W stronę mroku - Kuroshitsuji

By Namisiaa

10.8K 773 137

"W stronę mroku" to opowieść o studentce jednej z warszawskich uczelni, która zaprzedaje duszę, by spełnić sw... More

Rozdział 1 - "Jemu naprawdę wydawało się, że tego chcę."
Rozdział 2 - "Świat się nie zawalił, mury nie runęły"
Rozdział 3 - "Tak, zrobiłam to z premedytacją."
Rozdział 4 - "To jest... rozkaz."
Rozdział 5 - "Mój facet, ta. Sebastian."
Rozdział 6 - "Tajemniczość, o ile to w ogóle uczucie."
Rozdział 7 - "Czy tak wygląda śmierć?"
Rozdział 9 - "potrzebowałam przesłodzonego, opiekuńczego kretyna w bamboszach"
Ogłoszenie
Rozdział 10 - "Jest nikim więcej, jak zwykłym śmieciarzem."
Rozdział 11 - "Najmocniej przepraszam, ten powóz niesamowicie szarpie."
Rozdział 12 - "Przyszedłem wyrwać duszę z kupy tłuszczu, którą nazywasz ciałem."
To nie rozdział - wybaczcie :*
Rozdział 13 - Wywiesił białą flagę, jak te żabojady

Rozdział 8 - "...młody chłopak z wibratorem w kształcie elektrycznej gitary..."

661 59 0
By Namisiaa

Stałam na przystanku, oczywiście w towarzystwie odzianego w czerń demona. Zupełnie zapomniałam, by dodać jakiś nowocześniejszy płaszcz do małej paczki, którą dla niego zamówiłam. Na szczęście robiło się coraz zimniej i ludzie przestawali zwracać uwagę na ubrania w myśl zasady, że zimą trzeba zachować ciepło, a nie dobrze wyglądać. W sumie, dlatego lubiłam zimę. Spodnie, gruby sweter i bezkształtna, puchowa kurta wystarczały, by nie wyróżniać się spośród innych nieprzeciętnym niedbalstwem. Jednak najlepsze były dni, kiedy w ogóle nie musiałam wyściubiać nosa z domu. Chociaż nie byłam zbyt podatna na temperaturę, przy ponad pięciu stopniach na minusie i ostrym wietrze zaczynałam odczuwać lekki dyskomfort.

Tego dnia było około piętnastu na minusie, kiedy spojrzałam na termometr i wyjrzałam za okno, nic nie zapowiadało, by miało być cieplej. Cóż, takie uroki życia - nie można mieć wszystkiego. Przynajmniej dzień był krótki, a noc coraz dłuższa, czyli to, co Kat lubi najbardziej.

Jadąc autobusem, w ogóle się nie odzywaliśmy. Nie czułam potrzeby wchodzenia w bezproduktywne dyskusje, a że nie miałam nic ważnego do powiedzenia, milczałam. Demon wyszedł chyba z tego samego założenia, bo nawet na mnie nie patrzył, całkowicie pochłonięty wpatrywaniem się w reklamy wyświetlane na niewielkim ekranie. Dwudziesty pierwszy wiek - niezwykły, ale przytłaczający, chwilami nawet dla niego. Nie wyglądał na kogoś, kto łatwo dawał się zadziwić. Byłam ciekawa, co robił przez ostatnie kilkadziesiąt lat, że nie miał najmniejszego pojęcia, jak bardzo zmienił się otaczający go świat. Miałam zamiar kiedyś go o to zapytać, w jakimś dogodnym momencie.

Zerknęłam w ekran. Moją uwagę przykuła reklama kolejnej powieści kryminalnej.

- Dlaczego one są aż tak popularne? - zastanawiałam się, lekko przygryzając dolną wargę.

- Może w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Ale, ja przecież nic o tym nie wiem... - debatowałam w myślach z kilkoma przekrzykującymi się głosami w głowie.

Lubiłam je sobie wizualizować, jako zupełnie różnych, szaleńczo przystojnych mężczyzn. Każdy z nich, w zależności od reprezentowanego stanowiska, posiadał inny kolor włosów i atrybut, który tylko mi kojarzył się z jego racjami. I tak, czerwonowłosy, młody chłopak z wibratorem w kształcie elektrycznej gitary reprezentował szalone i niesztampowe pomysły; białowłosy, odziany w szarą płachtę z naszywką w kształcie poduszki, obstawał przy spokojnych romansach, a kilkuletni chłopiec z tęczową, sterczącą czupryną, w którego dłoniach nieodzownie tkwiła tabliczka mlecznej czekolady, zawsze upierał się przy komizmie sytuacyjnym. Nie miałam wizualizacji kogoś, kto wypowiadałby się na temat kryminałów, dlatego na szybko wykreowałam odpowiednik, znanego z najnowszego serialu, młodego Holmesa.

Nowy głos stosunkowo szybko odnalazł się wśród innych i momentalnie przekonał ich do swych racji.

- Chcę napisać wątek kryminalny - powiedziałam pewnie, spoglądając z zacięciem na zaskoczonego kamerdynera.

Kiedy opadł pierwszy szok, mężczyzna uśmiechnął się do mnie serdecznie i odparł:

- Oczywiście panienko.

- Jest tylko jeden, mały problem... Nie wiem nic o zbrodniach i całym tym kombinatorstwie - mruknęłam niepocieszona.

Pokręciłam głową i nagle mnie oświeciło.

- Wiem! Powiedziałeś, że zrobisz wszystko, co rozkażę, prawda? - zapytałam podekscytowana genialnym pomysłem, który przyszedł do mnie dosłownie znikąd.

- Zgadza się - odrzekł zaintrygowany, lekko marszcząc brwi.

- W takim razie, rozkazuję ci, byś nauczył mnie kryminału! - powiedziałam podniesionym głosem, skupiając na sobie uwagę kilku stojących wokół pasażerów.

- Nauczył kryminałów? - powtórzył.

- Oj no... Wiesz, o co mi chodzi! Naucz mnie jak się je tworzy, jak zawiązać całą intrygę, by nie była zbyt przewidywalna i takie tam - wyjaśniłam odrobinę zażenowana.

Sebastian pochylił lekko głowę i położył dłoń na piersi.

- Yes, my lady - szepnął z przesadną doza oddania.

- Ej, bez takich. Ludzie patrzą! - Uderzyłam go w dłoń.

Zaśmiał się złośliwie i powrócił do wcześniejszego zajęcia. Zrobiłam to samo. Wbiłam wzrok w szybę i przyglądałam się ludzkim odbiciom. Byłam niezwykle podekscytowana na myśl o tym, co takiego demon wymyśli, by pomóc mi napisać kawał dobrego kryminału. W końcu, jak na istotę nie z tego świata przystało, musiał wymyślić coś niesztampowego.

- Przystanek, Uniwersytet - usłyszałam i jak rażona prądem podniosłam się z siedzenia.

Doszliśmy do bramy, dzielącej uczelnię od szarej rzeczywistości. Zlustrowałam bruneta wzrokiem i głośno westchnęłam. Nie byłam pewna, czy to, co chciałam powiedzieć, nie było zbytnim pokładaniem nadziei w jego przyzwoitość (która w gruncie rzeczy istniała tylko powierzchownie), ale byłam zbyt niecierpliwa, by czekać. Zaryzykowałam więc.

- Mam tylko jedne zajęcia. To równo dwie godziny licząc od teraz. W tym czasie załatw wszystko, co będzie ci potrzebne, by nauczyć mnie kry... jak stworzyć dobry kryminał - poleciłam i wręczyłam mu plastikową kartę z przyklejonym kodem PIN. - Tylko nie przesadzaj z kosztami, nie drukuję pieniędzy - pouczyłam go, kiedy przyglądał się przedmiotowi.

- Panienko - zaczął spokojnie.

Nie musiał mówić dalej, zrozumiałam, gdzie popełniłam błąd. Westchnęłam i teatralnie dotknęłam palcami podstawy nosa.

- Zapamiętaj kod z kartki i potem ją wyrzuć. - Nie zdążyłam dobrze wszystkiego wyjaśnić, gdy zgnieciony świstek wylądowała w śmietniku; przynajmniej miał dobrą pamięć, to się chwali. - Kiedy podejdziesz do kasy, powiedz, że chcesz zapłacić kartą. Jeżeli cena wynosi poniżej pięćdziesięciu złotych, wystarczy, że przyłożysz plastik do terminala. Jeżeli powyżej, poproszą, byś wpisał kod. To wszystko, coś jeszcze? - zapytałam na wszelki wypadek.

- Dziękuję - odparł jedynie.

Delikatnie skinął głową i się oddalił.

- I wróć tu równo za kwadrans trzecia! - krzyknęłam za nim, przypominając sobie, że muszę być bardzo dokładna w swoich instrukcjach, by znów nie narazić się na jakiś wybryk z jego strony.

Pod pewnym względem był jak komputer - jeśli nie podałam dokładnej, ściśle określonej komendy, robił co chciał.

Weszłam do budynku z duszą na ramieniu, nie mogąc ani odrobinę skupić się na niczym innym niż on. Czy da radę? Czy nie wpakuje się w jakiś idiotyczny problem? Czy znów nie spróbuje mnie upokorzyć, a co gorsza zwrócić na mnie uwagę wszystkich wokół? Tak naprawdę, musiałam się martwić jedynie o to ostatnie. Chwilami traktowałam go jak dziecko, a przecież bądź co bądź żył na tym świecie wystarczająco długo, by poradzić sobie nawet w zupełnie nowej sytuacji.

- Będzie dobrze - pokrzepiłam się.

- Co będzie dobrze? - zapytała blondynka, z którą rozmawiałam poprzedniego dnia.

- Wspaniale, nie mogła pojawić się jakaś, której imię pamiętam?

- Da... Dagmara - zaczęłam pytającym tonem.

Nie zareagowała w żaden szczególny sposób, więc chyba udało mi się trafić. Myślałam jeszcze nad Diana, albo Dominika, ale intuicja mnie nie zawiodła.

- High five, intuicjo! - Przybiłam sobie mentalną piątkę.

- Wiesz, że mam klaustrofobię - wyjaśniłam, rozglądając się znacząco po wnętrzu windy, w której się znajdowałyśmy.

Jak ja w ogóle mogłam jej nie zauważyć? Ten demon naprawdę pochłaniał zbyt wiele uwagi.

- Ach, myślałam, że mówisz o dzisiejszym kolokwium. Ale spoko, będzie łatwe, w końcu z tym gościem nie może być inaczej, nie? - zaśmiała się entuzjastycznie.

- Kolokwium? - zdziwiłam się.

Nie przypominałam sobie, by coś takiego miało mieć miejsce w najbliższej przyszłości. Nawet nie wiedziałam, na jakie zajęcia idę, a tu się okazywało, że miałam jeszcze posiadać jakąś wiedzę. Nie zrozumcie mnie źle - nigdy nie miałam pamięci do nazw własnych, a studia traktowałam jako coś drugorzędnego. Odkąd dowiedziałam się, że niedługo umrę, zeszły naprawdę na odległy plan. Chodziłam, bo przywykłam i dostarczało mi to wiedzy o ludziach, o nowych trendach językowych, modowych i wszelkich innych. Dyplom był jedynie konsekwencją nieskreślenia z listy studentów.

- Tak, ale nie martw się. Test zamknięty. Wiedziałam, że zapomnisz, cała ty. Słuchaj... Pamiętasz, jak prosiłam cię tydzień temu o pomoc przy kiermaszu? - Dagmara miała tę cudowną umiejętność płynnego przeskakiwania z tematu na temat, zupełnie nie przejmując się, co pomyśli jej rozmówca.

Zazdrościłam jej beztroski.

- Kiermasz dla dzieci w pałacu kultury? - zapytałam nieco sceptycznie.

- Dokładnie. Powiedziałaś, że mi pomożesz, to dalej aktualne?

Już miałam powiedzieć, że mam inne plany na weekend. Całkowicie zapomniałam o tej upierdliwej obietnicy. Z drugiej strony, nie lubiłam ich łamać, po prostu miałam taki mechanizm obronny, który krzyczał „nie", za każdym razem, gdy trzeba było coś robić, nawet, jeśli było to coś, na co miałam ochotę. Moi rodzice musieli popełnić gdzieś ogromny błąd.

- Bo wiesz, Julka i Karolina się wykręciły i zostałaś mi tylko ty - dokończyła i wtedy wiedziałam już, że moralność nie pozwoli wygrać lenistwu.

- Oczywiście, że aktualne - uśmiechnęłam się wymuszenie, jęcząc w myśli.

Chciałam w weekend skupić się na książce. Skoro jednak nie mogłam, zamierzałam pociągnąć na dno również służącego, a co!

- Jeśli chcesz mogę przyprowadzić ze sobą mojego... mojego faceta - zaproponowałam z lekkim wahaniem.

Właściwie był to niezwykle idiotyczny pomysł. Za wszelką cenę chciałam ograniczać kontakty demona z moimi znajomymi, szczególnie tymi z uczelni. Postawiłam się w cudownej sytuacji, oczyma wyobraźni widziałam jego złośliwy wyraz twarzy, kiedy zacznę tłumaczyć, że został moim chłopakiem.

- Byłoby świetnie! - ekscytowała się. - Bardzo chciałabym go poznać. Jest naprawdę przystojny.

- Tak, coś w tym jest.

Winda zatrzymała się na trzecim piętrze, ratując przed ciągnięciem rozmowy, która mogłaby mnie jeszcze bardziej pogrążyć. Jak na kogoś z ilorazem inteligencji przekraczającym sto czterdzieści bywałam niezwykłą kretynką.

Kolokwium. Nuda, niesamowita nuda. Kilka pytań, właściwie o niczym konkretnym, poziom taki, że dziecko w gimnazjum dałoby sobie radę. Nie powinnam narzekać, ale jednak odrobinę mnie to irytowało. Po to przebrnęłam przez naście lat edukacji, żeby skończyć na wyższej uczelni, gdzie wykładowcy nie znają gramatyki (nie wspominając o interpunkcji) i robią sprawdziany z wiedzy tak do bólu powszechnej, że wystarczy żyć, by znać odpowiedź? Nie czułam się jak elita, którą podobno miało być grono studenckie. Miałam za to wrażenie, że ktoś robił sobie ze mnie żarty.

Kiedy wykładowca zebrał prace, zaczął opowiadać o czymś luźno związanym z naszą dziedziną, a że jego głos i intonacja były niezwykle usypiające, połowa obecnych przysnęła. Ja siedziałam z telefonem w ręce, przeglądając zdjęcia na portalu społecznościowym. Do końca zajęć zostało dwadzieścia nieznośnie długich minut. Otworzyłam aplikacje banku, by sprawdzić, ile pieniędzy wydał mój świeżo upieczony chłopak.

- Ach, jestem takim stalkerem - szepnęłam do siebie, wpisując hasło. - To nie wygląda dobrze... - burknęłam nieco głośniej, zwracając uwagę Dagmary.

- Co jest? - zapytała zadowolona, że choć na sekundę udało jej się wyrwać z monotonii nieznośnych zajęć.

- Nic. Miał zrobić zakupy, a z konta nie zniknął ani grosz - odparłam.

- Może kupił za swoje? Powinnaś się cieszyć - podnosiła mnie na duchu.

Miałam niezwykłą ochotę wygłosić kwiecisty monolog na temat całkowitego braku przystosowania Sebastiana do obecnych realiów, ale musiałabym się z tego tak gęsto tłumaczyć, że jednak zacisnęłam zęby, przygryzłam język i zrobiłam kilka innych, dziwnych rzeczy, które robią ludzie, by zmusić się do przemilczenia jakiegoś faktu.

- Dziewczyno. Ten demon nie potrafił otworzyć folderu na komputerze. Kartę płatniczą widzi zapewne pierwszy raz na oczy, a jeśli ma swoje własne pieniądze, to chyba ze śmiechu pierdolnę na zakwik ­- wyżyłam się w myśli, po czym machnęłam ręką, bagatelizując sprawę.

Co ma być, to będzie. W najgorszym wypadku czeka mnie powrót do długiego życia i niewielki wydatek na nową kartę - żadna tragedia.

Kiedy wyszłam z budynku, dostrzegłam stojącego w bramie, ubranego na czarno mężczyznę. Stał w tym samym miejscu, w którym się rozstaliśmy. Uśmiechnął się na mój widok i zrobił krok naprzód, ale powstrzymałam go subtelnym gestem ręki. Nim zdążyłam się zbliżyć, pojawiła się obok mnie Dagmara.

- Palisz? - zapytała dźwięcznym, radosnym głosem.

- Jasne - odparłam i wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów, przy okazji kiwając na Sebastiana, by zniknął z pola widzenia.

Byłam tylko ciekawa, czy zniknie wystarczająco...

Znajoma emocjonowała się nadchodzącym kiermaszem. Z tego, co zrozumiałam z pokotu słów, miałam pojawić się w sobotę z samego rana, czyli dla mnie w środku nocy, bo o ósmej, na parterze koło windy. Tam miała wprowadzić wszystkich pomocników w szczegóły. Całość miała się skończyć przed ósmą wieczorem, więc chociaż tyle weekendu mi pozostanie. Mogło być gorzej. Mogłam utknąć tam na całe dwa dni, chociaż sama myśl o przebywaniu przez dwanaście godzin wśród ludzi przyprawiła mnie o ból głowy.

- Cholernie dziś zimno! - zmieniła temat.

- Fakt, przez ten wiatr zamarzam. A jeszcze muszę lecieć na zakupy - jęknęłam, na chwilę chowając twarz w kołnierzu kurtki.

- Czy twój facet nie miał ich zrobić?

- Nawet jeśli mu się udało tego dokonać, to chodzi o inne zakupy - wyjaśniłam z nutą ironii, na co blondynka parsknęła śmiechem.

Nie wiedziałam, czemu zapamiętanie jej imienia było takie trudne. Spędzałam z nią sporo czasu, biorąc pod uwagę niewielką ilość zajęć, jakie miałam w tym semestrze. Była sympatyczna, zawsze uśmiechnięta i pomocna. Poza tym musiało być w niej coś, co mnie nie odrzucało, skoro postanowiłam jej pomóc. Naprawdę powinnam nad sobą popracować.

Rozejrzałam się bacznie, sprawdzając, czy Sebastianowi nie przyszło do głowy obserwować mnie z jakiegoś dziwacznego miejsca. Zaczynałam dostawać paranoi na tym punkcie. Nie było go, a przynajmniej tak mi się zdawało. Nie zdążyłam dokładnie zbadać wzrokiem całej okolicy, bo znów poczułam palący ból. Palcami prawej dłoni dotknęłam powiek. Zimno przyniosło chwilową ulgę, jednak, gdy tylko otworzyłam oczy ponownie, nieprzyjemne uczucie powróciło.

- Kat, co jest? - zmartwiła się dziewczyna.

- Nic, nie wyspałam się. Czasem tak mam - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Nim skończyłyśmy palić, mogłam już normalnie spoglądać na świat, chociaż wciąż odczuwałam lekki dyskomfort. Nie wiedziałam, czego mogła to być przyczyna. Co prawda, zdarzało się to już wcześniej, ale ostatnio stało się częstsze. Żyłam w uśpionym stresie, prawdopodobnie organizm dawał w ten sposób znać, że nie coś mu się nie podoba.

- Minie, jak wszystko. Boli, to znaczy, że jest. No nie, Jakubie? - zaśmiałam się w duchu.

Wraz z koleżanką wyszłyśmy poza teren Uniwersytetu. Pożegnałyśmy się i każda poszła w swoją stronę. Po drodze na przystanek zobaczyłam swojego służącego. Stał koło śmietnika, w rozpiętym płaszczu, i patrzył jak się do niego zbliżam. Na sam widok trzepoczącego materiału przeszły mnie ciarki. Domyślałam się już, że nie odczuwa temperatury, ale ze zwykłej przyzwoitości mógłby, chociaż udawać, że jest inaczej. Podeszłam do niego, drżąc z zimna i bez chwili wahania chwyciłam poły okrycia i skrzyżowałam je, po czym oparłam ręce na jego torsie.

- Zapnij się natychmiast - warknęłam, patrząc złowrogo.

Bez słowa wykonał polecenie, chociaż wyraz jego twarzy jednoznacznie pokazywał, jak cudownie się bawił, widząc moją złość.

- Załatwiłeś? - zapytałam po chwili.

- Oczywiście, panienko - odparł pewny siebie.

- Nic nie zniknęło z konta - bąknęłam, patrząc podejrzliwie w krwistoczerwone oczy demona.

- Tak, jak panienka powiedziała: nie przesadziłem z kosztami - wyjaśnił tajemniczo.

Denerwowałam się. Nie widziałam żadnej paczki, niczego, co w jakikolwiek sposób zdradziłoby jego plan. Również sam brunet nie zdawał się skory, by wyjawić swój mały sekret.

- Powiesz coś więcej? Ta niepewność mnie dobija... - powiedziałam spokojnie.

Prze zimno czułam się słaba, poza tym zorientowałam się, że strasznie zaniedbałam kulturę. Mimo wszystko, nie chciałam być w jego oczach nowoczesną prostaczką.

- Proszę pozwolić mi zachować to w tajemnicy. Wszystkiego dowie się panienka w poniedziałek - wytłumaczył uprzejmie.

Westchnęłam zrezygnowana i wyciągnęłam z kieszeni telefon. Wyświetlacz wskazywał piętnastą. Schowałam komórkę z powrotem i oplotłam dłońmi łokcie, przyciągając ręce do siebie, by nie tracić ciepła. Podeszłam do rozkładu: zgodnie z nim, autobus powinien pojawić się za dwie minuty. Wróciłam do bruneta i stałam osowiała, wpatrując się w przejeżdżające samochody.

Minęło kilka minut. Autobusu nie było. Potem kolejne dziesięć i następne... Pojawił się dopiero, kiedy przestałam czuć palce u nóg.

- Nie lubię jak tak wieje - wytłumaczyłam, pocierając dłonie.

Sebastian utorował mi drogę korytarzem do ostatniego, wolnego miejsca. Ta część posiadania piekielnego służącego strasznie mi się podobała. Nie musiałam dotykać wszystkich mijanych w zbiorkomie ludzi, ponieważ on wystarczająco zręcznie ich odsuwał. Najciekawsze było to, że nikt nie narzekał, nie patrzył się krzywo, ani nie uderzał go łokciem, jakby w ogóle nie zwracali na to uwagi, a jednak torowana droga była na tyle szeroka, że nie wchodziłam z nikim w niepożądany kontakt fizyczny.

Usiadłam i cicho westchnęłam, czując ogarniającą ciało niemoc. Mężczyzna stał nade mną tak, by nikt z przechodzących pasażerów nie miał szansy mnie dotknąć. Sebastian był jedyną osobą, której okrycie delikatnie muskało materiał mojej kurtki. Byłam mu niezwykle wdzięczna. O tej godzinie w autobusie zawsze było tłoczno, a ja byłam niemal uczulona na każdy, nawet najdrobniejszy kontakt z drugą osobą.

Dojechaliśmy. Szczęśliwie ani razu niedotknięta, czułam się niezwykle dobrze, biorąc pod uwagę mroźną pogodę i mój arcyniestosowny ubiór. I chociaż z jednej strony cieszyłam się, że zakupy udało nam się zrobić w przeciągu pół godziny, to jednocześnie dobijał mnie fakt, że ponownie będę musiała wyjść z ogrzewanego budynku i marznąć kilkanaście minut na przystanku. Ta wizja podziałała wystarczająco demotywująco i cały wspaniały nastrój prysł, jak mydlana bańka.

Kiedy dotarliśmy na przystanek, poszłam sprawdzić rozkład jazdy, z którego wynikało, że za niecały kwadrans przyjedzie nasz środek transportu. Niezbyt zadowolona, stanęłam nieopodal ławek i odpaliłam papierosa. Sebastian stał obok mnie, trzymając w rękach kilka siatek wypełnionych jedzeniem, herbatą i jakimiś kąpielowymi cudami, które podobno miały mi pomóc lepiej się odprężyć. Nie były drogie, dlatego nie protestowałam. W zasadzie, dopóki stan mojego konta nie spadał poniżej krytycznego poziomu dwustu złotych, nie przejmowałam się, co ile kosztuje, a rzadko zdarzało się, żebym przekroczyła tę magiczną granicę. Nie byłam mistrzynią zarzadzania pieniędzmi, zwyczajnie wiedziałam, kiedy mogę je roztrwaniać, a kiedy wypada zacisnąć pasa.

Przy stoisku z herbatą krążyliśmy dobre dziesięć minut. Demon dokładnie oglądał każde pudełko, czytając jego skład, wąchając je i robią kilka innych rzeczy, których nie umiałam jednoznacznie zinterpretować. W końcu, wybrał kilka z nich i zadowolony z siebie zaciągnął mnie do działu z produktami do kąpieli, ale tam już nawet nie chciało mi się obserwować, co robił. Po prostu stanęłam oparta o ścianę i przeglądałam obrazki na telefonie, jak robiłam niejednokrotnie, kiedy rodzina zmuszała mnie do podobnych zakupowe łowy.

Paliłam papierosa i przywoływałam w pamięci co ciekawsze momenty z minionej godziny, jednocześnie klnąc w myślach na mroźny wiatr. Minęło piętnaście minut, a autobusu jak nie było, tak nie było. Minęło kolejne piętnaście, a po nich dziesięć. Zniecierpliwieni, zmarznięci ludzie dali za wygraną i wsiadali do pierwszego lepszego busa, który tylko zajechał na przystanek. Przez chwilę miałam ochotę zrobić to samo, ale nic by to nie zmieniło. Na tej trasie tylko jedna linia przejeżdżała koło mojego domu, więc prędzej, czy później i tak musielibyśmy odstać swoje. Taksówka nie wchodziła w grę - nienawidziłam nimi jeździć. Zawsze unosił się w nich ten specyficzny zapach taniego odświeżacza powietrza i generalnie... Mówiąc szczerze, krępowałam się rozmawiać z kierowcą. Dlatego wolałam stać na opustoszałym przystanku, przestępując z nogi na nogę, by chociaż odrobinę się rozgrzać. W końcu poddałam się do tego stopnia, że przestałam już nawet wyglądać za żółtoczerwonym pojazdem. Opuściłam głowę, ukrywając usta w kołnierzu kurtki i czekałam.

- Zamarznę... - jęknęłam po chwili, krzyżując ręce na piersi i mocno dociskając je do klatki piersiowej.

Dygotałam z zimna, co chwilę dmuchając w kawałek materiału okrycia zasłaniający usta, by wypełnić je ciepłym powietrzem, chociaż na moment dając sobie cień ulgi.

Sebastian, stojący dotąd obok mnie w całkowitym milczeniu, jakby w ogóle nie docierały do niego zewnętrzne bodźce, westchnął w końcu i objął mnie ramieniem przysuwając do swojej piersi. Wzdrygnęłam się, krzycząc z zaskoczenia.

- Co ty wyprawiasz? - warknęłam oburzona, z trudem odchylając głowę tak, by spojrzeć mu w oczy.

Uśmiechnął się tajemniczo i spojrzał na mnie, przymykając oczy.

- Mówiłaś, że zamarzasz, prawda? Nie mogę na to pozwolić - wyjaśnił zadowolony z siebie.

- To nie mogłeś zwyczajnie dać mi swojego płaszcza? - zapytałam z nutą ironii w głosie.

Zachowywał się jak bohater jakiegoś taniego romansidła, a przecież było go stać na dużo więcej.

- Mogłem - odparł krótko z szaleńczo złośliwym wyrazem twarzy.

Continue Reading

You'll Also Like

21.6K 1.2K 43
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...
8.4K 2.3K 41
bang podczas prowadzenia tego artbooka zrobiłam progres, może nie największy, ale w jakimś stopniu na pewno. zalecam więc do pierwszych rozdziałów po...
14K 785 28
Autor okładki: @Shinam-Chan Bardzo mi pomagasz, dzięki ^^ To moje pierwsze opowiadanie w życiu! Mam nadzieje że moja praca nie pójdzie na marne ^^
3.7K 440 79
ten będzie lepszy od poprzedniego...