Widzę ogień. Ogień który trawi wszystko co wejdzie mu w drogę. Ogień tak gorący, który pozostawia krwiste ślady na moim drobnym ciele. Belki które spadają mi na głowę, ściany które opadają z głośnym sykiem trawiących je płomieni. Mojego ojca leżącego na biurku w swoim gabinecie, krew spływającą na podłogę i ciało do połowy spalone. Moją matkę leżącą na schodach skąpaną we własnej krwi. Musiałem biec dalej nie zważając na wszystko, przeskoczyłem przez martwe ciało matki i biegłem dalej po schodach które stały w płomieniach. U podnóży drzwi leżał mój martwy pies, nóż wbity w jego klatkę piersiową, kałużę krwi plamiącą moje bose stopy, widziałem to wszystko. Słyszałem krzyki, błagania o pomoc, szlochy, ale nikt im nie pomógł. Wydostałem się z domu, opadając ciężkim ciałem na czarną od sadzy trawę. Widziałem ludzi robiących zdjęcia, szepczących między sobą i śmiejących się psychopatycznie. Widziałem ich wszystkich, pamiętam ich twarze. Nikt im nie pomógł. Nikt nie pomógł mi. Nikt nie pomógł mojej rodzinie która paliła się żywcem !
. . .
- Panie Miyazawa. - Ze snu wyrwał mnie ciepły głos. Niechętnie otworzyłem zaspane powieki, by zobaczyć sterczącego nad moim ciałem Yuji-ego. - Nic panu nie jest ? - Zapytał niepewny czy aby na pewno mu wolno.
- Nie, nic mi nie jest. - Posłałem mu ciepły uśmiech i usiadłem na łóżku. Po moim ciele spływał pot a kołdra pod którą spałem była mokra. Dlaczego akurat teraz przypomniałem sobie o tym zdarzeniu ? To była jedyna rzecz o której chciałem zapomnieć na zawszę, ale przez te dziecko znowu pamiętałem... Próbowałem uspokoić moje walące serce i przyśpieszony puls. Kątem oka dostrzegłem że Yuji uważnie mi się przygląda siedząć naprzeciwko mnie.
- O co chodzi ? - Spytałem. Po jego minie wiedziałem, że chce się czegoś dowiedzieć.
- Panie Miyazawa... - Przerwał wypowiedź i spuścił wzrok. Był zakłopotany co było strasznie urocze.
- Tak ? - Ponaglałem uśmiechając się do niego zachęcająco. - Wiesz Yuj... nie zwracaj na mnie uwagi i nie przejmuj się takimi bzdurami. Bo zdecydowanie bardziej wolę tą pewność siebie malującą się w twoich oczach niż jej brak.
Spojrzał na mnie zaszokowany a na jego twarzy pojawił się lekki rumieniec. Tak wiem Yuji pierwszy raz odpieprzyłem taką wypowiedź. Chyba zaczyna mi odpieprzać.
- Kim byli ci ludzie o których pan mówił przez sen ? - Wymamrotał pod nosem.
- Ludźmi którzy doprowadzili do śmierci mojej rodziny. - Odpowiedziałem z rozbawieniem w głosie. Taka była prawda, to wydarzenie było ich winą, to oni podpalili mój dom, to oni zamordowali moją matkę, ojca i psa. Ale mnie oszczędzili. Tylko z jakiego powodu ?
- Dlaczego ? - Dociekał.
- Kto wie. - Powiedziałem bardziej do siebie niż do niego i przeczesałem ręką rozczochrane brązowe włosy. - A ty ?
- A ja co ? - Spytał dziwnie zaskoczony moim pytaniem.
- Masz rodzinę ? - Między nami zapadła głucha cisza, którą dopiero po chwili przerwał westchnięciem.
- Nie, nie mam - Wymamrotał. - Nigdy ich nie znałem. - Dodał uśmiechając się pod nosem.
- Przykro mi. - Posłałem mu współczujący uśmiech. Widziałem, że coś go boli, ale nie byłem pewny czy aby na pewno chodzi o brak rodziny.
- Panie Miyazawa, mogę wiedzieć kiedy doszło do tej katastrofy ? -Zapytał nagle.
Ciekawe czemu aż tak cię to interesuje...
- Gdy miałem dziesięć lat. To wydarzenie zostało opisane w gazetach jako " Tragedia z tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego "- Wypatrywałem uważnie jego reakcji, ale jedynie dostrzegłem jego lekki uśmieszek.
- To ile ma pan lat ?
Okej, dziwne pytanie. Czy tego nie widać ?
- Jak myślisz ? - Spytałem z lekka się z nim drażniąc. Ciekawe czy zgadniesz...
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Około trzydziestu pięciu ?
Zadławiłem się własną śliną po czym zwinąłem ze śmiechu na łóżku.
- T-ty tak na serio ? - Wydukałem nie przestając się śmiać. Kiwnął głową. - A po czym to wywnioskowałeś ? Aż taki stary to ja nie jestem. Jestem zaledwie o dwa lata starszy od Akio.
Zastanawiał się przez chwilę, wpatrując się w moje złote oczy.
- Jest pan zbyt dojrzały by zejść poniżej trzydziestu lat i jest pan największym detektywem w Shiruhi. Chociaż wygląda pan strasznie młodo i mimo wszystko jest pan przystojny. A poza tym nie wiem ile lat ma pan Akio... - Posłał mi ciepły uśmiech. Chyba bardziej niż o mój wiek, chodziło tu o rozluźnienie sytuacji. Przyznaje udało mu się to zyskać, a już zwłaszcza tym najlepszym, przystojnym detektywem. - To jak zgadłem ? - Ponaglał. Pokiwałem przecząco głową.
- Mam dwadzieścia trzy lata a Akio dwadzieścia jeden.
- Ale ściema ! - Prychnął i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Jak to ściema ? - Udałem oburzenie. Oparłem się na łokciach i pociągnąłem go za rękę, na swoją klatkę piersiową. - Mogę to udowodnić, więc jak ? Wierzysz mi że jestem taki młody ? - Powiedziałem uwodzicielskim tonem, powoli schodząc ręką w dół jego bluzki, na co ten oblał się rumieńcem.
- Nn...niech pan nie żartuję ! - Warknął wyrywając się z mojego uścisku i zleciał z łóżka. No widzę że wraca charakterek. Bosko... Podniósł się i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
- A jeśli nie żartuje ? Wtedy się ze mną prześpisz ? - Wpatrywałem się w jego szare oczy które momentalnie zaszły mgłą. Widać było że szaleją w nim sprzeczne uczucia. Ciekawe jakież to.
- Cc..co ? Pan wie że jestem stu procentowym facetem ? - Warknął waląc w swoją klatkę piersiową. Zaśmiałem się widząc ten słodziutki gest.
- Oczywiście że wiem ! - Syknąłem. - No chyba nie jesteś homofobem tak jak Akio ?!
Spojrzał na mnie zaszokowany. Chyba przegiąłem...
- Homofobem ? Pan serio l..lubi chłopaków ?Iii sprawdzał pan to na panu Akio ? - Zapytał niepewnie oddalając się przy tym o dwa kroki, by po chwili uderzyć plecami w ścianę.
- A co w tym złego ?! - Warknąłem podnosząc się z łóżka. Jest źle zaczynam tracić nad sobą kontrolę, albo go walnę albo go zgwałcę, co gorsze ?!
Stanąłem zaledwie trzy kroki od niego i momentalnie zobaczyłem jak po jego policzkach spływają łzy a on sam, trzęsie się jak galareta. Nie mówce mi że...
- Ktoś cię już... - Przerwałem gdyż odpowiedź miałem wypisaną na jego twarzy.
Cofnąłem się do tyłu i usiadłem na skraju łóżka, chowając twarz w dłoniach. Kątem oka widziałem że Yuji uważnie mi się przygląda i oczekuje mojej reakcji. Ale mimo wszystko już wiedziałem, że mam przejebane.
- Wybacz. -Wymamrotałem posyłając mu przy tym przepraszające spojrzenie. Wstałem z łóżka, zarzuciłem na siebie czarną koszulę i udałem w stronę drzwi na korytarz. - Załatwię ci drugi pokój na jedną noc, a z samego rana wyjedziemy. - Dodałem po czym chwyciłem klamkę by wyjść.
Nagle coś gwałtownie rzuciło się na moje plecy i oplotło mnie rękoma w pasie. Uświadomiłem sobie że tym kimś był Yuji, bo któż by inny. Dotknąłem jego drobnej ręki w geście by mnie puścił, lecz to nie zadziałało, oplótł mnie jeszcze ciaśniej a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się lekki uśmieszek.
- Nie odchodź. - Wyszeptał z głową przyciśnięta do moich pleców.
- Przecież się mnie boisz. - Stwierdziłem, na co odpowiedział jeszcze mocniej wtulając się w moje ciało. Czyżbyś coś do mnie czół ?
- To nie ciebie się boję, wręcz odwrotnie. To ciebie potrzebuję. To ty musisz mnie ochronić. - wyszeptał prawie niesłyszalnym głosem.
Gwałtownie odwróciłem się w jego stronę i chwyciłem go za podbródek tak, że musiał spojrzeć mi w oczy.
- Żebyś potem tego nie żałował. - Wymamrotałem.
Następnie zamknąłem jego usta w długim, namiętnym pocałunku.