"Akio"
Przerażony wpatrywałem się w martwego Noe.
Rozpacz i złość mieszały się w środku mnie.
- Ty... - spojrzałem cały zapłakany na Nathana. - Zniszczyłeś moje życie... Gdybym wtedy nie spotkał cię przy kasynie Jacoba... Jesteś potworem..!
Wyciągnąłem szybko telefon by zadzwonić na 112.
- Ja? Potworem? Popatrz na siebie - uśmiechnął się łapiąc za moją rękę. - To ty chciałeś zabić mężczyznę z którym zaadoptowałeś dziecko - powiedział wykręcając moją dłoń.
Telefon upadł na ziemię, a ja krzyknąłem z bólu.
- N-nie chciałem tego robić!
- Chciałeś... - wykręcił nadgarstek jeszcze mocniej, aż naglę coś chrupnęło.
Po mojej całej ręce przeszła fala gorąca, a po chwili uderzył we mnie piekący ból.
- Jesteś pierdolnięty! - krzyknąłem.
Zacząłem płakać głośniej wiedząc, że wyglądam jak skończony idiota.
Nic mi nie pozostało,
Nic,
Kompletne zero...
Jacob? Pewnie nie chce mnie znać...
- P-puszczaj! - zapłakałem próbując wyrwać dłoń z jego uścisku.
- Spokojnie... Opatrzę ci ładnie rączkę w domu, tak? Nie płakusiaj... - uśmiechnął się puszczając moją rękę.
Blondyn przysunął mnie do siebie i przytulił.
Z moich oczu nadal spływały łzy. Nie miałem żadnego wyboru. Nie pozostało mi nic innego.
- Otrułem Jacoba tylko i wyłącznie przez te cholerne narkotyki... Ale nigdy nie podałbym mu dawki śmiertelnej, bo nigdy nie chciałem zostać na tym świecie bez niego... - wyszeptałem i kolanem z całej siły uderzyłem mężczyznę między krocze. - Już nigdy nie pozwolę byś podniósł rękę na mojego i Jacoba syna.
Nathan upadł na ziemię przeklinając.
Szybko podbiegłem i chwyciłem telefon leżący na ziemi. Ból nadgarstka narastał z każdą chwilą, ale nie miałem czasu by o tym myśleć. Musiałem ratować Noe i dziewczynkę, która przerażona od chwili wejścia nie ruszyła się ani kroku.
- Hej! Słoneczko! Proszę wyjdź na zewnątrz - rzuciłem w jej stronę swój odblokowany telefon.
Blondynka wyrwała się z transu i złapała telefon mrugając przy tym parę razy.
- Proszę wybierz numer tam gdzie pisze imię Jacob i powiedz żeby jak najszybciej tu przyjechał! Nie wiadomo co może si-
Nathan złapał mnie od tyłu i zamknął mi usta swoją dłonią. Ugryzłem go a ten syknął z bólu.
- Szybko! - krzyknąłem do dziewczynki.
Aria zmarszczyła czoło i kiwnęła głową uciekając z budynku.
- Kurwa! - krzyknął Nathan.
Uderzył mnie z pięści w twarz, a mi zakręciło się w głowie i upadłem na ziemię.
Chwyciłem mężczyznę za nogę i pociągnąłem. Teraz razem leżeliśmy na ziemi.
Błagam niech tylko odbierze...
--------------------
(w tym momencie usunęła mi się połowa tego co napisałam.... jakieś 500 słów.. w takich chwilach odechciewa mi się wszystkiego)
"Jacob"
- Mówiłem, że branie dziecka to zły pomysł! - krzyknął Rick.
- Japierdole... Człowieku.. Daj mi kurwa żyć... - wyjęczałem rozpaczliwie czekając na zielone światło i uderzyłem głową o kierownicę.
- Kurwa? - zapytał chłopczyk.
Rick obrócił się w jego stronę.
- Po prostu twój tata jest ujemny - zaśmiał się.
Słysząc to odpiąłem pasy i wyszedłem z samochodu nie zwracając uwagi czy światło zmieniło się na zielone. Samochody zaczęły trąbić, a ja podszedłem pod drzwi od strony pasażera i je otworzyłem łapiąc niebiesko włosego za rękę i wyrzuciłem ze środka.
- Hej! To moje auto! - krzyknął wywracając się, a ja za ten czas wróciłem na swoje miejsce.
Rick szybko wsiadł do samochodu i zapiął pasy.
Na zielone światło ruszyłem szybko na przód.
- Obrażalska księżniczka - mężczyzna mruknął cicho zakładając ręce na pierś.
- Co ty kurwa powiedziałeś?! - spojrzałem na niego wrogo nie zatrzymując się.
- Dziecko z nami jedzie! - wybronił się.
Przeklnąłem cicho wracając wzrokiem na drogę.
W jednej chwili mój telefon zaczął dzwonić. Nie patrząc kto dzwoni od razu odebrałem skręcając w prawo.
- N-niech pan pomoże Noesiowi! - usłyszałem zapłakany głos dziecka.
Noe? Szybko spojrzałem kto dzwoni i był to numer Akio.
Cholera jasna!
- Gdzie jesteście?! - zapytałem szybko hamując.
- Co się dzieję? - przejął się Rick.
- Tato..?
- T-taki jasno niebieski domek..! - mówiła łapiąc powietrze.
Od razu nawróciłem i skręciłem w drugą stronę przekraczając stówkę na liczniku.
- Nie ruszaj się nigdzie, a najlepiej się gdzieś schowaj, zaraz tam będę! - rozłączyłem się i rzuciłem gdzieś telefon.
- O co chodzi?
- Jest gorzej niż myślałem - mówiłem zestresowany. - Jak tylko zaparkuję biegniesz do bagażnika i wyciągasz gaśnicę.
- Skąd wiesz, że tam jest?
- Bo nie jestem ułomny, kurwo - warknąłem ledwo wyrabiając się na kolejnym z zakrętów.
Oby tylko nie było za późno...
- Dzwoń po karetkę, szybko! - krzyknąłem do Ricka i zaparkowałem pod domem.
- Najpierw gaśnica?
- Sam wyciągnę, a ty dzwoń! - wybiegłem jak najszybciej.
Otworzyłem bagażnik i wyciągnąłem gaśnicę. Wbiegłem przez otwarte drzwi i najgorsze co mogłem kiedykolwiek sobie wyobrazić malowało się przede mną. Nathan leżał na Akio dociskając go do podłogi, a za nimi wykrwawiał się Noe... Nie umiałem opanować emocji i szybko pobiegłem do Nathana i z zamachu przyjebałem mu gaśnicą w głowę. Nie jest możliwe, by po tym przeżył.
Blondyn zemdlał, a z jego głowy zaczęła się lać krew. Rzuciłem gaśnicę na bok i od razu przyklęknąłem przy Akio.
Chłopak zaczął kaszleć i powoli się podnosić.
- Jacob..? - uśmiechnął się lekko. - Tak bardzo... bardzo.. przepraszam... - westchnął opierając się o mnie.
- Wszystko będzie dobrze, tak? - powiedziałem wiedząc, że i tak nie będzie. - Dasz radę wstać?
- Myślę, że tak...
Pomogłem szatynowi się podnieść.
- Idź na zewnątrz do samochodu, bo Olivier na pewno się stęsknił.
- Olivier..?!
- Idź, idź. Zaraz będzie karetka.
- Ale...
Spojrzałem na Akio, a on przytaknął i wyszedł z domu.
Podszedłem do Noe i padłem na kolana.
- Noe... - powiedziałem cicho kładąc swoją ciepłą dłoń na jego zimnym policzku. - Dlaczego? - zapytałem sam siebie.
Widziałem jak jedna z moich najbliższych osób właśnie traci życie albo już straciła... Nawet nie mogłem nic zrobić oprócz czekania na pomoc.
Na całe szczęście po chwili usłyszałem odgłos karetki.
/Myślicie, że jakimś cudem Noe przeżyje? I co się stanie z tą całą miłością pomiędzy Akio i Jacobem... Wygaśnie?/