Chciałyśmy podziękować naszej przyjaciółce Kamili nie tylko za pomoc w tym rozdziale, ale również za to, że jest naszym wsparciem, w tych gorszych i lepszych chwilach. Specjalnie dla ciebie jest ten rozdział, bo mówi o przyjaźni, a nasza przyjaźń jest bardzo silna.
To jest prawdziwa przyjaźń, ochraniać innych kosztem siebie
JAY
Pierwszy raz odkąd jestem w drużynie nie mogłem się skupić na treningu. To wszystko przez Danicę, Mal i tą przeklętą Różdżkę. Córka Diaboliny zaczyna mnie powoli denerwować tym całym gadaniem o tej głupiej Różdżce, a dokładniej tymi planami, które są jednymi wielkimi niewypałami. Nie wiem dlaczego, ale ciesze, że one nam nie wychodzą. Sam się dziwię, że to mówię, ale zaczyna mi się tutaj podobać. W Auradonie naprawdę nie jest źle. zawsze mogło być gorzej. Wszyscy są naprawdę fajni i przyjaźni, może poza Chadem i Audrey. Są wiele lepsi niż Potępieni. Nie muszę słuchać ojca. Mogę się od niego wyrwać i żyć po swojemu. To mnie najbardziej cieszy, ale smuci mnie Danica, a konkretnie to, że ona mnie kompletnie olewa. Ostatnio bardzo dużo czasu spędza z synem Piotrusia Pana. Liczyłem, że kiedy tu przyjedziemy, zbiorę się na odwagę i powiem jej co do niej czuje. Ale nie mogę, bo Jake mi wszystko psuje. Co ona w nim widzi? Przecież on nie dorównuje mi do pięt. Moim zdaniem córka Haka powinna się trzymać od niego z daleka. Przecież on jest synem Piotrusia Pana. Nie było by wesoło, gdyby Kapitan James Hak dowiedział się, że jego córka zawiera pokój z synem swojego największego wroga. Mój ojciec ukatrupiłby mnie gdybym zadawał się z synem Aladyna, Azizem, który swoją drogą jest naprawdę spoko gościem, albo córką Dżina, Jordan. Ale myśli, że Danica mogłaby być z synem Piotrusia nie przechodzi mi przez myśl. Ja nie widzę dla nich przyszłości i mam nadzieję, że dziewczyna obudzi się w porę i zrozumie, że zadawanie się z Jake'em to jest bardzo zły pomysł i nie mówię tu teraz tylko o tym, że mi to przeszkadza.
Z zamyślenia wyrwał mnie pisk Carlosa. Spojrzałem w jego kierunku. Kulił się przed Chadem.
- Nie chciałem, przepraszam! - mówił.
- Przeprosiny nic nie zmienią! - krzyknął syn Kopciuszka. Zacisnąłem dłonie w pięści i podszedłem do nich. Nie pozwolę, by ten kretyn krzyczał na mojego kumpla.
- Co się stało?! - zapytałem. Chad spojrzał na mnie z pogardą. Mało brakowało, a przywaliłbym mu w twarz.
- Kto go dopuścił do drużyny. On nie potrafi grać, ani biegać. Nie potrafi nic! - wydarł się na pół boiska. Nawet drużyna cheerleaderek to usłyszała, bo przerwały swój trening i oglądały całą tą akcje. Córka Elsy była przejęta i chciała tu przybiec, ale Lonnie ją powstrzymywała. Carlos od razu schował się za mnie.
- On jest tchórzliwy jak pies - dodał Jake, który podszedł do nas. Chwyciłem go za koszulkę i wycedziłem przez zęby.
- Nie obrażaj mojego przyjaciela! - nikt nie będzie źle mówić o Carlosie w mojej obecności, a szczególnie nie ON! Naprawdę i z całego swojego zgniłego serca go nienawidzę.
- Taka jest prawda - wyrwał się. Również spojrzał na mnie z pogardą. Przez Danicę nie mamy szansy na przyjaźń. W sumie może to i dobrze. Przybiegł do nas trener i Książę Ben.
- Co tu się dzieje. Jay wyjaśnij co ty robisz? - Ben był zdziwiony i zarazem wściekły przez tą całą sytuacją. Ostatni raz był tak zdenerwowany po awanturze z Audrey, kiedy ona nie chciała Danici i Evie w swoim zespole cheerleaderek. Nie sądziłem, że kiedyś jeszcze zobaczę go w tym stanie. Zawsze jest oazą spokoju..
- Jay rzuca na wszystkich - powiedział Chad. To już drugi raz, mało brakowało, a przywaliłbym mu w twarz.
- Chad wyzywa Carlosa. Nikt nie będzie go obrażać w mojej obecności - powiedziałem wściekły. - Staję tylko w obronie przyjaciela - dodałem ciszej mając nadzieję, że nikt tego nie usłyszy.
- Tworzycie drużynę, musicie być jak rodzina - powiedział Ben. Syn Kopciuszka prychnął. Trener spojrzał na niego.
- Pana zapraszamy do szatni. Dla ciebie trening na dziś się skończył- zwrócił się do Chada. Zdenerwowany odszedł. Mijając mnie, trącił moje ramię.
- Jeszcze się policzymy - powiedział zanim mnie minął. Co ta Evie w nim widzi? To skończony kretyn.
- Jay, zostań po treningu - poprosił Ben. Carlos uciekł. Ayla pobiegła za nim. Trening trwał dalej, ale nie byłem już kompletnie na nim skupiony. Z resztą wydaje mi się, że po tej aferze nikt nie był..
***
Siedziałem na trybunach. Czekałem na Bena. O czym chciał porozmawiać? Po skończonym treningu cheerleaderek podeszła do mnie Melissa.
- Miło, że stanąłeś w obronie przyjaciela - uśmiechnęła się. Widziałem po niej, że uśmiech był szczery.
- Na moim miejscu każdy zrobiłby to samo. Tak działa przyjaźń - powiedziałem. Ta cała dzisiejsza sytuacja uświadomiła mi, że nie jestem aż tak zepsuty do szpiku kości. Carlos zawsze był dla mnie bliski, a pierwszy raz nazwałem go przyjacielem.
- Też bym stanęła w obronie przyjaciółki gdyby była potrzeba. - powiedziała - Nie jesteś taki zły jak wszyscy mówią. Masz serce. Mówię poważnie - dodała z powagą.
- Jestem synem złodzieja i oszusta, ale mam swój honor i nie pozwolę poniżać nikogo.
Córka Ariel uśmiechnęła się i odeszła. Była naprawdę miła. Bardzo ciepło nas przywitała i traktowała. Jakbyśmy byli tacy sami jak oni. To miłe uczucie, kiedy ktoś traktuje cię na równi, a nie jak kogoś gorszego.
- Co się tam właściwie stało? - zapytał Ben, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- Carlos zaczął piszczeć, nie wiem o co dokładnie poszło, ale Chad zaczął go wyzywać, że nic nie potrafi, że nie nadaje się do drużyny i takie tam - tak szczerze nie chciałem już o tym rozmawiać. - Tylko stanąłem w jego obronie. - powtórzyłem to już któryś raz. Przez moment bałem się, że wyciągnie jakieś konsekwencje, bo o mały włos nie doszło do bójki na boisku.
- Zachowałeś się po bratersku, ale następnym razem porozmawiaj ze mną, albo z trenerem jak taka sytuacja się powtórzy. - uprzedził. Westchnąłem. Fakt może było mi odrobinę głupio, ale nie czułem się z tym źle, że obroniłem Carlosa. - Jesteśmy drużyną, a ona jest jak rodzina, trzyma się razem. - dodał posyłając mi uśmiech. Podał mi małą papierową torbę.
- Co to jest? - zapytałem zaglądając do środka. Wyciągnąłem niebieską koszulkę z herbem szkoły, numerem 8 na plecach i... moim imieniem? . - To dla mnie? - zapytałem z uśmiechem.
- Chcę, żebyś na najbliższy mecz założył tą koszulkę i żebyśmy godnie reprezentowali szkołę - na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie wiem czy zasłużyłem... - zmieszałem się.
- Jak najbardziej. Pogadam z Chadem. Mam nadzieję, że was przeprosi. Ja już muszę iść. Królewskie obowiązki, sam wiesz jak to jest.- powiedział wstając. Miał już odejść, kiedy go zatrzymałem.
- Ben - zacząłem. Odwrócił się w moją stronę. - Dziękuję - powiedziałem - Dziękuję, że dałeś nam szansę - dodałem.
- Każdy na nią zasługuje - uśmiechnął się. - Do zobaczenia - powiedział i odszedł.
Założyłem koszulkę na siebie. Czułem się dumny, że ją mam. Musiałem się pochwalić reszcie. Mam nadzieję, że będą razem ze mną się cieszyć. Wstałem i pobiegłem do pokoju Mal. Podeszłam do drzwi. Słyszałem jakieś krzyki. Otworzyłem je niepewnie. Na środku pokoju stała Evie i Mal. Kłóciły się i to bardzo zacięcie. Na łóżku siedziała córka Haka zmieszana całą tą sytuacją, a Carlos kulił się w kącie.
- Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć?! - krzyknęła córka Diaboliny. - Całymi dniami siedzę nad tym głupim planem, a ty zataiłaś przede mną najważniejszą informację! - jeszcze głośniej się wydarła.
- Skąd mogłam wiedzieć, że to będzie takie ważne? - zapytała przerażona Evie.
- Mogłaś się domyślić. Czasami po prostu nie myślisz! - Mal wychodziła z siebie. Jeszcze nigdy nie była taka zła, a często widziałem ją jak była wkurzona. - To ułatwiło by nam sprawę!
- Wiem tylko tyle, że idziemy na tą koronację i prawdopodobnie Dobra Wróżka pobłogosławi Bena swoją Różdżką - powiedziała na swoją obronę.
- Ale ukrywałaś to tyle czasu! - Mal mało nie rzuciła się na Evie, ale w porę ją od niej zabrałem.
- O co tu chodzi? - zapytałem. Mal spojrzała na mnie zdziwiona i zła.
- Co ty masz na sobie? - zapytała. Uśmiechnąłem się i chciałem wszystkim powiedzieć, ale Mal nie dała mi dojść do głosu. - Weź to ściągnij. Wyglądasz okropnie - powiedziała z pogardą. Chyba trochę zabolały mnie jej słowa, ale nie mogłem tego okazać i posłusznie ściągnąłem koszulkę drużyny.
- Muszę wymyślić kreację na koronację. W co ja się ubiorę? - Evie się załamała i usiadła przy biurku. Wyciągnęła szkicownik i zaczęła coś w nim szkicować. Spojrzałem pytająco na Danicę.
- Co tu się stało? - zapytałem się jej.
- Evie ukryła fakt, że idziemy na koronację, a Doug jej powiedział, że Dobra Wróżka pobłogosławi Bena Różdżką - powiedziała. Spojrzałem na Mal, która przeglądała Księgę Zaklęć.
- I o to była ta cała afera? - zapytałem, ale mi nie odpowiedziała. Była zbyt pochłonięta Księgą. Wywróciłem oczami. Usiadłem na drugim łóżku i spojrzałem na koszulkę. Z całego serca cieszyłem się, że ją mam, ale nikt chyba nie podzielał tej radości ze mną. Ktoś zapukał do drzwi. Mal poszła otworzyć. Był to Ben.
- Cześć - uśmiechnął się na widok Mal. Córka Diaboliny również odwzajemniła jego uśmiech.
- Cześć, co tam? - zapytała. Ben spojrzał na nią, a potem na nas.
- Przyszedłem sprawdzić, czy nic wam nie brakuje, czy coś - powiedział. Mal wzruszyła ramionami.
- Nie ja nic, a wy? - skierowała pytanie do nas. Pokiwaliśmy przecząco głowami.
- To dobrze, jakbyście czegoś potrzebowali to wiecie gdzie mnie szukać - powiedział i już miał odejść, ale Mal go zatrzymała.
- Ben, czy to prawda, że my też mamy być na twojej koronacji? - zapytała niepewnie. Ben się uśmiechnął.
- Tak, razem z całą szkołą. Nikt wam nie powiedział? - zapytał.
- No właśnie nie, dowiedzieliśmy się dosłownie przed chwilą. A czy jest szansa, że ja i moi przyjaciele możemy stać w pierwszym rzędzie, żeby no wiesz, wchłonąć tą całą dobroć - powiedziała z nadzieją w głosie. Ben posmutniał.
- Przykro mi, ale w pierwszym rzędzie stoję ja, moi rodzice i dziewczyna - powiedział. Mal na chwilę posmutniała, ale po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. Zamknęła Benowi drzwi przed nosem. Pokazała Danice żeby rzuciła jej Księgę Zaklęć.
- Tak jak myślałam. Już czas, żeby nasz Książę znalazł sobie nową dziewczynę - powiedziała przeglądając książkę. - Miłosne zaklęcie. Tego nam będzie potrzeba. - pokazała jedną ze stron.
- To przepis na ciasta - stwierdził Carlos, który odważył się w końcu odezwać.
- To nie jest zwyczajny przepis. To przepis na miłość - powiedziała Mal.
- A skuteczny? - zapytała Evie. Mal wzruszyła ramionami.
- Sama nie wiem, dowiemy się później- Odpowiedziała jej na pytanie. Po chwili zwróciła się do Rudej - Umiesz piec ciastka? - zapytała córka Diaboliny. Zmieszała się.
- To zależy, ale chyba tak - powiedziała niepewnie.
- Idziesz ze mną. A wy róbcie co chcecie. - Mal skierowała się do drzwi. Danica poszyła w jej ślady. Razem wyszły z pokoju. Ja też nie miałem zamiaru tutaj dłużnej siedzieć.
Poszedłem do swojego pokoju i położyłam koszulkę na pierwsze lepsze krzesło. Usiadłem na moim wygodnym łóżku i zaczekałem się zastawiać co te dwie łasice kombinują. Mam nadzieję,że ten pomysł również będzie niewypałem jak reszta. Podoba mi się tak jak jest teraz. Jestem w drużynie u Bena, mam nowych przyjaciół, a zło nie jest mi potrzebne. Nagle z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk otwierających się drzwi do pokoju. Do środka wszedł Carlos. Usiadł na swoim łóżku i zwrócił się do mnie :
-Chciałem tobie podziękować za to jak mnie obroniłeś przed Czadem - powiedział do mnie z powagą, ale widziałem jak zaczyna się uśmiechać.
-Nie ma sprawy, ty zrobiłbyś dla mnie to samo w końcu jesteśmy kumplami-powiedziałem do niego z uśmiechem na ustach. Było to miłe dla mnie, że jednak mi podziękował za to, chociaż wcale nie musiał. - Może gdyby nie ja trafiłbyś najwyżej do szpitala - powiedziałem z śmiechem, żeby trochę rozluźnić atmosferę.
-Nie żartuj sobie.-powiedział z powagą - ja już bym leżał w grobie. - Po tych słowach oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
****
Tak się prezentuje 9 rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Na samym początku miał on wyglądać zupełnie inaczej, ale ostatnie wydarzenia dały nam dużo do myślenia i dlatego on wygląda tak jak wygląda.
To tyle do zobaczenia niebawem :*