W stronę mroku - Kuroshitsuji

Por Namisiaa

10.8K 773 137

"W stronę mroku" to opowieść o studentce jednej z warszawskich uczelni, która zaprzedaje duszę, by spełnić sw... Más

Rozdział 1 - "Jemu naprawdę wydawało się, że tego chcę."
Rozdział 2 - "Świat się nie zawalił, mury nie runęły"
Rozdział 3 - "Tak, zrobiłam to z premedytacją."
Rozdział 4 - "To jest... rozkaz."
Rozdział 5 - "Mój facet, ta. Sebastian."
Rozdział 6 - "Tajemniczość, o ile to w ogóle uczucie."
Rozdział 8 - "...młody chłopak z wibratorem w kształcie elektrycznej gitary..."
Rozdział 9 - "potrzebowałam przesłodzonego, opiekuńczego kretyna w bamboszach"
Ogłoszenie
Rozdział 10 - "Jest nikim więcej, jak zwykłym śmieciarzem."
Rozdział 11 - "Najmocniej przepraszam, ten powóz niesamowicie szarpie."
Rozdział 12 - "Przyszedłem wyrwać duszę z kupy tłuszczu, którą nazywasz ciałem."
To nie rozdział - wybaczcie :*
Rozdział 13 - Wywiesił białą flagę, jak te żabojady

Rozdział 7 - "Czy tak wygląda śmierć?"

583 50 3
Por Namisiaa

Usłyszałam dzwonek domofonu. Poderwałam się z łóżka i poszłam do przedpokoju, gdzie ujrzałam ciemną postać o niesamowicie zgrabnej sylwetce, która rozmawiała z kimś przez interkom. Po chwili, służący odłożył słuchawkę i wrócił do kuchni.

- Kto to był? - zapytałam, idąc za nim.

- Listonosz.

- Dlaczego go nie wpuściłeś?

- Nie znam go - odparł zupełnie poważnie.

- Sebastian! Oszalałeś chyba, czekam na przesyłkę! - wydarłam się, uderzając w ramię mężczyzny.

Zapomniałam, jakie było twarde, o czym nie omieszkał przypomnieć promieniujący ból w nadgarstku (nigdy nie udało mi się nauczyć tajemnej sztuki usztywniania go przed uderzeniem...).

Usłyszałam dzwonek do drwi.

- Kłamałeś - oskarżyłam zalewającego herbatę bruneta.

Uśmiechnął się do mnie beztrosko i odstawił czajnik na kuchenkę. Prychnęłam pod nosem i przesuwając stopą stojącego tuż pod drzwiami kota, otworzyłam je. Na klatce schodowej stał ubrany w żółtoczerwony uniform, starszy mężczyzna z wielką, tekturową paczką pod pachą. Uśmiechnął się do mnie życzliwie i wręczył kartę oraz długopis pokazując, gdzie mam pokwitować. Szybko maznęłam szlaczek w wyznaczonym miejscu i podziękowałam, kiedy kurier przekazał mi przesyłkę.

- Sebastian, chodź tu. Mam coś dla ciebie - zawołałam, radośnie kierując się do niewielkiego salonu.

- Jeśli mogę spytać, co to jest? - zapytał, badawczo spoglądając na tekturowy karton.

- Otwórz to się przekonasz - odparłam podekscytowana.

Demon zdawał się ani trochę nie podzielać mojego entuzjazmu. Zręcznie uporał się z otwarciem pudła i wyciągnął z jego wnętrza dwie marynarki, kilka par jeansów i czteropak koszul w różnych kolorach. Popatrzył na ubrania, a potem na mnie.

- Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem - powiedział, uśmiechając się z zakłopotaniem.

Wzięłam do ręki jedną z marynarek i rozłożyłam ją, po czym przysunęłam do ramion demona - pasowała idealnie.

- Skoro upierasz się, żeby wszędzie ze mną chodzić musisz wyglądać normalnie - wyjaśniłam, przykładając do jego piersi kolejną marynarkę. - Tu powinien być jeszcze sweter... O, jest!

- Panienko - zaczął, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

Podałam demonowi wełniany, granatowy kawałek materiału i kremową koszulę.

- Nie mówię, że w tym fraku nie wyglądasz dobrze. Właściwie, wyglądasz w nim cholernie pociągająco, ale wszyscy na ulicy się za tobą oglądają, a ja nie chcę się rzucać w oczy - kontynuowałam wywód, zaskakująco, całkowicie zapominając o jakimkolwiek skrępowaniu.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że właśnie powiedziałam, jak bardzo mi się podoba. Było za późno, by to cofnąć, a on zdawał się zbyt zajęty udawaniem zaskoczonego - nie skomentował, więc i ja tego nie zrobiłam.

- No nie gap się tak, przebieraj się - poleciłam, rzucając w niego parą lnianych spodni, których również nie wyjął wcześniej z pudełka.

Chwycił ubranie i z niepewną miną zaczął ściągać z siebie ubrania. Nie byłam pewna, czy naprawdę tak dosłownie zrozumiał polecenie, czy zwyczajnie się ze mną droczył, ale nie mogłam tego tak zostawić. Nie chciałam go widzieć bez ubrań. To było niewłaściwe i... No zwyczajnie było złe.

- Nie tu! Wyjdź! Nie masz wstydu? - warknęłam zdenerwowana.

- Powiedziała panienka, żebym się przebierał. Myślałem, że może lubisz patrzeć - odparł przebiegle, zarazem rozwiewając nadzieję, jakoby nie zwrócił uwagi na mój zbyt porywczy komentarz.

- Cholera! - zaklęłam w myśli i usiadłam po turecku na kanapie, opierając ręce na splecionych stopach.

Kiedy demon wrócił do środka, poczułam jednocześnie dumę i rozbawienie. Swobodne ubranie leżało na nim idealnie, nie spodziewałam się, że aż tak dobrze potrafię mierzyć na oko. Skąpany w blasku promieni słońca, wpadających przez przybrudzone szyby, wyglądał niczym anioł. Boski wysłannik niebios, którego zesłano na ziemię, by nade mną czuwał - gdyby nie pulsujące czerwienią tęczówki, nie byłoby w nim już nawet odrobiny demona.

Nie wydawał się zirytowany, wręcz przeciwnie. Widząc zadowolony wyraz mojej twarzy i mimowolny, coraz szerszy uśmiech, także i on rozchmurzył się, całkowicie zapominając o wyznaniu, do którego go zmusiłam. Włożył ręce do kieszeni lnianych, czarnych spodni i zerknął na mnie pytająco. Z aprobatą kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Był tak oszałamiająco idealny. Jego sylwetka, blada cera, delikatny uśmiech, każdy niesfornie sterczący kosmyk włosów i każde zagięcie materiału - wszystko współgrało ze sobą w całkowitej harmonii, jakby był latami dopieszczanym dziełem sztuki wybitnego artysty. Jeszcze nigdy żaden widok nie zaparł tchu w mojej płaskiej piersi tak, jak zrobiła to powierzchowność piekielnego pomiotu, kryjącego się pod maską życzliwego służącego. Pragnęłam zachować ten obraz w pamięci na zawsze. Zarówno swojej, jak i telefonu.

Wyciągnęłam z kieszeni komórkę i zrobiłam demonowi zdjęcie, po czym wepchnęłam ją z powrotem do kieszeni i podeszłam do niego. Stałam oddalona zaledwie o kilka centymetrów i z uśmiechem na twarzy patrzyłam w jego kocie źrenice, lekko zadzierając głowę do góry.

- Teraz wreszcie wyglądasz jak człowiek - powiedziałam z dumą i przytuliłam go.

Nie, dlatego że nagle poczułam do niego emocje podsycane erotycznymi rządzami. To było zupełnie coś innego. Dostrzegłam w nim opiekuna, wsparcie i towarzysza życia. Kogoś, kto będzie ze mną aż do śmierci. Niewiele się myliłam, bo właśnie to mi obiecał, kiedy zawarliśmy pakt, jednak odczucie, które mi towarzyszyło nie miało związku z umową. Było czyste, pierwotne i nieskalane niczym z tego świata. Wypełniło moje serce nadzieją i optymizmem. Chociaż brzmiało to żałośnie, widząc demona - jedyną istotę, która zobowiązana kontraktem przysięgła stać u mego boku do końca marnego żywota, zrozumiałam, że jednak byłam samotna. Bez względu na to, jak silnie przekonywałam się, że to nieprawda, uczucie pustki w sercu uderzyło we mnie z ogromną siłą i pozwoliło, bym całą potrzebę bliskości przelała na wcielenie zła, które trzymałam w ramionach.

Odsunęłam się od niego i lekko zażenowana prychnęłam pod nosem na idiotyczne myśli, które opanowały mój zmęczony umysł.

- Może to prawda, może jestem samotna. Ale dotąd mi to nie przeszkadzało. Teraz mam ciebie. Do końca życia nie będę sama. Nie ma znaczenia, co czuję, liczy się tylko spełnienie marzenia. Chociaż... Jestem wdzięczna za to, że cię mam.

- Panienko, dobrze się czujesz? - odezwał się w końcu.

- W porządku - potwierdziłam i wzięłam głęboki oddech. - Po prostu zrozumiałam, że czułam się samotna dopóki się nie pojawiłeś. Kiedy zobaczyłam cię w tych idealnie dopasowanych, gustownych ciuchach w stylu casual, zdałam sobie sprawę, że już nigdy nie będę sama - zaśmiałam się.

Nie czułam się zawstydzona, ani skrępowana. W końcu miałam spędzić z Sebastianem resztę życia - jak długo mogłam chodzić na palcach i na wszystko uważać? Jak długo miałam zduszać w sobie spontaniczne reakcje? I tak by się dowiedział, lepiej było wreszcie odkryć karty i mieć to za sobą.

- Masz rację, panienko. Nigdy cię nie opuszczę - rzekł uroczyście i klęknął przede mną.

- Sebastian, wstań - skarciłam go. - Czuję się jak debil, kiedy tak robisz.

- Błagam o wybaczenie - odparł krótko i podniósł się. - Panienko, czy ty przypadkiem nie zamierzasz się we mnie zakochać? - zapytał nagle, zupełnie bez ostrzeżenia.

Wzdrygnęłam się zaskoczona i prychnęłam kpiąco.

- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, demonie. Między towarzyszem życia, a prawdziwą miłością jest spora przepaść. A ja nigdy nie czułam potrzeby, by kochać kogoś w ten sposób - wyjaśniłam szczerze.

Taka była prawda. Miałam za sobą kilka nieudanych relacji. Zawsze wiązałam z nimi wielkie nadzieje i nazywałam je „tymi jedynymi". Wszystkie kończyły się w nieszczególnie przyjemny sposób i powoli uświadamiały mi, że tak naprawdę nie wiem, co to miłość. Umiem opisać ją w przepiękny sposób, umiem dostrzec pełne miłości spojrzenie w oczach innych ludzi, ale nie potrafię obdarzyć tym uczuciem drugiego człowieka. Może, dlatego że ludzie zawsze brzydli mi po jakimś czasie i, chociaż to wręcz zbyt okrutne, by to przyznać, porzucałam ich. Odcinałam się, aż w końcu sami ze mnie rezygnowali. Znajdowałam nowych, a kiedy poznawałam ich zbyt dobrze i przestawali zaskakiwać, znów robiłam to samo. Całe życie powielałam ten schemat. Czułam jednak, że z Sebastianem będzie inaczej. W końcu nie był człowiekiem - nie mógł więc być tak nudny i prosty do rozszyfrowania, czego dowód dawał mi przez kilka ostatnich dni. Gdyby był taki, jak każdy mężczyzna, którego poznawałam, już dawno wiedziałabym o nim wszystko, co niezbędne, by zawsze uzyskać oczekiwany efekt. Z nim tak nie było, bo chociaż w każdej chwili mogłam rozkazać mu, by coś zrobił, bardziej fascynowało mnie jak zachowa się sam z siebie. Był ogromną zagadką. Zarówno jego charakter, jak prawdziwy powód odkrywania przede mną - marną ludzką istotą - swoich słabości, chociaż wciąż w sposób, który nie dawał poznać ich istoty.

Przez resztę dnia snułam się po mieszkaniu, krążąc między komputerem, balkonem i toaletą. Byłam zmęczona i kompletnie nie nadawałam się do niczego, co wymagało chociażby najmniejszego wysiłku intelektualnego. Próba napisania kilku zdań spełzła na niczym, jedynie wielkie, pogrubione „kurwa" zajmujące niemal całą szerokość strony świadczyło o tym, że naprawdę chciałam pisać. Zawsze, kiedy się denerwowałam, uderzałam w klawiaturę, albo zaczynałam bluzgać. Ani to mądre, ani elokwentne, ale nie będę kłamać - pomagało. Każde, rozpaczliwe skrzypnięcie plastikowych elementów, brzmiące jak błagalnie o ratunek, a także każde kolejne słowo z podręcznego słownika podwórkowego, niesamowicie mnie odprężało. Z dwojga złego, wołałam wyżywać się tak, niż drzeć gębę i straszyć sąsiadów. Poza tym, za przeklinanie można dostać mandat - strasznie to nielogiczne, ale w tym kraju nic nigdy nie miało większego sensu.

W końcu wybiła północ. Poprosiłam Sebastiana, żeby przygotował kąpiel, a kiedy tylko wyłoniłam się z odmętów spowitej parą łazienki, padłam na łóżko i wtuliłam się w przyjemnie chłodną pościel. Zamknęłam oczy i powoli odpływałam do krainy snów, jednak coś mi przeszkadzało. Byłam tak zmęczona, że niemal śniłam na jawie, ale wciąż nie mogłam na dobre się wyłączyć. Zirytowana, uderzyłam dłonią w poduszkę.

- Mógłbyś sobie iść? Mówiłam, że nie musisz nade mną sterczeć - warknęłam zniesmaczona, spoglądając na demona.

Chociaż w nowych ubraniach wyglądał jeszcze bardziej onieśmielająco i nie potrafiłam porządnie się na niego wydrzeć, to i tak podnosił mi ciśnienie. Kto słyszał, żeby nad dorosłą kobietą czuwał w nocy, właściwie zupełnie obcy, równie dorosły facet. Na dodatek przystojny, pozbawiony ludzkiego poczucia wstydu i... zwyczajnie nieobliczalny.

- Tak bardzo ci to przeszkadza, panienko? - zapytał z nutą złośliwości.

- Tak. Przeszkadza mi, że się na mnie gapisz. Przeszkadza mi, że słyszę twój oddech i przeszkadza mi, że nie wiem, czy się na mnie nie rzucisz w środku nocy - bąknęłam nieco ironicznie, a przynajmniej tak chciałam zabrzmieć, niestety zmęczenie robiło swoje.

Mężczyzna uśmiechnął się, w pełni pozbywając się maski przyzwoitości i eksponując ostre kły, pochylił się nade mną.

- Chętnie bym cię pożarł, pani, ale nie zrobię tego. Wiąże nas kontrakt, jesteś więc całkowicie bezpieczna - odparł szeptem.

Szarpnęłam poduszkę i uderzyłam służącego w twarz. Nieprzygotowany na to, co go spotkało, zachwiał się i cofnął o krok, po czym odchrząknął znacząco i wyprostował się.

- W takim razie idź sobie. Dobranoc - warknęłam po raz ostatni.

Po chwili usłyszałam kroki. Zamknął za sobą drzwi i wreszcie zostawił mnie w spokoju. W końcu mogłam zasnąć, odpocząć, zapomnieć.

~*~

Tej nocy śnił mi się koszmar. To zabawne, rzadko je miewałam. Zawsze ich pragnęłam - lubiłam się bać. Uwielbiałam ten moment, kiedy budziłam się przestraszona i przez kilka pierwszych sekund nie wiedziałam, gdzie jestem, ani co się ze mną dzieje. Jednak ten sen był inny. Nie było w nim duchów, potworów, krwi, ani przemocy. Była tylko ciemność. Wszechobecna ciemność i głucha, przejmująca cisza. Szłam, nie wiedząc nawet, po czym, nie słysząc swoich kroków. Nie wiedziałam, dokąd idę, ani skąd się tu wzięłam. Wokół nie było żadnych ludzi, zwierząt, czy przedmiotów. Tylko bezkres. Cichy i spokojny. Pusty, zupełnie jak moje serce - myślałam, wciąż brnąc przed siebie. Spokój zaczął napawać mnie lękiem. Krzyczałam, ale nie słyszałam swojego głosu. Jakbym znalazła się w całkowitej próżni. Nie widziałam, nie słyszałam, nie czułam. Miałam wrażenie, że przestałam istnieć.

- Czy tak wygląda śmierć? - zastanawiałam się, idąc z każdą chwilą coraz szybciej.

Zaczęłam biec. Z trudem łapiąc oddech, gnałam przed siebie, szukając wyjścia z tego okropnego miejsca. Zawsze marzyłam o całkowitym spokoju. O świecie bez ludzi, bez dźwięków, bez światła. O miejscu, gdzie mogłabym po prostu egzystować, przemyśleć wszystkie sprawy, kiedy tylko potrzebuję. Jednak ten czarny wymiar, w którym się znalazłam, wzbudzał zupełnie inne emocje.

- Sebastian! - wydarłam się z całej siły.

Usłyszałam swój głos. Głębokie echo niosło zrozpaczony krzyk w głąb nicości.

- Sebastian! Sebastian! Pomóż mi! - krzyczałam dalej.

Wiedziałam, że to nie mógł być przypadek, że jego imię było jedynym, co mogłam usłyszeć. Błagałam, by się zjawił, by przerwał pasmo samotności, nie mogłam tego znieść. Ale on się nie pojawiał. Wciąż byłam sama, istniejąc w świecie, którego nie było; poza rzeczywistością, której nie umiałam docenić. Wtedy mnie oświeciło. Wiązał nas kontrakt, jeśli moje życie będzie zagrożone, przyjdzie mi pomóc. Usiadłam i z całej siły wbiłam paznokcie w przedramię. Czując ostry ból, zacisnęłam zęby i mocno szarpnęłam rękę, rozrywając skórę na kawałki. Nie widziałam krwi, nie czułam jej. Nie słyszałam swojego płaczu. Jedynie ostry ból i imię demona łamały nałożoną na mnie barierę. Płakałam, wciąż powtarzając jego imię, wydrapując kolejne kawałki mięsa z ręki.

- Panienko, czy wszystko w porządku? - Kiedy usłyszałam jedwabisty, upragniony głos, ponownie wybuchłam płaczem.

Podniosłam głowę i otworzyłam oczy. Snop jasnego światła całkowicie mnie oślepił, powodując przy tym niesamowity ból oczu i głowy.

- Sebastian! - krzyknęłam, widząc w blasku czarny rękaw swetra.

Chwyciłam go i pociągnęłam do siebie, kurczowo obejmując ramię mężczyzny.

- Panienko, co się stało? Krzyczałaś przez sen - zapytał ciepło, pozwalając, bym się w niego wtuliła.

- Sen? - mruknęłam niepewnie.

Mrugnęłam kilka razy i kiedy oczy przywykły do światła i przestały tak niemiłosiernie piec, spojrzałam na zatroskaną minę służącego. Kiedy dotarło do mnie, że to naprawdę był tylko koszmar, odepchnęłam go, czerwieniąc się jak burak.

- To tylko sen, proszę się nie bać. Jestem tutaj, jesteś bezpieczna - uspokajał mnie.

Musiał widzieć, jak się trzęsę, skołowana próbując zrozumieć, co się właściwie stało. Byłam niezwykle zażenowana. Mówiłam, że nie musi przy mnie siedzieć, a dosłownie kilka godzin później krzyczę i płaczę przez sen, jak małe dziecko. Nie rozumiałam skąd wziął się ten sen, nie potrafiłam rozłożyć go na części składowe tak, jak to robiłam z każdym innym. Ten był zupełnie spontaniczny. Jakby nie należał do mnie, jakby ktoś wepchnął mi go do głowy, by patrzeć jak cierpię.

- Zamknij się... proszę - burknęłam, przyciągając kolana do klatki piersiowej i obejmując je, by powstrzymać drżenie rozdygotanego ciała.

- Zaparzę ci herbaty, uspokoisz się - oświadczył i wyszedł z pokoju.

Nie chciałam, by wychodził. Kiedy tylko opuścił sypialnię, znów poczułam dotkliwą samotność i niepokój. W oczach czułam łzy, ale nie płakałam. To była wina światła - nie wiedzieć czemu, strasznie mi przeszkadzało. Wyciągnęłam rękę i zgasiłam je. W półmroku widziałam zdecydowanie lepiej, nie musiałam już mrużyć oczu.

Sebastian wrócił po kilku minutach z kubkiem świeżo zaparzonej, białej herbaty z różą i postawił ją koło łóżka. Czułam przyjemny, delikatny zapach unoszący się ze szklanego naczynia. Sam w sobie powoli zaczynał mnie uspokajać.

Demon stał przy drzwiach, wyraźnie czekając na jakieś wyjaśnienia.

- Przepraszam - mruknęłam tylko, nie bardzo wiedząc, co miałabym mu właściwie powiedzieć.

Że jestem dzieckiem i boję się ciemności? Że go potrzebuję? Kurwa, dopiero, co go poznałam, jak mogłam nagle traktować go, jako swoją bezpieczną strefę. Tym bardziej, że wciąż w jego obecności daleko mi było do komfortu.

- Nie musisz przepraszać. Wystarczy, że przyznasz, że mnie potrzebujesz - odparł usatysfakcjonowany.

Spojrzałam na niego sceptycznie i prychnęłam pod nosem.

- Nie powiedziałam, że cię nie potrzebuję. Po prostu nie lubię, jak ktoś na mnie patrzy, kiedy próbuję spać. Większość czasu jestem sama. Wydaje ci się, że tak nagle przejdę do porządku dziennego nad tym, że ktoś ciągle jest tuż obok?

- Mówiłaś, że czujesz się samotna

- To zupełnie co innego... - szepnęłam, nieprzekonana o wartości swoich słów.

Skąd tak naprawdę mogłam wiedzieć, co to było? Może moja domniemana samotność miała z tym więcej związku, niż się zdawało?

Nie miałam, po co się nad tym zastanawiać. Niedługo i tak umrę, a on będzie jedną osoba, która będzie ze mną do tej chwili. Nawet gdybym chciała, nie miałam prawa pozwolić komuś zbliżyć się na tyle, by później odczuł mój brak. Poza tym, nie potrzebowałam towarzystwa. Demon, kot i tabletki na ból głowy w zupełności wystarczały. Coś jednak nie dawało mi spokoju.

Podniosłam kubek, upiłam spory łyk gorącej herbaty i odstawiłam go. Brunet śledził wzrokiem każdy mój ruch i czekał na opinię. Tym razem go nie zawiodłam.

- Biała, różana i... jeszcze pigwa tam jest - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

- Zgadza się - przytaknął, wyraźnie zadowolony. - Smakuje ci, panienko?

Twierdząco kiwnęłam głową. Przygryzłam dolną wargę, zacisnęłam pięści i popatrzyłam na niego poważnie.

- Sebastian? - zapytałam niepewnie.

- Tak, panienko?

- Kiedy mnie zabijesz... Czy to będzie bolało?

Wyraźnie się zdziwił. W sumie nie miałam mu za złe, pewnie też bym się zdziwiła, gdyby ktoś zupełnie bez powodu, wpół kubka herbaty, pytał mnie o takie rzeczy. Ale demon nie był z tych, którzy łatwo pozwalają sobie odebrać kontrolę. Nawet, kiedy go zaskakiwałam, momentalnie dostosowywał się do nowej sytuacji. Zakłopotanie na jego twarzy było czymś niemal mistycznym. Zazdrościłam mu tego, jak szybko potrafił się odnaleźć - pewnie byłoby mi łatwiej w życiu, gdybym też tak umiała.

- Dlaczego pytasz? Czy to przez ten sen? - odparł, w gruncie rzeczy niezbyt grzecznie, bowiem pytaniem na pytanie się nie odpowiada i byłam pewna, że o tym wiedział.

Jednak tak naprawdę, od samego początku, to była jego gra. Im szybciej to zaakceptuję, tym szybciej przestanie mi to przeszkadzać - myślałam wtedy, że nie ma innej opcji.

- Nie. To znaczy, może... trochę. Chyba tak - zmieszałam się.

Musiał dostrzec, że nie próbuję go oszukać, bo na jego twarzy pojawił się ciepły wyraz zrozumienia. Zdawało się, że objąłby mnie, gdyby nie fakt, że grał rolę służącego, dla którego takie zachowanie byłoby całkowicie nie na miejscu.

- Będzie bolało. Niestety nie da się tego zrobić bezboleśnie - wyjaśnił spokojnie i rozpromienił się. - Ale nie martw się panienko. Postaram się, by to było dla ciebie możliwie najmniej nieprzyjemne - zaśmiał się.

Skrzywiłam się z dezaprobatą. Śmiech w kontekście zabijania mnie wydawał się niezwykle nie na miejscu, ale dla niego zdawało się to być zupełnie normalne. Jakby w jego słowach nie było nic niewłaściwego.

- Która godzina?

- Wpół do dwunastej. Niedługo musi panienka wychodzić - poinformował.

- Wiem o tym - powiedziałam podnosząc kubek.

Seguir leyendo

También te gustarán

173K 17.7K 100
Tym razem prezentuję powody, dzięki którym szybko zdecydujesz się, żeby awansować na szlachetnego hrabię.
1.2K 294 200
Trochę mi się nudzi więc postanowiłam że zrobię użytek z mojej galeri i zacznę tu wrzucać różne fanarty z dangi aby się nimi podzielić . Jak widać po...
8.4K 2.3K 41
bang podczas prowadzenia tego artbooka zrobiłam progres, może nie największy, ale w jakimś stopniu na pewno. zalecam więc do pierwszych rozdziałów po...
4.2K 235 12
Wszyscy dobrze wiemy że miłości nie da się kupić. Tak samo jak nie da się jej udawać. Aktorzy w filmach grają sceny romantyczne, niestety mimo że są...