Łuski pokryte siarką

Bởi Julia_Care

21.7K 2.5K 953

Gotowi na legendę o smoku wawelskim w nieco innym wydaniu? Jako książę, Shirumi ma na głowie mnóstwo obowiązk... Xem Thêm

wstęp
❖ 1 cz. 1 ❖
❖ 1 cz. 2 ❖
❖ 1 cz. 3 ❖
❖ 2 ❖
❖ 3 cz. 1 ❖
❖ 3 cz. 2 ❖
❖ 3 cz. 3 ❖
❖ 4 cz. 1 ❖
❖ 4 cz. 2 ❖
❖ 4 cz. 3 ❖
❖ 4 cz. 4 ❖
❖ 5 cz. 1 ❖
❖ 5 cz. 2 ❖
❖ 6 cz. 1 ❖
❖ 6 cz. 2 ❖
❖ 6 cz. 3 ❖
❖ 6 cz. 4 ❖
❖ 7 cz. 1 ❖
❖ 7 cz. 2 ❖
❖ 8 cz. 1 ❖
❖ 8 cz. 2 ❖
❖ 9 cz. 1 ❖
❖ 9 cz. 2 ❖
❖ 10 ❖
❖ 11 cz. 1 ❖
❖ 11 cz. 2 ❖
❖ 11 cz. 3 ❖
❖ 11 cz. 4 ❖

❖ 3 cz. 4 ❖

887 96 45
Bởi Julia_Care

Dlaczego mężni rycerze, wykwalifikowani tropiciele i myśliwi, a nawet chłopi posiadający odrobinę szczęścia do tej pory nie dali rady odnaleźć smoczej pieczary? Może dlatego, że nie zapuszczali się w głębię lasu w obawie, że już nigdy z niej nie powrócą? A jeśli wynikało to z tego, że spotykali bestię w okolicach obrzeży? Czy winnym tego była zdolność kamuflażu potwora, który doskonale zacierał po sobie ślady?

Odpowiedź była prostsza, niż mogłoby się wydawać, a Shirumi właśnie ją poznał. Zapewne nikt nie zakładał, że smocza jama, nawet jeśli nie znajduje się wśród gęstwiny drzew, a gdzieś na stromych wzniesieniach, ma tak małe wejście. Szczelina w rzeczy samej mogła na spokojnie pomieścić człowieka, ale ogromna maszkara nie dałaby rady się przez nią przecisnąć. Shirumi musiał to oddać nowemu znajomemu — potrafił być sprytny i zadbać o własne bezpieczeństwo. Prawdopodobnie tylko książę zdawał sobie sprawę z tego, że smok miał zdolność do przemiany w człowieka, a także gdzie mieści się jego jaskinia. Zastanawiał się tylko, czy bestia na tyle mu ufała, że założyła, iż z nikim nie podzieli się tą wiedzą, czy też planowała mimo wszystko go pożreć.

Książę niemal wyzionął ducha, gdy mężczyzna kolejny raz przemienił się w smoka, a na domiar złego chwycił go szponami i poleciał wprost na ostre szczyty. Chłopak myślał, że zostanie zrzucony z ogromnej wysokości i nabije się na któryś z wierzchołków, a jego truchło przez kilka następnych dni będą dziobać ptaki. Żałował, że tak lekceważąco podszedł do sprawy chłopa, który spadł z drzewa i się zabił. Przepraszał go w myślach za to, że sądził, iż smoki nie zabawiają się ofiarami przed śmiercią.

Pierwszy i zdecydowanie najgorszy lot w swoim życiu jednak przeżył – potężne szpony ostrożnie postawiły go na kamiennej kładce tuż przed wejściem do jaskini, a sam smok wzniósł się jeszcze wyżej, by następnie dokonać przemiany w powietrzu i z wyćwiczoną gracją znaleźć się tuż obok niego. Nie wydawał się już tak cyniczny jak na początku — może dlatego, że właśnie dotarło do niego, iż właśnie porwał księcia. Gdyby planował zrobić coś takiego, na pewno lepiej by się przygotował.

A Shirumi wiedział, że był tu z przypadku.

Kiedy wkroczył do jaskini, zaskoczyło go co prawda to, że nie wyczuł wilgoci, a nad głową nie latały mu nietoperze, jednak zdecydowanie nie były to warunki, w jakich mógł żyć człowiek. Oczywiście, sam był księciem, więc o niewygodzie miał znikome pojęcie, jednak szybko zorientował się, że smok musiał przebywać tu głównie w swojej magicznej formie. Wnętrze jaskini pozwalało na swobodną przemianę, nie spostrzegł też, prócz resztek po ognisku, żadnych oznak, aby cudzoziemiec starał się żyć tu jako człowiek. Żadnego posłania, kocy, mimo że nocami w jaskini na pewno robiło się zimno. Nic, czym można by się zająć. Prócz czegoś, czym mógłby się ogrzać, książę najbardziej żałował tego, że nie ma przy sobie zbioru baśni, którego czytanie zwykle go uspokajało.

Znalazł jednak inne zajęcie — nie tak zajmujące jak lektura, jednak o stokroć ciekawsze niż przybywanie ze smokiem w jaskini. Siedział na skraju kamiennej kładki, raz patrząc na przelatujące po niebie ptaki, a raz na ziemię, oddaloną tak bardzo, że człowiek stojący przy drzewie z jego perspektywy wyglądałby jak mrówka. Starał się ochłonąć, jednak świeże powietrze i miłe widoki nie potrafiły wyprzeć z jego świadomości faktu, iż jest skazany na przebywanie z mężczyzną, który potrafi przemieniać się w bestię.

Za plecami słyszał odgłosy rozpalanego ogniska. Zastanawiał się, czemu smok po prostu nie przybierze swojej magicznej formy i nie zionie na kupę gałęzi. Może jego ognisty oddech miał taką moc, że od razu spaliłby je na popiół? A może nie chciał już straszyć księcia, dlatego przebywał teraz w ludzkiej postaci?

Jeszcze raz spojrzał w dół. Wyżłobienia na kamiennych ścianach, kilka pomniejszych kładek poniżej. Odczepił sakwę z monetami od pasa, wystawił rękę i zrzucił ją w dół. Zaczął liczyć. Raz, dwa, trzy...

— Co ty robisz? — Usłyszał przy uchu. Wzdrygnął się. Nie zdawał sobie sprawy, że smok się do niego zbliżył.

— Sam mówiłeś, że nie chcesz złota — odparł kąśliwie. Przez to, że mu przerwał, nie miał pojęcia, przez ile sakwa spadała w dół. Będzie musiał zrzucić coś innego. — Tylko zawadzało.

Mężczyzna zaśmiał się i usiadł obok, ale nie wystawił nóg poza kładkę tak jak książę, który teraz swobodnie nimi machał.

— Jak się nazywasz? — zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Przez kilka godzin siedzenia w bezruchu i wpatrywania się w las Shirumi zrozumiał, że smok nic mu nie zrobi. Jest dla niego tym, czym dla bestii z opowieści nieznajomego była księżniczka Roza. Kartą przetargową. A najlepszy efekt uzyska, jeśli ta karta będzie oddychać. — Skoro nie chcesz powiedzieć, to będę nazywał cię Barankiem. Tak strasznie beczałeś, kiedy się przemieniłem...

— Byłem w szoku — fuknął książę, energicznej machając nogą. — Każdy na moim miejscu by się wystraszył. I nie nazywaj mnie żadnym Barankiem.

Nastała chwila ciszy, podczas której Shirumi zdawał sobie sprawę, że smok nie spuszcza z niego spojrzenia, jednocześnie się uśmiechając.

— Nie boisz się, że spadniesz?

Książę wzruszył ramionami.

— Jak mnie nie zepchniesz, to nic mi nie będzie.

Uświadomił sobie, od jak dawna nie miał okazji pyskować nikomu poza Maram. Ostatnio źle wypowiadał się o królu w jego obecności niedługo po polowaniu w Lesie Złotego Mchu. Miał żal do króla, że ten kazał mu iść samemu w głąb puszczy, a książę się zgubił. Po ponownym spotkaniu w lesie nie wspomniał, że znalazł ojca tylko dzięki pomocy magicznej istoty. A król, zamiast go przeprosić, zaczął sugerować, jak niedojrzały i niedouczony jest jego syn. Shirumi więc nie wytrzymał i przez kilka następnych tygodni odgryzał się ojcu, twierdząc, że nieporadność musiał po kimś odziedziczyć. I, choć po jakimś czasie stracił zapał do jawnego obrażania władcy, nie zrezygnował z tego całkowicie. Nie miał już jednak odwagi do mówienia mu przytyków prosto w twarz.

Choć smok przerażał go w równym, a może nawet trochę większym stopniu niż ojciec, Shirumi miał wrażenie, że stanowi znacznie mniejsze zagrożenie od króla. Co prawda rozumiał, że byłby zdolny do zabicia go w jednej chwili, ale najwyraźniej mu się to nie opłacało. Zresztą, skoro warunkiem wypuszczenia księcia było zaprzestanie polowania na smoka, a nie góra złota, ten tajemniczy mężczyzna musiał sobie naprawdę cenić spokój.

Usłyszał śmiech obcokrajowca, ale postanowił się tym nie przejmować. Zauważył nawet, że w jego głosie nie było złośliwości, a prawdziwa uciecha.

— A teraz szczekasz jak jakiś szczeniak — oznajmił, podnosząc się z miejsca. Gdzieś w głębi duszy Shirumi miał nadzieję, że nie zajdzie go od tyłu i nie zepchnie w przepaść. — Może zacznę cię tak nazywać? Chociaż szczeniaki nie beczą...

Książę też podniósł się z kamiennej kładki. Poczuł odrętwienie po przebywaniu w jednej pozycji przez dłuższą chwilę. Nie widział sensu w dalszym przesiadywaniu na zewnątrz, ponieważ powoli zapadał zmrok i robiło się zimno, a z wnętrza jaskini wydobywał się blask rozpalonego ogniska.

— Nie nadawaj mi dziwnych przezwisk — mruknął, niechętnie ruszając za smokiem — albo ja zacznę nazywać cię jaszczurką.

Mężczyzna zerknął na niego przez ramię.

— Zdaje się, że za krótko widziałeś mnie w smoczej formie, skoro uważasz, że przypomina jaszczurkę. Może się przemienię, żebyś zobaczył różnicę?

Chłopak mimowolnie wzdrygnął się na te słowa. Nie miał zamiaru znowu oglądać tej przerażającej postaci, nawet jeśli wiedział, że potwór nic mu nie zrobi. Zresztą, mimo pokaźnych rozmiarów jaskini, obawiał się, że smok ledwo by się w niej zmieścił. Chcąc uniknąć więc zasypania przez gruzy, odparł w końcu, łamiąc własne przeczenie, aby nie opowiadać o sobie nieznajomemu:

— Shiruminiush, a nie żaden Baranek. Skoro ja powiedziałem ci swoje imię, ty zdradź mi swoje.

Zawędrował za nim aż do ogniska. Usiadł na ziemi, przysuwając się jak najbliżej płomieni. Spostrzegł, że nad ogniem zawieszone jest naczynie, z którego wydobywała się para. Mimowolnie wspomniał o ostatnim posiłku, zjedzonym w południe, a w jego brzuchu zaburczało.

— Całkiem ciekawe. I długie. Ludzie je zapamiętują czy zapominają je po krótkiej chwili? — Smok usiadł obok niego, co nieszczególnie spodobało się księciu. Odsunął się nieznacznie. — Mam tylko jedną misę. Nie spodziewałem się, że będę mieć gościa.

„Nazywasz mnie swoim gościem?", stęknął w myślach chłopak. Niesamowite, że podchodził do sprawy porwania następcy tronu tak gładko, jak gdyby spotkał w lesie starego znajomego i zaprosił go do siebie na kolację.

Wręczył mu misę, wcześniej nalewając do niej część zawartości naczynia wiszącego nad ogniskiem. Shirumi nie miał pojęcia, czy zupa w ogóle będzie jadalna, ale nie zastanawiał się nad tym, bo brzuch znowu dał mu znać, że domaga się pożywienia.

— Zapominają, ale większość i tak zwraca się do mnie „książę", albo „wasza wysokość". — O „nieudaczniku" ze strony ojca nie wspominając. — Ty też możesz zacząć — dodał, choć chciał zatrzymać tę uwagę dla siebie. Nazywanie go Barankiem naprawdę mu się jednak nie podobało.

— Spokojnie, zapamiętam. — Uśmiechnął się, a w jego czerwonych oczach zatańczyły iskry. Shirumi spróbował zupy, po czym z ulgą stwierdził, że jej zawartość go nie otruje. — Ale wątpię, żebyś ty dał radę powtórzyć moje.

Książę uniósł brwi. Smok stawiał przed nim wyzwanie, na dodatek tak banalne? Uznał, że ma trudniejsze imię niż Shiruminiush, którego nawet jego posiadacz nie potrafił wymówić do ósmego roku życia?

— Przekonajmy się — zasugerował, nie ukrywając, że jest tego ciekawy.

Smok spojrzał na niego z rozbawieniem.

— Youma — odparł.

Shirumiemu zadrżała powieka.

— No i co jest w tym imieniu trudnego? — zapytał z przekąsem. Upił kolejny łyk zupy, uświadamiając sobie jednocześnie, że ta jest całkiem dobra.

— Jego rozwinięcie. Powiem to tylko raz, a jak zapamiętasz, to dostaniesz nagrodę. — Nagroda od smoka, cenna bądź też nie, wcale nie obchodziła księcia. Nic nie chciał od niego otrzymać, może poza świętym spokojem i wolnością. — Beracyounuma.

Chłopak przetrawił w myślach to jedno słowo. Gdyby miał przy sobie coś do pisania, zanotowałby je i spytał, czy właśnie tak się je zapisuje. Nie sądził, aby zapomniał brzmienia takiego imienia. Mimo że on sam nie miał wiedzy, czy ktoś w królestwie dzieli z nim imię, Beracyounuma wydało mu się czymś wyjątkowym. Idealnym dla złoczyńcy, który uprowadził księcia. Shirumi musiał mieć je w pamięci, aby kiedyś napisać o tym zajściu i stać się niechlubnym bohaterem historii, którą będą czytać przyszłe pokolenia.

— Już zapomniałeś? — zagaił smok, gdy nastała między nimi chwila ciszy.

Chłopak pokręcił głową i wepchnął mu do ręki pustą misę. Kątem oka ujrzał, że mężczyzna po nalaniu kolejnej porcji zupy przykłada wargi w to samo miejsce, co przedtem książę. Speszony odwrócił wzrok.

— Mają tyle samo liter — oznajmił. — Nasze imiona. Jeśli nie mylę się co do zapisu twojego.

Tym razem to smok zamilkł, ale zamiast namyśleć się jak Shirumi, odłożył misę obok siebie i wyciągnął palec, po czym zamknął oczy i zaczął mamrotać pod nosem, kreśląc znaki w powietrzu. Książę po raz pierwszy w tym dniu uznał, że wręcz niemożliwym jest, aby tak spokojny i nieszkodliwy mężczyzna mógł być najstraszniejszym potworem zamieszkującym obecnie Las Złotego Mchu.

— Faktycznie — przyznał po chwili i posłał Shirumiemu cwaniacki uśmiech. — Jeśli nie mylę się co do zapisu twojego — powtórzył jego słowa.

Kilkoma łykami opróżnił misę i odłożył ją na kamienną posadzkę. Wstał, rozciągnął się i spojrzał na księcia.

— Jutro napiszesz list do króla, jak wygląda sytuacja. Oznacz go królewską pieczęcią czy coś. Żeby było wiadomo, że to nie jest żart.

Shirumiemu cisnęło się na usta, by powiedzieć smokowi, że informacja o zniknięciu księcia na pewno ucieszyłaby jego ojca. Na dodatek, skoro został porwany przez smoka, to władca zapewne nie chciałby już szukać jego ciała. Wzdrygnął się na myśl, iż nawet po napisaniu listu nikt nie przybędzie mu na ratunek.

— Coś nie tak? — zagaił mężczyzna, pochylając się w stronę księcia.

Ten gwałtownie pokręcił głową i zerwał się ze swojego miejsca.

— Nie. Znaczy, nie mam przy sobie pieczęci — odparł speszony. Przypomniał sobie, że rozważał wzięcie na wyprawę rodowego sygnetu. — I... nie do końca pamiętam, jak wygląda. Bo ma za dużo szczegółów — dodał, nie chcąc wyjść na zupełnego nieudacznika.

Smok pokiwał głową. Nie wydawał się zdenerwowany, choć w podobnej sytuacji ojciec srogo skarciłby Shirumiego.

— Wystarczy, że udowodnisz, że to ty piszesz list. Napisz cokolwiek, co wiesz tylko ty i król.

Książę zastanowił się przez chwilę. Prócz tego, że łączyła ich świadomość, iż nie wiadomo jakim cudem byli spokrewnieni, nie przyszło mu do głowy nic. Namyślił się jeszcze, nie odrywając spojrzenia od krwistych oczu mężczyzny. I przypomniał sobie sytuację, która nadałaby się do tego listu.

Wyminął smoka i wyszedł z jaskini. Zachodzące słońce z każdą kolejną chwilą chowało się coraz bardziej za horyzontem, najpierw malując niebo na czerwień, następnie róż i żółć. Drzewa rosnące nisko pod kamienną kładką robiły się coraz ciemniejsze, a ich cienie niewiarygodnie się wydłużały. Shirumi dostrzegł nawet w ostatnich promieniach słońca odbijające się od nich złote monety, które wypadły z sakwy, gdy nią rzucił.

Tylko on i ojciec wiedzieli, czyją winą była śmierć królowej.

Pewnego dnia, gdy przesiadywał z matką i rozmawiał z nią o baśniach, Nariel postanowił wyjść na świat. Fotel królowej ulokowany w jej sypialni w jednej chwili zrobił się cały mokry, ale ona jedynie stęknęła i uśmiechnęła się do syna.

— Skarbie, idź po medyka.

Chłopiec pokiwał z zapałem głową i wybiegł z komnaty matki. Zwrócił tym samym uwagę służby czekającej na wezwanie przy drzwiach. Podczas gdy służące zajęły się królową, on wyruszył na poszukiwania. Dopiero w połowie drogi zdał sobie sprawę, że znalazł się w niewłaściwym korytarzu. Musiał skręcić w złą stronę albo ominąć jedno z przejść — faktem było jednak to, że nie wiedział, gdzie jest. Miał już dziewięć lat, a mimo to tak łatwo zgubił się w zamku, w którym mieszkał od urodzenia.

Królowa zmarła kilka godzin później. Choć medyk przybył niedługo po tym, jak książę po niego pobiegł, nie udało mu się ocalić życia matki albo dziecka. Pobiegła po niego jedna ze służących, gdy Shirumi długo nie wracał. Dopiero później okazało się, że chłopiec wcale do medyka nie dotarł.

Ojciec, który był w czasie rozpoczęcia porodu na polu treningowym wraz z córką, naprawdę się na niego zdenerwował. Choć tłumaczono mu, że dziecko w brzuchu zaplątało się w pępowinę i prawdopodobnie po porodzie zmarłoby wkrótce potem, niezależnie od czasu reakcji, on nie chciał tego słyszeć. Król krzyczał na wszystkich wokół, podczas gdy jego żona wykrwawiała się na łożu — służki powinny bardziej dbać o swoją panią, medyk nie miał odpowiednich umiejętności, a Shirumi...

Cała złość władcy niedługo później skierowała się bezpośrednio na niego. Gdyby tylko nie był takim nierozgarniętym, głupim dzieciakiem, jego matka nadal by żyła. Król powtarzał mu to wielokrotnie. Medyk i służące zostały zwolnione, ale syna nie mógł, ot tak, się pozbyć. Dlatego wyniszczał go psychicznie, mając nadzieję, że chłopiec przyswoi sobie jego słowa i sam zajmie się problemem. A przecież to książę nim był.

— Nie przyjdzie po mnie — wyszeptał, wpatrując się w zachodzące słońce.

Ojciec nigdy go przed niczym nie ochronił. Wręcz przeciwnie, z uciechą przyglądał się synowi, gdy ten wpadał w kłopoty — chyba że te dotykały też jego, wtedy okazywał wściekłość. Shirumi ani razu nie mógł na niego liczyć. Przeżył tylko dzięki sobie i pomocy przypadkowych ludzi i magicznych istot.

Jeśli chciał stąd uciec, sam musiał się ocalić.

Czekał, aż nieco się przejaśni. O zaśnięciu i tak nie było mowy — przejmujące zimno i spanie na kamiennej posadzce bez żadnego okrycia nie pozwalały mu zmrużyć oka. Z drugiej strony był także większy problem, śpiący obok niego w ogromnej, jaszczurzej formie. Musiał niepostrzeżenie przejść obok smoka i wyjść z jaskini.

Kiedy odkrył, że obcokrajowiec nie ma niemal żadnych ludzkich narzędzi, poza tymi służącymi do przyrządzania posiłków, najpierw pomyślał, że mężczyzna po prostu nie zdążył się jeszcze we wszystko zaopatrzyć. Teraz jednak, przewracając się na zimnym, kamiennym podłożu, dowiedział się, o co tak naprawdę chodziło. Smok przebywał w jaskini tylko w swojej magicznej formie, z wyjątkiem czasu na posiłki. Brak łóżka, albo choćby poduszki czy koca, wydał się nagle dość oczywisty. Księcia nawet cieszyło to, że nie został zmuszony do spania na posłaniu należącym do smoka. Albo sam, albo razem z nim. Okryciem by jednak nie pogardził.

Nie trudził się nawet zdjęciem butów do snu — nie tylko zmarzłyby mu stopy, ale także przed wyjściem musiałby je ponownie zakładać, co tylko wydłużyłoby ucieczkę. Leżał więc tak jakiś czas, czekając. Jego wzrok przyzwyczaił się do powoli ustępującej ciemności, a słuch do głośnego wydychania powietrza przez smoka. Kiedy skały w pobliżu wejścia zaczęły się rozjaśniać od zbliżającego się wschodu słońca, powoli uniósł się do siadu. Spojrzał na bestię.

Przez mrok nie widział dobrze jej rysów, ale przytoczył obraz widziany z pamięci. Nadal obawiał się potwora, ale już nie w takim stopniu jak wtedy, gdy natknął się na niego po raz pierwszy. Teraz smok, mimo swych olbrzymich rozmiarów, sprawiał, że wewnętrznie się ekscytował. Nie chciał tego przed sobą przyznać, ale w pewnym sensie był wdzięczny losowi, że dane mu było spotkać tak rzadko występującą bestię. Nie sprawiało to jednak, że nie chciał się już od niej jak najszybciej oddalić.

Wstał i powoli ruszył do wyjścia. Starał się zachowywać bardzo cicho, ale drobne kamyki, niewidoczne w ciemności, chrzęściły mu pod stopami przy niemal każdym kroku. Nie spuszczał wzroku z zielonkawej bestii. Z jej nosa co jakiś czas wydobywały się kłęby dymu, choć oczy pozostawały zamknięte.

Potwór spał, a zadaniem Shirumiego było go nie obudzić.

Wyszedł na zewnątrz, a podmuch rześkiego powietrza uderzył go w twarz. Odczekał chwilę, nasłuchując nie tyle bestii, co wiatru. Z ulgą stwierdził, że mimo wysokości, na jakiej się znajdował, te nie były gwałtowne. Mógł więc przystąpić do dalszej realizacji planu.

Zrzucając sakwę, chciał dowiedzieć się, jaka mniej więcej odległość dzieli go od podłoża. Choć nie udało mu się przeliczyć czasu jej spadania, i tak cieszył się, że nie ma jej przy sobie. Monety brzęczałyby przy każdym najmniejszym ruchu, a to tylko niepotrzebny hałas. Shirumi bardziej bał się tego, że obudzi smoka, niż że spadnie ze skały.

Rozpoczął schodzenie. Wiedział, że pośpiech, choć chęci jak najszybszej ucieczki, może okazać się zgubny. Stawiał każdy kolejny krok z rozwagą, badając grunt pod stopami i chwytając wystające skały w gotowości, że w każdej chwili jedna z kończyn, na której się opiera, może go zawieść. Mimo że skała znacząco różniła się od drzew, na które zwykł wchodzić, książę był pewien swoich umiejętności. Gdyby zwątpił, oznaczałoby to jego koniec.

Starał się nie patrzeć w dół, choć momentami zerkał w stronę ziemi, by oszacować, jaki odcinek już przebył. Powoli zmierzał do upragnionego podłoża. Spostrzegł niespiesznie wschodzące słońce. Choć dzięki niemu coraz lepiej widział i nie musiał szukać elementów do przytrzymania się na oślep, promienie zaczynały go oślepiać. Ponownie spojrzał w dół. Uśmiechnął się, dostrzegając trawę niemal na wyciągnięcie nóg. Zeskoczył, zauważając nieopodal sakwę i wysypane z niej monety. Nie umiał stwierdzić, czy były mu potrzebne. W końcu, gdy ojciec dowie się, co zaszło, natychmiast wyrzuci go z zamku i pozbawi tytułu, jednak książę w swych komnatach miał odłożoną znacznie większą sumę, a zbieranie teraz pieniędzy wydłużyłoby jego ucieczkę. Postanowił zostawić więc sakwę na miejscu. Niech smok uzna ją za drobną rekompensatę tego, że wykiwał go jego zakładnik.

Westchnął głęboko i odwrócił się na pięcie. Miał do pokonania las, poczynając od jego serca — terenu, którego nie znał nikt, kto przeżył. Pocieszała go jednak myśl, że się przejaśniało, a większość drapieżników polowała nocą. Przy odrobinie szczęścia znajdzie wyjście i nie natknie się na żadną magiczną istotę.

Postawił pierwszy, żwawy krok, i natychmiast zamarł.

— Myślałem, że spadniesz, ale najwyraźniej cię nie doceniłem.

Shirumi stęknął, w cieniu drzew spostrzegając smoka w jego ludzkiej postaci. Uśmiechał się do niego cwaniacko, a książę zrozumiał, że w starciu z nim od początku nie miał żadnych szans.

— Beracyounuma... — wyszeptał, z trudem wydobywając z siebie głos.

Uśmiech mężczyzny się poszerzył.

— O, zapamiętałeś moje imię. Przepraszam, ale ja muszę przyznać, że twojego nie pamiętam, Baranku.

❖❖❖❖❖❖❖❖❖❖

Cześć!

Tak sobie ostatnio myślałam, które imię jest dłuższe — Shirumiego czy Youmy — i naprawdę się okazało, że oba mają po 12 liter xd Chociaż może przez sylaby Beracyounuma wydawało mi się dłuższe...?

A jak w ogóle podoba wam się takie nietypowe imię? Przyznaję, to przypadkowy zlepek liter, nie ma w tym żadnej głębi xdd Może poza tym, że najpierw miałam skrót i to do niego wymyśliłam imię.

Jak rozdział?

Z kolejnym widzimy się w środę o 18:00!

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

326K 15.3K 26
*książka ma prawie 4 lata, a moje poglądy się zmieniły. teraz uważam, że pisanie romansów z mężczyznami z taką różnicą wieku jest nie na miejscu. dla...
19K 1.3K 36
Świat pogrążył się w chaosie, pojawiły się wampiry. Zaczęły się ciągle wojny, przez które zaczęło brakować żołnierzy. Wtedy podjęto jedną z gorszych...
3.8K 132 15
Osiemnastoletni Karl po rozwodzie obiecał sobie że już nigdy niezaufa nikomu. Po zmienieniu szkoły w której uczy się jego przyjaciel, Clay, poznaje w...
40K 2.5K 173
Tłumacze to manhwe na discordzie jeśli ktoś chciałby przeczytać zapraszam Demoniczny kultywator, Xie Tian, uważa się za jedynego słusznego kandydata...