Night Of Destiny

By WNBlackie

16.4K 580 75

Życie siedemnastoletniej Melanie Williams zmienia się z dnia na dzień, gdy jej ukochana mama ginie w wypadku... More

Wstęp
Dedykacja
Prolog
Rozdział 1. Dawno, dawno temu w Houston.
Rozdział 2. Dawne życie, Melanie Williams
Rozdział 3. Obietnice mogą zostać złamane
Rozdział 4. Wyrok ostateczny
Rozdział 5. Witaj w Jacksonville, Melanie
Rozdział 6. Brunet i jego piekielne tęczówki
Rozdział 7. Rodzinka, jak z obrazka
Rozdział 8. Pech goni, Melanie Williams
Rozdział 9. Kilka oblicz Torresa
Rozdział 10. Spokój w gnieździe żmij
Rozdział 11. Pogadajmy
Rozdział 12. Serce potwora
Rozdział 13. Nocny trening
Rozdział 14. Gwiazda ciemnej nocy
Rozdział 15. Krew, pot i łzy
Rozdział 16. Miesięcznica
Rozdział 17. Czekolada i pierwszy upadek
Rozdział 18. Prawda zawsze ma dwa końce
Rozdział 19. Wrotki i czyste szaleństwo
Rozdział 20. Walka próbna
Rozdział 21. Przyjaźń to podstawa
Rozdział 23. Krzyk milczenia
Rozdział 24. Ból najlepiej kształtuje człowieka
Rozdział 25. Zbieg niefortunnych zdarzeń
Rozdział 26. Granica zaufania
Rozdział 27. Historia Aishi
Rozdział 28. Inna perspektywa historii
Rozdział 29. Kłamstwo czy prawda?
Rozdział 30. Bajka o róży i wężu
Rozdział 31. Noc przeznaczenia
Rozdział 32. Znaczenie tatuaży
Rozdział 33. Ostrzeżenie
Rozdział 34. Pozytywne cząstki duszy
Rozdział 35. Nieszczęścia chodzą parami
Rozdział 36. Grobowy sylwester
Rozdział 37. Szkolenie
Rozdział 38. Gorzka osiemnastka
Rozdział 39. Jokery gry
Rozdział 40. Bal finałowy
EPILOG
Podziękowania

Rozdział 22. Pierwsza rozpalona iskra

355 15 1
By WNBlackie

Zapraszam na kolejny rozdział <3

--------------

To było niemożliwe, by on na to przystał. A jednak, teraz przy nim stałam i z maślanymi oczami prosiłam go o coś, co od jakiegoś czasu zostało u mnie bardzo dobrze przemyślane. Howard ciągle mi powtarzał, że był gotowy spełnić niemal każdą moją zachciankę, by zadośćuczynić wszystkie swoje błędy, których się dopuścił. Oczywiście takie, jakie można było naprawić. Po dłuższych przemyśleniach, zdecydowałam w końcu, co ja tak naprawdę chciałam od niego otrzymać. Nie zależało mi na drogich butach i kasie. Postanowiłam wybrać coś, a bardziej kogoś, kto był dla mnie o wiele bardziej cenniejszy, niż rzeczy materialne.

– Jakiego chcesz? – Po trzech, długich godzinach walki słownej, mężczyzna skapitulował i zgodził się na adopcję psa.

– Beagle, najlepiej dziewczynkę. – Z głośnym westchnieniem, odszedł rozpoczynając z kimś połączenie.

Na usta cisnął mi się uśmieszek, ale chwilowo się jeszcze powstrzymałam. Podskoczyłam kilka razy w miejscu i tak się zakręciłam, że nie zauważyłam Cassandry i jej syna, wchodzących właśnie do kuchni. Kobieta wylała kawę na siebie i podłogę, szkło roztrzaskało się na setki kawałeczków, a chłopak zatoczył się, wpadając na blat. Przyłożyłam dłoń do ust, ruszyłam się, by im jakoś pomóc, ale moja noga poślizgnęła się na wylanym napoju i nieszczęśliwie poleciałam na ledwo stojącego bruneta. Oboje wylądowaliśmy na zimnych płytkach, mocno uderzając o nie ciałem.

Pech to moje drugie imię. Chyba zrobię sobie tatuaż z takim hasłem.

– Żyjesz, Torres? – spytałam niepewnie, próbując się podnieść wspierając na łokciach.

Chłopak położył głowę na ziemi, a swoje dłonie przeniósł na klatkę piersiową. Leżał przez chwilę w pozycji prostej, patrząc w sufit, jakby to była jedna z wygodniejszych dla niego pozycji. Miałam tylko nadzieję, że nie uszkodziłam go zbyt mocno.

– Na twoje nieszczęście, diabli złych nie biorą – odparł z nutką nonszalancji.

Nic mu nie było, skoro nawet miał siłę mi dokuczać i wymyślać coraz bardziej kreatywniejsze teksty. Przewróciłam oczami, nawet na niego nie spoglądając. Podeszłam do Cassandry, biorąc po drodze kawałek ręcznika papierowego. Plama na jej białej koszuli wyglądała paskudnie. Nie było najmniejszych szans, by zeszła poprzez wycieranie ją wodą i papierem. Miałam tylko nadzieję, że kobieta mnie nie zabije za ten incydent. Zwłaszcza, że chyba spieszyła się do pracy.

– Tak bardzo cię przepraszam, Cassandro. Nie zauważyłam was i tak jakoś samo wyszło. – Zagryzłam wargę, przeplatając między sobą palce rąk. Twarz kobiety stała się purpurowa, a to był dla mnie wysoce słaby znak. – Zapłacę za pralnię, lub odkupię, jeśli nie będzie dało się tego zmyć.

– Nie...odzywaj się już. – Uniosła dłoń, dając mi do zrozumienia, że miałam zamilknąć. Alex chciał podejść do kobiety, ale ta tylko go wyminęła, całkowicie ignorując jego chęci pomocy.

Nie miałam pojęcia, jaka relacja ich łączyła, ale miałam wrażenie, że nie była ona za kolorowa. Cassandra traktowała syna, niczym powietrze. On natomiast się starał do niej dotrzeć, jednak niezbyt mu to wychodziło.

Kucnęłam, by pozbierać szkło walające się na podłodze. Ręcznikami wycierałam rozlaną kawę, a ręką zbierałam ostre kawałki. Niektóre były bardzo kłujące, przez co zraniłam się w opuszki palców. Przy jednym syknęłam troszeczkę głośniej, co nie uszło uwadze Torresa.

– Zostaw to, Williams. Tylko się niepotrzebnie kaleczysz – powiedział, również kucając. Postanowiłam go zignorować, bo nie potrzebowałam jego dobrych rad. – Odłóż to w cholerę i na mnie spójrz.

Testowałam jego cierpliwość, aż w końcu nie wytrzymał. Wyrwał mi potłuczone odłamki i rzucił w bok. Złapał za moje nadgarstki, podnosząc mnie z podłogi. Oparłam się plecami o blat i spojrzałam w jego brązowe tęczówki, które dziś znowu były takie mroczne i niedostępne dla światła. Patrzyliśmy sobie w oczy, nawet wtedy, gdy opatrzył mi zranioną skórę. Jakby robił to milion razy, a wzrok nie był mu do niczego potrzebny. Działał automatycznie, byłam pod wrażeniem jego umiejętności pielęgniarskich. Zwłaszcza, że chłopak nie uchodził za kogoś, kto mógłby mieć w tym wprawę. Bardziej on tej pomocy potrzebował, niż udzielał ją innym.

– Gapisz się – stwierdził, owijając bandażem moje palce. Tą czynność również wykonywał z niezwykłą starannością i maksymalną delikatnością.

– Raczej zastanawiam się czy przypadkiem nikt cię nie podmienił – odparłam, posłusznie wystawiając mu bliżej dłoń.

Parsknął sucho.

– Bo okazałem zwyczajny ludzki odruch? – spytał beznamiętnie, kończąc mnie opatrywać. – Od kiedy empatia jest zła?

– Ty nie bywasz empatyczny, Torres. A chęć pomocy innym u ciebie nie istnieje. Wybacz, jeśli cię uraziłam, ale nie możesz zaprzeczyć, że tak nie jest.

Przez ten cały czas, pokazywał tylko swoją zimną stronę z małymi przejawami tej ciepłej. Kreował się na kogoś, kto raczej nie interesował się czyimś dobrem, poza swoim. Może byłam zbyt oceniająca, ale miałam swoje powody.

– Nie znasz mnie w ogóle, Williams. – Odsunął się, a wraz z nim zniknął przyjemny dotyk, który przez zaledwie kilka sekund mnie parzył. – Gdyby było inaczej, wiedziałabyś, że ostatnią rzeczą, jaką chcę robić jest krzywdzenie bliskich mi osób z własnej woli.

Patrzyłam na jego plecy, gdy wychodził z pomieszczenia, czując się niesamowicie głupio. Mogłam trzymać język za zębami i nic nie mówić, a zamiast tego powiedziałam o kilka słów za dużo. Chyba na siłę próbowałam zrobić z niego bezuczuciowego dupka, chociaż w głębi siebie był kimś o wiele bardziej wartościowym i wrażliwszym. Przez jego stosunek do innych nie umiałam zobaczyć w nim osoby zmagającej się z własnymi demonami, lecz kogoś kto je tworzył.

Jednak czy czyny ludzi musiały być wyznacznikiem ich prawdziwego stosunku do świata?

~*~

Pierwszy gwizdek rozpoczął dwugodzinny trening drużyny koszykarskiej, która w tym roku miała powalczyć o złoto. Kibicowałam swojemu przyjacielowi, który nosił opaskę kapitańską. Ubrałam się specjalnie w niebiesko-żółte kolory, by wpasować się w barwy klubowe. Ellie machała flagą i co kilka minut wykrzykiwała imię swojego brata. Siedział z nami też Archie, na którego obecność szczególnie cieszyła się moja przyjaciółka. Momentami chciałam wstać i zostawić ich samych, bo to rosnące między nimi napięcie było niedozniesienia. Chłopak odbierał jej zaloty, ale sam nie wykonywał żadnych ruchów. To było, jak jakaś gra, w której nie chciałam uczestniczyć.

– Idę po coś do jedzenia – rzuciłam, gdy dziewczyna wyraźnie zaczęła się do niego przystawiać.

Zeszłam po schodkach trybun i przeszłam do stoisk gastronomicznych. Stanęłam przed tablicą z menu, czytając po kolei każdy z punktów. Nagle usłyszałam za sobą głośny chichot, który szczególnie zwrócił moją uwagę. Odwróciłam się nieznacznie, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń. Alexander Torres całował namiętnie jakąś niską, szczupłą blondynkę, która wybuchała mocnym chichotem, gdy chłopak schodził pocałunkami na jej szyję. Stali oparci o ścianę między trybunami. Musiała należeć do grupy cheerleaderek, gdyż jej strój był taki sam, jak pozostałych dziewczyn. Nikt nie zwracał na nich uwagi, jakby to było zupełnie normalne. Patrzyłam w ich stronę nie mogąc przestać. Moje myśli kierowały się na bardzo złe tory. Przez kilka sekund poczułam zazdrość, że to nie ja byłam tą dziewczyną.

Ogarnij się, Melanie. On nigdy na ciebie nie spojrzy.

W pewnym momencie, spojrzał na mnie. Przyłapał mnie na gapieniu się, lecz ja nie odwróciłam swojego wzroku. Dzielnie wytrzymywałam kontakt. Jego tęczówki były takie puste, a jednocześnie takie intrygujące. Lubiłam to połączenie, ale tylko w jego osobie. Byłam głupia wierząc, że coś mogło się zmienić. Nasz sojusz tak naprawdę nie istniał, a nawet gdyby, ja chyba chciałam już czegoś innego. To nie miało jednak żadnego znaczenia, bo między nami wszystko było jasne. Mieliśmy swoje momenty, gdy potrafiliśmy odrzucić wszelkie różnice i po prostu ze sobą rozmawiać. Druga strona naszej znajomości posiadała jedynie ciemne barwy. Ani jednego koloru.

Blondynka upomniała się o jego uwagę, zasypując jego szyję pocałunkami. Zerwał nasz kontakt wzrokowy, by znów skupić się na niej. Prychnęłam pod nosem i wróciłam wzrokiem do budki. Przeszła mi chęć na jedzenie, ale za to miałam ochotę zrobić coś innego. Ruszyłam w stronę boiska do koszykówki, które aktualnie było puste, bo zawodnicy mieli kilka minut przerwy. Podeszłam do grupki stojącej najbliżej krzesełek. Odszukałam wzrokiem Tylera i szybko do niego podbiegłam.

– Zrobię coś teraz bardzo głupiego, więc weź mnie nie zabij, dobra? – ostrzegłam go, licząc na jego aprobatę.

– Mel...co ci strzeliło do tej szalonej głowy? – zaniepokoił się, na co pokręciłam głową.

– Nie martw się, to nic takiego – uspokoiłam się, rozglądając się w bok.

– Dziewczyno, nawet o tym...

Cheerleaderki właśnie miały wejść na boisko, więc szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę, nie czekając, aż chłopak dokończy swoje zdanie. Zagadałam do kapitanki, wyjaśniając jej na szybko swój plan. Argumentem przewodnim okazała się moja znajomość z Tylerem, który najwidoczniej wpadł jej w oko. Obiecałam załatwić dziewczynie randkę, w duchu licząc, że albo ona o tym zapomni, albo mój przyjaciel się zgodzi.

W dosłownie pięć minut, przebrałam się i do nich dołączyłam. Kiedy podeszła do nas tamta blondynka, Crissy oznajmiła jej, że wyleciała z grupy. Dziewczyna z szokiem zwróciła swój wzrok ku mnie. Uśmiechnęłam się, nie odwzajemniając jej spojrzenia. Słyszałam cichy szloch, lecz w żaden sposób mnie on nie poruszył.

Weszłam na środek boiska, a kiedy muzyka zaczęła grać powtarzałam kroki po innych. Nawet mi to wychodziło, bo moje ruchy płynnie przechodziły między sobą. Machałam pomponami, czując się, jakbym była do tego stworzona. Chciałam, by mnie zauważył. Moim celem było pokazanie mu, że wcale nie muszę być cheerleaderką z idealną figurą, dużymi piersiami i kształtną pupą, a i tak zwrócę uwagę innych chłopaków. I tak właśnie było. Cała drużyna mi się przyglądała z kapitanem na czele, z tą różnicą, że on wyglądał, jakby chciał mnie zabić na miejscu.

Na koniec układu, wykonałam potrójne salto, które nauczyłam się robić mając zaledwie dwanaście lat. Wtedy też robiłam je po raz ostatni, więc to cud, że po tylu latach mi ono wyszło i nie skończyłam na noszach, bądź gorzej. Po serii oklasków, na boisko weszli koszykarze. Nawet podczas meczów treningowych publiczność była aktywna, co dobrze świadczyło o potencjale tego zespołu.

– Jesteś wariatką – skomentował Tyler, gdy ucałowałam jego policzek na szczęście.

– Fajnie było tak się rozerwać. – Wzruszyłam ramionami. – Wieczór w klubie Kyle'a aktualny?

Przytaknął.

– O ósmej na miejscu – odparł, klepiąc mnie po ramieniu. – Wiem, po co to zrobiłaś i wiedz, że nie tędy droga. On i ty to zupełnie dwa różne światy, a wierz mi, znam go i wiem, co mówię.

– Nie wiem o czym mówisz. – Mrugnęłam do niego, odchodząc na bok, by w spokoju mógł iść grać. – Zrobiłam to dla siebie i własnej satysfakcji, dla nikogo więcej! – zawołałam za nim.

W drodze na trybuny zauważyłam, że Alexa już nie było. Odsunęłam od siebie te myśli, wmawiając sobie, że to nie miało dla mnie znaczenia. Zastanawiało mnie czy to widział i za każdym razem karciłam się za to.

Ellie i Archie też zniknęli, więc zostałam skazana na samotne siedzenie i obserwowanie meczu. Westchnęłam i oparłam się łokciami na kolanach. Znowu zachciało mi się jeść, ale tym razem stłumiłam w sobie te pragnienie. Do końca treningu pozostałam w jednym miejscu i ruszyłam się dopiero, gdy Tyler zszedł do szatni. Miałam z nim wracać, więc musiałam na niego poczekać. Obiecałam sobie, że kiedyś zrobię prawo jazdy, ale chyba to jeszcze nie był najlepszy moment.

Opierałam się o samochód, przeglądając telefon. Przyszedł mi sms od nadawcy, którego próbowałam wyrzucić z głowy.

Torres: Ładne przedstawienie. Naprawdę byłaś, aż tak zazdrosna?

Proszę, jaki nagle spostrzegawczy się zrobił.

Williams: Nie byłam zazdrosna.

Naprawdę nie byłam, no.

Torres: Dobrze kłamiesz, lecz twoja mowa ciała tego nie potrafi.

A ten co, w super agenta się bawił?

Zablokowałam telefon, rezygnując z odpowiedzi.

– Jedziemy? – zapytał Tyler, rzucając rzeczy na tylne siedzenie.

– Tak, musimy się odświeżyć przed wieczorem – odparłam zajmując miejsce pasażera.

Poczułam wibracje w kieszeni, ale zignorowałam je. Musiałam odejść z tej gry, bo tylko tak mogłam poczuć się w pełni wolna.

~*~

Prawdopodobnie wypiłam już o kilka drinków za dużo, ale po szóstym przestałam liczyć. Siedziałam w prywatnej loży z Ellie i Paige. Kyle pracował za barem, więc mieliśmy darmowe drinki bez limitu, a Archie poszedł zapalić skręta z Tylerem. Po pijaku panowie bardzo dobrze się dogadywali, czego pewnie jeden z nich z pewnością pożałuje kolejnego dnia. Torres jak na razie się nie zjawił, co dla mnie było dobrym znakiem. Odpuściłam sobie wszystko i nie żałowałam alkoholu. Potrzebowałam tego, a przecież raz na jakiś czas wieczór z książką mogłam zamienić na wieczór z kieliszkiem.

– Ile jesteście razem? – zagadałam Barnes, sięgającą po szklankę z mojito.

Dziewczyna upiła łyk, zanim odpowiedziała.

– Od szesnastego roku życia. W sumie trzy lata, jakby liczyć w ten sposób. Wcześniej byliśmy przyjaciółmi. – Westchnęła i rozczesała włosy palcami. – Mamy swoje wzloty i upadki, ale jesteśmy na takim etapie, że potrafimy je rozwiązywać. Czujemy się przy sobie dobrze, kochamy się i...nie wiem, to chyba najważniejsze.

– Ja nigdy nie byłam w związku – przyznałam na głos. – W Chicago miałam dwójkę znajomych. Czasami zabierali mnie ze sobą na imprezy, ale byłam osobą, która wolała zostać w domu i czytać książki pod kocem, jedząc ciastka i popijając je ciepłą herbatą, bądź kakao. Zabrakło mi czasu na poznanie kogoś, adoratorów odrzucałam, sama do nikogo się nie odzywałam.

Teraz dopiero dostrzegałam, jak bardzo wyjście do ludzi mi pomogło. Otworzyłam się i przestałam bać się opinii innych. Moja terapeutka miała stuprocentową rację doradzając mi właśnie wyjście ze swojej strefy bezpieczeństwa.

Pozdrawiam, panno Coleman.

– Całowałaś się chociaż? – rzuciła prześmiewczo Paige.

Zarówno ona, jak i moja przyjaciółka były już mocno wstawione. Dobijała północ, więc powoli impreza wkraczała w główną fazę. Parkiet był cały zajęty, wszystkie kanapy i loże także. Kolejka przed wejściem ciągnęła się przez cały czas. Cieszyłam się, że mieliśmy znajomości, dzięki którym weszliśmy do środka poza kolejką.

– Raz. – Wolałam nie rozwijać tej odpowiedzi, bo wtedy musiałabym powiedzieć, że to z Alexem miałam swój pierwszy pocałunek. Właściwie sama nie wiedziałam czy mogłam w ogóle to zaliczyć do pocałunku.

– Kim jest ten szczęśliwiec? – Paige starała się pociągnąć mnie za język.

– Mel, nam nie powiesz? – dołączyła się Ellie, krzyżując ze mną spojrzenie.

Te dwie skojarzyły mi się z tymi wujkami z wesel, którzy zawsze rzucają tekstem Z nami się nie napijesz?

– To nie jest ważne, naprawdę – przekonywałam, ale obie były nieugięte.

– My ci zdradzimy pikantne szczegóły naszego życia – oznajmiła moja przyjaciółka, przybijając piątkę z Barnes.

Matko, pomóż mi, bo ja z nimi nie wytrzymam.

– Alex.

Śmiech dziewczyn nagle ucichł. Przybrałam sztuczny uśmieszek i złapałam za swoją literatkę, biorąc siarczystego łyka. Wstałam, informując o tym, że idę na parkiet. Miałam ochotę się rozerwać, a siedzenie i rozmowy na tematy dla mnie niewygodne jakoś nieszczególnie mi leżały. Te dwie musiały teraz przetrawić tą informację, a ja nie chciałam słuchać ich opowieści spod kołdry.

Przepychanie się przez ludzi było ciężkim zadaniem, któremu na szczęście podołałam. Poruszałam się w rytm Talking Body, wyginając się na boki. Za moimi plecami pojawił się jakiś chłopak, który chyba chciał ze mną zatańczyć. Zignorowałam go, kontynuując ruchy bioder. Nagle poczułam dotyk czyichś dłoni. Chciałam je zrzucić, ale wtedy dotarł do mnie zapach znanych mi perfum. Trzymał mnie w talii, a ja kołysałam się rytmicznie. W pewnym momencie, odwróciłam się i zarzuciłam dłonie na jego kark. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Uniosłam lekko kącik ust, gwałtownie się do niego przybliżając. Wypite procenty zabrały mi resztki rozumu. Chłopak pozwolił mi na zbliżenie naszych twarzy, a następnie połączenie spragnionych warg. Pocałowałam go pewnie, namiętnie i z dominacją, której nigdy bym nie miała, gdybym była trzeźwa. Wtargnęłam językiem do wnętrza jego gardła, a on mnie tam wpuścił, dając nieme zaproszenie. Oderwaliśmy się od siebie dopiero na refrenie piosenki. Alex złapał za moją dłoń i obrócił mnie wokół własnej osi. Następnie odepchnął i kręcąc na około, niczym bączek, przyciągnął do siebie.

– Alexander Torres, potrafi tańczyć? – zagaiłam z podziwem. – Nieźle, zaskakujesz mnie z każdym dniem coraz bardziej.

– Mam wiele asów w rękawie – odparł, przyciągając mnie bliżej siebie. – I nie tylko w nim, ale o tym kiedy indziej.

– Kiedy? – Uniosłam brew.

– Jak będziesz trzeźwa i w pełni świadoma swoich czynów.

– Jestem świadoma.

Kłamstwo.

– Nie jesteś, Williams. Schlałaś się w trzy dupy.

– Alex, naprawdę jestem trzeźwa.

Kłamstwo numer dwa.

– Williams, jedziemy zaraz do domu. Nie dotrwasz do trzeciej, nie ma opcji – skomentował, co bardzo mi się nie spodobało.

– Dotrwam, bez problemu. Możesz mnie tu zostawić – zapewniałam licząc, że to jakkolwiek go przekona.

Nie przekonało.

– Melanie, nie wykłócaj się ze mną, bo to do niczego dobrego nie doprowadzi – powiedział stanowczo. – Złap się mnie. Idziemy do loży po twoje rzeczy.

Już miałam się z nim wykłócać, ale naszą uwagę przykuło coś innego. Usłyszeliśmy syreny dochodzące z dworu, a następnie dwójka policjantów wkroczyła do środka. Muzykę uciszono, Kyle wyskoczył zza baru i podszedł do mężczyzn. Odszedł jednak po chwili, a na jego miejsce wkroczył Tyler, który momentalnie zbladł. Całą czwórką poszli na górę, a ja spojrzałam na bruneta przede mną, równie zdezorientowanego, co ja.

– Chodź. – Pociągnął mnie w stronę schodów.

Nie opierałam się. Szłam za nim, dałam się mu prowadzić.

Okazało się, że gliniarze znajdowali się w naszej loży. Kiedy do niej weszliśmy, szok opanował moją twarz, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Wpadłam tyłem na Torresa, który mnie przytrzymał.

Ten widok...niezapomniany.

Tyler przez łzy krzyczał coś do Paige, która do kogoś dzwoniła. Kyle i Archie stali sparaliżowani, a Ellie...ona...stała najbliżej policjantów. Przez kilka chwil z nimi rozmawiała, lecz później...uśmiechnęła się w naszą stronę, wyciągając ręce przed siebie. Nie wierzyłam w to, co widziałam.

Moją przyjaciółkę właśnie zakuto w kajdanki i wyprowadzono z loży, niczym skazanego więźnia.


#NODwnb

Wrażenia-->>

Continue Reading

You'll Also Like

271K 10.4K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
260K 9.2K 49
Druga część książki pt. "To tylko zakład" Minął rok, podczas którego wszystko stanęło na głowie i diametralnie się zmieniło. Historia zaczęła powoli...
561 57 6
DRUGA CZĘŚĆ DYLOGII "DISTRUZIONE". Czy śmierć wstała na nogi, po bolesnym upadku burzy?
88.6K 1.9K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...