Oswój mnie. Lily x Scorpius s...

Bởi DzikieWino

157K 14.2K 5.2K

Zwycięzca Harry Potter Awards 2017 w kategorii opowiadań o nowym pokoleniu. Kilkutomowa opowieść o losach Nas... Xem Thêm

Prolog
1. Pierwszy raz
2. Czy Gryffindor jest tym, czego pragniesz?
3. Droga do dormitorium
4. Twoje imię
5. Pierwszy przyjaciel i rozstanie
6. Różne oblicza Quidditcha
7. Bransoletka i uprowadzenie
8. Bożonarodzeniowe oczyszczenie
9. Szlaban i peleryna
10. Związki
11. Zapomniany amulet
12. Rozwiązanie i kłótnia
14. Więzienie
15. Ucieczka
16. Niespodziewane wsparcie
17. Odsiecz
18. Pożegnania i powroty
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ / Notka Informacyjna
# Dodatek 1. / Albus /
# Dodatek 2. / Ian /
2.1. Poszlaka
2.2. Łapacz Snów
2.3. Zaginiony pamiętnik
2.4. Biuro Rozwiązywania Spraw Beznadziejnych
2.5. Krwawy Baron
2.6. Problemowe zadanie
2.7. Sen
2.8. Listy
2.9. Pierwsza gwiazdka
2.10. Najlepsze święta
2.11. Rozmowa
2.12. Złamane serca
2.13. O miłości słów kilka...
2.14. Artykuł
2.15. Sprawa Edmura
2.16. Zdjęcie
2.17. Leczenie niekonwencjonalne
2.18. Intuicja
2.19. Wilkołak
2.20. Pytania i odpowiedzi
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ / Notka Informacyjna + Nominacje
#Dodatek 3. / James /
# Dodatek 4. / Nauczyciele /
3.1. Dojrzewanie
3.2. Szpital
3.3. Klub Ślimaka
3.4. Promocja i popularność
3.5. Listopadowy piknik
3.6. Wypadek w Hogsmeade
3.7. Kot i ptak
3.8. Samotność
3.9. Konfrontacja
3.10. Ślady na śniegu
3.11. Pierwszy pocałunek
3.12. Nieporozumienie
3.13. 1996
3.14. Śpiąca królewna
3.15. Stanley
3.16. Bezradność i głupota
3.17. Pustka
3.18. Wizengamot

13. Wyzwanie

2.3K 242 44
Bởi DzikieWino

Zaczęło padać. Wysoka trawa moczyła jej kostki i łydki, chłodne krople deszczu przyprawiały o gęsią skórkę, chabrowy wianek zsunął się z głowy. Biegła najszybciej jak umiała, ledwo łapiąc oddech. Zwolniła dopiero przed niewielkim ceglanym domem z obrośniętą winoroślą werandą. Wisząca obok czerwonych drzwi prostokątna tabliczka z nieco odchodzącą już farbą informowała, że znalazła się przy „Grimmuld Place 89". Pociągnęła za klamkę i wpadła do środka. Ciepłe, żółte światło lamp oświetlało przytulny, skromny salon z umieszczonym w rogu aneksem kuchennym. 

— Ciociu... chłopiec... — wydyszała, łapiąc oddech i próbując w panice odnaleźć odpowiednie słowa. — Ktoś go porwał!

Starsza kobieta w luźno skrojonej, granatowej sukience spojrzała na nią zdziwiona. 

— Jaki chłopiec, skarbie? 

— Trochę starszy... jak Albus... w czerwonych trampkach... miał bardzo, bardzo jasne włosy!

— Och, tak... — kobieta uśmiechnęła się blado. Chociaż głos miała spokojny, jej ręce się trzęsły. Krople wrzącej wody poleciały na kuchenny blat, gdy zalewała rozgrzewającą herbatę z ziołami. — Nikt go nie porwał, aniołku. Po prostu jego tata nie chciał, aby... zbyt długo tu przebywał.

— Co? Czemu? Ale on płakał! Wcale nie cieszył się, że wraca! — krzyknęła zdenerwowana, nic nie rozumiejąc. — Musimy coś zrobić!

Kobieta odstawiła kubeczek z parującym napojem i podeszła bliżej. Pochyliła się i spojrzała jej prosto w oczy.

— Teraz niestety nic nie możemy zrobić... ale kiedyś... kiedy będzie mógł już sam zadecydować... może go tu zaprosimy? Co ty na to?

Zastanowiła się przez chwilę. Tak, to nie brzmiało źle. Powoli kiwnęła głową. Kobieta pogłaskała ją po włosach i wręczyła gorącą herbatę.

— A teraz wypij, kochanie. Musisz się rozgrzać, bo przemokłaś...

Sięgnęła po żółty kubek w sowy. Napój pachniał cytryną i wanilią. Na dworze padało coraz bardziej, krople uderzały o parapet, rozpryskując się na okiennej szybie. Kwiatki w donicach kiwały się na wietrze, a deszcz dudnił coraz głośniej i głośniej, przechodząc w nieznośny, miarowy stukot...

Lily otworzyła oczy, siadając natychmiast na łóżku. Chociaż znajdowała się we własnym dormitorium, a nie w domu ciotki Andromedy, stukanie ze snu nie ucichło. Podniosła się i przeszła na palcach przez sypialnię. Najwyraźniej przespała dobre kilka godzin, bo Jenna, Maria i Elza pochrapywały, szczelnie otulone swoimi kołdrami. Ona natomiast miała na sobie kompletny strój z dzisiejszego popołudnia łącznie z butami, poczochrane włosy oraz ściśnięty z głodu żołądek, bo przez całą tę sytuację z Amuletem, a potem z Ianem, przespała kolację.

Odsunęła delikatnie zasłonkę i z zaskoczeniem odkryła, że zza szyby patrzy na nią niewielka, puchata sówka. Do nóżki przyczepiony miała cienki rulonik i zawzięcie stukała w okno. Lily wpuściła ją do środka, a gdy sówka usiadła jej na dłoni, z bijącym sercem odczepiła liścik. Rozwinęła pergamin, wpatrując się w napisane czarnym atramentem słowa:

„ Do Potter:
Jeśli naprawdę myślisz, że jesteś cokolwiek warta, sprawdźmy się. Dziś o pierwszej w nocy, w wyznaczonym przeze mnie miejscu. Przyjdź sama, jeśli nie jesteś tchórzem.
I.A."

Lily z każdą odczytaną literą robiła się coraz bardziej wkurzona. Głupi Ashvill. Ledwie wrócił jej dobry humor, a on znów go popsuł. Przecież byli dopiero na pierwszym roku... jak miała znieść kolejne sześć lat zaczepek i prowokacji? Musiała to skończyć raz na zawsze. Teraz. Spojrzała na zawieszony nad drzwiami, wielobarwny zegar, który Maria przywiozła w przerwie świątecznej z domu - dochodziło wpół do pierwszej. Nie miała czasu aby się dodatkowo przygotować, było za późno by pożyczyć od braci pelerynę albo mapę. Jeśli chciała stawić się na miejscu na czas, musiała wyruszyć natychmiast. Otrzepała płaszcz i spodnie, wypuściła sówkę z powrotem za okno, włożyła do kieszeni różdżkę i kilka malutkich fiolek z eliksirami, po czym wymknęła się na korytarz. 

Mapka dołączona do listu została narysowana dość prowizorycznie, ale na tyle wyraźnie, by zauważyć, że wielki "X" oznaczający miejsce spotkania znajduje się gdzieś w pustej sali w lochach. Lily skradała się przy ścianie niczym kot, zatrzymując się na każdym rozwidleniu, przy każdym zakręcie i każdych drzwiach. Oddychała najciszej, jak tylko mogła, nasłuchiwała kroków, rozmów, śmiechu – czegokolwiek, co byłoby sygnałem do wycofania się, lub schowania. Nieopodal pomnika Borysa Szalonego natknęła się na wychodzącego z łazienki prefekta Hufflepuffu, ale umknęła prędko za róg, nim chłopak zdołał ją zobaczyć. Na korytarzu Gunhildy z Gorsemoor na trzecim piętrze, słyszała dochodzące z pustej klasy pojękiwania, od których zaczęły piec ją uszy i policzki, a w lochach, tuż przy miejscu docelowym, prawie by wpadła na wysoką Krukonkę z szóstego roku, gdyby nie samotna zbroja, za którą mogła kucnąć.

Ku swojemu zdziwieniu, przed salą oznaczoną na prowizorycznej mapce jako „X", stanęła piętnaście minut przed czasem.
Pchnęła niewielkie, drewniane drzwi i stanęła jak wryta. Spodziewała się albo Iana, albo nikogo, natomiast jej oczom ukazał się siedzący na jednej ze złączonych ławek, zmęczony, potargany Scorpius Malfoy. Najwyraźniej był równie zdziwiony co ona, bo zamrugał, marszcząc brwi i rozchylając lekko usta.

— Co ty tu robisz? — wypaliła pierwsza, podchodząc bliżej.

— Właśnie zbieram się do wyjścia... Zresztą nieważne. Bardziej zastanawiające jest, co ty tutaj robisz. W środku nocy. W lochach.

— Czekam na kogoś.

— Kiepskie miejsce na randkę — mruknął rozbawiony, zeskakując z ławki.

Prychnęła, patrząc jak zbiera porozkładane na stolikach, zamazane dziwnymi rysunkami kartki, po czym wsadza je do kieszeni idealnie skrojonych, granatowych spodni. Znów był ubrany w zwyczajne ciuchy i musiała przyznać, że wyglądał w nich jeszcze lepiej niż w hogwarckim mundurku. 

— To nie randka. To walka o być albo nie być — stwierdziła z powagą. 

Scorpius przewrócił oczami.

— Powodzenia, może lepiej się zabunkruję... — machnął jej ręką i ruszył w kierunku wyjścia. 

Nie zdążył przejść połowy klasy, gdy drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. Lily wstrzymała oddech, spodziewając się, że lada moment ujrzy przesyconą szaleństwem twarz Iana Ashvilla, jednak nic takiego się nie stało. Powietrze dokoła zrobiło się gęstsze, coś przesunęło się przy ścianie, ale wciąż byli tu tylko we dwoje. Scorpius spojrzał na nią pytająco, lecz jedynie pokręciła głową równie zdezorientowana, co on. Dopiero po chwili, jak spod ziemi wyrosła tuż przed nimi Katrin Lewe. W ręku trzymała pelerynę niewidkę Albusa. Lily otworzyła usta ze zdziwienia.

— Miałaś być sama — stwierdziła Katrin.

— Ha?! Byłam sama, spotkałam go przypadkiem — żachnęła się rudowłosa. — Zresztą, z jakiej racji mam ci się tłumaczyć? Dlaczego tu w ogóle jesteś?!

— Chodź ze mną, wyjaśnię ci po drodze.

— Gdzie mam iść i po co? — Lily nadal nic nie rozumiała, ale nie miała zamiaru ruszyć się nawet o centymetr. Założyła ręce na piersi, wlepiając wzrok w Krukonkę. 

Dziewczyna przygryzła wargę. 

— Do Iana. Miałam cię do niego przyprowadzić. Tu nie jest bezpiecznie.

Starała się wyglądać spokojnie, ale w jej głosie wybrzmiała nuta zniecierpliwienia, co jeszcze bardziej zdenerwowało Lily.

— Do Iana?! Od kiedy ty trzymasz się z Ashvillem?! 

— Och Lily... — głos jej się załamał, pochyliła głowę i utkwiła spojrzenie w jesionowych panelach podłogowych. — Wcale nie chcę tu być, ale on mnie zmusił. Zaszantażował. Chodź... proszę. Jesteś tu, więc też musisz tego chcieć.

Rudowłosa westchnęła. Szantaż i wymuszenia bardzo pasowały do Iana, a Katrin nie wydawała się zbyt asertywną osobą. Myśląc trzeźwo, powinna pójść za nią i podwójnie dokopać Ślizgonowi – za siebie i za dziewczynę jej ukochanego brata. Czemu więc zamiast motywacji i współczucia czuła coraz większy niepokój?

— Potter... — dopiero gdy usłyszała jego głos, zdała sobie sprawę, że Scorpius wciąż był z nimi w sali — czy ty na tę swoją walkę o być albo nie być umówiłaś się z Ashvillem? — zapytał, a każde słowo wypowiadał wyraźnie i ostrożnie. Chociaż miał iść spać już dobre kilka minut temu, powoli przysuwał się z powrotem w jej stronę. 

Uniosła brwi i kiwnęła głową.

— To niemożliwe — stwierdził. Z tonu jego głosu dało się wyczytać lekki niepokój. Zanim się obejrzała, stał już tuż obok i patrzył jej prosto w oczy. Katrin prychnęła, ale zignorował to i kontynuował: — To niemożliwe, bo Ian Ashvill odrabia dziś całonocny szlaban. Slughorn nie wytrzymał jego zachowania i kazał mu sprzątać nasz Magazyn pod specjalnym, osobistym nadzorem. Wiem, bo sam go tam przyprowadziłem...

Lily poczuła, jak w gardle rośnie jej wielka, ciężka i bardzo nieprzyjemna gula. Katrin zacisnęła pięści, śmiejąc się nerwowo.

— Haha, daj spokój. Przecież, mógł go wypuścić wcześniej. Lily, idziemy, nie słuchaj jakiegoś nadętego Ślizgona.

Jednak Scorpius Malfoy nie był dla rudowłosej jedynie nadętym Ślizgonem. Z bijącym sercem wyjęła z kieszeni pomięty liścik.

— Skoro to nie Ian... To kto mi to wysłał...?

Scorpius spojrzał na pergamin, a jego oczy z każdą sekundą robiły się coraz większe. Powoli pokręcił głową.

— Kojarzysz, jak Finnigan musiał sprzątać z Filchem toalety? — szepnął tak, aby tylko ona to słyszała. — Ashvill sprowokował go wtedy do bójki, wypisując na ścianach różne głupoty na jego temat. Część umiejscowił tuż przed wejściem do naszego pokoju wspólnego. Wisiały tam przez tydzień, ciężko zapomnieć. A to... to nawet nie jest jego pismo...

Katrin wyglądała już na jawnie wściekłą. Zmarszczyła brwi i wygięła usta w dziwnym, przerażającym grymasie. Lily miała wrażenie, że ręce krukonki robią się z każdą sekundą coraz większe i coraz bardziej owłosione. Zatrzymała wzrok na pelerynie w jej dłoni. 

— Skąd masz pelerynę niewidkę? — zapytała. Głos jej zadrżał, zdradzając zdenerwowanie. 

— Od Albusa! Dał mi ją! Przestań się wygłupiać i chodź!

Rudowłosa zrobiła krok w tył. Albus nie pożyczał swojego prezentu nawet jej i Jamesowi. Czy to możliwe, by jakaś obca dziewczyna aż tak zawróciła mu w głowie? W tak krótkim czasie? Zrobiła drugi krok w tył i sięgnęła na oślep do kieszeni, zaciskając palce na niewielkim flakoniku z mocno wystającym korkiem. Scorpius zasłonił ją ramieniem. Zobaczyła, jak jego dłoń wędruje w kierunku różdżki. 

— Och, świetnie! Też mam dosyć tego przedstawienia, głupie bachory! — wrzasnęła Katrin, albo raczej to, co po Katrin zostało – jej drobne, mierzące najwyżej sto sześćdziesiąt centymetrów ciało wyciągnęło się straszliwie wzdłuż i urosło wszerz. Część włosów przybrała ciemny odcień, a na twarzy pojawiły się zmarszczki i bruzdy. — Expeliarmus!

W tym samym momencie zaklęcie rozbrajające rzucił Scorpius. Czerwone promienie zderzyły się ze sobą, rozpryskując na środku lśniące drobinki. Korzystając z chwili nieuwagi, Lily z całych sił cisnęła znalezioną w płaszczu fiolkę na podłogę. Wylatujący z rozbitej buteleczki płyn zasyczał i momentalnie uniósł się w powietrze, tworząc ciemnofioletową chmurę gazu. Fałszywa Kartin ryknęła wściekle. Nim opary przysłoniły ją zupełnie, rudowłosa zdążyła jeszcze zobaczyć, jak zrywa z siebie za małą, dziewczęcą koszulkę, odsłaniając kościsty, męski tors. Ktokolwiek podszył się pod Kartin Lewe, w szybkim tempie wracał do swojej pierwotnej formy. 

 Nie zamierzała jednak stać i przyglądać się tej metamorfozie. Złapała Scorpiusa za rękaw i pociągnęła w stronę drzwi. Jak poparzeni wypadli na korytarz, rzucając jeszcze w pośpiechu drętwotę, lecz nie mieli czasu, by sprawdzić, czy zadziałała. Rzucili się pędem przed siebie, szukając kryjówki. Lily nie rozumiała, jakim cudem w lochach nie było żadnego nauczyciela, żadnego patrolującego korytarze prefekta, żadnych aurorów... przecież mieli ich strzec właśnie przed tym, co działo się teraz. Była wściekła i przerażona jednocześnie.

— Biegiem do mojego pokoju wspólnego — zarządził Scorpius. 

Kiwnęła głową, łapiąc za rąbek jego bluzy. Z oddali słychać było trzask otwieranych drzwi i podniesione głosy, ale nie wiedziała, czy to przyjaciele, czy wrogowie. 

Skręcili w prawo, mijając mieniące się zielenią kinkiety, puste obrazy i zardzewiałe zbroje. Lily tak bardzo skupiła się na jak najszybszym dostaniu się w bezpieczne miejsce, że prawie nie zauważyła wyłaniającego się z cienia, tęgiego mężczyzny. Mężczyzny, którego nigdy wcześniej w Hogwarcie nie widziała. Mężczyzny celującego w ich stronę różdżką. Wiedziała, że nie zdąży sięgnąć do kieszeni. Miała też za mało czasu by wypowiedzieć zaklęcie. Zamarła na moment, po czym z całych sił pchnęła stojącego przed nią Scorpiusa w bok. Smuga światła świsnęła blondynowi koło ucha i walnęła w Lily, odpychając ją pod ścianę. Chłopak rzucił w jej stronę przerażone spojrzenie, ale gdy tylko dała mu znak, że wszystko z nią w porządku, stanął gotowy do walki. 

Mężczyzna zaśmiał się ochryple. Miał wystający brzuch i spocone czoło. Choć rudowłosej wydawał się wyjątkowo obleśny, skutecznie odbił zarówno jej Petrificus Totalus jak i Rictusemprę Scorpiusa. Już miała rzucać Impedimento, by dać im taktyczną przewagę, gdy różdżka wyrwała się z jej dłoni i poszybowała w górę. Przerażona spojrzała w tył. Dwa kroki za nią stał starszy, na oko dwudziestokilkuletni, chłopak z bardzo wyłupiastymi oczami i uśmiechem szaleńca. W jednej ręce trzymał wycelowaną w nią różdżkę, w drugiej pelerynę niewidkę Albusa. Lily nie musiała być geniuszem, by domyślić się, że to on pod postacią Katrin lewe napadł ich chwilę temu w klasie. Scorpius rzucił się w jego stronę, ale chłopak przytknął różdżkę do gardła Gryfonki.

— Ani kroku, bo dziewucha zginie — syknął. 

Lily poczuła, jak patyk wbija się w jej skórę. Pokręciła głową, patrząc z uporem na młodego Malfoya. W jego oczach tańczyły miliony emocji, jednak posłusznie opuścił różdżkę, którą sekundę później przejął już Grubas.

Przegrali. Wiedziała to. Delikatnie wsunęła rękę do kieszeni, w poszukiwaniu pomocnego eliksiru, jednak jedyny mający właściwości użyteczne w walce, zużyła w pustej sali kilka minut temu. Już wysuwała z powrotem dłoń, gdy przez przypadek musnęła palcami ciepłą, elektryzującą powierzchnię. 

— I na co było tak walczyć?! — zarechotał Grubas.

Podniesione głosy dochodzące z góry stawały się coraz głośniejsze i wyraźniejsze, a zbliżające się w ich stronę kroki coraz szybsze. Miała wrażenie, że słyszy poważny ton profesor Deprim i stukot jej eleganckich pantofli.

— Musimy się pospieszyć — sapnął młodzieniec o wyłupiastych oczach, szarpiąc ją za ramię.

 Zebrała w sobie całą siłę i zdzieliła go łokciem w brzuch. Zgiął się w pół, ale nie puścił jej ręki. Przeklął głośno i wyszeptał zaklęcie. Nim ogarnął ją przechodzący całe ciało ból i bezdenna ciemność, zdążyła jeszcze wyjąć niewielki kamyk z dziwną grawerką i upuścić go na podłogę.    

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

13.8K 773 47
Vivienne Stonewall, 16 letnia dziewczyna, przenosi się do szkoły swojego brata, Caleb'a, czyli do Akademii Królewskiej. Tam poznaje grupę przyjaciół...
61.8K 2.1K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
205K 6.6K 48
Wpadli na siebie na imprezie. Od pierwszej sekundy połączyła ich wzajemna niechęć, która tylko się nasiliła, gdy spotkali się trzy dni później w szko...
72K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...