Uczennica Sherlocka Holmesa

By Babette_127

278K 15.6K 9.2K

Moriarty żyje... Johna nie ma... Ściana już dzisiaj oberwała... Lestrade nie ma ciekawych zleceń... P... More

1. Początek znajomości
2. Strata?
3. M?
4. Irene Adler
5. Z(a)miana? cz.1
6. Z(a)miana? cz.2
7. Z(a)miana? cz.3
8. Kolejna lekcja
9. Zło we mgle
10. Gdzie jest zguba?
11. ,,Wszystko dobre, co się..."
#1 Nominacja
12. Butelkowa zieleń
13. Twórca zdarzeń
14. Pałac Umysłu do wglądu...
15. Nieoczekiwany rozwój wydarzeń...
16. Sherlock nie wie...
17. M. Pierwsze ostrzeżenie...
18. Ostatni ukłon Lalkarza...
19. M. Drugie ostrzeżenie...
20. Jej oczami...
21. Truskawki...
23. The other one...
24. Chyba...
25. Nie-kończąca się przygoda...
26. Pożegnanie...
27. Co zrobi Sherlock?
1* Wesele Johna
28. ,,A czego zdecydowanie nie powinien robić Sherlock"
29. ,,M. Trzecie Ostrzeżenie cz.1"
30. ,,M. Trzecie Ostrzeżenie cz.2"
31. ,,Pan Holmes, prawda?"
32. Zwyczajna/Nadzwyczajna...
33. ,,Całkowicie zaufany"
Święta na Baker Street 1.
Święta na Baker Street 2.
Od Fanki: ,,Dlaczego...?"
!
34. Piękna istota
35. Czajnik, bomba i trup
36. Namnożenie kciuków mych
37. Pani Hudson!
*Dzień Chorych Psychicznie
38. Euros to...
39. Pomarańczowa Marmolada
40. Czerwony Alarm
41. Wenecka maska
!Druga część!

22. Osaczeni...

6.8K 323 167
By Babette_127


Świat w tej chwili bardzo się skurczył. Była tylko Babet i Sherlock, którzy znajdowali się w salonie na Baker Street 221 B. A przecież Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że istnieje świat poza tym pozornie bezpiecznym miejscem – okropny świat, okrutny... Czuła, jak wdziera się do jej azylu, czyniąc go sobie podobnym. To było nieprzyjemne uczucie. Jakby do jej organizmu dostał się wirus, a ona czuła każdą umierającą komórkę swojego ciała.

Dlaczego tak było?

Powinna się była tego spodziewać. Spodziewała się tego... a jednak – gdy w końcu doszło do tak wielu emocjonalnych wydarzeń, okazała się krucha i słaba.

Może powinna wrócić do jej dawnego życia?

Nie.

Nie może.

Nie chce.

Tutaj jest jej miejsce.

W takim razie – co powinna zrobić? Jak się zachować?

Z pamiętnika Babet:

,,Nie mogłam wrócić do bezpiecznego miejsca. A nawet jeślibym chciała... ono już nie istniało. I dobrze.

Czasem mam wrażenie, że moje życie zaczęło się wtedy, gdy wsiadłam w taksówkę i powiedziałam kierowcy, by jechał na Baker Street. Może tak właśnie było?

W takim razie – nie ma odwrotu. Zaakceptuję to, co przyniesie los. A ja... będę panią tego losu. Od teraz... - powiedziałam sobie w myślach, gdy siedziałam na fotelu wtulona w Sherlocka.

[...]

Poza tym... nie powinnam pokazywać mu słabości. Jeszcze pomyślałby, że się nie nadaję by zostać przy nim na dłużej. A przecież ja kocham zagadki. I Kocham... Sherlocka... "

Dość...

Babet przetarła mokre policzki rękawem płaszcza. Już się uspokoiła.

- Powiesz mi w końcu, co ci powiedział ten psycholog? – Sherlock zapytał po chwili, widząc, że dziewczyna dochodzi do siebie.

- Nie. – usłyszał szybką, stanowczą odpowiedz. – Już nie chcę do tego wracać... Może kiedyś ci opowiem... Teraz jest za wcześnie...

W jednym momencie jest zapłakaną, kruchą istotą, a w następnej – zimną, stanowczą i opanowaną kobietą. Jak można tak szybko się zmieniać?

- Może... - zaczął niepewnie Sherlock. – Chciałabyś wrócić na kilka dni do domu? – zapytał cicho, mając nadzieję, że jednak nie skorzysta z jego propozycji. To było niebezpieczne, a po drugie: nie wytrzymałby bez niej tych kilku dni. Ledwo wytrzymał jeden a co dopiero trzy?

- Nic mi nie jest... potrzebuję sprawy. Masz jakąś od Lestrada?

Czasem mam wrażenie, że doskonale Ją rozumiem, np. w tym momencie... Ja rozwiązuję zagadki, bo potrzebuję zapomnieć o głodzie narkotykowym, a Ona – by zapomnieć o wydarzeniach, które Ją spotkały. Doskonale wie, czym może zająć swoją uwagę...

Boli mnie to, że ja jestem przyczyną tych złych wspomnień. Pierwszy raz spotkałem Kogoś tak ważnego w swoim życiu i zamiast otaczać Ją tym, co najlepsze – przyczyniam się do Jej bólu. Z drugiej strony – jestem na tyle egoistycznym dupkiem, że nie mogę Jej zostawić. Nie chcę. Chociaż... Ona nie chce odejść. Twierdzi, że tutaj jest Jej miejsce. Ale czy mówi prawdę? Pierwszy raz nie wiem, czy ktoś kłamie – lata uczenia się ludzkich zachowań, by trafić na Kogoś – Kto pozostaje zagadką...

Co nie ułatwia mi sprawy. Gdyby chociaż zachowywała się jak inni – miałbym tylko jeden problem (taki, że nie znam się na Miłości). A tak... nie dość, że nie wiem, czego ode mnie oczekuje, to na dodatek i tak ignoruję to, gdyż nie znam się na ,,postępowaniu". Nigdy mnie to nie interesowało.

Pierwszy raz w życiu czuję się zagubiony.

Mam nadzieję, że mi to wybaczy...

A może ważniejsze – pomimo to, zostanie ze mną.

Chciałbym, aby tak było...

- Nie ma... Jakby mordercy wyginęli... - odpowiedział dopiero po chwili.

- Jak to? A co to? – dostrzegła teczkę lezącą na stoliku. Oparła dłonie na ramionach Sherlocka, po czym podniosła się kilka centymetrów do góry.

Dostrzegła dziwny znaczek na teczce, ale po chwili myślenia – już wiedziała, skąd wzięła się tutaj owa ,,sprawa".

- To nie sprawa... nie zamierzam jej rozwiązać... Mycroft słono zapłaci za to, że cię torturował... - Sherlock przytrzymywał Babet, żeby nie straciła równowagi.

- Aaa... - zeszła z Sherlocka, po czym podeszła do stolika. Otworzyła teczkę i zaczęła czytać.

- Co robisz? – zapytał Sherlock, który teraz odwrócił się do niej.

- Nie mamy sprawy, tak? Może ta, jest całkiem interesująca? Nie porzucaj jej tylko ze względu na to, że Mycroft... - urwała, szukając odpowiedniego słowa. - ... zrobił coś, co z założenia nie było złe...

Babette... czy Ty się słyszysz? Jak możesz tak mówić? Chyba postradałaś zmysły...

- To będzie dla niego kara... - nie zamierzał rozwiązywać tej sprawy. Nawet, jeśli potrzebował zagadki.

- Przecież już dostał za swoje... dosłownie. – uniosła jedną brew do góry, wertując kolejne strony akt.

- To jeszcze nie koniec... - Babet na te słowa uśmiechnęła się pod nosem. Czyli... była bardzo ważna dla Sherlocka. To było aż dziwne, by było prawdziwe.

- Ooo... - wydała z siebie cichy okrzyk zaskoczenia.

- Hmm...? – wiedział, że to nie była reakcja na jego słowa, ale na to, co przeczytała w aktach.

- Interesujące... - Babet tym stwierdzeniem chciała zachęcić Sherlocka, do podjęcia się sprawy.

- A co może być interesujące w zagadce, która już jest rozwiązana? Zaginęła podwójna agentka. Rosjanie dowiedzieli się, że tak naprawdę nie jest po ich stronie. Porwali ją z mieszkania. Za niedługo Rząd brytyjski dowie się o tym w oficjalny sposób. Dostaną warunek – agent za agenta... - przewrócił oczami. Dlaczego Mycroft narażał się tylko po to, by Sherlock nic nie znalazł? A może myślał, że Sherlock jest aż taką maszyną, by puścić w niepamięć to, co zrobił Babet?

Mycroft jest kompletnym debilem... A kiedyś myślałem, że jest ode mnie mądrzejszy... Byłem w błędzie. Jest głupszy nawet od Andersona.

- Nie jest rozwiązana, Sherlocku... - zmarszczyła brwi, wpatrując się w jedną kartkę. – Zanim urwał się z nią kontakt, powiedziała, że jest spalona i że znika...

- Spalona znaczy, że... - Sherlock już chciał jej to wytłumaczyć, gdy spojrzała na niego i przerwała mu.

- Wiem, Sherlocku... Rosjanie dowiedzieli się, że nie pracuje dla nich. A znika – pewnie nie chciała, by nawet Rząd wiedział, gdzie jest. I tutaj zaczyna się robić ciekawie... dlaczego nie chciała, żeby Rząd wiedział? Może ich też się obawiała? Na filmach zawsze jest tak, że spalony agent zostaje przetransportowany w bezpieczne miejsce... Agentka obawiała się czegoś...

- Ciek... NUDY. – Sherlock był pod wrażeniem jej myślenia. A zagadka – okazuje się całkiem ciekawa, ale on nie może podjąć się jej.

- Czyli ciekawa? – Babet podchwyciła to, co zdążył powiedzieć, zanim ugryzł się w język.

Sherlock wydał z siebie dziwny dźwięk niezadowolenia.

- A poza tym Mycroft nie musi się o tym dowiedzieć. Rozwiążmy tę zagadkę dla siebie, dla zabicia czasu i zapomnienia... - Babet żałowała, że w tej chwili nie miała w dłoni lampki wina i nie wznosiła właśnie toastu – jej słowa tak bardzo do niego pasowały.

- Skoro już się na to uparłaś, to nie mam wyjścia... - uśmiechnął się lekko, po czym wstał z fotela.

Nie będę wypytywał, czy wszystko z nią w porządku. Powie... jeśli będzie coś nie tak. A jeśli nie powie? Obiecała... W takim razie będę ją obserwować. Będę analizować jej zachowanie, sprawdzając, co tak właściwie dzieje się w jej głowie.

- Świetnie... - nareszcie. Jej osoba w końcu zejdzie na drugi plan. Sherlock nie będzie zadawał pytań, na które nie znała i nie chciała znać odpowiedzi. – Jedziemy do jej byłej kryjówki? – zapytała.

- Tak... Gdzie się znajduje?

Drzwi od mieszkania numer 15 przewieszone były taśmą policyjną. Zamek od zewnętrznej strony wydawał się nienaruszony – w takim razie rosyjscy agenci weszli do mieszkania od strony schodów pożarowych.

Drzwi były zamknięte, więc Detektywi musieli się włamać.

- Może ty spróbujesz? – zwrócił się do Babet, podając jej dwie wsuwki.

- A spieszy ci się? – zapytała, marszcząc brwi.

- Bez znaczenia. – wzruszył ramionami.

- Skoro tak... trochę to potrwa... - zaczęła ,,robić" sobie wytrych z wsuwek, po czym wsadziła jedną, a potem drugą do zamka. W chwilę potem – zamek ustąpił. Babet była pełna podziwu dla swoich dłoni, które nie słuchały jej, robiąc po swojemu – jednakże efekt był zadowalający.

- Widzisz? Poszło ci znakomicie... - Sherlock uśmiechnął się, po czym weszli do środka.

Mieszkanie znajdowało się w jednym z szarych i ponurych blokowisk. Aż dziwne, że do niedawna to miejsce było bezpieczną kryjówką – chociaż... to na pewno było jedno z miejsc, gdzie nikt o nic nigdy nie pytał – jeśli płacisz czynsz – masz spokój. W tłumie – łatwiej zniknąć.

Wystrój mieszkania nie odstawał od umeblowania obskurnych korytarzy. Babet wątpiła, by ktoś tutaj mieszkał na stałe – to byłoby wręcz niemożliwe.

Z wąskiego przedpokoju przeszli do – chyba - największego pomieszczenia w tym mieszkaniu – salonu, gdzie na dywanie widoczne były dwie czarne plamy – zaschnięta krew.

- W takim razie... - zaczęła Babet, która otworzyła teczkę, którą ze sobą zabrała. Przewróciła kilka kartek, znajdując w końcu zdjęcia z miejsca zbrodni. Trupy rosyjskich agentów leżały w miejscu plam. – Nicole Grant zabiła ludzi, którzy mieli się jej pozbyć. Co dziwniejsze – w mieszkaniu nie znaleziono krwi agentki. Była na nich przygotowana... - Sherlock stanął za jej plecami, wpatrując się w zdjęcia ,,ofiar".

- Dwóch na jedną, a jednak nie mieli z nią szans. – Sherlock uniósł do góry jedną brew. – Godne podziwu. W takim razie mało prawdopodobne, by została porwana. Raczej uciekła... - wyjął z kieszeni płaszcza szkło powiększające, po czym podszedł do okien wychodzących na uliczkę, z której było bardzo blisko do głównej ulicy. – Uciekła... Na framudze są odciśnięte palce, na których został proch po oddaniu strzałów... - otworzył starodawne okno, po czym spojrzał na metalową konstrukcję, która miała umożliwić kobiecie ucieczkę.

- Dół czy góra? – zapytała Babet, która nadal studiowała zawartość teczki.

- Bez znaczenia, bo uciekła. Stąd łatwo jej było złapać nawet taksówkę i odjechać. Teraz pozostaje pytanie – gdzie się udała? – Sherlock zamknął okno, a następnie zaczął przyglądać się rzeczom znajdującym się w pokoju – zwłaszcza drobiazgom.

To miejsce jednak było tylko kryjówką – nie było tutaj żadnych rzeczy należących do kobiety.

- Jak najdalej... - powiedziała Babet.

- Niekoniecznie... - Sherlock zmrużył oczy, jakby nad czymś się zastanawiał. Wyciągnął dłoń w stronę Babet, prosząc tym samym o teczkę. Dziewczyna podała mu akta. – Strzelała ze swojej broni, podręcznej. A przecież wiedziała, że będą ją ścigać. W szczegółowym raporcie napisane jest, że ze skrytki nic nie zabrała... dlaczego? Może nie miała czasu, więc... podejrzewam, że pojechała gdzieś, gdzie ma zapas broni. Nie mogła pojechać do innej kryjówki, skoro nie chciała zdradzić swojego miejsca pobytu nawet Rządowi, dlatego... - Sherlock zamknął teczkę, po czym spojrzał na Babet. – Możliwe, że pojechała do swojego prawdziwego domu. Jest dość blisko... Może nie obawiała się tam pojechać, gdyż Rosjanom nie przyjdzie do głowy, by była na tyle szalona, by ryzykować pokazanie się w domu, w miejscu tak oczywistym. Co ty na to? – Sherlock powiedział to na prawie jednym wydechu.

- To... to ma sens. Vous êtes brillant... - *Pan jest genialny* powiedziała z pięknym akcentem. Sherlock uśmiechnął się pod nosem. Na pewno powiedziała coś pozytywnego.

- Zapomniałem, że przecież jesteś Francuzką... Co powiedziałaś?

- Że jest Pan genialny... - uśmiechnęła się szeroko. Jego rozumowanie było bezbłędne. Jak on do tego wszystkiego doszedł?

- W takim razie... jeźdźmy. Może jeszcze ją tam zastaniemy... - nigdy nie dziękował za komplementy. Bo w końcu – jego rozumowanie było bardzo proste. Chociaż powinien zdawać sobie sprawę z tego, że dla większości ludzi jego dedukcja to ,,czarna magia" (jak mówią) i uważają go za genialnego człowieka. Ale... jest różnicą słyszeć coś od nic nieznaczących ludzi, a co innego słyszeć komplement od... tak mądrej Dziewczyny.

Gdy znaleźli się na niewielkim dziedzińcu, znajdującym się wewnątrz bloku, gdzie oprócz wydeptanego trawnika, kilku ławek i lamp nie było nic, zaczął padać deszcz. Najpierw padało tylko trochę, więc spokojnie skierowali się do tunelu, który stanowił przejście na główną ulicę. Gdy rozpadało się bardziej – zatrzymali się przy otwartej, bramie, czekając na taksówkę.

Po upływie dwóch minut czekania, Sherlock sięgnął po telefon by zadzwonić po taryfę. Nie wiedzieć czemu – dzisiaj taksówki tutaj nie miały kursów – a przecież, o ile Sherlock dobrze pamiętał – jeździły tutaj dość często.

- Sherlock? – zwróciła się do niego Babet, która stała naprzeciwko.

Dziwnie wypowiedziała moje imię...

Jego palec, którym wstukiwał numer, zatrzymał się w powietrzu. Powoli jego wzrok spoczął na Dziewczynie.

- Tak? – czyżby zamierzała coś powiedzieć? Była blada jak papier – ale jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.

- Wiem, że powinniśmy jechać do domu Grant, ale... jeśli teraz tego nie powiem, ponownie nie zdobędę się na to... - zmarszczyła lekko brwi. Kolejne słowa coraz gorzej się jej wypowiadało, jakby każde z nich – ważyło coraz więcej.

- Słucham... - Sherlock powiedział cicho, chowając telefon do kieszeni.

- A co ze sprawą? Jeśli teraz nie pojedziemy, ślad może się urwać... - przecież sprawa nie mogła być mniej ważna od jej słów.

- Grant i tak nam ucieknie, jeśli już nie uciekła. Zniknęła wczoraj – nie zostawałaby tak długo w jednym miejscu. Dlatego mało prawdopodobne jest, byśmy ją spotkali. Mamy czas – jeśli tam była – będziemy o tym wiedzieć. Tyle nam wystarczy. Dalej i tak nie zdołamy jej śledzić. A poza tym... nie musimy rozwiązywać tej sprawy. Nadal jestem temu przeciwny. Więc... słucham. – rzeczywiście. W takiej sytuacji nie było ważne, kiedy przyjadą do domu agentki - i tak jej nie zastaną. Ale to znaczy, że... Babet musi teraz mówić i to dużo. Dużo przykrych rzeczy...

***

- Powiedz mi coś o sobie...

- Od czego mam zacząć? – zapytała niepewnie. Zauważyła delikatny uśmiech.

- Najprościej – od imienia...

- Nazywam się Babette Coudray... Właściwie wolę przedstawiać się jako – Babette de Coudray. Jestem francuzką szlachcianką... - zatrzymała się, zastanawiając się, co powiedzieć dalej. Jednak im dłużej się nad tym zastanawiała, tym dłużej trwała ta dziwna cisza. Tym głośniej słyszała swoje serce. Poczuła się tak, jakby była na przesłuchaniu.

,,Jesteś szpiegiem Moriartiego?"

Zamknęła się w sobie. Nie chciała już nic mówić.

- Śmiało... mnie możesz zaufać.

,, Pytam po raz ostatni..."

Przez całą sesję powiedziała tylko parę zdań. Próbowała walczyć z przekonaniem, że znajduje się głęboko pod ziemią w białym pokoju, ale... nie potrafiła odegnać od siebie tego wrażenia.

***

- Gdy miałam wychodzić, powiedział, bym poczekała, że coś chce mi powiedzieć... - zaczęła powoli. – Nie pamiętam, co dokładnie powiedział, ale na pewno powiedział, że... jestem osobą skrytą i nieśmiałą. Mam kompleksy. Nie wierzę w swoje możliwości. Nie wierzę w samą siebie. Mam zaburzenia psychiczne, które spowodowane są jakąś traumą z dzieciństwa, która mnie tak ukształtowała. Na zewnątrz wydaję się być normalną, ale w środku... cały czas walczę ze sobą. Do tego stopnia, że okłamuję samą siebie, że wszystko jest w porządku. Mało tego – okłamuję wszystkich wokół mnie. Nikt nie wie, co się ze mną dzieje. Nie chcę pomocy, uważam, że jej nie potrzebuję, ale tak naprawdę jestem słaba, krucha, wątła i zagubiona... W moim życiu w końcu przyjdzie taki moment, gdy... jeśli nie przestanę tak żyć, to w końcu... kogoś zabiję. A potem znów i znów i znów... - gdy to mówiła, miała spuszczony wzrok. Nie powinna była tego mówić. Teraz jeśli nie chce nikogo zabić – będzie się musiała zmienić. A Sherlock już o tym wie. Będzie chciał zmienić ją na siłę. A przecież... Ten psycholog nie mówił prawdy – przecież powiedziała tylko kilka zdań. Jakim cudem mógł tyle dowiedzieć się z tych nic nieznaczących faktów z jej życia? A poza tym... nie miała kompleksów. Wierzyła w siebie. Jej dzieciństwo było normalne – nic przykrego jej wtedy nie spotkało. I... nikogo nie zamierza zabić.

Sherlock słuchał tego, coraz bardziej się dziwiąc. Chyba inaczej zapamiętał doktora Jonathana Forda. Po pierwsze – psycholog nigdy nie mówi o tym, co dolega pacjentowi, a jedynie słucha, notuje, a potem doradza. Po drugie – psycholog nie może wpędzać w jeszcze większą depresję. Tego się właśnie nauczył od Jonathana. A jeśli...

To nie on...

- Babet, jak on wyglądał? – zrobił krok w jej stronę. Dziewczyna powoli podniosła na niego swój wzrok – w którym nie było łez. 

- Co to ma...

- To nie był Jonathan Ford. – przerwał jej szybko. - Tylko ktoś inny... Psycholog nie powiedziałby ci, że kogoś zabijesz. To byłby największy błąd – skłoniłby cię do zabicia tylko tym, że o tym wspomniał. Jak wyglądał? – Sherlock zdawał się być lekko zdenerwowany.

- Yy... wyglądał na około 40 lat. Miał czarne włosy, lekko przyprószone siwizną... miał ciemne oczy.

- Jonathan Ford jest blondynem... ma niebieskie oczy. – jego podejrzenia się sprawdziły. Tylko kto... Moriarty. Tylko jaki miał w tym cel?

- Więc... to wszystko nie było prawdą? – zapytała raczej samą siebie. Uśmiechnęła się i odetchnęła. Powoli zaczynała wierzyć w te wszystkie głupstwa, które usłyszała.

- Nie... psycholodzy są mili. Nigdy nie mówią takich rzeczy.

- Więc kto to był? – to pytanie cisnęło się jej na usta, ale chyba nie chciała poznać odpowiedzi.

- Ktoś od Moriartiego... - Sherlock wyciągnął telefon, po czym wybrał numer. – Musimy tam jechać... Nie wiadomo, co stało się z prawdziwym Fordem.

Sherlock nie łudził się, że zastaną fałszywego psychologa. Na pewno już go tutaj nie było. Wykonał swoje zadanie. Dobrze, że Babet w końcu powiedziała, co usłyszała od doktora – w innym przypadku nadal by się zamartwiała, a on czułby się winny. Wychodzi na to, że Moriarty nie da o sobie zapomnieć.

Babet ponownie znalazła się w pokoju, w którym bardzo nie chciała być.

Gdy tylko przestąpiła próg, przeszedł ją dreszcz.

Sherlock od razu skierował się do drewnianego biurka, na którym leżała złożona na pół kartka. Była podpisana jego inicjałami.

Sherlock wziął ją do ręki i rozłożył.

,, Witaj Sherlocku...

Jestem rozczarowany... Długo zajęło Ci odkrycie mojej małej intrygi. To chyba przez to Dziewczątko. A właściwie – Babette. Przez nią zaprzątasz sobie głowę niepotrzebnymi myślami – a przecież jako uczennica powinna ci pomagać, a nie szkodzić – prawda? Tak jej też mówiłem, ale chyba mnie nie słucha... Ale może to i lepiej? Chociaż widok Ciebie – takiego... rozbitego, jest całkiem... brakuje mi słowa...

Co do psychologa – tego prawdziwego – miał wolne. Siedzi w domu niczego nieświadomy. Z kolei ten fałszywy, powiedział mi, że Babette była nieufna. Dobrze... Zuch Dziewczyna. Dobrze ją wychowałem, prawda?

Dalej nie jesteś pewien, czy jest szpiegiem? Hi, hi, hi...

A ważniejsze – od tego miałem zacząć pisać, ale... tyle czasu czekałem, aż pojawisz się u psychologa, że musiałem się poskarżyć.

Teraz przejdźmy do meritum... Uwaga...

Czy czujesz się osaczony?

I jeszcze jedno, może nawet ważniejsze pytanie:

Zastanawiasz się może, co się wydarzy, gdy w końcu się spotkamy?

Na razie nie planowałem tego, ale... ten dzień się zbliża... Może nawet jest już bardzo blisko?

JM"

Sherlock bez słowa podał kartkę Babet. Może nie powinien jej straszyć, ale... lepiej żeby wiedziała, że jest w niebezpieczeństwie. Moriarty interesuje się nią i nawet... nadal twierdzi, że jest jego szpiegiem. Oczywiście to nieprawda, ale ma nadzieję, że Sherlock kiedyś zacznie się nad tym zastanawiać.

Co się stanie, gdy się spotkamy?

- Wiesz, że ja... - zaczęła Babet, po przeczytaniu wiadomości od Moriartiego.

- Tak wiem, że nie jesteś jego szpiegiem. Moriarty próbuje zasiać we mnie niepewność. Ale ja wiem, co jest prawdą, a co kłamstwem... - odebrał od niej kratkę, którą schował do kieszeni. – Nic tu po nas... Chcesz wracać na Baker Street?

- A nie mieliśmy jechać do domu Nicole Grant? – czyżby Sherlock zapomniał?

- Tak, ale może chciałabyś odpocząć i pozbierać myśli? – zapytał. Jemu przydałoby się pomyśleć w spokoju. Nie może tak po prostu zignorować wiadomości od Jima Moriartiego, nieobliczalnego psychopaty.

Chociaż z drugiej strony... i tak nic nie wymyśli. Moriarty jest nieprzewidywalny. A poza tym... I tak nie ma co liczyć na pomoc ze strony Mycrofta – chociaż po tym, co zrobił, na pewno spełni każde żądanie Sherlocka. Tylko, że... Sherlock nie może go o nic już poprosić. Przynajmniej na razie...

- Jestem za tym, by najpierw rozwiązać poniekąd ,,zagadkę", a potem zastanowić się w spokoju, co dalej zrobić odnośnie Moriartiego... - pomimo wszystko nie odczuwała strachu przed Moriartym. Podejrzewała, że jest na celowniku, ale o siebie się nie martwiła. O Sherlocka też nie – uważa, że Jim Moriarty na pewno drugi raz nie będzie chciał zabić Sherlocka. To by było nudne, a ten dziwak na pewno nie będzie robił dwa razy tej samej rzeczy. W takim razie pozostaje pytanie – co zamierza? Babet wolała tego nie wiedzieć. Nawet się nie zastanawiać.

- Skoro tak... - wzruszył ramionami. Miała rację. Gdyby teraz pojechał na Baker Street – w jego myśleniu przeszkadzałaby mu ta sprawa, której jeszcze nie rozwiązali. A po drugie – może jednak Mycroft się przyda. Jeśli zobaczy, że Sherlock pomimo wszystko podjął się sprawy – to będzie mógł załatwić wszystko, co Sherlockowi przyda się w przewidzeniu ruchów Moriartiego.

W jego głowie pojawił się pewien pomysł, ale... nie chciał go zrealizować. Musiał to jeszcze przemyśleć...


Było już ciemno, gdy taksówka zatrzymała się pod wskazanym adresem.

Nowoczesny dom znajdował się na szczycie wzgórza. Od domu do samego ogrodzenia, które znajdowało się u podnóża wzniesienia – nie było nic oprócz gładkiego trawnika. Sherlock pomyślał, że dzięki temu – widać było każdego, kto szedł w stronę domu. Nigdzie nie mógł się schować – a jeszcze większą trudność sprawiało wzniesienie. Dom zaprojektowany był tak – by gospodarz nie został zaskoczony.

Po drodze do domu, nieco z prawej strony, znajdował się wielki staw, który miał porośnięte brzegi pałką wodną i innymi roślinami przybrzeżnymi. Z daleka można było dostrzec nawet niewielki, drewniany pomost.

Resztę niewielkiego ogrodu można było dostrzec dopiero na szczycie – gdzie występowała głównie niska roślinność, by nie przesłaniała widoku z okien.

- Ktoś jest w domu... - powiedziała Babet. Dostrzegła światła na parterze.

- Jej mąż. Ciekawe, czy wie, że jego żona jest szpiegiem? – Sherlock nacisnął na duży guzik, który wbudowany był w betonowy murek.

- Tak po prostu się go zapytamy? – zapytała zaskoczona Dziewczyna, gdy zobaczyła, co zamierza Sherlock.

- Nie... - uśmiechnął się, kręcąc głową.

- Więc...? – zapytała, gdy po chwili nikt nie odpowiedział.

- Zobaczysz... - Sherlock nie mógł zdradzić jej swojego planu, gdyż ten był nadal tworzony. Musiał przewidzieć kilka scenariuszy, a przecież... nie miał czasu.

- Tak, słucham...? - odezwał się męski głos, po kilku minutach czekania. Głos wydawał się zaskoczony.

- Dobry wieczór. Jestem przedstawicielem Narodowego Banku, w którym pracuje Nicole Grant. Podejrzewam, że jest to pańska żona. Przychodzę w sprawie... jej zginięcia. – Babet czytała, że kobieta ma przykrywkę jako pracownica Banku. Na dodatek – była teraz w delegacji za granicą. Jeśli jej mąż powie, że wróciła cała i zdrowa – będzie to znaczyło, że dotarła do domu. Jeśli zaś powie, że jej nie widział – to będzie oznaczać, że Rosjanie ją w końcu dopadli.

- Nicole zaginęła? Nie rozumiem... przecież była w delegacji. To jakaś pomyłka. Ludzie nie giną w czasie takich... wyjazdów...

- Czy moglibyśmy zająć Panu chwilę, by ustalić gdzie ewentualnie mogłaby być? – zapytał Sherlock, który już zmodyfikował kilka scenariuszy.

- Yy... tak, oczywiście... - usłyszeli brzęczenie, które informowało o otwarciu zamka bramki.

Po pięciu minutach wspinaczki, w końcu dotarli do drzwi wejściowych, w których już stał mąż Nicole – jak wcześniej Sherlock powiedział Babet – nazywał się Bryan.

Miał zmartwioną minę – widać było, że jest również zdenerwowany.

Skoro nie wiedział o tym, że Nicole tutaj była – znaczyło to tyle, że jednak tutaj nie dotarła.

- Jestem Jonathan Ford, a to jest Detektyw Jane Smith, która będzie pomagać w odnalezieniu pańskiej żony. – Sherlock przedstawił ich pierwszymi, lepszymi nazwiskami, jakie przyszły mu do głowy. Sherlocka Holmesa mógłby znać, a imię Babet było za bardzo charakterystyczne, więc zdecydował, że lepiej będzie – jeśli użyje fałszywych. Na dodatek – mężczyzna był roztrzęsiony, więc i tak nie zapamięta ich nazwisk.

- Jestem Bryan Grant... - mężczyzna uścisnął im dłonie, po czym wszedł do domu i zaprowadził ich do obszernego salonu. Mąż Nicole miał około 30 lat. Był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Miał ciemne oczy i włosy. Był ubrany w wygodne ubranie. Z zawodu był architektem – zapewne to on projektował dom pod specjalne wytyczne żony.

Wskazał im białą kanapę, a sam oparł dłonie na oparciu fotela, znajdującego się przed kanapą.

- Nie rozumiem... - powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu. – Jak mogła przepaść?

- Nie kontaktowała się z Panem? – zapytał Sherlock. Babet w tym czasie wyciągnęła z kieszeni mały notatnik i ołówek i zaczęła coś pisać – wczuwając się w swoją nową(starą) rolę.

- Nie... ostatni raz dzwoniła do mnie, gdy była jeszcze w Irlandii. Ostatni dzień przed przyjazdem. Miała się zjawić jutro z samego rana. – Bryan nie mógł usiąść, ani nawet ustać w jednym miejscu.

- Wymeldowała się z hotelu, a potem... już nie dała o sobie znać. Powiadomiliśmy Irlandzką policję, że zaginęła. Teraz powiadamiamy Pana. – powiedział niezwykle rzeczowo Holmes. Miał jakiś taki dziwny ton – jak na oficjalny, to i tak dziwnie brzmiał dla Dziewczyny. Sherlock był sztywny i wyglądał na skupionego, jakby na coś czekał.

- Więc nie wiecie, co się z nią dzieje?

- Panie Grant, czy Nicole miała kogoś w Irlandii? Jakiś znajomych albo bliskich? – całe to przedstawienie było tylko odgrywaniem ról. Wcale nie musieli tutaj siedzieć, jednakże w momencie, gdy Sherlock usłyszał głos mężczyzny – nie było już odwrotu. Teraz tylko uda, że jest specjalistą, a potem... przekaże albo i nie – Mycroftowi, co udało mu się ustalić.

Mężczyzna pokiwał głową.

- W takim razie... niech pan obdzwoni rodzinę, a my musimy poinformować brytyjską policję... oraz inne organy, które pomogą nam w znalezieniu jej... - Sherlock wstał, po czym wstała też zaskoczona Babet, która próbowała to ukryć. Sherlock już skończył?

- Dobrze... - mężczyzna przetarł dłonią twarz. – Ja... zajmę się tym... - mężczyzna odprowadził ich do wyjścia. Zaraz potem szybko zamknął drzwi, a Sherlock chwycił Babet za dłoń, po czym ruszył szybko do bramki.

- Co się dzieje? – zapytała Babet, czując, że coś jest nie tak. Jej niewiedza jeszcze bardziej wprowadzała ją w stan zdenerwowania.

- On wie, kim jest jego żona. Mało tego – on też jest szpiegiem. Na dodatek – to on ją zabił... - Sherlock powiedział szybko, ale cicho – by tamten go nie usłyszał.

- Co? – zapytała zbita z tropu Dziewczyna.

- Gdy weszliśmy, zobaczyłem plecak, w którym były byle jak rzucone rzeczy. W środku dostrzegłem lufę karabinu. Gdy siedzieliśmy w salonie – w kuchni zauważyłem odciśniętą podeszwę buta – odcisk był czerwony, to była krew. Grant był zdenerwowany, bo mu przeszkodziliśmy. Właśnie się pakował. Chciałem stamtąd iść – gdyż nie wiadomo, czy nie chciałby nas zabić dla zyskania więcej czasu. Teraz musimy zadzwonić po Lestrada. Ciało kobiety jest w środku na pewno, albo gdzieś... - w tym momencie rozległ się warkot silnika.

Detektywi odwrócili się i zobaczyli przejeżdżający z zawrotną prędkością obok nich motocykl, który zjechał po wzgórzu, a potem przejechał przez otwierającą się bramę i już nie było go widać.

Sherlock odetchnął z ulgą, po czym zatrzymał się. Byli w połowie drogi do bramki.

- Mamy szczęście... odjechał. – Sherlock sięgnął po telefon, po czym zadzwonił po Lestrada.

Babet chwilę słuchała, co mówi Sherlock, po czym jej wzrok spoczął na stawie, który był niedaleko nich. Dziewczyna zaczęła iść w jego stronę.

Miała chwilę na zastanowienie się.

Czyli sprawa wygląda tak – Nicole nie żyje. Zabił ją jej mąż, który też jest najwidoczniej agentem – może Rosyjskim? Gdy się dowiedział, że Nicole jest podwójnym agentem – zabił ją, gdy przyjechała uzbroić się. Tylko po co, jechałaby tutaj, wiedząc, że jej mąż ją zabije? Może wcale nie miało go tutaj być? Może miał wrócić z ,,delegacji" później i Nicole myślała, że zdąży? Pech chciał, że nie udało jej się...

Babet powoli szła po drewnianym mostku, uważając na każdy krok. Wcześniej padało, więc pewnie był śliski. Gdy tak szła i wpatrywała się w ciemną breję, dostrzegła coś jasnego w wodzie. Podeszła do końca pomostu, ale nadal nie wiedziała, co to. Wychyliła się bardziej do przodu, by lepiej to zobaczyć i...

Sherlock usłyszał głośny plusk wody. Odwrócił się w tamtą stronę i zobaczył tylko wzburzoną wodę.

Cholera!

- Babette! – pobiegł w stronę mostu, chowając telefon do kieszeni. Już zawiadomił Lestrada – już tutaj jadą.

Babet w jednej sekundzie poczuła, że traci równowagę, a w następnej już czuła jak powietrze zamienia się w wodę. Wpadła do stawu, w którym posadzono jakąś roślinność, która z każdym kolejnym ruchem nóg, czy rąk – oplatała się wokół niej.

Teraz mogła przyjrzeć się temu, co dostrzegła w wodzie.

Przed nią w odległości dwóch metrów widziała ciało kobiety – zapewne Nicole. Blond włosy falowały w wodzie, zasłaniając część twarzy.

Kobieta miała wielką plamę na białym podkoszulku – została postrzelona w pierś.

Jednak ciało nie wypływało na powierzchnię – w takim razie do jej nogi przytwierdzono coś ciężkiego – ale Babet nie widziała co, gdyż gruba lina niknęła w gąszczu wodnych roślin.

Gdy zdała sobie sprawę, że patrzy na trupa – zapragnęła wydostać się stamtąd jak najszybciej.

Szybko wynurzyła się i wzięła głęboki wdech, po czym krzyknęła. Odwróciła się w stronę pomostu, gdzie już był Sherlock, który wyciągał w jej stronę dłonie. Gdy ją chwyciły, poczuła, jak leci w górę bardzo szybko, a następnie jej nogi dotykają już podłoża.

- Znalazłam Nicole... - powiedziała, dysząc.

- Musiałaś tam wpaść, musiałaś?! – krzyknął na nią Sherlock. Jednak pożałował tego, gdy zobaczył jej twarz. – Wybacz... - ściągnął z siebie płaszcz, po czym zarzucił go na ramiona dziewczyny. Zaraz potem objął ją mocno.

- Ja... nie chciałam. Poślizgnęłam się... - powiedziała cicho, bojąc się, że Sherlock znów na nią nakrzyczy.

- Wiem, ale... bałem się. A gdybyś się utopiła? – czuł, jak jego dłonie lekko drżą.

- Umiem pływać. Gdybym nie umiała, nie podchodziłabym nawet do tak głębokiego stawu...

- Mogłaś dostać szoku – termicznego, albo takiego po prostu, spowodowanego tym, że wpadłaś do wody. A potem jeszcze trup... - Sherlock w jednej chwili zobaczył kilka czarnych scenariuszy. Na szczęście – żaden się nie spełnił.

- Przepraszam... - co miała powiedzieć? Czuła się głupio. Tylko ostatnia ofiara losu mogłaby stracić równowagę i wpaść do stawu. Ale... już się przyzwyczaiła.

- Mogłaś mnie zawołać... - Sherlock rozluźnił uścisk, po czym chwycił ją pod ramię i zaczął prowadzić do bramy.

- Rozmawiałeś z Lestradem. Poza tym... jestem Detektywem. Nie mogę wołać cię jak małe dziecko. – uśmiechnęła się do niego delikatnie. Sherlock nie mógł zignorować uśmiechu, więc odwzajemnił uśmiech.

- Wiesz, że jesteś bardzo problematyczna? – zapytał, uśmiechając się, a przecież to, co zamierzał powiedzieć, wcale nie było zabawne.

- Dlaczego? – wiedziała dlaczego, ale chciała poznać jego opinię w tej sprawie.

- Nie dość, że moi wrogowie stanowią dla ciebie zagrożenie, na dodatek - ja również, ale może przede wszystkim – ty jesteś sama dla siebie największym zagrożeniem... - mimowolnie zaczął się śmiać. To coś nowego. Reakcja na strach – śmiech.

Po raz kolejny zrozumiał, że Babet jest dla niego najważniejsza.

Zdecydował się na podjęcie ryzykownej decyzji, która być może pomoże mu w chronieniu Dziewczyny.


Kiedyś powiedziałeś mi,

że jeśli będę potrzebował pomocy,

to zjawisz się.

Ten moment nadszedł.

Proszę. Zjaw się jak najszybciej,

bo nie wiem, ile zostało czasu.

SH



___________________________________________________________________

Witam ^^

Jak wam podoba się ten rozdział?

Jakimś dziwnym trafem – trudno się go pisało, ale... jest nieco dłuższy. Zagadka była krótka, ale co zrobić? Łatwa sprawa się trafiła. Dobrze, bo Sherlock ma ważniejsze rzeczy na głowie ;)

I ciekawe... do kogo napisał? :p Nie mogę powiedzieć xd

Dziękuję za komentarze i gwiazdki – a ile mam już wyświetleń? ^^ Jestem bardzo szczęśliwa. A jednak – nadal nie mam czasu xd

A mam takie pytanie – ktoś z was umie rysować? Bo ja niby tak, ale dawno nie rysowałam (oprócz robienia projektów technicznych), a chciałam dodać tutaj rysunek, gdzie będzie Babet i Sherlock – razem. Jakiś moment z ich znajomości. Chciałby ktoś, coś mi narysować? Byłabym prze-szczęśliwa :D Albo może taki filmik? Jak znajdę czas, to chciałabym coś takiego zrobić, tylko potrzebuję twarzy – a właściwie dziewczyny takiej jak Babet. Na razie nigdzie takiej nie znalazłam i zapytuję was – czy ktoś przypomina wam moją bohaterkę? Jak tak to piszcie, bo nie mam na nią pomysłu xd

To chyba tyle na razie... O i mam Snapchata xd nazywam się Babette_127 (jakżeby inaczej?), także jak ktoś się nudzi, zapraszam ;)

A kolejny rozdział... niebawem ;) (znów nie wiem, kiedy xd)

Continue Reading

You'll Also Like

Szron By Malkontenctwo

Historical Fiction

4.9K 299 13
Jak to jest nienawidzić każdej uncji swojego jestestwa bardziej niż czegokolwiek? Jak to jest nie móc spojrzeć na siebie w lustrze ze świadomością po...
18.4K 1.9K 23
11 część opowiadania I Hate You Stiles wraz z przyjaciółmi uciekają z Domu Morderstw, ale nie wiedzą, że ściągnęli na siebie jeszcze większe zło. Mur...
5.7K 366 6
𝗹𝗼𝗸𝗶 𝗹𝗮𝘂𝗳𝗲𝘆𝘀𝗼𝗻 𝘅 𝗳𝗲𝗺!𝗼𝗰 「𝙛𝙡𝙪𝙛𝙛, 𝙖 𝙡𝙞𝙩𝙩𝙡𝙚 𝙗𝙞𝙩 𝙤𝙛 𝙖𝙣𝙜𝙨𝙩」 ◥ SUMMARY ◤ sʜᴏʀᴛ sᴛᴏʀʏ Frigga martwiła się o syna, a...
71.5K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...