Stracone znajdź

By margarethelstone

7.2K 595 117

Opowieść o dwojgu młodych ludzi, których życie niewiele zdaje się mieć z bajki. Ludzi, którym nie dane było... More

Prolog
I Samemu.
II Zmieniło się wszystko.
III Znaliśmy ją dłużej.
IV Rozumiem.
VI Z miłością, Szpadka. Z miłością.
VII Przed oczyma miał Heather
VIII Więc co się stało, Czkawka?
IX Nie ufam jej
X Kiedyś
XI To był jej dzień
XII "I tak wszyscy trzej zaraz stracicie dla niej głowę"
XIII Więc mówisz, że Heather ma do tego oko
XIV Coś w nich pękło
XV Nie jest jedną z nas
XVI Naprawdę i zupełnie, całkowicie sam
XVII Prawdziwe, bezsprzeczne błogosławieństwo
XVIII Nie mogłam po prostu odejść
XIX Nie zostawiaj mnie

V To tylko imię.

448 39 15
By margarethelstone


Drewniane łóżko zaskrzypiało, gdy przewróciła się na drugi bok. W ciągu ostatnich kilku minut zdążyła zrobić to trzykrotnie, w nadziei, że mimo wszystko uda jej się zasnąć ponownie. Choć te parę godzin odpoczynku niewątpliwie sprawiło, że poczuła się lepiej, z całą pewnością nie wystarczyło, by przywrócić jej pełnię sił.

Poza tym, jakoś szczególnie nie chciało jej się tego dnia wstawać z łóżka.

Wcisnęła twarz w twardą poduszkę, naciągając koc na głowę. Było zimno; zdecydowanie zbyt zimno, jak dla niej. Wciąż na wpół śpiąca, powoli zaczynała rozumieć, gdzie się znajduje i jak właściwie do tego doszło. Przypomniała sobie dwa miejsca – słoneczną, chłodną plażę i dość przestronny, a oświetlony jedynie delikatnym płomieniem ogniska pokój, w którym najprawdopodobniej znajdowała się i teraz. Zupełnej pewności mieć nie mogła, wciąż skrywając się pod grubym okryciem.

Niezależnie od tego, nadal nie potrafiła połączyć ze sobą dwóch wspomnianych wcześniej miejsc, wiedząc, że w żadnym razie nie była w stanie sama przebyć dzielącej ich odległości; niezależnie od tego, jak niewielka by była. Zrozumiała, że goszczący ją wikingowie – jak to się w ogóle stało, że znalazła się wśród wikingów? - musieli znaleźć ją, gdy nieprzytomna leżała na wybrzeżu. Zatroskani, przynieśli ją do tego domu, gdzie w końcu przyszła do siebie.

Ciąg dalszy pamiętała doskonale.

Z ociąganiem odsłoniła twarz, rozglądając się po pomieszczeniu. Zarówno drzwi, jak i wszystkie – nieliczne zresztą – okna, były pozasłaniane; wpadające przez szczeliny smugi światła kazały się jednak domyślać, że dzień trwał już w najlepsze. Poczuła się nieswojo na myśl, że jej gospodarze są na nogach od kilku zapewne godzin, podczas gdy ona nadal wyleguje się w łóżku. Nawet tak niewygodnym.

Dalej dziewczyno, weź się w garść. Gość gościem, ale twoim dobrodziejom też należy się odrobina szacunku."

Zdecydowanym ruchem odrzuciła otulający ją koc. Poderwawszy się, usiadła, płynnym ruchem przekładając nogi i opierając je na posadzce. Gwałtowność tego manewru sprawiła, że zakręciło się jej w głowie; niewykluczone, że gdyby nie nie przytrzymała się krawędzi łóżka, runęłaby na ziemię. Na szczęście nieprzyjemne uczucie szybko minęło, pozwalając jej skierować myśli na dawne tory.

Jeszcze raz, tym razem uważniej, rozejrzała się po pokoju, nie dostrzegła jednak nikogo. Przyszło jej do głowy, że domownicy najpewniej znajdują się na zewnątrz – jednak i stamtąd nie dochodziły najlżejsze nawet odgłosy.

Czyżby moi opiekunowie tak bardzo cenili ciszę?" zastanowiła się, wstając. Zwinęła koc i ułożyła go, razem z poduszką, w nogach łóżka.

Albo tak bardzo troszczą się o to, by ci nie przeszkadzano", natychmiast odpowiedziała sama sobie. Trzeba było jak najszybciej dać im do zrozumienia, że nie muszą aż tak się nią przejmować.

W tym momencie huknęło.

Aż podskoczyła, zaskoczona nagłym hałasem. Przestraszona, chciała wybiec przed dom, by sprawdzić, co takiego zaszło, bo jedynym, co mogła w tej chwili wywnioskować, był upadek czegoś naprawdę ciężkiego. Niemniej ani metaliczny brzęk żelaza, ani łomot obijanych o siebie belek nie wyjaśniał wiele.

Podbiegła do drzwi, chcąc sprawdzić czy nikt nie potrzebuje jej pomocy, jednak zanim zdążyła pociągnąć za uchwyt, jej uszu dobiegł żeński głos, nieumiejętnie imitujący szept:

- Czyś ty oszalał?! - syknęła zezłoszczona posiadaczka głosu – Jak ona ma spać?!

- Wszystko byłoby w porządku, gdyby twój gad robił, co do niego należy – żachnął się ktoś drugi.

- A kto w ogóle pozwolił ci dosiadać mojego gada?! - nie przestawała wyzywać go dziewczyna – Wym i Jot mieli być daleko stąd!

Brunetka stojąca pod drzwiami uśmiechnęła się. Jeżeli zakłócenie jej spokoju było najbardziej niebezpiecznym następstwem wypadku, nie miała powodów do obaw.

- A jak miałem ich stąd zabrać bez dosiadania ich? - odpowiedział zaczepnie męski głos, prychając – Jesteś głupsza, niż drewniana noga Pyskacza.

- Cóż za wykwintne porównanie. Zostań tu, zobaczę czy wstała.

Słysząc ostatnie słowa, dziewczyna stojąca po drugiej stronie drzwi spiesznie wycofała się w głąb pokoju. Nie chciała, by podejrzewano ją o podsłuchiwanie cudzych rozmów – nawet, jeżeli to właśnie robiła.

Ledwie znalazła się przy swym posłaniu, w progu ukazała się młoda kobieta o długich, jasnych włosach, zaplecionych w dwa grube warkocze. Podeszła do gościa, uśmiechając się z zakłopotaniem. W końcu, wzruszając ramionami, spytała:

- No, to jak ci się spało?

Jej towarzyszka spojrzała na nią z wdzięcznością i posłała jej ciepły uśmiech, jednocześnie zastanawiając się, jak może pomóc swojej rozmówczyni wyzbyć się niepotrzebnego zupełnie zawstydzenia.

- Bardzo dobrze, dziękuję. Aż za dobrze; chyba zabawiłam w łóżku nieco zbyt długo.

- A tam – gospodyni machnęła ręką, nabierając zwykłego rezonu – Nie masz się czym przejmować.

- Nie chciałabym nadużywać waszej życzliwości - - nie ustępowała ciemnowłosa dziewczyna – Gdybym tylko wiedziała, jak jest późno, zmusiłabym się do wstania już dawno.

W odpowiedzi usłyszała łoskot otwieranych z impetem drzwi, które w chwilę później tak samo gwałtownie zostały zamknięte. W ten sposób w domu znalazł się drugi z jego mieszkańców; jego widok potwierdził podejrzenia, jakich nabrała uprzedniej nocy. Podobieństwo do stojącej obok kobiety było wprost uderzające, nie tylko ze względu na kolor i długość ich włosów.

„Bliźnięta", pomyślała. Wspomnienie kłótni, której świadkiem była przed chwilą, utwierdziło ją w domysłach – tylko rodzeństwo mogło zwracać się do siebie w ten sposób.

- Nie ma po co – zawołał wiking, opierając się o drzwi, jakby chciał je zablokować. W istocie, to właśnie próbował zrobić – Jesteś w domu Thorston, tu każdy wstaje jak chce.

Nie rozumiejąc, przeniosła wzrok na jego siostrę. Ta od razu zrozumiała jej wątpliwości.

- Imię rodziny. A właśnie – odkaszlnęła i dodała:

- Szpadka. A ten barani łeb przy wejściu to mój nieszczęsny brat.

- Ej! - żachnął się chłopak, któremu w końcu udało się zaryglować wejście znalezionym w pobliżu kołkiem – Może by tak trochę rodzinnej solidarności? Czy ja cię wyzywam przy obcych? - podszedł do nich i bez zbędnych wstępów rzucił:

- Mieczyk.

Rodzeństwu odpowiedział zdziwiony wyraz wielkich zielonych oczu. Spojrzeli po sobie. Ich gość natychmiast zrozumiał popełniony nietakt, dodał więc szybko:

- Wybaczcie. Po prostu... to wszystko jest jeszcze dla mnie nowe.

- Przyzwyczaisz się – jej towarzyszka ponownie machnęła ręką – Lepiej przygotuj się, że usłyszysz wiele głupszych nazw. Jesteśmy w tym dobrzy.

- Ja nie to...

- Ale serio, Szpadka ma rację. Wiesz, głupie imiona odstraszają trolle i w ogóle – zachichotał wiking – U nas co imię, to lepsze. Weź Sączysmarka. No błagam.

- A z drugiej strony, jak masz imię które totalnie nic nie znaczy? - podjęła żywo jego siostra – Raczej nie brzmi to mądrzej. Gustaw, na przykład.

- To akurat oznacza „najbardziej nieznośny dzieciak na wyspie". Poważnie, taki mały, a taki irytujący. A zresztą – początkowe mamrotanie chłopaka nieoczekiwanie przerodziło się w pełną entuzjazmu przemowę – Nasze imiona to jeszcze nic. Poczekaj, aż usłyszysz, jak ludzie nazywają smo...

- Swoje wnuki! - dopowiedziała szybko Szpadka, przyciskając dłoń do ust bliźniaka – No jasne. Dziadkowie są w tej kwestii najgorsi ze wszystkich.

Nieznajoma wpatrywała się w nich, nie rozumiejąc wiele. Tempo, z jakim opowiadali o osobach, których nie mogła znać, wprawiało ją w zakłopotanie. Jednocześnie nie mogło umknąć jej zachowanie jasnowłosej wojowniczki, z takim przejęciem przerywającej wypowiedź brata. Jej zdumione spojrzenie szybko nabrało wyrazu pełnego powątpiewania. Swoje wnuki. Ciekawa, co kryje się za tymi słowami, uniosła brwi z niedowierzaniem, postanawiając zarazem, że pozwoli wikingom ukrywać swój sekret jeszcze przez jakiś czas. Wiedziała, że prędzej czy później i tak się dowie.

- A tam, wcale nie – przeciwstawił się Mieczyk, gdy w końcu udało mu się uwolnić z silnego uchwytu swej oprawczyni – Jestem pewien, że Stoik sam wymyślał imię dla syna.

Zachichotali oboje.

- Też pomysł, żeby przyszłego wodza nazwać Czkawka. Racja, Stoik przebił nawet tradycje rodzinne Jorgensonów.

Mimo własnego śmiechu Szpadka zdołała zauważyć poruszenie, jakie odbiło się na twarzy gościa na wspomnienie ich młodego przywódcy. Choć dziewczyna starała się tego nie pokazać, jego wczorajsze zachowanie nie pozostało bez śladu.

- Ekhm. No właśnie – odkaszlnęła blondynka z zakłopotaniem. Chciała szturchnąć Mieczyka, by pomógł jej zmienić przedmiot rozmowy – stał jednak zbyt daleko. Na szczęście dla nich wszystkich, chłopak nigdy zbyt długo nie trzymał się jednej myśli, gotów przeskakiwać od jednego tematu do drugiego, nie potrzebując po temu żadnych szczególnych pobudek. Toteż niezależnie od poszturchiwań Szpadki – a raczej ich braku – dzielił się już ze słuchaczkami kolejnymi przemyśleniami.

- Krótko mówiąc, będziesz zachwycona Berk. Nikt nie ma takich pomysłów, jak my tutaj. Pomyśl o jakach. Wiesz, ile można zrobić z jakami? Chwała niech będzie Lokiemu, że dał nam takie wspaniałe stworzenia. No proszę was – zaśmiał się sam do siebie – Przecież to można podpalić, a i tak zwierzak nie zauważy, że coś jest nie w porządku.

Kiedy Mieczyk ocierał łzy, rozbawiony własnym opowiadaniem, zdumienie jego gościa wzbijało się na kolejne poziomy. Dziewczyna potrząsnęła głową, próbując pozbyć się widoku płonącego zwierzęcia, jaki natychmiast odmalował się w jej umyśle. Gospodarz tymczasem kontynuował:

- Ale jaki to nie wszystko. Mamy najlepsze w okolicy smo... wyścigi. Właśnie. Nie masz pojęcia, ilu ludzi to ogląda! Kiedyś mieliśmy jeszcze Wielkie Regaty, ale je zarzuciliśmy. Chyba nam się znudziły – podrapał się po brodzie, jakby próbował coś sobie przypomnieć, jednocześnie zastanawiając się, jak jeszcze mógłby opisać rodzinną wyspę bez wspominania jej latających mieszkańców. Z braku pomysłów rzucił w końcu:

- No, ale z tym twoim imieniem to też niezły cyrk, co?

Takiego pytanie nie spodziewała się żadna z dziewcząt. Nawet Szpadka, która znała brata lepiej niż ktokolwiek inny, miała nadzieję, że choć przez parę pierwszych minut uda mu się utrzymać język na wodzy. Teraz pozostawało jej tylko uderzyć dłonią w czoło w reakcji na to, co usłyszała. W jednej chwili nabrała pewności, że po tych słowach ich gość słusznie uzna ich za półgłówków, za jakich miała ich cała wyspa i albo obrazi się na nich, albo zamknie się znowu w sobie i tyle będzie z ich starań.

Czkawka nas zabije.", pomyślała wojowniczka, zrezygnowana „Już lepiej było mówić o nim."

Stojąca nieopodal brunetka odebrała całe zajście w sposób znacznie mniej dramatyczny. Oczywiście, w pierwszej chwili słowa Mieczyka zaskoczyły ją. Ale od samego początku wiedziała, że kwestia jej tożsamości zostanie poruszona, prędzej, czy później. Nawet nie przyszło jej do głowy obrażać się na kogokolwiek, a choć z całą pewnością temat ten nie dodawał jej pewności siebie, nie zamierzała bynajmniej chować głowy w piasek, unikając go. Zarazem przejęcie, które dostrzegła na twarzach swych gospodarzy sprawiło, że omal się nie roześmiała.

Wszystkie jej dotychczasowe obserwacje potwierdzały się. Gościła ją para ludzi szczerych, dobrodusznych, bardziej życzliwych niż taktownych. Tych kilka minut, jakie spędzili ze sobą tego ranka wystarczyło, by nabrała do nich ogromnej sympatii, a równocześnie kazało jej być wyrozumiałą dla tego typu potknięć z ich strony. Z tych przyczyn sprawa, która poprzedniej nocy budziła jej przerażenie, w świetle dnia nie była już tak obezwładniająca.

- Rzeczywiście – odezwała się po chwili. Uśmiechnęła się przyjaźnie, by dać swym nowym przyjaciołom do zrozumienia, że nie czuje się urażona – Nieprzyjemna sprawa. Ale niestety od wczoraj nic się nie zmieniło i nadal nie jestem w stanie wiele wam powiedzieć.

Zakłopotana, spuściła oczy i westchnęła.

- Przykro mi.

- Ale daj spokój! - Szpadka podeszła do niej, posyłając jednocześnie bratu mordercze spojrzenie – Nie przejmuj się. Cyrk nie cyrk, coś wymyślimy.

- Mam pomysł! - podekscytowanym głosem wykrzyknął Mieczyk. Szpadka przewróciła oczami, po czym ponownie zgromiła go wzrokiem.

- Ani się waż.

- Ale ja...

- Wystarczy nam na dziś twoich pomysłów. Zajmij się lepiej jakimi – młoda kobieta nie zamierzała ustępować – Już.

Jej brat w ciasnym uścisku przylgnął do podpierającego strop słupa.

- Nie ma mowy! Musicie wiedzieć, o co mi chodzi!

- Nic nie musimy. Dalej, półgłówku, zbieraj się – zwróciła się do swej nowej znajomej – Strasznie cię za niego przepraszam.

- Kiedy ja naprawdę mam rację!

Szpadka podeszła do niego i wyszeptała coś zniżonym głosem. W pierwszej chwili chłopak przytulił się do pala jeszcze mocniej, bojąc się, że siostra będzie próbowała oderwać go siłą. W miarę jak słuchał jej słów, sam jednak rozluźnił chwyt, by po chwili odsunąć się od słupa zupełnie. Na jego twarzy odbiło się rozczarowanie.

- Jak tam chcesz – odpowiedział mrukliwie, podchodząc do drzwi i zdejmując założone wcześniej zabezpieczenia – Daj znać, kiedy wymyślisz jak będziesz zwracać się do kogoś, kogo nie masz jak nazwać.

Szpadka otworzyła usta i zastygła. Zupełnie nie wiedziała, co odpowiedzieć.

Jej towarzyszka okazała się bardziej pomysłowa. Uznając, że pora zainterweniować, podeszła do wojowniczki i położyła dłoń na jej ramieniu.

A potem z całą swą prostotą poprosiła:

- Daj mu mówić.

Mieczyk nie zamierzał czekać na pozwolenie. Przyskoczył do nich i pełen animuszu zaczął przedstawiać swój plan.

- Dobra, to robimy tak. Ty swojego imienia nie pamiętasz, bo pewnie coś stało ci się z głową w tym sztormie. Ale to nieważne. Chodzi o to, że musimy jakoś na ciebie wołać, nie?

Co on kombinuje?", przemknęło przez myśl jego dopiero co poznanej przyjaciółce.

O bogowie." szepnęła w duchu Szpadka.

- Rzecz w tym, że i tak się nie dowiemy, jak masz na imię naprawdę. Szkoda, ale trudno. Nie ma z czego robić takiej tragedii. Tak więc – tu Mieczyk przerwał, by upewnić się, że skupia na sobie całą uwagę zainteresowanych – Wymyślimy dla ciebie całkiem nowe imię.

Zadowolony ze swego występu, wiking uśmiechnął się triumfalnie i założył ręce na piersi w oczekiwaniu odpowiedzi. Nie miał wątpliwości, że plan zyska aprobatę jego małej publiczności.

- To najgłupszy pomysł, na jaki kiedykolwiek wpadłeś – podsumowała Szpadka bez namysłu – Oficjalnie wypieram się ciebie.

- Zdaje się, że nie wpadłaś na nic mądrzejszego, geniuszu – odparował jej brat – Poza tym, to nie o ciebie chodzi. No, co myślisz? - zwrócił się do drugiej rozmówczyni.

Dziewczyna zawahała się. Pomysł nie był wcale głupi, za jaki uznała go przed chwilą jej towarzyszka, co bynajmniej nie oznaczało, że była do niego przekonana. Wręcz przeciwnie, wątpliwości miała wiele; ponadto zastanawiało ją, jaką reakcję wywoła jej zwrócenie się ku którejkolwiek ze stron. Przeniosła wzrok na Szpadkę, która odpowiedziała jej spojrzeniem pełnym oczekiwania.

Opuściła głowę i nieśmiało odparła:

- Chyba faktycznie masz rację – powiedziawszy to, niby przepraszająco uśmiechnęła się w stronę gospodyni – Nie wiem, czy w ogóle nadarzy się okazja, by gdziekolwiek mnie wołać, ale... Na pewno będzie wygodniej. Wszystkim.

- Strasznie nieporęczny ten brak imienia, co? - zaśmiał się Mieczyk – No, to teraz musimy się dobrze zastanowić. Żeby nie było za długie, ale z sensem i, żeby...

- Łołołoło! Chwila! – zaprotestowała Szpadka, unosząc ramiona w górę – Co jest? Naprawdę to robimy? Po wszystkim, co usłyszałaś?

- Hej, wszystko gra – uspokoiła ją zielonooka dziewczyna – To nic wielkiego. Poza tym, jaki mam wybór?

- Czekaj, ty zdaje się nie rozumiesz – nie ustępowała wojowniczka – Po wszystkim, co powiedzieliśmy ci o imionach na Berk chcesz, żebyśmy to my wybrali twoje? To bez sensu. Skończysz jako Smarkonosa, albo gorzej.

- Jak Sączysmark. Hehe.

Podczas, gdy Mieczyk komentował przemowę siostry, ich gość walczył z własnymi myślami. Szpadka miała rację, ufność, że wikingowie obdarzą ją imieniem, którego nie będzie musiała się wstydzić, nie była w najmniejszym stopniu uzasadniona. Byłaby naiwną sądząc, że może powierzyć im zadanie tego rodzaju.

Z drugiej strony, jakie to miało znaczenie?

- To tylko imię.

Od samego początku przerażało ją, że nie jest w stanie przypomnieć sobie niczego, co wiązało się z jej dotychczasowym życiem. Nie pamiętała ani ludzi, ani miejsc. Kolory, zapachy, rysy twarzy – to wszystko jakby nigdy nie istniało. Czuła, że straciła samą siebie, a fakt, że nie pamiętała nawet własnego imienia obrazował to lepiej, niż wszystkie opisy.

Nieważne, jakie imię dostanie w zastępstwo – i tak nigdy nie będzie to jej imię.

- Słuchaj, możemy to załatwić inaczej – zdecydowany głos Szpadki wyrwał ją z rozmyślań – Sama zdecyduj, jak mamy do ciebie mówić. Na pewno będzie mądrzej, niż gdybyśmy my to zrobili, nie?

- Sama...? - wpatrywała się się w rozmówczynię zaskoczona.

- No, sama. Czemu nie?

- Bo... nie wiem. Ale imienia nigdy nie wybiera się samemu.

- E, tam – Szpadka po raz kolejny wzruszyła ramionami – Co za różnica.

Ciemnowłosa kobieta westchnęła. Wcale nie miała ochoty na te nowe chrzciny; ale nie powinna przecież utrudniać im życia swoimi humorami.

- Słuchajcie, nie ma znaczenia czy to imię spodoba mi się, czy nie. Jeżeli ktoś będzie go używać, to wy. Wybierzcie takie, które będzie dla was wygodne, a ja postaram się nauczyć się na nie reagować. Miejmy nadzieję, że to tylko chwilowa nazwa.

- O nie, młoda damo – obruszył się Mieczyk – Myślisz, że to takie proste? Otóż mylisz się. To ogromnie poważna sprawa, sprawa najwyższej wagi. Dlatego...

- Po prostu wybierz któreś z tych imion, które sama znasz – bezlitośnie przerwała mu siostra – Mówię ci, będzie lepiej.

- Mhm.

Odpowiedź gościa sprawiła, że Szpadka o ułamek sekundy za późno zrozumiała niedorzeczność swojej propozycji. Przygryzła wargi w zakłopotaniu, widząc pełne politowania spojrzenie Mieczyka. To się jej udało.

- Ale czekaj, nic nie pamiętasz? Tak zupełnie nic? - spytał w końcu chłopak – Zero? Pusto? Nul?

Dziewczyna zerknęła na niego. Nie pamiętała własnego imienia, dlaczego miałaby pamiętać jakiekolwiek inne? Ale przecież nie mogła być na nich zła, widziała, że ze wszystkich sił starają się jej pomóc. Wzięła głęboki oddech.

- Ja...

Nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdy wszyscy troje usłyszeli trzask wyłamywanych z zawiasów drzwi. Odruchowo odwróciła się w ich stronę i oniemiała, ujrzawszy to, czego nigdy w życiu nie spodziewała się zobaczyć.

Przez pustą już framugę wychylały się ku niej dwa zielone smocze łby.

Nota autora: Jest! Jak zwykle, przerwa była długa, ale wierzcie mi - ten rozdział sprawił mi więcej kłopotu, niż można by przypuszczać. Długo nie byłam z niego zadowolona, a uważam, że nie ma sensu dzielenie się z Wami czymś, czego nie uważam na najlepsze. Niemniej mam nadzieję, że efekt końcowy przypadnie Wam do gustu.

Ogromnie dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze - są dla mnie ogromną motywacją, a i konstruktywna krytyka jest rzeczą bardzo potrzebną każdemu twórcy. Dlatego proszę, nie zapomnijcie napisać, co sądzicie o tej części. Do zobaczenia wkrótce (oby!).

Z Bogiem,
Margaret

Continue Reading

You'll Also Like

65K 1.5K 43
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
47.8K 1.8K 108
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
41.7K 1.6K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
17.2K 1.2K 27
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...