Till the Last Breath / ZOSTAN...

By KarolinaZ_autorka

32.9K 2.7K 875

W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw... More

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział drugi (dokończenie)
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział trzynasty (II)
Rozdział trzynasty (dokończenie)
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty I
Rozdział dwudziesty piąty II
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci (część I)
Rozdział trzydziesty trzeci (II częśc)
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
*
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Rozdział czterdziesty szósty
Rozdział czterdziesty siódmy
*
Rozdział czterdziesty ósmy
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Rozdział pięćdziesiąty
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Rozdział pięćdziesiąty drugi (OSTATNI)

Rozdział dwudziesty siódmy

467 42 14
By KarolinaZ_autorka

                                                      Rozdział dwudziesty siódmy

                                                                          LUCILLE

Siedzę na krześle. Wokół mnie panuje ciemność rozproszona jedynie wątłym, pomarańczowym światłem bijącym z lampy stojącej przy regale z książkami. Spałam tylko dwie godziny i choć powinnam zdecydowanie bardziej odpocząć, to nie potrafię. Wciąż dręczą mnie koszmary, które wcale nie są wybrykiem wybujałej wyobraźni. To przerażające, pełne przemocy i strachu wspomnienia. Nie było sensu zamykać oczu i łudzić się, że tym razem odpuszczą. Zwlekam się z łóżka, owinęłam kocem i nie mając najmniejszego pojęcia dlaczego, postanowiłam pójść do pokoju, gdzie sofę zajmował Thoren. Siedząc przyglądam się mężczyźnie. Śpi na plecach i nadal nie ma na sobie koszulki. Zastanawiam się jak to możliwe, by był zdolny do tylu okrutnych rzeczy. Moja nierozsądna, osamotniona strona bardzo chce mu zaufać i poczuć odrobinę ciepła lecz rozum stanowczo zabrania jakichkolwiek kontaktów. Nie wiem co zrobię, ani jak dalej będzie wyglądała nasza sytuacja. To nie powinno jednak ciągnąć się w nieskończoność. Tylko do kogo mam wracać? Zostałam sama. W chwili gdy ukradłam kluczyki od samochodu i udało mi się wprawić koła w ruch nie planowałam wiele. Zależało mi na wyjechaniu z Skagway, na zostawieniu całego syfu za sobą. Czy wtedy wspólnota mogłaby mnie dopaść? Nie wiedzieliby gdzie przebywam. A może znaleźliby sposób? Są bezwzględni, o czym przekonałam się na własnej skórze. Wiem, że w tamtym momencie, kiedy Tony przyprowadził mnie do tego przedziwnego laboratorium moje życie wisiało na włosku i gdyby nie Thoren... Zaciskam zęby czując w piersi narastający ucisk, zupełnie tak jakby ktoś umieścił mnie w imadle i co chwilę podkręcał śrubę. Powoli przesuwam wzrok w kierunku Shadow, chcę czymś zająć myśli i pies wydaje się idealny. Zwierzak leży na prawym boku głośno chrapiąc. Podziwiam, nie. To złe słowo, zazdroszczę. Tak, to pasuje o wiele bardziej. Zazdroszczę mu spokoju. Zupełnie przypadkiem przesuwam spojrzenie dalej aż natykam się na sofę. Mężczyzna nie poruszył się ani o milimetr co tylko dowodzi w jak głęboki sen zapadł. Przyglądam się symetrycznej twarzy, na której widnieje kilka zadrapań, ciemnemu zarostowi, który niechlujnie porasta szyję. Szeroka, umięśniona pierś faluje przy każdym oddechu. Mam ochotę podejść bliżej, zająć choć skrawek sofy i przekonać się czy te maleńkie czarne włoski na jego klacie są tak miękkie na jakie wyglądają. Niespodziewana gorąc rozlewa się po całym moim ciele, gdy przyglądam się wyrzeźbionym mięśniom brzucha i wąskim biodrom, na których trzymają się szare dresowe spodenki. Nie przykrył się, koc wciąż leży na oparciu. Wstaję z miejsca i niepewnie robię krok w jego stronę. Wyciszając wyjący umysł sięgam po przykrycie i delikatnie okrywam nim Thorena. Ręce ma ułożone wzdłuż boków i gdy spoglądam na jego dłonie przypominam sobie jak łapał nimi martwe ciało Ezekiela. A potem jak tymi samymi dłońmi wręczał mi różę, przeładowywał broń, trzymał nóż i gładził mój policzek. Tyle różnych sytuacji, powinnam się bać lecz gdy dotykał mojej skóry nie czułam niebezpieczeństwa. Jak to możliwe? Jeszcze chwilę spoglądam na delikatnie falowane, rozczochrane włosy walcząc by nie wsunąć palców w tę gęstą, czarną plątaninę, a później wstaję i ponownie zajmuje miejsce na krześle i skupiam się na psie. Shadow właśnie śni o niekończących się harcach na dworze, bo jego łapy zaczynają gwałtownie poruszać, a pazury uderzają w drewnianą podłogę. Owijam się szczelniej kocem, który zsunął mi się na ramiona i wsłuchując się w chrapanie zwierzaka przymykam powieki. Jest mi trochę niewygodnie, ale przecież za moment wrócę do łóżka.

Za jedną, małą minutkę.

Gdy po jakimś czasie otwieram oczy mam wrażenie, że moje ciało zostało wykute w kamieniu. Wszystko mnie boli i nie mogę ruszać szyją. Masuję napięte mięśnie ramion i kiedy uzmysławiam sobie, że pokój już nie tonie w mroku, a w kominku pali się ogień mam ochotę przewrócić oczami. Zasnęłam na krześle. Świetnie.

Mozolnie podnoszę się na nogi, sofa jest pusta toteż dyskretnie zaczynam się rozglądać wokół. Nie mogę uwierzyć, że w kominku strzelają płomienie. Vincent stanowczo zabronił mu wykonywać niemal wszystkich rzeczy, które wymagały siły fizycznej, a on postanawia sobie rozpalać ogień?

– Dzień dobry. – Nie spodziewam się, że usłyszę jego głos więc drgam niespokojnie unikając jakiegokolwiek kontaktu.

– Narąbałem trochę drewna. Nie jest tego dużo, ale na dziś powinno wystarczyć.

Narąbał drewna?! W tym stanie?!

– Vince kazał ci się oszczędzać. – Mamroczę

– Tak, ale przecież nie pozwolę żebyś marzła.

Zamieram i gapiąc się bezmyślnie na jego granatową koszulkę z długim rękawem, myślę, że zaraz coś powie, może obróci w żart lecz nic takiego nie następuje. Thoren odwraca się na pięcie i maszeruje do kuchni, a ja nadal stoję na środku pokoju próbując przetworzyć, to co się wydarzyło.

– Co zjesz na śniadanie?

Mrugam zdumiona. Nie wiem jakiej zagrywki używa, ale zadziwiająco skutecznie wprowadza mnie w złość. Nie tracąc ani minut dłużej, wpadam do kuchni i mierzę go lodowatym spojrzeniem.

– Z choinki się urwałeś?! – Podnoszę głos. – Nagle dbasz o mój komfort, o mój żołądek?!

– Zawsze o to dbałem. – Odpowiada spokojnym tonem. – Dałem ci dach nad głową, gotowałem dla ciebie posiłki, pozwalałem żebyś chodziła w moich ubraniach. – W jego oczach dostrzegam błysk. – Rozumiem, że nie chcesz mnie znać, ale nie neguj tego co dla ciebie zrobiłem.

– I wcale nie chciałeś mnie wydawać wspólnocie, prawda?!

– Czasami nie działam rozsądnie. – Przyznaje z zawstydzeniem. – Moje pragnienie zemsty jest wszechogarniające. – Unosi dłoń, by przeczesać włosy i wówczas zauważam na jego serdecznym palcu coś połyskującego. Sygnet, który już wcześniej widziałam. Nigdy przedtem go nie zakładał, a przynajmniej nie w moim towarzystwie. Czuję, że zasycha mi w ustach. Czy ten pierścień coś oznacza?

– Należał do mojego ojca. – Thoren gładzi czubkiem palca czarny kamień. – Właściwie to do mojego pradziadka. Jest przekazywany z pokolenia na pokolenie.

– Czemu mi o tym mówisz?

– Bo chcesz wiedzieć.

– Nic takiego nie powiedziałam. – Syczę krzyżując ramiona na piersi.

– Nie musiałaś. – Lekko drgają mu kąciki ust. – Zobaczyłem, to w twoich oczach.

– Thoren...

– Nie nosiłem go. Wepchnąłem gdzieś na dno szafy, myśląc, że nie mam prawa – Nabiera powietrza. –ale niedawno wypadł z pudełka i poczułem, że mam dość uciekania. Dość wypierania tego kim naprawdę jestem. – Znów dotyka pierścienia.

– Jakiego wypierania? O czym ty mówisz? Okłamałeś mnie? Kolejny raz?

Nie wytrzymam. Przysięgam, że nie wytrzymam!

– Wspólnota nie ma pojęcia kim jestem.

– A powinna? Boże, zaraz oszaleję.

– Zależy kogo spytasz. Rozkazy były jasne.

– Rozkazy? To jakiś żart?

– Działam dla rządu, Lucille. Zgodziłem się doprowadzić ich do Edgara, ale cena była wysoka. Musiałem zniknąć.

– Zniknąć? Czyli wyjechać?

– Czyli pogrzebać się za życia. – Nie, nie. Nie jestem gotowa na tą odpowiedź. Od ilości informacji pęka mi głowa. – Rząd sfingował moją śmierć. Uznano, że zginąłem na wojnie w Iraku w dwa tysiące siedemnastym roku po tym jak zestrzelono mój samolot.

– Co? Jak to? Jak...mogli? Nie, to nie możliwe. Grasz ze mną, prawda? Próbujesz zrobić ze mnie durną idiotkę, która nabierze się na kolejną historyjkę?

– Ty i Vince jesteście jedynymi osobami z zewnątrz, które znają moje prawdziwie imię i nazwisko. W każdym innym przypadku posługuje się lewymi dokumentami. W mieście znają mnie jako Josh, Eddie, Trevor. Za stolikiem nocnym w sypialni znajduje się sejf. To tam trzymam wszystkie fałszywki. Policja nie jest w stanie mi zaszkodzić, ale wolę nie podejmować niepotrzebnego ryzyka.

– To przez leki, które dostałeś wczoraj? Masz urojenia?

– Jestem poważny, Lu.

– Poważny? Nagle mówisz mi o tylu dziwnych sprawach, opowiadasz o swojej śmierci?! O pracy dla rządu? Mordujesz ludzi i wyrzucasz ich ciała do jeziora! Taki był rozkaz!?

– FBI nie wtrąca się w sposób w jaki docieram do sekty.

– FBI. – Powtarzam jak echo. – Proszę, nie mów nic więcej.

Zdenerwowana mam ochotę zaszyć się gdzieś...gdziekolwiek, ale okazuje się, że moje stopy wrosły w podłogę. Nie mogę się ruszyć. Słowa mężczyzny tłuką mi się w głowie i sprawiają, że mimo nie chcę paść ofiarą jego kolejnych kłamstw zaczynam się nad nimi zastanawiać. Armia? Irak, sfingowana śmierć? FBI? Na litość boską, tego jest zbyt wiele! Nie wiem czy ktokolwiek mógłby znieść tak ogromne obciążenie psychiczne.

– Chodź. – Mówi nagle i łapie mnie za dłoń. W pierwszym odruchu mam ochotę ją wyszarpnąć, ale po chwili odpuszczam i pozwalam zaprowadzić się do pokoju. Dziwnie jest trzymać za rękę Thorena, ale jeszcze dziwniej jest wmawiać sobie, że ten dotyk jest nieprzyjemny. Gdy tylko nasza skóra się ze sobą styka przez moje ciało przepływają silne impulsy elektryczne i niepewnie zerkam na niego chcąc się dowiedzieć czy poczuł choć odrobinę tego co ja. Niestety (albo stety) jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Podchodzimy do szafy, z której wyjmuje jakiejś stare pudło. Uchylając wieko cały czas trzyma mnie za dłoń, jakby bał się, że w każdej chwili mogę uciec.

– Co to jest? – Pytam nadając głosowi obojętność.

– Prawda. – Odpowiada krótko i podaje mi jedną z wielu wyblakłych fotografii. Przyglądam się zdjęciu, które zostało wykonane na płycie lotniska i młodemu mężczyźnie w wojskowym mundurze, który bez uśmiechu wpatruje się w obiektyw. Te szare, przenikliwe do szpiku kości oczy...

– Nie mam wielu pamiątek z czasów, gdy służyłem, ale jeśli to jest dla ciebie niewystarczające, to... – Urywa i niespodziewanie energicznie dopada do szafki nocnej. Odsuwa nią i zdumiewam się na widok małego sejfu wbudowanego w ścianę. Okej, wiem, że jeszcze parę minut temu mi o nim opowiadał, ale słyszeć, a zobaczyć to są dwie różne rzeczy. Cholera jasna, czy teraz pokaże mi wszystkie lewe papiery? Patrzę jak wystukuje czterocyfrowy kod na małej klawiaturze i naprawdę jestem zaskoczona tym, że zupełnie nie przejmuje się, że mogę go zapamiętać. Chociaż jeśli zrobiłabym coś wbrew jego woli, nie mam złudzeń, że skończyłoby się to tragicznie. Dla mnie, oczywiście.

A może jednak chce żebym mu zaufała? Może to właśnie w ten sposób próbuje mi przekazać, że jest warty dania kolejnej szansy? Boże, nie wiem co powinnam o tym myśleć.

– W tej teczce jest oświadczenie o zaprzestaniu poszukiwań i oficjalny dokument potwierdzający moją śmierć w Iraku. – Wręcza mi czarną teczkę z motywem trupiej czachy.

– Dlaczego się na to zgodziłeś?

– Inaczej nie odnalazłbym Edgara.

– Kim jest ten cały Edgar?

– Obawiam się, że nie jesteś gotowa na tę odpowiedź.

– To ktoś ze wspólnoty. – Stwierdzam chłodno. – Przydupas Tony'ego?

– Odwrotnie.

– Tony działa dla Edgara?

– Tak. – Thoren spogląda na zamkniętą teczkę w moich dłoniach. – Otwórz ją.

– Nie mogę. – Mamroczę wściekła za to, że okazuję słabość.

– Możesz. Upoważniam cię. – Świdruje mnie spojrzeniem. – Śmiało, Lu.

– Nie rozumiesz, ja nie... – Zaciskam zęby. – Ja nie chcę czytać, o tym, że zginąłeś.

Mężczyzna bez słów wyjmuje teczkę z moich skostniałych dłoni, a następnie nie odrywając ode mnie wzroku rzuca nią do wnętrza sejfu.

– To tylko papier, który niczego nie zmienia. – Mruczy. – Wciąż tu jestem, Lucille i  bardzo, bardzo chciałabym przygotować dla ciebie śniadanie. – Dygoczę, gdy unosi dłoń i chwyta w palce kosmyk moich włosów. – Jajka na bekonie i gorąca kawa. Co ty na to?

Co ja na to? Mój żołądek kurczy się z głodu i szczerze nie pamiętam kiedy miałam w ustach jakikolwiek posiłek.

– Dobrze. – Zgadzam się cicho, a on odpowiada ledwo widocznym uśmiechem.

Wkłada pudło z powrotem do szafy, zamyka sejf i wolnym krokiem rusza w kierunku kuchni. Zmuszam się, by zostać w pokoju. Nie mogę za nim iść, to byłoby...głupie i znowu udowodniłabym, że jestem słabą gąską, która tylko nastroszyła swoje piórka. Siadam zatem na skraju łóżka i wsłuchuję się w wesołe szczekanie Shadow i dźwięk odbijanej piłeczki o twardą podłogę. Nieświadomie biorę w palce kosmyk włosów i zastygam przypominając sobie tamto uczucie, gdy...Nie! Stop! Och, dlaczego to sobie robię? Chowam głowę w dłoniach i czekam. Czekam długie, nieznośne minuty aż wyczuwam apetycznych zapach masła. Wstaję szybko, prawie potykając się o własne stopy i pędzę na złamanie karku, a kiedy wybiegam z pokoju moim oczom ukazują się dwa parujące talerze, które Thoren kładzie na stole.

– Smacznego. – Odzywa się łagodnie. Trochę się rumienię ze wstydu, bo zobaczył mnie w sytuacji, w której niemal rzucam się na jedzenie, ale...to i tak nic w porównaniu z tym, co działo się w ciągu ostatnich kilku dni, więc ostatecznie doprowadzam się do porządku i zasiadam na krześle.

– Dziękuję, wzajemnie. – Ledwo kończąc zdanie łapię za widelec i zaczynam pochłaniać cudownie kremową jajecznicę z chrupkim bekonem. Rany boskie, tak potwornie mi tego brakowało! Zajadam się śniadaniem aż nagle kątem oka zauważam jak mężczyzna trzyma się za obojczyk. Pewnie znów mu dokucza i nic dziwnego, bo rąbanie drewna w tym stanie było totalnie bezmyślne.

Zrobił to dla ciebie, żebyś nie marzła.


Wzdycham głęboko, nadal w moim umyśle panuje mętlik, bo przecież skazując mnie na wspólnotę nie przejmował się moim dobrem. Zrobił to bez wahania.


Nie wiesz, czy bez wahania.


Niech to jasny szlag!

– Przykro mi z powodu twojego obojczyka. – Wypalam nim udaje mi się przemyśleć swoje słowa.

– To nic takiego. – Thoren sięga po kubek z kawą. – Jak jajka? Smakują ci?

– Są naprawdę pyszne.

– Cieszę się. – Upija łyk kawy. – Dałabyś radę pojechać do miasta?

Omal nie krztuszę się pieczywem, kiedy zadaje mi to pytanie. Miałabym znowu kierować?!

– Nie, nie sądzę. Dlaczego?

– Wypadałoby zrobić jakieś zakupy spożywcze. No i karma dla Shadow się kończy.

– Och. Nie wiem, nie poszło mi dobrze ostatnim razem.

– Wręcz przeciwnie, poradziłaś sobie rewelacyjnie. – Łypie na mnie okiem. – Nigdy wcześniej nie zostałem okradziony. Moje gratulacje, złodziejaszku.

– Nie obawiasz się, że jeśli wsiądę za kółko to znów spróbuję uciec?

– Będę tam z tobą, więc nie. Nie obawiam się.

– I pewnie gdy się zgodzę, to pokierujesz mnie w dziwne miejsce, a potem przekażesz Tony'emu. – Nie mogę powstrzymać się od złośliwości lecz w momencie, kiedy szare oczy krzyżują się z moimi i dostrzegam w nich...smutek, zaczynam żałować wcześniejszego tekstu.

– Przepraszam. – Odkłada kubek obok pustego talerza. – Wiem, że moje zachowanie było dla ciebie niewybaczalne, ale może kiedyś, gdy powiem ci o tym co zrobiła wspólnota, może wtedy mi odpuścisz.

– Czemu uważasz, że nie jestem gotowa? Skąd dowiedziałeś się o tej sekcie?

– Nie drąż.

– To ty chcesz odbudować moje zaufanie. – Zauważam. – ale jeżeli cię to nie interesuje, to w porządku.

– Interesuje. – Wstaje z krzesła. – Zależy mi na... – Milknie, widzę jak zaciska szczękę, zupełnie jakby był rozgniewany. – Zależy mi, Lu. Z każdym dniem coraz bardziej. – Dokańcza, a potem zgarnia coś z regału i robi krok w moją stronę. Nie mam pojęcia co trzyma w dłoni, dopóki to coś nie ląduje na blacie stołu tuż obok mojego kubka.

Kluczyki.

Pieprzone kluczyki od samochodu.

– Nie powiedziałam, że pojadę.

– Nie powiedziałaś także, że nie pojedziesz.


Cwaniak.


– Thoren?

– Tak?

Odsuwam od siebie talerz i układam na nim sztućce w sposób, który sugeruje, że skończyłam posiłek. Robię wszystko, żeby zapanować nad emocjami, które rozsadzają mnie od środka. Mężczyzna stoi obok mnie, a na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech. I boże, nie powinnam, cholernie nie powinnam tak myśleć, ale jego uśmiech jest niepoprawnie uroczy.

– Przestań się szczerzyć.

– Masz... – Zaczyna koślawo, a następnie pochyla się nade mną i przez chwilę patrzymy sobie w oczy. W jednej sekundzie znika rozbawienie, atmosfera robi się gęsta. Jego ciepły, kawowy oddech muska mi policzek. – Masz tutaj taki okruszek. – Informuje niskim, wibrującym głosem.

– Gdzie? – Nic nie mogę poradzić na drżenie rąk, gdy przesuwam je po twarzy. – Jeszcze?

– Tak – Thoren wyciąga rękę i powoli kładzie kciuk w kąciku moich ust. Zastygam, nie jestem zdolna do najmniejszego ruchu, a w mojej piersi powstaje głaz. Brakuje mi tchu. Mężczyzna delikatnie sunie czubkiem kciuka po mojej skórze. Jego spojrzenie skupia się na moich lekko rozchylonych wargach.

– Jesteś piękna, Lucille. – Szepcze mi do ucha. – I będę cię chronił jak najcenniejszy skarb.

– Nie mów tak, bo jeszcze się rozmyślisz.

– Przysięgam. – Jego głowa opada jeszcze niżej i przez to stykamy się czołami. Oboje tracimy kontrolę nad tym co się dzieje. Wszystko wokół przestaje być ważne, moje serce dudni tak głośno, że jestem pewna, iż słychać je na zewnątrz. Nigdy wcześniej nie doznałam tak obezwładniającego uczucia. Thoren przesuwa kciuk na mój podbródek i kiedy mimowolnie przymykam powieki, on postanawia gwałtownie się odsunąć.

– No i już. – Rzuca ochryple. – Okruszek znikł.

Z trudem dochodzę do siebie, mój mózg przetwarza informacje z opóźnieniem.

– Och, tak. – Dukam. – Okruszek. Zgadza się, dzięki.

– Wszystko w porządku? – Dopytuje patrząc na mnie z uwagą.

– Mhm. – Kłamię, bo nie mam pojęcia czy jest w porządku. W ogóle nie wiem, co się przed chwilą między nami wydarzyło. Wstaję z krzesła, a on bez słowa sprząta naczynia ze stołu i w towarzystwie Shadow zanosi je do kuchni. Staram się uspokoić, przekonać, że ta bliskość nic nie znaczyła i najpewniej była tylko wynikiem przypadku. Spoglądam na spodenki od dresu, które posłużyły mi za piżamę i postanawiam się przebrać. Moje ubrania, które kiedyś dla mnie kupił są nadal w podniszczonej torbie. Wystarczyłoby ją tylko wziąć i...

Czy naprawdę chcesz to zrobić?

Przygryzam wargę, bo odpowiedź, która przychodzi mi do głowy, wcale nie powinna tak brzmieć.

Wchodzę do pokoju, wciągam na siebie jasnoniebieskie dżinsy i sweter w odcieniu butelkowej zieleni.

– Jesteś gotowa? – Głos Thorena przebija się przez drzwi. Wejdzie do środka? Zobaczy mnie szczotkującą włosy? Z tej przedziwnej ekscytacji prawie upuszczam szczotkę. Co się ze mną dzieje?! Udając opanowanie łapiąc za klamkę wychodzę z pokoju. Gdy tylko wydostaje się na zewnątrz, dociera do mnie, że Thoren jest tuż obok i żeby przedostać się do niewielkiego korytarza, będę musiała go ominąć.

– Przyniosłem dla ciebie.

Co? Patrzę na mężczyznę z niezrozumieniem i chyba to zauważa, bo podnosi dłoń, w której trzyma moją kurtkę. O boże. Nie znałam go od tej strony.

Zresztą czy ja przez ten cały czas  w ogóle go poznałam? 

Continue Reading

You'll Also Like

82.8K 4K 92
Narzeczony Veriny umiera kilka tygodni przed ślubem, dziewczyna nie posiada się z radości, że uwolniła się od tego niechcianego obowiązku. Jej radość...
5.2K 256 29
Hailie ma cztery latka i mieszkała w patologicznej rodzinie. Ciocia czyli siostra jej mamy ją biła i się znęcała. 26 letni Vincent Monet jej brat o k...
8.6K 417 17
Dwie osoby o różnych charakterach odkrywają w sobie nieoczekiwane pocieszenie. Czuły punkt. Panna Borchett jest w trzeciej klasie szkoły średniej. Mi...
2.3K 195 13
Issac Wade po opuszczeniu Salem stara się znaleźć swoje miejsce w świecie. Z pomocą przyjaciela postanawia pomóc tym, którzy sami nie mogą uwolnić si...