Sztuka zapomnienia (WYDANA)

By agitag

376K 9.8K 890

Ona niczego nie pamięta, a on chciałby o wszystkim zapomnieć... Oboje mieli kruche serca i oboje przeszli prz... More

Słowem wstępu
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6 (1/2)
Rozdział 6 (2/2)
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9 (1/2)
Rozdział 9 (2/2)
Rozdział 10
Rozdział 11 (2/2)
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14 (1/2)
Rozdział 14 (2/2)
Rozdział 15
SZTUKA ZAPOMNIENIA ZOSTANIE WYDANA!
DATA PREMIERY + PRZEDSPRZEDAŻ!

Rozdział 11 (1/2)

8.1K 429 29
By agitag

Od kilku dni świat staje się piękniejszy. Właściwie to z różnych powodów. Przede wszystkim rodzina nadal daje mi wymarzony, święty spokój, Melanie naprawiła nasze relacje wypadem do kina na komedię romantyczną, a Danny i Natasha zaprosili na kolację do drogiej restauracji. Moi przyjaciele wreszcie bardziej wpuszczają mnie do dawnego życia, pozwalając mi na wszelkie zmiany dotyczące mojego charakteru czy nastawienia do świata. Dogaduję się niemal z każdym osobnikiem, stającym w obrębie mej egzystencji. Tak, mowa tu także o Maiorze Preinie, którego zdążyłam na nowo polubić. Od tych kilku dni dał się poznać z całkiem innej strony. Tej bardziej przyjemnej i miłej. Codziennie przyjeżdżał rankiem po mnie do pracy, ewentualnie znów jechaliśmy rowerami do kawiarni wypić kawę i zjeść ciastko. W pewnym momencie tej znajomości stwierdziłam, że dość tego złego nastawienia. Po prostu polubiłam Preina i tyle. Nie sprawia mi żadnych problemów, wręcz przeciwnie. Pomógł szybciej dostać się na studia, dzięki czemu już zaliczyłam kilka pierwszych zajęć. Mężczyzna każdego dnia okazuje mi wsparcie i swoją pomocną dłoń, dlatego jestem mu ogromnie wdzięczna. Nie lubię prosić się o coś, a u niego to przychodzi tak naturalnie, że nie zdążę o coś poprosić, już to mam lub jest w trakcie załatwiania.

W piątek wieczorem, gdy kończę zdawać raporty Maiorowi i mam zamiar zbierać się do domu, szef zaczepia mnie w moim malutkim biurze sąsiadującym wraz z jego gabinetem. Brunet uznał, że musi dać mi jakikolwiek kąt, jeśli chce pracować w spokoju i samotności, bez możliwości patrzenia na jego przystojną facjatę. Oczywiście wyśmiałam go prosto w twarz, ale bez pretensji przyjęłam prezent w postaci własnych czterech ścian w jego królestwie pracy. Ze złośliwym, tajemniczym uśmieszkiem i zagadką wymalowaną w oczach podchodzi dość blisko mnie.

– Och, już rozumiem... Nikogo nie ma w biurze, zrobiło się klimatycznie i masz ochotę na małe schadzki, co? – pytam ironicznie, opierając się ręką o biurko. Maior głośno się śmieje, przymykając powieki. – Wow, trafiłam w dziesiątkę? Kurczę, Maior, myślałam, że najpierw zaczyna się od adorowania, randek, a dopiero przechodzi się w dość intymne sfery. Rebeliant z ciebie!

– Boże, Francesca, skończ zabawiać mnie swoimi fantazjami – oznajmia rozbawiony, marszcząc czoło. – Ale skoro o randkach mowa, przyszedłem zaproponować ci...

– Odmawiam wyjścia do kina, do parku, na lody czy inne podchwytliwe, dwuznaczne miejsca – zaznaczam, posyłając mu głupkowaty uśmiech. Prein chichocze, łapiąc mnie za ramiona.

– Przestań i daj mi dokończyć. Nie wiem, co takiego robią pary w parku, ale nie to miałem ci zaproponować. Wolałbym jednak bardziej... klimatyczne i smaczniejsze miejsce. Otóż wybieram się jutro do ciekawej, nowo otwartej restauracji i pomyślałem, że zechciałabyś pójść ze mną.

Prawie dławię się śliną. Byłam pewna, że tylko sobie żartujemy, jak to mamy w zwyczaju każdego dnia, jednakże on wygląda na poważnego i dość przekonanego.

Wzdycham, ponieważ nie sądziłam, iż ta relacja nabierze takiego tempa. Nie wiem czy jestem na to gotowa. Lubię Maiora, naprawdę dał się polubić, gdyż pod przykrywką ostrego, wrednego szefa własnego biura skrywa faceta ironicznego, pewnego siebie, z wygórowanym ego, dobrego i troskliwego. Jednak randka? Co z... Archerem? Wciąż patrząc na innych mężczyzn, mam wrażenie, że zdradzam ukochanego. Ale on by tego chciał, tak? Chciałby mojego szczęścia.

– Rozumiem, że odebrało ci mowy albo zastanawiasz się, co takiego robią pary w parku, co? Od razu przyznaj się do swoich sprośnych myśli, może to jakoś przełknę – mówi Maior, na co wybucham śmiechem. Ten facet naprawdę potrafi być irytująco zabawny, nawet jeśli przychodzi mu to naturalnie.

– Zapraszasz mnie na randkę.

– Czekaj, zastanówmy się, dlaczego facet po godzinach pracy idzie do swojej bliskiej koleżanki, prosząc, by poszła z nim do restauracji... No czekaj, bo nie mam pojęcia...

– Przestań ze mnie kpić.

  Maior puszcza mi oczko, wyginając usta w szerokim uśmiechu. Cwaniak naprawdę taki po prostu jest, a ja wcześniej myślałam, że tylko udaje głupka, by mi zaimponować. Nie mogę się powstrzymać i chowam swoją naburmuszoną wersję. Nadal nie jestem pewna, czy powinnam pójść z Preinem do tej restauracji, na randkę... czy cokolwiek to będzie, dlatego liczę do dziesięciu, a gdy ponownie otwieram oczy, mężczyzna patrzy na mnie wyczekująco.

– Nie jestem idiotką, Maior – wyduszam z siebie. Zaskakuję samą siebie, ponieważ nie mam pojęcia, dlaczego powiedziałam to na głos. Marszczę brwi, lecz staram się przybrać swobodną postawę, jakby te słowa były zamierzone.

– Obawiasz się, że wykorzystam cię, tak? – pyta spokojnie. – Wszystko zmierza do jednego, Francesca. Znowu skupiasz się na sprośnych rzeczach. To ja powinienem się obawiać o twoje dzikie napady...

– Jezu, skończ. Pójdę! Pójdę, ale skończ o tym gadać! – wołam, przy okazji chichocząc. Nawet z tak poważnej atmosfery potrafił zakpić, zażartować... rozluźnić i mnie, i sprowadzić sytuację do tego, bym zgodziła się iść z nim na randkę. Wolałabym tego tak nie nazywać, jednakże to jedyne, odpowiednie słowo. Fakt faktem w mojej głowie są zakorzenione dziwne wyobrażenia na temat Maiora i tego, do czego jest zdolny pod wpływem chwili, ale w tym momencie wolę o tym nie myśleć. To tylko wieczorne spotkanie w restauracji. Zjemy, napijemy się dobrego alkoholu, a potem rozejdziemy w swoich kierunkach. – Najpierw ustalimy parę zasad...

– O, proszę, robi się coraz ciekawiej – mruczy pod nosem, zabierając z wieszaka czarny płaszcz. Szybko ubieram swój i podążam za nim przez przyciemnione korytarze biura. Na dworze palą się już uliczne latarnie, a niebo spowijają granatowe chmury, zwiastujące zbliżającą się noc. Wdycham świeże, chłodne, listopadowe powietrze, posyłając radosny uśmiech Archerowi. Bo wiem, że go widzi. On zawsze uwielbiał obserwować moje szczęście, moją radość i szerokie uśmiechy. – Co tam wymyśliłaś?

– Po pierwsze: żadnych zbliżeń. Po drugie: żadnego upojenia alkoholowego i pójścia na nocną kawkę do ciebie do domu. Po trzecie: jeśli przez przypadek ujrzę w kieszeni twojego płaszcza magiczną, kwadratową, foliową paczuszkę, przerywam spotkanie na miejscu.

– Jesteś cholernie rygorystyczna – stwierdza Maior, prowadząc nas prosto na parking za biurem. Od jakiegoś czasu daję się podwozić, nawet przekonuję się do samochodów i nie panikuję od razu, gdy kierowca wejdzie w ostry zakręt. Jest to miła odmiana od tego, co wydarzyło się po kilku tygodniach mojego pobytu w Atlancie. – Ale żeby zabraniać facetowi noszenia przy sobie kondomów? Francesca, tu już przesadziłaś.

– Wcale nie. Zabezpieczam się.

– No właśnie, ja też bym chciał.

Wybucham śmiechem, bo nie o to mi chodziło. Bez słowa wsiadam na miejsce pasażera, od razu zapinając pasy. Maior w błyskawicznym tempie uruchamia pojazd, wycofując i wyjeżdżając na drogę. Przyglądam się temu, co robi w trakcie. Gaz, puszczenie gazu, zmiana biegu, dodanie gazu, lekkie szarpnięcie. Nie wydaje się to takie ciężkie, jednak nadal mnie przeraża. Wedle mojego uznania... trochę za dużo tu mechanizmów, o które trzeba dbać w tym samym czasie. Spoglądam również na licznik i dopiero tam Prein wyłapuje moje spojrzenie. Uśmiecha się pod nosem, po czym ku mojej uciesze zmniejsza prędkość.

– Lubisz jeździć – oznajmiam najbardziej oczywisty fakt, jaki mogłam zapodać. Przez chwilę myślę, że Maior wyśmieje mnie, ale on nie robi nic w tym kierunku. Po prostu kiwa głową, zaciskając palce na kierownicy.

– To prawda. Ty za to nie lubisz.

– To nie tak, że nie lubię... Nie potrafię, no i za bardzo boję się iść na kurs. Nie wyobrażam sobie samotnego kierowania takim gigantem. A jeśli nie zauważyłabym pieszego?

– Dlatego właśnie na początku zakłada się najlepsze, by nie by myśleć o tych złych scenariuszach. Pewność siebie albo strach, Fran. Potem pewność siebie opada, a wchodzą umiejętności i nauka, więc znowu nie ma czasu na strach. Wszystko da się przezwyciężyć. Najpierw musisz chcieć jeździć.

– Chcę – wyznaję cicho, spoglądając na skręcającego kierownicą bruneta.

– Więc w niedzielę pojeździmy. To nielegalne, ale wskaż mi kogoś, kogo nie uczył brat, siostra, ojciec albo matka.

– Halo, tu siedzę.

– Dlatego czas to zmienić. Ja cię pouczę. Ale najpierw zaliczymy...

– O nie, nie. Nic nie będziemy zaliczać – burczę, na co Maior zaczyna się śmiać, kręcąc głową. Po chwili podjeżdża pod kamienicę Melanie, a ja zabieram swoje rzeczy z tylnego siedzenia. Posyłam mu radosny uśmiech, żegnam się i wychodzę. Prein czeka z odjazdem aż do momentu, gdy znajduję się już przy podwójnych drzwiach prowadzących do środka. Szeroki banan nie może zejść mi z twarzy, gdy idę do góry po schodach, licząc, że to przejściowe. Bo nie chciałabym... nie chciałabym czegoś innego. Panuję nad swoim biednym, zapomnianym sercem.

Głośno wzdycham, otwierając drzwi do mieszkania, w którym już od korytarza słychać gwar rozmów. Szczególnie Melanie wykłócającej się z płcią przeciwną. Po głosie rozpoznaję przyjaciela, dlatego tak cicho, jak się da, ściągam płaszcz i przemierzam hol, by pooglądać zjawisko, jakim jest kłótnia Mel i Dann'ego. Delikatnie wychylam głowę, spoglądając prosto do salonu. Dziewczyna mocno gestykuluje, chodząc po pokoju w tę i z powrotem.

– Wiedziałaś, że tak to się skończy, więc przestań panikować. To dorosła kobieta, Melanie. Ma prawo do własnych wyborów, nie uważasz?

– Skończ mi to powtarzać! Ja po prostu wiem, co było wcześniej i nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki – krzyczy brunetka, uderzając przyjaciela prosto w pierś. Marszczę czoło, nie rozumiejąc, o co im może chodzić. Przez chwilę przychodzi mi myśl, jakoby ta rozmowa dotyczyła się mnie, ale to nie miałoby sensu, ponieważ w ostatnim czasie nie podejmowałam jakichś poważnych decyzji, które mogłyby rozwścieczyć Melanie. Postanawiam zakończyć ich bulwersującą schadzkę i ujawniam się, wchodząc do salonu. Oboje od razu odskakują od siebie jak poparzeni, w szoku przypatrując się mojej osobie. Posyłam im blady uśmiech, nie wiedząc, czego mogę się jeszcze spodziewać po ich wymianie, widocznie różnych, zdań. – W mordę jeża... Już jesteś. Jak tam w pracy?

– W porządku. Raczej powinnam być zmartwiona, że już na korytarzu było was słychać. Coś się stało? – pytam, odkładając torebkę na sofę. Podążam do kuchni, aby zrobić sobie ciepłej herbaty, jednakże zatrzymują mnie podejrzane spojrzenia, które posyłają sobie moi przyjaciele. Momentalnie rozumiem, o czym, a raczej o kim rozmawiała ta, zdenerwowana na siebie, dwójka. – Okej. Co tym razem zrobiłam?

– To nie tak, Clarrie. Po prostu trochę się... martwimy.

– Och, doprawdy? Zważywszy na wasze częste awantury widocznie często się martwicie, a właściwie nie macie powodu. Naprawdę czuję się świetnie. W dodatku próbuję żyć pełnią życia. To chyba same dobre wieści.

– A co z pracą? – dopytuje Danny, więc cicho chichoczę.

– Dobrze, Dan. Maior wreszcie przystopował, pomaga mi i jestem mu bardzo wdzięczna, że postanowił zmienić swój stosunek na bardziej przyjacielski.

– Przyjacielski? To znaczy bliski?

– Cholera, o co wam chodzi? Tak, Maior i ja... cóż, my chyba się kumplujemy. Ciężko to stwierdzić. Spędzamy razem dużo czasu, przez co byliśmy zmuszeni do lepszego poznania siebie nawzajem, ale teraz to wychodzi tak o. Chcemy nadal kontynuować naszą znajomość. On nie jest taki jak tamtego dnia, gdy wparował do domu matki.

– Wierzę, Clar. Do ludzi w końcu docierają pewne fakty i żałują swojego zachowania – wtrąca się Melanie, posyłając mi wesoły, ciepły uśmiech. Gdybym wtedy, tamtej feralnej nocy, nie usłyszała ich rozmowy, pewnie zareagowałabym inaczej, ale dziś po prostu udaję i odwzajemniam gest, by nie wzbudzać podejrzeń. Dalej jej nie powiedziałam, że wszystko słyszałam, jednakże stwierdziłam, iż i tak by nic mi więcej nie wyznała. Zapewne dla mego dobra, jakkolwiek śmiesznie okazuje tę troskę i dobroć. Potakuję przyjaciółce głową, po czym odwracam się do towarzystwa plecami. Biorę kilka głębokich oddechów, zalewam zieloną herbatę i udaję, że ciągle mieszam napój. Nie chcę przeprowadzać z obojgiem rozmowy na temat Maiora Preina, dlatego zostawiam ich samych i udaję się do łazienki, by wziąć długą kąpiel. Po tym czasie mam pewność, że Danny opuścił mieszkanie, a Melanie jest sama. Szybko ubieram krótkie, różowe spodenki w serduszka, jak przystało na niezależną kobietę XXI wieku, oraz tego samego koloru szeroką koszulkę z cytatem z jakiejś piosenki. Z pokoju zabieram koc i okrywam nim siebie i Mel. Choć trzy lata temu straciłam pamięć, wiele rzeczy potrafiłam i do teraz potrafię sobie przypomnieć. Jak na przykład nasze przyjacielskie, ulubione rytuały. Gdy pojawiała się ciepła herbata, mięciutki kocyk i piżamy oznaczało to tylko jedno. Plotki, zwierzenia i wyjawianie miłosnych sekretów. Właśnie w ten sposób w wieku osiemnastu lat oznajmiłam dziewczynie, że moja cnota... poszła w las, ale nie żałuję.

– A więc... co masz mi do powiedzenia? – pyta Melanie z tym głupkowatym, złośliwym uśmieszkiem. Od początku mojego powrotu do mieszkania wyczuła, że chcę coś powiedzieć, ale ciągle się powstrzymuję, dlatego to ten moment, gdy wreszcie mogę wydusić z siebie to, na co dziś przyjęłam zaproszenie.

– Idę jutro na... randkę.

– Co?! O mój Boże, Clar, to cudownie! Jezu, Jezu, a wiesz, co ubierzesz? Wciśniesz się jeszcze w tą małą czarną? A może jednak postawisz na dziewczęncy strój? A może na pewną siebie bizneswomen. Cholera...

– Mel, przestań. Nie zapędzaj się – mówię, powstrzymując napływ śmiechu. Zachowuje się tak, jakbym szła na randkę po raz pierwszy. Co dziwne, najpierw zajęła myśli strojem, a nawet nie wypytuje, z kim idę na to wieczorne spotkanie. Podejrzewam, że zaraz uzmysłowi sobie tę gafę i szybko sprostuję sprawę. – To podobno jakaś nowa restauracja, więc żadnych seksownych fatałaszków i żadnych głupich pomysłów. Zresztą mój partner na ten wieczór to elegancki, bardzo przystojny... oszałamiający urodą facet – stwierdzam, nieco trochę udając zachwyt. Melanie od razu wytrzeszcza do mnie oczami, otwierając szeroko usta.

– Maior Prein. Kurna, mówisz o Preinie.

Kiwam głową.

– Tak myślałam. Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Tylko o to pytam. W końcu to też twój szef, a ty niedawno dopiero wróciłaś... Chyba nie chcesz być na widelcu mediów mamusi.

– Nie prześpię się z nim, Mel. Zaznaczyłam mu to od razu. To był jeden z moich warunków, bym poszła z nim na tę randkę. Zrozum, to już nie chodzi o jakąś nudę czy nowy wymysł na rozrywkę. Po prostu czuję z nim więź i nie obchodzi mnie, że kiedyś się znaliśmy i trochę pokłóciliśmy. Ja z nim to wyjaśnię.

– Myślisz, że ci powie?

– Mam nadzieję. Być może on wyjawi więcej niż ty, kochanie – oznajmiam ironicznie, posyłając w jej stronę buziaka. Dziewczyna przewraca oczami, mocniej zaciskając palce na kocu. Kładę głowę na jej ramieniu, przymykając powieki. – Wiesz, jak jesteśmy poza pracą, czuję przy nim taką niesamowitą swobodę. Tak, jakbym to była prawdziwa ja sprzed wielu lat. Jakbym wróciła do żywych, Mel.

– Przyjaźniliście się i byliście dość blisko, więc to oczywiste. Z czasem może wszystko takie właśnie dla ciebie będzie.

– Obiecał pouczyć mnie jeździć samochodem. Nie wierzę, że nie protestowałam, ale jak prowadzi to nie mam większych obaw. To...

– Znakomity kierowca. Wiem, zawsze o tym wspominałaś, a to dlatego, gdyż sama lubiłaś motoryzację. Chciałaś nawet zrobić prawo jazdy, jednakże twój czas był trochę ograniczony i nigdy nie znalazłaś go na kurs. Poza tym pomagałaś Maiorowi kiedyś w przygotowaniach do wyścigów.

Przełykam głośno ślinę, zdziwiona spoglądając na przyjaciółkę. Nie przypominam sobie, bym dziś coś mówiła na temat jakichkolwiek wyścigów. Po prostu chciałam rzec, że Prein to dobry, bezpieczny kierowca, z którym przyjemnie mi się jeździ. Melanie chyba rozumie aluzję, którą jej cały czas wysyłam wzrokiem.

– Tak, ścigał się. Kiedy wasza przyjaźń uległa... zakończeniu, skończyły się również wyścigi. Byłaś jego mentorem i pomagałaś przy koncentracji. Po każdym takim wydarzeniu wygrywał, szliście do tamtego klubu, do którego zabraliśmy cię z Dannym i świętowaliście dość... alkoholowo i muzycznie.

Posyłam jej krzywy uśmiech, słysząc te wszystkie nowości. Gdybym nie wspomniała o randce z Maiorem, nie dowiedziałabym się tych ciekawych rzeczy. Czasami nadal ciężko mi przebywać w jednym pomieszczeniu z Preinem, wiedząc, że w przeszłości tak dobrze się znaliśmy i byliśmy tak blisko. Dziwne, iż sam mi tego nie powiedział ani nawet nie wspomina teraz, gdy nasze stosunki uległy poprawie.

W dość szybkim czasie uciekam do swojej sypialni, zaszywając się tam na cztery spusty. Ostatnio podkradłam Melanie klucz do piwnicy i wytargałam stamtąd karton, który podpisała "Przeszłość Cukiereczka". Nie wiedziałam, o kogo chodziło, ale mimo wszystko zabrałam go ze sobą z ciekawości. Mel dobrze wie, że przede mną nic się nie ukryje, więc jeśli miała jakiegoś faceta Cukiereczka, zaraz się dowiem, kim on był. Ostrożnie otwieram pudło, przecinając taśmę klejącą. Na wierzchu leży sterta zakurzonych papierów, dlatego spoglądam na nie z szokiem wypisanym na twarzy. Tam są moje dane! Próbuję zdusić jęk, dlatego po cichu wyciągam dokumenty, listy, koperty i wiele innych kartek. Po kolei zaczynam je przeglądać. Na początku są to pocztówki z różnych miejsc na Ziemi. Barcelona, Paryż, Wenecja, Werona, Anglia czy nawet Moskwa. Naprawdę byłam w tych miastach i nie pamiętam? Przecieram oczy i wracam do oglądania reszty rzeczy. Listy również są ode mnie do przyjaciółki. Opowiadam w nich o danej podróży, o jedzeniu, kulturze i nowych znajomościach oraz projektach. Widocznie byłam tam, realizując różne "misje" studenckie. Z treści wnioskuję, iż pracowałam na stażu z samymi świetnymi architektami, dodając im moją wiedzę do ich własnych szkiców. Dzięki temu dziś w kilku miejscach na świecie są domy powstałe przy współpracy ze mną. W dalszej części pudła odnajduję stare płyty od wielu muzyków. Ed Sheeran, Michael Jackson, David Bowie. Jest też Linkin Park, AC/DC czy świetna muzyka klasyczna. Uśmiecham się szeroko, widząc to wszystko, co składowała Melanie. Widocznie korzystała z tych rzeczy, żeby wcześniej pomóc mi odzyskać pamięć.

Odkładam listy, pocztówki i płyty, dokumentację medyczną, by na koniec sięgnąć po dwa albumy ze zdjęciami. Pierwszy jest zatytułowany "przed", a drugi "po". Nie mam pojęcia, czy chodzi o wydarzenia przed wypadkiem i po nim, ale nie zastanawiam się nad tym i po prostu otwieram pierwszy z nich. Fotografie przedstawiają mnie na kampusie, mnie na zajęciach w trakcie jakiegoś wykładu, mnie ze znajomymi przed budynkiem uniwersytetu; mnie i Melanie, naszego wspólnego przyjaciela, Natashę, klub i... Maiora. Zdjęcie ewidentnie jest zrobione z zaskoczenia na niewielkim, ale ładnym moście, gdzie ja jestem wręcz przyklejona do pleców Preina, niosącego mnie na barana i uśmiechającego się tak szeroko, że dziś mu brakuje tej radości na twarzy. Oboje wyglądamy na zrelaksowanych, młodych i szczęśliwych, bez grama problemów czy smutku. Całkowite przeciwieństwo tego, co jest teraz. Spoglądam na datę tego kolorowego, wesołego zdjęcia, która mówi mi o tym, iż było robione gdzieś na początku moich studiów. Maior ma na nim trochę krótsze włosy, zgoloną brodę, okulary przeciwsłoneczne typu pilotki, koszulkę z nadrukiem zespołu Linkin Park i trzyma w dłoni moją kiczowatą torebkę oraz japonki w panterkę. Wybucham śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, po czym patrzę na własny strój i wygląd. Blond włosy wyglądały raczej na rudawe, koszulka opinała mój... właściwie pokaźny biust, a spodenki z wystającą z kieszeni chustką w panterę prawie pokazywały kawałek pupy.

Zakrywam dłonią usta, by nie robić niepotrzebnego zamieszania, jednakże zdjęcia nie odkładam z powrotem. Natychmiastowo chowam je do torebki, a słysząc głośne kroki Melanie, pudło wrzucam do otwartej szafy. Dziewczyna puka i wchodzi do środka.

– Coś... ci odbija? – pyta lekko rozbawiona. – Bo wiesz, późna pora, ty śmiejesz się jak upiór to mam prawo myśleć, że zwołujesz duchy, nie?

Rzucam w nią jedną z poduszek.

– Spadaj. – Pokazuję jej język, dzięki czemu już po chwili znika za drzwiami. Z racji tego, że jestem leniem, nie mam siły znowu podejść do szafy, aby obejrzeć resztę zdjęć. Postanawiam zrobić to jutro, a tymczasem gaszę światło i kładę się spać, mając świadomość, że następnego dnia wieczorem będę gdzieś na randce z facetem, z którym kilka lat temu bardzo blisko się przyjaźniłam...

Continue Reading