Till the Last Breath / ZOSTAN...

By KarolinaZ_autorka

32.9K 2.7K 875

W powieści występują brutalne sceny przemocy seksualnej, przemocy fizycznej oraz plastyczne opisy morderstw... More

Wstęp
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział drugi (dokończenie)
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział trzynasty (II)
Rozdział trzynasty (dokończenie)
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty II
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci (część I)
Rozdział trzydziesty trzeci (II częśc)
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
*
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Rozdział czterdziesty szósty
Rozdział czterdziesty siódmy
*
Rozdział czterdziesty ósmy
Rozdział czterdziesty dziewiąty
Rozdział pięćdziesiąty
Rozdział pięćdziesiąty pierwszy
Rozdział pięćdziesiąty drugi (OSTATNI)

Rozdział dwudziesty piąty I

475 48 8
By KarolinaZ_autorka

                                                      Rozdział dwudziesty piąty

                                                                   LUCILLE

Nie mogę przestać płakać. Leżę zwinięta w kulkę na łóżku w pokoju Thorena i topię się w oceanie swoich łez. Tak bardzo cierpię. Boli mnie całe ciało, a najbardziej serce, które zapomina jak poprawnie wybijać rytm. Drzwi są zamknięte, ale świadomość, że za nimi jest Ezekiel powoduje, że moje wnętrzności skręcają się jak precle. Ten człowiek zadał mi cios poniżej pasa. Wbił nóż w sam środek i przyglądał się jak krwawię. Jak mógł? Mój tata, mój ukochany tatuś nie zasługiwał na takie oszczerstwa! Ból szarpie mną we wszystkie strony. Wpycham głowę pod poduszkę i zaczynam wyć niczym dzikie zwierzę.


Woda.

Potrzebuję wody, by się w niej zanurzyć i oczyścić umysł.


Gdy znajdę się pod powierzchnią na pewno poczuje się lepiej. Zwijam pięści próbując znaleźć siłę, która postawi mnie na nogi ale nic takiego się nie dzieje. Jestem bezradna w obliczu swojego cierpienia. Zupełnie tak jakby mój ból był czarną dziurą, która wysysa ze mnie każdą, najmniejszą cząstkę energii. Niechciane wspomnienia zalewają mnie od środka.


Zorza polarna i wędrujące niedźwiedzie.


Znowu widzę świetlny spektakl na niebie, mam na sobie grubą kurtkę z kapturem, a w dłoni trzymam termos z gorącym Earl Greyem.


– Już niedługo mała, już niedługo.

Słyszę głos taty. Stoi tuż obok mnie i czuję się wspaniale.

– Co niedługo? – Przypominam sobie własne dociekania.

– Wszystko się zmieni. Moje życie i twoje też. Och, spójrz na niebo. Widziałaś? Ten piękny rozbłysk pewnie zobaczyli w samym Anchorage. – Tata spogląda na mnie z czułością, jego dłoń opada na moją czapkę, ale mimo dzielącej nas warstwy materiału z łatwością wyczuwam kojący dotyk. – Właśnie tym dla mnie jesteś, mała.

– Zorzą?

– Cudem. Jesteś moim cudem, Lucy.


Wcale nie chcę tego robić. Nie chcę analizować, ale podświadomie właśnie do tego dążę rozkładając wybrzmiewającą echem rozmowę w mojej głowie. Dawniej na słowa taty poczułabym się wyjątkowo lecz teraz, mając tak wiele wątpliwości... nie mogę przestać zastanawiać się, czy „cud" rzeczywiście oznaczał bezwarunkową miłość i wdzięczność. Mogłam być cudem z tak wielu powodów, a jeden, ten najbardziej odrażający nadal nie daje mi wytchnienia. Nie dam rady. Nie mam wystarczająco sił, by mierzyć się z tym bólem. Uderzam pięściami w materac, który raz po raz lekko się ugina pod falą moich gwałtownych ciosów. Dlaczego muszę to znosić? Dlaczego ja, a nie ktoś inny? Czym zawiniłam, że los nieustannie mnie doświadcza?

Powoli unoszę głowę, łapię powietrze i przekręcam się na bok. Podkurczając kolana pod brodę leżę skulona i wówczas moją uwagę przykuwa coś błyszczącego. Przez parę chwil po prostu wpatruję się w ten niewielki przedmiot, a kiedy ciekawość bierze górę, przesuwam się na skraj łóżka i ze zdziwieniem przyjmuję, że połyskująca rzecz to sygnet. Masywny złoty sygnet wysadzony ciemnym kamieniem, w którym wyżłobiono złotą literę D. Nie mam pojęcia co oznacza. Zaintrygowana biorę pierścień w dłoń i mu się przyglądam. Sprawia wrażenie wartościowego. Czy należy do Thorena? Ale jeśli tak, to czemu go nie zakłada? Naprawdę mam dość tych wszystkich tajemnic. Odkładam sygnet na blat szafki nocnej i z trudem podnoszę się z miejsca. Boli mnie głowa, a żołądek związany w supeł wzmaga mdłości. Zerkam w stronę legowiska i uśmiecham się w kierunku wiewiórki. To małe stworzonko jest niesamowicie urocze. Orzeszek śpi zwinięty w kuleczkę, wciąż jest słaby i przerażająco chudy, ale wierzę, że uda mu się stanąć na łapki. Nie chcąc go budzić staję na palcach i przemierzam pokój. Zanim jednak wychodzę, chwytam za klamkę biorę dwa potężne wdechy.


Jesteś wojowniczką, McCarthy.


Z nienacka nawiedza mnie głos Thorena. Mam ochotę się roześmiać, bo daleko mi do bycia odważną i silną, a takie przecież są wojowniczki. Wszystkie. Bez wyjątku. Gdy to mówił, był zamroczony bólem. Tak, to jedyne logiczne wyjaśnienie tej bzdury. Otwieram drzwi, stawiam pierwszy krok i prawie od razu atakuje mnie lodowaty podmuch wiatru. Co jest? Z niepokojem rozglądam się wokół, a kiedy dostrzegam otwarte na oścież drzwi wejściowe brakuje mi tchu. Boję się. Jestem przestraszona tak bardzo, że całe moje ciało zastyga w przedziwnym oczekiwaniu. Nagle dociera do mnie głośne szczekanie psa, a spomiędzy moich drżących warg wydostaje się jedynie „och, nie"

Co się dzieje? Walcząc z lękiem zdobywam się na jeszcze parę kroków. Gdy znajduję się obok sofy szybko odnajduję list leżący obok jednej z poduszek.

Nie chciałem komplikować Wam życia, ale prawda musi wybrzmieć ponad kłamstwa.

Wierzę, że sobie poradzicie. Ten świat nie widział bardziej skrzywdzonych dusz.

Kostucho, nie wiem co się wydarzyło w Twoim życiu, mogę się jedynie domyślać, że całe zło, które Cię spotkało miało postać fioletowych tabletek.

Lucille, niewinne dziecko błędnych decyzji. Moje serce krwawi wraz z Tobą. Teraz, kiedy już wiesz, nie mam nic więcej do dodania.

Odchodzę na własnych zasadach, zanim wspólnota dowie się, że ich koniec jest blisko.

Piekące łzy staczają się z moich policzków, kiedy w gardle rośnie krzyk. List wypada z moich trzęsących się rąk i niewiele myśląc ruszam za szczekaniem psa. Wybiegam na zewnątrz, jest tak zimno, że wilgoć na mojej twarzy zaczyna zamarzać. Shadow biega wokół wiaty, pod którą Thoren zostawia samochód.

– Ezekielu? – Ledwo wypowiadam jego imię. – Ezekielu, jesteś tutaj? Przyszłam porozmawiać.

Nie otrzymując żadnej odpowiedzi, decyduję się zbliżyć i wtedy go widzę.

– Ezekiel! – Mój pełen zgrozy wrzask rozdziera leśną, mroczą ciszę. – Ezekiel! Nie!

Ciało staruszka bezwładnie zwisa nad ziemią. Jego ręce spoczywają wzdłuż boków, ramiona i barki są rozluźnione, a w szyję wpija się gruby sznur. Upadam na kolana, chowam głowę w dłoniach. Nie umiem na niego patrzeć. Nie umiem oddychać. Krztusząc się wyciągam dłonie przed siebie, zupełnie tak jakbym w ten sposób chciała uchronić Ezekiela od śmierci. Śmierci, która musiała przyjść niedawno. Myśl, że byłam obok w pokoju podczas, gdy on pisał list z zamiarem popełnienia samobójstwa wykręca mi trzewia.

Mogłam temu zapobiec.

Mogłam go uratować.

Nie zrobiłam tego. Nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy i teraz on...

– Dlaczego?! – Krzyczę przypatrując się jego nieruchomej twarzy. – Jesteś tchórzem! – Złoszczę się. – Jesteś cholernym tchórzem, Ezekielu!

Shadow przybiega do mnie dysząc. Łypie ślepiem w kierunku zwłok i napręża grzbiet ponownie ujadając. Szczekanie nie jest agresywne, raczej alarmujące.

– Wiem. – Szepczę podnosząc się na nogi, ale te są jak z waty i szybko tracę równowagę. Przewracam się lecz zamiast zderzyć się z ziemią, trafiam na stos opon, które chronią moje kości przed złamaniem. Shadow jest obok, staje na tylnych łapach i próbuje zrozumieć co się dzieje. Na darmo.

Puste, martwe spojrzenie staruszka paraliżuje mnie od wewnątrz. Powinnam zadzwonić po pogotowie? Policję? Powiadomić cholerny dom pogrzebowy?! Co, do cholery, mam zrobić w tej przeklętej sytuacji?! Nieoczekiwanie do moich uszu dociera warkot silnika, chrzęst śniegu pod kołami samochodu wprawia mnie w jeszcze gorszy stan otępienia. Zatrzymuje się przed wiatą, na pewno już zauważył biegającego Shadow i kulę się jeszcze bardziej. Jak zareaguje? Obawiam się jego reakcji. Mimo, że pragnę mu zaufać, to wciąż budzi we mnie strach. Nie trwa długo zanim wchodzi pod wiatę. Spodziewam się krzyku, może wybuchu żalu, ujawnienia smutku lecz kiedy spoglądam na mężczyznę, na jego twarzy nie zauważam żadnej emocji. Absolutnie żadnej, nawet najmniejszej emocji. Jakby założył jakąś maskę albo został wykuty z kamienia.

– Mój jebany szlafrok – Odzywa się po kilku długich minutach milczenia.

Szlafrok? Ezekiel jest martwy! Wisi przed nim na sznurze, a on przejmuje się szlafrokiem?!

– Długo już tak...? – Pytam wskazując ruchem głowy na staruszka.

– Nie w-w-wiem – Dukam. – Gdy p-p-przyszłam to było za-za późno.

I nagle, w chwili, gdy te słowa opuściły moje usta zrozumiałam, że mogłam popełnić błąd. Rany boskie, nie sprawdziłam jego funkcji życiowych. Tak, wyglądał jak trup lecz może gdybym zdjęła z jego szyi ten sznur, zrobiła resuscytację czy cokolwiek innego, to może istniałaby szansa! Ta świadomość jest tak zatrważająca, że mało brakuje, a by moje kolana znów się pode mną ugięły.

– Głupi – Nieprzyjemny pomruk Thorena przywraca mnie do porządku. Biorę nerwowy, drżący wdech i wówczas nasze spojrzenia się krzyżują. Co dziwne, w szarości jego oczu nie dostrzegam tej samej obojętności, która maluje się mu na twarzy.

– N-n-nie wiem dlaczego to z-z-z-robił. – Nie mogę przestać się jąkać.

– Psycha mu wysiadła. – Stwierdza krótko.

– I co t-t-t-teraz?

Mężczyzna wzdycha głęboko.

– Weź psa i wejdźcie do mieszkania. Zajmę się nim.

– Jak? Co zrobimy z jego c-c-ciałem?

– Ziemia jest zbyt twarda, żeby kopać dół. Na myśl przychodzi mi tylko jedno rozwiązanie. – Nieoczekiwanie Thoren robi kilka kroków w moją stronę. – Idź do domu, powinnaś odpocząć.

– A jeśli on to zrobił przeze mnie?

– Wspólnota wydała na niego wyrok, zabiliby go więc wolał odejść na własnych zasadach. Gdybym był na jego miejscu, postąpiłbym tak samo. Zapewniam cię, że nie byłaś powodem. Tak miało być.

– Jesteś taki...spokojny. – Zauważam z przejęciem. – On, on się powiesił, jest tutaj...wisi na tym cholernym sznurze, a ty mówisz o wszystkim w tak opanowany sposób. Czy...czy tobą to nie wstrząsa?

– Lu, widziałem gorsze rzeczy. – Jego głos jest niski i nieprzyjemny. – Oczywiście, że żal mi Ezekiela, ale jego samobójstwo...czym różni się od zabójstw, których byłem świadkiem? Czym różni się od śmierci twojej matki? To, co teraz widzisz, to obraz zniszczonej psychiki zmęczonego człowieka.

– To jakiś koszmar. – Dukam. – Nie dam rady... – Łykam gorzkie łzy. – Naprawdę, ja nie umiem sobie z tym radzić. Tak wiele osób umiera, mam wrażenie, że cuchnę śmiercią.

Thoren w milczeniu łapie mnie za łokieć i wyprowadza spod wiatki. Shadow podbiega do nas i grzecznie wchodzimy do wychłodzonego mieszkania.

– Za chwilę wrócę. – Oznajmia pomagając mi usiąść na krześle przy stole. Sądzę, że za moment odsunie się, odwróci na pięcie i pójdzie do Ezekiela, ale on niespodziewanie sięga po koc i zarzuca mi go na ramiona. – Ogrzej się. – Dodaje pochylając ją nade mną. Jego chłodny, szorstki policzek ociera się o mój. – Przykro mi, że doświadczasz tyle złego, Lucille.

– Nie rozumiem... dlaczego to się dzieje?

– Porozmawiamy o tym później. – Ucina tajemniczo. – Chcesz się pożegnać z Eze zanim wyruszy w swoją ostatnią podróż?

– Ja...ja chyba chciałabym mu w niej towarzyszyć. – Nadal nie jestem pewna. – Wiem, że dziś byłam na niego wściekła, ale wcześniej mi pomógł i...

– Dbał o ciebie. – Thoren okrywa mnie mocniej kocem. – Popełnił kilka rażących błędów, ale jego intencje były czyste. Nie okłamał cię. Twój ojciec naprawdę....

– Nie! – Unoszę głos. – Błagam, Thoren, nie...ja nie mogę tego słuchać! Mój tata, on nie był...on nigdy nie był zły. On...

– Masz rację. On nie był zły. On był jeszcze gorszy. Solidny kawał skurwysyna. – Zamieram, kiedy opuszkami palców gładzi bok mojej szyi. – Ale teraz nikt cię nie skrzywdzi. Obiecuję.

– Nawet ty? – Ryzykuję

– Przede wszystkim ja. 

Continue Reading

You'll Also Like

304K 16.7K 65
ON nie wierzył w miłość... ONA kochała go od zawsze. Zander Kane to diabeł skrywający się pod maską gentelmana w drogim, dobrze skrojonym garniturze...
81.2K 3.5K 26
Czy głupie, nic nieznaczące pisanie z chłopakiem poznanym przez portal randkowy może coś zmienić? Czy życie osiemnastoletniej Alex ulegnie zmianie pr...
83.5K 4.5K 53
*Pierwsza część trylogii* Grace nie pozostawiono wyboru. Dziewczyna musi przeprowadzić się do zimowego miasteczka położonego najbliżej Pustki - miejs...
227K 13.4K 76
Dwa tomy Próba normalnego życia kończy się fiaskiem i Blake musi wrócić na stare śmieci. Zmieniły się rządy, technologia, ale zabijanie się nie zmien...