Mallaroy [w księgarniach!]

By Antyarktyka

1.6M 5.2K 3K

[Zostaje wydane w 3 tomach, pierwsze dwa już dostępne!] Kojarzycie ten moment, kiedy wasza bliźniaczka okazuj... More

Nagrody i osiągnięcia
Wydanie Mallaroy 2.0
Mallaroy Tom II
Mallaroy Tom III

5. Ogień i lód (fragmenty)

42.3K 3.2K 2.4K
By Antyarktyka

[...] Na tyłach sali znajdował się bufet, przyklejony ścianą do pleców kuchni. Posiłki należało sobie nakładać i przynosić samemu. Po dotychczasowym przepychu, absolutna przeciętność i pewna chaotyczność szkolnej stołówki była dla Erin trochę zaskakująca.

– Ej. – Dziewczyna nachyliła się do współlokatorek, gdy usiadły już ze swoimi tacami przy pustym stole, i ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu. – A jak właściwie tu karmią Wampiry...?

Współlokatorki podążyły jej śladem, zniżając głowy.

– Lizzy, czemu ona mówi tak cicho? – zapytała Tatiana, parodiując szept Erin.

– Nie mam pojęcia, może to jakaś tajemnica? – odpowiedziała w podobny sposób młodsza Zmiennokształtna.

Erin wywróciła oczami, chcąc dać do zrozumienia towarzyszkom, że wcale nie są zabawne, ale nie udało jej się to ani trochę, bo równocześnie się uśmiechnęła.

– No co – obruszyła się już zupełnie na niby, atakując owsiankę łyżką. Nie przypominała ona wcale nieapetycznej brei, która kojarzyła się jej z tym daniem. Była pełna owoców i miała w sobie jogurt kokosowy oraz jakieś nieznane jej orzechy. Większość dań nie wyglądała znajomo, mówiąc szczerze. – Nie chcę, żeby mnie któryś usłyszał.

– Wampir? Nie ma szans. Chyba, że będziesz krzyczeć. – Lizzy wyszczerzyła się wesoło. – Łowcy, jak najbardziej, ale tylko jak wyostrzą słuch. Potrafią podkręcać swoje zmysły, jednak to wymaga skupienia i zabiera energię. Mała szansa, że któryś tego używa ot tak, w drodze na zajęcia – wyjaśniła, pamiętając doskonale, że nowa koleżanka jest Echem i niewiele wie.

– Okej. – Erin kiwnęła głową, wdzięczna za wyjaśnienie. – No, a ta sprawa z krwią...? – drążyła dalej. Wampiry wciąż stresowały ją najbardziej. Nawet nie z powodu swojej diety, tylko dlatego, że stanowiły największe ryzyko, jeśli chodziło o zdemaskowanie człowieka. Wystarczyło, że jeden z tu obecnych wskoczy sobie w jakiś supertryb, i było po niej? Nie, dzięki.

– Widzisz tę wielką lodówkę? – Lizzy wskazała na coś za plecami Erin.

Dziewczyna odwróciła się i wzdrygnęła mimowolnie. Minęła lodówkę wcześniej. W środku stały wyłącznie rzędy butelek z ciemnego, prawie czarnego szkła. Założyła, że to jakieś ekskluzywne soki, ale wyglądały tak dziwacznie, że nawet nie poświęciła czasu na przeczytanie białych etykiet. Teraz rozumiała, czemu butelki nie były przeźroczyste. Patrzenie na zbiorniki z krwią mogło odebrać apetyt pewnie nawet niejednej senturalnej osobie.

– Szkoła załatwia dostawy – dodała Tatiana, o dziwo z własnej woli włączając się w rozmowę. Przez większość czasu preferowała milczenie. – Ze szpitali prowadzonych przez senturalnych, od laboratoriów, z którymi firmy Wampirów mają układy i tak dalej.

– Czyli Wampiry nie mają lepszego słuchu od ludzi? – upewniła się Erin, wracając do wcześniejszego tematu. Wolała dokończyć owsiankę bez myślenia o handlu krwią.

Lizzy rozpromieniła się, wciąż wyraźnie zachwycona tym, że zna Echo i ma okazję mu pomóc.

– Ogólnie ranking idzie tak – zaczęła entuzjastycznie. – Wampiry są najszybsze. Jeśli chodzi o siłę, wygrywają Wilkołaki. A najlepiej wyostrzony wzrok, słuch i węch, i chyba najlepszy refleks mają Łowcy. Plus Łowcy mogą korzystać z run. Nie władają magią, ale mają ją we krwi i dzięki temu są w stanie samą krwią odpalić standardowe runy. Więc gdyby postawić tę trójkę do walki, to nie jest wcale oczywiste, kto wygra.

Łowcy, runy, magia we krwi. Jasne. Odnotowane.

– A Zmiennokształtni i Czarodzieje? – zapytała Erin, dając się wciągnąć w temat. Zapomniała powiedzieć „my" zamiast Zmiennokształtni, ale nie było to coś, co mogło ją zdemaskować. Tak czy inaczej – musiała się lepiej pilnować.

Lizzy zerknęła wyczekując ona Tatianę. Starsza Zmiennokształtna chwilę się ociągała, ale w końcu przejęła temat.

– Czarodzieje pewnie mogliby każdy z tych rodzajów rozłożyć na łopatki jakimś zaklęciem, pod warunkiem, że umieją je szybko rzucić – oznajmiła niechętnie, trochę ponuro. – A my, to my. Wszystko zależy od tego, w jakie zwierzę potrafisz się zmieniać. – Zrobiła pauzę. – Właściwie to wszystko zależy od danej osoby, jej umiejętności i charakteru. To, że ktoś należy do jakiegoś rodzaju, nie określa jego kondycji fizycznej albo skłonności do agresji. Nie powinnaś jej uczyć o rodzajach, robiąc ranking sukcesu w jakiejś nieistniejącej walce – pouczyła młodszą przyjaciółkę.

Lizzy wydęła lekko dolną wargę, ale zaraz potrząsnęła głową i uśmiechnęła się pięknie. Widać było, że gdy czuje się przy kimś komfortowo, nieśmiałość przestaje tłumić jej charakterek.

– No, wieeem – rzuciła z cieniem rozbawienia. – To było tak poglądowo! Ale historycznie – dodała na swoją obronę – Czarodzieje i Zmiennokształtni mniej się pakowali w walki i konflikty. Zwłaszcza Czarodzieje, oni się przejmują zawsze tylko własnymi sprawami. – Tu blondynka nachyliła się niżej nad stołem i wyszeptała już dość konspiracyjnie: – Przy ustalaniu sojuszu robiliśmy podobno wraz z Czarodziejami za neutralizator napięcia. W szkołach trochę też. Zauważyłaś wczoraj na rozpoczęciu? Albo choćby to, jak są ułożone bractwa na piętrach...

Erin zamilkła, zastanawiając się nad słowami dziewczyny. Tatiana tymczasem najwyraźniej dostrzegła w jej minie coś, co jej się nie spodobało, bo znów zabrała głos.

– Znajdziesz agresywnego Czarodzieja i słodkiego, potulnego Wampira – powtórzyła z ponurym uporem. – Historyczny bagaż zawsze odbija się na postrzeganiu całego społeczeństwa i relacjach politycznych, ale to jest niepotrzebne generalizowanie. Zazwyczaj w dodatku krzywdzące i przekłamane. Napięcia były wszędzie, między każdym rodzajem, z wielu powodów.

Erin zaczynała rozumieć, że Tatiana bardzo dużo wie, nawet jeśli ewidentnie nie lubi się tą wiedzą dzielić, bo wymaga to włączenia się do rozmowy i zabrania głosu.

– Skoro między rodzajami nadal jest tyle napięć, to skąd taka determinacja, żeby nagle zawrzeć cały ten sojusz i od razu budować szkoły? – zapytała po chwili.

Jej towarzyszki zerknęły na siebie i nie odpowiedziały od razu. Lizzy zajęła się w końcu swoim śniadaniem, Tatiana potarła identyfikator na nadgarstku.

– Tego nikt nie wie. Plotki głoszą, że ze strachu, ale to tylko gadanie.

– Ze strachu przed czym? – nie ustępowała Erin.

Jej ponura koleżanka spojrzała na nią w jakiś dziwny sposób.

– No właśnie?

* * *

Salon był chyba najprzyjemniejszym miejscem w całym internacie. Przypominał przytulną, klimatyczną kawiarnię, pełną ciepłych kolorów, z licznymi stolikami i miękkimi siedzeniami. Przestrzeń była duża, ale stworzono iluzję kameralności, budując w wiele zakamarków za pomocą pseudościan z regałów czy wysokich roślin doniczkowych. W podziałach pomagała także podłoga – niektóre sektory umieszczono na podestach, przez co inne zdawały się zapadać w dół. Powstałe w ten sposób szerokie stopnie stawały się dodatkowymi siedzeniami i w tym też celu leżały na nich poduszki.

Na tyłach sali w ścianę wbudowano prawdziwy kominek, a nad nim powieszono wielki, płaski telewizor. Naokoło jasnego stolika do kawy stały dwa fotele i dwie kanapy na metalowych nogach.

Wieczór był ponury i chłodny. Ktoś rozpalił nawet w kominku niewielki, przyjemnie skrzący się ogień, ale ku zdumieniu dziewczyny kuszące miejsca dookoła pozostawały zupełnie puste, chociaż w innych częściach salonu nie brakowało uczniów. Wydawało się to odrobinę podejrzane, ale nie na tyle, by spłoszyć Erin Lanford.

Opadła z impetem na największą kanapę, nadal pełna frustracji. Zsunęła ze stóp tenisówki, by móc krzyżować nogi na siedzeniu, usadowiła się wygodnie i otworzyła książkę. Postanowiła przynajmniej spróbować wciągnąć się w historię, jednak im dłużej patrzyła w litery, tym głębiej zapadała się we własne, pełne niepokoju myśli.

– Siedzisz na mojej kanapie.

Chłodny, nieprzyjazny głos odezwał się tuż nad głową Erin i wyciągnął ją z mentalnego wiru. Intruz ją zaskoczył, ale spróbowała tego nie okazać. Nie miała też zamiaru poświęcać mu specjalnej uwagi, rozdrażniona głupią odzywką.

– Bardzo dojrzałe – rzuciła sarkastycznie, celowo nie odrywają wzroku od książki. – Ta kanapa była wolna, kiedy tu przyszłam, i mam zamiar na niej siedzieć tak długo, jak mi się podoba – wypaliła, dając upust kotłującej się w niej od kilku godzin złości. Wciąż nie podniosła wzroku.

Odpowiedziało jej milczenie i na początku Erin była przekonana, że to oznaczało jej zwycięstwo. Cień na kanapie zdradzał, że intruz jeszcze nie odszedł, ale przynajmniej nie miał zamiaru kontynuować idiotycznego oskarżenia. Zadowolona, postanowiła wytrwać ze wzrokiem utkwionym w lekturze, aż gość sobie pójdzie. Dopiero po chwili pojawiło się dziwnie złowrogie przeczucie. Cień był nadal obecny, a cisza się przedłużała. W końcu dziewczyna wolno podniosła głowę.

Michael Castalaw, lider bractwa Wampirów, stał dokładnie naprzeciwko i mierzył ją nieprzychylnym spojrzeniem. Nigdy nie widziała takich oczu. Były nieprawdopodobnie wręcz niebieskie i pełne chłodu, jakby ktoś wykuł ich tęczówki z bryły lodowca. Wąskie usta miał teraz mocno zaciśnięte, co nie zwiastowało niczego dobrego. Wyciągnął ręce z kieszeni spodni i skrzyżował je na białej koszuli, którą miał na sobie chociaż, nie było tego dnia żadnej oficjalnej uroczystości.

Drań patrzył na nią wyczekująco, jakby spodziewał się, że kiedy Erin zda sobie sprawę, z kim ma do czynienia, natychmiast zerwie się z kanapy. Za jego plecami, odgrodzone stolikiem do kawy, stały trzy inne Wampiry, niczym świta. Te także się na nią gapiły.

Erin nie ruszyła się z miejsca. Uniosła brwi, zadarła nieco prowokująco podbródek i odpowiedziała na spojrzenie Michaela Castalawa własnym, równie wyzywającym. Nie zamierzała ustępować. Ani dać się rozproszyć jego pięknej buźce...

Wyedukowała się dzisiaj trochę w bibliotece na temat wampirzego czaru. Jak się okazało, wszyscy przedstawiciele tego senturalnego rodzaju wydawali się ludziom bardzo atrakcyjni, co miało ułatwić pozyskiwanie krwi. Mniej więcej na takiej zasadzie, wedle której na przykład pułapki muchołówki wabiły owady słodkim nektarem. Dodatkowo podczas ugryzienia kły Wampira wydzielały jad, który działał znieczulająco i odurzająco. Wszystko to miało jednak znaczenie tylko dawno, dawno temu, kiedy istoty te polowały na swoje posiłki, niczym jakieś zwierzęta. Teraz czar nie posiadał właściwie żadnego praktycznego zastosowania. Po prostu był i wyjaśniał, czemu ciężko jej było zignorować to, jak Michael wygląda.

Wyglądał dobrze.

– Myślę, że się nie zrozumieliśmy – odezwał się w końcu. Jego głos brzmiał spokojnie, ale na ustach pojawił się złośliwy uśmieszek. – To jest moja kanapa i albo zaraz znikniesz mi z oczu, albo będziemy rozmawiali w inny sposób.

Och, koleś trafił na zły moment. Jeszcze wczoraj Erin prychnęłaby pewnie pod nosem i odeszła, zażenowana jego zachowaniem. Dzisiaj? Cały dzień zmagała się z negatywnymi emocjami. Zeszła tu na dół już sfrustrowana, teraz dodatkowo wkurzało ją, że z powodu senturalnego czary-mary jej ciało reagowało na tego idiotę, jakby był coś wart. Czuła więc palącą potrzebę, by mieć ostatnie słowo.

W głowie jej się nie mieściło, jak można mówić na głos takie teksty. Za kogo on się niby miał? Pozycja lidera na pewno nie uprawniała go do czegoś takiego. Dziwne, że w ogóle ją zdobył. Dziewczyna zamknęła energicznie Upadek Mary Sue, na dobre porzucając czytanie.

– To ty nie zrozumiałeś co się do ciebie mówi – odparowała ostro, mordując go wzrokiem. – Jeśli myślisz, że pójdę sobie stąd tylko dlatego, że jakiś bezczelny, arogancki dupek ubzdurał sobie, że może pomiatać wszystkimi naokoło, to się grubo mylisz.

Zza regałów, roślin i oparć foteli, z innych podestów, wnęk i miękkich puf gapili się na nich uczniowie, już wcale się z tym nie kryjąc. Co więcej kilka spłoszonych osób umknęło z salonu i to może był pierwszy, wyraźny znak, że Erin wdepnęła w kłopoty. Tymczasem znajomi aroganckiego blondyna zbliżyli się i dziewczyna zaczęła się czuć niekomfortowo osaczona. Nie dała tego po sobie poznać. Teraz chodziło już o dumę, nie o kanapę.

Michael przyglądał się jej intensywnie. Gdzieś na dnie jego spojrzenia przez moment migotał szok, szybko jednak wyparował. Po irytującym uśmieszku, który przed chwilą błąkał się na jego ustach, nie było już śladu. Sytuacja przestała go bawić.

Jego prawa dłoń drgnęła. Erin pewnie by tego nie zauważyła, gdyby nie błyszczący sygnet rodzinny, który przyciągał uwagę w świetle ognia z kominka. A dokładniej – jego prawa dłoń drgnęła tak, jakby chciał coś lub kogoś gwałtownie chwycić, ale w ostatniej chwili się powstrzymał. Zamiast tego pochylił się wolno, aż ich twarze znalazły się na tej samej wysokości. Z bliska niebieskie oczy wyglądały jeszcze bardziej niesamowicie, ale Erin oczywiście wcale o tym nie pomyślała.

– Ty chyba nie wiesz, do kogo mówisz – syknął cicho.

W żołądku znowu poczuła dziwne ciepło, ale zignorowała je najlepiej, jak potrafiła. Pełna nienawiści mina chłopaka sugerowała, że chce ją złapać i siłą ściągnąć z miejsca. Chciał, ale najwyraźniej był świadom, że to granica, której się nie przekracza.

No proszę. Kropla przyzwoitości w tej aroganckiej głowie? Niemożliwe.

– A ty chyba nie wiesz, jak się ode mnie odwalić – odwarknęła, już na poważnie rozwścieczona. W jej zielonych oczach zapłonął ogień i zderzył się z lodem jego tęczówek. Na chwilę zniknął salon, kanapa i wszyscy naokoło. Była tylko ona, on i pełen napięcia pojedynek na spojrzenia. Wyrwał ich z niego czyjś zdenerwowany głos.

– Michael, wystarczy! Odsuń się od niej!

Obok nich pojawił się lider Zmiennokształtnych w otoczeniu kilku innych starszaków z bursztynowymi identyfikatorami na rękach. Anthony Towner był lekko zdyszany – musiał tu przybiec, najwyraźniej przez kogoś wezwany.

Wampir skierował swoje spojrzenie na nowego rywala.

– Towner, a jakże – rzucił z niesmakiem. – Chyba zapomniałeś nauczyć swoich dzieciaków szacunku – dodał chłodno.

Erin miała ochotę uderzyć go prosto w żebra. Albo w krocze. Powstrzymała się, bo granice działały w dwie strony, a poza tym nie mogła zarobić dla Alei kary już drugiego dnia. Co więcej, wszyscy się nadal gapili, podchodząc coraz bliżej. Zaczęło się robić tłoczno i nagle dziewczyna przypomniała sobie, kim jest i gdzie jest. Jak wiele ryzykuje, ściągając na siebie uwagę. Serce zaczęło walić jej w piersi.

– Ona jest nowa, wielu rzeczy jeszcze nie wie. – Głos Anthony'ego był spokojny, choć silny. Widoczne było od razu, że postanowił grać to na korzyść Wampira, żeby nie wszczynać kolejnej kłótni. Był wyraźnie poirytowany, ale zamiast bronić prawa Erin do siedzenia na wolnym meblu, rzucał jakąś wymówkę: – Odsuń się, daj jej trochę miejsca. Zaraz pójdziemy – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu, a potem zerknął na Erin, która nadal siedziała na kanapie ze skrzyżowanymi nogami. – Włóż buty.

Erin przełknęła dumę i nie powiedziała już nic. Dłonie lekko jej teraz drżały. Schyliła się tylko, by wykonać polecenie. Podczas gdy ona wsuwała tenisówki na stopy, Anthony i Michael mierzyli się wzrokiem. Lider Zmiennokształtnych, mimo zupełnie przeciętnej sylwetki, miał w sobie charyzmę i opanowanie godne prawdziwego przywódcy. Wampir stał tymczasem sztywno i emanowała od niego złowroga energia. Kątem oka zerknął na tłum i rozważał swoją odpowiedź, ewidentnie nie chcąc źle wypaść przed widownią. Wreszcie prychnął ostentacyjnie i odsunął się przesadnie daleko w bok, jakby zniesmaczyła go nagle sama myśl, że dziewczyna go niechcący dotknie podczas wstawania.

– Zabieraj ją stąd – polecił ostro, gdy Erin była już u boku swojego lidera.

Anthony bez słowa objął ją ramieniem i zaczął prowadzić do wyjścia. Za nimi podążyli Zmiennokształtni, z którymi się pojawił.

– Ma mnie przeprosić! – rzucił jeszcze za nimi swoje żądanie Michael, rozsiadając się wygodnie na beżowej kanapie.

Anthony spojrzał na niego z niechęcią przez ramię.

– Zrobi to – zgodził się zimno i wyprowadził dziewczynę z salonu.

* * *

Erin zaprowadzono w pełnej napięcia ciszy do bractwa Zmiennokształtnych, ale nie do jej własnego pokoju. Pomieszczenie, w którym się znalazła, nie dość, że było większe, to jeszcze zostało przeznaczone tylko dla jednej osoby. Oprócz łóżka, dużej szafy i biurka był tu także de niski stolik z fotelem i kanapą i dodatkowe regały.

Dziewczyna, przytłoczona mieszanką złości i strachu, wycofała się do własnej głowy podczas tej wędrówki. Miała wrażenie, że dociera do niej tylko połowa bodźców. Ktoś posadził ją na fotelu i dopiero wtedy rozejrzała się dookoła odrobinę nieprzytomnym spojrzeniem.

– Pokój lidera. Niezły wypas, co? – odezwał się znajomy szept przy jej uchu. Nad fotelem pochylała się Lizzy, uśmiechnięta, ale z zatroskanym spojrzeniem. Obok niej stała Tatiana z miną zdradzającą lekki dyskomfort.

– Aleo... Jesteś Alea, tak? – Anthony sam sobie przerwał, żeby się upewnić.

Dziewczyna skinęła głową

– Więc, Aleo – podjął lider. Po tych dwóch słowach jego serdeczność wyparowała. – Co ty sobie myślałaś!?

Spojrzał na nią z mieszanką wyrzutu i niedowierzania, a potem się odwrócił, jakby potrzebował chwili, by zebrać myśli. Przeszedł się po pomieszczeniu tam i z powrotem, przeczesując kręcone włosy palcami. Poza nim, Erin i jej współlokatorkami w pokoju znalazły się jeszcze trzy osoby, najprawdopodobniej z piątego roku. Wszyscy milczeli, więc nastolatka zmuszona była sama stanąć w swojej obronie.

– Ja tylko chciałam poczytać książkę!

– Ale po co w ogóle wdawałaś się z nim w kłótnię?! Nie mogłaś zejść, jak kazał?

Teraz to Erin się rozzłościła.

– Przepraszam bardzo, nie miałam pojęcia, że Wampiry są tutaj panami i władcami, i wszyscy musimy przed nimi klękać! Głupia myślałam, że można używać kanapy do siedzenia...

– Tony, ona jest Echem – wtrąciła nieśmiało Lizzy.

Erin spojrzała na nią zszokowana. Tony...?

– To jej brat – szepnęła Tatiana, jakby odczytała pytanie z twarzy współlokatorki.

Anthony w końcu zatrzymał się w miejscu, po czym westchnął głośno.

– Rozumiem. Mogłaś więc jej kilka rzeczy wyjaśnić, Liz. Teraz już za późno. – Znowu westchnął. Potem przeniósł wzrok na Erin. – Posłuchaj, oficjalne zasady w szkole to jedno, ale zasady w internacie to drugie. Mamy tu kilka własnych ustaleń i udało ci się je złamać. Oczywiście, że masz prawo korzystać z salonu. Ale akurat miejsca przy kominku, tak samo jak sala z bilardem, należą chwilowo do Wampirów. To znaczy, można z nich korzystać, ale oni mają pierwszeństwo.

Erin niespecjalnie to przekonywało. Nadal nie rozumiała, czemu musieli się tak płaszczyć przed Wampirami. Okej, miały przystojnego lidera. No i co z tego? Z pewnością miał wiele przywilejów nawet bez tej głupiej kanapy i jakiegoś bilardu.

– Chwilowo? – Uniosła pytająco brwi, łapiąc go za słowo.

Anthony kiwnął głową.

– Na początek każdego roku szkolnego organizujemy grę. Zasady koleżanki wytłumaczą ci później, w każdym razie ten rodzaj, która wygra, do końca roku ma prawo do najlepszego miejsca w salonie i dostaje dorobiony klucz do sali bilardowej. Taką mamy umowę, a ty ją złamałaś. Zdaję sobie sprawę, że nieświadomie, ale to nie zmienia faktu, że będziesz musiała iść do Michaela i go przeprosić, skoro sobie tego zażyczył.

Erin już otworzyła usta, żeby zaoponować, ale chłopak jej przerwał.

– To nie musi być dzisiaj, ale musi być zrobione. Koniec dyskusji.

Dziewczyna rozważyła swoją sytuację i z grymasem na twarzy przełknęła wszystkie słowa protestu.

* * *

– Twój brat jest liderem?! – wypaliła Erin, gdy tylko razem z Lizzy i Tatianą znalazły się bezpiecznie same we własnym pokoju.

– Chciałaś zginąć?! – zapytała dokładnie w tym samym momencie Tatiana dramatycznie, podczas gdy Lizzy zawołała:

– Jesteś cała?!

Spojrzały po sobie, zdumione tą przypadkową synchronizacją. Następnie Erin i Lizzy wybuchły głośnym śmiechem, wreszcie rozluźniając atmosferę. Tatiana uśmiechnęła się po cichu.

Usiadły razem na łóżku starszej koleżanki.

– Aleo, nie powinnaś się tak narażać – zaczęła wolno Tatiana, już poważnie. – Michael jest znany z... bycia wrednym.

Lizzy skwapliwie przytaknęła koleżance głową. Erin za to westchnęła głęboko.

– No ale jak ja miałam to przemilczeć? On się zachowywał, jakby był lepszy od wszystkich innych... – Zawahała się, widząc spojrzenia przyjaciółek, i urwała. – No co?

Tatiana ukryła twarz w dłoniach, a Lizzy pacnęła się ręką w czoło.

– O kurczę, o kurczę! Zupełnie zapomniałyśmy o najważniejszym! – wykrzyknęła z żałością. – Myślałam, że po usłyszeniu nazwiska dla każdego to jest już oczywiste, ale przecież ty jesteś Echem...

– O co chodzi? – zapytała Erin, zupełnie zdezorientowana.

– Aleo, on jest lepszy! – pospieszyła z wyjaśnieniem Lizzy. – To jest Michael Castalaw, najmłodszy członek Królewskiego Rodu Wampirów! Dziedzic Regana Castalawa, Ojca rodu Castalawów! Myślisz, że dlaczego jest liderem, skoro jest na czwartym roku, podczas gdy wszyscy inni przywódcy bractw są z piątego? Dla Wampirów on jest autorytetem nawet niezależnie od szkolnej hierarchii!

Erin musiała przetrawić to, co usłyszała.

– Każdy rodzaj ma własny system rządzenia i własnych przywódców – zaczęła Tatiana pouczającym tonem. – Wszyscy wybierani są jednak na podstawie jakiejś wersji demokracji. Poza Wampirami. U Wampirów nadal panuje monarchia. I to taka trudna do obalenia, bo u nich krew naprawdę ma znaczenie: królewska daje dodatkowe zdolności. Tylko że dziedziczy się je za pomocą przemieniania dziedziców, a nie rodzenia ich.

– Przepraszam, co...?

– Widziałaś obraz nad bractwem Wampirów? – Tatiana odpowiedziała na pytanie pytaniem.

Erin skinęła głową.

– To jest portret trzech przodków Królewskiej Krwi! Nie tych faktycznie najstarszych, no ale pierwszych, których wygląd jest historycznie znany. – W tonie Zmiennokształtnej było słychać, że szykuje się kolejny wykład. – Wszystkie Wampiry podlegają trzem pradawnym rodzinom, które zapoczątkowały cały rodzaj. Ród Buyantów, odnotowany po raz pierwszy w dzisiejszej Mongolii, Ród Zenawich, który panowanie zaczynał na terenach obecnej Etiopii, i Ród Castalawów, pierwotnie gdzieś z zachodniej części Ameryki Południowej. – Tatiana wypowiedziała nazwisko Michaela ze szczególnym naciskiem, jakby Erin miała szansę nie połączyć faktów.

– Te ich nazwiska to nie brzmią jak jakieś superpradawne... – zauważyła Erin, ale już nie była taka pewna siebie.

– No bo nazwiska się zmieniają – oznajmiła Tatiana odrobinę niecierpliwie. – Trochę na zasadzie dynastii... Nieważne.

– Tylko to wyciągnęłaś z jej przemówienia? – zapytała z nieśmiałym zdziwieniem Lizzy.

– Em, nie – przyznała Erin. – Trochę mnie też zastanawia, po co potężnym, nieśmiertelnym Wampirom siedemnastoletni dziedzic...

Tatiana westchnęła ciężko i zabrała się za kolejne, ponure wyjaśnienia.

W skrócie sprawy miały się tak, że Wampiry Królewskiej Krwi były szybsze, silniejsze i bardziej odporne od pozostałych. Jeśli decydowały się kogoś przemienić w zwykły sposób, stawał się on zwykłym Wampirem, ale transformacja i tak była wyjątkowo bolesna i wymagająca. Do tego stopnia, że nie wszyscy mieli szanse ją przetrwać. Ci, którym się udało, nie otrzymywali jednak za fatygę żadnych przywilejów. Aby stworzyć kolejnego Wampira Królewskiej Krwi, który odziedziczy pradawną potęgę, trzeba było w czasie przemiany dopilnować specjalnego rytuału.

Cel kreowania dziedziców był tymczasem banalny i dziwaczny jednocześnie. Pradawne Wampiry niełatwo było usunąć, jednak w jakimś momencie same podejmowały one decyzje o odejściu. Nie istniał bowiem żaden sen wieczny, w który mogły zapaść, a przy tym sypiały mało – prawie wcale. Trwanie w świecie, który biegł nie ich czasem, z bagażem odpowiedzialności, jaką u tego rodzaju niosła ze sobą królewska władza, ostatecznie każdemu po prostu... brzydło.

– Czyli chcecie powiedzieć... – zaczęła wolno Erin, kiedy wszystko już sobie poukładała w głowie – że nazwałam bezczelnym, aroganckim dupkiem kogoś bardzo, bardzo ważnego?

– Tak! – odpowiedziały jednocześnie jej współlokatorki z rozbawieniem w oczach.

– Ale jeśli cię to pocieszy – dodała Tatiana spokojnie – to on naprawdę jest bezczelnym, aroganckim dupkiem.


Continue Reading

You'll Also Like

5.6K 702 20
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
136K 7.8K 26
Ta historia zaczyna się wkrótce po odcinku pt. "Riposta". Co by się stało, gdyby Adrien wreszcie miał rywala, który prześcignie go w wyścigu po serce...
22.6K 1.7K 32
„Freddy Fazbear Pizza", wesoła restauracja dla dzieci, z animatronikami - człowiekopodobnymi robotami, którzy zabawiają dzieci swoimi przysmakami, pi...
361K 16.9K 101
okay, a więc wycinki z opowiadań i znakomitych dzieł na wattpadzie, zapraszam na ostrą zabawę książka powstała w celach humorystycznych! dystans pros...