Król mórz [Zawieszone]

By Nahirra

5.1K 280 31

Historia o zagubionej kobiecie, Hannie, która niefortunnie przenosi się na pokład Wesołego Rogera, którego wł... More

PROLOG
1.
2.
4.
5.
ZAWIADOMIENIE
przepraszam :(
Zwiastun

3.

621 40 3
By Nahirra

Cały czas myślę o tym, co będzie dalej. Czy mam jakiś wybór? Muszę iść po Arcykamień. To moja jedyna szansa na wydostanie się z tego wariatkowa.
Wychodzę z pokładu na ląd. Mokry piasek pokrywa się z trawą. Dalej widzę wysokie i groźne drzewa. Gdy spojrzę wyżej, widać samotne, zielone wzgórze. Hak wręcza mi szablę na "wszelki wypadek". Nie mam pojęcia, jak się nią posługiwać, ale wątpię, bym nie dała rady. Hak razem z załogą zanurzają się w głąb lasu. Ja idę między nimi. Piotr zostaje na statku, by wyleczyć rany.
- Musimy dostać się do Jaskini Pogłosu, która znajduje się prawie na drugim końcu wyspy.
- Czemu nie mogliśmy tam spuścić kotwicy? - pytam.
- Bo grasują tam tygrysy. Najbardziej krwiożercze drapieżniki, jakie w życiu widziałaś. Chociaż gorąco odradzam spotkania się z jednym z nich w cztery oczy.
Idziemy w ciszy raptem przez dwie minuty.
- Może opowiesz nam trochę o sobie, skarbie? - pyta kapitan.
- Skąd przyszła ci myśl, że chciałabym o tym mówić?
- Jestem po prostu ciekawy. Poza tym, odkąd uratowałem ci życie, jesteś mi tak jakby winna przysługę.
Wzdycham i zaczynam mówić:
- Urodziłam się w Polsce, w Warszawie, ale większość mojego dzieciństwa spędziłam na wsi. W wieku 16 lat, przeprowadziłam się do Ameryki. Zamieszkałam w Nowym Jorku, z moją ciocią. Chodziłam tam do coledżu, a studia skończyłam w Bostonie. Od razu po zakończeniu szkoły, zaczęłam się szkolić na policjantkę. Dotychczas ta robota szła mi nieźle, aż do momentu, w którym nie byłam w stanie poradzić sobie z jednym zwariowanym starcem.
- Ja nie mogłem poradzić sobie z własną dziewczyną. - stwierdza gorzko.
Czuję, że to nie odpowiedni moment, by drążyć drażliwy temat miłości i zauroczeń, w szczególności, gdy widzę, że na twarzy Haka maluje się czysty smutek.

*

Reszta drogi przeszła spokojnie. Żadnych dzikich zwierząt, ani niezręcznych rozmów, o sobie i swoich porażkach życiowych. W pewnym momencie kapitan zatrzymuje się i mówi, że nadszedł czas, by założyć obóz. Miejsce w którym zakładamy obóz to mała piaszczysta wysepka wśród cieni, wysokich drzew. Tracę poczucie czasu i zdaję sobie sprawę z tego, iż musimy pospieszyć się z zakładaniem obozu, bo nadchodzi noc. W tym samym momencie, kiedy rozłożyliśmy koce, pozbieraliśmy wystarczającą ilość chrustu i rozpaliliśmy ognisko, zaczął lać deszcz. Straciliśmy czas, zakładając obóz. Ognisko zgasło, koce nasiąknęły wodą. Cała załoga, łącznie z Hakiem i ze mną również zmokła do suchej nitki. Na szczęście istnieje plan B: namioty. Szybko rozpakowujemy je z torb i rozkładamy. Dwa duże i jeden mały namiot rosną, jak grzyby na deszczu. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę z tego, że załoga liczy 22 osoby, łącznie ze mną i z kapitanem. Duże namioty liczą po dziesięć miejsc. Mały dwa.
- Wygląda na to, że będziemy razem spali. - zagaduje beztrosko Hak. - Panie przodem.
Wchodzę do małego namiotu z jednym dużym kocem. Buty zostawiam na zewnątrz, pod kurtką, by się nie zamoczyły. Kładę się na brzegu i próbuję zasnąć. Po chwili do wnętrza wchodzi Killian. Ku mojemu zdziwieniu nie odzywa się, ani słowem. Życzy mi dobranoc i cicho zasypia po przeciwnej stronie namiotu. Chwilę później ja też zapadam w sen.

*

Poranne śpiewy ptaków, zawsze sprawiały mi niewyobrażalną radość i satysfakcję z faktu, że mam wszystko czego kiedykolwiek bym zapragnęła. Pracę, mieszkanie i przystojnego chłopaka. Teraz, gdy wreszcie odzyskałam Piotrka, biję go na kwaśne jabłko. Ciekawe, czy kiedykolwiek mi wybaczy. Otwieram oczy i dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że obejmuje Haka nogą i ręką, tak jak to robiłam, gdy spałam ze swym byłym ukochanym. Wiem, że to niestosowne, ale znajduję w tym dziwną przyjemność. Znów czuję ciepło i bezpieczeństwo. Delikatnie biorę nogę z jego ciała i już mam zabierać rękę, gdy kapitan budzi się i spogląda na mnie spod jeszcze śpiących powiek. Na jego twarzy maluje się uśmiech.
- Wiedziałem, że ci się spodoba.
- Co? - pytam, zawstydzona.
- Spanie ze mną.
Prycham i wstaję na równe nogi. Zakładam buty i zaczynam budzić załogę. Po śniadaniu i złożeniu obozu idziemy dalej, w głąb wyspy.

*

W godzinę po wyruszeniu z obozu, napotykamy pierwszą przeszkodę w postaci wielkiej dziury, między dwoma częściami wyspy. Na dnie dziury widać wodę z czychającymi na nieszczęsną ofiarę krokodylami. Nie chciałabym być jedną z nich. Jedynym rozwiązaniem jest okrążenie całej wyspy.
- Moglibyśmy okrążyć wyspę. - proponuję.
- Lub przelecimy sobie po lianach na drugą stronę. - mówi Hak.
- Żartujesz, prawda?
- Przecież zależy ci na czasie.
- Nie, aż tak, by umrzeć spadając z wysokości i zostać zjedzoną przez krokodyla.
- Nie marudź. Będzie fajnie. Spróbujesz, jak smakuje życie pirata. Boisz się, że...
Nie usłyszałam końca zdania, gdyż już leciałam lianą nad śmiertelną przepaścią. Nie był to najprzyjemniejszy widok i całe szczęście nie trwał on długo. Po chwili stałam po drugiej stronie i krzyknęłam:
- Wymiękasz, kapitanie?
Nie słyszę odpowiedzi, ale widzę jego pewny siebie uśmiech, co uważam za stanowcze zaprzeczenie. Droczenie się z nim sprawia mi specyficzną radość. Nie będę jej sobie odmawiać. Hak staje przede mną i wreszcie słyszę jego odpowiedź:
- Nigdy, kochana.
Czekamy dłuższy moment, aż cała załoga znajdzie się po naszej stronie, a gdy tak się dzieje, ruszamy dalej w drogę. Jestem rozbawiona i w pełni gotowa, by stawić wszystkiemu czoła. To niepodobne do mnie. A może po prostu dawno nie czułam się szczęśliwa? Nie mogę przestać się uśmiechać. Idę szybciej, niż reszta grupy. Wypełnia mnie energia. W pewnym momencie ktoś łapie mnie w pasie i unosi w powietrzu, bym stanęła z dala od dziwnej rośliny. Rośliny, która posiada ciernie, a z nich wylewa się czarna substancja.
- Nie dotykaj tego. To Senny Cierń. Wystarczy małe ukłucie, a za mniej niż miesiąc, będziesz martwa.
Szerokim łukiem mijam śmiertelną roślinę. Drugie niebezpieczeństwo za nami.

*

Po całym dniu wędrówki, czas znów założyć obóz. Dziś nie pada deszcz, więc nie jestem skazana na spanie w jednym, ciasnym namiocie razem z kapitanem. Grzeję dłonie w rozpalonym ognisku. Wszyscy położyli się spać, ale ja nie jestem zmęczona. Wpatruję się w popiół unoszący się nad ogniem. Wygląda jak tańczące ogniki. Killian siada przy mnie. Wyciąga piersiówkę i bierze łyk, jak zakładam rumu. Dziwne, że cały czas wydaje się trzeźwy. Możliwe, że po prostu tak wygląda jego stan nietrzeźwości. Zastanawia mnie jak się zachowuje, gdy nie pije.
- Nasza dama potrafi się uśmiechać. - zagaduje, lekko szturchając mnie ramieniem.
- Jak widać. - odpowiadam, oddając mu pchnięciem.
- Jutro czeka nas najcięższy odcinek drogi: Czarna Dżungla. Są tam ogromne owady i krokodyle, więc radzę ci uważać.
- Jakoś sobie poradzę.
- Oferuję moje usługi w razie zagrożenia twojego życia.
- Dzięki, ale wątpię, bym z nich skorzystała. - przerywam. - Chyba położę się spać.
Wstaję i już mam zamiar ruszyć na spoczynek, gdy Hak łapie mnie za rękę i pyta:
- Co zrobisz jeśli... Jeśli nie znajdziesz kamienia?
- Jakoś przeżyję. - uśmiecham się ponuro.

*

Hak miał rację. Wędrówka przez Czarną Dżunglę jest okropna. Nie dość, że na całym terenie znajdują się bagna i każdy krok może zakończyć się złamaniem lub skręceniem nogi, to latają jeszcze wielkie owady. Nienawidzę ich, gdy są normalnej wielkości, a te, w Nibylandii są trzy razy większe. Wychodząc z bagnistych terenów, tracę równowagę i już mam wpaść w błoto, gdy Killian ujmuję moją dłoń i przyciąga do siebie. Wpatruję się w głębię jego błękitnych oczu, a on odwzajemnia mój wzrok. Czuję się tak, jakbyśmy byli na wyspie tylko we dwoje. Cała załoga zaczyna bić brawa i gwizdać, co sprawia, że moje wcześniejsze wrażenie momentalnie znika. Wyrywam rękę z jego objęć i idę na bok. Odwracam się i widzę, że Hak też ma tak samo zdziwioną minę, jak ja. Tak jakbyśmy nie mogli dopuścić, by nasze uczucia wchodziły w drogę naszym celom. Bardzo możliwe jest, że są to jedynie moje odczucia.

*

Następny odcinek jest spokojny, a przynajmniej taki się wydaje, aż do czasu, gdy z pnia jednego z drzew, wylatuje zgraja ogromnych owadów. Lecą wprost na nas. Hak popycha mnie na bok, a reszta załogi zaczyna krzyczeć i wymachiwać szablami we wszystkie strony. Mogą się wzajemnie poranić albo nawet pozabijać. Nie wiem, co robić. Jako dama powinnam stać z boku i czekać, aż mężczyźni pokonają owady, ale nie jestem damą. Wyciągam broń z pochwy i zaczynam eliminować niebezpieczeństwo, co wychodzi mi strasznie niezdarnie i bezskutecznie. Owady widzą we mnie łatwy cel i zaczynają mnie atakować. Czuję, jak jeden z nich wbija mi się w udo. Czuję jak padam na ziemię, jak coś sprawia, że robię się senna. Ostatnią rzecz jaką pamiętam jest widok Haka stającego w mojej obronie.

----------

Zostawcie coś po sobie! Gwiazdki i komentarze mile widziane! To dla Was jedynie parę sekund, a mi daję silną motywację, żeby pisać dalej! <3


Zapraszam także do czytania innych opowiadań mojego autorstwa! Od kryminałów, przez dramaty, sci-fi, superbohaterów, aż po amatorską poezję!

Continue Reading

You'll Also Like

5K 501 20
Popuparny i przebojowy chlopak aspirujący na zostanie aktorem grajacym w filmach akcji. Przecież może wszystko z pieniędzmi i wpływowych rodzicami. Ż...
11.9K 2.1K 14
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
42.2K 1.6K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
20.8K 1.1K 42
Faktem było to, że Synowie Garmadona stanowili prawdziwe niebezpieczeństwo dla Ninjago i jego mieszkańców. Choć Ninja robili wszystko, żeby powstrzym...