Zoja ( w trakcie korekty)

By ZojaWrobel

302 4 8

Uwaga!! jest to moja pierwsza opowieść, więc bardzo przepraszam za wszystkie błędy, powtórzenia i zawirowania... More

Mapa
Wyjaśnienia
Prolog (grudzień 2014 roku)
Część 1
Rozdział 1 (1 września)
Rozdział 2
Rozdział 3
rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 8
Rozdział 9
rozdział 10 (mikołajki)
Rozdział 11 (15.12.2016)
Rozdział 12 (wigilia)
Rozdział 13 (25.12.2016)
rozdział 14 (Sylwester)
rozdział 15 (trzech króli)
Rozdział 16 (wspomnienia mamy o tacie)
Rozdział 17 (znowu 6.01.2017)
Rozdział 18
Rozdział 19 (25.01.2017)
Rozdział 20 (19.02.2017 urodziny Kacpra)
Rozdział 21 (20.02.2017)
Rozdział 22
Rozdział 23 (28.02.2017)
Rozdział 24 (03.03.2017)
Rozdział 25 (8.03.2017)
Rozdział 26
Część 2
rozdział 27 (10.03.2017)
Część 3
Rozdział 28 (Wielkanoc 2017)
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Epilog (23.06.2017)
Podziękowania

Rozdział 7

5 0 0
By ZojaWrobel


Parę dni później, razem z Tymkiem, kompletnie wyczerpana, wychodziłam z lekcji magii. Nigdy do tej pory nie czarowałam aż tyle naraz i teraz wyraźnie burczało mi w brzuchu.

Sala do nauki magii wyglądała inaczej niż normalne klasy, nie miała stolików i krzeseł, tylko wyryty na kamiennej podłodze okrąg i zwinięte, pod zabezpieczonymi przez metal ścianami dywany, służące do siedzenia.

W mojej grupie było kilka osób na tyle mocno powiązanych z magią że potrzebowały szkolenia, a prowadzący zajęcia rudowłosy chłopak sprawdził obecność, więc przynajmniej znałam już imiona większości z nich.

Białowłosa dziewczynka, ta która kiedyś zapadła w trans i musieliśmy jej szukać, miała na imię Eliza, ale z niezrozumiałego dla mnie powodu reszta nazywała ją Elsa. Czarnowłosa to była Emilka, a jej brat miał na imię Emil. Ciemnoskóra dziewczynka z kręconymi, czarnymi włosami i czarnymi oczami nazywała się Angelika, natomiast jej najbliższa koleżanka z szaroblond czupryną miała na imię Marysia. Niewielka dziewczynka miała ciemne włosy i oczy, a na imię Kalina. Ostatnia dwójka to byli bliźniacy, chłopcy o brązowych włosach, jasnych twarzach i ciemnych oczach, jak do tej pory ciągle mi się mylili.

W tym momencie nagłe osłabienie wyrwało mnie z wspomnień i musiałam się podeprzeć o ścianę, bo mi się zrobiło ciemno przed oczami, Tymek się natychmiast zainteresował, jego księżycowo-zmiennokształtna magia nie wymagała tyle energii co moja i miał się lepiej.

-Wszystko gra? - spytał, podtrzymując mnie.

-Pomijając fakt, że muszę szybko odzyskać energię, to tak. - odpowiedziałam, kiedy przestało mi się już kręcić w głowie i mogłam znowu mówić, bez ryzyka wymiotów.

-Za chwile będzie obiad, chodź pójdziemy od razu do jadalni- powiedział i poprowadził mnie w górę, po schodach, na parter. Dzisiaj dostaliśmy kaszę z gulaszem, przez to, że byłam tak zmęczona nie zauważyłam, że moja porcja pachnie nieco inaczej niż pozostałych. Jednak, kiedy byłam w połowie zawroty głowy nie tylko nie zniknęły, ale jeszcze bardziej się nasiliły! Później było jeszcze gorzej, najpierw miałam wrażenie, że mnie coś pali od środka, a przecież jestem ognioodporna, a później straciłam przytomność.

***

Obudziłam się na szpitalnym łóżku, zapach leków i środków odkażających, upewnił mnie co do tego, gdzie jestem. Co ciekawe przy moim łóżku spał Krystek, jego szaro-czarny łeb leżał obok mnie, na kołdrze. Było to interesujące na tyle, że rano przekazał, iż zamierza sprawdzić sytuację w Górzysku i miał wrócić dopiero następnego dnia. A propos, ile spałam? Przez okno wpadało światło księżyca, więc musiała być noc. Skrzypnęły drzwi i zajrzała przez nie, młoda dziewczyna, w zielonym fartuchu- medyczka.

- O! Cześć, obudziłaś się już do końca? - zapytała, podchodząc do mojego łóżka.

-Tak, ale wciąż mam problem ze skupieniem wzroku i nie mogę przywołać magii, by mnie do końca uleczyła- odpowiedziałam czułam się... pusta, jakby coś mi zablokowało magię!

- To normalna reakcja u łaków i magicznych na księżycowy oścień, powinno Ci przejść do jutra. - powiedziała grzebiąc w kieszeni fartucha. Po chwili wyjęła termometr i zmierzyła mi temperaturę.

-Ok, temperatura ci trochę spadła, aczkolwiek dalej utrzymuje się koło 50 stopni, ciekawe. Normalny człowiek czy magiczny by już nie żył, ale z tobą wszystko w porządku - Powiedziała odczytując wynik i popatrzyła na mnie. Nie umiałam do końca odszyfrować jej spojrzenia, ale przywoływało na myśl zdziwienie, taki jaki pojawia się gdy po raz czwarty strzelisz w królikowi w serce, a on nadal biega.

- Co to księżycowy oścień? - zapytałam, wyrywając się z gonitwy myśli. Po raz pierwszy słyszałam ta nazwę i ciekawiło mnie co to jest? Sprawę z moją dziwną temperaturą postanowiłam przestudiować później.

- Roślinna trucizna działająca tylko na łaki oraz magicznych. Na ludzi i zwierzęta bardzo słabo. W przypadku łaka wywołuje problemy z wzrokiem, zawroty głowy i wrażenie kwasu w brzuchu. Kogoś takiego jak ty potrafi zabić wciągu piętnastu minut  po podaniu ostatniej dawki, na magicznego potrzebuje ponad 5 i w ich przypadku objawy występują szybciej. - obszernie odpowiedziała na moje pytanie.

-Jak blisko było? - spytałam, delikatnie szturchając Krystka

- Miałaś szczęście, twoi przyjaciele szybko zauważyli, że jak to powiedzieli „to nie była Wicher" i  cię tu przynieśli- powiedziała i przecisnęła się obok Krystka, by stanąć tuż obok łóżka.

- O co chodzi, komu aż tak podpadłam, znowu dementy i Obławnicy? - zapytałam

-Obawiam się, że tak. Możesz poprosić swojego smoka, żeby sobie stąd poszedł? Niby wiem, że w końcu to on wyciągnął z ciebie truciznę, ale to przecież smok. – powiedziała, wciąż trzymając się od Krystka z daleka.

-Krystek, jest moim towarzyszem, poza tym jest mniej niebezpieczny niż ja. Kiedy on się zdenerwuje, to tylko macha ogonem i skrzydłami, ja mogę kogoś doszczętnie spalić. – powiedziałam, za nic nie udałoby mi się przekonać Krystka by po czymś takim zasnął w formie tatuażu.

- Acha, ok. W każdym razie księżycowy oścień musi być podawany codziennie przez 5 dni i dopiero po przedostatniej dawce pojawiają się objawy, więc czy przez ostatnie dni coś Ci dziwnie pachniało w jedzeniu? - zapytała

- Dopiero dzisiaj, na obiedzie, wcześniej nic- odparłam

-Musieli ci dzisiaj podać większą dawkę, ale i tak szybko z tego wyszłaś, ledwo parę godzin, po tym jak ci podaliśmy odtrutkę- powiedziała, przy okazji dowiedziałam się jak długo spałam.

- Zatrzymamy cię do niedzieli na obserwacji, a później wrócisz na lekcję, spróbuj się trochę przespać, Ok? - powiedziała, a kiedy potwierdziłam, to cicho zamknęła drzwi i zostawiła nas z Krystkiem samych. dopiero teraz się zorientowałam że ktoś właśnie próbował mnie zabić! Co gorsza prawie mu się to udało!

Po jej wyjściu naprawdę próbowałam się zdrzemnąć, ale nie mogłam, uniemożliwiała mi to kotłowanina myśli i emocji oraz dojmujące poczucie braku, zawsze miałam moją magię, a teraz... nic. Dobra, złość jest lepsza niż strach.- pomyślałam sobie i postarałam się choć trochę uspokoić rozbuchane emocje. Komu mogłam aż tak zajść za skórę? Ktokolwiek mi to dodawał do jedzenia, musiał mieć dojście bezpośrednio do mojej miski, co oznaczało, że był piorunująco szybki, jak raz chwyciłam miskę nie wypuszczałam jej z rąk, dopóki nie skończyłam jeść. Nie chciałam powtórki w przyszłości, a to oznaczało badanie każdego posiłku przed zjedzeniem lub cowieczorne polowanie, zdecydowanie mi się nie podobała ta perspektywa. W środku tej niewesołej parady i pętli, gdzie złość i strach mieszały się w ogromy kocioł, Krystek uznał za świetny plan wdrapać się na łóżko i musiałam go zepchnąć z powrotem na podłogę, by go nie rozwalił, jako iż już zaczynało trzeszczeć. Dopiero po chwili się zorientowałam, że chciał mnie w ten sposób pocieszyć. Co dość dobitnie zaprezentował chwilę później przesyłając mi wielkiego banana, przylepionego do ściętego pniaka. Te jego pomysły, jak przekazać pewne rzeczy, były najlepsze co znałam do tej pory. Strach zniknął, gdy przekazał mi że przecież sobie dałam radę i żyję.

Nagle moja magia wróciła i od razu zaczęła mnie do końca łatać. Dopiero to pozwoliło mi zasnąć               

                                                                                               ***

Faktycznie w niedzielę wypuścili mnie do pokoju i dobrze, bo ten pobyt w szpitalu był strasznie nudny. Karol jednak nie pozwolił mi iść razem z innymi do kościoła i z nudów razem z Krystkiem skorzystaliśmy z pochmurnego nieba, by sobie poćwiczyć. Skończyło się tym, że Krystek ze mną na grzbiecie wykonywał różne wygibasy, a ja usiłowałam nie zwymiotować i strzelać ogniem do wybranych chmur. Z celnością nigdy nie miałam problemów, więc jedyny szkopuł był w tym by nie dać się skołować przez gwałtownie zmieniającą się perspektywę. Kiedy Krystek, jakąś godzinę później, zmęczył się, wróciliśmy na dół, do mojego pokoju. Parę minut po moim wślizgnięciu się, przez drzwi zajrzała cała hałastra, i nagle okazało się, że mój pokój na poddaszu jest trochę ciasny, kiedy znajduje się w nim pięć osób, oraz smok. Z niezrozumiałych dla mnie powodów, byli zdenerwowani, że im nie powiedziałam o Krystku. Na całe szczęście Kacper już po chwili zapomniał o tym, że jest na mnie zły i zaczął delikatnie łagodzić, temperamenty reszty naszej bandy. Tak więc obyło się bez kłótni, przy okazji dowiedziałam się, że nie wpuszczano ich do szpitala, bo byli za młodzi. Jasne, już wierzę, byłam pewna, że to przez to, iż ani Tymek, ani Marta nie umieli usiedzieć spokojnie, wciąż ich nosiło i wszędzie zaglądali. Powiedzieli, że to przez to, że są psowatymi, dlatego są tacy ciekawscy. Być może faktycznie, z tego powodu ich nie wpuścili, ale nie rozumiem, dlaczego nie pielęgniarka nie pozwoliła wejść Kacprowi i Zofianowi.

Tymek wczoraj znalazł kota, którego znał z Żelastwa, ale ten wyraźnie się go bał, Tymek się domyślał, że to przez to, iż jest wilkiem, ale mi się to wydawało naciągane. W efekcie ustaliliśmy razem z resztą, że dziś w nocy pójdziemy we dwójkę tego kota przepytać, oraz dowiemy się co wie. Zofian i Marta miały jutro pisać sprawdzian, więc automatycznie odpadały, pomimo że ani trochę nam się to nie podobało. Kacper natomiast, wczoraj wieczorem przerobił stare słuchawki swojego brata, tak by umożliwiały nam komunikację i jednocześnie nagrywały to co się dzieje dookoła. Plan był taki, że ja i Tymek pójdziemy na spotkanie, oboje będziemy mieć w uchu po słuchawce, a Kacper zostanie u siebie i przez telefon będzie z nami rozmawiał. Jako pół ryś nie powinnam mieć problemów z komunikacją z kotem, założyliśmy więc, że będzie dobrze.

Mieliśmy sporo szczęścia, bo ledwo skończyliśmy omawiać plany, Karol zawołał nas na kolację. Schodząc po schodach prawie wpadłam na Emila. W porę uskoczył więc nic się nie stało, ale i tak mnie sklął, nawet nie wiedziałam, że 10 letni chłopak, zna aż tyle przekleństw!

- Masz jakiś problem?!- warknął na niego Tymek, był wyższy od Emila, a oczy mu świeciły srebrem.

- Tymon, uspokój się- powiedział Kacper i pociągnął go za bluzę.

- Chłopie, ty jesteś szalony, trzeba cię uśpić, ją też- właściwie nie powiedział, a wypluł to z siebie Emil.

Tymkowi puściły nerwy i zanim go zdążyliśmy z Kacprem odciągnąć, podbił Emilowi oko. Być może specjalnie, odrobinę z tym zwlekaliśmy, ale należało mu się. Niestety, Karolowi znudziło się czekanie na dole i wylazł po schodach na górę. Najpierw, jak zobaczył Emila to wysłał go do szpitala, a Tymka gdzieś zabrał, więc kiedy dotarliśmy na kolację, to nie mieliśmy z Kacprem apetytu i tylko grzebaliśmy w talerzach.

Co było efektem, naszej potyczki z Emilem, dowiedzieliśmy się dopiero jak Tymek wrócił do pokoju, siedzieliśmy z Kacprem razem, u nich, bo jakoś nie mogliśmy się rozejść.

Pokój chłopaków wyglądał inaczej niż mój. Przede wszystkim wszystko było podwójne, przynajmniej z założenia, bo chłopcy, zdołali poróżnić swoje połowy, u Kacpra na łóżku leżała książka zatytułowana „Tomek w krainie Kangurów" w rozlatującej się, że starości okładce i z pożółkłymi kartkami, natomiast, na łóżku Tymka leżał album podobny, do tego, który kiedyś widziałam u jednego pana, tyle, że Tymek zamiast znaczków, miał w swoim karty z piłkarzami. Ale ich biurka wyglądały podobnie, zeszyty i przybory do szkoły. Choć u Kacpra na środku blatu pysznił się stary laptop i inna elektronika podpięte kablami. Tymek nad swoim biurkiem przykleił ogromny plakat z wilkiem i zdjęcie, jak się domyśliłam, swojej rodziny, wszyscy byli dość wysocy i szerocy w barach, oczy niebieskie lub zielone. Na środku stała kobieta, o włosach identycznych jak Tymka, trzymała na rękach małego, prawie białego wilczka o niebieskich oczach, mojego przyjaciela jako dziecko. Po bokach stało dwóch nastolatków, starszy chłopak i nieco młodsza dziewczyna, z tyłu trzymając dłonie na ich ramionach stał mężczyzna, od razu zwracało uwagę podobieństwo, między nim, a dziewczyną, oboje mieli jasno brązowe włosy i zielone oczy. Obok chłopaka stało dwóch dziarskich staruszków, mieli już siwe włosy pomiędzy swoimi brązowymi.

- Tak, to moja rodzina- potwierdził Tymek, kiedy zauważył na co patrzę- a konkretnie moja pierwszą przemiana- dodał po chwili.

- Dobra, dość wspominek, powiesz nam co się stało, po tym jak Karol cię gdzieś zabrał, czy nie? - zniecierpliwił się Kacper

- wylądowałem, na pogadance u pani dyrektor, mam dyżur na zmywaku przez tydzień. Idziemy pogadać z tym kotem? - pytanie było skierowane do mnie.

- Jasne- odpowiedziałam

- Dobra, skończyłem już z słuchawkami. - powiedział nam Kacper podając po jednej, czarnej, przytyczce do ucha. Włożyliśmy je, tylko trochę tłumiła dźwięki.

- Ok, teraz robimy test dźwięku, jakby było za głośno albo za cicho to mówcie. - stwierdził i powiedział coś do laptopa. Myślałam, że mi uszy rozsadzi! Całe szczęście tylko ręce stanęły mi w ogniu. Chłopaki się zdenerwowały, Kacper wyłączył dźwięk i dopiero wtedy udało mi się zgasić płomienie, Wszyscy oddychaliśmy szybciej, dopiero po chwili zauważyłam, że co prawda, futro i ciało pod nim miałam po prostu cieplejsze, to rękawy mojej bluzy były spalone, więc wyraźnie było widać mi znamię.

- Zawsze stajesz w ogniu, gdy się zdenerwujesz? - zapytał mnie Tymek, zdecydowanie był poddenerwowany, ale nie krzyczał.

- Dość często, choć czasami, zamiast płomieni, wysuwają mi się pazury. - odpowiedziałam

-Coś się stało? - zapytał Kacper

-było za głośno- odpowiedziałam

-Spróbuj skręcić głośność do 2 stopni- poradził mu Tymek. Kacper przykręcił głośność i ponownie puścił nagranie, teraz już było dobrze, rozumiałam, co mówi. Tymkowi też odpowiadała ta głośność, więc ustaliśmy, że jak tylko zajdzie słońce to wymkniemy się za ogrodzenie i wytropimy tego kota. Tymek zapamiętał jego zapach, co oznaczało, iż nie będziemy mieć problemów ze znalezieniem go.

Continue Reading

You'll Also Like

44.4M 1.3M 37
"You are mine," He murmured across my skin. He inhaled my scent deeply and kissed the mark he gave me. I shuddered as he lightly nipped it. "Danny, y...
4M 161K 69
Highest rank: #1 in Teen-Fiction and sci-fi romance, #1 mindreader, #2 humor Aaron's special power might just be the coolest- or scariest- thing ever...
1.9M 80.3K 23
(COMPLETED | UNDER EDITING) Fresh out of college, Veronica Odair is hired as a forensic scientist at the infamous B.E.A.R. Laboratories. She is put t...
10.1M 506K 199
In the future, everyone who's bitten by a zombie turns into one... until Diane doesn't. Seven days later, she's facing consequences she never imagine...