Stracone znajdź

Od margarethelstone

7.2K 595 117

Opowieść o dwojgu młodych ludzi, których życie niewiele zdaje się mieć z bajki. Ludzi, którym nie dane było... Více

Prolog
I Samemu.
II Zmieniło się wszystko.
IV Rozumiem.
V To tylko imię.
VI Z miłością, Szpadka. Z miłością.
VII Przed oczyma miał Heather
VIII Więc co się stało, Czkawka?
IX Nie ufam jej
X Kiedyś
XI To był jej dzień
XII "I tak wszyscy trzej zaraz stracicie dla niej głowę"
XIII Więc mówisz, że Heather ma do tego oko
XIV Coś w nich pękło
XV Nie jest jedną z nas
XVI Naprawdę i zupełnie, całkowicie sam
XVII Prawdziwe, bezsprzeczne błogosławieństwo
XVIII Nie mogłam po prostu odejść
XIX Nie zostawiaj mnie

III Znaliśmy ją dłużej.

467 45 9
Od margarethelstone

Noc była chłodna i jasna. Księżyc unosił się wysoko, oświetlając cichnące powoli domostwa wikingów, gotujących się do snu po całym dniu pracy. Blade promienie ginęły w progach i wnękach, a cień wyraźnymi liniami uwidoczniał kanty i zakrzywienia. Ciszę z rzadka przerywały smocze pomruki i mniej lub bardziej serdeczne uwagi ich właścicieli.

Na jednym z podestów, pozostałym jako relikt dawnej wojny ze smokami, wciąż paliło się ognisko, a siedząca wokół grupa młodych ludzi bynajmniej nie planowała rychłego powrotu do domu. Dla przywódców Smoczej Akademii nie istniało pojęcie pory zbyt późnej.

- Ostrzegam cię – odezwał się w pewnej chwili Sączysmark, celując w Mieczyka kijem, na którym wciąż znajdowało się pieczone kurczę – Jeszcze raz wytniesz taki numer przy rekrutach, to popamiętasz.

- Ta... - chłopak nawet nie spojrzał na swego oskarżyciela – Tak samo, jak wczoraj.

- I przedwczoraj – dorzuciła ochoczojego siostra.

- I za każdym innym razem – skomentował sceptycznie Śledzik.

Przyjaciele spojrzeli na Sączysmarka z nieukrywanym rozbawieniem.

- Tak konkretnie, to mówisz to za każdym razem, kiedy oberwiesz – podsumował Mieczyk – I nadal zero efektu.

- No właśnie! - oburzyła się Szpadka – Mógłbyś go przywiązać do masztu głową w dół i wypuścić na pełne morze w czasie sztormu. Albo zamknąć go na tydzień w jakiejś ciemnej norze, sam na sam ze wściekłym Zmiennoskrzydłym. To by było coś.

- Ciemna nora. Brr. - Mieczyk wzdrygnął się – Ale pomysł z masztem brzmi dobrze. Dopisz do listy.

- Przepraszam? - Sączysmark z wyrzutem rozejrzał się wokół – Nikogo nie interesuje, o co mi naprawdę chodzi?

- Prawda jest taka, że grozisz mu od zawsze i nigdy żadnej z tych gróźb nie spełniłeś. Nie oczekuj, że nagle zacznie się nimi przejmować.

Śledzik jak zwykle odpowiadał ze spokojem, spoglądając na przyjaciela odrobinę kpiąco. Sączysmark z kolei daleki był od spokoju. Jak zwykle.

- Nic nie rozumiecie, półgłówki. Jak mamy być dla tych dzieciaków jakimkolwiek autorytetem, jeżeli na ich oczach sami sobie rzucamy kłody pod nogi?

Bliźniaki spojrzały po sobie rozbawione, Śledzik westchnął bez przekonania. Milczący do tej pory Eret podniósł wzrok, przyglądając się przedmówcy z uwagą.

- Jeżeli bycie autorytetem jest naszym głównym celem, to coś w tym jest. Ale wcale nie wydaje mi się, żeby o to w tym wszystkim chodziło.

- Chwila, moment – zaprotestował niespodziewanie Mieczyk – Czy ty przypadkiem sam nie dowodziłeś na tej zasadzie? „Dowódca i tak wie lepiej"?

- Dowodziłem i dlatego wiem o czym mówię – dawny łowca smoków nie zamierzał się wycofywać – tam było inaczej. Moi najemnicy byli dorośli, ale przed Drago nie odpowiadał nikt poza mną. Więc oni naprawdę nie mogli mieć nic do gadania.

Zamilkł na chwilę w zastanowieniu.

- Z tymi dzieciakami sprawa jest inna. Oni muszą umieć samodzielnie podejmować decyzje, bo sami będę za nie odpowiadać.

- A co to ma do naszego autorytetu? -zapytał Sączysmark.

- Tylko tyle, że to nie na budowaniu autorytetu powinniśmy się teraz skupiać.

Sączysmark prychnął lekceważąco.

- Niezależnie od tego, jak bardzo mi się to nie podoba, myślę, że Sączysmark może mieć trochę racji. Wybacz, Eret – odpowiedział niepewnie Śledzik – ale trochę ma.

- Ha! - triumfalnie zakrzyknął wspomniany – Jasne, że... chwila, co?

- Rzadko kiedy się to zdarza, ale tym razem muszę się zgodzić. Częściowo – nieco bardziej zdecydowanie podjął naczelny kronikarz Akademii – Jeśli chcemy, żeby nasi przyszli Jeźdźcy tworzyli zgrany zespół, powinni przede wszystkim nas w ten sposób postrzegać. A co do inicjatywy, to nie ma się co spieszyć. Nie uważam, że powinniśmy wzorować się się na systemie Drago i jego najemników – tu zwrócił się bezpośrednio do Ereta – ale sam przyznasz, że część metod się sprawdza. Pamiętajcie, że „te dzieciaki" dopiero co zaczęły szkolenie; część z nich nadal nie dosiadała jeszcze smoka. Oni się uczą, Eret. Od nas. Więc jeżeli ten trening ma przynieść jakiekolwiek efekty, dobrze, żeby mieli o nas jak najlepsze zdanie.

- Więc mają żyć w przekonaniu, że nie mamy słabych stron – łowca uniósł brwi. Jego twarz przybrała dość ironiczny wyraz.

- Tego akurat nigdy nie da się osiągnąć. A już na pewno nie w tym zespole – Śledzik uśmiechnął się pod nosem – Głupio by zresztą było udawać, że nie mamy wad, ale też niekoniecznie trzeba od razu podsuwać im całą listę. Może... nie należy wiedzieć o swoim dowódcy wszystkiego, przynajmniej na początku. Trochę dystansu dobrze robi. Obu stronom.

- Brzmi jak Czkawka.

W słowach Mieczyka wybrzmiało coś na kształt pogardy – przede wszystkim jednak, żalu. Zapadła cisza. Przyjaciele pospuszczali głowy, odwrócili wzrok. Wszystkich dręczyła sprawa młodego wodza, który od pewnego czasu jakby nie pamiętał, że sam był kiedyś członkiem tej grupy. Powoli zaczynali wątpić czy Czkawka w ogóle nazwałby ich jeszcze przyjaciółmi. Ale nie mieli pojęcia, co mogliby w tej sytuacji zrobić.

- Wkurza mnie! - krzyknął w końcu Sączysmark – Po prostu mnie wkurza! Zawsze tak było, ale to, co on teraz wyprawia to już jest szczyt wszystkiego. Zachowuje się, jakby nas nie było. Może sobie być wodzem, ale, na brodę Odyna, tak się nie robi!

Widząc, że nikt nie zamierza mu odpowiedzieć, kontynuował:

- Słyszeliście, jak Valka mówiła, co się z nim dzieje. Jak ten gość funkcjonuje – prawie nie śpi, prawie nie je, a Szczerbatek już chyba zapomniał, że latać można nie tylko tam, gdzie cię akurat potrzebują. A my nie możemy mu pomóc, bo Czkawka sobie nie życzy.

- Dlaczego on nie pozwala sobie pomóc? – wyjątkowo cicho zapytała Szpadka – Dlaczego?

- Wszyscy wiemy, dlaczego – ponuro odpowiedział Śledzik, obracając w dłoniach własny hełm – Chodzi o nią. To wszystko, co się teraz dzieje, dzieje się dlatego, że jej nie ma.

- Ale roboty ma teraz jeszcze więcej, więc pomoc przydałaby się tym bardziej, nie? - nie ustępowała dziewczyna.

- To nie jest takie proste – Śledzik rozwiał jej nadzieje, jednocześnie poklepując po grzbiecie Sztukamięs, wylegującą się u jego boku – On chce pracować, bo wtedy nie ma czasu myśleć. Może lepiej, żeby męczył się fizycznie niż zadręczał się ciągłym wspominaniem Astrid.

Szpadka nie wydawała się przekonana.

- To chyba tak nie działa. Przecież on i tak myśli o niej przez cały czas.

- Prawda.

Milczeli przez chwilę, zajęci tą samą myślą. Eret odłożył rybę; jakoś zupełnie odechciało mu się jeść.

- Bo też wszystko tu mu o niej przypomina – łowca wpatrywał się w dogasające powoli ognisko – Kiedy wy zabawialiście się wzajemnym podpalaniem, ja miałem okazję polatać nad wyspą. Widziałem go. Sprawdzał studnię w pobliżu Akademii i chyba usłyszał wasze krzyki; przysiągłbym, że się całkiem szczerze uśmiechnął i nawet chwilę to trwało. Ale tylko chwilę.

- Czyli w gruncie rzeczy nie ma znaczenia czy rozmawiamy o niej, czy nie - zareagował Mieczyk - Wiecie, w myśl zasady „Nie mów o Astrid, kiedy Czkawka jest w pobliżu." Przejmujemy się bez powodu.

- Kolejna rzecz! - Sączysmark ożywił się ponownie – Nawet jeżeli to ma jakieś znaczenie, dlaczego właściwie nie wolno nam o niej rozmawiać? Bo jego boli? A nas co?

Śledzik otworzył usta, chcąc bronić wodza, ale zaraz je zamknął. Młody Jorgenson rozkręcał się natomiast coraz bardziej.

- Może i zależało mu bardziej, niż nam. Może byli bliżej. Może... Może faktycznie Czkawka cierpi bardziej niż my wszyscy razem wzięci, ale do stu piorunów, to nadal nie daje mu wyłączności na żałobę.

Opadł na ławę wyczerpany. I nadal wściekły.

Towarzysze nie spieszyli się z odpowiedzią, pozwalając, by w ich kręgu ponownie zapanowała cisza. Księżyc przesunął się, zmieniają ułożenie cieni. Gdzieś w oddali zaryczał smok, w jednym z bliżej położonych domów ktoś potrącił drewnianą misę, która z hukiem spadła na podłogę. Morze szumiało spokojnie, przyjazne i łagodne. Nawet Wym i Jot, do tej pory zajęci gryzieniem siebie nawzajem, położyli głowy na ziemi, zawstydzeni.

- On nie pozwala nawet o niej wspominać – głos wikinga więcej miał teraz z szeptu niż z krzyku – Jakby jej nigdy nie było.

Pociągają nosem, Sączysmark gwałtownym ruchem otarł wymykającą się na pliczek łzę. A on przecież nie zwykł był się wzruszać.

- Niezupełnie tak to wygląda... - wtrącił w końcu Śledzik pojednawczo – Ale racja. Trochę sobie zawłaszczył prawo do żalu.

- Ja mam wrażenie, jakby z Astrid nie wiązały się żadne dobre wspomnienia – mruknął Eret. Mieczyk potwierdził.

- Zaraz tak będzie.

Reszta w milczeniu pokiwała głowami.

- Wiecie, że w gruncie rzeczy znaliśmy ją dłużej niż Czkawka, nie? - rzuciła po chwili Szpadka – Znacznie dłużej. Jakby nie patrzeć, z nami zadawała się właściwie od zawsze, a jego zaczęła akceptować dopiero po szkoleniu.

- Na którym próbowała go zabić – parsknął śmiechem jej brat – Ale była wtedy wściekła.

Eret uniósł głowę i z zaciekawieniem rozejrzał się po twarzach swoich druhów. Zastanawiał się, jak to możliwe, by nie znał tej części historii.

- Powinieneś to widzieć – Sączysmark zwrócił się wprost do niego – Największa oferma, jaka kiedykolwiek chodziła po tej wyspie, nagle pojawiła się na Smoczym Szkoleniu i nie tylko nie dała się zjeść, ale zaczęła sobie całkiem nieźle radzić.

- Nieźle? - zaprotestował Śledzik – Radził sobie znacznie lepiej niż nieźle. Wszyscy zgrywaliśmy chojraków, ale chyba nikt nie wątpił, że to Astrid wygra w tym konkursie. Aż tu nagle pojawił się Czkawka i zaczął robić ze smokami co mu się podoba.

- Jakoś mnie to nie dziwi. To Czkawka – Eret nie wyglądał na przekonanego.

- W tym rzecz. Mały, chudy, nawet nie umiał porządnie utrzymać topora w ręku – Śledzik uśmiechnął się, zmieszany – Prawdę mówiąc, nikt chyba nie traktował go wtedy poważnie, ze Stoikiem na czele. Myślę, że Astrid też nie.

Jego rozmówca zauważył, jak bliźniaki spoglądają po sobie ze zrozumieniem. Dałby głowę, że siedząca naprzeciw niego jasnowłosa dziewczyna chciała coś odpowiedzieć. Najwyraźniej jednak, zrezygnowała. Śledzik kontynuował.

- Tak czy inaczej, jak się pewnie domyślasz, Czkawka szybko przestał być wioskowym popychadłem, a stał się poważną konkurencją.

- A nic nie rozwścieczało Astrid tak, jak konkurencja, wierz mi – Sączysmark wyszczerzył zęby w uśmiechu. Najstarszy z wikingów uśmiechnął się również.

- To zawsze jest rywalizacja, co?

- Zawsze – odpowiedziała grupa zgodnym chórem.

- Niezależnie od tego, jak długo Czkawka wmawiałby nam, że jest inaczej – uzupełnił Śledzik – To się nie zmienia.

- Żałuj, że nie było cię tu przy pierwszej wizycie Heathery – zachichotała Szpadka – Było na co popatrzeć.

- Tej Heathery? - łowca wziął do ręki wciąż leżącą obok rybę. Cieszył się, że atmosfera zelżała.

- Tej... - rozmarzonym głosem odparł Śledzik, po czym, opanowawszy się, dodał:

- Astrid... nieszczególnie ją polubiła podczas jej pierwszego pobytu tutaj. Nie za bardzo jej ufała, jak się potem okazało, słusznie.

- Porwała Wichurę – wtrącił Eret.

- Tak. Ale chyba jednak najbardziej irytowało Astrid to, jak wiele uwagi poświęcał Heatherze Czkawka.

- Nowa kurka w kurniku, jeśli wiesz, o czym mówię – Mieczyk szturchnął siostrę, uśmiechając się głupkowato.

- Astrid była...

- „Nie jestem zazdrosna, OKEY?" - zgodnie zapiszczał duet Thorston-Jorgenson, niezbyt umiejętnie naśladujący swą przyjaciółkę. Cała grupa wybuchnęła gromkim śmiechem, nie wyłączając Ereta. On co prawda nie miał czego wspominać, ale samo wyobrażenie wojowniczki wyrażającej się w ten sposób było wystarczającym powodem do radości. Minęło dobrych parę minut, zanim ktokolwiek był w stanie się odezwać.

- Czkawka by nas zabił, gdyby się dowiedział, w jaki sposób o niej rozmawiamy – z trudem wykrztusił z siebie w końcu Sączysmark, ponownie ocierając łzy, tym razem spowodowane nagłym wybuchem wesołości – O bogowie, już po nas.

- Czkawka? - spytał Mieczyk, wciąż rechocząc – Pomyśl, co zrobiłaby z nami Astrid, gdyby nas teraz słyszała.

- Żegnaj świecie! - z teatralną powagą podsumowała Szpadka.

Kolejna fala śmiechy rozdarła powietrze i, rozchodząc się po okolicy, powoli rozpłynęła się w otaczającej ich ciszy. Nikt jednak nie przestał się uśmiechać.

- I tu mamy zasadniczą różnicę – patrząc na twarze przyjaciół westchnął Śledzik – Minie sporo czasu, zanim Czkawka nauczy się śmiać z takich wspomnień. Jeżeli w ogóle do te...

Przerwał mu hałas dobiegający z dołu. Po chwili wszyscy usłyszeli łomot na schodach – ktoś wbiegał po nich w niesłychanym wręcz tempie. Smoki uniosły głowy, zaintrygowane przybyciem nowego członka kompanii, podczas gdy wikingowie zrozumieli, że nie odwiedza ich żaden z przedstawicieli ich własnego gatunku. „Kroki" rozlegały się już całkiem blisko, a w chwilę później jeźdźcy ujrzeli jak ponad krawędź podestu wychyla się czarny, smoczy łeb. Zielone oczy błysnęły, odbijając żar wygasłego prawie ogniska.

- Szczerbatek? Co ty tu...

***

Nota autora:

Po pierwsze: Tak! W końcu się udało!

Po drugie: Wiem, że obiecałam Wam ten rozdział dawno temu, ale kończenie i ostateczne opracowanie go okazało się znacznie trudniejsze, niż myślałam. Sceny grupowe to naprawdę spore wyzwanie. A studia nie pomagają w znalezieniu czasu na pisanie.

Po trzecie: DZIĘKUJĘ!
Za wszystkie głosy i komentarze otrzymane do tej pory. Mam nadzieję, że ten rozdział, choć trochę inny, nie rozczarował Was. Obiecuję też, że zrobię co w mojej mocy, żebyście nie musieli czekać na następny równie długo (rozdział 4 czeka już tylko na ostateczną korektę:))

Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie.
Trzymajcie się ciepło.

Margaret

Pokračovat ve čtení

Mohlo by se ti líbit

11.2K 552 18
Bo takie "zing" zdarza się tylko raz... w większości to jest FLUFF, lecz wystąpują wrażliwe tematy, te rozdziały będą oznaczone ! BRAK scen 18+, mogą...
107K 8.2K 52
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
28.8K 2.1K 106
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
195K 15.9K 159
Tiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowan...