Maska Diabła

By agitag

346K 24.5K 9.9K

Nie trzeba być w Piekle, by dusza człowieka była utrapiona. Nie trzeba czekać na Nowy Rok, by lepiej zacząć ż... More

Prolog
1. Nowy dom
2. Normalność nad normalnością
3. Nocne marki
4. Puk, puk - to miłość
5. Życie jest sztuką, sztuką jest życie
6. Rodzinne wyjścia zawsze kończą się źle
7. Tajemnice
8. Nie taki zły Diabeł
9. Duch mój zawsze z Tobą
11. Przyjaciółka na zawsze
12. W poszukiwaniu szczęścia
13. Mapa miłości
14. Skruszony Diabeł
15. Wyprawa po naszych charakterach
16. Francuska przygoda
17. Wszystko co dobre - szybko się kończy
18. To oni: moi stwórcy
19. Nietuzinkowy zawód
20. Piekło i Niebo
21. Nowy świat
22. Dawno, dawno temu u Lucyfera na kawie
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 1)
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 2)
24. Na piaskach Kalifornii
25. Rodzina jest najważniejsza
26. Powroty zawsze bywają trudne
Wattys 2016
27. Dawno, dawno temu w chatce Aurory
28. Miłość jest ciężką papką
29. Niespodziewany gość
30. W Bogu jest nadzieja
31. Wielki Dzień (część 1)
31. Wielki Dzień (część 2)
32. Coś mojego, za coś twojego
33. Wybaczam ci, Auroro
34. Jestem z tobą duszą i sercem, we dnie i w nocy
Epilog
Ankieta + krótkie słowo na zakończenie
"Maska Anioła"
Maska Agi&Alphy: A&A Team
♡100 tysięcy, playlista i GD!♡
Godzina Diabła - papierowa wersja!
Tydzień Autorski!
Maska Konkursu!

10. Podróż po miłości

8.1K 647 182
By agitag

 Wraz z Gabrielem i Candidą ukończyliśmy nasze ciasto, które schowaliśmy do lodówki, a każdy z nas poszedł w swoją stronę, zająć się codziennymi sprawami. Po algebrze z Can mogłam spokojnie przejść się po ogrodzie, gdyż pogoda cudownie dopisuje jak prawie każdego dnia. Słońce tak daje, że jedynym mym ratunkiem jest kapelusz, który zakładam i wychodzę przez drzwi tarasowe do pięknego raju każdego ogrodnika.

Biorę głośny wdech i ruszam trasą, którą przechodziłam pierwszego wieczora wraz z Lucyferem. Od razu wydał mi się smutnym człowiekiem, a dziś się to potwierdziło. Jednak to właśnie ja mam być jego helikopterem ratunkowym, a kto pomoże mi? Nie jestem wiecznie żyjącą optymistką. Pragnę swojego szczęścia, pragnę miłości i radości z życia. Tutaj mogę poczuć się dobrze wtedy, gdy nie czuję się źle. Domownicy dają mi poczucie sensu i czuję się tu potrzebna, czuję się... jak członek tej rodziny. A o rodzinę trzeba dbać, więc muszę znaleźć Lucyfera... Muszę mu pomóc i przy okazji pomóc sobie odbudować normalne relacje międzyludzkie.

– Auroro! – Obracam się, by spojrzeć, kto mnie woła. W moją stronę biegnie pani Marsheles. Uśmiecha się ciepło i dołącza do mnie. – Idziesz na spacer? – pyta, na co kiwam głową. – Mogę się przyłączyć?

– Oczywiście – odpowiadam grzecznie.

– Słyszałam, że upiekłaś wraz z Candidą i Gabrielem coś dobrego! Już nie możemy się doczekać tych waszych eksperymentów. – Śmieje się Carda, co powoduje szeroki uśmiech na mej twarzy. To było naprawdę miłe zajęcie.

– Mam nadzieję, że będzie wszystkim smakować. To przepis mojej mamy...

– Lubi gotować?

– Kiedy może, poświęca dużo czasu na wymyślanie jakiś nowych deserów. Jest w tym przecudowna! – mówię z podziwem. Och... moja mama i jej kruchy temat.

– Myślałaś już nad zaproszeniem rodziców tutaj? – pyta kobieta.

– Zastanawiałam się, ale głupio mi prosić państwa o jakąkolwiek pomoc i tak dajecie mi bardzo dużo. San kupił wiolonczelę, pani chce sprowadzić tu rodziców...

– Auroro, jesteśmy już prawie jak rodzina, a rodzinie się pomaga. Chcemy poznać tych wspaniałych ludzi, którzy wychowali tak niesamowitą kobietę!

– Jeszcze chwila, a się zarumienię, proszę pani.

– Żadna tam pani. Mów mi Carda. Chyba masz już dość tej kultury w domu. Wiele się dzieje za moimi plecami i chciałabym ci pomóc.

– Pomóc? Teraz to o wiele za dużo pomocy... – Wzdycham i biorę głęboki wdech.

– Słyszałam o tych sytuacjach z Lucyferem. Wiem też, że Candida powiedziała ci o kilku sprawach... – zaczyna Carda, a ja otwieram szerzej oczy. O kurka. No tego to raczej się nie spodziewałam po tej małej małpie! Wszystko wygadała matce. Wszystko. Pocałunek. Ratunek... Boże. Ach, no tak. Bóg mi przecież nie pomoże.

– Candida mówiła ci prawdę. Ja i Lucyfer nie jesteśmy razem. Tylko udajemy, a Can wychowujemy razem, by dać jej poczucie życia w normalnej rodzinie, ale to nie wychodzi. Ona potrzebuje prawdziwej matki i ojca... Myślę, że ty i Lucis bylibyście taką właśnie rodziną, i to dlatego ona was... próbuje złączyć. Nie miej jej tego za złe. Nie jestem dobrą matką – mówi kobieta, a mnie naprawdę odbiera mowy. Ona też propaguje ten cały związek z jej „mężem". Przecież to się robi chore.

– Lucyfer jest ciężkim orzechem, ale to... och, no wiesz, myślę, że kiedyś był dobry, ale niektóre sytuacje zmieniły się i on też się zmienił. Jednak w głębi jego... serca on nadal jest dobry. Tylko trzeba to wydobyć z niego.

– I sądzi... sądzisz, że jestem odpowiednią osobą, by wydobywać z niego dobroć?

– Tak. Candida opowiadała mi, jak Lucis zachowuje się przy tobie. Jest lepszy. Uśmiechnięty i radosny, no i ma poczucie bycia prawdziwym facetem.

– Miłość i dobroć to nie są proste nauki, które wydobywa się z podświadomości machnięciem różdżki, Cardo...

– Oczywiście, że to wiem, ale jesteś odpowiednią osobą, by się tym zająć. Ja wierzę, że z niego będzie jeszcze dobry człowiek. Tylko niech da sobie szansę wybaczać, kochać i wierzyć, że nie wszystko jest złe, bo stworzył to jego zły ojciec... – wyznaje z melancholią kobieta. Że co? Naprawdę mam powoli dość tych ich cholernych metafor i porównań. Myślą, że są jakimiś bóstwami, aniołami, czy nie wiadomo czym, bo akurat jeden z członków rodziny ma na imię Lucyfer.

– Miłość jest papką. To tak jakby uczyć budowy każdego związku zawartego w takiej papce.

– Uznaj, że dostajesz bilet na podróż po... po miłości. Miłość będzie odpowiednikiem wybranego kraju. Nauczysz się poznawać jej kulturę i szczegóły, a potem pochwalisz się wiedzą zdobytą w tym miejscu. Lucyfer będzie mógł się pochwalić miłością, jeśli odbędzie taką podróż – mówi Carda, czym mnie zaskakuje, ale ma rację. Mogę tak właśnie potraktować naukę Lucyfera. Chociaż nauka będzie sprowadzała się do tego, że po skończonej edukacji on będzie kogoś kochał. Czy to oznacza, że tą osobą będę ja?

– Nauczysz go, Auroro? Pomożesz nam odzyskać dobrego człowieka?

Głęboki wdech.

Wystarczy, że wreszcie to powiem.

Dwa słowa. Dwa...

– Tak, pomogę – mówię, a Carda obraca się z tak szerokim uśmiechem i łzami w oczach, że niemal mogę sądzić, że to sen. Przytula mnie mocno, a potem ociera swoje łzy i znowu się uśmiecha.

– Jesteś aniołem, Auroro. Naszym aniołem! – woła i już ma odchodzić, kiedy postanawiam zadać, to nurtujące mnie pytanie.

– Zawsze wierzyłaś w Boga?

– Och... Oczywiście. To mój Ojciec. Ojciec każdego z nas, nieważne, czy ktoś wierzy czy nie, to On jednak zawsze wierzy w swoje dzieci, mimo że one nie odwzajemniają tego.

– Boję się, że jeśli zaufam Bogu, to On mnie zawiedzie...

– Nawet ludzie zawodzą. Nie mogłabyś ufać żadnemu człowiekowi. Nie bój się tego, kochanie. Życie nie polega na zastanawianiu się, lecz na szybkich wyborach.

– Ale...

– Daj sobie szansę. Uwierz w Niego, a zyskasz sprzymierzeńca w nauce Lucyfera, bo wiesz... On czasem też już nie ma sił do swoich krnąbrnych dzieci – wzdycha Carda i odchodzi w przeciwną stronę, pozostawiając mnie z pytaniem: czy to są jakieś świry chrześcijańskie?

Siadam na jedną z ławek i podkulam kolana pod brodę. Życie tutaj jest przedziwne, ale mimo wszystko uwielbiam ich właśnie za tę dziwaczność. No bo przecież każdy człowiek ma coś z dziwoląga. Nawet ten cholerny Lucyfer, którego teraz muszę znaleźć, ale nie wiem gdzie. Może powinnam odwiedzić strych i Gabriela? On wie bardzo dużo rzeczy na temat swojego „członka rodziny". Jest najstarszy i najmądrzejszy z nich wszystkich. O tak, muszę go odwiedzić.

                            ***

Przechadzając się po korytarzach willi, obserwuję, jak zwykle, piękne obrazy, mimo że ich tematyka do mnie nie przemawia, to wiem, że ktoś włożył w to bardzo dużo pracy, więc z szacunku podziwiam te dzieła. Wchodzę na kolejne piętro, aż wreszcie widzę drzwi, za którymi są spiralne schody, prowadzące na strych. W sumie ani razu tu nie byłam. Piwnicy też nie odwiedzam. Zresztą, nikt mnie tam nigdy nie zabrał, a powodu ku temu nie znam.
Podchodzę do uchylonych drzwi i delikatnie je popycham, po czym wchodzę do korytarza, gdy słyszę czyjeś kroki. Obracam się, a moje oczy napotykają Amarę. Tę kobietę, którą rzadko można ujrzeć w domu. Razem z Michaelem żyją w tych swoich osobnych światach.

– Co tu robisz, Auroro? – pyta swym naprawę pięknym głosem.

– Przyszłam do Gabriela. Muszę z nim porozmawiać – tłumaczę szybko.

– Tu nie można przychodzić, moja droga. Nikt ci nie powiedział, że w tym domu piwnica i strych są tylko dla prawdziwych członków rodziny?

Och... no i takie właśnie słowa sprawiają, że człowiek traci wiarę we wszystko.

– Amaro! Jak tak możesz mówić? Aurora jest członkiem rodziny – mówi nagle Gabriel, schodząc ze schodów. – Już idę, Mandarynko i nie słuchaj tej kobieciny. A ty, Amaro, dołącz za mnie do spotkania na górze.

– Gabrielu, jeśli ci przeszkadzam, to pójdę... – mamroczę, zażenowana.

– Spokojnie. Mogę pójść z tobą.

– Ale jeśli później nie wrócisz, to nici ze spotkania z tatusiem! – woła kobieta i wchodzi po schodach, znikając gdzieś na strychu. Tatusia? To oni tam przetrzymują ojca Lucyfera? A może ich ojca? O rany. Co tu się do cholery dzieje?

                           ***

Zamknięta w czterech śnianach odmawiałam cicho modlitwę, która miała pomóc mej babci.

– Daj jej jeszcze trochę czasu, Boże. Ona jest taką dobrą osobą i chodzi do Kościoła, i modli się, i zawsze w Ciebie wierzy, więc nie zabieraj jej... Proszę... – powiedziałam cicho, podkulając nogi pod brodę i cicho łkając. Bóg to potwór, który zabiera nie tych, co trzeba. To wcale nie Sędzia Sprawiedliwy, a zwykły złodziej dusz o dobrych sercach.
Dotknęłam zdjęcia babci, na którym była taka radosna i beztroska, że nikt by nie pomyślał, że za dwa lata może stać się wrakiem człowieka. Weszłam do pokoju schorowanej staruszki i przysiadłam się na jej łóżku, gdzie cicho pochrapywała.

– Amo, nonna. Amo... – szepnęłam, kiedy otwierała powoli oczy.

– Och... kochanie. Trzymaj kciuki, bym trafiła do Niebios, blisko dziadka.

– Nie żegnaj się. Nie teraz, babciu!

– Poradzisz sobie, Auroro. Bo jesteś silną i bardzo wytrwałą kobietą, a Bóg będzie trzymał cię w opiece.

– Nie... babciu... nie! – zawołałam, ale kobieta zamknęła oczy, a jej klatka piersiowa przestała się unosić.

Nigdy nie wybaczę Ci, Boże.

Continue Reading

You'll Also Like

227K 7.2K 35
~prawo, prywatna szkoła, grupka przyjaciół, nielegalne wyścigi, Dallas, wpływowi ludzie i zatargi~ W TRAKCIE KOREKTY I REDAGOWANIA Nadine Mason jest...
2.8M 20.3K 6
„Takich jak my, wszechświat jeszcze nie odkrył." 1 część trylogii "Secret" ~09.12.2020. - 15.06.2021~ Dziękuje za okładkę: @velutinae
546K 10.6K 18
Niegdyś przyjaciele, a potem... Nicole White i Nathaniel Wood, nigdy nie byli wrogami, a jednak walczyli ze sobą. A może tak naprawdę nie ze sobą, a...
2.3M 63.3K 64
Zostaw mnie, to boli-przycisnął moją rękę jeszcze bardziej. -Jezu dlaczego jesteś taka delikatna? -Dlaczego jesteś takim dupkiem ? -Z jednego powod...