Maska Diabła

By agitag

342K 24.4K 9.9K

Nie trzeba być w Piekle, by dusza człowieka była utrapiona. Nie trzeba czekać na Nowy Rok, by lepiej zacząć ż... More

Prolog
1. Nowy dom
2. Normalność nad normalnością
3. Nocne marki
4. Puk, puk - to miłość
6. Rodzinne wyjścia zawsze kończą się źle
7. Tajemnice
8. Nie taki zły Diabeł
9. Duch mój zawsze z Tobą
10. Podróż po miłości
11. Przyjaciółka na zawsze
12. W poszukiwaniu szczęścia
13. Mapa miłości
14. Skruszony Diabeł
15. Wyprawa po naszych charakterach
16. Francuska przygoda
17. Wszystko co dobre - szybko się kończy
18. To oni: moi stwórcy
19. Nietuzinkowy zawód
20. Piekło i Niebo
21. Nowy świat
22. Dawno, dawno temu u Lucyfera na kawie
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 1)
23. Nadchodzi Wielki Dzień (część 2)
24. Na piaskach Kalifornii
25. Rodzina jest najważniejsza
26. Powroty zawsze bywają trudne
Wattys 2016
27. Dawno, dawno temu w chatce Aurory
28. Miłość jest ciężką papką
29. Niespodziewany gość
30. W Bogu jest nadzieja
31. Wielki Dzień (część 1)
31. Wielki Dzień (część 2)
32. Coś mojego, za coś twojego
33. Wybaczam ci, Auroro
34. Jestem z tobą duszą i sercem, we dnie i w nocy
Epilog
Ankieta + krótkie słowo na zakończenie
"Maska Anioła"
Maska Agi&Alphy: A&A Team
♡100 tysięcy, playlista i GD!♡
Godzina Diabła - papierowa wersja!
Tydzień Autorski!
Maska Konkursu!

5. Życie jest sztuką, sztuką jest życie

8.9K 780 214
By agitag

Kelnerzy podają na stół przeróżne potrawy z kategorii niskokalorycznych, a grupa pani Marsheles ponownie nakłada sobie najmniej ze wszystkich.

– Auroro, umiesz malować? – pyta jeden z ciemniejszych panów. Chyba Ezekiel. Wygląda na jakiegoś gangstera, co powoduje u mnie pewien rodzaju lęk. Czarna, skórzana kurtka, włosy dziwnie postawione, mina poważna, a zarazem groźna.

– Niezbyt. Nie zostałam obdarowana talentem artystycznym, ale lubię podziwiać czyjąś pracę i zdolności - odpowiadam, pilnując swojego słownictwa.

– A grać na instrumentach? – dodaje swoje pytanie San.

– Jedynie na wiolonczeli, ale to na pewno nie poziom zaawansowany.

O tak, pamiętam, jak tata wyciągnął ze starej szafy ten instrument, mówiąc, że za młodu grał na nim i chce, bym się nauczyła. Uczył mnie przez trzy miesiące, potem zachorował i nie był w stanie.

– A masz przy sobie wiolonczelę?

– Nie byłam w stanie jej zabrać... – mówię cicho, bojąc się opowiadać o gorszej biedzie. Musiałabym wtedy powiedzieć, jak tu dojechałam, co zrobiłam, jak zarobiłam na to wszystko i co mogłam zabrać ze sobą, a czego nie. Wiele rzeczy zostało w moim domu, a ja nie mogę tam po nie wrócić. Po pierwsze: nie mam pieniędzy, by tego dokonać, a po drugie: ludzie chcieliby mnie rzucić na stos.

– Może kupimy ci nową?

– Och, nie, nie. To byłoby zbyt wiele, San – odpowiadam szybko, nie zważając na to, że powiedziałam do niego po imieniu. To ten strach przed kupnem instrumentu. Co by pomyśleli o mnie inni? Że przyszłam ich wykorzystywać.

– Przestań, to będzie taki prezent powitalny! – woła mężczyzna, uśmiechając się szeroko.   Spoglądam na Lucyfera i panią Cardę, ale każdy z nich wyraża coś innego. Mój pracodawca wydaje się obojętny na propozycję swojego przyjaciela, a znowuż jego żona jest... naburmuszona jak wtedy, gdy weszła do mojego pokoju. Och, dwa różne światy, a połączone ze sobą jednym domem tworzą najbardziej zwariowaną rodzinę.

Przy posiłku więcej się nie udzielam, jedynie co jakiś czas spoglądam na Lucyfera i kolejnych domowników. Są dla mnie największą zagadką w życiu. Tacy dziwni, jakby urwali się z kosmosu albo i dalej! Biali i czarni. Źli i dobrzy? Choć podział na dobrych i złych jest wykluczony, bo przecież każdy człowiek ma w sobie dobrą i złą duszę. Tak jesteśmy stworzeni i nic na to nie poradzimy.

– Aurorito, chodźmy! – mówi Candida, wstając od stołu i chwytając mnie za rękę. Przechodzimy przez piękny hol przy wejściu, a potem wkraczamy do pokoju pod wielkimi schodami, które wyglądają jak te z Titanica.

- O rany! - wołam, zatykając sobie usta z podziwu. Cóż za raj dla oka. Wielkie półki od podłogi do sufitu, który jest bardzo wysoko. Przy niektórych półkach są drabinki, dzięki którym można sięgnąć książkę z wyższego poziomu. Takie piękne miejsce.

– No co ty, podobają ci się te rupiecie? – pyta Candida, spoglądając na mnie ze zdziwioną miną.

– Oczywiście. Uwielbiam książki, literaturę, sztukę. To mój raj – odpowiadam z radością. Spytam Lucyfera, czy będę mogła tu przychodzić.

– W takim razie przychodź tu, kiedy chcesz, ale chciałam pokazać ci coś innego – mówi i znów prowadzi mnie na koniec pokoju, gdzie znajdują się kolejne drzwi. Dziewczyna otwiera je, a moim oczom ukazują się następne, wielkie półki, i tym razem, z ubraniami.

– Chcę obdarować cię swoim prezentem powitalnym, a czym innym, jak nie ubraniami? – pyta ze śmiechem.

Och. Kolejne prezenty. Nigdy w życiu nie dostałam prawie żadnego. Moje święta to były walką o jakikolwiek posiłek, a nie prezenty. Kiedy dostałam jakąś podwyżkę - odkładałam ją i czasami sama sprawiałam sobie jakieś drobne upominki.

– Candido, wiesz, że nie mogę tego przyjąć... Głupio mi – wyznaję cicho i siadam na jedną z miękkich, czerwonych puf przy szafach. Naprzeciwko znajdują się lustra, które teraz pokazują dwa kolejne światy. Dziewczynę piękną, bogatą, radosną i mnie.

– Przesadzasz. Dla mnie to nic wielkiego. Chciałam tylko sprawić ci przyjemność, a nie znam się zbytnio na prezentach, więc przyjmij to i nie marudź! – woła, nadal się uśmiechając i piastując w swoich drobnych dłoniach dość sporych rozmiarów paczkę. Patrzę na nią błagalnym wzrokiem, by wzięła to ode mnie, ale ona zamiast tego kładzie pudełko na moje kolana, odskakuje i zakłada ręce na biodra, zadowolona ze swojego czynu.

– Wiesz, że jesteś okropna? – pytam, na co dziewczyna zaczyna się śmiać.

– Wiem, kochanie. Wiem! – woła i rzuca się na drugą pufę naprzeciw mnie. – Jesteś trochę za sztywna. Zauważyłaś to?

– Oczywiście. Tak zostałam wychowana. Nie miałam wiele rozrywki, więc nie wiem, jak się bawić w życiu – mówię, wpatrując się w jej ciemne oczy. Są prawie czarne jak węgiel.

– Nauczę cię korzystać z tego nędznego żywota. Zakupy, kino, imprezy!

– A przypadkiem nie masz piętnastu lat? - pytam, unosząc brwi. Imprezy? A to nie zabawa dla pełnoletnich?

– Cicho. Nie znasz się na niczym. A może ja mam osiemnaście lat, a tobie skłamałam? Nigdy nie ufaj obcym ludziom, Aurorito. Każdy może cię wykiwać i nawet nie będziesz wiedziała kiedy i gdzie – mówi ciszej Candida, tracąc swój piękny uśmiech.

– Okłamałabyś mnie?

– Nie, ale to rada na przyszłość.

– I w ten sposób wiem, że nadal masz piętnaście lat i nic się nie zmieniło. Imprezy zabronione! – wołam ze śmiechem, a dziewczyna rzuca we mnie poduszką, którą łapię i oddaję jej mocniejszym rzutem.

– Ożeż ty! Masz być moją przyjaciółką, więc musisz chodzić ze mną na młodzieżowe imprezy. Może poznasz tam faceta, co? – pyta z ironią.

– Nie przyjechałam tu, by poznawać facetów.

– Co ty gadasz! Już ich poznałaś. Mamy dom wypchany facetami. Powiem ci, że San to typowa laleczka. Jest słodki, kochany i opiekuńczy. Ezekiel jest duszą artysty, ale nie przyznaje się, bo woli udawać złego pajaca. Za ta Amaron... on jest odrębnym tematem. Czarnoskórzy podobno najlepsi! – Śmieje się Candida, na co jedynie posyłam jej uśmiech.

– Miałabym podrywać twoją rodzinę?

– Przestań. To nie rodzina. Udają tylko. W sumie Michael gra niedostępnego, a Gabriel jest gburem. Amara za to lubi mojego tatę, ale ja jej nie lubię.

– Kogokolwiek tu lubisz? No i dlaczego przeszkadza ci, że Amara lubi twojego tatę? Powoli się gubię - mówię.

– Och, to po kolei. Rodzinka Cardy jest dziwna. Gabriel żyje w swoim własnym świecie, Michael tak samo, a Amara próbuje podrywać mi ojca. Za to rodzinka mojego tatusia jest genialna, mimo że to trochę sztywniacy. Możesz gustować w Amaronie lub Lucyferze. Pozwalam ci.

– Po pierwsze: twój tata jest żonaty, a po drugie: żadna z nas nie ma prawa go podrywać. Ani ja, ani Amara. To niestosowne, zwłaszcza że państwo Marsheles to nadal małżeństwo i nie wydaje mi się, by mieli szykować pozew rozwodowy – oznajmiam, na co Candida znowu zaczyna się śmiać.

– Proszę cię. Moi rodzice są, jakby to ująć... w separacji. Wrzuć na luz, stara, i poczuj smak uniesień. Tata jest genialnym facetem i doprowadzi cię do takiego piekła, że nie będziesz chciała stamtąd wyjść!

– Candido! Jesteś nienormalna! – wołam, zszokowana jej wyznaniem.

– No ej, nie mów mi, że mój ojciec nie jest seksownym facetem?

– Czy ty mi coś sugerujesz?

– Tak! Od jakiś dwóch minut mówię ci, że możesz się za niego brać, a ty dopiero o to pytasz. Pozwoliłam ci, a to ja się tu liczę najbardziej - mówi z szerokim uśmiechem, robiąc maślane oczka. – Słyszałam, jak w nocy rozmawiasz z nim. Do czwartej rano! Widzę, że jest coś na rzeczy. Mnie nie oszukasz!

O rany boskie. Nie dość, że nas słyszała, to teraz będzie mi sugerowała, że podrywam jej ojca, który jest żonaty i na dodatek mieszka z tą kobietą, więc po jaką cholerę mam go podrywać?

– Życie jest zbyt krótkie, by tracić go na zastanawianie się, co jest dobre, a co złe. Bierz, co chcesz, i nigdy się nie zastanawiaj.

– To nie jest prawidłowe.

– No to inaczej. Życie jest sztuką, Aurorito. Jak sobie wymalujesz, tak będzie. A sztuką jest te całe nasze życie. Gramy rolę, prezentujemy się jak na wystawie, więc rób tak, by prezentować się najlepiej.

– Piękne słowa, Candido – mówię z podziwem. Naprawdę pięknie to ujęła.

– Dzięki, to ta wena! A teraz chodź, narzuć na siebie płaszczyk i jedziemy.

– Wszyscy?

– Nie. Tylko rodzice, San, Amaron i ty. Oni najwięcej pracują przy biznesie, więc są przedstawicielami. Ja jadę do towarzystwa. Zbieraj dupę w troki i spadamy! – woła, uderzając mnie lekko w ramię i wychodzi z garderoby.

Bardzo bezpośrednia dziewczyna, ale już czuję, że ją pokocham. Jest cudowna, mądra, inteligentna i posiada własne zdanie, które rozpowszechnia, nie kryjąc się ze swoją filozofią życia. Na dodatek jest bezpretensjonalna, no i proponuje mi własnego ojca jako partnera! Nigdy w życiu...

– Auroro, wszystko w porządku? – pyta głos, przez który spoglądam w stronę drzwi, gdzie widzę mężczyznę, o którym właśnie debatowałam z Candidą.

– Och, tak, tak. Już miałam iść – mówię szybko i od razu wstaję z pufy, udając się za Lucyferem przez biblioteczkę. O, właśnie!

– Panie Luc... Lucyferze? – zagaduję, a on zatrzymuje się i obraca w moją stronę, posyłając pytające spojrzenie. - Mogłabym tu przychodzić czasami?

– Do biblioteczki? – pyta, na co kiwam. – No pewnie! Kiedy tylko będziesz chciała. To teraz też twój dom. – Posyła mi szeroki uśmiech i przepuszcza przez drzwi, bym mogła wyjść. Szybko biegnę na górę, odkładam karton z ubraniami od Candidy i ponownie wracam na hol przy wyjściu. Zebrali się tu wszyscy ci, których wymieniła wcześniej moja nowa, młodsza przyjaciółka.

– Tato? – zagaduje Can. – Może mogłabym zabrać Aurorę wieczorem na bardzo długi spacer?

Niemal wybucham śmiechem, słuchając jej niedorzecznego pytania. Przecież chodzi jej o tę głupią imprezę.

– Co oznacza bardzo długi spacer? – pyta podejrzliwie Lucyfer.

– Och, no wiesz. Babskie pogaduchy, podziwianie gwiazd, przechadzki po polanach, łąkach i tych sprawach – mówi, udając śmiertelnie poważną.

– Tak, a dodatkowo z muzyką, ocierającymi się ludźmi i alkoholem, co?

– Tato! Przecież jestem niepełnoletnia, co ty mi proponujesz?! – woła oburzona, przez co Lucyfer i Candida wybuchają śmiechem. Mężczyzna obejmuje córkę ramieniem i razem wychodzimy z domu w wyśmienitych humorach.

A może oni wcale nie grają i nie tworzą sztuki przez życie? Może oni są sztuką. I to piękną sztuką...

Continue Reading

You'll Also Like

21.6K 3.2K 53
Dola jest jedną z Tkaczek Losu w panteonie Welesów. Jej życie biegnie spokojnym torem pod pieczą Roda oraz Wielkiej Baby. Dnie spędza ze swoimi siost...
410K 19.6K 46
Ile byś dał by twoje najskrytsze pragnienia wreszcie się spełniły? Marzy ci się wieczna młodość? Bezpieczeństwo? Niczym nieograniczona wiedza...
208K 13.7K 28
On zaczął, a ja nie mogłam tego zakończyć. Nie wiedziałam, jaki miał cel w tym, co mi robił. Znał mnie lepiej, niż moja własna rodzina. Z...
10.3K 1.1K 18
Cztery nacje, które żyją ukryte w cieniu ludzi od wieków: Wampiry, Wilkołaki, Syreny i Czarodzieje. Wszyscy kryją się za woalem normalności. Ale jest...