Paper Life | ChanBaek

By secret-mission

65.4K 9K 2.9K

» Znęcanie się, prześladowanie, stalking - nikt nie pomyślałby, że takie rzeczy mają miejsce na jednym z Seul... More

0. Ostatnie przedstawienie
0. Ostatnie wprowadzenie
1. Ostatnia właściwa decyzja
2. Ostatnia wspólna chwila
3. Ostatnie przeprosiny
4. Ostatnie lustrzane odbicie
5. Ostatnia strużka krwi
6. Ostatnia szczera rozmowa
7. Ostatnie słone łzy
8. Ostatnie wołanie o pomoc
9. Ostatni pisk opon
10. Ostatnia nadzieja
11. Ostatni zapach kawy
12. Ostatnia prośba
13. Ostatnie pożegnanie
14. Ostatnia wskazówka
15. Ostatnia słodka niespodzianka
16. Ostatni szczęśliwy dzień
17. Ostatnia wspólna zabawa
18. Ostatni uroczy gest

19. Ostatni rozdział

2.8K 432 229
By secret-mission


Ten dzień niczym się nie wyróżniał na tle pozostałych. Zwykły październikowy poranek, który owocował niezbyt ładną pogodą, ale z pewnością idealną na jesienne spacery. Być może jeszcze kilka miesięcy temu łudziłbym się, że słońce wyglądające zza chmur wychyla się dla mnie, aby mnie rozweselić. Teraz niestety już rozumiałem, że to nie dla mnie świeci, ani to nie w moim kierunku się uśmiecha.

Smutno uniosłem kąciki ust, patrząc znad miednicy na Yifana, który przez cały czas starał się nie zwymiotować, podczas gdy ja walczyłem sam z sobą, aby nie zemdleć od widoku krwi.

— Lekarz powiedział, że to normalne i mamy mu nie zawracać głowy — sapnął zdenerwowany Kyungsoo, za którym podążał jego chłopak, jak i Suho.

Odebrałem od przyjaciela chusteczki, które mi przyniósł, po czym starając się zatamować obfity krwotok z nosa, skinąłem głowa w podziękowaniu.

— W porządku — mruknąłem, odkładając brudną od czerwonej cieczy miskę na stolik. — Nic mi nie jest. Krew jeszcze nikogo nie zabiła.

— Krew nie, ale jej brak, owszem — syknął poirytowany, siadając na krawędzi łóżka, aby następnie pogłaskać mnie wierzchem dłonie po policzku. — Musisz wytrzymać jeszcze trochę. Wyjdziesz z tego, obiecuję.

Nie wierzyłem w jego słowa, ale nie mogłem mu tego powiedzieć, więc w ostateczności jedynie po raz kolejny skinąłem głową.

Jeżeli pół roku wcześniej ktoś powiedziałby mi, że lustro, które zbił mi pewien (nie)potwór, przyniesie mi takiego pecha, nigdy bym mu nie uwierzył. Z biegiem czasu zauważyłem, że zacząłem szukać przyczyny mojego nieszczęścia w rzeczach materialnych. W rzeczywistości nie mogłem się pogodzić z tym, co przygotował dla mnie los.

Jak mogłem wierzyć w słowa mojego przyjaciela, gdy każdego dnia umierałem od nowa. I tak w nieskończoność.

— A tak swoją drogą — odezwał się Junmyeon, który niepewnie zerkał na mnie spod postawionych na żel włosów, bawiąc się w dłoni telefonem — jest ktoś, kto chciałby z tobą porozmawiać, Baekhyun.

— Kto taki?

I gdyby w tamtym momencie weszła do pomieszczenia Madonna, nie byłbym tak zdziwiony i zdezorientowany, jak w chwili, w której ujrzałem w progu drzwi swoją matkę.

Spojrzałem zdziwiony na Suho, który pomachał mi komórką, dając do zrozumienia, że to on do niej zadzwonił. Właśnie w tamtym momencie zrozumiałem, jak bardzo myliłem się w stosunku do osób, które cudzym bólem maskowały swoje dobre serce.

Nikt z nich tak naprawdę nie był zły. Byli zagubieni w świecie, który płatał nam wszystkim figle. Bawiąc się naszymi uczuciami, uczył nas życia. Uczył nas, jak cieszyć się ze zwykłego podmuchu wiatru i minut ciszy. Że pośpiech jest zbędny, a zaufanie może nas słono kosztować. Tego właśnie od dawna uczyło nas przeznaczenie.

Przeznaczenie, które sprawiło, że teraz byliśmy wszyscy razem.

Kyungsoo rzucił mi przepraszający uśmiech, który oznaczał, że on o wszystkim wiedział, a ja nie miałem mu tego za złe. Jeżeli miałem umrzeć, to moja rodzicielka powinna przyszykować się na odejście syna.

Ponieważ miałem umrzeć, prawda? Tak miała zakończyć się ta historia, racja? Opowieść o głównym bohaterze, który przeżywał bezlitosny dramat, powinna mieć właśnie taki koniec.

Wszyscy z wyjątkiem mojej matki opuścili pomieszczenie. Kobieta, widząc mój zbolały wzrok niepewnie podeszła bliżej. Nie potrzebowaliśmy rozmowy, ponieważ gdy tylko dotarła do łóżka i chwyciła moją dłoń w swoje roztrzęsione ręce, upadła na kolana, zanosząc się głośnym płaczem.

— Nie płacz — szepnąłem, drugą dłonią gładząc jej potargane włosy. — Wszystko kiedyś się jakoś ułoży.


*


Z przeprosinami czasami tak bywa, że choć są szczere i naprawdę chce się je przyjąć, to nie potrafi się zrozumieć kogoś postępowania. Właśnie w tej chwili to odczułem. Nie potrafiłem pojąć egoizmu kogoś bardzo mi bliskiego.

— Wiesz, Sehun — zacząłem, sprawiając, że twarz, która jak dotąd tonęła w pościeli, mocząc ją, teraz nieznacznie się uniosła i mogła popatrzeć na mnie — cholernie żałuję dnia, w którym poszedłem do kawiarni wraz z Junmyeonem. Wiesz, że obraz, który tam zastałem, stał się moim koszmarem, a twoje ironiczne słowa zmorą?

Zaciskające się wargi chłopaka świadczyły o tym, że naprawdę tego żałuje, ale nie zamierzałem przestać.

— Baekhyun...

— Naprawdę starałem się wyrzucić to wspomnienie z głowy — parsknąłem żałośnie śmiechem, kręcąc głową, którą odchyliłem do góry, aby móc popatrzeć na perlisty sufit. — Ale za każdym razem, gdy zamykam oczy, widzę, jak wielkim egoistą byłeś. Chciałem mieć mnie i Luhana, a w efekcie skrzywdziłeś nas obu.

— J-ja...

— Dlaczego nadal tutaj jesteś? — spytałem, ponownie wracając wzrokiem do Sehuna. — Pewien chłopak, który uważany był za największą dziwkę pod słońcem, teraz wylewa hektolitry łez przez pewnego idiotę, jakim jesteś, Oh.

Chłopak popatrzył na mnie z zaczerwienionymi od płaczu oczami, które wyrażały skruchę.

— Przepraszam i... dziękuję, Baekhyun — wymamrotał, wycierając rękawem bluzy łzy.

— Nie patrz tak na mnie i biegnij za nim.

Sehun podniósł się do pionu, a następnie ucałował przelotnie mój policzek, ostatni raz dziękując, aby już w następnej chwili zniknąć za drzwiami, w których minął się z Chanyeolem.

Oh wraz z Luhanem postanowili mnie przeprosić za wszystko, co sprawiło, że poczułem się gorszy, niekochany i znienawidzony. Naprawdę nie chodziło mi tylko o głupie przepraszam. Chciałem, aby oboje zrozumieli błąd, jaki popełnili. Szkoda tylko, że słowa Sehuna nie były ani w jednej setnej szczere. Żałował, ale nie dlatego, że zrozumiał swój błąd. On po prostu bał się zostać sam. I choć ja chorowałem, to dla niego byłem pewniejszy niż Lu, który niegdyś kochał seks nad życie.

Utkwiłem swój wzrok za oknem, gdzie zerwał się wiatr, porywający za sobą powolnie umierające liście.

— Jest okropnie na dworze — stwierdził Park, stając z dłońmi w kieszeniach przy ścianie. — Zawieja stulecia — dodał po chwili zastanowienia, gdy słońce po raz kolejny schowało się za chmurami.

Przymknąłem na chwilę oczy, przypominając sobie dotyk wiatru na mojej skórze, gdy otulał mnie swoim zimnem. Przywoływałem wspomnienia, kiedy to słońce ogrzewało moje ciało, gdy leżałem na trawie przed uniwersytetem, rozkoszując się smakiem owoców, które zawsze przynosił Kyungsoo.

Wszystko było takie odległe. Nie mogłem już tego złapać i zatrzymać. Teraz byłem zazdrosny o głupi deszcz, który spadał na innych, beztroskich ludzi, spieszących się w określonym kierunku.

— Tak, jest naprawdę okropnie — zawtórowałem, uchylając powieki, aby na niego spojrzeć.

— Wybacz, ale właśnie w taką pogodę jestem zmuszony cię porwać.

— Jak to porwać? — spytałem, poprawiając swoją czapkę na głowie.

— Niespodzianka.

Popatrzyłem na niego zmieszany i nieco zdziwiony kolejną już niespodzianką, która tym razem nie opierała się tylko na przedmiocie materialnym takim jak peruka. Teraz do sali weszło paru pielęgniarzy, którzy okryli mnie dwoma kocami i zabrali mnie wraz z łóżkiem.

— Co się dzieje? — pisnąłem, spoglądając niepewnie na Chanyeola, który szybkim krokiem podążał przy mnie.

— Po prostu mi zaufaj — powiedział, puszczając oczko.

Nie zdążyłem nic więcej odpowiedzieć. Chłopak potruchtał przed siebie, znikając za pierwszym lepszym zakrętem. Pozostawało mi tylko zaufanie, które stopniowo rosło z każdym dniem.

Po tym, jak zjechaliśmy na parter i opuściliśmy szpital, od razu dostrzegłem karetkę, przy której stał mój przyjaciel. Szeroko roześmiany Kyungsoo, skinął głową, żebym zgodził się przejść na drugie łóżko, które miało zostać wniesione do pojazdu, a ja niepewnie to zrobiłem.

— Gdzie my jedziemy?

Drzwi od karetki zostały zamknięte, a pielęgniarz i mój przyjaciel, siedzący obok, wymieniali się uśmiechami, dodając wszystkiemu tajemniczości i wprawiając mnie w zakłopotanie zmieszane z niepokojem.

— Niespodzianka — odparł Kyungsoo, poprawiając mój koc.

Przez całą drogę próbowałem się dowiedzieć, co to za zamieszanie i dlaczego tak po prostu wywieźli mnie ze szpitala, choć od przeszło miesiąca nigdzie nie wychodziłem. Jednak mój przyjaciel nie chciał mi nic powiedzieć, utrzymując wersję, że trzeba było szybciej marudzić, choć nie dali mi nawet możliwości na żadną próbę protestu.

Po ponad godzinie zatrzymaliśmy się na parkingu, a gdy drzwi się rozchyliły zobaczyłem Chanyeola wraz z wózkiem inwalidzkim, na który ostrożnie przeszedłem, podczas gdy pielęgniarz okrył moje nogi kocami.

— Dlaczego jesteśmy na uniwersytecie? — mruknąłem, zadzierając głowę do góry.

— Ponieważ to tutaj pozbawiłem cię marzeń — westchnął, patrząc się przed siebie i prowadząc ostrożnie moją osobę.

Chanyeol spokojnie podjechał wózkiem pod akademik, a następnie chwytając mnie za dłoń, pociągnął do siebie, abym wstał. Powolnym krokiem weszliśmy do środka, gdzie po przekroczeniu progu budynku, Park podarował mi swoją bluzę, abym nie zmarznął.

Weszliśmy do naszego starego pokoju, który teraz świecił pustkami. Nie było w nim nic, poza przytłaczającą bielą ze śladami przypaleń, gdy to Chanyeol gasił papierosy o ściany. Jednak pozostało coś bardzo mi drogiego – lustro, które niegdyś kupiłem, gdy jedno zostało mi odebrane.

Niepewnie na niego spojrzałem, a ten skinął głową na parapet.

Spokojnym krokiem podszedłem do miejsca, gdzie pół roku temu wylewałem z siebie łzy, a z którego teraz mogłem obserwować grę moich przyjaciół.

— Czy oni...?

— Tak — potwierdził Yeol, podchodząc bliżej i stając obok mnie — oni właśnie z myślą o tobie grają w koszykówkę.

Zakryłem dłonią usta, czując, że zaraz rozpłaczę się jak dziecko.

Chwila magiczna niczym z filmów zdawała się ulotna, a zarazem trwająca nieskończoność. Moment, gdy każdy z moich bliskich spojrzał w okno i pomachał, aby pokazać, że są razem ze mną, doprowadził do tego, że byłem pewien tego, iż nawet śmierć nie będzie zdolna nas rozłączyć.

Podawali sobie piłkę, śmiejąc się przy tym i za każdym razem, gdy zdobywali punkty, zwracali się w moją stronę, aby pokazać mi swoje szczęście. Naprawdę chciałem być tam teraz z nimi, ale nie mogłem. Moje ciało było zbyt kruche.

Luhan, co chwilę obrzucał Sehuna gardzącym spojrzeniem, aby chwilę później pokazać mu język, Jongin starał się średnio raz na minutę skradać buziaka mojemu przyjacielowi, natomiast Suho wraz z Krisem po prostu cieszyli się chwilą.

Patrząc na całą scenę, nie mogłem uwierzyć, że miałoby mnie zabraknąć. Niestety ja znałem swój koniec i wiedziałem, jakie będzie zakończenie tej opowieści.

— Chanyeol — zapłakałem, spoglądając na niego.

Chłopak zwrócił mnie w swoją stronę, po czym ujął moją buzię w dłonie i złożył delikatny pocałunek na moich ustach.

To był tylko ułamek sekundy, gdy kolejna łza spłynęła po moim policzku. To był nic nieznaczący gest od (nie)potwora, który dawniej chciał mnie zniszczyć.

Odsunęliśmy się od siebie, ale nasze czoła nadal były o siebie oparte.

— Przepraszam — powiedział drżącym głosem, pozwalając spłynąć strużce łez. — Tak cholernie cię przepraszam.

— Nie musisz przepraszać. — Pogłaskałem jego usta kciukiem, na chwilę zawieszając na nich wzrok, by zaraz po tym od razu wrócić do jego oczu. — Wystarczy, że będziesz mnie kochać.

Cierpiałem z każdą mijającą sekundą i z każdym kolejnym oddechem, choć nie miałem ku temu powodu. Po prostu świadomość, że ma mnie w przyszłości nie być, była zbyt silna.

— Baekhyun...

— Cierpisz, prawda Chanyeol? — szepnąłem, uśmiechając się nieznacznie. — Za każdym razem, gdy sobie o mnie przypomnisz, twój grzech będzie wywiercał dziurę w twoim sercu, a ból zacznie zabijać cię od środka.

Ponieważ... grzech Chanyeola był zbyt wielki, aby móc go puścić w zapomnienie.

Tego dnia, gdy wiatr szalał, a każdy się uśmiechał, dwa serca umarły. Umarły, bijąc dla siebie i czując, że koniec jest nieuchronny.

Los nie wiedział, czym jest litość. On po prostu robił to, co kazało mu przeznaczenie. Przeznaczenie, które ustaliło, że dramat głównego bohatera zaczął się już dawno, ale w rzeczywistości nigdy nie miał się skończyć. On miał po prostu trwać.




OSTATNIA NOTATKA BAEKHYUNA

Nas po prostu łączyła taka relacja. Ta z rodzaju relacji, kiedy pytamy się siebie, dlaczego to zrobiliśmy, a na końcu odpowiadamy, że to nic takiego, bo obaj doskonale wiemy, że nasze zakończenie jest pozbawione happy endu.  


Continue Reading

You'll Also Like

Butterfly By Mery

Fanfiction

1.9K 109 19
Kim Khimhant Theerapanyakun wiedział, że nie był kochany. I właśnie to doprowadziło go do upadku. ꧁꧂ „There are always two deaths, the real one and t...
1.6K 157 25
Lee Taemin dostaje pewnej nocy wiadomość od tajemniczego BlingBling, na którą odpowiada. Nie wie wtedy, jak po odpowiedzi i rozpoczęciu nowej znajomo...
2.3K 304 5
O tym jak Ten, z chęci bycia dobrym przyjacielem, zakochuje się w kimś, w kim nie powinien. A może powinien?
20.1K 1.4K 37
'Czy to życie w ogóle ma sens?' Licealne życie młodego Byuna Baekhyuna, zmagającego się ze stanami depresyjnymi. Czy nowi przyjaciele przyczynią się...