Zmienił moje życie [ZAWIESZON...

By maladziewczynkaa

2.4K 91 27

zawieszone More

Rozdział 2
Rozdział 3
informacja

Rozdział 1

923 32 6
By maladziewczynkaa

Jak zwykle mój budzik nawalił, godzina 7:05 a ja dopiero co zwlokłam się z łóżka. W głowie mi huczało, każda część mojego ciała promieniowała bólem. Jednak wiedząc, że dzisiaj poniedziałek, a w dodatku zaczynam podwójną matematyką, ubrałam pierwsze lepsze ciuchy, związałam włosy w niechlujny kok i ruszyłam do łazienki w poszukiwaniu szczęścia. Gdy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze zachciało mi się rzygać, picie w niedzielny wieczór nie było najlepszym pomysłem. Westchnęłam tylko na własną głupotę, i zabrałam się za mój codzienny mocny makijaż, trzeba w końcu jakoś zatuszować wczorajszą balangę.

*

Gdy byłam już gotowa spojrzałam na stary zegar wiszący w salonie - cholera, 7:50, a muszę jeszcze dojechać do pieprzonej szkoły. Wychodząc z domu odpaliłam papierosa, który ostatnio stał się nieodłączną częścią mojego życia. Mimo braku sił widząc nadjeżdżający autobus szybko pobiegłam w jego stronę.

*

W szatni zostawiam kurtkę, znienawidzona sprzątaczka patrzy na mnie wilkiem. Mam ochotę posłać w jej stronę jakiś komentarz ale hamuję się, po co mi problemy. Zanim wejdę do klasy patrzę na swój czarny zegarek - 8:20. No, chyba trochę przesadziłam. Ten cholerny idiota nie przepuści mi kolejnego spóźnienia. Staram się wejść do sali najciszej jak potrafię, jednak wzrok całej klasy oraz nauczyciela kieruje się na mnie, ponieważ zapomniałam, że drzwi od matematycznej strasznie skrzypią.

- Przepraszam za spóźnienie. - mówię, nie podając nawet przyczyny. W końcu to moja sprawa. Siadam sama w ostatniej ławce, mając nadzieję, że tym razem obejdzie się bez jakichkolwiek pytań. Jednak moja nadzieja jest mylna.

- Oh, nic się nie stało księżniczko, wybacz, pewnie znów zepsuł ci się budzik? A może tym razem były korki? Biedaczka, wszystkim nam tutaj zebranym jest ogromnie przykro. - sarkazm w głosie tego jebanego chuja można wyczuć na kilometr. Klasa wybucha śmiechem, a ja patrzę na niego wzrokiem, który zabija. Pierdolony pan Marcin Zieliński, mój ukochany nauczyciel matematyki, który zawsze uprzykszy mi życie. Wcześniej zawsze starałam się być grzeczna i mu nie pyskować, ale dziś miałam ochotę na gierki.

- Niezmiernie mi smutno, że pana zawiodłam. Niestety miałam do załatwienia ważne sprawy, których ludzie pana pokroju nigdy nie zrozumieją. - odbijam piłeczkę wstając z miejsca. W jego oczach widzę jednocześnie zdziwienie i złość, że nie palnęłam jak zwykle odpowiedzi w stylu "przepraszam już nie będę" i że śmiałam się do niego odezwać w taki sposób.

- Spóźniasz się prawie codziennie od dwóch tygodni, twoje oceny też pozostawiają wiele do życzenia. W każdej chwili mogę sprawić, że wylecisz z tej szkoły więc panuj nad słowami dziecko. Zostajesz po lekcjach, bez dyskusji, siadaj. - mówi lodowatym tonem idealnie pasującym do koloru jego tęczówek. Są cholernie niebieskie, takie zimne, w sumie seksowne... Kurwa, stop. Nie dość że nazwał mnie dzieckiem to jeszcze mam zostać po lekcjach przed jebane spóźnienie? Idiota. Po prostu idiota.

*

Po ośmiu godzinach wymykam się ze szkoły najszybciej jak potrafię, aby tylko nie zostać z tym gnojkiem. Wybiegam przed gmach, już sięgam po papierosa, a nagle tuż przede mną wyrasta nie kto inny jak mój matematyk.

- Tak się spodziewałem, że uciekniesz. Zapraszam z powrotem - mówi uśmiechając się bezczelnie, a mi jest głupio jak nigdy w życiu. Myślałam że tak po prostu sobie ucieknę, taa, nie z nim te numery. Dobrze, że nie zdążyłam wyjąć fajek, był by jeszcze większy gnój. Wchodzę za nim do pustej sali, siada przy biurku, ja siadam w pierwszej ławce idealnie naprzeciwko niego. Nagle rozlega się sygnał telefonu, nauczyciel chwyta komórkę i niezadowolony patrzy na ekran.
- Przepraszam to bardzo ważne, wrócę za jakieś 20 minut, a ty w tym czasie umyjesz za karę wszystkie ławki, tam jest gąbka - rzuca i wychodzi zamykając za sobą drzwi.
No super, świetnie. Jak myśli że będę myć jakieś ławki to się grubo myli. Chwila. Wróci za 20 minut. W sali nie ma kamer, a mi chce się palić jak nigdy w życiu.
- Raz się żyje - mowię do siebie wyciągając pudełko i zapalniczkę. Odpalam i zaciągam się dymem, wpuszczam to świństwo głęboko w płuca. Kocham ten stan. W tym momencie słyszę głośne skrzypnięcie otwieranych z impetem drzwi. Za późno nawet żeby wyrzucić peta, i tak pudełko leży na parapecie. Stoję jak wryta z fajką w ręce, a on podchodzi do mnie, wyrzuca niedopałek, bierze paczkę i moją zapalniczkę i otwiera okno chcąc wyrzucić to wszystko.

- Co ty kurwa robisz?! - próbuję go powstrzymać, szarpiemy się przed chwilę, ale on jest silniejszy. Uderza mnie mocno w twarz, tak mocno że upadam na ziemię. Od dawna nic nie jadłam, ledwo przez cały dzień stałam na nogach a do tego teraz to. W głowie mi wiruje, widzę podwójnie. Zamykam oczy a jego głos staje się coraz bardziej odległy...

*

Gdy się obudziłam, leżałam na jakimś kocu w sali od matematyki. Przede mną na krześle siedział Zieliński. Przypomniałam sobie to jak mnie uderzył i zachciało mi się płakać, w dzieciństwie ojciec bił mnie i matkę. Przypomniałam sobie to wszystko, jak musiałam uciekać z domu, jak próbowałam się bronić, jak bardzo bolało. Mimowolnie po moich policzkach zaczęły płynąc łzy. Zieliński zobaczył że się obudziłam, zerwał się z krzesła i usiadł obok mnie na kocu.

- Przepraszam, Martyna, ale nie mogę znieść widoku kiedy taka młoda i piękna dziewczyna z perspektywami... - w tym momencie uniósł mój podbródek i zmusił mnie do patrzenia sobie w oczy - ... niszczy się czymś takim jak papierosy - powiedział. Patrzyłam w tą niebieską otchłań przez kilka sekund, potem odsunęłam się od niego i znowu zaczęłam płakać. Nie jestem słaba, ale trafił w mój czuły punkt nawet o tym nie wiedząc.

- Niech mnie pan zostawi, pan nic nie rozumie! - krzyknęłam i odsunęłam się jeszcze dalej.

- Naprawdę cie przepraszam. Ale nie pal już więcej, bo nie ręczę za siebie. A teraz chodź do biurka, muszę z tobą porozmawiać. - mówi.

Jestem tak wykończona tym wszystkim, że jest mi już obojętne co się ze mną dzieje. Posłusznie siadam przy biurku nawet nie patrząc mu w oczy. Spuszczam wzrok na swoje czarne rurki, trochę brudne od kurzu znajdującego się na podłodze. Nie chcę na niego patrzeć, boję się go.

- Posłuchaj, ostatnio bardzo opuściłaś się w nauce, codziennie się spóźniasz, zaczęłaś pyskować jak nigdy, i jeszcze to palenie. Stało się coś? Może masz jakiś problem? - zaczyna gadać jak typowy pomocny i miły nauczyciel, tak jakbym naprawdę go obchodziła. Gówno prawda.

- Nic się nie stało, nie mam problemów. - odpowiadam. Nie mam siły na inną odpowiedź.

- Możesz mi powiedzieć, przecież wiesz że chcę dobrze dla swoich uczniów - mówi. Czuję jakbym miała znowu zemdleć.

- Proszę, niech mi pan da spokój na dziś, nie mam siły, nic nie jadłam od wczoraj wieczora, czy mogę już iść do domu? - pytam błagalnie i na chwilę spoglądam w jego stronę.

- Dziewczyno, jest dziewiętnasta, a ty nic nie jadłaś?! Tylko na papierosach jedziesz? Wiesz jak się to może dla ciebie skończyć?! - po moim policzku znowu płyną łzy.
Gdy to widzi momentalnie wstaje i podchodzi do mnie, przytula mnie. Przechodzi mnie dreszcz, cholernie się go boję po tym jak mnie uderzył ale z drugiej strony teraz potrzebuję bliskości.

- Chodź, odwiozę cię do domu, już jest ciemno, nie powinnaś wracać sama. Masz tu moją drożdżówkę, zjedz. - mówi podając mi ją. Gdy sięga po swoją teczkę i płaszcz ja próbuję wstać, ale mocny ból głowy i zawroty sprawiają, że znowu upadam.

- Nie mogę patrzeć na to do czego Ty się doprowadziłaś dziewczyno... - pomaga mi wstać, bierze mnie pod rękę i idziemy razem długim, licealnym korytarzem.

*

Otwiera mi drzwi do jakiegoś auta, nawet nie widzę marki ani koloru. Szczerze mam w dupie co się ze mną dzieje, byleby tylko być już w domu.

- Gdzie mieszkasz? Są już twoi rodzice? - pyta spokojem głosem. Cholera znowu trafił. Zabolało.

- Kwiatowa 23 - wyrzucam z siebie.

- Zadałem dwa pytania.

- Rodziców nie ma.

- A kiedy wrócą?
Kurwa mać.

- Nie wrócą.

Poczułam jak auto zatrzymuje się z piskiem opon i tylko pas bezpieczeństwa powstrzymuje mnie przed wybiciem głową przedniej szyby.

- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej że.. że... - jąka się jakby teraz było mu głupio.

- To nie pana sprawa. - mówię najspokojniej jak tylko potrafię.

- I mieszkasz sama? Wiesz że to wbrew prawu?
Znalazł się cholerny urzędnik dotrzymujący zawsze prawa. Mam dość.

- Dziękuje za podwiezienie, stąd mam już bardzo blisko, dojdę - mówię szybko i otwieram drzwi samochodu. Wybiegam na zaśnieżony chodnik.

- Poczekaj, Martyna! - słyszę za sobą ale już się nie odwracam. Mam dosyć dzisiejszego dnia. Ledwo wchodzę na klatkę schodową, próbuję trafić kluczem do dziurki. Otwieram drzwi mojego mieszkania i momentalnie po zamknięciu ich upadam po raz kolejny dzisiaj. Zbiera mi się na wymioty.
- Boże chyba umrę - powoli pełznę do swojego łóżka, wyjmuję z szuflady zapasowe papierosy i zapalniczkę. Leżę z zamkniętymi oczami, a po skończonej fajce szybko zasypiam...

***

Continue Reading

You'll Also Like

411K 38.6K 33
𝙏𝙪𝙣𝙚 𝙠𝙮𝙖 𝙠𝙖𝙧 𝙙𝙖𝙡𝙖 , 𝙈𝙖𝙧 𝙜𝙖𝙮𝙞 𝙢𝙖𝙞 𝙢𝙞𝙩 𝙜𝙖𝙮𝙞 𝙢𝙖𝙞 𝙃𝙤 𝙜𝙖𝙮𝙞 𝙢𝙖𝙞...... ♡ 𝙏𝙀𝙍𝙄 𝘿𝙀𝙀𝙒𝘼𝙉𝙄 ♡ Shashwat Rajva...
276K 6.7K 99
In which Delphi Reynolds, daughter of Ryan Reynolds, decides to start acting again. ACHEIVEMENTS: #1- Walker (1000+ stories) #1- Scobell (53 stories)...
1.9M 37.9K 123
Carrie Bogiatto was just six years old when her mother took her away. Away from her father, away from her brothers, away from her life. And she took...
134K 4.8K 60
An Indian brother-sister/family story. The Singhania family is the most prestigious family in the country. Together, they seemed to be invincible...