Nie rozpoznajesz mnie? | Clexa

By OnlyYami

93K 8.6K 1.9K

Clarke od miesięcy nawiedzają niepokojąco realne sny. Kosmos, postapokaliptyczna Ziemia, jej znajomi, ciągła... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Kim jest Yami? Czyli nominacja
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50 (+18)
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Rozdział 57
Rozdział 58
Rozdział 59
Rozdział 60
Rozdział 61
Rozdział 62
Rozdział 63
Rozdział 64
Rozdział 65
Rozdział 66 cz.1
Rozdział 66 cz.2
Epilog

Rozdział 17

1.6K 153 27
By OnlyYami

Lexa POV

Zawrotnej ilości obłoki, niemiłosiernie uniemożliwiały mi podziwianie naturalnej satelity Ziemi oraz trwale przyozdabiających nocny firmament gwiazd. Krajobraz umiejscowiony poniżej był spowity bezwzględną ciemnością, przez którą nieugięcie przebijały się liczne światełka, wskazujące na obecność większej metropolii. Wraz z upływem czasu stawały się coraz większe i bardziej precyzyjne, byłam nawet w stanie rozróżnić źródła sztucznego oświetlenia.

Nie zwracałam szczególnej uwagi na neony przeróżnych sklepów, hoteli, czy też klubów. Wzrokiem skanowałam okolicę, w celu odnalezienia dokładnego położenia budynku, który zamieszkiwany jest przez niebieskooką piękność. Czynność tę przerwała mi stewardessa, a dokładniej mówiąc jej prośba, o zapięcie pasów oraz informacja na temat za chwilę mającego miejsce lądowania.

Samolot zaczął niekontrolowanie się rzucać. Turbulencję spowodowały gwałtowny ucisk żołądka. Jeśli mam być szczera, to cholernie boje się tych latających maszyn, a lęk wysokości, ani trochę nie pomaga. Gdyby Bóg chciał, żeby ludzkość wzbijała się ponad glebę, dałby im skrzydła. Co prawda, mogłam wrócić jakimś bardziej przyziemnym pojazdem, wszakże byłoby to równe z poświęceniem większej ilości czasu na powrót, a ja nie mogłam tracić, choćby sekundy więcej.

Przy zdrowych zmysłach trzymała mnie, wyłącznie myśl o Clarke. Dzięki niej, potrafiłam ograniczyć swoje zmartwienia oraz pohamować wyobraźnię, która notorycznie podsuwała mi do głowy obrazy katastrof lotniczych. Nie tylko w bieżącym momencie rozmyślanie o błękitnookiej dawało mi sił, było tak każdego dnia w Los Angeles.

Poczułam na sobie czyjś wzrok. Spojrzałam na ledwo powstrzymującego śmiech mężczyznę, siedzącego po mojej lewej. Przewróciłam oczami i wbiłam spojrzenie w siedzenie, znajdujące się przede mną. Osoba mająca lęk wysokości w pieprzonym samolocie, to takie zabawne?

Cóż, nie mogę lamentować. Gdyby nie kilka chytrych zagrywek z mojej strony, zamiast brodatego faceta z pokaźną nadwagą, u mojego boku miałabym Titusa. On bez dwóch zdań byłby tą gorszą alternatywą. Przynajmniej w ciągu najbliższych dni, będę mogła odpocząć od jego wszędobylskiego nosa. Przeszło dwa tygodnie, spędzone pod jego ścisłym nadzorem, porządnie dały mi w kość. Każdy mój najmniejszy ruch oraz najkrótsze słowo było dokładnie prześwietlane i oceniane przez jego osobę.

Poczułam ostatnie, agresywne szarpnięcie. Kochana ziemia.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam wchodząc na teren lotniska, było sprawdzenie telefonu. W dalszym ciągu nie otrzymałam jakiejkolwiek odpowiedzi od Griffin. Myśląc o powodach dla których mogłaby mnie zignorować, skrzywiłam się.

Między nami było dobrze, nie miałam na co narzekać. Lecz moja mała wyprawa, na niemalże drugi koniec kontynentu to zmieniła. Wiedziałam, że ją zawiodłam. Powinnam być z nią przez ten czas i być dla niej wsparciem. Nie winie jej za to, iż znalazła to, czego ja nie byłam w stanie jej zapewnić w innych ramionach – Bellamyego.

Naprawię to; postaram się to naprawić, najlepiej jak umiem. Jeśli da mi drugą szansę, przysięgam, że tym razem jej nie zmarnuje. Na moim nagłym przypływie emocji, oberwał niczemu winny bagaż. Otrzepałam walizkę z brudu, który wskazywał na wcześniejszą obecność buta.

Udałam się w stronę głównego wyjścia. Zostałam przywitana przez chłodne, a zarazem orzeźwiające, jesienne powietrze. Rozejrzałam się dookoła. Szofer, z którego usług na co dzień korzysta Titus miał na mnie czekać. Z tego co widzę, nie zjawił się. Tego mi jedynie brakowało.

Wyjęłam komórkę, w celu zapytania kierowcy, gdzie się podziewa. Wybieranie numeru przerwał mi nagły brak widoczności, spowodowany obecnością obcych dłoni na moich powiekach. Wzdrygnęłam się na ten niespodziewany gest.

Do moich nozdrzy dotarł konwencjonalny zapach perfum. Aby upewnić się w moich przekonaniach, co do tożsamości nieznajomego, a raczej nieznajomej chwyciłam za dłonie zakrywające moje oczy. Nie miałam więcej niepewności, to była ona. Rozluźniłam nerwowo naprężone mięśnie.

- Zgadnij kto. – rozgrzany oddech, delikatnie pogładził skórę na mej szyi. Przez całe moje ciało przeszedł przyjemny, znany prąd. Tak bardzo brakowało mi barwy jej głosu, jej dotyku, jej obecności, jej. Energicznie obróciłam się twarzą do dziewczyny. Ujrzałam szeroki uśmiech ukazujący śnieżnobiałe zęby oraz niebieskie tęczówki, w których utonęłam niezliczoną ilość razy.

- Wystraszyłaś mnie, Clarke. – prychnęłam żartobliwie, uderzając ją lekko w ramię. Gdyby nie jej perfumy, aktualnie znajdowałaby się na glebie.

- Jeszcze trochę, a sprawianie ci tego typu niespodzianek wejdzie mi w nawyk. – zaśmiała się oplatając mnie rękoma. Bez najmniejszej krzty zawahania odwzajemniłam uścisk. Wtuliła głowę w zgięcie mojej szyi. Jej ramiona to moja personalna ostoja, miękka niczym puch. Miejsce, gdzie bezlitosna rzeczywistość nie jest w stanie mnie dosięgnąć. – Tęskniłam za tobą. – dodała tworząc między nami więcej przestrzeni, aby dokładniej przyjrzeć się mojej fizjonomii.

Spoglądała mi prosto w oczy, jakby czegoś tam szukała. Po chwili uśmiechnęła się i musnęła malinowymi ustami mój policzek. Dwa centymetry w lewo, a jej wargi spotkałyby się z moimi. Widząc moje zakłopotanie, cicho zachichotała.

Humor niewiarygodnie dopisywał dziewczynie tej nocy. Spodziewałam się nieco innej reakcji. Nie to, żebym marudziła! Ależ skąd. Widocznie otrzymałam drugą szansę prędzej, niż tego oczekiwałam. Tym razem nie odejdę, Clarke.

- Ja również. – odwzajemniłam uśmiech. Blondynka niespodziewanie chwyciła za uchwyt czarnej walizki, a wolną ręką moją dłoń i ruszyła w dalszą część parkingu. – Co robisz? – obróciła głowę w stronę mojej osoby. Po raz kolejny ujrzałam roześmianą twarzyczkę. Czyżby to mój widok ją tak ucieszył?

- Tak jakby wrobiłam twojego szofera i facet, tak jakby czeka na lotnisku w sąsiednim mieście. Ja cię odwiozę do domu, panienko Woods. – zaśmiała się uroczo. Ten nieudawany, nieprzymusowy śmiech jest ulubioną muzyką dla moich uszu. Na słowa Griffin, również na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech. Gdybym jechała z szoferem Titusa, najpewniej nie odezwałabym się, mając świadomość, iż każde słowo zostanie dokładnie powtórzone mojemu opiekunowi.

- To miłe, ale nie musiałaś się fatygować. – przystanęłyśmy przy samochodzie należącym do blondynki.

- Zrobiłam to, ponieważ chciałam. Nie cieszysz się? – włożyła wszystkie rzeczy do bagażnika.

- Cieszę, cieszę. – rzuciłam natychmiast widząc smutną twarzyczkę. Usadowiłam się na przednim miejscu pasażera i zapięłam pasy.

Całe auto było przesiąknięte jej urokliwym zapachem, dzięki czemu czułam się w nim lepiej, niż we własnym domu. Kilka sekund później Clarke siedziała za kierownicą. Odpaliła silnik oraz przyciszyła radio, które włączyło się równocześnie z autem.

- Idziesz jutro, a właściwie to dzisiaj do szkoły? – zapytała ospałym głosem oraz westchnęła ciężko. Byłam wkurzona na siebie, że dopiero w tym momencie dostrzegłam ogarniające ją zmęczenie.

- Idę. – kiwnęłam twierdząco głową. – Dlaczego pytasz?

- Octavia codziennie marudziła mi nad uchem, że nie ma z kim pójść na fajkę podczas przerwy. Mam dobrą wiadomość, pogodziła się z Lincolnem.

- Wszystko w porządku, Clarke? – zapytałam, kompletnie porzucając wcześniejszy temat. Ułożyłam dłoń na jej ramieniu. Słysząc moje pytanie nerwowo zagryzła dolną wargę. Niezaprzeczalnie coś ją trapiło.

- Tak, tylko ostatnio źle sypiam. – odpowiedziała zrezygnowana. Koszmary nie przestały dręczyć blondynki. Pozostawiały coraz większe ślady po sobie w jej psychice. Nie musiała mi o tym mówić, widziałam to. Najgorsze w tym wszystkim było uczucie absolutnej bezsilności. Proponowałam wizytę u lekarza lub przynajmniej otwartą rozmowę na temat snów z rodzicielką, ale kategorycznie odmówiła obu opcji.

- Jeśli jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić wystarczy słowo. – zapewniłam.

- Jesteś tutaj, tyle mi wystarczy. – cały ten czas byłam wpatrzona w nią, niczym w światowej sławy dzieło sztuki.

Ze szczególną uwagą przyglądałam się jak powtórnie przegryza wargę, tym razem nie z nerwów. Smak jej miękkich ust, prześladuje mnie nieustannie od tamtej pamiętnej (przynajmniej dla mnie) nocy. Zwinnym ruchem przeniosłam dłoń z ramienia na okolice kolana. Niebieskooka spojrzała na miejsce, gdzie aktualnie spoczywała moja ręka. Po chwili ułożyła na niej swoją, finezyjnie ściskając oraz splatając nasze palce. Oderwała oczy od drogi i skierowała swoje niebieskie tęczówki na moje zielone. Mój organizm został ogarnięty przez falę ciepła,a czas niespodziewanie przyhamował.

Subtelny uśmiech zagościł na zmęczonej twarzyczce. Tym razem ja przegryzłam wargę, wcześniej nawilżając ją językiem. Mojej uwadze nie uszła obecność delikatnego wypieku, który zagościł na policzkach blondynki. Byłam pewna, że na moim obliczu znajduje się podobny rumieniec. Wpatrywałyśmy się tak w siebie przez dłuższy moment. Niech mnie ktoś poprawi jeśli się mylę, ale odnoszę wrażenie, że bieżąca sytuacja narusza odrobinę granice przyjaźni.

Wcześniej, nie dochodziło między nami do takich, dwuznacznych sytuacji. Chyba, że byłam na tyle zajęta podziwianiem jej piękna, iż tego nie dostrzegłam. Prawdopodobnie obie byłyśmy tak ślepe, aby nie być stanie ujrzeć tego, co mamy przed sobą. Może jednak Raven nie pogrywała ze mną, informując mnie przez wiadomość o tym, iż Clarke na mnie zależy. Aczkolwiek, nadal wydaje mi się to nazbyt nierealne.

Ten praktycznie nieautentyczny moment, przerwał donośny dźwięk klaksonu. Clarke przeniosła żwawo wzrok na drogę i raptownie zahamowała pojazd. Niewiele brakowało, a doprowadziłaby do stłuczki. Gdy sytuacja była opanowana, samochód ponownie ruszył.

- Wszystko w porządku? – zapytała podminowanym głosem. Spojrzałam na nią, jej źrenice były poszerzone, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w dynamicznym tempie.

- Nic mi nie jest. Mało brakowało.

- Tak, przepraszam. Powinnam bardziej skupić się na prowadzeniu, ale z tobą u boku nie jest to takie łatwe, jakby się mogło wydawać. – rzekła ze słyszalną chrypką w głosie. Tym razem nie oderwała oczu od trasy.

Zdarzało nam się prawić wzajemnie niewinne komplementy, lecz były to wyłącznie przyjacielskie superlatywy. A słów, które przed chwilą ona użyła, nie oznajmia się zwykłej przyjaciółce, prawda?

Co wydarzyło się podczas mojej nieobecności? Co przegapiłam? Czego mi nie mówi?

Blondynka zatrzymała się na szerokim podjeździe, który znajdował się tuż obok wielkiego domu. Wysiadłyśmy z auta, równocześnie zatrzaskując drzwiczki. Uśmiech na mojej twarzy, wywołała nawet taka głupia drobnostka. Skierowałam się do bagażnika, aby wyciągnąć z niego walizkę, jednak niebieskooka mnie wyprzedziła. Otworzyłam masywne drzwi i wpuściłam niebieskooką do środka. Ułożyła bagaż przed schodami, po czym spojrzała na mnie.

- Na pewno jesteś w stanie prowadzić? Możesz przenocować u mnie. – W moim pokoju, w moim łóżku.

- Dam radę. – potrząsnęła głową. – Będę się już zbierać, jest po pierwszej. – dodała patrząc na zegarek, znajdujący się na jej nadgarstku. – Do zobaczenia w szkole. – przysunęła się bliżej, uściskała na pożegnanie i skierowała się do wyjścia.

- Napisz do mnie, jak tylko wrócisz do domu. – dodałam głosem, nieuwzględniającym żadnej formy sprzeciwu.

- Dobra. – rzuciła zmęczona od niechcenia, wychodząc.

W pierwszej kolejności po wyjściu dziewczyny, ściągnęłam z siebie obcisłe ubrania i wzięłam długi oraz odprężający prysznic. W końcu, mogłam zmyć z siebie wszelki brud pozostawiony na mojej skórze przez, tak zwane Miasto Aniołów. Najludniejsze miasto amerykańskiego stanu Kalifornia samo w sobie jest piękne, jednak ludzie tam mieszkający do najbardziej ludzkich nie należą, prędzej opisałabym ich jako krwiożercze bestie, przynajmniej tych, których miałam okazję poznać.

Po upływie niecałych dwudziestu minut otrzymałam wiadomość od blondynki z treściwym "dotarłam". Mając świadomość, że Clarke wróciła bezpiecznie do domu, spokojna poszłam spać.

*

- Daj jej trochę odetchnąć, Griffin. – powiedziała brunetka, wpychając do buzi kolejną garść kolorowych żelków. – Ona też potrzebuje powietrza. – dodała przeżuwając słodycze.

Od początku dnia, blondynka utrzymywała ze mną stały kontakt fizyczny, w większym lub mniejszym stopniu. Nie miałam nic przeciwko naruszaniu mojej przestrzeni osobistej przez nią, lecz ja zamiast się cieszyć, zastanawiałam się jaki jest powód jej niecodziennego zachowania.

- Nie, nie potrzebuje. – odburknęła niebieskooka, jeszcze bardziej się we mnie wtulając. Ramiona zaczynały wbijać się w moje żebra, utrudniając w nieznacznym stopniu swobodne oddychanie. Z jednej strony było to miłe, ale z drugiej zaczynałam drętwieć.

- Współczuje ci, Woods. – Blake przysiadła się do nas. – Nie ma nic gorszego od uwieszonego na tobie gryfa. – zaśmiała się.

- Że niby ja jestem gryfem? – fuknęła blondynka, odrywając się nieznacznie od mojego tułowia. Wyrwała z ręki Octavii w połowie pustą paczkę słodyczy.

- Griffin, gryf, na jedno wychodzi. – wytknęła w stronę blondynki język. Widząc grymas malujący się na twarzy jasnowłosej, zaczęłam zastanawiać się jak mogłabym złagodzić napięcie, które rosło coraz bardziej między dziewczynami. Nie chciałam kolejnej bezsensownej kłótni, tym bardziej, kiedy siedziałam pomiędzy nimi.

- Macie jakieś plany na weekend? – zadałam pytanie zupełnie od czapy, pochylając głowę. Tym czynem przerwałam im kontakt wzrokowy.

- Właśnie! Tak sobie myślałam, że mogłybyśmy w jakiś sposób uczcić powrót twój powrót. – zwróciła się do mnie. – Myślałam o babskim nocowaniu, ale u mnie to niemożliwe ze względu na rodziców oraz starszego brata. – powiedziała energicznie, swobodnie zarzucając na mnie ramię.

- Możemy to urządzić u mnie. Ojciec wraca z Los Angeles dopiero późnym, niedzielnym wieczorem. – oświadczyłam odwzajemniając entuzjazm brunetki.

- Super! – wykrzyczała. Na jej twarzy pojawił się zadowolony uśmiech, a oczy świeciły się jak żarówki.

- Nie idę. – odpowiedziała beznamiętnie Griffin, spoglądając w bezchmurne niebo.

- Jak długo będziesz się jeszcze obrażać o te sms' y... – wiadomości, które dostałam rzekomo od Clarke, były ciągłym tematem kłótni między tą dwójką, a właściwie trójką dodając Reyes. – Woods o tym zapomniała, ty też już byś mogła.– dodała wskazując na mnie palcem.

- W sumie, nigdy nie brałam udziału, a tym bardziej nie organizowałam takiego nocowania. – przybliżyłam się do dziewczyny po mojej lewej. Liczyłam, że jednak ją przekonam.

- Serio? – równocześnie zawołały zdziwione. Potwierdziłam swoje słowa skinieniem głowy.

- No dobra. Nie chcę, aby ta idiotka zepsuła ci pierwsze nocowanie. – rzuciła udając nieporuszoną, dodatkowo wzruszając ramionami. Ponownie posłużyłam jej za oparcie.

- Raven też przyjdzie. – dodała po chwili Blake. Nie to, żebym nie lubiła starszej brunetki, sama pomyślałam o zaproszeniu dziewczyny, lecz wiedziałam jaka będzie reakcja Clarke.

- Za cholerę nie idę. – burknęła blondynka, prostując się. Zniwelowałam niewielką odległość, którą przed sekundą sama stworzyła.

- Proszę. – mruknęłam kokieteryjnie do jej ucha, specjalnie przeciągając samogłoski. Gwałtownie się spięła. Widziałam jak zaciska dłoń na spodniach.

- Żeby było jasne... Pojawię się tam dla ciebie, nie dla nich. – odpowiedziała po chwili, poprawiając włosy.

- Oczywiście. – spojrzałam w olśniewające, niebieskie tęczówki. Zgrabnie nawilżyła językiem górną wargę. To musiało być celowe zagranie. Tym razem, moje usta wylądowały na powierzchni jej policzka. Chociaż tyle mogę zrobić, nie wzbudzając przy tym niczyich podejrzeń. Początkowo chciałam złożyć pocałunek na delikatnych niczym alabaster ustach, lecz w porę zdążyłam opanować swoje żądze.

- Reyes miała rację, totalne trzynastolatki. – słowa Blake, przywołały mnie z powrotem do rzeczywistości. Obróciłam się do niej i uniosłam pytająco brwi. – Nieważne. – dodała, zrezygnowanie przewracając oczami.

Telefon brunetki wydał z siebie krótki dźwięk, oznaczający nadejście wiadomości. Tak szybko jak wyjęła telefon, tak go schowała. Zaczęła się rozglądać wokoło. Wstała i ożywiona zaczęła machać do kogoś. Zaciekawiona przeniosłam wzrok w tamtą stronę.

Ujrzałam chłopaka, który pewnie odwzajemnił gest dziewczyny. Zaczęłam dokładnie skanować go wzrokiem. Osobnik płci męskiej, nieco starszy od naszej trójki. Poczułam jak Clarke odciąża moje ramię, co doszczętnie dało mi do zrozumienia, że to nikt inny jak on.

Umięśnione ciało wyraźnie opinało jego czarną koszulę. Ciemnobrązowe włosy, które zbyt długo nie gościły u fryzjera, zakrywały po części jego szerokie czoło. Twarz opatulona przez ledwo zauważalny zarost. Usta uformowane w szeroki uśmiech, przez który można było ujrzeć całe jego uzębienie. Można powiedzieć, że na swój specyficzny sposób jego facjata promieniała. Lecz to wszystko nie zmienia faktu, iż przypomina ropuchę.

Nigdy nie miałam przyjemności skosztować francuskiego specjału, jakim są żabie udka. Jednak tego płaza, bez najmniejszej krzty zawahania oraz z ogromną satysfakcją, wsadziłabym do wartkiego ognia i obserwowała jak się zwęgla.

Gdy tylko dobrnął do ławki, moje nozdrza podrażnił mocny zapach wody kolońskiej. Od razu podniosłam się, aby nie miał zbyt długiej okazji patrzeć na mnie z góry. Jego brązowe ślepia nieustannie wpatrzone były w blondynkę. Bacznie śledziłam położenie jego masywnych dłoni. Nie miałam pewności, czy w ogóle mnie zauważył. Kiedy Clarke odsunęła się od niego przedstawiła nas sobie.

- Miło cię poznać. – wyciągnął rękę w moją stronę. Drugie śniadanie podeszło mi do gardła na widok jego oblicza z bliska. Jednak wymusiłam na twarzy sztuczny uśmiech.

- Ciebie również. Wiele o tobie słyszałam. – uścisnęłam mu dłoń z całej siły, na co się skrzywił. Z olbrzymią przyjemnością oglądałam, jak z jego gęby na krótką chwile znika rozległy uśmieszek. Brunet zaczął wymianę zdań z Clarke na jakiś temat, nie przysłuchiwałam się zbytnio ich dyskusji. Co jakiś czas tylko potakiwałam.

Aby dłużej podtrzymać mój uśmiech, zaczęłam wyobrażać sobie starszego brata Octavii spadającego z wysokiego wieżowca, jako potrawkę dla najniebezpieczniejszych i najbardziej agresywnych zwierząt oraz w wielu innych nieprzyjemnych (dla niego) sytuacjach.

Gdy jego brązowe ślepia zjechały niżej niż powinny, sprawnym ruchem przybliżyłam się do niebieskookiej obejmując ją w talii. Chyba przemówiła przeze mnie mikroskopijnej wielkości zazdrość. Dziewczyna nie zwróciła szczególnej uwagi na mój gest, za to nie uszedł on Bellamyemu, który zawistnie ścisnął szczękę.

- Musimy już iść do domu, O. – ponownie przytulił Griffin. Podszedł również do mnie, ale po moim złowrogim spojrzeniu trafnie wywnioskował, iż od mojej osoby powinien trzymać się z daleka.



Od autorki: Przez lekką formę dwóch poprzednich rozdziałów, zdążyłam się rozleniwić. (A z natury i tak jestem już wystarczająco leniwą osobą xd)

Może macie jakieś ciekawe odpowiedzi na trzy pytania Lexy : Co wydarzyło się podczas mojej nieobecności? Co przegapiłam? Czego mi nie mówi? (czekam na Wasze teorie)

Uczącym się życzę powodzenia w nowym roku szkolnym. (ง'̀-'́)ง

Miłego ♥

Continue Reading

You'll Also Like

27.6K 2K 104
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
5.3K 322 12
❝ - Przepraszam... - Za co? - Za to, że jestem idiotką... ❞ ˢᵒᶠᵗ/ ᵗᵒᵒ ᵐᵘᶜʰ ᶠˡᵘᶠᶠ/ ᵍⁱʳˡˢˡᵒᵛᵉ/ ˢʰᵒʳᵗˢᵗᵒʳʸ/ ˢⁱᵐᵖˡᵉ/ ~ ⁵⁰⁰⁻⁹⁰⁰ ʷᵒʳᵈˢ ᵖᵉ...
16.8K 996 40
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
55.1K 2.8K 21
Kate nie tak wyobrażała sobie miłość, a bynajmniej nie pod postacią jej własnej nauczycielki.