Tylko raz miał okazję poczuć moje nagie dłonie. Kilka lat temu, kiedy wyciągnąłem go z klatki. Nie byłem pewien, w jaki sposób obierał muskania moich palców, jednak przypuszczałem, że nie jest nimi zgorszony. Podobało mu się, gdy gładziłem go po szyi oraz obojczykach.

Cierpliwie czekałem, aż się rozluźni. Nie zamierzałem go skrzywdzić, chciałem po prostu go posiąść, a że Ciel mógł utożsamiać te dwie rzeczy, wolałem być ostrożny. Ostatnimi czasy nie czuł się bezpiecznie w mojej obecności, co było dla mnie w pełni zrozumiałe.

Jego oddech pogłębił się. Był też zdecydowanie cieplejszy i ku mojemu zdziwieniu żywszy niż wcześniej. Nie reagował już drżeniem, gdy tylko moje palce przemieszczały się gdzieś indziej.

Nachylałem się nad nim. Z początku sądziłem, że może to go przytłoczyć, dlatego starałem się być jak najmniej nachalny w tym, co robiłem. Gdy zobaczyłem, że młodzieniec czuje się pewnie, oddaliłem się lekko. Wcześniej pozbawiłem go już koszuli oraz kamizelki, co zważywszy na brak współpracy z jego strony nie było zupełnie bezproblemowe.

Usiadł, by widzieć co robię. Zamierzałem po prostu ściągnąć jego buty oraz dolną część odzienia. Zanim zdążyłem złapać za sznurowadło, usłyszałem słaby głos.

- Zrób to zębami.

Ahh... przebłysk jego dawnej osobowości wydawał się być wtedy bardzo pożądany.

Zniżyłem się bardziej, żeby móc swobodnie chwycić wąski sznurek w zęby. Nie siłowałem się ze sznurowadłami zbyt długo. Wyczuwałem wyraźną satysfakcję, płynącą z oglądania mnie przy tak służebnym zajęciu.

Ściągnąłem botki z wysokimi cholewami, a potem odpiąłem skórzane podwiązki, utrzymujące podkolanówki. Zdjąłem je z jego zgrabnych łydek wolno, z namaszczeniem.

Stopy chłopca miały uroczy rozmiar. Sprawiały wrażenie bardzo kruchych, ledwo zdolnych do utrzymania jego również niewielkiego ciężaru. Gdy przesuwałem dłonią wzdłuż golenia, połaskotał mnie delikatny puszek.

Nie oczekiwałem z jego strony żadnych czułości, dlatego lekko mnie zaskoczył, kiedy zaczesał włosy zwisające po lewej stronie mojej twarzy za ucho. Nigdy nie zrozumiałem, dlaczego właściwie kazał mi zapuścić grzywkę. Próbowałem doszukać się podobnego zwyczaju w jego rodzinie, ale go nie znalazłem.

W sypialni nie rozchodził się żaden dźwięk, jeśli nie liczyć spojonego oddechu Ciela i skrzypnięć łóżka. Zupełnie jakby odbierało mnie jak intruza i próbowało przegonić. Nieskutecznie, jak można się spodziewać.

Obdarzałem go subtelnymi pieszczotami w powolny, niemal irytujący sposób. Próbowałem go tym zmusić, do poproszenia o więcej. Chciałem dać mu tyle przyjemności, ile ja sam miałbym doznać.

Bardzo długo dotykałem jego wąskiej, niemalże kobiecej tali. Do dziś zastanawiałem się, jakim cudem ktoś tak piękny przyszedł na świat szpetny jak ten, w którym przyszło się gnieździć ludziom. Wydawało mi się to okropną wręcz pomyłką.

Nie ja pierwszy wciągnąłem nas w pocałunek. W momencie, gdy nasze wargi zetknęły się, przepłynęły przeze mnie wszystkie uczucia mojego pana.

Zmieszanie,

rozpalenie,

strach,

lecz także pożądanie, które go krępowało.

Wiedziałem, że w łóżku nie będzie tak pewny siebie jak zazwyczaj. Spodziewałem się, jego uległości i ani odrobinę mi ona nie przeszkadzała. Uważałem ją za uroczą, a niedoświadczenie chłopca tylko bardziej mnie ekscytowało.

Jego ręce nie drżały, aczkolwiek wyczuwałem w jego ruchach niepewność. Poluzował mój krawat, a potem zajął się guzikami od koszuli. Nie przeszkadzało mu to, że patrzę na jego nagie ciało, w końcu czyniłem tak nieprzerwanie od kilku lat, choć nie w aż tak intymnych sytuacjach, ale unikał kontaktu wzrokowego.

Czekałem, aż skończy zajmować się guzikami. Ciekawiło mnie, co zrobi dalej. Zawahał się, jednak po chwili zsunął z moich ramion frak oraz koszulę, które z cichym szelestem opadły na podłogę.

Mój tors był bardzo blisko jego ciała, na tyle, że czułem jego rozpalenie. Miałem nadzieję, że moja skóra nie jest nieprzyjemnie chłodna. 

-----------------------------------------------------------------

- Masz rację, to piękny obraz - potwierdziłem, po dłuższej chwili.

- Miałam raczej na myśli osobę, którą na nim uwieczniono, ale też masz rację. Nie znam się na malowaniu, więc nie jestem w stanie powiedzieć o nim nic więcej.

- To tak samo jak jak. - Uśmiechnąłem się lekko. Najwyraźniej nie tylko ja jestem tutaj ignorantem.

- Naprawdę? Często tutaj pana widuję, myślałam, że pan się na tym zna.

- Przykro mi, ale muszę zaprzeczyć.

-----------------------------------------------------------------

Jęczał głośno.

Naprawdę głośno.

Nie bałbym się stwierdzenia, że jego zawodzenie słyszała służba, kładąca się do snu na parterze.

Nie byłem w stanie przestać. Tak wielkiej przyjemności nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Nie wiedziałem, skąd ona się bierze. Na pewno nie płynęła wyłącznie z kontaktu fizycznego. Sapałem ciężko, owiewając gorącym oddechem kark Ciela. Gdybym otworzył zamknięte oczy, zobaczyłbym na nim ślady swoich zębów.

- Sebastian...

Sebastian...

Sebastian...

Wsłuchiwałem się w słodkie westchnienia, podtrzymując przy tym jego ciało jedną ręką. Udzielało mi się jego wycieńczenie, dlatego stwierdziłem, że najwyższa pora dać mu odpocząć. Kiedy po raz kolejny tej nocy młodzieńcem wstrząsnął orgazm, doszedłem w nim. Dźwięk, który z siebie przy tym wydałem nie był zbyt ludzki.

Położyłem go ostrożnie na pościeli, gdy już uspokoiłem oddech. W świetle księżyca błyszczał jego perlisty pot. Spoglądał na mnie spod wpółprzymkniętych powiek. W jego oczach odbijało się zaspokojenie. Uśmiechnął się lekko i niemalże natychmiastowo zasnął.

Usiadłem obok niego, wpatrując się w chwilę w jego spokojną twarz, która jeszcze chwilę temu zastygała z wypisanym na niej wyrazem rozkoszy.

Nie wiedziałem, co powinienem teraz zrobić, a gdy poczułem kłębiące się w nim zmieszanie, wstyd i upokorzenie, podjęcie decyzji stało się jeszcze trudniejsze. Nie rozumiałem, dlaczego dręczyły go wyrzuty sumienia. Martwiłem się, że faktycznie poczuł się przeze mnie zbrukany i że tak naprawdę mnie znienawidzi.

To głupie.

Czemu się martwię?

Teraz to nie mój problem.

-----------------------------------------------------------------

Dziewczyna przyglądała mi się przez dłuższą chwilę.

- Patrzysz się na niego, jakbyś znał go od lat.

- Naprawdę?- Miałem nadzieję, że zaraz ode mnie odejdzie.

- Tak. Jakby był kimś, za kim tęsknisz - powiedziała to z takim przekonaniem, że byłbym gotów jej uwierzyć.

-----------------------------------------------------------------

Grell powiedział mi kiedyś, że Cielowi pisane było umrzeć we śnie. Gdybyś się nie wtrącił, tak pewnie by umarł. Zirytował mnie tym stwierdzeniem. Chociaż on irytował mnie całą swoją osobą, a choć uparcie starałem się wyprzeć jego osobę ze swojej pamięci, tego zdania nie potrafiłem się z niej pozbyć.

Zastosowałem się do niego.

Odebrałem mu duszę, gdy spał.

Bezboleśnie i powolnie.

Jego oddech zwalniał, aż w końcu zatrzymał się zupełnie.

Do dziś jestem pewny tego, że życzyłby sobie być świadomy tego, co się dzieje. Chciałby przy tym cierpieć, a ja nie rozumiałbym dlaczego. Zesłałem na niego wieczny sen, nie liczyłem na to, że mi wybaczy.

-----------------------------------------------------------------

- Ta czerń w tle... kojarzy mi się z czarną dziurą, a tobie?

Nie odpowiedziałem z początku. Miałem zamiar zważyć słowa nim odpowiem, jednak nie do końca mi się udało.

- Czarna dziura, która wszystko pochłania? - Był to niemalże autoironiczny komentarz.

- Nie do końca. O ile dobrze pamiętam, Hawking powiedział, że niektóre cząsteczki są w stanie uciec z czarnej dziury. Choć może później obalił tą teorię... nie jestem pewna.

Szkoda, że wcześniej tego nie wiedziałem.

Co by się stało, gdybym pozwolił mu uciec?

- Powinniśmy już wychodzić, niedługo będą zamykać - Dziewczęcy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Skinąłem jej głową i wyszliśmy z galerii.

Na zewnątrz było już ciemno, a ulice oświetlały latarnie.

- W którą stronę pan idzie? - zapytała, jednak nie uzyskała odpowiedzi.

Zdążyłem już rozpłynąć się w mroku.

----------------------------------------------------------------------------

Ostateczny dowód na to, że pisanie one-shotów nie jest odpowiednie dla mnie, okay?

Jeśli komuś trzeba kupić krople do oczu po przeczytaniu tego, to może mu zrefundują w aptece ;u;

Potrzebowałem pozbyć się tego pomysłu z głowy, więc się go pozbyłem i urodziło się coś takiego oto. Nie bijcie, ale to było silniejsze ode mnie, a rozdział ... nom... no będzie kiedyś ;-;

Na razie mam w szkolę trochę... dużo pracy... (przecież ja tam umieram D:), więc one-shot zasponsorowała choroba. Nie wykluczam, że kiedyś coś w tym stylu jeszcze się pojawi. Próbowałem wymyślić coś z okazji Halloween, ale wyszło bardziej zaduszkowo, no ale ciii...

Jak widać jeszcze żyję, liceum mnie nie zatyrało na tę chwilę, choć dzielnie walczy i jest temu niekiedy bliskie. Staram się pisać w miarę możliwości, ale po kilkunastu godzinach poza domem średnio mi się chcę. Listopad pod względem ilości sprawdzianów zapowiada się jako istny Mordor! Jak ktoś mnie zacznie dokarmiać pozytywnymi komentarzami to się nie pogniewam...

Do zobaczyska!


Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

166K 3.5K 46
"You brush past me in the hallway And you don't think I can see ya, do ya? I've been watchin' you for ages And I spend my time tryin' not to feel it"...
22K 572 39
Y/N is the daughter of Vera Farmiga and Patrick Wilson. Follow the story as your parents protect you at every cost because you mean the world to them.
36.4K 1.2K 48
⚠️I do not own Harry Potter, neither do I own the characters⚠️ It's just Small Skits about two Harry Potter characters Draco Malfoy and Harry Potter...
180K 14.5K 45
"Well, maybe he will like you in a skirt." where a crazy night in a club bathroom changes everything.