Burning PL

By translationspl

17.8K 976 86

Myślałam, że to nie będzie nic znaczyło, gdybym tylko wiedziała... Byliśmy do tego zmuszeni i nigdy nie pomyś... More

Rozdział 1 'Weźmiesz ślub z Justinem'
Rozdział 2 'Możecie mnie zastrzelić'
Rozdział 3 Zacieśnianie więzi
Rozdział 4 Wszystko nie tak
Rozdział 5 'Co się ze mną działo?'
Rozdział 7 'Jej misją jest niszczenie mi życia'
Rozdział 8 '- Twój mąż tak powiedział'
Rozdział 9 '- Wszędzie cię szukałem, skarbie'
Rozdział 10 'Wszystko wróci do normy'
Rozdział 11 'Miejmy nadzieję'
Rozdział 12 Suka Stacie
Rozdział 13 Chicago
Rozdział 14 Krzyki, żarty i śmiech
Rozdział 15 '-Pf, nie zależy mi na Justinie'
Rozdział 16 '- Te usta są po to, by je całować'
Rozdział 17 "Jestem od niej uzależniony"

Rozdział 6 Zakład

1K 57 3
By translationspl

- Wcale nie utrudniam mu życia - powiedziałam, wzruszając ramionami. 

- Tsa, myślisz, że ci w to uwierzymy? - zapytał sarkastycznie Hunter. 

- Spójrz, Maddie, wiem, że po tej całej sytuacji z Brookiem, skreśliłaś wszystkich facetów, ale może naprawdę powinnaś dać mu szansę? - zasugerował Caleb. 

- Wcale nie skreśliłam wszystkich facetów. Po prostu nie trafiłam jeszcze na takiego, z którym chciałabym spróbować - poprawiłam go. 

Ściema. Każdy wie, że odrzucałam wszystkich facetów i nigdy, po tym wszystkim co wydarzyło się z Brookiem, nawet przez myśl mi nie przeszło żeby któremukolwiek dać szansę. 

- Oh, poważnie? Więc co powiesz na zakład? - zapytał Hunter, nachylając się do mnie i uśmiechając się pod nosem. 

- Nie. Żadnych zakładów - westchnęła Dallas.

- Jaki zakład masz na myśli? - zapytałam, lekko się uśmiechając. Dallas i Caleb kręcili głowami z niedowierzaniem. 

- Musisz go w sobie rozkochać. W pół roku - rzucił, wzruszając ramionami. 

- Nie, nie zgadzam się na to - zaprotestowała Dallas, patrząc na mnie proszącym wzrokiem. 

Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że było już za późno. Że popełniłam największy błąd w moim życiu, gdy zapytałam. 

- Gdzie jest haczyk? - uśmiechnęłam się pod nosem, wiedząc, że jeszcze nigdy nie przegrałam żadnego zakładu z Hunterem. 

- Jeśli wygrasz, zrobię cokolwiek zechcesz. Jeśli ja wygram będzie odwrotnie - wytłumaczył.

- Zgoda - i gdy tylko to słowo opuściło moje usta, wszystko się zaczęło. 

- Pożałujesz tego, Maddie - powiedział Caleb, patrząc na mnie ze smutkiem. Żałowałam, że nie posłuchałam rad jego i Dallas i zgodziłam się na ten głupi zakład. 

Ale nie wiedziałam, że to się stanie. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak to się wszystko potoczy. 

Jak to się w ogóle stało?

Justin's POV

Siedziałem w domu Chaza i spędzałem czas z dwójką moich najlepszych przyjaciół. Ja i Chaz graliśmy w COD, a Ryan leżał rozwalony na kanapie ze wzrokiem wlepionym w ekran telewizora. Byłem naprawdę wściekły, nie tylko na siebie, ale także na Maddie. 

Byłem zły na siebie przez te głupie uczucia i na nią, za to, że sprawiała, że to wszystko było takie trudne. Chodzi mi o to, że ciągle zachowywała się jak jakaś pieprzona snobka. Więc dlaczego do diabła czuję do niej to co czuję?

- Co się dzieje, stary? Gdzie jesteś? - zapytał Ryan, pstrykając palcami przed moją twarzą. 

Mrugnąłem kilkukrotnie, próbując wrócić do rzeczywistości, a następnie spojrzałem na niego zmieszany. - Tutaj? Z wami?

- Twoje ciało może i tu jest, ale myślami jesteś gdzieś indziej - powiedział Chaz, nie odrywając wzroku od telewizora. 

- Nie wiem o co wam chodzi - wymamrotałem, próbując skupić się na grze. 

- Mówisz jak w każdej pieprzonej komedii romantycznej - rzucił Ryan, przewracając oczami. 

- Co jest, Justin? Wiesz, że możesz nam powiedzieć wszystko. Jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi - drążył temat Chaz, nadal skupiając się na grze. 

- Wiem - westchnąłem, a następnie oparłem się plecami o oparcie kanapy i przymknąłem oczy. 

- O co ci chodzi, stary? Dlaczego wyłączyłeś ten pieprzony telewizor? - słyszałem jak Chaz krzyczy na Ryana. 

- Ponieważ nasz najlepszy przyjaciel nas potrzebuje - wyjaśnił Ryan. 

- Dobra - mruknął Chaz. 

- Więc, co się dzieje, Justin? - zapytał Ryan. W jego głosie można było usłyszeć zmartwienie. 

- Uwierzycie mi jeśli powiem, że nie mam pojęcia? - otwarłem oczy i spojrzałem na nich. 

- Ale  z czym? - dociekał Ryan. 

- Z Maddie - wyszeptałem, chowając twarz w dłoniach. 

- O, już rozumiem. Lubisz ją stary, a teraz, możemy wracać do gry? - rzucił Chaz, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Ryan posłał mu mordercze spojrzenie. 

- Więc jaki masz problem z Maddie? - zapytał Ryan, przenosząc na mnie swój wzrok. 

- Ona po prostu... a potem... Mam wrażenie, że zaraz przez nią oszaleję, ale z drugiej strony,  na samą myśl o niej czuję coś dziwnego. Ona jest suką, więc może mi wyjaśnicie co to takiego? - próbowałem wyjaśnić im mój problem. 

- Jesteś szczęśliwy, gdy ją widzisz? - zapytał Ryan, na co przytaknąłem, nie zastanawiając się nad tym. 

- Chciałbyś spędzać z nią swój wolny czas? - tym razem pytanie padło z ust Chaza. Przytaknąłem powoli, nie będąc pewnym dokąd mają nas doprowadzić te wszystkie pytania. 

- Wkurza cię gdy cię odpycha ponieważ naprawdę chciałbyś ją poznać? - zapytał Chaz, uśmiechając się pod nosem, a ja ponownie przytaknąłem. 

- Lecisz na nią, stary - podsumował, a na jego twarzy pojawił się przerażający uśmiech. 

- Co? Nie! Dlaczego miałbym na nią lecieć skoro ona ciągle wszystko utrudnia? - zapytałem, przyglądając mu się. 

- Próbujesz się tego wyprzeć - Chaz kręcił głową. 

- Niczego się nie wypie... 

- Przestań, Justin. Po prostu się do tego przyznaj - przerwał mi Ryan. 

- Ale ja dopiero zerwałem z Seleną z jej powodu. Ona... ona zrujnowała moje życie - powiedziałem, kręcąc głową. Byłem zły, że nawet przez chwilę mogli pomyśleć, że ją lubię. 

- Niby jak 'zniszczyła' twoje życie? - zapytał Ryan, patrząc na mnie z uniesioną brwią. 

Próbowałem wymyślić jakąś odpowiedź, ale nie byłem w stanie. 

- Nie wiem. Po prostu to zrobiła - odpowiedziałem po prostu. 

- Słuchaj. Wiem, że ją lubisz - zaczął Chaz, ale mu przerwałem. 

- Nie - powiedziałem, ale on po prostu mnie zignorował. 

- I jako twój najlepszy przyjaciel zdradzę ci swój sekret - dokończył, uśmiechając się pod nosem. 

- Proszę, niech to nie będzie kolejna idiotyczna rzecz - błagał Ryan, chowając twarz w dłoniach. 

Miałem ochotę zaśmiać się, gdy Chaz na niego spojrzał, ale gdy tylko wrócił swoim spojrzeniem do mnie, starałem się zachować powagę. 

- Nie ważne. Mój sekret jest w stanie sprawić, że dziewczyna, na którą lecisz.

- Nie lecę na żadną dziewczynę, Chaz - przerwałem mu przez co spiorunował mnie spojrzeniem. 

- Nie przeszkadzaj mi, tylko słuchaj - powiedział, patrząc na mnie z powagą. 

- Są trzy sposoby... Pierwszy - bądź ostry i pokaż jej, że to ty jesteś facetem. Laski kochają ostrych kolesi. 

- To najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek słyszałem - wymamrotał Ryan, nadal chowając swoją twarz w dłoniach. 

- Drugi - bądź miły, romantyczny, troszcz się o nią i rób te wszystkie rzeczy, które robią faceci w komediach romantycznych - kontynuował Chaz, nie zwracając uwagi na Ryana. 

- I trzeci - ignoruj ją i spraw żeby była o ciebie zazdrosna - dokończył, uśmiechając się z dumą.  

- To się staje głupsze z każdą sekundą - skomentował Ryan. 

- Jeśli nie uda ci się jej zdobyć z moimi super sposobami to znaczy, że jesteś do niczego - rzucił Chaz, wzruszając ramionami. 

- Jeśli naprawdę użyjesz któregoś z tych planów to nigdy nie zdobędziesz żadnej dziewczyny. To jest powód, dla którego Chaz nigdy nie był w żadnym związku - podsumował Ryan, w końcu podnosząc głowę.

- Ta, cokolwiek. Tak mi się odwdzięczacie za to, że staram się pomóc - powiedział Chaz, patrząc na mnie i Ryana z wyrzutem. 

- Robi się późno, chłopaki. Myślę, że powinienem zbierać się do domu - rzuciłem, podnosząc się z kanapy. 

- Spoko. Do zobaczenia, bracie - odpowiedział Ryan, również wstając żeby przytulić mnie, po męsku, na pożegnanie. 

- Pamiętaj o moim sekrecie - powiedział Chaz i również się ze mną pożegnał. Zaśmiałem się i przytaknąłem. 

- Chaz, to nie jest sekretem, skoro wszyscy o tym wiedzę - rzucił zirytowany Ryan, wyrzucając ręce, chcąc dać upust swojej frustracji. 

Wychodząc z budynku, śmiałem się z kłótni moich najlepszych przyjaciół. Wskoczyłem do samochodu, który był zaparkowany na podjeździe, odpaliłem go i wycofałem, a następnie ruszyłem w kierunku domu. 

Przez całą podróż nie byłem w stanie wyrzucić z głowy jednej myśli. 

Czy Ryan i Chaz mają rację z tym, że lubię Maddie?

Dojechałem do domu, zaparkowałem samochód, wyskoczyłem z niego i ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych. Wyciągnąłem z kieszeni klucze żeby dostać się do mieszkania. Otworzyłem drzwi, wszedłem i zamknąłem je za sobą. 

- Mads? - krzyknąłem. 

- W kuchni - usłyszałem jej głos, a moje serce przyspieszyło. 

 Co do diabła jest z tobą nie tak, Justin?

Wszedłem do kuchni i zobaczyłem ją siedzącą na jednym ze stołków barowych. Przed nią, na blacie, stał talerz z kanapkami. 

Gdy przekroczyłem próg pomieszczenia, podniosła wzrok i... uśmiechnęła się do mnie? 

Czy wszystko było z nią w porządku? A może coś przegapiłem?

Madison's POV 

- Pożałujesz tego, Maddie. Mam złe przeczucia co do tego zakładu - powiedziała Dallas, gdy tylko wjechała na podjazd mojego i Justina domu. 

- Dlaczego miałabym tego pożałować? W końcu mogłabym się odpłacić Hunterowi za wszystkie żarty, które mi wyciął - wyjaśniłam, spoglądając na nią jakby była szalona. 

- Co jeśli? Co jeśli ty się w nim zakochasz, a on dowie się o zakładzie?  Co wtedy zrobisz? - zapytała, a ja otworzyłam usta w szoku. 

- Dallas,  obie wiemy, że miłość to po prostu inne określenie na zranienie. Już nigdy się nie zakocham - powiedziałam, kręcąc głową. 

Szczerze, byłam zaskoczona tym, że pomyślała, że mogłabym się zakochać w Justinie? 

To nie możliwe. Już nigdy się w nikim nie zakocham. 

Możecie powiedzieć, że jestem szalona, ale ja po prostu nie wierzę w miłość. Myślę, że to coś, co istnieje tylko w bajkach. A moje życie nigdy nie było bajką. Nie dajcie się zwieść temu, że przy wszystkich udaję, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, która ma wszystko czego pragnie. To nie prawda.  

Po prostu udawałam, że się uśmiecham, wymuszałam śmiech żeby ukryć strach i złamane serce. Musiałam być idealna żeby już nikt nigdy mnie nie zostawił. 

- Po prostu boję się, że to cię zrani - powiedziała zmartwiona, patrząc mi w oczy. 

Jestem przyzwyczajona do bycia zranioną, Dallas. 

- Dopóki nie wmieszam w tego uczuć, nic mi nie będzie - rzuciłam, a następnie wyskoczyłam z samochodu i podeszłam do drzwi wejściowych. 

Tak, Dallas czasem jeździła samochodem. Czasem. 

Otworzyłam drzwi i weszłam do pustego domu. Czy to, że nikogo w nim nie było mnie zaskoczyło? Nie. Byłam przyzwyczajona do samotności. 

Weszłam do kuchni zastanawiając się nad dzisiejszym zakładem. Nie zakocham się w nim. Już nigdy nie popełnię tego błędu. Przytaknęłam do swoich myśli, a następnie postanowiłam zrobić coś co mogłoby zostać uznane za... miłe. 

Wyszczerzyłam się do siebie, gdy wpadłam na genialny pomysł. Gdy byłam mała, zawsze towarzyszyłam mamie w robieniu kanapek na pikniki Byłam wtedy mała, ale nadal to pamiętałam. 

Nadal pamiętałam wszystko, co miało związek z mamą. 

Tęskniłam za nią. 

Wytarłam łzę, która zaczęła spływać po moim policzku i właśnie wtedy usłyszałam, że drzwi wejściowe się otwierają. 

- Mads? - zawołał.

- W kuchni - powiedziałam, a potem westchnęłam, gdy przypomniałam sobie, że muszę być dla niego miła przez najbliższe sześć miesięcy. 

Gdy wszedł do kuchni, siedziałam na jednym ze stołków barowych, a przede mną stał talerz z kanapkami. Spojrzałam na niego i posłałam mu słodki uśmiech i tak jak myślałam, nabrał się na to. 

Wszyscy się nabierali na mój sztuczny uśmiech i wymuszony śmiech. 

- Co to? - zapytał, siadając na przeciwko mnie. 

- Po prostu kanapki, które ja zrobiłam - powiedziałam, uśmiechając się do niego z dumą, a następnie przerzuciłam włosy za plecy, na co on zachichotał. 

- Okej, więc jedzmy - powiedział i już miał chwycić jedną z kanapek, gdy wpadłam na genialny pomysł i odepchnęłam jego dłoń.

- Ałć - jęknął, spoglądając na mnie ze zmarszczonymi brwiami. 

- Chodźmy - rzuciłam, chwytając w dłonie dwa talerze z kanapkami. - Weź sok - dodałam.

- Gdzie idziemy? - zapytał zmieszany, ale nadal szedł za mną. 

- Na górę - powiedziałam, uśmiechając się pod nosem i wybiegłam z kuchni, starając się nie upuścić talerzy. 

Słyszałam, że Justin biegł po schodach tuż za mną. Wbiegłam do swojego pokoju i położyłam talerze na łóżku, a następnie podeszłam do szafy. 

- Co my tu robimy? - zapytał, opierając się o framugę. 

- Piknik - powiedziałam, uśmiechając się lekko. 

Tylko, że ten uśmiech nie był fałszywy. 

- W twoim pokoju? - zapytał, śmiejąc się. 

- Nie, głupku. Powiedziałam na górze - powiedziałam, podchodząc do łóżka, z którego zgarnęłam talerze z kanapkami. Następnie podeszłam do mojego dużego okna. Odwróciłam się żeby zobaczyć, gdzie jest Justin, ale on nie ruszył się ze swojego miejsca. 

- Masz zamiar stać tam cały dzień czy... - urwałam, uśmiechając się pod nosem. 

Odłożyłam rzeczy, które trzymałam na podłogę, a następnie otworzyłam okno. Wyszłam przez nie i już miałam zacząć się wspinać po drabinie, która była tuż przy oknie, gdy Justin chwycił mnie za ramię. 

- Co ty robisz? - zapytał. W jego głosie można było usłyszeć zmieszanie. 

- Powiedziałam ci, że robimy piknik - odpowiedziałam, patrząc mu w oczy. 

- Ale mogłabyś stąd spaść - wyjaśnił zmartwiony. 

Dlaczego był zmartwiony?

Ponieważ gdybyś umarła, pomyślałby że to jego wina i miałby przez to ogromne problemy. 

On się o ciebie nie troszczy, Madison. Oni nigdy tego nie robią. 

- No chodź, Bieber. Zawsze byłam dzikim dzieckiem - uśmiechnęłam się pod nosem i wyrwałam ramię z jego uścisku, a następnie zaczęłam się wspinać po drabinie. 

Gdy byłam już na górze, Justin podał mi wszystkie rzeczy, a następnie sam do mnie dołączył. Siedzieliśmy na dachu naszego domu. Widok stąd był naprawdę niesamowity. LA od zawsze było pięknym miastem pełnym świateł. 

Pod nami leżał koc, na którym, pomiędzy nami, ułożyliśmy kanapki i sok. Nie żeby mi to przeszkadzało. 

- Tu jest naprawdę pięknie - wyszeptał. 

- Jest - odpowiedziałam, podziwiając niebo, na którym błyszczało pełno gwiazd. 

- Więc, zrobiłaś kanapki? - powiedział, sięgając po jedną z nich. 

- Tak - przytaknęłam i ugryzłam swoją kanapkę. 

- One są świetne. Co to jest? - zapytał z pełnymi ustami.

- Masło orzechowe i galaretka - wyjaśniłam, a następnie zachichotałam, gdy zauważyłam z jakim apetytem pożera przygotowane przeze mnie 'danie'. 

- Gdzie nauczyłaś się je robić? - zapytał, biorąc w usta ostatni kęs kanapki. 

- Od mamy - wymamrotałam cicho, ale byłam pewna, że mnie usłyszał. Cisza, która nas otaczała, sprawiała, że czułam się niezręcznie. 

Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam. Słowa same wypłynęły z moich ust i nie byłam w stanie ich powstrzymać. Czułam się jakbym wymiotowała słowami. 

- Kiedy byłam dzieckiem, mama brała mnie na pikniki. Zawsze siedziałam na jednym z krzeseł w kuchni i przyglądałam się jej, gdy przygotowywała te kanapki. Do dziś pamiętam jak bardzo się cieszyłam, na każdy piknik z nią. Zawsze na piknikach byłyśmy tylko my, tata spędzał całe dnie w pracy - opowiadałam, patrząc w gwiazdy i przytulając kolana do klatki piersiowej. 

Justin nic nie mówił, więc spojrzałam w jego stronę. Przyglądał mi się dziwnie. 

- Przestań tak na mnie patrzeć - rzuciłam, odwracając wzrok. 

- Jak? - zapytał zmieszany, jakby nie wiedział o co mi chodzi. 

- Nie wiem. Po prostu w twoim spojrzeniu jest coś dziwnego, ale nie jestem w stanie odczytać co to jest - wyjaśniłam, a on zachichotał. 

- Przecież nie umiesz czytać w myślach. To oczywiste, że nie jesteś w stanie odczytać co znaczy czyjeś spojrzenie - powiedział, kręcąc głową z niedowierzaniem. 

- Zawsze wiem, co znaczy czyjeś spojrzenie. W oczach ludzi można zobaczyć czy są szczęśliwi, smutni, zranieni, czy czują się samotni. Zawsze mogę to ocenić gdy patrzę w czyjeś oczy, ale twoje spojrzenie jest po prostu... dziwne - próbowałam wyjaśnić, marszcząc brwi. 

- Co masz na myśli mówiąc dziwne? - zapytał. 

- Nigdy nie widziałam takiego spojrzenia. Nikt nigdy tak na mnie nie patrzył. Nigdy. I to właśnie dlatego jest dziwne - powiedziałam, wzruszając ramionami. 

Znowu otoczyła nas cisza. Siedzieliśmy na dachu, patrząc w niebo i przyglądając się jasnym gwiazdom. Nie miałam pojęcia jak dużo czasu tu spędziliśmy, ale czułam się taka zrelaksowana, że straciłam poczucie czasu.

Gdy usłyszałam budzik, zaczęłam szybko mrugać oczami chcąc przyzwyczaić się do otaczającego mnie światła. Wyłączyłam alarm, a następnie podniosłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki. Wzięłam szybki prysznic, a następnie poszłam do garderoby w poszukiwaniu czegoś do ubrania. 

Wsunęłam na siebie wybrany strój, rozczesałam włosy, a następnie nałożyłam na twarz delikatny makijaż i wsunęłam stopy w przygotowane wcześniej szpilki. Wyszłam z sypialni i ruszyłam w kierunku kuchni. 

Weekend się skończył, więc powinnam iść do szkoły. Nienawidziłam poniedziałków. Czy ktokolwiek w ogóle je lubił? 

Poczułam smakowity zapach dochodzący z kuchni. Znałam go, to musiały być... 

Naleśniki z kawałkami czekolady.

- Nanna - pisnęłam, a następnie podbiegłam do niej i mocno przytuliłam. 

- Też za tobą tęskniłam, dzieciaku - powiedziała, oddając uścisk. 

Gdy tylko się od niej odsunęłam, do kuchni wszedł Justin. Jego oczy były lekko opuchnięte i ciągle je przecierał, więc zgadywałam, że dopiero wstał. Śpioch. Usiadłam na jednym ze stołków barowych, Justin zajął miejsce zaraz obok mnie. 

- Dzień dobry - powiedział zachrypniętym głosem. 

- Dzień dobry, kochanie - odpowiedziała Nanna, stawiając przed nami talerze pełne naleśników. 

Momentalnie zabrałam się za jedzenie, kompletnie ignorując spojrzenie Justina. Skończyłam naleśniki w rekordowym czasie, popiłam trzema ogromnymi łykami soku pomarańczowego, przetarłam usta zewnętrzną stroną dłoni i uśmiechnęłam się zadowolona.

Spojrzałam na Justina, który wlepiał we mnie swój wzrok. W jego karmelowych oczach można było dostrzec rozbawienie. 

- Masz zamiar to zjeść? - zapytałam, wskazując na talerz nietkniętych przez niego naleśników. 

Pokręcił głową, chichocząc, a następnie przełożył na mój talerz dwa naleśniki i zajął się jedzeniem jedynego naleśnika, który zostawił dla siebie. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a następnie szybko pochłonęłam kolejne naleśniki. Wszyscy wiedzieli, że kochałam jedzenie i każdy kto się nim ze mną dzielił, momentalnie stawał się moim najlepszym przyjacielem. 

- Kiedy przyszłaś, Nanna? - zapytałam, patrząc na nią z uniesionymi brwiami. Opierała się o blat, w dłoni trzymała kubek z gorącą herbatą i dokładnie lustrowała wzrokiem mnie i Justina. 

- Przyjechałam z samego rana - odpowiedziała krótko. 

- Dziękuję za genialne śniadanie, ale teraz naprawdę muszę już iść - powiedziałam podnosząc się, a następnie podniosłam z podłogi swój plecak i ulubioną torebkę Chanel. 

- Gdzie idziesz? - zapytał zmieszany Justin. 

- Mam osiemnaście lat? Jestem w ostatniej klasie? W przyszłym roku zaczynam studia? - odpowiedziałam. 

- A tak, czasami zapominam, że jesteś ode mnie młodsza i nadal chodzisz do szkoły - powiedział, uśmiechając się pod nosem, a następnie wziął łyk swojego soku pomarańczowego. 

- Masz dwadzieścia jeden lat, jesteś ode mnie starszy tylko o trzy lata - rzuciłam, przewracając na niego oczami. 

- Co nie zmienia faktu, że jestem od ciebie starszy i powinnaś mnie szanować - szczerzył się głupkowato. 

- Ta, jasne, czemu nie? - powiedziałam sarkastycznie, a następnie wyszłam z kuchni i podeszłam do drzwi wejściowych. 

Wiem, że powinnam być dla niego milsza bo inaczej nigdy nie wygram tego zakładu, ale coś w jego zachowaniu strasznie mnie wkurzało. Nie miałam pojęcia jak udawało mu się ciągle mnie irytować. Wystarczyło, że na niego spojrzałam i już nie mogłam być dla niego miła. 

- Mads, czekaj! - krzyknął z kuchni i podbiegł do mnie. Gdy on próbował złapać oddech, ja patrzyłam na niego pytającym wzrokiem. 

No dobra, ten dom jest ogromny, więc przebiegnięcie z kuchni do drzwi wejściowych można było porównać do udziału w maratonie. 

No dobra, może trochę przesadzam, ale wiecie co mam na myśli. 

~~~

tłumaczyła: itsyoungannie 

Cześć wszystkim! 

Na samym początku bardzo chciałabym Was przeprosić za to, że rozdział jest dopiero teraz, ale wypadło mi kilka rzeczy, którymi musiałam się zająć zanim go przetłumaczyłam. Jest godzina trzecia nad ranem, więc rozdział może mieć sporo błędów, za które bardzo przepraszam, ale chciałam dodać go jak najszybciej, więc jak tylko wstanę jutro to natychmiast go poprawię. Mam nadzieję, że dla tych, którzy przeczytają go przed korektą nie będzie to zbyt uciążliwe. 

Sama nie wiem co myślę o tym rozdziale. Z jednej strony Maddie wpakowała się w ten idiotyczny zakład co jest mega słabe, ale z drugiej, w końcu była między nimi jakaś normalna interakcja. No i była perspektywa Justina <3 a Wy co sądzicie o tym rozdziale? Dajcie znać w komentarzach! 

Do kolejnego!

Continue Reading

You'll Also Like

140K 5.8K 102
a sister who's actions are untamed, and a brother who's feelings are untamed. With complete different personalities, yet an awesome bond, the sibling...
71K 2.8K 24
Noah always believed her and Lando were forever, but when he ended things with her to further his racing career it left her heartbroken and alone. I...
240K 7K 81
Daphne Bridgerton might have been the 1813 debutant diamond, but she wasn't the only miss to stand out that season. Behind her was a close second, he...
907K 20.9K 49
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.