Heart attack | J. Dornan / A...

By xunperfect

15.5K 796 49

Anastasia ucieka przed swoją przeszłością aż do Nowego Jorku, gdzie zaczyna swe życie od nowa. Zdobywa pracę... More

Prologue
One
Two
Three
Four
Five
Six
Seven
Eight
Nine
Ten
Eleven
Twelve
Thirteen
Fourteen
Fifteen
Sixteen
Seventeen
Eighteen
Nineteen
Twenty
Twenty one
Twenty two
Twenty three
Twenty four
Twenty five
Twenty six
Twenty seven
Twenty eight
Twenty nine
Thirty
A/N + preview 31
Thirty one
Thirty two
Thirty three
Thirty five
Thirty six
Thirty seven
Thirty eight

Thirty four

272 15 4
By xunperfect

  Dane mi jest stać na tyle blisko Rebecci, by wyczuć od niej drażniący zapach alkoholu. Na stoliku nieopodal zauważam kieliszek i dwie butelki wina – obie opróżnione niemal całkowicie. Wpatruje się we mnie w mordem w oczach, lecz sekundę późnej wybucha serdecznym śmiechem. Ledwo utrzymuje równowagę, gdy próbuje podnieść się ze swojego miejsca. Odruchowo cofam się krok w tył, by stanąć za Christianem, który jest jeszcze bardziej zdziwiony ode mnie. Nie mam pojęcia, jak udało jej się tutaj wejść, bo oczywistą rzeczą jest to, że nie została tutaj zaproszona.

- Przyszłam ciebie... a ciebie nie było – oskarżycielsko wskazuje na niego palcem. – Annie, jak się cieszę! – piszczy, nieudolnie podchodząc w naszym kierunku. Jest niepokojąco zadowolona moim widokiem, chociaż to zapewne sprawka trunku, którego ma w swoim organizmie dosyć sporo.

- Co tutaj robisz?!

- Mia-miałeś być sam. Jesteś z nią – wyciąga do mnie rękę, lecz musi cofnąć się o dwa kroki, by nie upaść na podłogę – A powinieneś być ze mną, tak nam ładniee... a wam niee...

- Uważaj na słowa – warczy, na co odruchowo ściskam jego dłoń jeszcze mocniej. Z każdą sekundą denerwuje się coraz bardziej, a ja zaczynam się bać, że to nie skończy się dobrze. Nie martwię oczywiście o Christiana, bo wiem, że nie uderzyłby kobiety – martwię się o mnie, bo jeszcze chwila, a rzucę się na tą pijaczkę i wydrapię jej oczy.

- Nie znudził się tobą, Annie? Chyba, że.. och, rozumiem! To tylko seks, był taki film kiedyś! Ty jesteś tylko troooszeczkę grubsza... no i z dzieciakiem – po raz kolejny dzisiaj wybucha śmiechem. Obraca się wokół własnej osi, ale upada na kanapę, co tylko potęguje jej rozbawienie. Nie chodzi nawet o obrazy padające z jej ust, do tego się dawno przyzwyczaiłam i nie robią one na mnie zbyt piorunującego wrażenia. Chodzi o to, że w ogóle miała czelność się tutaj pojawić. Przez kilka dni bezkarnie mogła triumfować, być może nawet próbowała na nowo zbliżyć się do Christiana. Nie wiem i nie chcę tego wiedzieć. Zaczęliśmy wszystko od nowa, co znaczy, że w moim życiu nie ma miejsca na Rebeccę – nigdy nie powinno być, nie jest tego warta.

- Wystarczy.

Szatyn wyszarpuje się z mojego uścisku i jakimś cudem udaje mu się podnieść kobietę z miejsca. Informuje, że za minutę jest z powrotem, po czym wyciąga z kieszeni telefon w celu skontaktowania się z kimś. Ani na moment nie ruszam się ze swojego miejsca, nawet gdy oboje znikają mi z pola widzenia. Powinnam się przyzwyczaić do tego, że moje życie na każdym kroku jest pełne niespodzianek, niekoniecznie tych dobrych.

- Załatwione – jak przez mgłę dochodzi do mnie głos Brewera, który nagle pojawia się w pomieszczeniu. Uśmiecha się pokrzepiająco, obdarzając delikatnym pocałunkiem moje czoło. Na moment przymykam oczy i zaciskam pięści na jego marynarce.

- Jak ona tu weszła?

- Bardzo dobre pytanie – odpowiada. Unosi do góry mój podbródek, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. – Grunt, że już jej nie ma. Założę się, że gdy wytrzeźwieje, nie będzie niczego pamiętać.

Mimowolnie unoszę w górę kąciki ust, choć ta sytuacja nie jest wcale zabawna. Chciałam zacząć od nowa, lecz teraz widzę, że nie będzie to całkowicie możliwe.

- Też bym wolała zapomnieć – kwituję. Gdy chce coś powiedzieć, przykładam wskazujący palec do jego ust. – Nie, proszę. Uznajmy, że to się nie wydarzyło, jestem tym zmęczona. W czym mogę spać?

Christian uśmiecha się chytrze, całując lekko opuszek. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, iż powinnam jednak sformułować to pytanie nieco inaczej. Tak, zdecydowanie.

- Musisz w czymś spać?

- Dystans, Brewer. Dużo dystansu – upominam go, całą sobą walcząc z chęcią wybuchu śmiechem. Jego mina jest po prostu bezcenna. Rzadko spotykał się z jakąkolwiek odmową ze strony kobiet. Cóż, niech lepiej się do tego przyzwyczaja. Wszystko, co jest między nami, zarówno dla mnie i dla niego stanowi swego rodzaju nowość. Jak ognia unikałam poważnych związków, bałam się kolejnego zawodu.

- Zaczynamy od jutra?

Unoszę brwi z politowaniem, obserwując jego zachęcający uśmiech. Gdyby nie sytuacja sprzed kilku minut, zapewne po raz kolejny bym mu uległa, lecz nie tym razem. Marzę jedynie o tym, by zamknąć oczy i wreszcie zasnąć. Zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden dzień.

- Nawet o tym nie myśl – kwituję, po czym wreszcie daje za wygraną. – A więc?

- Coś na pewno się znajdzie – mówi, a sekundę później składa na moich ustach pocałunek i prowadzi mnie w stronę sypialni.

~*~

Gdy się budzę, w dalszym ciągu tkwię w uścisku Christiana. Uśmiecham się pod nosem, całując delikatnie jego nagi tors. To była moja pierwsza spokojna i całkowicie przespana noc praktycznie od tygodnia. Budzik zadzwoni dopiero za około piętnaście minut, więc mogłabym spokojnie jeszcze przez jakiś czas bezkarnie tkwić w ramionach szatyna. Dzisiaj kolejny już mój pierwszy dzień w pracy. Niby nic szczególnego, a denerwuję się bardziej niż te kilka miesięcy temu, choć wtedy nie wiedziałam dokładnie, co mnie czeka. Teraz wiem, lecz nie zmienia to faktu, iż jestem autentycznie przerażona. Muszę przygotować się na przesłuchanie Stelli, nie da się zbyć byle jakim tłumaczeniem. Szczerze mówiąc, ona obchodzi mnie najmniej. Nie chcę, by dowiedziała się o mnie i Christianie – ani ona, ani nikt inny z firmy. Przez tyle czasu perfekcyjnie ukrywaliśmy nasze bliższe relacje, oby teraz było to równie proste.

Jeśli nie zaryzykuję, nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie zaczynaliśmy jak każda normalna para, my po prostu zaczęliśmy ze sobą sypiać. I to był błąd, a teraz mamy szansę, by jakoś spróbować go naprawić.

Wyplątuję się z uścisku mężczyzny, uważając, by go nie zbudzić. Kroki kieruję do kuchni, mój organizm rozpaczliwie potrzebuje porannej dawki kofeiny. Nie zauważam nigdzie pani Jones, może to nawet lepiej. Uwielbiam ją, lecz nie miałabym siły ani ochoty na tłumaczenia, czemu przez jakiś czas się tutaj nie pojawiałam. A pytałaby na pewno. Czekając aż napój nieco ostygnie i nada się do picia, postanawiam sprawdzić, czy Christian już się obudził.

Gdy wchodzę do pomieszczenia, mężczyzna już nie śpi. Patrzy na mnie i oddycha z ulgą. Nie za bardzo rozumiem. Czyżby założył, iż wyszłam w środku nocy i wróciłam do siebie?

- Myślałem, że mi uciekłaś.

Posyłam mu ciepły uśmiech. No tak, to z mojej strony byłoby bardzo typowe. Jestem dorosła i winnam raczej akceptować konsekwencje swoich czynów, a nie unikać ich i udawać, że nie istnieją. Zajęło mi to dość sporo czasu, lecz wreszcie przyswoiłam sobie tę wiadomość. Lepiej późno niż wcale, prawda?

- Mam dość uciekania – stwierdzam. Chcę być blisko niego. Potrzebuję tego niczym powietrza. Jeżeli ledwo wytrzymałam bez niego tydzień, a byłam praktycznie na skraju załamania nerwowego, jak niby miałabym zacząć w Chicago wszystko od początku? Coraz bardziej dociera do mnie, jak wielką i nieprzemyślaną w ogóle głupotę chciałam popełnić. W niebezpieczny sposób się od niego uzależniłam, co w żadnym wypadku nie jest dobre. Chcę słyszeć jego niski głos, czuć jego elektryzujący dotyk. Chcę zasypiać wtulona w niego, gdyż wtedy wiem, że nic mi się nie stanie.

Nie, to nie jest dobre. Ale skoro nazywa się to uzależnieniem, nie chcę iść na odwyk.

Siadam na nim okrakiem, biorąc w posiadanie jego usta. Dotyka nagiej skóry na moich plecach, pnąc się w górę do zapięcia mojego biustonosza. Mimo iż pragnę go jeszcze bardziej, aniżeli on pragnie mnie, nie mogę mu na to pozwolić. Wczoraj coś ustaliliśmy – przez jakiś czas zero seksu. Niech sytuacja chociaż trochę wróci do normy. Jednak sądząc po tym, jak moje ciało reaguje na jego bliską obecność, wytrwanie w tym postanowieniu będzie wyjątkowo trudnym zadaniem.

- Muszę wrócić do siebie i się przebrać.

- A co ty na to, żeby cały dzień zostać tutaj?

- Zapomniałeś? – unoszę zaskoczona brwi, przez co posyła mi pytające spojrzenie. – Dzisiaj mój pierwszy dzień w pracy, nie chciałabym się spóźnić.

Słyszę jego serdeczny śmiech, a zaraz nasze wargi po raz kolejny się stykają. Owszem, sto razy bardziej wolałabym spędzić czas w towarzystwie szatyna, jednak te plany muszę przenieść na inny termin. Ciekawi mnie reakcja Stelli, gdy znowu zobaczy mnie przy biurku. Nie wymyśliłam wprawdzie wytłumaczenia, którym mogłabym zbyć jej wszelkie pytania, lecz mam nadzieję, że jakiś pomysł wpadnie mi do głowy. W przeciwnym razie będę improwizować, mimo iż nie zawsze wychodzi mi to najlepiej.

- Więc dotrzymać mi towarzystwa – przyciąga mnie do siebie, gdy próbuję z powrotem stanąć na nogi. – Żeby była jasność. Mówię to jako twój szef.

- Sprytne zagranie, ale nie tym razem – stwierdzam, szybko wyswobadzając się z jego uścisku. – Ty też się spóźnisz, tak tylko ci przypominam.

- Ale pomyśl! – nie ma zamiaru dawać za wygraną. – Nie wrócisz po swoje rzeczy, bo nie będziesz musiała się przebierać. Po co masz niepotrzebnie tracić czas?

Kręcę z rozbawieniem głową, biorąc do rąk sukienkę i buty z wczorajszego wieczoru. Ku niezadowoleniu szatyna znikam w łazience, by z powrotem je na siebie założyć. Z rozczochranymi włosami i zerowym makijażem wyglądam o wiele gorzej niż te kilka godzin temu, lecz aktualnie nie mam zbyt wielkich możliwości, aby móc doprowadzić się do porządku.

- Musiałaś, prawda? – pyta, gdy dołączam do niego w kuchni. Bierze łyk kawy, którą wcześniej przygotowałam również dla niego.

- Wiesz, że tak.

Pani Jones z powodu choroby przez kilka dni została w domu, więc kolejne dwadzieścia minut spędzamy na wspólnym przygotowaniu śniadania. Tak jak to robią normalne pary. Minie trochę czasu, zanim w pełni to sobie uświadomię. Ja i Christian. Czyż nie brzmi to co najmniej irracjonalnie? Może i tak, ale na tym właśnie opiera się ludzka egzystencja. Na irracjonalności.

- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli Jason cię odwiezie? Przed dzisiejszym zebraniem muszę jeszcze zająć się paroma sprawami.

Chciał spędzić ten dzień ze mną, podczas gdy ma do zrobienia milion istotniejszych rzeczy. Nie chcę, żeby poświęcając uwagę mojej osobie, zaniedbywał swoje obowiązki. Poza tym trudno byłoby wytłumaczyć mi się z tego, że w mój pierwszy dzień Christian zadał sobie ten trud i przyjechał po mnie.

- Do zobaczenia potem – mówię, ostatni raz go całując i kieruję się w stronę windy. Czuję, że ten dzień będzie dobry. Przecież musi być.

~*~

W drodze między parterem a ostatnim piętrem zostaję zaczepiona przez ponad dwadzieścia osób, które cieszą się, że wróciłam i znowu będą mogły codziennie mnie widywać. Nie powiem, jest to bardzo miłe, ale też ogromnie kłopotliwe i krępujące. Nie sądziłam, że mogę być osobą, za którą ludzie tęsknią bez żadnego wyraźnego powodu. Nie sądziłam również, iż kiedykolwiek jakiś mężczyzna spojrzy na mnie inaczej aniżeli na swoją kolejną jednonocną przygodę. Życie jest pełne niespodzianek. Nie, żebym jakkolwiek miała coś przeciwko temu.

Clarie czeka cierpliwie przy drzwiach windy, by od razu zamknąć moje ciało w stalowym uścisku. Niektórzy, przechodząc obok, zaszczycają nas zdziwionymi spojrzeniami. Płacząca i jednocześnie krzycząca w niebogłosy kobieta potrafi zrobić niemałe przedstawienie. Odwzajemniam jej gest, cicho śmiejąc się pod nosem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo brakowało mi tego wszystkiego. Obym już nigdy nie musiała przekonywać się, jak to jest.

- Chryste, nie masz pojęcia, jak się cieszę! – piszczy przejęta i chwyta moją dłoń, gwałtownie pociągając w sobie tylko znanym kierunku. – Mam ci tyle do opowiedzenia. Skoro już tu jesteś lepiej dla ciebie, żebyś się nigdzie nie wybierała, bo następnym razem skopię ci dupę. Jasne?

- Jak słońce – potwierdzam, salutując niczym żołnierz na służbie.

Przez tydzień musiała trzymać język za zębami, ponieważ nie chciałam, by mówiła o czymkolwiek związanym z pracą tutaj. Oczywiście wiadomości o Stelli nie mogła tak po prostu przemilczeć, ale poza tym nie mam bladego pojęcia, co działo się tutaj przez czas mej nieobecności. Daniels będzie w swoim żywiole, jest lepsza niż niejeden portal plotkarski.

- A więc! Pamiętasz, jak kiedyś Meghan... wiesz, ta z księgowości, na pewno ją kojarzysz...

- Ana? – dobiega do nas zaskoczony głos Evans. No tak, prędzej czy później musiałam się tego spodziewać. Wolałabym jednak, by było to raczej później. O wiele później.

Obie odwracamy się w jej kierunku, Clarie ledwo powstrzymuje śmiech. Nie jest zbytnio zadowolona moim widokiem, chyba nawet nie próbuje tego ukryć.

- Jak widać.

- To ja może... coś tam miałam zrobić – stwierdza rudowłosa, momentalnie znikając z pola widzenia. Założę się, że chowa się za ścianą, za nic nie przepuści takiej okazji. Żywię nadzieję, iż niedługo pojawi się Christian i zechce pokazać swojej nowej pracownicy zakres obowiązków, tym samym ratując mnie przed tą konwersacją.

- Jednak wracasz. Jak przekonałaś do tego Christiana?

Nie za bardzo wiem, co winnam jej odpowiedzieć. Na pewno nie prawdę, to absolutnie nie wchodzi w grę. Nie musiałam go do niczego przekonywać, to on nie chciał odpuścić, dopóki się nie zgodziłam.

- W jakim sensie?

- Kiedy wczoraj od niego wyszłaś, był cały w skowronkach. Widziałam go dzisiaj, ma aż za dobry humor – spogląda w moją stronę z wyraźnym wyrzutem. Jednak udało mu się dotrzeć tutaj przede mną.

- Coś mi sugerujesz?

Przyznam szczerze, iż nie do końca pojmuję jej tok myślenia. Dosłownie wszędzie doszukuje się jakiegoś drugiego dna lub seksualnego podtekstu, co często oczywiście idzie ze sobą w parze. Po części może i ma rację, lecz nawet wszechwiedząca Stella czasami się myli. Nie spałam z Brewerem, by odzyskać posadę. W ogóle nie musiałam nic robić.

- Nie wiem, a powinnam? Obserwuję cię, Annie.

- Kupić ci lornetkę? Będzie łatwiej.

- Mało zabawne – warczy, krzyżując ręce na piersi. – Mogę chociaż dowiedzieć się, dlaczego postanowiłaś odejść?

- Mówiłam już, sprawy osobiste.

Nie chcę, by dłużej drążyła ten temat, a ciągłe powtarzanie jednego i tego samego powinno już dawno ją znudzić. Zgoda, o wiele łatwiejsze będzie wyjawienie wszystkiego, lecz doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak moje życie wyglądałoby dalej. Pewne jest to, iż nie mogłabym tutaj pracować, Stella na każdym kroku albo szydziłaby ze mnie, albo znalazła sposób, by uprzykrzyć mi życie. W końcu mam coś, czego ona nie ma i nigdy, mam nadzieję, mieć nie będzie – Christiana.

- Skoro tak... powodzenia w pierwszym dniu pracy – uśmiecha się na odchodnym, a po chwili zostaję sama na korytarzu.

Powodzenia. Przyda się. Nawet bardzo.

Continue Reading

You'll Also Like

220K 23.8K 30
She is shy He is outspoken She is clumsy He is graceful She is innocent He is cunning She is broken He is perfect or is he? . . . . . . . . JI...
184K 13.5K 19
"YOU ARE MINE TO KEEP OR TO KILL" ~~~ Kiaan and Izna are like completely two different poles. They both belong to two different RIVAL FAMILIES. It's...
557K 29.9K 49
𝐒𝐜𝐞𝐧𝐭 𝐎𝐟 𝐋𝐨𝐯𝐞〢𝐁𝐲 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐭𝐡𝐞 𝐬𝐞𝐫𝐢𝐞𝐬 〈𝐛𝐨𝐨𝐤 1〉 𝑶𝒑𝒑𝒐𝒔𝒊𝒕𝒆𝒔 𝒂𝒓𝒆 𝒇𝒂𝒕𝒆𝒅 𝒕𝒐 𝒂𝒕𝒕𝒓𝒂𝒄𝒕 ☆|| 𝑺𝒕𝒆𝒍𝒍𝒂 𝑴�...
396K 33K 16
Indian Chronicles Book III My Husband, My Tyrant. When Peace Becomes Suffocation. Jahnvi Khanna has everything in her life, a supporting family, a hi...