Maska Diabła

Por agitag

342K 24.4K 9.9K

Nie trzeba być w Piekle, by dusza człowieka była utrapiona. Nie trzeba czekać na Nowy Rok, by lepiej zacząć ż... Más

Prolog
1. Nowy dom
2. Normalność nad normalnością
3. Nocne marki
4. Puk, puk - to miłość
5. Życie jest sztuką, sztuką jest życie
6. Rodzinne wyjścia zawsze kończą się źle
7. Tajemnice
9. Duch mój zawsze z Tobą
10. Podróż po miłości
11. Przyjaciółka na zawsze
12. W poszukiwaniu szczęścia
13. Mapa miłości
14. Skruszony Diabeł
15. Wyprawa po naszych charakterach
16. Francuska przygoda
17. Wszystko co dobre - szybko się kończy
18. To oni: moi stwórcy
19. Nietuzinkowy zawód
20. Piekło i Niebo
21. Nowy świat
22. Dawno, dawno temu u Lucyfera na kawie
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 1)
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 2)
24. Na piaskach Kalifornii
25. Rodzina jest najważniejsza
26. Powroty zawsze bywają trudne
Wattys 2016
27. Dawno, dawno temu w chatce Aurory
28. Miłość jest ciężką papką
29. Niespodziewany gość
30. W Bogu jest nadzieja
31. Wielki Dzień (część 1)
31. Wielki Dzień (część 2)
32. Coś mojego, za coś twojego
33. Wybaczam ci, Auroro
34. Jestem z tobą duszą i sercem, we dnie i w nocy
Epilog
Ankieta + krótkie słowo na zakończenie
"Maska Anioła"
Maska Agi&Alphy: A&A Team
♡100 tysięcy, playlista i GD!♡
Godzina Diabła - papierowa wersja!
Tydzień Autorski!
Maska Konkursu!

8. Nie taki zły Diabeł

8.6K 694 330
Por agitag

Diabeł został uznany za najgorszego, za kogoś, kogo powinnyśmy się bać, ale też trzymać respekt w swoich zasobach, by w razie potrzeby go użyć. W moim świecie nie ma Diabła, Boga ani żadnych innych stworzeń. Ateizm narodził się we mnie po śmierci babci, choć tłumaczyłam sobie już od młodocianych lat, że to wszystko jest stworzeniem natury i tylko natury. Ewoluujemy nadal, a pochodzimy od małp i koniec. Babcia utwierdziła mnie w przekonaniu, że to, co widoczne - istnieje, a to co nie widoczne i nie ma wytłumaczenia - jest człowieczym wymysłem. I tą teorią podążam do dziś. Moja własna ścieżka wiary pośród bandy chrześcijan.

– Aurora! – woła Candida, wybiegając z pokoju. Zerka w moją stronę i kuca przede mną ze zmartwionym wyrazem twarzy. – Coś się stało? Zemdlałaś? – pyta przerażona, a ja jedynie uśmiecham się nieśmiało. Mogłabym zemdleć, mogłabym dać się kolejnym uniesieniom, mogę zabrać się do chmur, by poczuć tę lekkość, tę... radość.

– Czemu tak głupio się uśmiechasz?

– Życie się do mnie uśmiecha – odpowiadam rozmarzona. Pan Lucyfer i ja. Ja i pan Lucyfer. I nagle już nie mam żalu, że pocałował swoją żonę. Ja też to dostałam, poczułam się jak we własnym raju i to mi wystarcza. Z chęcią skosztowałabym pocałunków jeszcze raz.

– Mówisz dziwnym językiem. Teraz tak bardziej ludzko. Dlaczego klęczysz pod obrazami?

Ponownie się uśmiecham. Lucyfer i ja... Mogłaby być to piękna historia, która zostałaby nagrana i puszczona w kinach. Ha! To ta euforia rozpiera mnie całą.

– Chodźmy, Candido, ale muszę cię pilnować. Tak nakazał twój tata – mówię, a na myśl o jej ojcu robi mi się ciepło. To było nieziemskie uczucie...

– Aha! Czyli przed chwilą widziałaś się z moim tatą? Co on ci zrobił? Czy on wykonywał jakikolwiek pedofilski ruch w twoją stronę? – pyta podejrzliwie, marszcząc czoło. O rany. Prawie wybucham śmiechem.

– Nie, Can. Nie wykonywał żadnych pedofilskich ruchów. Poza tym jestem dorosła, więc to już nie pedofilia – tłumaczę, na co dziewczyna potakuje głową, ale nie spuszcza ze mnie wzroku.

– Dotknął cię? Ale mów szczerze!

– Tak.

– Gdzie?! – woła wstrząśnięta, a ja znów się śmieję.

– Nigdzie tam, gdzie nie powinien. Wszystko jest dobrze. Naprawdę.

– W takim razie co ty z nim robiłaś? – dopytuje.

– Och! No nic takiego. Rozmawialiśmy o tobie i światłach, które gasił pilotem i straszył mnie – mówię, wnosząc ręce ku górze. Co za uparta dziewucha, ale z drugiej strony: to dobra cecha i podoba mi się jej zawziętość.

– Bawił się w Diabła, no nie?

– Uznajmy, że tak.

– Zabrał cię do pokoju? – pyta.

– Nie! Rany, Candido. Tutaj rozmawialiśmy. Tutaj!

– Skoro cię dotknął, ale nie zabrał do pokoju, to może pocałował cię, co?

No i trafiła w samo sedno, jednak w tym momencie, kiedy ona to mówi, jest mi wstyd. Mimo że dziewczyna zaznaczała mi, iż jej rodzice nie kochają się, to czuję się winna. W końcu Lucyfer jest żonaty. To największa przeszkoda, bym mogła snuć marzenia, gdzie on jest przy moim boku. Gdyby nie to - na pewno już dawno byłby obiektem moich najskrytszych pragnień.

– Wiedziałam! Tak się cieszę! To co, jesteście już razem?

– Uspokój się, kobieto! Nikt z nikim nie jest, a teraz wio na imprezę, bo jeszcze się rozmyślę.

***

Podwozi nas jeden z ochroniarzy, mieszkających w mniejszym domku przy lasku. Lucyfer dał mi dodatkowo numer swojego telefonu, bym mogła skontaktować się z nim, w razie nagłych wypadków, lecz kiedy oznajmiłam, że nie mam komórki - ofiarował mi nowy, piękny telefon. Nigdy w życiu nie miałam w dłoniach czegoś tak drogiego i delikatnego. Przecież gdy to spuszczę, będzie po sprzęcie.

Pod głośnym klubem mężczyzna otwiera nam drzwi i wypuszcza na zewnątrz, gdzie chłodny wiaterek zawiewa naszymi długimi włosami, pozwalając perfum rozprzestrzenić się wokoło. Z ostrożnością spoglądam na niski budynek, skąd dobiega głośna muzyka. Obracam się w stronę Candidy, która z tą swoją swobodą rozmawia z ochroniarzem, po czym on odjeżdża, a ona uśmiecha się szeroko, popychając mnie do środka klubu.

– Poczekaj! A kolejka? – pytam, omiatając wzrokiem grupę ludzi ustawionej w długi rząd.

– Chcesz stać w kolejce? Im szybciej wejdziemy, tym szybciej znajdziemy ci faceta do tańca! Zresztą mam pewne przywileje u właściciela – oznajmia dziewczyna i bezpretensjonalnie wchodzimy do środka, podczas gdy kolejny ochroniarz jedynie uśmiecha się i kiwa nam głową.

Kiedy znajdujemy się we właściwym miejscu, gdzie jest parkiet i pełno ludzi tańczących ludzi, ocierających się o siebie, zdaję sobie sprawę, że Lucyfer miał rację. To właśnie tak wyglądają imprezy. Alkohol i pełno fałszywej namiętności. No i sam fakt, że Candida chce szukać mi faceta, a ja muszę się mieć na baczności - w końcu pewien mężczyzna powiedział, że mam nie pozwalać się całować, bo wezmą mnie za łatwą, a nią nie jestem. Nie chcę dodatkowo tego mówić Can, bo tylko sobie ubzdura kolejne rzeczy.

– I jak?! Podoba ci się?! – przekrzykuje dziewczyna, pchając mnie w stronę loży. Nadal nie mogę wyjść z podziwu, że wpuścili tu nieletnią. Chociaż może nawciskała kitów, że jest pod moją opieką. Och, życie przyjaciółko-służki nie jest takie kolorowe.

– Taaa... jest... niefajnie – wyznaję, ale wątpię, że mnie słyszy, bo od razu wpada do grupki tańczących ludzi. Ze zdziwienia jedyne co robię, to siadam na wygodnej sofie i przypatruję się, co ona wyczynia.

– Hej, czemu tak siedzisz sama? – pyta wielki facet, który zasłania mi widok Candidy przez zbyt szeroką posturę. Wychylam się, by na nią spojrzeć, ale koleś robi krok w bok i znowu zasłania mi parkiet.

– Mógłby się pan odsunąć? – pytam grzecznie, a on zaczyna się śmiać, tym samym budząc moje zaciekawienie. – Bawię pana?

– No jasne, że tak. Mówisz do mnie na "pan". Skąd ty się wzięłaś? Z dworku rycerskiego? – pyta, nadal się śmiejąc. Marszczę czoło, ale gestem zapraszam go do posiedzenia ze mną.

– Można ująć, że pełnię rolę ochroniarza młodej dziewczyny – tłumaczę swoje zachowanie i dodaję: – Bardzo urodziwej, z dobrego domu dziewczyny...

– Dobry dom i szalone imprezy idą w parze? Która to niewiasta?

– Tamta. – Pokazuję moją młodą przyjaciółkę, na co mężczyzna gwiżdże.

– To może i niania skusi się na taniec? Wyglądasz niegorzej niż ta mała, więc co ty na to?

– A mogę się czegoś napić? – pytam, czując się wyjątkowo niekomfortowo. Jeszcze do niedawna nie utrzymałam dobrych stosunków z facetami. Miałam jednego kumpla, ale po aferze z Mariano on również oddalił się ode mnie. Ja też wprawdzie nie chciałam go więcej widzieć. Dziś mogę wreszcie odbudować jakieś więzi z mężczyznami. Może nawet nauczę się flirtować?

– Poczekaj, przyniosę jakieś drinki – mówi koleś i odchodzi w stronę barku z różnymi napojami, a ja zerkam szybko na Candidę, która dalej wywija na parkiecie z młodym chłopakiem, lecz widząc ich bezpieczną odległość od siebie, jestem spokojniejsza i z cierpliwością czekam na swojego nowego... kolegę?

Rozglądam się po pomieszczeniu, słuchając obrzydliwie głośnej muzyki, która nijak wpasowuje się w mój klasyczny gust. Niektórzy ludzie są tak bezczelni, że prawie uprawiają dziką miłość na środku parkietu, a inni są na tyle kulturalni, że zasiadają do lóż i tam kontynuują swój prze romantyczny taniec, który chyba miał uwodzić, ale niektórych przeraża. Może nie wszyscy są stworzeni, by tańczyć w miejscach publicznych. Ja chyba też do takich nie należę, więc nawet nie chcę wychodzić na środek i zbłaźnić się przed, przynajmniej, setką ludzi. Dlaczego do takich miejsc wszyscy uwielbiają chodzić? Rozumiem, że rozrywką na pewno jest taniec, ale... ale te kluby kojarzą się bardziej z obściskującymi i napalonymi dzieciakami aniżeli dobrą muzyką i radością z możliwości wyginania ciała oraz śmiania się z drugą osobą. Te miejsca... one tracą na wartości, dlatego o stokroć wolę teatry.

– Coś się tak zamyśliłaś? – zagaduje mężczyzna, który zaczepił mnie chwilę temu. Uśmiecham się do niego, gdyż nie chcę sprawić wrażenia najbardziej sztywnej dziewczyny, jaką spotkał, i wypijam podany przez niego drink jednym duszkiem.

– Patrzyłam na obrzydliwych ludzi – mówię z ironią.

– Nie wszyscy są obrzydliwy. Na przykład: ja jestem kulturalny!

– Zagubiłeś gdzieś swoją kulturę, nie przedstawiając się – poprawiam go, gdyż w sumie to prawda. Nawet nie powiedział, jak się nazywa. Po prostu spytał mnie, dlaczego siedzę tu sama.

– Och! Masz rację, przepraszam. Nazywam się Ron.

– To hiszpańskie imię? – pytam z ciekawości.

– Nie. Jestem turystą z Londynu, ale pokochałem to miejsce od pierwszego wejrzenia.

– Miałam tak samo. Przybywając tutaj, po prostu się zakochałam. To miasto ma w sobie taki wewnętrzny urok, który ma także Paryż, i to dlatego tak bardzo chcemy tam wracać.

– Mamy podobny światopogląd – oznajmia, a ja przewracam oczyma. Ludzka płytkość.

– Nie sądzę. Mamy to samo zdanie na temat miasta, ale raczej nie światopogląd.

– Och... to co, idziemy tańczyć? – pyta, zmieniając temat, przez co bawi mnie jeszcze bardziej. Dobrze, pokażę mu, jak się naprawdę flirtuje i przy tym odpycha idiotycznych zalotników. Nie będę stosować siły perswazji, by wymusić na nim odejście od mojej osoby, lecz wykorzystam środek, przez który raczej odczepi się raz na zawsze. Najlepszą obroną siebie jest atak.

Kiwam głową i daję się prowadzić do tłumów, podczas gdy koleś imieniem Ron już po drodze odstawia szopkę zwaną tańcem. Czy on wie, że do takiego tańca w klubie potrzebne jest tylko użycie rąk i nóg? Mam wrażenie, że bardziej nadstawia mi tyłek, aniżeli próbuje zachęcić do wspólnego spędzenia choć trzech minut na parkiecie.

– Dajesz, mała! – woła, a ja przewracam oczami. Jestem aż taka niska, że musi wrzeszczeć do mnie "mała"? Żebym ja zaraz nie nazwała go podobnym określeniem. Uśmiecham się przelotnie do Candidy, która puszcza mi oko.

 Oj, biedna, nawet nie wiesz, co będę właśnie robić.

Przelotnie dotykam jego ramienia, mrugając niewinnie. Wystrzela do mnie swoje gały, a ja próbuję powstrzymać śmiech. Tak niewiele trzeba, by rozgrzać faceta.
 Kiedy rozpoczyna się nowa piosenka wystrzelam wokoło niego, machając rękoma, a potem dołączam do tego dziwny taniec nogami, który oferują zwykłe beztalencia. Zaczynam śmiać się wniebogłosy, a gdy widzę jego zażenowanie uderzam w ramię i próbuję wyszeptać jakieś sprośne słówka, ale odsuwa się ode mnie na kilka kroków.

– Ej! Przecież dopiero zaczynamy zabawę! – wołam, udając smutną, na co Ron przerażony obraca się wokoło.

– Jesteś jakąś wariatką!

– Z wzajemnością, napalony grubasie! – krzyczę, gdy odchodzi, a potem wracam do loży z pełnym uśmiechem, podczas gdy mężczyzna przylepia się do mojej małej przyjaciółki. O cholera. No proszę, to chyba jakaś moja wada, że czasami gadam za dużo, a tym razem pokazałam mu swoją niepełnoletnią podopieczną. Nad moją głową zapala się czerwona lampka, a dziwny instynkt opiekuńczy mierzy gościa wzrokiem, zwłaszcza że Candida nie wygląda na zainteresowaną. Podbiegam szybko do napaleńca i odsuwam go z impetem od dziewczyny.

– Co ty od niej chcesz? – pytam groźnie, a on śmieje mi się w twarz.

– Wolę brać się za normalniejsze.

– Orangutany powinny dawno być zamknięte w zoo, a jakoś dziwnym trafem jeden z nich uciekł im i trafił do klubu zbyt pięknego miasta w porównaniu z twoją urodą. Przypomnę, że moda na kicz i brzydotę już dawno wyszła – warczę, a kiedy on marszczy czoło, wzruszam ramionami w stronę Candidy.

– Odejdź, wariatko, bo użyję siły! – podnosi głos, przez co przechodzą mnie dziwne dreszcze.

– Radzę tobie odejść od tej dziewczyny, bo gwarantuję, że na patroszysz się jak szprotka.

– Twoje groźby są niczym mały łosoś wśród rekinów, jeśli mówimy o rybkach, rybko.

– Uprzedzałam – mówię i wymierzam grubemu porządny policzek, mimo że robię to pierwszy raz, to nie waham się ani chwili. Chciał mi zrobić nie wiadomo z Candidą, za którą jestem odpowiedzialna.

– Pożałujesz, że mnie tknęłaś, panno Intelektualistko – warczy burak i jednym ruchem popycha mnie w stronę murku za nami. Z impetem uderzam głową o twardą posadzkę i upadam na ziemię, podczas gdy Ron ciągnie Can w przeciwną stronę. Niemal natychmiast wyciągam ten cholerny sprzęt i wykręcam numer do Lucyfera. Odbiera tak szybko, jak połączyłam się.

– Lucyfer, musisz tutaj przyjechać! Do tego klubu! – krzyczę, a potem rozłączam się, czując na swojej twarzy ciepłą ciecz. Świetnie. Ciekawe, co rozwaliłam. Głowę, łuk brwiowy czy czoło? Na pewno któreś z tych miejsc. Tak właśnie kończą się babskie wyjścia do obleśnych klubów, gdzie faceci czyhają jak stwory na ofiary.

– Cholera! Aurora, co tu się stało? – krzyczy Lucyfer, który jakimś cudem właśnie kuca przede mną, przerażony na czym świat stoi.

– Jak... jak tu się znalazłeś?
 
 Przecież dopiero zadzwoniłam. To jest niemożliwe, żeby tak szybko tu przyjechał. Nawet nie podałam mu adresu tego miejsca!

– Nieważne. Gdzie jest Candida i czy wszystko z tobą w porządku? – pyta, a ja dłonią pokazuje mu barek. To w tamtą stronę zaprowadził ją ten oblech.

– Zaraz wrócę i zajmę się tobą – mówi groźnie i po chwili znika w miejscu, które mu pokazałam, a do mnie podchodzi jakaś dziewczyna, pytając czy może mi jakoś pomóc. Podtrzymując się murku powoli wstaję, dziękując jej. 
 Nie dość, że moja pierwsza impreza to żałosny splot słów wypowiedzianych do jakiegoś szaleńca, to nabawiłam się siniaka i naraziłam Candidę na niebezpieczeństwo. Jestem pewna, że już jutro będę się pakować i wylecę stąd tak szybko, jak przybyłam.

– Napijesz się wody? – pyta ponownie dziewczyna, a ja grzecznie odmawiam. Nie... Muszę iść do Can. Muszę ją przeprosić...

– Ona idzie z nami. Chodź – burczy Lucyfer, pojawiając się z Candidą przy sobie, która ani trochę nie wygląda na przerażoną.

– Tato! Szkoda, że nie widziałeś, jak mu Aurora przywaliła! – woła dziewczyna, a ja mimowolnie się uśmiecham. Ta młoda kobitka nawet w takiej chwili potrafi cieszyć się z głupot.

– Uderzyłaś go?

– A co miałam zrobić? Przystawiał się najpierw do mnie, a potem do niej.

– Jaka ty waleczna, Aurorito – podsumowuje Lucyfer i chwyta mnie za dłoń, wyprowadzając z klubu. Otwiera nam drzwi do czarnego vana, a sam siada z przodu i posyła mi chytry uśmieszek.

– Wiesz, co nasza kochaniutka Aurorita odstawiła tam? – zagaduje Candida, na co ojciec kręci głową. – Ośmieszyła tego gościa, tańcząc jak psychiczna. Potem wyprawiła mu groźbę stylem prawdziwej humanistki, a na koniec przywaliła mu. To moja bohaterka!

– Wierzę. Chciałbym to zobaczyć, ale macie zakaz chodzenia na jakiekolwiek imprezy – mówi groźnie, przez co prawie wybucham śmiechem. Lucyfer zakazał mi właśnie chodzić do klubów? Czyż nie może być coś zabawniejszego? – Poznałyście dziś niższy wymiar kary.

– Widzisz, tato, nie taki zły Diabeł z ciebie – dodaje Candida, uśmiechając się słodko do ojca, który odwzajemnia to, a ja przewracam oczyma. Znowu te Diabły, ale jak na Lucyfera, dobry z niego człowiek.


Seguir leyendo

También te gustarán

34.2K 2.9K 61
W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw. Jeśli nie lubisz mocnych książek, to pro...
10.9K 1.1K 31
Jest Dalia. Jest babcia. Są Święta Bożego Narodzenia i cała ich magia. Jest i kufer na stryszku, który za pomocą cudownego zapachu lawendy przenosi...
21.5K 3.2K 53
Dola jest jedną z Tkaczek Losu w panteonie Welesów. Jej życie biegnie spokojnym torem pod pieczą Roda oraz Wielkiej Baby. Dnie spędza ze swoimi siost...
298K 16.1K 34
Arleen miała tylko piętnaście lat, gdy przydarzyło się jej coś strasznego i mimo tego, że później starała się pozbierać i uciekała od starego życia...