Maska Diabła

Door agitag

342K 24.4K 9.9K

Nie trzeba być w Piekle, by dusza człowieka była utrapiona. Nie trzeba czekać na Nowy Rok, by lepiej zacząć ż... Meer

Prolog
1. Nowy dom
2. Normalność nad normalnością
3. Nocne marki
4. Puk, puk - to miłość
5. Życie jest sztuką, sztuką jest życie
6. Rodzinne wyjścia zawsze kończą się źle
7. Tajemnice
8. Nie taki zły Diabeł
9. Duch mój zawsze z Tobą
10. Podróż po miłości
12. W poszukiwaniu szczęścia
13. Mapa miłości
14. Skruszony Diabeł
15. Wyprawa po naszych charakterach
16. Francuska przygoda
17. Wszystko co dobre - szybko się kończy
18. To oni: moi stwórcy
19. Nietuzinkowy zawód
20. Piekło i Niebo
21. Nowy świat
22. Dawno, dawno temu u Lucyfera na kawie
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 1)
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 2)
24. Na piaskach Kalifornii
25. Rodzina jest najważniejsza
26. Powroty zawsze bywają trudne
Wattys 2016
27. Dawno, dawno temu w chatce Aurory
28. Miłość jest ciężką papką
29. Niespodziewany gość
30. W Bogu jest nadzieja
31. Wielki Dzień (część 1)
31. Wielki Dzień (część 2)
32. Coś mojego, za coś twojego
33. Wybaczam ci, Auroro
34. Jestem z tobą duszą i sercem, we dnie i w nocy
Epilog
Ankieta + krótkie słowo na zakończenie
"Maska Anioła"
Maska Agi&Alphy: A&A Team
♡100 tysięcy, playlista i GD!♡
Godzina Diabła - papierowa wersja!
Tydzień Autorski!
Maska Konkursu!

11. Przyjaciółka na zawsze

7.7K 633 194
Door agitag

Razem z moim ulubionym staruszkiem rozmawialiśmy przez dobre dwie godziny na temat Lucyfera, dzięki czemu nabrałam wiary, że mu pomogę.
Pod koniec naszego spaceru po lasku dostaję wiadomość od Candidy, bym przyszła do niej, więc przepraszam Gabriela i pędzę do jej pokoju. Bez pukania wchodzę i zastaję ją płaczącą na łóżku.

- Co się stało, Can? - pytam, siadając przy niej.

- Okłamuję... Znowu.

- Kogo okłamujesz?

- Wszystkich. Bo wiesz... Na tamtej imprezie poznałam naprawdę świetnych ludzi i chłopaka... I ja tylko pragnę być normalną nastolatką, Auroro - mówi, a jej głos przypomina raczej jęki, aniżeli ten słodki głosik, którym zawsze napawa moje uszy.

- Przecież jesteś normalną nastolatką. Jeśli ich poznałaś, to spotykaj się z nimi. Masz do tego prawo.

- Nie mam. Jestem tą inną. Ojciec mi zabroni albo znowu ich nastraszy.

- Jesteś z tym chłopakiem? - pytam, przeczuwając, że właśnie o to chodzi.

- Tak - wyznaje.

- Więc idź i baw się z nim i tymi ludźmi, Candido. Masz piętnaście, prawie szesnaście lat i masz prawo przyjaźnić się z rówieśnikami, a nawet wchodzić z nimi w związki.

- No właśnie, mam prawie szesnaście lat i dzień wyboru zbliża się...

- Możesz mi wreszcie powiedzieć, jaki wybór? Będzie mi łatwiej cię zrozumieć...

- Nie mogę... Chciałabym, ale nie mogę. Zrozumiesz niebawem sama.

- Wyjdź z nimi. Skoro ten wybór będzie taką straszną sprawą, to chociaż korzystaj do tego czasu, ile możesz. Nie powiem nic Lucyferowi. Obiecuję.

- Ale on i tak się dowie.

- To wtedy ja dostanę karę. Proszę, Candido. Idź i korzystaj ze swojego młodzieńczego życia.

- Nigdy nikt mi nie pozwalał... A ty to robisz. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką poznałam w swoim nędznym życiu z wyborem w tle. Sprawiasz, że w ogóle nie myślę o tym dniu, że czuję szczęście i rozpierającą mnie energię. Dziękuję, że jesteś, Auroro...

- I będę zawsze - mówię, łapiąc ją za dłoń.

- Przyjaciółka na zawsze.

- Na zawsze.

Candida obdarowuje mnie mocnym uściskiem, a potem zaczyna szykować się do wyjścia, dzięki czemu mogę wrócić do pokoju i po prostu odpocząć. Życie przyjaciółek nigdy nie było zapisane do łatwych, ale to właśnie zaleta każdej przyjaźni. Masz dla kogo się uśmiechać, z kim rozmawiać, komu pomagać, wiesz, że nie jesteś sama na tym świecie, bo ktoś tuż obok kocha cię jak siostrę, jak drugą siebie.

Ja w swoim życiu nie miałam wielu przyjaciółek. Prawie żadnej. Moją jedyną i najlepszą powiernicą sekretów była mama. Uważałam ją za przyjaciółkę, gdyż z innymi dziewczynami się nie spoufalałam. Nie ufałam im. Za dużo krzywd zniosłam przez koleżanki z klasy, które wyśmiewały mnie przez prawie dwa lata. Dlaczego to robiły?
Bo nie wierzyłam w Boga. Były zapalonymi chrześcijankami, ich domy były bardziej religijne niż kościoły, do których chodziły po kilka razy dziennie. Uważały, że jestem inna... gorsza. Wiara dała mi porządnego kopa, by więcej w nią nie wchodzić. Wierzyłam jedynie w prawa nauki i tego, co nauczyła mnie babcia. Widoczne - istnieje, niewidoczne i nie do wytłumaczenia - wytwór naszej wyobraźni. Może Gabriel i Carda wytłumaczyli mi swoje poglądy na Boga, ale boję się Mu zaufać. Boję się powierzyć Mu swoje życie.

Spoglądam na wielki obraz, wiszący naprzeciw łóżka. Cztery kobiety obrócone tyłem spoglądające przed siebie na wspaniały widok wielkich gór. Wedle mojej analizy, te kobiety mają gdzieś innych, patrzą tylko na to, co ich obchodzi.
Może to ma być przesłanie do mnie? Mam już nie patrzeć w tył, na innych, lecz naprzód, gdzie czeka na mnie lepsze życie i dobra przyszłość?

Przymykam oczy i daję się ponieść każdej swojej myśli o życiu. Kraina Morfeusza wzywa mnie niczym wielki Bóg do własnej religii.

                           ***

Piękna muzyka dostaje się do moich uszu, budząc z przyjemnego snu o pocałunkach i wspaniałej podróży po miłości. Gdybym tylko mogła zacząć lekcje od dzisiaj... Gdyby tylko Lucyfer był prostszym w obsłudze człowiekiem, wszystko byłoby łatwiejsze, ale to, co trudne i wymaga więcej pracy - będzie lepszym doświadczeniem.

Przecieram oczy i szybko wychodzę z pokoju, by dowiedzieć się, któż tak pięknie gra na pianinie. Oni mogliby grać w jakiejś filharmonii. Tworzą tak cudowną muzykę... Z uśmiechem na twarzy schodzę na dół i wędruję prosto do ogromnego salonu, gdzie zwykle zbiera się jedna rodzina na kawę po obiedzie. Nigdy nie siedzą razem po wspólnym posiłku, który zmusza ich do sztucznych uśmiechów, fałszywej dobroci i troski.

- Aurorito, dołączysz do nas? - pyta Amaron, podchodząc do mnie. Spoglądam na niego, a potem na salon, gdzie Ezekiel i San wspólnie tworzą piękną pieśń, jednak język, w jakim śpiewają, jest dla mnie obcy i nieznany, więc nie rozumiem, o czym jest piosenka.

- Nie jestem najlepszym muzykiem, nawet jeśli brałam kilka lekcji na wiolonczeli - mówię nieśmiało.

- Nauczymy cię. Chodź, śmiało - popędza mnie mężczyzna, więc z braku jakichś bardziej wybitnych zajęć zgadzam się i zabieram z kąta swoją wiolonczelę, by choć trochę przyłączyć się do prawdziwego dzieła.

- Znasz podstawy, prawda? - pyta Ezekiel, przerywając grę na skrzypcach.

- Podstawy i jeden utwór.

- Cudownie! To już jedna czwarta za nami! - woła San, uśmiechając się szeroko. Przewracam oczami, czując się wyjątkowo dobrze w ich towarzystwie. Nie są przecież tacy źli. Nie poznałam ich za dobrze, bo wiecznie nie ma ich w domu, ale może teraz dostałam szansę na kolejne przyjaźnie z normalnymi ludźmi, którzy akceptują mnie w całości, mimo że nie jestem wierząca, a cały ich dom jest przepełniony wiarą we Wszechmocnego Pana.

- Mogę wam zadać pytanie niezwiązane z grą na instrumencie? - pytam, na co mężczyźni potakują. - Uważacie, że Lucyfer to dobry człowiek?

Każdy rzuca sobie zaskoczone spojrzenia, natomiast ja siedzę spokojnie, niewzruszona swoim osobistym pytaniem. W końcu to jest ich... przywódca? On kieruje tym stadem mrocznych charakterów.

- Na swój sposób na pewno każdy z nas jest dobry... - odzywa się Amaron, który jako jedyny jest oazą spokoju w tym ich zestresowanym gronie.

- Znacie jego ojca? - dopytuję. W końcu zbieram informacje na temat swojego podopiecznego, którego będę uczyła różnorodnych rzeczy.

Mężczyźni ponownie rzucają sobie zdziwione spojrzenia, ale staram się to ignorować. Czy ja naprawdę zadaję pytania z innej beczki?

- Teoretycznie każdy go zna, ale w praktyce mało kto go widział i poznał osobiście...

- Jest wyrodnym ojcem? Wiecie, codziennie poznaję tutaj tyle opinii, że zagubiłam się w tym amoku - wyznaję, chwytając wiolonczelę.

- Postąpił źle, to na pewno, ale czy jest wyrodnym ojcem? Tego nie wie nikt. Przejdźmy lepiej do ćwiczeń - proponuje Amaron, siadając bliżej mnie. Powrót do przeszłości, którą miałam zostawić w spokoju raczej nie udany. Przez samo granie na tym instrumencie jestem związana ze swoim ojcem i rodzinnym domem.

Wzdycham przepełniona nostalgią i staram się skupić na słowach wymawianych przez nowego nauczyciela. Widzę, że tutaj każdy każdego czegoś uczy, co sprawia, że rodzina wydaje się bardzo bliska sobie, a jednak tak daleka, kiedy spojrzy się na ich podział. Czarni i biali, żyjący w wiecznym kłamstwie i prawie kazirodztwie. Przecież Lucyfer i Carda to rodzina, więc z jakiej racji ostatnio... pocałowali się i na dodatek próbują stworzyć zdrowy związek, by dać Candidzie stabilizację i poczucie rodziny.

                            ***

- A cóż to za raj dla uszu?

Każdy obraca się w stronę dobiegającego głosu, który należy do Cardy. Uśmiecham się delikatnie i odkładam wiolonczelę. To była wspaniała godzina nauki i powrotu do muzyki.

- Postanowiliśmy pouczyć trochę Aurorę. Ma prawo spędzać czas ze wszystkimi - oświadcza Ezekiel, wyglądający na nieco naburmuszonego.

- Oczywiście, jak skończycie, to zapraszam na deser. Robiła go wasza uczennica - mówi kobieta, a potem wychodzi z pokoju nerwowym krokiem.

- Nie lubicie się? - pytam.

- Nie. Myślisz, że dlaczego stworzyliśmy podział domu? Amara, Michael, Carda i Gabriel to dwa odrębne światy...

Nie kwestionuję ich zdania, dlatego milczę, choć miałabym ochotę powiedzieć więcej, gdyż Gabriela i Cardę polubiłam i nie mam nic do nich, ale tamta dwójka to dla mnie... obcy ludzie, których widuję tylko na śniadaniach, obiadach i kolacjach. W międzyczasie są jak duchy. Są, ale nie widać ich. Może przesiadują na tym całym tajemniczym strychu, gdzie wolno wchodzić tylko ,,prawdziwym członkom" tej rodziny. Przewracam oczami, ale do głowy wpada mi interesujący pomysł. Może i warto zrobić choć raz coś głupiego i pójść tam, do tego zakazanego miejsca?

Oczywiście sam fakt, że ktoś może mnie przyłapać, jest stresujący, ale jak mam tu żyć, kiedy pełno tajemnic wokoło i nikt nie chce mi ich przybliżyć, prócz Candidy, która sama ma teraz chmarę problemów z ojcem? Może i nie biologicznym, ale to nadal on ją wychowuje i stara się zapewnić jej dobry dom, miejsce, gdzie będzie wychowywana jak normalna nastolatka.

- Może wiecie, gdzie jest teraz Lucyfer? - pytam obojętnie. Miło by było, gdyby ktoś udzielił mi jakiejkolwiek informacji. Gabriel nie był skłonny do ujawnienia, gdzie przebywa jego... niezbyt lubiany właściciel posesji.

- Wyjechał w sprawach biznesowych. Nikomu nie mówi gdzie, nawet córce, więc tym bardziej my nie wiemy. Nie śmiemy go zapytać - odpowiada San, wpatrując się we mnie ze współczującym wzrokiem.

Boją się zapytać Lucyfera, dokąd jedzie? Przecież mieszkają pod jednym dachem, więc skąd ten strach? Teraz to ja nie śmiem pytać, dlaczego mają taki stosunek do tego mężczyzny. Kiwam im głową, po czym odkładam na bok wiolonczelę i spoglądam na wielkie okno, przez które widać roztaczający się, piękny ogród.

Bez Candidy i Lucyfera ten dom... wydaje się taki pusty i nieżywy. Postanawiam znaleźć jakieś zajęcie, więc przepraszam wszystkich i wychodzę na podwórze. Pogoda jest tak wspaniała, że grzechem byłoby siedzenie w domu. Przez chwilę rozglądam się za jakimś wolnym miejscem, a kiedy go znajduję - biorę stary koc z biblioteczki i rozkładam go na idealnie skoszonym trawniku.

Mój nowy dom, nowa rodzina i nowe miejsce pełne dziwnych tajemnic. Nikt mnie nie ocenia, jestem bezpieczna i jestem przyjaciółką. Boję się, że nie spełnię warunków i Candidę zawiedzie moja przyjaźń z nią... Och! Przypomina mi się, że dostałam telefon, urządzenie, dzięki któremu mogę mieć kontakt ze światem rzeczywistym, gdyż tutaj, w rezydencji Marsheles panują całkiem inne realia.

Wyciągam go z kieszeni spodni i przeglądam cały system w poszukiwaniu czegoś interesującego. Łączę się z Internetem i wpisuję w przeglądarkę nazwę miasta, z którego pochodzę. Pierwsze strony to jakieś nowinki o gwiazdach i teatrach, ale po kilku następnych stronach odnajduję swoje nazwisko. Z szoku zatykam sobie buzię i wchodzę w link. Przerażona czytam artykuł dołączony do strony.

„Mariano Vino, najmłodszy zbrodniarz Florencji, oskarżony o trzy zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, wyłudzanie, hazard i tortury, które w kraju są zabronione. Wczoraj sąd wydał wyrok. Skazał go na dożywocie i dodatkowe dziesięć lat. Rodzina nie chciała udzielać komentarzy, a siostra zbrodniarza po wszystkich wydarzeniach zniknęła bez słowa. Do dziś  jest poszukiwana jako jeden z najważniejszych świadków tej rozprawy. Sąd zażądał sobie zeznań od kobiety, lecz policja wciąż nie zdołała jej odnaleźć, a śledztwo wstrzymano."

Przełykam ślinę, a cały obiad podchodzi mi do gardła. Byłam poszukiwana! Przecież ja nic nie zrobiłam. Po prostu uciekłam od hańby, która ciążyła na rodzinie. Chcieli mnie strzec, a wyszło jeszcze gorzej. Propozycja Cardy o zaproszeniu moich rodziców coraz bardziej wydaje mi się prawdopodobna. Oni też muszą uciec, nie mogą odpowiadać za swojego chorego, niezrównoważonego syna. Powinni odpocząć od wiecznych plotek, które krążą nawet w Internecie.

To takie okrutne, że ludzie nie potrafią wspierać się wzajemnie, a obarczają się winą i oskarżają wszystkich, byleby komuś było gorzej. Człowiek nie jest już przyjacielem, a wrogiem i tak będzie do końca, a nawet dalej...

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

10.9K 1.1K 31
Jest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi...
3.6K 586 49
cz. 4 serii Miasteczka: Games of Heart - tłumaczenie własne. Mike Haines nie miał szczęścia do kobiet w swoim życiu. Siostry Holliday mieszkały na fa...
208K 13.7K 28
On zaczął, a ja nie mogłam tego zakończyć. Nie wiedziałam, jaki miał cel w tym, co mi robił. Znał mnie lepiej, niż moja własna rodzina. Z...
256K 10.2K 32
Rok 2112. Przyszłość, która nadeszła, a razem z nią średniowieczny system. W każdym kraju zapanowała monarchia, z którą pojawiły się klasy społeczne...