W stronę mroku - Kuroshitsuji

By Namisiaa

10.8K 774 137

"W stronę mroku" to opowieść o studentce jednej z warszawskich uczelni, która zaprzedaje duszę, by spełnić sw... More

Rozdział 1 - "Jemu naprawdę wydawało się, że tego chcę."
Rozdział 2 - "Świat się nie zawalił, mury nie runęły"
Rozdział 3 - "Tak, zrobiłam to z premedytacją."
Rozdział 4 - "To jest... rozkaz."
Rozdział 5 - "Mój facet, ta. Sebastian."
Rozdział 6 - "Tajemniczość, o ile to w ogóle uczucie."
Rozdział 7 - "Czy tak wygląda śmierć?"
Rozdział 8 - "...młody chłopak z wibratorem w kształcie elektrycznej gitary..."
Rozdział 9 - "potrzebowałam przesłodzonego, opiekuńczego kretyna w bamboszach"
Ogłoszenie
Rozdział 10 - "Jest nikim więcej, jak zwykłym śmieciarzem."
Rozdział 11 - "Najmocniej przepraszam, ten powóz niesamowicie szarpie."
To nie rozdział - wybaczcie :*
Rozdział 13 - Wywiesił białą flagę, jak te żabojady

Rozdział 12 - "Przyszedłem wyrwać duszę z kupy tłuszczu, którą nazywasz ciałem."

621 50 7
By Namisiaa


Wyobraźcie sobie, że żyję i coś napisałam! Tak, tak, nie wydaje Wam się.

Wiem, że jestem beznadziejną autorką, bo nie potrafię się zmotywować, ale sami wiecie. Mam 860 stron drugiego opowiadania, które publikuje dwa razy w tygodniu w ilości stron po 5 na każdy rozdział, a to zobowiązuje. Poza tym tłumaczę doujinshi kuroszowe, studiuję, uczę się japońskiego... Słowem: Mrok zaniedbałam, przyznaję się do winy. Ale, tak jak wspominałam w komentarzach, uwielbiam to opowiadanie i zależy mi na tym, by trzymało jakiś tam poziom, dlatego nie będę pisać, byle pisać. Uważam, że jeśli Wam się naprawdę podoba, to poczekacie. Mogę jednak zapewnić Was, że opowiadanie ZOSTANIE SKOŃCZONE. Nie porzucę go, dopóki nie uznam, że historia została zamknięta, więc, jeśli nawet mielibyście czekać na zakończenie kilka lat, możecie być spokojni, bo ono się pojawi. (No, chyba że umrę, albo coś takiego, ale to nie będzie zależne ode mnie, więc, ten, no, tego, ju noł łat aj min :P.) 

A teraz zapraszam na kolejny rozdział i dziękuję Wam za tak liczny odzew. Doceniam, chociaż słabo to widać. 


==================



                – Znowu się gapisz – zauważyłam, czując na sobie wzrok kamerdynera.

– Proszę wybaczyć, sądziłem, iż nie jest panienka zmęczona.

– Okazało się, że jednak jestem – odparłam i przewróciłam się na bok, narzekając w myślach, że i tak nie zasnę, nim nie odwiedzę łazienki.

Szczególnie, że byłam w trakcie picia herbaty. Oczywistym było, że pęcherz dałby o sobie znać w ciągu najbliższych trzydziestu minut, po co więc czekać? Lepiej zapobiegać, niż leczyć...

Nim zwlekłam się z łóżka, przed oczami ujrzałam twarz rudego , którego poznałam kilka godzin wcześniej. Zaczęłam się zastanawiać, czy widzę go pierwszy i ostatni raz, czy może nasze drogi niedługo znów się skrzyżują. Z jakiegoś powodu byłam wręcz pewna, że ujrzałam go nie bez powodu, że to wszystko miało jakiś cel, jakby czuwał nade mną imperatyw narracyjny, który stopniowo stawiał na mojej drodze nowe postaci, wprowadzając kolejne wątki zbliżające historię moje życia do jego kresu... Albo naczytałam się zbyt wiele humorystycznych analiz w Internecie.

– No dobra, najwyższa pora – jęknęłam pod nosem i zerwałam się z łóżka, nim lenistwo po raz kolejny unieruchomiło mnie pod miękką pierzyną.

Po niespełna minucie znów leżałam na wygodnej, rozkładanej wersalce, wtulając twarz w chłodną poduszkę, czując na sobie wzrok przystojnego bruneta. Tyle pozytywnych przymiotników, aż miło myśleć.

– Mógłbyś chociaż usiąść, proszę? – zapytałam, nie otwierając oczu. – Naprawdę ciężko skupić się na zasypianiu, kiedy się tak zachowujesz...

Nie odpowiedział. Widocznie wiedział, że każde jego słowo będzie dla mnie nowym pretekstem, by rozpocząć konwersację, która jedynie odwlecze moment, gdy pogrążę się we śnie. A czas płyną nieubłaganie i powoli zbliżała się czwarta.

~*~

– Sebastian! – krzyknęłam przerażona, wyrywając się ze snu.

Minęła kilka sekund nim zorientowałam się, że demon pochylał się tuż nade mną, z dziką satysfakcją wpatrując się w moje usta, jakby próbował wzrokiem wyssać ze mnie duszę.

– Panienko, czyżbym ci się śnił? – zapytał zaintrygowany, a na jego twarzy pojawił się niesamowicie złośliwy, i uroczy za razem, uśmiech.

Czułam, jak momentalnie moje policzki przybrały odcień intensywnej czerwieni. Skrzywiłam się i odchrząknęłam, uprzednio biorąc głęboki wdech.

– Gapisz się – rzekłam w odpowiedzi i dotykając piersi demona przez dłoń skrytą w kołdrze, odsunęłam go od siebie. – Przez to śniły mi się jakieś dziwne rzeczy – dodałam, gdy przestał naruszać moją przestrzeń intymną.

Kolejny, cudowny poranek pełen subtelnych złośliwości. A ja martwiłam się, że po tygodniu znudzi mi się posiadanie tak niezwykłego służącego. Potrząsnęłam głową, by odegnać od siebie wszelkie dziwaczne myśli, które podsuwał mi zaspany umysł. Tak było zdecydowanie bezpieczniej. Dopuszczenie ich do głosu i, nie daj borze zielony, zwerbalizowanie, zwiastowałoby kolejną serię towarzyskich kataklizmów. Miałam już dość upokarzania się przed demonicznym służącym, dlatego starałam się działać zapobiegliwie na tyle, na ile byłam tylko zdolna. A że nie należałam do najzdolniejszych ludzi pod słońcem, efekt niejednokrotnie bywał zgoła odmienny od moich radosnych wyobrażeń.

– Napiłabym się herbaty – stwierdziłam po chwili, nieco niewyraźnie.

Miałam wyraźnie zachrypnięty głos. Nie przejęłam się tym jednak. Był niemalże środek mroźnej zimy, choć do kalendarzowego rozpoczęcia pory roku brakowało jeszcze kilkudziesięciu dni. Zawsze w zimę byłam przeziębiona, praktycznie przez cały okres jej trwania. Winę za to zrzucałam na spanie przy otwartym oknie i uparcie ignorowałam charczący dźwięk własnego głosu. Wyuczyłam się tego na tyle dobrze, że czasem orientowałam się, że coś jest faktycznie nie tak, dopiero, kiedy zupełnie traciłam zdolność mówienia.

Demon jednak wydawał się zaniepokojony. Spojrzał na mnie badawczo, jakby miał w oczach jakiś magiczny skaner, i po krótkiej analizie nie wiadomo czego, oznajmił:

– Jest panienka przeziębiona.

Przewróciłam oczami i dokładnie okryłam się kołdrą.

– Russian Earl Grey, dziękuję – mruknęłam, zupełnie ignorując odkrywcze spostrzeżenie mężczyzny.

Był wyraźnie niezadowolony, jednak zachował pełen profesjonalizm i skinąwszy głową, opuścił sypialnię, by po chwili wrócić z kubkiem pachnącej herbaty. Ta część naszej znajomości była jedną z moich ulubionych. Uwielbiałam się budzić i bez wychodzenia z przyjemnie miękkiego łóżka, dostawać pyszną herbatę, a czasem nawet śniadanie.

– Russian Earl Grey. Tak, jak sobie panienka życzyła – zaprezentował z przekąsem, dyskretnie krzywiąc się na widok naparu.

– Coś się stało? – zapytałam, zerkając na brunatny płyn.

Wyglądał zwyczajnie. Pachniał całkiem ładnie, nie widziałam powodu, by darzyć go tak jawną niechęcią. Nie wiedziałam, co tak niewłaściwego dostrzegł w kubku brunet, dlatego nie mogłam tego przemilczeć. Odezwała się paranoja.

– To nic, proszę o wybaczenie.

– Przestań prosić i odpowiedz na pytanie, przerażasz mnie.

– Skoro panienka nalega... Uważam, że picie herbaty tak niskiej jakości jest uwłaczające. Panienki delikatne podniebienie zasługuję na zdecydowanie bardziej wyszukaną mieszankę liści znacznie wyższej jakości – wyrecytował, niczym aktor na scenie, z dumą recytujący kluczową kwestię najznakomitszej sztuki.

Spojrzałam sceptycznie w jego oczy. Miał niezwykle łagodny wyraz twarzy. Zrozumiałam, że tym razem nie szukał złośliwości. Zwyczajnie nie mógł znieść widoku mnie pijącej, mówiąc po ludzku, brązowe pomyje. Odsunęłam kubek od ust i pokrzepiona jego niepewnym spojrzeniem, przechyliłam go, wylewając całą zawartość na podłogę.

– O nie, ale ze mnie sierota. Co teraz zrobimy? – zapytałam, udając smutną.

Uśmiechnęłam się znacząco, a on bez problemu zrozumiał aluzję. Przesadnie zadowolony, wytarł ciemną plamę i zniknął za drzwiami, zostawiając mnie z radośnie dźwięczącymi w głowie słowami: proszę wybaczyć, za chwilę przyniosę panience kolejną herbatę.

Byłam ciekawa, co takiego przygotuje, by pokazać mi, jak blisko sięgnięcia dna znalazłam się, gdy moje usta niemal dotknęły naparu, którym gardziły nawet istoty piekielne. Śmiejąc się pod nosem z absurdalności tej sytuacji, przypomniałam sobie przedziwnego, czerownowłosego mężczyznę, którego spotkaliśmy poprzedniego dnia. Mroczny żniwiarz – nie byłam zbyt dobra z wszelkich spirytystycznych zabobonów, ale jeśli nie myliła mnie pamięć, a przecież mogłaby i nikogo by to nie zdziwiło, mroczny żniwiarz, czy kostucha, był istotą, którą widzieć mogą jedynie martwi lub umierający. Martwa nie byłam na pewno, umierająca również się nie czułam. Nagłe oświecenie zamiast euforii przyniosło ze sobą falę obaw. Poczułam się zagubiona, kompulsywnie próbując wyjaśnić sytuację, jednak nie wiedziałam nawet, na jakich zmiennych powinnam się oprzeć, by dojść do wniosku, który można było uznać za słuszny. Szczęśliwie uratował mnie demon, wkraczając do sypialni z kubkiem świeżej, wysokojakościowej herbaty.

Spojrzał na mnie, od razu dostrzegając, że coś mnie martwi. Podstawił kubek na podłodze, na wysokości mojej głowy i klęknął, wciąż bacznie lustrując mnie wzrokiem. Nie chciałam znów pokazywać, jak przeraźliwie byłam strachliwa i dziecinna, dlatego przygryzłam język, usiadłam i udając, że wszystko jest w najlepszym porządku, chwyciłam ciepłe naczynie w dłoń i upiłam spory łyk jego zawartości.

– Gorące! – pisnęłam po chwili, orientując się, że znów zapomniałam przemyśleć swoje postępowanie.

– Panienko, wszystko w porządku?

– Oparzyłam język, nic nie jest w porządku! – burknęłam i wystawiłam obolały język, wmawiając sobie, że odrobina chłodu uśmierzy ból.

Mężczyzna przyglądał mi się, nie kryjąc rozbawienia. Rzeczywiście, musiałam wyglądać komicznie, próbując chuchnąć nosem na oparzenie. Po chwili zrezygnowałam. Twarzowe akrobacje nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, nie warto było więc kontynuować tej poniżającej farsy.

– Właściwie, chcę cię o coś zapytać –wyrzuciłam z siebie po krótkiej chwili milczenia, kiedy zbierając się w sobie, w skupieniu obserwowałam ruch unoszącej się nad krawędzią kubka pary wodnej.

– Słucham? Z chęcią odpowiem na panienki pytanie – odparł uniżenie, sprawiając, że pytanie wydało mi się zwyczajnie idiotyczne.

– Ten koleś, Grell znaczy się, jest żniwiarzem, tak?

– Owszem. Jednym z tych irytujących, jak zapewne zdążyła panienka zauważyć.

– Tak, fakt, ale ja nie o tym... – zająknęłam się wybita z rytmu humorystycznym wtrąceniem służącego.

Zorientowałam się wtedy, że nasza znajomość samoistnie wkroczyła na nowy poziom – swobodnych żarcików przesianych przytykami wobec wspólnych znajomych. To stało się tak szybko, że niemal zaczęło mi brakować całej początkowej niezręczności... Nie, wcale mi jej nie brakowało, zwyczajnie miałam problem ze zmianami i przyzwyczajanie się do nich stanowiło dla mnie nie lata wyzwanie. Bez względu na to, czy były to zmiany na dobre, czy wręcz przeciwnie.

– Takich jak on widza tylko umierający i martwi, prawda? – W końcu doszłam do meritum.

– Zgadza się – odparł momentalnie.

Znów zapadła cisza, cholernie niezręczna cisza. Patrzyłam na odbijający się w herbacianym lustrze żyrandol, zastanawiając się, czy demon zorientuje się, że powinien powiedzieć coś więcej, czy będziemy trwać w tym półstanie przez najbliższe kilka godzin. W końcu podniosłam wzrok i dopiero wtedy, jakby strzelony piorunem objawienia, zrozumiał, czego oczekiwałam.

– To dlatego, że jest panienka martwa – dodał, całkowicie mnie szokując.

Nim wydusiłam z siebie kolejne słowo minęła dobra minuta.

– Co to znaczy, że jestem martwa?! – oburzyłam się, niezaprzeczalnie prezentując niemal szkolny przykład zapłonu szachisty.

– Technicznie rzecz ujmując, w momencie podpisania kontraktu stała się panienka moją własnością. Istotą, o którą zgodnie z kontraktem zobowiązany jestem dbać, póki nie spełni swojego marzenia. W momencie, gdy to się stanie, twój los zależeć będzie już tylko ode mnie. Twoja dusza stanie się moim posiłkiem, a ciało jedynie zbędnym naczyniem, nic niewartą powłoką. Dlatego w świetle praw świata, który nazwę roboczo moim, by ułatwić panience zrozumienie sytuacji, jest panienka martwa. Właśnie dlatego jest panienka w stanie ich widzieć – tłumaczył z niesamowitą pasją, nie do końca zdając sobie sprawę, jak niesamowicie mnie... dziwił.

Nie mogłam powiedzieć, żebym była jakoś specjalnie zaskoczona, czy przerażona. Odkąd zdałam sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiłam tamtego pamiętnego dnia, pogodziłam się ze swoim losem, a szczegóły całej tej szopki były jak umowa przy instalacji gry – wszyscy wiedzą, że coś takiego istnieje, ale nikt nigdy jej nie przeczytał, bo nie interesowały go jakieś prawne kruczki nie mające zbyt wielkiego wpływu na jakość i przebieg zabawy. Bardziej niż to, co mówił, zdziwił mnie sposób, w jaki to robił. Był równie uprzejmy i obojętny na moje uczucia jak zazwyczaj. Jakby opowieść o tym, jak bardzo bezwartościowe jest ciało, na które chucham i dmucham całe życie, była czymś zupełnie zwyczajnym. Ot tak, dzień dobry, przyszedłem wyrwać duszę z kupy tłuszczu, którą nazywasz ciałem, dzięki, że ją dla mnie przechowałaś.

– Nie sądzisz, że powinieneś chociaż udawać, że obchodzi cię, co czuję, kiedy o tym słucham? – zapytałam nieco ironicznie, choć przemawiała przeze mnie głównie ciekawość.

Sebastian zamyślił się na chwilę, po czym na jego usta wstąpił lekko zakłopotany uśmiech.

– Gdybym wiedział, że to panienkę zmartwi, na pewno ująłbym to innymi słowy. Proszę wybaczyć, sądziłem, że jest panienka silniejsza – odbił piłeczkę złośliwości, posyłając mi zdradziecką podkręconą.

Nie miałam nawet czasu, by zastanowić się, jak ją odbić. Postanowiłam zaryzykować, zamknąć oczy i uderzyć na oślep.

– Nie sądziłam, że ktoś o tak wysokiej kulturze osobistej mógłby popełnić tak podstawowy błąd, to wręcz uwłaczające, nie sądzisz? – rzekłam, z każdym słowem nabierając pewności siebie.

Zaskoczenie, połączone ze zmieszaniem, jakie ujrzałam na bladym obliczu rozmówcy wprawiło mnie w doskonały nastrój, przyjemnie łechtając wzrastające ego. Byłam z siebie niesamowicie dumna; pusząc się niczym paw, upiłam kolejny łyk herbaty i przysuwając się do demona tak, że prawie otarłam policzkiem jego nos, odstawiłam kubek z herbatą z powrotem na podłogę, szepcząc:

– Bądź dumny, nauczyłam się tego od ciebie.

Odsunęłam się i ponownie okryłam ciało kołdrą. Nie zamierzałam robić tego dnia nic więcej, niż leżeć i marnować cenny czas przed ekranem monitora, nadrabiając zaległe seriale. Kątem oka widziałam cień dumnego uśmiechu, który przez moment zagościł na ustach służącego. To był jeden z dni, które zawsze ciepło wspominałam. Dzień, kiedy udało mi się nagiąć konwenanse, by błyskotliwie, a przynajmniej ową błyskotliwość imitując, odeprzeć słowny atak żyjącej nie wiadomo jak długo, ale na pewno bardzo bardzo długo, istoty z piekła rodem.

Continue Reading

You'll Also Like

2.6K 109 28
Arok, który był dumny z bycia arystokratycznym szlachcicem, zakochał się od pierwszego wejrzenia w Klopie, niższej rodzinie arystokratycznej, którą s...
8.4K 2.3K 41
bang podczas prowadzenia tego artbooka zrobiłam progres, może nie największy, ale w jakimś stopniu na pewno. zalecam więc do pierwszych rozdziałów po...
173K 17.7K 100
Tym razem prezentuję powody, dzięki którym szybko zdecydujesz się, żeby awansować na szlachetnego hrabię.
1.7K 116 11
"- Witaj w prawdziwym życiu, detektywie - doskonale rozpoznałem głos owej osoby. Ouma tylko uśmiechnął się w moją stronę i odszedł w kierunku wyjścia...